- Opowiadanie: Realuc - Dla ciebie wszystko, czyli historia ulepiona z plasteliny

Dla ciebie wszystko, czyli historia ulepiona z plasteliny

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

cobold, Bellatrix, zygfryd89

Oceny

Dla ciebie wszystko, czyli historia ulepiona z plasteliny

Chwytam ją mocno za rude loki i wchodzę w nią od tyłu.

Tak jak lubię najbardziej.

Patrzę na pokryte wieloma pieprzykami blade plecy Irvin. Na piękne pośladki, które w równym rytmie obijają się o moje biodra. Pieprzymy się już drugą godzinę, z małymi przerwami, a nadal odczuwam wielkie podniecenie.

Jest kurewsko piękna.

Wychodzę z niej, przewracam na plecy i klękam nad brzuchem. Daję do zrozumienia, że nadchodzi szczyt. Ściskam jej nabrzmiałe, różowe sutki, a Irvin bierze w dłoń mojego kutasa. Góra, dół, góra, dół. Robi to nadzwyczaj dobrze. Coraz szybciej, coraz szybciej…

Kończę, wytryskując nasienie na brzuch rudowłosej piękności.

Kładę się, Irvin opiera głowę na mojej piersi i milczy. Ja też milczę. Długo leżymy w ciszy. Mimowolnie, w głowie pojawia się obraz mojej żony, Tribeci. Kiedyś ją kochałem. Chyba nawet nadal kocham. Tak samo jak dwunastoletniego syna, Roba, i siedmioletnią córeczkę, Becky.

Mimo to, pewnego dnia po pracy natrafiłem w kawiarni na tę piękność i stało się. Zauroczyłem się jak nastolatek. I od tamtej pory odwiedzam ją regularnie, dwa, trzy razy w tygodniu. Moje małżeństwo jest udane, choć zawsze czegoś mi w nim brakowało. Jednak do dziś nie wiem czego. Chcę się tylko nieobowiązująco pieprzyć. Irvin też. Więc to robimy.

Czasem gryzie mnie sumienie. Są chwile, kiedy chcę z tym skończyć, ale coś mi nie pozwala.

– Dobrze ci było? – pyta, całując mnie w skroń.

– Jak zawsze – odpowiadam i podnoszę się z łóżka.

Irvin mieszka na czwartym piętrze w kamienicy, w samym centrum miasta. Skromna kawalerka. Niewiele mebli i dużo różnych, dziwnych bibelotów. Na ścianach wiszą obrazy przedstawiające historyczne sceny. Bitwy, koronacje, śluby. W sumie mam to wszystko gdzieś. Interesuję mnie tylko duże, wygodne łóżko, które zawsze pokrywa czerwona, gruba narzuta.

Mimo tego, że jak sama mówi, pracuje w niszowej księgarni, to jest znana w tej części miasta. Nie chce mi nigdy o tym opowiedzieć, jednak ludzie mówią, że kiedyś robiła dziwne rzeczy. Wróżyła z wnętrzności zwierząt, rzucała klątwy i tym podobne głupoty.

Dwudziesty pierwszy wiek, a ludzie nadal są w stanie nazywać kogoś czarownicą. Ciemna masa.

Zabieram zegarek z nocnej szafki, która jest tuż obok łóżka. Na małym meblu stoją dwie plastelinowe figurki. Jedna przedstawia wysoką, szczupłą postać o krótkich, czarnych włosach. Druga niską, ale zgrabną kobietą o rudych, plastelinowych lokach.

Nie wiem, po co Irvin ulepiła nasze podobizny, ale nieźle jej to wychodzi. Zresztą robi wiele dziwnych rzeczy. Nie obchodzi mnie to jednak. Nie chcę angażować się w jej życie. Jak już wspomniałem, interesuję mnie wyłącznie łóżko.

Ubrany podchodzę do drzwi. Staje koło mnie, naga, i obejmuje mnie w pasie.

– Jesteś pewien, że możesz poświęcić wszystko dla przelotnego pieprzenia? – pyta, ukazując idealne, białe zęby.

– Dla ciebie wszystko – odpieram i całuję ją w mocno pomalowane, czerwone usta.

Wychodzę na klatkę schodową. Kiedy zamyka za mną drzwi, wycieram chusteczką ślady szminki.

Czas wracać do domu. Tribeca z pewnością czeka już z kolacją.

 

 

 

*

 

 

Siedzę na kanapie i palę papierosa. I rozmyślam.

Weekend spędziłem sam. Tribeca wyjechała z dziećmi do teściowej, nie informując mnie o tym wcześniej ani słowem. Irvin z kolei napisała, że wyjeżdża w piątek do rodziny i wróci dopiero we wtorek.

Niedzielny wieczór. Piję johny walkera, palę fajkę za fajką i rozmyślam. Tylko jakoś nie mogę pozbierać kurewskich myśli do kupy.

Tribeca od dłuższego czasu jest jakaś dziwna. W zasadzie od roku, w którym wróciła z wycieczki do Kolumbii, a było to chyba trzy, jak nie cztery lata temu. Niby wszystko jest w porządku, a jednak nie możemy porozmawiać ze sobą jak kiedyś, a o pożartowaniu nie ma nawet mowy. Często wychodzi z domu poza pracą i nie jest skora do tego, aby łaskawie powiedzieć dokąd idzie. Myślałem, że też mnie zdradza, ale nigdy dotąd nie spostrzegłem żadnych oznak, które mogłyby prowadzić do takiego wniosku.

Czasami wróci uśmiechnięta, a czasami… Jak teraz właśnie.

– Jesteśmy. Widzę, że dobrze się bawisz.

Stoi u progu salonu i patrzy na mnie piwnymi oczami. Rob biegnie po schodach do pokoju, Becky za nim. Nawet się nie przywitali.

– Jak widzisz. Szkoda, że nic mi nie powiedziałaś.

– Powiedziałam o czym?

Zaciągam się, wypuszczam dym i gaszę papierosa w pełnej już popielniczce.

– Za głupiego mnie masz? O tym, że jedziecie. To, że nie lubię mamusi, nie znaczy, że nie chcę wiedzieć takich rzeczy.

Tribeca rzuca torebkę na fotel i zaczyna ściągać biżuterię, którą zawsze jest mocno obwieszona.

– Gdybyś nie wracał tak późno, kiedy wszyscy w tym domu już śpią, może miałbyś okazję się dowiedzieć.

Zdejmuje ostatnią, czerwoną bransoletkę z nadgarstka i udaje się do łazienki.

Mam ochotę soczyście, głośno zakląć. Roztrzaskać szklankę z johny walkerem o stół i wyjść. Odpalam jednak kolejnego papierosa i uspokajam nerwy.

Przecież z jednej strony, Tribeca ma trochę racji…

Nic na to nie mogę poradzić. Oddalamy się od siebie, czy tego chcę, czy nie, a ja nie mogę się doczekać wtorku.

 

 

 

*

 

 

Leżę na czerwonej, grubej narzucie, a Irvin siedzi na mnie okrakiem i wprowadza do siebie mojego kutasa.

– Coś nie jest już taki twardy i duży, jak kiedyś – mówi i zaczynamy się ostro pieprzyć.

Pot, krzyki, jęki.

Uderzam otwartą dłonią w jej pośladek. Jeszcze raz, ale o wiele mocniej. I jeszcze mocniej.

Stęka i wbija w mój tors długie, pomalowane na czerwono paznokcie. Pochyla się, twarz tonie mi w rudych lokach. Przyciągam kochankę jeszcze bliżej, aby móc sięgnąć ustami jej sutki. Ssę i gryzę, pierw jednego, zaraz drugiego.

Orgazm się zbliża więc wychodzę, chwytam włosy Irvin i kieruję jej głowę coraz niżej, aż trafia do celu.

Chyba rzeczywiście coś stało się z moim kutasem. Nie pamiętam, aby wcześniej wchodził jej do ust do samego końca. Po tej myśli dochodzę, choć nie jest to szczyt szczytów.

Leżymy w milczeniu. Czuję jej chłodne stopy pomiędzy łydkami, a ona jakby czytając w myślach, mówi:

– Zawsze takie są. Zawsze mam zimne stopy.

Przytulam ją mocniej i głaszczę po policzku.

– To ciekawe, zupełnie jak moja… – Gryzę się w język i nie kończę.

Obracam głowę i patrzę na nocną szafkę, na której przybyło plastelinowych ludzików. Prócz podobizny mojej i Irvin, stoją tam teraz wysoka kobieta o czarnych włosach i dwójka dzieci. Chłopiec i dziewczynka. Podobieństwo jest uderzające.

– Skąd wiesz, jak wyglądają moje dzieci? I po co ulepiłaś moją rodzinę? To trochę… dziwne, nie sądzisz?

Irvin śmieje się głośno, jakbym opowiedział właśnie dobry żart.

– Przecież masz ich na zdjęciu w portfelu i na tapecie w telefonie. Trudno było nie zauważyć. Przeszkadza ci to? Jakby nie patrzeć, wszyscy jesteśmy w jakiś sposób rodziną, hehe.

Wstaje i udaje się do łazienki. Zadowolona i zaspokojona. Ubieram się rozglądając po pokoju. Moją uwagę przykuwa zwierzęca skóra zawieszona na ścianie, której nigdy wcześniej nie dostrzegłem. Jest pomazana żółtą, niebieską i czerwoną farbą. Ciekawe z jakiego to stworzenia…

– Idziesz już? – pyta Irvin. Piękna jak zawsze. I naga.

– Tak, muszę już iść. Dziwnie się czuję.

Chwyta mnie za kark, staje na palcach i szepcze:

– Jesteś pewien, że możesz poświęcić wszystko dla przelotnego pieprzenia?

– Dla ciebie wszystko – odpowiadam bez zawahania, ściskam ją za pośladek, całuję w czoło i wychodzę.

Schodzę z czwartego piętra, opuszczam kamienicę. Na zewnątrz jest parno i duszno. Ciemno i mroczno. Otwieram drzwi samochodu, podchodzi do mnie jakiś śmierdzący menel.

– Nic nie dam, chyba, że masz terminal. Nie noszę gotówki – ubiegam jego pytanie.

– To wiedźma! Czarci pomiot! Radzę ci, synu, odpuść sobie.

Patrzę na starca i zaczynam się śmiać.

– Dzięki za radę, dziadku.

Wsiadam do samochodu i odjeżdżam.

W lusterku widzę, jak śmierdziel stoi nieruchomo i patrzy w okno Irvin.

Moja rudowłosa kochanka może jest nieco… Inną kobietą. Może i kiedyś praktykowała jakieś dziwne zwyczaje. W końcu wiele z rzeczy, które widziałem w jej mieszkaniu, nie jest standardem wystroju u samotnej kobiety. No i ta plastelinowa twórczość. Robi to tylko dlatego, że lubi i ma talent?

Co to wszystko ma za znaczenie. Nie wierzę w żadne zabobony. A nawet jeśli coś jest na rzeczy, wiedźma czy nie, najważniejsze, że się dobrze pieprzy.

 

 

 

*

 

 

Budzę się o piątej rano. Tribeca przytula się do mnie i mówi smutnym głosem:

– Kocham cię. Jeszcze wszystko może być dobrze. Jeszcze może być dobrze…

– Oczywiście, że może. I na pewno będzie.

Głaszczę ją i czuję jej zimne stopy.

 

 

 

*

 

 

Tym razem pieprzyliśmy się tylko niecałą godzinę.

Mój penis jest ostatnio coraz mniej wydajny. Może to przez stres.

Irvin wkłada białą, prześwitującą sukienkę i siada na krześle. Patrzy na mnie smutnym wzrokiem.

– Coś się stało? – pytam zaniepokojony.

– Nic takiego. Miałam pewne nadzieje, które się nie spełniły. To wszystko.

Patrzę na skurczonego kutasa, ale zanim się odzywam, Irvin kręci głową i mówi:

– Nie o to chodzi. Chyba najwyższy czas, żebyś sobie poszedł. Chcę pobyć sama.

Wstaję bez słowa i zaczynam się ubierać. Biorę zegarek z nocnej szafki, na której wciąż stoi pięć figurek. Trzy z nich, wysoka kobieta i dwójka dzieci, zostały przerobione. Są teraz w całości ulepione z czerwonej plasteliny. Obok ludzików dostrzegam tej samej barwy bransoletkę. Bardzo podobną do tej, którą ma Tribeca. Może nawet taką samą? Co w tym dziwnego, w końcu kupiłem ją żonie w jednej z najpopularniejszych sieci z błyskotkami.

Irvin wstaje i odprowadza mnie do drzwi.

– Jesteś pewien, że możesz poświęcić wszystko dla przelotnego pieprzenia? – pyta jak zawsze.

– Dlaczego wciąż mnie o to…

– Odpowiedz. Ostatni raz.

To wszystko zrobiło się bardzo dziwne. Jednak kiedy na nią patrzę, nie jestem w stanie odpowiedzieć inaczej.

– Dla ciebie wszystko.

 

 

 

*

 

 

Wielki pożar na przedmieściach Londynu!

Spłonął jednorodzinny dom, w którym była dwójka dzieci i ich matka. Dzieci zginęły na miejscu, ciała kobiety nie odnaleziono.

 

New Day

10/05

Więcej na str. 14

 

 

*

 

 

Gdyby ktoś zapytał mnie, jak to jest stracić dzieci i cały swój dobytek, odpowiedziałbym: nie wiem.

Czuję się, jakbym był w innym świecie, w innej rzeczywistości. Wypruty z emocji, ze wszystkiego, co może odczuwać człowiek. Czy mam poczucie winy? Na pewno. Teraz jednak mam w głowie tylko jedno.

Zabić tę kurwę.

Pochowałem własne dzieci, a moja żona zniknęła bez śladu. Wszystko mi jedno. Mogę resztę życia spędzić w pierdlu, ale muszę ukatrupić czarownicę.

Czy naprawdę nią jest? Czy doprowadziła do tego czarując te durne, plastelinowe ludziki, niczym jakieś laleczki voodoo, czy może zwyczajnie sama, w jakiś naturalny sposób, podpaliła mój dom w środku nocy. Wiedziała, że jestem wtedy zagranicą. Wyjazd służbowy, o którym suka dobrze wiedziała.

Parkuję pod kamienicą. Mijam znajomego staruszka, który siedząc na krawężniku kręci tylko głową i nie odzywa się ani słowem.

Wchodzę do klatki i biegnę na czwarte piętro. Uduszę ją gołymi rękami.

Łapię oddech, naciskam na klamkę. Drzwi są otwarte. Wbiegam do środka. Siedzi na łóżku. Ale to nie jest Irvin.

– Tribeca!?

Patrzę z niedowierzaniem na moją żonę, która siedzi naga na łóżku byłej kochanki. Końcówki włosów na moich oczach z rudych przechodzą w czarne.

– Co to ma… – Nie potrafię wykrztusić zdania.

Tribeca wstaje i patrzy na mnie zapłakanymi oczami.

– Dziś nie będzie pieprzenia z Irvin.

– To byłaś ty! To cały czas byłaś ty! Ale jak!?

– A czy to ważne? Przecież i tak nigdy nie wierzyłeś w żadne czary mary.

Nie wytrzymuję. Podchodzę do wiedźmy, kiedyś mojej żony, i zaciskam palce na jej gardle.

– Jaką trzeba być ostatnią kurwą, żeby zabić własne dzieci!? Co ty masz w głowie!?

Zwalniam uścisk. Suka chwyta się za szyję i łapie oddech. Po chwili się odzywa:

– Obiecałeś mi, że nasza miłość będzie ważniejsza od wszystkiego i wszystkich! Pamiętasz? Że jeśli ona umrze, to my razem z nią! Zniszczyłeś wszystko dla dorywczego ruchania! A tyle razy zadawałam ci to samo pytanie. Miałeś czas na zmianę decyzji i nie wykorzystałeś go.

Nie wierzę w to, co się dzieję. Wściekłość wzbiera we mnie do granic możliwości.

– Jesteś chora, rozumiesz!? Wykorzystałaś swoje sztuczki żeby sprawdzić moją wierność? Niech będzie. Ale jak, kurewska czarownico, mogłaś zabić nasze dzieci!? Nie, nie nasze dzieci. Nie jesteś moją żoną. Moja Tribeca nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego…

Źrenice wiedźmy robią się czarne, włosy zmieniają barwę na rudy i nagle stoi przede mną połączenie Tribeci i Irvin w demonicznym wydaniu. Przemawia okropnym, upiornym głosem:

– Masz rację. Tribeca nie jest już twoja. Jest moja. Oddała mi swoją duszę. A ty złamałeś przysięgę. To wszystko twoja wina. 

Przerażający i nieludzki śmiech sprawia, że na całym ciele dostaję ciarek. Patrzę na zawieszoną na ścianie zwierzęcą skórę, pomalowaną trzema farbami, i wszystko nagle zaczynam rozumieć.

Dlaczego pozwoliłem jechać jej wtedy samej? Nie wiem, co wydarzyło się w tej pierdolonej Kolumbii, ale musiała trafić gdzieś, gdzie nie powinna lub na ludzi, na których nie powinna.

To coś, co stoi naprzeciw mnie, nie przestaje się śmiać. W głowie mam tylko obraz moich dzieci. Roba i małą Becky. Moich kochanych syna i córeczkę…

Nie myślę o tym co robię. Emocje wygrywają. Biorę do ręki najbliższy przedmiot, którym okazuje się być świąteczna, szklana kula, i krzyczę, aby upewnić sam siebie:

– Nie jesteś Tribecą!

Uderzam z całych sił. Kula roztrzaskuje się na czaszce wiedźmy, a ta pada na podłogę. Krew spływa na dywan z rozbitej głowy. Zamykam oczy i uderzam ponownie, tym razem gołą pięścią. Jeszcze raz. Kończę dopiero wtedy, kiedy mam pewność, że się nie rusza ani nie oddycha.

Podnoszę się na drżących nogach. Nie patrzę w dół. Nie chcę tego oglądać.

Nie mam zamiaru ruszać ciała. Zwyczajnie wyjadę z kraju i zacznę nowe życie. To właśnie uczynię.

Przed wyjściem patrzę jeszcze na nocną szafkę. Zniknęły z niej ludziki przedstawiające Tribece, Roba i Becky. Postać Irvin leży przewrócona z rozpłaszczoną, plastelinową głową. Tam gdzie stała wcześniej moja podobizna, jest teraz doskonale odwzorowany… Mój samochód. Jedyna nieścisłość to ta, że jest cały czerwony, a w rzeczywistości czarny. Ludzik siedzący w środku pojazdu również ulepiony jest z czerwonej plasteliny.

Pierdolenie.

Zabiłem ją. Tym samym pozbawiłem wszelkich mocy. Na pewno tak właśnie się stało.

Wychodzę na klatkę, biorę głęboki oddech i schodzę po stopniach, mając nadzieję, że zaczynam nowe życie.

Na każdym piętrze, na ulicy, i w końcu kiedy wchodzę do samochodu, w głowie słyszę jedno zdanie:

Jeśli ona umrze, to my razem z nią.

Zapalam silnik i odjeżdżam.

 

Koniec

Komentarze

Przez pierwszą połowę miałem wrażenie, że czytam jakiegoś erotyka :) Osobiście trochę kłują mnie takie opisy, ale później rozwój fabuły wciągnął i z ciekawością doczytałem do końca. Szkoda, że nie dopisałeś co się stało z głównym bohaterem.

@rogas dzięki za pierwszy komentarz ;) Ciesze się, że przeczytałeś z ciekawością i że lektura Cię wciągnęła :)

Co do końca, to niby jest trochę otwarte, ale z drugiej strony [ UWAGA SPOILER ] czerwony kolor plasteliny w przypadku jego rodziny oznaczał… śmierć i pożar. Więc patrząc analogicznie na czerwony samochód plus cytat na samym końcu opowiadania to… sprawa jednak jest dość oczywista ;) Choć oczywiście zostawiam, jak to mam często w zwyczaju, nieco wolności w interpretacji końca.

Hmmm. Nie przekonało. Za dużo pieprzenia.

Bohater ma wszy jak ruskie czołgi i nie wie, co go gryzie. Irytują mnie takie postaci. I nie cierpię, kiedy ktoś organ decyzyjny ma w okolicy bioder. Jak byś nie przeczołgał takiego bohatera – dostaje to, na co sobie zasłużył.

Acz w pomyśle wyprawy do Kolumbii coś jest.

Trochę przecinków Ci brakuje.

Dwudziesty pierwszy wiek, a ludzie nadal są wstanie nazywać kogoś czarownicą.

Literówka.

Babska logika rządzi!

@Finkla, co kto lubi ;) Oznaczyłem ten tekst tagiem erotyki, z całą pewnością nie każdy lubi ,,dużo pieprzenia”. Ale ja za to lubię eksperymentować i próbować się w różnej tematyce i motywach.

Może zasłużył, a może nie. W końcu mógł ulec złym mocą wiedźmy i wcale nie myślał trzeźwo i w normalnej sytuacji, z normalną kobietą, organem decyzyjnym nie byłby ten znajdujący się w okolicy bioder. Kto wie.

Tak czy siak, dziękuję za komentarz :) 

W końcu mógł ulec złym mocą wiedźmy i wcale nie myślał trzeźwo i w normalnej sytuacji, z normalną kobietą, organem decyzyjnym nie byłby ten znajdujący się w okolicy bioder.

Tjaaa. A potem się ludzie dziwią, że inkwizytorzy palą wiedźmy. Przecież to niemożliwe, żeby szacowna głowa rodziny tak się dała omotać. Zaczarowała go! Na stos z czarownicą!

I tylko on niewinien. Bo to zła kobieta była.

Babska logika rządzi!

No one expects the Spanish Inquisition! Po co tak by się bawiła i kilka razy dawała mu szansę, gdyby był pod wpływem jej czarów? Jedno zdaje się przeczyć drugiemu :) Zgadzam się z Finklą – sam sobie zapracował na swój los.

No dobra, macie racje, faceci to świnie :(

Ja powstrzymam się od uwag natury moralno-etycznej, nie jestem też zbyt pruderyjny wiec nie odniosę się do warstwy erotycznej. Mi się tekst niezbyt podobał. Generalnie niby wszystko okej. Ładnie napisane, porządnie. Jednak zraziła mnie oczywistość sytacji, w duchu liczyłem że nie będzie trzech “prób” – to tak mało oryginalne. Na plus liczę, że tekst nie był długi. Oszczędziłeś mi dłużyzn i zbędnych opisów. Lecz oszczędziłeś też zaskoczenia.

@Dalekopatrzacy, trzy spotkania ( próby ) były opisane, jednak w rzeczywistości było ich znacznie więcej, o czym dowiadujemy się już na początku:

I od tamtej pory odwiedzam ją regularnie, dwa, trzy razy w tygodniu.

Jeśli żadnego elementu zaskoczenia nie uświadczyłeś, znaczy albo, że jesteś uważnym i spostrzegawczym na wskazówki czytelnikiem, albo ja zbyt mocno i oczywiście je nakreśliłem. 

Tak czy siak, dzięki wielkie za opinię i komentarz :)

No, figurki są dosyć oczywiste. Z wosku, czy plasteliny… jeden czar. Plus Ameryka Południowa – wychodzi woodoo.

Babska logika rządzi!

@Finkla, miałem na myśli to, kim okazuje się owa rzucająca czary ;) Czyli konkretne pytanie: Czy to, że pani I i pani T jest jedną i tą samą osobą było oczywiste i proste do przewidzenia już dużo wcześniej? 

Nie, to było zaskoczeniem. Ale fakt, że bohater, postękując w ekstazie, ładuje się w szambo po uszy, było oczywiste.

Babska logika rządzi!

Porządnie napisane opowiadanie. W opisach erotycznych, gdy się człowiek za bardzo stara, łatwo może popaść w śmieszność, moim zdaniem udało Ci się uniknąć tej pułapki. Fabuła przewidywalna, choć należy się plusik za otwarte zakończenie. Zabrakło mi rozwinięcia wątku utraty formy przez głównego bohatera – myślałem, że będzie to miało coś wspólnego z plasteliną. Inna sprawa, że plastelina nie bardzo mi pasuje jako narzędzie w rękach wiedźmy, osobiście wybrałbym raczej glinę, która ma i tę zaletę, że w razie potrzeby można ją wypalać ;)

Jeśli chodzi o kwestie języka, zazgrzytałem zębami w tym momencie:

– Masz rację. Tribeca nie jest już twoja. Jest moja. Oddała mi swoją duszę. A ty złamałeś przysięgę. To wszystko twoja wina. Haha.

Demonicznym śmiechom haha mówię zdecydowane: meh!

@Cobold wielkie dzięki za komentarz :) Co do plasteliny może nie pasuje jakoś wybitnie, ale to miała być taka nowoczesna wiedźma, więc chciałem, żeby jednak coś zastąpiło tę stereotypową glinę czy wosk.

Jakaś propozycja, jak najlepiej oddać demoniczny śmiech :D ?

Mnie tam opisy erotyczne przyciągnęły, sprawnie napisane, choć widać, że pisał facet :) Za to tożsamość Irvin nie była aż takim zaskoczeniem, gdzieś tam mi przemknęło, że “a może to żona…” ? Niemniej, wrażenie in +

@Bellatrix, jak już wyżej pisałem, co kto lubi ;) Ciesze się, że Cię przyciągnęły i dzięki za klika :) Pisał facet, owszem, a natury nie oszukasz :D Co do wątku o którym wspomniałaś, nie miało to być takie zaskoczenie z …. , nie wynikające z niczego. W tekście są co najmniej trzy dość wyraźne poszlaki i powiązania, dzięki którym możemy domyślić się tego już wcześniej ;) 

Mam mieszane odczucia w stosunku do tego tekstu. Erotyka mi nie przeszkadzała, ale zgadzam się z Bellą, wiać, że pisał to mężczyzna, ale skoro z męskiej perspektywy, to czemu nie? Wyszło całkiem autentycznie, choć nie ukrywam, że główny bohater nie zyskał mojej sympatii. Może właśnie dlatego, wcale niełatwo było mi nie kibicować czarownicy w tym, co sobie tam umyśliła. Element zaskoczenia udany, ale też nijak nie powalający. Plastelina mi nie pasowała. Nie jestem pewna, ale to chyba sztuczne tworzywo, a czarownice i szamani używają naturalnych materiałów. Magia jest silnie sprzężona z kultem przede wszystkim natury, jedynie niektóre jej odmiany wiążą się także z kultem diabła. Wynika to z przekonania, że natura tętni energią i życiem, czymś co spaja strukturę wszechświata – energia płynąca z owych naturalnych materiałów ma zasilać i komponować się z energią czarującego, co ma w rezultacie uczynić zaklęcie możliwym i skutecznym. Do tego kilka kulawych rozwiązań tekstowych. W pierwszej kolejności na myśl przychodzi wspomniane przez Cobolda “haha”. Dobrze, że nie było to “mwahahahahaha” ;)

Ogólnie daję 4. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

@rosebelle, nie zawsze główny bohater musi budzić wyłącznie pozytywne odczucia. Ktoś może go w jakimś stopniu zrozumie, a ktoś inny będzie mu życzył, aby spotkało go najgorsze. Dzięki temu nie jest ani czarny ani biały, choć z pewnością, szczególnie w kobiecym kręgu, bliżej mu do tego pierwszego :p

Co do plasteliny to nie wchodziłem w temat tak głęboko. Twoja analiza pewnie i jest słuszna, ale w końcu to fantastyka, dlaczego więc magia nie może wejść w plastelinę, jeśli czarujący sobie tego zażyczy? 

Haha zostało wyrzucone :)

Dziękuję ślicznie za czwóreczkę :)

O, bez hahy dużo lepiej.

Zastanawiam się, co wydarzyło się w Kolumbii i po co Tri­be­ca testowała męża. Ciekawi mnie też, skąd menel wiedział o czarownicy.

Czytało się nieźle, ale wykonanie mogłoby być lepsze.

 

aby ła­ska­wie po­wie­dzieć gdzie idzie. –> …aby ła­ska­wie po­wie­dzieć dokąd idzie.

 

Moją uwagę przy­ku­wa zwie­rzę­ca skóra za­wie­szo­na na ścia­nie, któ­rej nigdy wcze­śniej nie do­strze­głem. –> Czy to możliwe, że wielokrotnie będąc w pokoju, nigdy nie dostrzegł jednej ściany?

 

– Nic nie dam, chyba, że masz ter­mi­nal. Nie noszę go­tów­ki. – ubie­gam jego py­ta­nie. –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Spło­nął jed­no­ro­dzin­ny dom, w któ­rym były dwój­ka dzie­ci i ich matka. –> Spło­nął jed­no­ro­dzin­ny dom, w któ­rym była dwój­ka dzie­ci i ich matka.

 

W gło­wie mam tylko obraz moich dzie­ci. Roba i małą Becky. Mo­je­go ko­cha­ne­go syna i có­recz­kę… –> Czy kochał tylko syna?

Proponuję ostatnie zdanie: Mo­ich ko­cha­nych syna i có­recz­kę

 

Kula roz­trza­sku­je się na czasz­ce wiedź­my, a ta pada na zie­mię. –> Rzecz dzieje się w mieszkaniu, więc: …a ta pada na podłogę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawione :)

Czy to możliwe, że wielokrotnie będąc w pokoju, nigdy nie dostrzegł jednej ściany? – Mało prawdopodobne, jednak jest jeszcze druga opcja. Nie dostrzegł omawianej skóry nigdy wcześniej, gdyż zwyczajnie jej tam nie było. Mogła ją tam zawiesić dopiero wtedy, gdy zabierała się za czary na figurkach, ale któż tam zrozumie te czarownice :o

Specjalnie nie poszerzałem wątku Kolumbii, aby zostawić trochę tajemnicy. 

Tribeca zaczęła testować męża, gdy był już w niej demon/diabełek. A te, jak się przyjmuje, są złośliwe i złe. 

Co do menela, też mnie to ciekawi xD – gdyż opcji jest wiele. Jako stały bywalec ulicy pod jej oknami miał największe szanse dostrzec jakieś dziwne rzeczy, czary mary czy odgłosy dobiegające z mieszkania.

Pozdrawiam reg ;) 

 

Czy to możliwe, że wielokrotnie będąc w pokoju, nigdy nie dostrzegł jednej ściany? – Mało prawdopodobne, jednak jest jeszcze druga opcja. Nie dostrzegł omawianej skóry…

Jednakowoż z Twojego zdania, w którym zgubiłeś podmiot, wynika, że nie dostrzegł ściany. ;)

 

Dziękuję za wyjaśnienia, Realucu, i cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak już wspomniałem, interesuję mnie wyłącznie łóżko.

Literówka.

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

Całkiem sprawnie napisane opowiadanie, wciąga, fakt, że ruda okazała się być blondyną żoną bohatera, dla mnie zaskakujący. 

@Anet, @zygfryd89, Cieszę się, że się podobało i że końcówka okazała się zaskakująca, bo takowa miała być ;)

Dziękuję za komentarze i klika, Pozdrawiam serdecznie :)

 

Szczerze mówiąc sama końcówka nie bardzo mnie zaskoczyła pod tym względem, że już było wiadomo, że jest jakieś powiązanie między kobietami, a scena z plasteliną jest oczywista (wiadomo, co się wydarzy). No i przerzucanie odpowiedzialności za zabicie własnych dzieci na bohatera jest… dziwaczne.

Przynoszę radość :)

No i przerzucanie odpowiedzialności za zabicie własnych dzieci na bohatera jest… dziwaczne.

Owszem, ale kto zrozumie te kobiety :( A tym bardziej, kiedy są opętane i siedzi w nich jakiś demon :P

 

Szczerze mówiąc sama końcówka nie bardzo mnie zaskoczyła pod tym względem, że już było wiadomo, że jest jakieś powiązanie między kobietami…

Bardzo dobrze, że dostrzegłaś, iż jakieś powiązanie jest, bo po to właśnie dawałem wskazówki. Aby coś wiadomo było, ale nie do końca ;)

 

 

No tak, demony mają swoje prawa ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka