- Opowiadanie: Wicked G - Syn Czasu

Syn Czasu

Uwaga: rozwinięta, poprawiona historia z tego uniwersum przedstawionego została ujęta w utworze: “Dzieci Czasu”, toteż do jego lektury zachęcam. Tutaj znajduje się krótsza wersja konkursowa.

Inspiracje:

Ilustracja główna: Jakub Różalski – wolf bride

Ilustracja dodatkowa: Jakub Różalski – 1920 – winter walker

Zapraszam do lektury :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Syn Czasu

 

Płatki śniegu tańczyły przed świecącymi karmazynowym blaskiem oczyma. Zima na dobre opanowała Bruensk, pokrywając górzystą krainę warstwą nieskazitelnej bieli.

Gantauma zawsze dziwiła niechęć ludzi do niskich temperatur. Przecież one oznaczały stateczność, uporządkowanie. Drobiny zestalonej materii elegancko trzymały się swych miejsc, w odróżnieniu od tych chaotycznie błądzących w gazach.

Wędrowiec niestrudzenie brnął przez kopce sześcioramiennych gwiazd, zastanawiając się, czy istnieje coś piękniejszego od symetrii kryształu. A gdyby tak cały świat nagle osiągnął zero absolutne, gdyby wszystko zamarło w bezruchu, tworząc perfekcyjną sieć indywiduów chemicznych? Wszelkie formy istnienia po prostu trwałyby w jednej postaci. Bez jakichkolwiek wydarzeń, chronologia przyjęłaby miano pojęcia abstrakcyjnego.

Czas był dziwną rzeczą. Czas był ojcem Gantauma.

Kłęby dymu tańczyły nad kominem malutkiej chatki. Tylko nieśmiały blask świec w oknach sprawiał, że domek nie zlewał się całkowicie ze śniegiem. Gdzieś w tle, na samym dnie kotliny, kroczyły potężne, stalowe owady o kilku odnóżach. Asystowały im lewitujące platformy, niby płaszczki pływające w powietrzu. Za chwilę miały rozpętać tutaj prawdziwe piekło.

Gantaum nigdy nie rozumiał wojny, chociaż walkę miał we krwi. I w oleju też. Zarówno naturalną, jak i syntetyczną część jego jestestwa zaprojektowano do niszczenia oraz zabijania. Z czasem przezwyciężył jednak żądzę mordu. Nie rozumiał politycznych układów, manipulacji prowadzących tylko do bezsensownego cierpienia. Teraz, gdy splątały się linie przeszłych i przyszłych wydarzeń, bitwy przybrały na brutalności. Często po starciach nie pozostawał kamień na kamieniu, całe regiony obracano w wypalone do cna pustkowia.

Pióropusze ognia błysnęły, rozświetlając ołowiane niebo. Szeregi mechów wypluwały kolejne salwy pocisków. Przeraźliwy ryk rakiet rozbrzmiewał w całej kotlinie. Eksplozje obracały wioski w sterty gruzu.

Jednak Gantaum musiał rzucić się w samo oko cyklonu. Śpiew Trybów i Łańcuchów podpowiadał, że znajdzie tutaj tę, której szukał od lat.

Zapach, potrzebował zapachu. Tak dawno nie czuł słodkiej woni Kanvestry… Przemienił swe zimne oblicze androida w wilczy pysk pokryty białą sierścią. Miejsce stali zajęła krew i kość. Zaczął węszyć, powoli krocząc w dół zbocza. Nozdrza wychwyciły znajome nuty piwonii oraz skoszonej trawy. Lecz to uczucie było słabe, tak wyblakłe, że mogło okazać się jedynie złudzeniem stworzonym przez chory z tęsknoty umysł.

Docierał do niego też inny bodziec, znacznie wyraźniejszy. Dźwięk powietrza rozrywanego przez szpic pędzącego pocisku. Któryś z robotów bojowych chybił. W kierunku malutkiej chatki sunęła smuga światła niosąca śmierć.

Gantaum znajdował się we względnie bezpiecznej odległości. Mieszkańcy domku nie mieli tego szczęścia. Wypadli na zewnątrz, krzycząc w przestrachu. Dwójka dorosłych i dziecko. Głęboki śnieg ich spowalniał, drastycznie ograniczając szansę na ucieczkę.

Syn Czasu nie uważał siebie za bohatera. Nie mógł przecież zbawić wszystkich. Misja odnalezienia Kanvestry stała na pierwszym miejscu. Jeżeli udałoby się ją wypełnić, wtedy wreszcie nadszedłby kres tego szaleństwa…

Mimo wszystko nie potrafił pozostać obojętnym wobec cierpienia. Mechaniczne nogi zamienił na zwierzęce kończyny. Szybsze, ale niestety także bardziej podatne na zmęczenie, lecz w tamtym momencie nie miało to znaczenia.

Wyścig ruszył. Siła mięśni kontra napęd odrzutowy.

Kalkulacje przeprowadzane w głowie nie dawały zbyt wielu szans. Jednak iskierka nadziei nie gasła. Gantaum bezgłośnie błagał Tryby, by nastawiły Mechanizm Wszechświata na sprzyjające dla niego okoliczności. Prosił o niewypał ładunku wybuchowego czy nawet zryw wiatru spowalniający pocisk na ułamek sekundy. Przyspieszył jeszcze, choć myślał, że nie może już biec prędzej.

– Kryjcie się! – krzyknął w kierunku przerażonych ludzi.

Zabrakło czasu. Musiał wybrać, czyje życie zdoła ocalić. Pochwycił chłopca, który brnął przez śnieg przed rodzicami. Zdołał zrobić kilka susów, zwiększając cenny dystans do punktu uderzenia. Przekształcił zewnętrzną część ciała w stal i przetoczył się po białym puchu, zwinięty w kłębek. Podmuch powietrza wywołany eksplozją omiótł plecy robota, odłamki zastukały o pancerz. Dziecko przetrwało, niemal szczelnie osłonięte przed niszczycielską siłą.

Wędrowiec raptownie podniósł się z zaspy. Z chaty zostały płonące zgliszcza, zaś jej właściciele leżeli w bezruchu, zabici przez falę uderzeniową. Zabrakło może kilkudziesięciu stóp do ocalenia od śmierci.

Ich latorośl kwiliła żałośnie, wtulona w brzuch Syna Czasu. Gantaum musiał stąd uciekać, choć oznaczało to oddalenie się od celu. On mógł ryzykować samobójczą wyprawę w głąb kotliny, jednak nie chciał narażać chłopca.

Wybacz, Kanvestro – pomyślał. Mam zbyt miękkie serce.

Przeobraził swój tors i wewnętrzną część ramion w wilcze ciało, by malcowi było przytulniej. Popędził w kierunku szczytów gór, byle jak najprędzej zostawić przeklęte machiny apokalipsy za sobą.

 

***

 

 

Iskra przeskakująca pomiędzy stalowymi palcami zapaliła suche gałązki. Wkrótce cały stos drewna pochłonęły jęzory ognia. Leżący obok dzik z rozoranym kłami gardłem czekał na oporządzenie i upieczenie.

– Kim tak właściwie jesteś? – zapytał chłopiec, pociągając nosem. – Wyglądasz trochę jak wilkołak, a trochę jak robot… I jeszcze możesz się zmieniać.

Oczy nadal miał czerwone od łez, które ściekały po policzkach i zamarzały na wyświechtanym ubranku. Co chwila wybuchał płaczem, nie mogąc przeboleć straty rodziców.

– Bo jestem i tym, i tym – odparł Gantaum. – Co prawda nie wilkołakiem, tylko lupisomą, ale te stwory są spokrewnione.

– Lupi… Czym? – Melkym zrobił zdziwioną minę.

– Wilkołak to człowiek, który może na chwilę przybrać wilczą postać. Lupisoma to ktoś, kto wygląda jak wilk przez cały czas – wyjaśnił Gantaum. – Chodź, opowiem ci historię. – Nakłonił chłopca ruchem dłoni, by się zbliżył. – Chcesz wiedzieć, skąd się wziąłem?

Melkym nieśmiało skinął głową i spoczął na kolanach wybawcy. Jego futro było puszyste, kolorem przypominało mleko. Gantaum objął malca zwierzęcymi ramionami i pogłaskał po policzku.

– Kiedyś świat wyglądał zupełnie inaczej – rozpoczął Syn Czasu. – W obecnym momencie dziejów nie istniały automaty. Lecz wtedy stało się coś dziwnego. Niektórzy wierzą, że cały świat jest wprawiany w ruch przez jeden wielki Mechanizm. O, podobny do tego. – Wyciągnął rękę, przemieniwszy ją w sztuczną. Otworzył klapkę poniżej nadgarstka. Pod warstwą metalu kryła się mozaika tłoków, kół pasowych i przewodów. – Podobno ten Mechanizm Świata uległ awarii. Tryby nie zaskoczyły, Łańcuchy pękły. Przez to pomieszała się przeszłość i przyszłość.

– To dziwne – przerwał mu nagle malec. – Też sądzę, że kiedyś było inaczej. Bez tych okropnych robotów. Po prostu mieszkałem spokojnie z rodzicami w chatce. Nie musieliśmy się martwić wojną. Często śniłem o tamtych dniach, ale nikt mi nie wierzył, jak o tym mówiłem.

Gantaum rozwarł wilczy pysk z zaskoczenia. Przeciętni zjadacze chleba, ba, nawet i większość wielkich władców nie znała tego faktu.

– Jesteś w takim razie wyjątkowy. – Poklepał chłopca włochatą łapą po ramieniu. – Niewielu zdaje sobie sprawę z przesunięcia ścieżek czasu. Prawie wszyscy myślą, że roboty towarzyszyły ludziom od zawsze. To złe. Każda rzecz ma właściwy sobie okres, w którym powinna istnieć. Twoi pobratymcy nie są jeszcze gotowi na korzystanie z dobrodziejstw techniki. Nie do końca rozumieją maszyny, podchodzą do nich jak do zabawek, do zaczarowanych przedmiotów, które można samolubnie wykorzystać celem zdobycia pieniędzy lub władzy. Zabijają przy tym zbyt wielu niewinnych. Całkowicie niszczą środowisko.

– Jesteś bardzo mądry – powiedział Melkym ze szczerym, dziecięcym uznaniem. – Kto cię tego wszystkiego nauczył?

– Kanvestra. Duch czasu. Zittgaist, jak by to powiedzieli na zachodzie. Para, która wprawia w ruch Tłoki. Kiedyś żyłem w przeszłości, jako lupisoma imieniem Antau, i w przyszłości, jako robot G-43M. Oboje znali Kanvestrę. Oboje podążali jej śladem. Antau dzięki niej przestał być żądną krwi bestią, a G-43M bezmyślną, niesamodzielną kupą złomu. Jednak przyszedł moment, gdy Mechanizm Czasu się zepsuł. Tryby zaczęły zgrzytać, trzeć o siebie, mięknąć od gorąca. W końcu zlały się w jedno. Jestem takim właśnie stopem, Synem Czasu. Mogę być zwierzem, maszyną albo jednym i drugim naraz. – Zademonstrował tę zdolność, przemieniając się najpierw w człowieka-wilka, potem w androida, w końcu w hybrydę z mięśni oraz stali. – Po awarii Kanvestra gdzieś zniknęła. Szukam jej, bo wierzę, że ona uporządkuje to zamieszanie, przywróci świat do normy.

– Ta Kanvestra… – Melkym zadarł głowę, spoglądając na oblicze Gantauma. – Kochasz ją, prawda? Słyszę to w twoim głosie. Tata zawsze tak mówił o mamie.

– Kocham. Chyba najmocniej na świecie – odrzekł Syn Czasu.

W obliczu Melkyma było coś… niezwykłego. Na tęczówce miał przebarwienia. Złociste, kolor oczu Kanvestry.

Może to był znak. Może zwykły zbieg okoliczności. Gantaum nie wiedział, czy zdoła kiedykolwiek odnaleźć uwielbionego zittgaista. Mimo iż czasem słyszał metaliczny śpiew Trybów, nie wiedział, czy wszystko da się przewidzieć. Może Mechanizm wcale nie ustawiał wszystkiego z perfekcyjną dokładnością, tylko określał prawdopodobieństwo zdarzeń? Może samo obserwowanie losów świata wpływało na nie w jakiś sposób?

Jeśli te tropy rzeczywiście były tylko złudzeniem… Jeśli Kanvestra przepadła bezpowrotnie, a świat już na zawsze pozostanie pogrążony w chaosie…

Znów ogarnęło go zwątpienie. Poświęcił tak wiele sił na poszukiwania, a nadal nie przyniosły one rezultatów. Tyle pytań pozostawało bez odpowiedzi.

Gantaum miał teraz jednak kolejny powód, by iść dalej, by szukać własnej drogi. Małego, bezbronnego chłopca, który przed chwilą zasnął w jego ramionach.

Koniec

Komentarze

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję, Śniąco, czekam cierpliwie na opinię :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Całkiem niezłe, dobrze napisane. Tyle tylko, że bardziej jest to fragment większej całości niż zamknięta opowieść. Wstęp może trochę przegadany, chyba nie łączy się z fabułą.

Na plus zdecydowanie świat, mechanizmy nim rządzące, a także połączenie wilkołaka z robotem i lupisoma (rozumiem, że to Twój autorski pomysł).

 

Zima na dobre na dobre opanowała Bruensk 

powtórzenie

 

Wędrowiec niestrudzenie brnął przez kopce sześcioramiennych gwiazd, zastanawiając się, czy istnieje coś piękniejszego od symetrii kryształu.

Jak dla mnie przekombinowane. :) Zwłaszcza “kopce sześcioramiennych gwiazd” jako zaspy. 

 

Zittgaist

To celowe czy chodziło Ci o Zeitgeist?

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Cześć, El Lobo! Dzięki, że wpadłeś i zostawiłeś komentarz.

 

Limit był dość bezlitosny, więc aby dobrze przedstawić koncept, postanowiłem postawić na “otwartość” historii, dać czytelnikowi wycinek z rzeczywistości, który pozwoli czytelnikowi wysnuć w głowie potencjalny życiorys Gantauma. Myślałem nad jakimś definitywnym zakończeniem z puentą, lecz stwierdziłem, że dzięki niedopowiedzeniom i niepewnej przyszłości bohatera tekst zyska na tajemniczości.

 

Rozważania na temat natury rzeczywistości na początku wrzuciłem jako intro delikatnie zarysowujące “backstory” bohatera, a także celem stworzenia klamry kompozycyjnej – szort zaczyna się i kończy refleksjami Syna Czasu na temat natury wszechświata.

 

 

Dzięki za docenienie światotwórstwa, choć właściwie to zasługi przypadają Jakubowi Różalskiemu, bo na jego dziełach się wzorowałem. Przemyciłem tutaj też trochę innych nawiązań, ciekawe, czy ktoś je dostrzerze :) Choć koncept antropomorficznego wilka jest nie nowy, to nazwę wymyśliłem sam – od łacińskiego “lupus”, czyli wilka, i starogreckiej “somy”, czyli ciała.

 

Powtórzenie poprawiłem. Te “kopce sześcioramiennych gwiazd” na razie zostawiłem, bo wprowadzają wewnętrzny zachwyt bohatera nad symetrią w sieci krystalicznej. “Zittgaist” to celowe zniekształcenie niemieckiego słowa, przedstawiony świat jest niejako lustrzanym odbiciem Europy Centralnej i Północnej.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Podobało mi się zarysowanie świata. Oszczędne, z wykorzystaniem raptem kilku pojęć i odniesień, ale wypadło IMO spójnie i wiarygodnie. Zwłaszcza ta wariacja wilkołaka wypadła super!

Co do historii, jestem mniej usatysfakcjonowany. Niby jest jakaś akcja w postaci ratowania chłopca, ale to tylko akcja pretekstowa, by główny bohater miał potem z kim rozmawiać, a nie mówił do siebie. Nie popycha ona wiedzy czytelnika na temat historii w żaden sposób. Zgodzę się tym samym z kimś wyżej, że wygląda to tylko na wycinek większej całości, a kilkanaście tysięcy znaków więcej mogłoby zdziałać cuda.

Początek kojarzy mi się z Lodem Dukaja.

Ciekawa koncepcja światotwórcza, dotycząca skrzyżowania różnych… Wymiarów? Linii czasu?

Jeśli chodzi o słabe strony, to chłopiec nie zachowuje się jak chłopiec, tylko okno do ekspozycji. Dziecko straciło rodziców – nie obchodzą go wymiary, a wilkodroid powinien budzić przerażenie, nie zainteresowanie. No ale zasugerowałes, że dziecko jest magiczne, więc może tam tkwi odpowiedź.

Tekst nie broni się jako samodzielna historia. Nic tam się w zasadzie nie wydarzyło. Stanowi ciekawą zajawkę intrygującego świata, ale brakuje tu struktury samodzielnej opowieści. Fabuła jest pretekstem do ilustrowania tła i niestety, nie starczyło na nią miejsca w 10k znaków :)

Miło się czytało.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Gęste światotwórstwo podlane filozoficznym sosem czyli mieszanka, w której Wicked czuje się najlepiej. Rzecz zdecydowanie traci w tak krótkiej formie, motyw trybów bardzo steampunkowy, więc kolejny dodatek do stworzonego świata.

Czytało mi się nieźle.

Powodzenia w konkursie :)

Zgodzę się z poprzednikami, że tekst cierpi przez ograniczenie limitem, co czyni stworzony świat taki nieco przekombinowany i niezrozumiały, jakbyś chciał upchnąć coś bardzo dużego w coś malutkiego ;) Mechaniczny aspekt to zdecydowanie nie mój klimat, ale podoba mi się zima i Twoja filozofia. Dziecko mało dziecięce, ale pewnie jest wybrańcem… coś ostatnio to modne :)

Dziękuję za kolejne komentarze :)

 

MrBrightside

Dziękuję za docenienie światotwórstwa i wizji wilkołaka.

Argument fabularny odeprę w ten sposób – akcja z chłopcem celowo jest zarysowana jako losowa, gdyż tekst miał być właśnie refleksją na temat determinizmu, przeznaczenia, zbiegów okoliczności, splotów czasowych. To wycinek większej historii, owszem, ale otwarte zakończenie zostało właśnie pozostawione po to, by skontrastować ten mechaniczny fatalizm i clockwork universe z niepewną przyszłością.

 

wisielec

Skojarzenia z Dukajem jak najbardziej mile widzianie, chociaż samego “Lodu” nie czytałem. Tylko “Perfekcyjną Niedoskonałość”, która dość mocno wpłynęła na mnie literacko. Fajnie, że lektura okazała się miła.

Co do zachowania chłopca:

a) Za słowami Gantuama o wyjątkowości kryło się coś więcej, to nie było do końca zwyczajne dziecko.

b) Rozpiętość czasowa pomiędzy dwoma scenami jest niedookreślona. To mogło być kilka godzin, mogła być doba albo dwie. Pozostawiam to wyobraźni czytelnika. W tym czasie dziecko już mogło trochę oswoić się z wilkołakiem-robotem.

Nie zgodzę się, że w tekście nic się nie wydarzyło. Opisałem splecenie ścieżek losu dwóch istot, coś, co mogło być punktem przełomowym w życiu głównego bohatera. Mamy zarysowane tło bohatera, wiemy, skąd pochodzi i dokąd może zmierzać w przyszłości.

 

belhaj

Tradycyjnym polskim zwyczajem nie dziękuję za życzenia powodzenia :) Cóż, limit rzeczywiście trochę mnie ograniczył, musiałem nieco ciąć pierwotną wersję. 

 

Żongler

Zgodzę się, dziecko ma w sobie coś z wybrańca. Zima to chyba moja ulubiona pora roku na setting do opowiadań :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

“Nic się nie wydarzyło” – jedno wydarzenie to nie historia. Nie uważam, że Twój tekst jest zły. Niewątpliwie natomiast struktura stanowi jego najsłabszą stronę. Stąd stwierdzenie, że opowiadanie nie posiada fabuły. Fabuła to ciąg wydarzeń, które posiadają jakieś rozstrzygnięcie. Tu mamy migawkę pozbawioną kontekstu i kulminacji.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Fabuła to ciąg wydarzeń, które posiadają jakieś rozstrzygnięcie.

Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Dzieło literatury może posiadać kompozycję otwartą. Fabuła z definicji to “układ zdarzeń, wątków przedstawionych w utworze literackim lub w filmie” (cyt. za SJP PWN). Definitywne rozstrzygnięcie i arbitralny osąd przedstawionych wydarzeń nie jest wymogiem określającym fabułę.

 

Owszem, w moim tekście nie dzieje się dużo, ale mamy przedstawiony ciąg wydarzeń powiązanych ze sobą. Nie uważam też, by moje dzieło było pozbawione kontekstu – rzecz jasna nie jest on zbyt szeroki, jednakże mamy jasno określonego głównego bohatera, którego przybliżone pochodzenie znamy i którego jawnie określony cel został przedstawiony. W wyniku splot okoliczności został on chwilowo od tego celu odwiedziony, jednak dzięki temu przypadkowi nadaje sobie nowy cel. Przedstawiłem wydarzenia, które doprowadziły do uformowania świata w taki a nie inny sposób. O braku kontekstu moim zdaniem można byłoby mówić, gdybyśmy nie znali zamierzeń bohatera, realiów świata przedstawionego, gdyby postaci były całkowicie nieosadzone w tymże świecie.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Fabuła z definicji to “układ zdarzeń, wątków przedstawionych w utworze literackim lub w filmie” (cyt. za SJP PWN)

Zgadza się. W Twoim tekście występuje jedno zdarzenie. Z pojedynczego zdarzenia nie można ułożyć fabuły podobnie, jak z pojedynczego kamienia nie da się ułożyć stosu kamieni.

Syn Czasu mówi o tym, że wilkołak ratuje chłopca z wybuchu. Reszta tekstu to przemyślenia bohatera, opisy otoczenia oraz obszerny ustęp dotyczący wcześniejszej historii protagonisty. Naprawdę jestem gotów iść na wojnę w obronie tezy, że w Twoim tekście, z punktu widzenia strukturalnego, występuje jedno wydarzenie.

Dzieło literackie może posiadać dowolną kompozycję. Dwie strony opisu przyrody to też jakaś kompozycja. Nie w tym rzecz, że nie wolno pisać tak, jak proponujesz. Można pisać rozmaicie i naprawdę – doceniam twórczą różnorodność.

Rzecz w tym, że jeśli masz do dyspozycji 10k znaków, to żeby wycisnąć z nich maksimum, musisz dać mocną puentę.

 

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Syn Czasu mówi o tym, że wilkołak ratuje chłopca z wybuchu. Reszta tekstu to przemyślenia bohatera, opisy otoczenia oraz obszerny ustęp dotyczący wcześniejszej historii protagonisty.

Wydarzenia nie ograniczają się tylko do tych przedstawianych bezpośrednio w ciągu narracyjnym. W retrospekcji, którą Gantaum przedstawia Melkymowi mamy opisane zdarzenie – pomieszanie ścieżek czasu, które doprowadziło do pojawienia się zaawansowanych machin we wcześniejszej epoce. Mamy opisane interakcje lupisomy i androida z Kanvestrą – zdawkowo, bo zdawkowo, ale przedstawione są wydarzenia pod postacią przemiany osobowości bohaterów.

 

Ratunek chłopca z wybuchu to zbyt duża redukcja. Początkowo mamy opis zdarzeń składający się na historię poszukiwania Ducha Czasu przez Gantauma. Syn Czasu wędruje przez krainę, następnie rozeznaje się w sytuacji, obserwuje walkę maszyn dziejącą się w tle, rozeznaje się w sytuacji, poznaje zapach ukochanej, który może go do niej naprowadzić. To jest konkretna ścieżka, która doprowadziła Gantauma do znalezienia się w sytuacji stanowiącej punkt zwrotny tekstu.

 

Edit:

Dzięki za przeczytanie, NWM, czekam na opinię :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

A gdyby tak cały świat nagle osiągnął zero absolutne

To mi przypomniało, że nikt nigdy nie napisał (chyba) o cieple absolutnym. Hmm. Trzeba będzie to kiedyś naprawić.

 

Bez jakichkolwiek wydarzeń chronologia przyjęłaby miano pojęcia abstrakcyjnego.

I entropia! Z zerową entropią wydarzeń nie byłoby czasu. ;)

(I pewnie zaraz przyleci NWM z jakąś flotyllą i da mnie pod sąd wojskowy, że mu autorskie uniwersum psuję).

 

Często po starciach nie pozostawał kamień na kamieniu, całe regiony obracano w wypalone do cna pustkowia.

Takie wstawki mi zawsze narracyjnie zgrzytają. Czymkolwiek Guantam jest, nie można powiedzieć o nim: człowiek. Taka narracja jest zbyt tożsama ludzkiej (i to jakiegoś poety). Nie uznaję tego za konkretną wadę tekstu, ale zwracam uwagę, by nie dawać się zwieść percepcji i przywyczajeniom, co prowadzi do zbytniej antropomorfizacji zachowań i procesów logicznych maszyn/obcych. Nawet jeśli to android, a więc ludzki mózg zamknięty w metalowej puszcze, to lepszym zabiegiem byłoby go w jakiś sposób "odczłowieczyć".

 

Jak dla mnie – za wolny początek. Za dużo narracyjnego natłoku. Co prawda opisujesz tam wojenną zawieruchę, ale przeplatasz ją przemyśleniami bohatera, przez co… połowa tekstu jest jakaś taka rozmyta. Objętościowo to jest pół szorta. Krótka forma musi być dosadna, jak strzał w czaszkę, czy plomba na dziąsło (usłyszałem to kiedyś z ust jakiegoś gimbazjaka, idącego ulicą – fajny zwrot, swoja drogą).

Choć w sumie ciekawe, trochę jak koniunkcja sfer od Sapkowskiego. Nawet smakuje to lekko Geraltem (potworem, tutaj włochatym) i poszukiwaniem Ciri (tutaj pod postacią chłopca). Ale hej – ja uwielbiam kojarzyć i łączyć ze sobą rozmaite fakty, być może teraz po prostu przesadziłem. ;)

Przemieszanie światów i czasu. Rzeczywiscie, duża przestrzeń do zagospodarowania. Myślę, że zbyt duża na szorta, co znaczy – masz kupę materiału na rozszerzenie opowieści. O ile kiedyś znajdziesz czas i odrobinę chęci. Nie nalegam, ale pewien niedosyt zostawiłeś.

 

Offtop: Cieniu, nie tylko u Ciebie (widziałem w temacie bibliotecznym). Grr. Coś się edytor w nowym Chrome pitoli. Wracam do FF.

Ratunek chłopca z wybuchu to zbyt duża redukcja.

Nie. Naprawdę jest, jak mówię. Reszta to backstory głównego bohatera i ekspozycja dotycząca świata.

Krótka forma musi być dosadna, jak strzał w czaszkę, czy plomba na dziąsło

Otóż to.

Życzę Ci powodzenia i mam nadzieję, że udowodnisz mi, że nie miałem racji. 

Doceniam pomysły, które zawarłeś w tekście, ale podkreślam, że struktura jest mało atrakcyjna ze względu na brak zwrotów akcji i puenty – czyli elementów, które zwykle decydują o sile rażenia szorta.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

stn

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

 

To mi przypomniało, że nikt nigdy nie napisał (chyba) o cieple absolutnym. Hmm. Trzeba będzie to kiedyś naprawić.

Ciepło absolutne to stan, w którym wszystkie cząstki w gazie poruszają się z prędkością światła, więc nie mogą mieć już większej energii kinetycznej, dobrze rozumuje? Rzeczywiście, to byłby ciekawy koncept.

 

Takie wstawki mi zawsze narracyjnie zgrzytają. Czymkolwiek Guantam jest, nie można powiedzieć o nim: człowiek. Taka narracja jest zbyt tożsama ludzkiej (i to jakiegoś poety). Nie uznaję tego za konkretną wadę tekstu, ale zwracam uwagę, by nie dawać się zwieść percepcji i przywyczajeniom, co prowadzi do zbytniej antropomorfizacji zachowań i procesów logicznych maszyn/obcych. Nawet jeśli to android, a więc ludzki mózg zamknięty w metalowej puszcze, to lepszym zabiegiem byłoby go w jakiś sposób "odczłowieczyć".

Zależało mi na przedstawieniu bohatera w taki sposób. Poza tym, czy empatia musi być cechą przypisywaną wyłącznie ludziom? Co więcej, w tekście wspomniane jest, że bohater, a właściwie dwie osoby, które na tego bohatera się złożyły, w wyniku kontaktu z nadnaturalnym, quasi-boskim bytem przeszły przemianę osobowości, więc to może stanowić usprawiedliwienie zachowania teoretycznie niepasującego do fizycznej formy postaci.

 

Krótka forma musi być dosadna, jak strzał w czaszkę, czy plomba na dziąsło (usłyszałem to kiedyś z ust jakiegoś gimbazjaka, idącego ulicą – fajny zwrot, swoja drogą).

Tu też się nie zgodzę. Krótka forma według mnie nie musi posiadać plot-twistu czy dosadnego zakończenia. Ja postawiłem na dwie inne funkcje tekstu. Po pierwsze na “cynglowanie” wyobraźni przez krótkie zarysowanie pewnego świata i historii, ale jednocześnie pozostawienie wielu kwestii otwartych, by odbiorca mógł wysnuć własną kontynuację, żeby poczuł właśnie taki niedosyt i potem zaspokoił go samodzielnymi rozważaniami. Po drugie na refleksje filozoficzne – bohater i narrator stawiają pewne pytania, które przechodzą do głowy czytelnika. Podają też pewne wskazówki, lecz nie jednoznaczną odpowiedź, by czytelnik sam mógł zdecydować, która wersja jego zdaniem jest słuszna.

 

wisielec

 

Przedstawienie bohatera w trakcie poszukiwań Ducha Czasu wg mnie nie kwalifikuje się backstory (akcja z uratowaniem chłopca wynika z niego bezpośrednio). Co prawda stanowi też ekspozycje ze względu na refleksje bohatera, lecz opisy jego percepcji to także akcja, bo na podstawie obserwacji otoczenia, zaznawanych emocji, podejmuje decyzje, które mają dalsze wpływy na losy historii. Pierwszą decyzją jest decyzja o uratowaniu ludzi przed rakietą, drugą jest opuszczenie niebezpiecznego pola bitwy, choć wiąże się to z oddaleniem od pierwotnego celu.

 

Tak czy inaczej doceniam, że masz swój punkt widzenia i go bronisz. Tak jak i belhajowi nie dziękuje za życzenia powodzenia :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Tak, mniej więcej coś takiego. Pamiętam tylko, że następuje tu jakiś paradoks, w którym po przekroczeniu temperatury Plancka łamią się nam prawa fizyki. Dla przykładu: ciało, którego rosnąca temperatura zmieniałaby “jego kolor”, a zatem i długość wysyłanych fali, przy tej temperaturze musiała by promieniować falami tak krótkimi, jak najmniejsza odległość, którą możemy opisać (znowu Planck). Nie mam pojęcia, co mogłoby się wydarzyć później. :D

 

Oczywiście, jeśli taka kreacja bohatera była zamierzona, to nie będę z tym walczył. Chodzi mi o to, że wszystkie “inności”, które natrafiam w opowiadaniach i powieściach są tak naprawdę pewną formą ekstrapolacji nas samych, bardzo często autora. I nie ważne jaką im formę nadano… nadal zachowują się tak bardzo ludzko. Szukam fantastyki, która pokaże mi tę inność, nie będzie bała się wziąć i podeptać moich przyzwyczajeń, a potem zgwałcić uproszczeń, do których posuwa się mój mózg. Dlatego tak sobie psioczę i szukam dalej. Może kiedyś moja prośba trafi na podatny grunt. ;)

 

To jest ciekawe. Staram się tak samo jak Ty zostawić wątki otwarte, a okazuje się, że niechcący zamykam je na cztery spusty. :D

Resztę komentarza kupuję i przyznaję, że rozumiem.

 A mnie w tekście niczego nie brakuje, nauczyłem się, albo po prostu akceptuję, co daje mi Autor. Choć raczej w szortach, to prawda. W długim opowiadaniu mógłbym mieć “ale” do tego, co jest i mogłoby być.

Trochę gorzej z wykonaniem, Wickedzie. Potykałem się na pierwszych akapitach, cofałem się czasem, żeby przeczytać zdanie jeszcze raz. To nie tylko forma, ale też konstrukcja zdań. Weźmy chociażby ten fragment.

Wędrowiec niestrudzenie brnął przez kopce sześcioramiennych gwiazd, zastanawiając się, czy istnieje coś piękniejszego od symetrii kryształu. A gdyby tak cały świat nagle osiągnął zero absolutne, gdyby wszystko zamarło w bezruchu, tworząc perfekcyjną sieć indywiduów chemicznych? Wszelka forma istnienia po prostu trwałaby w jednej postaci. Bez jakichkolwiek wydarzeń chronologia przyjęłaby miano pojęcia abstrakcyjnego.

Najpierw pomyślałem, że to kopce żelaznych, żydowskich, gwiazd. Zaraz skapłem, że chodzi o śnieg. Co miałeś na myśli, pisząc indywidua, też nie wiedziałem. Pomyślałem, że chodzi o zamarzniętych ludzi, połączonych ze sobą, jak podczas gry w “kółko graniaste”? Ale dalej jest forma istnienia w jednej postaci… i pojęcie abstrakcyjne. No, gubiłem się trochę.

Później się rozkręciłeś i podobało mi się, tak jak reszcie.

Zgadzam się z przedpiścami, że fajny świat. Z fabułą już trochę gorzej, ale daje radę. Podobał mi się wilkołaczy cyborg.

Mam wrażenie, że zabrakło ostatniego szlifu. Zostało Ci jeszcze trochę literówek i innych drobiazgów.

Śpiew Trybów i Łańcuchów podpowiadał, że znajdzie tutaj tę, którą szukał od lat.

Której?

Babska logika rządzi!

Dziękuję za kolejne komentarze :)

 

stn

Będę musiał poczytać coś więcej o temperaturze Plancka, bo prawdę mówiąc słyszałem o stałej Plancka, długości Plancka i czasie Plancka, ale o temperaturze jeszcze nie. Tak samo nie spoglądałem na zjawisko emisji fal elektromagnetycznych z punktu widzenia ograniczenia długości fali przez skwantowanie wymiarów przestrzennych. Intrygująca koncepcja.

 

Co do “inności” nieludzkich bohaterów – człowiek zazwyczaj lubi to, co jest do niego podobne, i pewnie stąd tyle zantropomorfizowanych charakterów. Stworzenie postaci cechującej się innym algorytmem postępowania niż człowiek jest wbrew pozorom trudne, gdyż wymaga wyjścia poza ramy własnej percepcji.

 

Darcon

Dzięki za klika do biblioteki :) Zacytowany przez ciebie akapit jest rzeczywiście mało płynny, bardziej “techniczny” niż prozatorski, ale to dlatego, ze chciałem używać dość precyzyjnych określeń. Te sześciokątne gwiazdy to trochę “skrzywienie zawodowe”, próbowałem jakoś poetycko wyrazić zachwyt krystalografią. Indywidua chemiczne z kolei określają atomy, cząsteczki, jony, rodniki itd. Mało znane określenie, ale zawężenie określenia sieci tylko do atomów (z tego co wiem) byłoby błędem merytorycznym, bo sieć krystaliczną mogą tworzyć też cząsteczki i jony. Przy “wszelkiej formie istnienia” użyłem złej liczby, powinna być mnoga, wtedy będzie jaśniej. Zaraz to poprawię.

 

Finkla

Również dzięki za klika. Poprawiłem na “której”, rozjechały mi się rodzaje. Konsekwentnie trzymałem się biernika właściwego dla “znaleźć”, mimo iż przy “szukać” powinien być już dopełniacz. Literówek poszukam, jak się wyśpię :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Od zawsze lubię, kiedy jako czytelniczka, jestem wrzucona w gotowy świat i muszę za nim nieco nadążyć. Tak właśnie było w wypadku Twojego tekstu Wickedzie i bardzo mi się to podobało. Odmalowałeś słowami ładnie wizje z obrazów Różalskiego, a do tego idea wilkolaka – świetna. Aż się prosi o rozwinięcie, ale może niech ten świat zostanie tym małym kawałeczkiem :)

Przeskanowałem tekst jeszcze raz, poprawiłem kilka błędów i powtórzeń.

 

Bez jakichkolwiek wydarzeń, chronologia przyjęłaby miano pojęcia abstrakcyjnego.

Ten przecinek jest tutaj potrzebny? Wstawiłem go, ale zastanawiam się, czy słusznie. Wygląda mi to na zdanie podrzędnie złożone okolicznikowe warunku, z tym, ze w zdaniu podrzędnym “Bez jakichkolwiek wydarzeń” zachodzi elipsa orzeczenia.

 

Deirdriu

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, cieszę się, ze się spodobało :)

 

stn

Dzięki za linka, przeczytam w wolnej chwili.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Fajnie oddałeś klimaty z dzieł Różalskiego. Stworzyłeś magiczny, trochę przerażający, trochę baśniowy świat. Jak dla mnie przenikają się tu różne rzeczywistości i różne czasy. Dobrze mi się czytało.

Klikam i życzę powodzenia w konkursie :)

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję Wam za przeczytanie i komentarze, cieszę się, że się podobało :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dobre, choć za dużo patosu. W krótkiej formie udało Ci się zmieścić bardzo interesującą kreację świata, a i fabuła dawała radę, bo jest z tym światem mocno związana.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, zrywosławie!

 

Swego czasu byłem chyba tu królem patosu, bo co coś wrzucałem, to zaraz czytelnicy pisali, że uderzam w wysokie tony :D No nic, to pewnie przez to, że prozy życia mam dosyć na co dzień.

Dziękuję za docenienie kreacji świata i fabuły.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Oprócz patosu i prozy życia jest jeszcze humor. ;-)

Babska logika rządzi!

Humorystycznie też piszę – wrzucałem tu i parodie Metra, i cyberpunku, i Harry’ego Pottera – po prostu dzieła JR jakoś bardziej mi pasowały pod poważne klimaty :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

To fakt – o tych obrazach można mówić różne rzeczy, ale raczej nie to, że są śmieszne.

Babska logika rządzi!

Chociaż w sumie Issanderowi wyszedł całkiem zgrabny humorystyczny szort w tym konkursie ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Odnośnie czasu:

https://en.wikipedia.org/wiki/Einstein%27s_Dreams 

jak nie znasz, to tam jest parę ciekawych koncepcji czasowości. Taka z zamarzaniem czasu też ;)

 

Bardzo podoba mi się pomysł stapiania się dwóch postaci z różnych czasów ;)

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Cześć, wybranietz! Dzięki, ze wpadłaś i przeczytałaś :)

 

Jak dorwę gdzieś tę książkę, to przeczytam, choć kolejka czytelniczą mam już okropnie długą ;)

 

Fuzja postaci to dość powszechny motyw, który występuje choćby w The Elder Scrolls i Dragon Ballu. Ja postanowiłem dodać do niego jeszcze motyw z rozpiętością czasową. Postanowiłem, że mój bohater będzie miał homogeniczną osobowość, lecz będzie mógł dowolnie formować swe ciało pomiędzy jedną a drugą składową.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

No i właśnie ta rozpiętość w czasie jest ciekawa. Przecież tam musi być więcej takich węzłów, a osobowość też pewnie jakoś musiała się dotrzeć/ogarnąć po fuzji, też ciekawe zagadnienie – czy przed ludzkie i po ludzkie da ludzką wypadkową?

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

ciekawe zagadnienie – czy przed ludzkie i po ludzkie da ludzką wypadkową

O, właśnie, czy zwierzęcy instynkt i mechaniczne wyrachowanie oraz zdolność do matematycznego myślenia to wszystko, co wystarczy do stworzenia ludzkiej osobowości?

 

Kurczę, w tym uniwersum rzeczywiście trzeba byłoby napisać jakieś długie opko, a jeszcze lepiej powieść…

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

wyrachowanie jest tu bardzo śliskim słowem – bo chodzi o wyrachowanie w sensie optymalizacji działań by osiągnąć najlepszy efekt, czy o posługiwanie się wszelkimi środkami, by osiągnąć swój cel?

 

i chyba przeceniasz matematyczne myślenie – raczej stawiałabym na myślenie abstrakcyjne, jako to potrzebne do człowieczeństwa.

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Miałem na myśli raczej optymalizację działań. Racja, abstrakcyjne myślenie, jest cechą, która wyróżnia człowieka od maszyn, przynajmniej od tych dotychczas nam znanych… Ale w tym uniwersum w kreację osobowości wchodziły jeszcze czynniki nadnaturalne, mianowicie kontakt z zittgaistem.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Szkoda, że limit tak ograniczył ten tekst, bo faktycznie nowy i ciekawy świat wykreowałeś, Wickedzie. Tylko Ty jesteś w stanie połączyć wilkołaka z maszyną! Zacny pomysł. Lubię Twoją pisaninę. Mam nadzieję, że może po konkursie uda Ci się coś jeszcze z tego świata wykorzystać. Czuję potencjał, jak przy Ścianie światła, która jak dla mnie była świetna. :)

 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dziękuję ogromnie za przeczytanie i kliknięcie do biblioteki, Morgiano! Fajnie, że się spodobało. Zobaczymy, nie mówię, że ten pomysł definitywnie odkładamy do szuflady… W zanadrzu mam natomiast coś zupełnie swojego, znacznie dłuższego. Jeśli się postaram, to może być naprawdę grube.

 

Również dzięki za przeczytanie, Cieniu, czekam na opinię :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Zaciekawiło, bo przedstawiłeś świat dość niecodzienny, a i bohater do tuzinkowych nie należy. Czytało się bardzo dobrze i choć nie miałabym nic przeciw porządnemu zakończeniu, to jego otwartość również uważam za posunięcie bardzo satysfakcjonujące.

Masz mój klik. ;)

 

Ta Ka­nve­stra… –  Mel­kym za­darł głowę do góry, spo­glą­da­jąc na ob­li­cze Gan­tau­ma. –> Masło maślane. Czy mógł zadrzeć głowę do dołu.

Wystarczy: Ta Ka­nve­stra… –  Mel­kym za­darł głowę, spo­glą­da­jąc na ob­li­cze Gan­tau­ma.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za przeczytanie i bibliotekę, Reg :) Cieszę się, że lektura okazała się satysfakcjonująca. Pleonazm wyciąłem.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

I mnie jest miło, że się cieszysz, Wickedzie. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Lubię bardzo takie odważne realizacje owoców bogatej wyobraźni. Opowiadanie napisane jest bardzo ładnym językiem, bogatym w wyszukane słowa, głównie w rozmyślaniach głównego bohatera. 

No właśnie. Najpierw mi ta postać wilkodroida lekko zgrzytała, potem poznałem jej genezę i bardzo mi sie spodobała. Także geneza powstania tego niezwykle oryginalnego i niepokojącego świata. Interesująca wizja. Ładne imiona (G-Antau-43M jako krzyżówka imion zmiksowanych anomalią postaci).

Jest w tym jakas magia, tajemnica, klimat, czuć bogate tło tej historii. Nie przeszkadza mi otwarte zakończenie, też czuję, że to fragment większej całości, ale nie przeszkadza to zupełnie w odbiorze. Ot, zanurzyłem się na chwilę w innej rzeczywistości. A za to tak lubimy fantastykę, prawda?

 

 

Szybsze, ale niestety także bardziej podatne zmęczenie, lecz w tamtym momencie nie miało to znaczenia.

Tutaj chyba “na”zabrakło przy zmęczeniu.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dziękuję za przeczytanie i słowa pochwały, Mr.Marasie! Cieszę się, że tekst się spodobał. Błąd poprawiłem.

 

Generalnie uwielbiam łączyć imiona różnych postaci, podobny motyw wykorzystałem też w cyklu opowiadań ‘Euijin”. Generalnie zaczerpnąłem ten zabieg z “Dragon Balla”, gdzie właśnie postacie po fuzji ciał łączyły też swoje imiona, ale tutaj zdecydowałem się wpleść jedną nazwę wewnątrz drugiej, zamiast łączyć pierwszy człon jednego imienia z drugim członem tego innego.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Mam z tym tekstem drobny problem. Z jednej strony podoba mi się świat i sama postać Syna Czasu. Z drugiej zżera mnie ciekawość, czy udało mu się w końcu odnaleźć Kanvestrę i kim jest chłopiec o złotych oczach. Czy był spokrewniony z Duchem Czasu? Jednym słowem – na koniec mam więcej pytań niż odpowiedzi. Z jednej strony to świadczy dobrze o tekście – chce się go więcej. Ale z drugiej, jak na zamkniętą historię, zostawia za szeroko otwartą furtkę.

Moim zdaniem ładnie oddałeś klimat grafiki. Może nawet ładniej, że nie odmalowałeś jej dosłownie. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję za komentarz, Śniąco :)

 

Cieszę się, że spodobał się świat i główny bohater.

 

Zaś co do bardzo otwartego zakończenia – to był celowy zabieg, kontrastujący ukazane na początku szorta przeznaczenie pod postacią “Śpiewu” Trybów kręcących światem z losowością. Bohater, wcześniej niemal pewny swej misji, pod koniec utworu zaczyna w nią wątpić, po prostu powoli skłania się ku stwierdzeniu, że tak naprawdę nie wie, co będzie dalej w jego życiu.

 

Przeciwstawiłem tutaj determinizm z probablizmem, a klasyczną mechanikę pod postacią “Mechanicznego Wszechświata”, z efektem obserwatora (wpływaniem na obserwowane zjawisko samą obserwacją, dość istotnym w mechanice kwantowej):

Może Mechanizm wcale nie ustawiał wszystkiego z perfekcyjną dokładnością, tylko określał prawdopodobieństwo zdarzeń? Może samo obserwowanie losów świata wpływało na nie w jakiś sposób?

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Mocne światotwórstwo. Niby mało znaków, ale udało Ci się stworzyć naprawdę wiarygodne środowisko. Co prawda coś za coś, bo przez to jesteśmy świadkami raptem jednego wydarzenia. Tym niemniej jestem pod wrażeniem i aż chciałbym poobserwować dalej losy chłopaka i tej dziwnej mieszanki androida z wilkołakiem :)

Podsumowując: światotwórstwem stoi ten koncert fajerwerków, kosztem innych elementów. Ale nawet mi się podobało to, co zobaczyłem.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, NoWhereManie :)

Nie wykluczam, że kiedyś może wrócę do tego uniwersum i napiszę coś dłuższego.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

No i w końcu opowiadanie, które przedstawia jakąś konkretną, (mniej więcej) zrozumiałą historię. Nie scenkę i nie oniryczne szaleństwo myśli, tylko prawdziwą opowieść.

Gorzej, niestety, że ni jak mi ta opowieść nie brzmi.

Pomysł na bohatera całkiem obiecujący, ale fabularnie tak naprawdę niczym ten tekst nie zaskakuje, nie przyciąga i nie skłania do żadnej refleksji. Można by wręcz powiedzieć, że wykorzystałeś niecodzienne, barwne ciuszki w postaci grafik Różalskiego, by ubrać w nie w gruncie rzeczy do bólu zgraną historię o bohaterze, który ratuje i bierze pod opiekę biedną sierotę. W tle – również tradycyjnie – mamy przeznaczenie spoglądające nieśmiało dziecięcymi oczyma oraz sporo nieprzekonujących wyjaśnień – cokolwiek zbyt naiwne wyszły Ci dialogi – na które idzie bodaj większość bezcennego miejsca.

Zupełnie nie przekonał mnie też opis wyścigu pomiędzy Gantaumem a pociskiem lecącym w stronę domu bogu ducha winnych wieśniaków. Czytając ten fragment, odniosłem wrażenie, że albo ten pocisk był wystrzelony z bardzo, bardzo daleka, albo był o wiele wolniejszy, niż można by się spodziewać – wiesz, taka największa oferma w klasie, której nikt nigdy nie chciał brać do swojej drużyny podczas kopania w piłkę. Słusznie zresztą.

 

Ogólnie całkiem przyzwoicie napisana (acz na pewno mogłoby być lepiej, zwłaszcza w kwestii przecinków) historia z całkiem niezłym potencjałem. Niestety jednak, koniec końców, dosyć wtórna i przegadana.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dziękuję za komentarz, Cieniu :)

 

Wojna mechów toczyła się w dość dużej odległości od chatki, stąd Gantaum miał czas na dobiegniecie do niej mniej więcej równo z pociskiem. Wyostrzone zwierzęce zmysły pozwoliły mu wcześniej zorientować się, że rakieta leci w stronę ludzi.

 

Przy pisaniu zależało mi na delikatnym oddaniu efektu “bullet-time”. Stąd scena może wydawać się spowolniona, tak jak subiektywne odczucie czasu często jest rozwlekane w ekstremalnych sytuacjach.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Hej, Wickedzie. Napisałeś fajne, nawet bardzo fajne, opowiadanie. Na początku lektury miałem problem z skoncentrowaniem uwagi na historii. Wprawdzie to moje własne rozproszenie, lecz może też opowieść zaczynała się z wolna. Stworzyłeś tu ciekawą kreację. Z pomysłem stworzyłeś lupisoma oraz androida, którzy reprezentowali dwie linie czasowe jak i cały pomysł tego nałożenia się płaszczyzn. Szkoda, że ograniczył Cię limit znaków, ponieważ zapisałeś tak naprawdę scenę, która mogłaby być przedstawieniem świata. Był nawet zarys do zawiązania akcji. Lecz zabrakło tu fabuły budzącej napięcie. To wygląda trochę na asymetrie, bo z jednej strony jest wszystko do opowiedzenia historii, a z drugiej strony brakuje właśnie opowiedzianej historii. Pomimo tego, to jest ciągle ciekawe opowiadanie.

Dziękuję za wpadnięcie i komentarz, Mersejku :) Skoro zainteresował cię świat przedstawiony, to zapraszam do lektury “Dzieci Czasu” , gdzie rozwinąłem zaprezentowaną tutaj historię bez ograniczeń limitu.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dziękuję za polecankę. Dodałem do kolejki. Z chęcią przeczytam :-)

Nowa Fantastyka