- Opowiadanie: MPJ 78 - Żelazna kopuła

Żelazna kopuła

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Żelazna kopuła

 Tat aluf Beniamin Goldberg, dowódca bazy lotniczej Ramat Dawid choć dochodziła już północ, ciągle nie spał. W sali taktycznej spoglądał na ekrany. Jakieś półtora kilometra nad Tel Awiwem zbierało się sześć eskadr szturmowych F-16 zwanych w Izraelu Sufa, dwie myśliwskich F-15 Ra'ams oraz jedna najnowszych F-35 Adir's. Formująca się armada otrzymała kod „Gołębica”. Za dwie minuty poleci szerokim łukiem nad Morze Śródziemne, schodząc najniżej jak się da. Niewidoczna dla radarów wróci nad ląd w Libanie. Ten maleńki kraj samoloty przemierzą w parę minut i wejdą nad Syrię. Żeby odwrócić uwagę wojsk Asada inne eskadry kręciły się nad Izraelem w pobliżu syryjskiej granicy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, „Gołębica” w dwa kwadranse zniszczy stanowiska obronne Syryjczyków. Na tę okazję, był już gotowy komunikat prasowy w brzmieniu „W celu zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom Izraela, którym zagrażały syryjskie systemy przeciwlotnicze, podjęto decyzję o przeprowadzeniu operacji militarnej. Pod osłoną chirurgicznych uderzeń lotnictwa izraelskie siły samoobrony podejmą zadanie stworzenia strefy buforowej”. Uśmiech zagościł na twarzy starego wojskowego. Zupełnie przypadkiem planowane do zajęcia terytoria pokrywały się z odkrytymi złożami gazu. Nagle ekran zamigotał i zgrupowanie nad stolicą znikło.

– Co się dzieje? Radar padł?

– Tat aluf usiłujemy to ustalić. – Podwładni starali się nie narażać na gniew szefa.

– Mamy meldunki od pilotów. Nad Tel Awiwem był widoczny rozbłysk.

– Jaki rozbłysk!

– Nie wiedzą.

 

Przez następny kwadrans udało się ustalić, iż w stolicy padła sieć elektryczna, nie funkcjonują telefony komórkowej, stacje radiolokacyjne i radiowe. W wielu miejscach widoczne były pożary. Beniamin wiedział jaka broń ma taką charakterystykę, wziął głęboki oddech i zapytał.

– Czy odnotowano wzrost promieniowania radioaktywnego?

– Brak danych na ten temat. – Meldujący to samal był nienaturalnie blady.

– Tat aluf, mamy coś dziwnego – odezwała się Aluf mishne Nima Zamar oficer taktyczna.

– A konkretnie?

– Samolot prosi o pozwolenia na lądowanie.

– A co w tym dziwnego?

– Nie widać go na radarze, system identyfikacji swój obcy co nie działa jak powinien.

– Ktoś się podszywa?

– Tego nie powiedziałam. Hasła wywoławcze są jak trzeba i we właściwym paśmie.

– Pozwólcie mu wylądować, ale bądźcie gotowi w każdej chwili go zlikwidować.

– Tak jest.

 

By zająć czymś umysł Goldberg postanowił zobaczyć, co się dzieje na lotnisku. Oczywiście nie pofatygował się na wieżę kontroli lotów. Kamery monitoringu zapewniały przecież idealny obraz, a w bunkrze dowodzenia było dużo bezpieczniej. Samolot, który wylądował, choć posiadał izraelski kamuflaż oraz oznaczenia, to odbiegał kształtem od typowych żydowskich maszyn. Najbliżej mu było do amerykańskiego bombowca B2 Spirit, choć był od niego mniejszy. Co nie oznacza, iż był mały. Rozpiętość skrzydeł nie pozwalała na umieszczenie go w żadnym ze schronów dla samolotów w tej bazie. Mimo rozmiarów i nietypowej konstrukcji zgrabnie podkołował na stanowiska postojowe. Wysiadł z niego, nie czekając na pomoc techniczną człowiek w mundurze maskującym, o wzorze niestosowanym w armii Izraela. Pilot niby nie odbiegał od tutejszych standardów, młody, śniady, ze starannie przystrzyżoną brodą, ruszający się z wdziękiem pantery, było w nim jednak coś niepokojącego. Tat aluf jednym kliknięciem powiększył obraz. Wysiadający lotnik na szyi miał białą jedwabną apaszkę z czarno-złotym emblematem. Logo to sprawiło, iż oczy izraelskiego generała zawęziły się w szparki.

– Do ochrony lotniska. Zgarnąć człowieka, który wylądował. Żywcem! Powiadomcie też naszych kuzynów z Mosadu.

– Tak jest.

Lotnik na apaszce miał symbol irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.

 

Słońce już dawno wzeszło nad horyzontem, a w bazie Ramat Dawid panował gorączkowy ruch. Początkowy chaos udało się opanować, przygotowywano rewanż. Pod samoloty podwieszano uzbrojenie, pospiesznie je tankowano, pilotów którzy latali w nocy, zastępowali nowi i wypoczęci. Tel Awiw zostanie pomszczony. To, że nie wiedziano, tak naprawdę kto ten atak wykonał, nie miało większego znaczenia. Winni musieli być Irańczycy, a pierwszym celem Syria.

Beniamin Goldber nie musiał swoich podwładnych specjalnie motywować do najwydajniejszej pracy. Wszystkich napędzała nie tylko chęć pomszczenia zabitych, ale też wizja osobistych korzyści. Bomba neutronowa, która zniszczyła zbierające się nad miastem eskadry, wybiła też członków sztabu generalnego. Nieliczni najwyżsi dowódcy, którzy znajdowali się w feralnym momencie w stolicy, a przeżyli dostali solidne dawki radiacji. Powszechnie zakładano, iż choroba popromienna wkrótce wyprawi ich na tamten świat. Otwierały się więc szerokie możliwości szybkiego awansu. Tat aluf również miał tego świadomość. Uznał, iż los mu wyjątkowo sprzyja, posiadał wszak w swojej bazie zarówno podejrzanego pilota i samolot.

Maszyna stała przed schronami i hangarami, kręciło się przy niej kilkunastu ludzi, w większości z obsługi lotniska, zaledwie nieliczni byli z Mosadu. Kolejny punkt dla Goldberga. Przewody, podpięte laptopy i pełne zaangażowanie w rozgryzienie czym ta maszyna jest. Na widok dowódcy wszyscy jeszcze bardziej przyłożyli się do pracy. Szef mechaników ruszył zaś by się zameldować. Tat aluf od razu przeszedł do rzeczy.

– Co ustaliliście?

– Wygląda jak ptaszek z naszego kurnika – odrzekł dowodzący mechanikami podoficer.

– Skąd takie wnioski?

– Taki, dajmy na to silnik. General Electric, model z naszych Kfirów, z numerów seryjnych wynika, że faktycznie był w jednym z nich zamontowany i wraz z maszyną przekazany do rezerwy mobilizacyjnej w roku dwutysięcznym, znaczy się pięć tysięcy siedemset sześćdziesiątym wedle naszego kalendarza. – Poprawił się podoficer.

– Interesujące, a elektronika?

– Izraelska. Oprogramowanie to miks. Systemy sterowania lotu skopiowano z Kfira i lekko podrasowano na potrzeby latającego skrzydła. Nawigacja jest żywcem przeniesiona z Sufa.

– Systemy bojowe?

– To jest najdziwniejsze… – Szef techników nie krył zakłopotania. – On ich nie ma.

– Co! – Tat aluf był w szoku.

– Teoretycznie można mu podwiesić jedną bombę. Ma zaczep na środku.

– Systemy celownicze?

– Nic, zupełne zero.

– Rozumiem – rzekł Goldberg.

– System identyfikacji swój obcy. To samo co w Sufach.

– Czemu nie działał?

– Padła mu jedna z partycji dysku i się nie wczytywał. Nasze oprogramowanie serwisowe potrafiło to naprawić.

– Pracujcie nad nim dalej.

Dla generała było oczywiste, iż ten samolot stworzono tylko i wyłącznie do terrorystycznych ataków nuklearnych na miasta. Jedynie one są dostatecznie dużym celem, by rzucić na nie bombę z samolotu bez celowania. Gdziekolwiek ona trafi, resztę i tak załatwi strefa zero wybuchu atomowego. Nie można nawet wykluczyć, iż od razu zaprojektowano go do ataku samobójczego. W takim razie, dlaczego ten pilot tu wylądował? Trzeba będzie porozmawiać z przesłuchującą go aluf mishne z Mosadu.

 

Stołówka w bazie lotniczej była oblężona z uwagi na porę śniadania. Generał jednak bez trudu znalazł w niej kobietę której szukał.

– Idzie ci z naszym gościem? – spytał Gilę Abergel.

– Idzie co ma nie iść. – odparła agentka Mosadu popijając kawę.

– Przyznał się do ataku?

– Aż tak daleko, to nie doszliśmy.

– Przydałoby się… – Popatrzył na nią znacząco.

– Tyle, to ja wiem. Chociaż… – Gila nad czymś się zastanawiała. – Może by poszło szybciej jakbyś mi pomógł.

– Ja ci swoich ludzi dałem od razu, dłubią przy tym jego samolocie razem z twoimi.

– Nie o to chodzi. On wie, że za to co zrobił, czeka go czapa, więc milczy. Jakby izraelski tat aluf obiecał status jeńca wojennego…

– Jeniec… – Beniamin popatrzył na nią zaskoczony. – Czterdzieści tysięcy zabitych, jakieś dwadzieścia tak napromieniowanych, że w zasadzie można ich dopisać do trupów już teraz i drugie tyle, którzy zapadną na chorobę popromienną. On musi wisieć!

– Ty to wiesz, ja to wiem, ale zanim sąd skaże go na śmierć, warto by przyznał się do winy.

– Zły policjant, dobry policjant. – Domyślił się Goldberg.

– Dokładnie tak. – Uśmiechnęła się agentka.

 

Siedzący za stołem więzień nosił ślady obróbki przez ludzi wywiadu, ale zdaniem Beniamina trzymał się nadspodziewanie dobrze.

– Wiemy, kim jesteś i co zrobiłeś – powiedziała Gila.

– Najwyżej wam się wydaje, iż cokolwiek rozumiecie z tego co się stało. – Irańczyk uśmiechnął się bezczelnie.

– Dobrze, niech ci będzie. – Tat aluf machnął ręką. – Oświeć nas.

– Nazywam się Atar Bahram.

– Kłamiesz – stwierdziła Gila. – Nazywasz się Moshen Czamran. Masz stopień porucznika w Korpusie Strażników Rewolucji Islamskiej, pieprzonych pasdaran! Co więcej jesteś prawą ręką generała Ghasema Solejmani. Mamy zdjęcia.

– Kobieto, firma w której służysz kreuje się na wszechwiedzącą, a nie potrafi ustalić nawet najprostszych faktów. Porucznik Czamran, dwa tygodnie temu został ciężko ranny, gdy ogniem kałasza zniszczył waszą rakietę lecącą w stronę wozu dowodzenia z generałem Solejmanim. Niestety trafiła go fala odłamków. Rosjanie zaoferowali mu leczenie. Przeszedł operację w Moskwie i teraz jest na rehabilitacji w Soczi. Artykuł o tym, wraz ze zdjęciami znajdziesz na sputniku.

– Żaden człowiek nie jest w stanie trafić z kałasza lecącej w jego stronę rakiety. – Goldberg uśmiechnął się do przesłuchiwanego. – Za długo robię w lotnictwie by kupić takie opowieści. Oglądałem twoją maszynę, to samolot dla kamikadze. Ty chciałeś żyć, dlatego tu wylądowałeś. Czy było was więcej? Gdzie jest bomba atomowa z twojego samolotu. Ile Iran ich ma? Pomóż nam, a będziesz mieć status jeńca. Co tam jeńca, załatwimy ci świadka koronnego. Dobre bogate życie w Ameryce. Nie służ dalej tym, którzy skazali cię na śmierć.

– Skoro jesteś pilotem, to pewnie wiesz, że samolot którym przyleciałem, zabiera za mało paliwa by dolecieć tu z Iranu. Zresztą, o czym mowa, maszyna jest izraelska do szpiku kości: malowanie, elektronika, silniki, wszystko wasze. Irańczycy nie mieli szans by kupić takie graty.

– Jest taka teoretyczna możliwość, że odzyskali je z wraków zestrzelonych nad Syrią samolotów? – Beniamin powiedział to wyjątkowo cicho.

– Oficjalnie Izrael nie stracił nad tym krajem żadnej maszyny od wielu lat. – Spojrzenie Irańczyka było przepojone ironią.

– A czy ja się upieram, że to było oficjalnie. – Tat aful uśmiechnął się z kupiecką szczerością. – Coś poleciało, coś się zgubiło, coś się pomyliło i mogło tak wyjść, że jakiś stary Kfir się wpisał zamiast w straconych, to w zezłomowanych.

– Posłuchaj gnoju! – Gila znów się uaktywniała. – Choćbyś przyleciał na latającym dywanie, to nie zmienia faktu, że zabiłeś dziesiątki tysięcy ludzi bombą irańską atomową.

– Iran nie ma takiej broni. Nie to co wy. – Tym razem złośliwy uśmiech z twarzy Atara starł dopiero cios pięści agentki.

– My doskonale wiemy, co wy testowaliście w dwa tysiące trzynastym na poligonie atomowym w Korei Północnej! –  Izraelitka przeszła do krzyku.

– Nic nie wiecie. Wasz kapuś, który tam poleciał w irańskiej delegacji, gdzieś wyparował, może nawet dosłownie…

– Po co ci to? – Goldberg spoglądał na Irańczyka z wystudiowanym smutkiem. – Chciałeś żyć, teraz drażnisz tych którzy mogą cię ocalić. Ona ma cię dość. – Wskazał na agentkę. – Jak się wścieknie i cię zabije, to zamiast do raju trafisz do piekła. Wykaż dobrą wolę, dogadajmy się. Za tydzień, może miesiąc Amerykanie rozniosą Iran. Świat pasdanów przestanie istnieć, a ty nadal możesz dobrze żyć.

– Jestem Atar Bahram, perski pan ognia. Przez wieki byłem w piekle, choć nigdy nie opuściłem ziemi.

– Co ty mi tu… – Abergel podniosła rękę.

– Daj niech mówi. – Powstrzymał ją Beniamin.

– Powiem wam co się stanie. Ziemia drży od ryku startujących samolotów. Wasze jednostki piechoty i czołgów czekają by ruszyć w głąb Syrii. Szykujecie zemstę, nie wiecie jednak, iż staje przeciwko wam pan ognia. Ten, którego niebo ma sklepienie z płomieni.

– Czym wy go naszprycowaliście? – Goldberb spojrzał na agentkę.

– To nie nasza robota, kwas kanarkowy tak nie działa – odrzekła Gila.

– Wy nadal nic nie rozumiecie. – Irańczyk miał obłęd w oczach.

– Co my mamy nie rozumieć. My wszystko rozumiemy. Pasdarani wyprali ci mózg, sklecili samolot ze zdobycznych części, kupili od Koreańczyków bombę i zrzucili na nas. Cały świat uzna tę wersję. Amerykanie dzięki niej dobiorą się do irańskich pól roponośnych, a my weźmiemy sobie kawałek Syrii ze złożami gazu. Ty jedynie przyspieszyłeś ten nieunikniony proces. – Agentka popatrzyła na więźnia z pogardą.

– Tak mogłoby być, gdyby nie to, co się teraz dzieje ponad żelazną kopułą tego bunkra. – Atar puścił oko do Beniamina.

– Żadna faza nie trwa wiecznie. Damy ci parę minut na ochłonięcie i wrócimy porozmawiać – rzekła agentka.

– Jak wyjdziecie, możecie mnie już nie zastać. Mam jeszcze coś do zrobienia.

– Będzie to musiało poczekać, bo my cię stąd nie wypuścimy – rzekł Beniamin.

– Dowcip polega na tym, że nie możecie mnie zatrzymać.

Ku zdumieniu Izraelczyków Atar rozdzielił się. Przy stole przesłuchań został gliniany posąg w zniszczonym izraelskim kombinezonie lotniczym, a postać w nienagannie utrzymanym mundurze polowym Korpusu Strażników Rewolucji przeniknęła kajdany i stół stając przy drzwiach.

– Co to jest! Co tu się dzieje! – krzyczał Goldberg.

– Tak jak mówiłem, mam jeszcze coś do zrobienia.

– Ale… – Beniamin wskazał ręką glinianą figurę

– A to. – Irańczyk uśmiechnął się złośliwie. – Zwraca wam golema, którego pożyczyłem. Z tego co wiem, takich pilotów jak on dostarcza oddział specjalnego przeznaczania „Rav Sariel”. Generale przecież nie raz słałeś do ataków na cele specjalnego znaczenia, na przykład wrogie radary, łamaczy blokad. Nie mów, że nie wiedziałeś kim są lotnicy dostarczani przez Mosad do takich zadań.

– Ty draniu – Gila wyszarpnęła pistolet z kabury i zaczęła strzelać w stronę Persa.

– To ja lecę. – Atar roześmiał się raz jeszcze i zniknął.

 

Na wieży panował chaos porównywalny jedynie do tego, który ogarnia płonący burdel podczas wkroczenia Armii Czerwonej.

– Tat aluf jesteśmy atakowani! – Nima Zamar oficer taktyczna lekko panikowała.

– Przez kogo?

– Irańczyków, Syryjczyków, Rosjan, kto ich tam wie. Używają jakiegoś aktywnego kamuflażu. Wyłapujemy ich dopiero nad Izraelem. Żelazna kopuła ledwie wyrabia, tracimy, kolejne maszyny. Nie panujemy nad sytuacją, piloci panikują i meldują, że własna obrona przeciwlotnicza do nich strzela. Niektórzy próbują wyrwać się lecąc do Egiptu.

– Jest kontakt wzrokowy z wrogiem?

– Brak potwierdzenia.

– Niech nasze maszyny natychmiast siadają. W pobliżu lotniska każde odpalenie rakiety przeciwlotniczej ma być autoryzowane przez człowieka. Przeskanujcie system, tam może być jakiś wirus.

– Tak jest.

 

Goldberg teraz zrozumiał, o czym mówił Atar. Żelazna kopuła to izraelski zintegrowany system przeciwlotniczy. W jego ramach zsieciowano radary, samoloty, wyrzutnie rakiet, działka przeciwlotnicze. Ktoś wprowadził do sterującego nim oprogramowania wirus. Kto? Technicy sprawdzający samolot Irańczyka, traktowali go jak własną maszynę. Z powodu pośpiechu nie zachowali ostrożności, spieszyli się i wirus zainstalowany w oprogramowaniu maszyny dostał się do systemu sterującego obroną przeciwlotniczą. To dlatego ten przeklęty drań tu przyleciał, ale czy tylko?

– Żelazna kopuła właśnie zestrzeliła trzy wylatujące z Owda pasażery. – Krzyczał ktoś na wieży.

– Spokój! Jest wojna są ofiary. Wstrzymają tam wyloty, przypiszą zabitych Arabom, a nasi komandosi pomszczą ofiary przy najbliższej okazji. – Goldberg po raz kolejny starał się opanować panikę.

– Tat aluf, to się raczej nie uda.

– Co ma się nie udać, wszystko się uda.

– Al Jazeera w głównym anglojęzycznym serwisie informacyjnym puszcza filmik, z telefonu jakiegoś turysty, na którym widać, jak nasze automatyczne działka przeciwlotnicze rozstrzeliwują startującego czarterowego Boeinga.

– Niech to… – Beniamin zaczął używać wyrażeń powszechnie uznawanych za obelżywe.

 

Pod koniec dnia, tat aluf miał ochotę porządnie się upić. Armia w której służył, poniosła porażkę. W powietrzu nie wyglądało to wcale tak źle. Łączne straty lotnictwa począwszy od tych zadanych przez bombę neutronową, przez te będące wynikiem wirusa w żelaznej kopule, po te z wieczornego ataku na Syrię były mniejsze niż jedna piąta z posiadanych sprawnych maszyn. Taki bilans choć bolesny nie oznaczał jeszcze klęski. Jutro nadal można by prowadzić walkę i to nie bez szans na ostateczny sukces.

Trochę gorzej wyglądało to na ziemi. Po ataku na Tel Awiw, zrobił się bałagan, niektóre jednostki atakowały zgodnie z planem, inne czekały na nowe rozkazy. Uderzenia te zamieniły się w rzeź, ponieważ na syryjskim niebie przez większą część dnia królowało rosyjskie lotnictwo. Stratę paru batalionów piechoty i kilkudziesięciu czołgów można było przeboleć. Ściągnięto by odwody, dałoby się wsparcie z powietrza i osiągnięcie pierwotnie zakładanych celów było w zasięgu ręki.

Tyle, że jutro nie będzie ponownego ataku, nie będzie zwycięstwa, będą negocjacje. Rysy na wizerunku niezwyciężonej armii nie zostaną zmazane, atak na Izrael pozostanie bezkarny. Wszystko przez porażkę na froncie medialnym, co tam porażkę, klęskę, katastrofę, armagedon. Wirus Atara ogłupił żelazną kopułę, a ta urządziła jatkę samolotom z turystami. Świat oburzył się na to i nie chciał uwierzyć, że to efekt ataku bojówek Hamasu. Chętnie natomiast uznano atak nuklearny na Tel Awiw za wypadek przy transporcie izraelskiej broni atomowej. Wszystko przez Atara, który taką wersję przedstawił kilka godzin temu na konferencji prasowej w Egipcie. Podawał się za izraelskiego pilota, który wolał zdezerterować, niż wykonać rozkaz ataku atomowego pod fałszywym pretekstem odwetu. Samolot, którym wylądował w Sharm el Szejk, potwierdzał jego wersję, z uwagi na bombę atomową w jaką go uzbrojono. Przeklęty Pers przejął golema, pilotującego Kfira posłanego do ataku specjalnego na Teheran. To właśnie miał na myśli mówiąc, iż ma jeszcze coś do zrobienia. Za dzień czy dwa pewnie Atar zniknie, co z tego, skoro Rosjanie oświadczyli, że gotowi są na atomową kontrę, jeśli takie uderzenie spadnie na Syrię, Iran, Turcję, Egipt. Amerykanie chcąc zachować lokalnych arabskich sojuszników wymusili na Izraelu negocjacje.

Beniamin Goldberg wychylił kieliszek wódki. Alkohol pozwalał mu ustalić winnego. Zawiodła żelazna kopuła bo strzelała do pasażerskich czarterów, a nie zestrzeliła Kfira z golemem na pokładzie. 

Koniec

Komentarze

Początek bardzo dobry, środek średni, im dalej, tym gorzej. Koniec fatalny, jak dla mnie. Od klasycznego technothrillera przechodzisz do czegoś w rodzaju steampunku zmieszanego z , no nie wiem z czym… Bigos czyli, miszmasz kompletny. I to wszystko urywasz w pół słowa.

A, jeszcze jedno: zdaje się, że przydałaby się korekta…

Hmmm. Naparzanka. Dużo się dzieje, ale trudno zgadnąć, co Twoi bohaterowie chcą osiągnąć. No, oprócz tego oczywistego – chcą pokonać wroga. Jedni próbują ukraść tereny gazonośne, inni strzelają do samolotów pasażerskich… Przy takich stawkach trudno mi kibicować którejkolwiek stronie. Najlepiej, gdyby się nawzajem powybijali.

Wykonanie jak zwykle u Ciebie. Przecinki hasają, gdzie chcą, trochę literówek, czasami zachowały się ślady zmian w ostatniej chwili, jeden paskudny ortograf.

Zwraca, wam pilota, golema którego pożyczyłem.

Coś tu jest nie tak, nie tylko z przecinkami.

Używają jakiegoś aktywnego kamuflarzu.

A tu masz brzydkiego ortografa. Edytor nie podkreślił?

Babska logika rządzi!

Niestety, MPJ &78, czytałam z trudem, nie do końca mając pewność, o co tu chodzi, Zakończenie rozczarowujące, w dodatku nie dało odpowiedzi, o co chodziło. :(

 

Na oka­zję, był już go­to­wy ko­mu­ni­kat… –> Na oka­zję był już go­to­wy ko­mu­ni­kat

 

Wy­sia­da­ją­cy lot­nik szyją miał białą je­dwab­ną apasz­kę z czar­no zło­tym em­ble­ma­tem. –> Wy­sia­da­ją­cy lot­nik na szyi miał białą je­dwab­ną apasz­kę z czar­no-zło­tym em­ble­ma­tem.

 

Bomba neu­tro­no­wa, która znisz­czy­ła zbie­ra­ją­ce się mia­stem eska­dry… –> Bomba neu­tro­no­wa, która znisz­czy­ła zbie­ra­ją­ce się nad mia­stem eska­dry

 

– Taki dajmy to sil­nik. –> Chyba miało być: – Taki, dajmy na to, sil­nik.

 

zna­czy się pięć ty­się­cy sie­dem­set sześć­dzie­sią­tym wedle na­sze­go ka­len­da­rza.Po­pra­wił się pod­ofi­cer. –> …na­sze­go ka­len­da­rza – po­pra­wił się pod­ofi­cer.

Nadal masz problemy z zapisem dialogów.

 

– Idzie co ma nie iść. – od­par­ła agent­ka… –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Masz sto­pień po­rucz­ni­ka w Kor­pu­su Straż­ni­ków Re­wo­lu­cji Is­lam­skiej… –> Masz sto­pień po­rucz­ni­ka Kor­pu­su Straż­ni­ków Re­wo­lu­cji Is­lam­skiej… Albo: Masz sto­pień po­rucz­ni­ka w Kor­pu­sie Straż­ni­ków Re­wo­lu­cji Is­lam­skiej

 

Izra­elit­ka prze­szła do krzy­ku. –> Izra­el­ka prze­szła do krzy­ku.

Obywatelka Izraela to Izraelka.

 

– Co tymi tu… – Aber­gel pod­nio­sła rękę. –> Chyba miało być: – Co ty mi tu

 

Wasz kom­po­nent lą­do­wy czeka by ru­szyć w głąb Syrii. –> Co to jest komponent lądowy?

 

nie wie­cie jed­nak, iż sta­je­cie prze­ciw­ko wam pan ognia… –> Chyba miało być: …nie wie­cie jed­nak, iż sta­je­ prze­ciw­ko wam pan ognia

 

Cały świat uzna wer­sję. –> Cały świat uzna wer­sję.

 

Ame­ry­ka­nie dzię­ki niej do­bio­rą się irań­skich pól ro­po­no­śnych… –> Ame­ry­ka­nie dzię­ki niej do­bio­rą się do irań­skich pól ro­po­no­śnych

 

– Tak mogło by być, gdyby nie to… –> – Tak mogłoby być, gdyby nie to

 

Ro­sja­nie oświad­czy­li, że go­to­wi są na ato­mo­wą kontrą… –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wrażenia jak przedpiśców. Chyba chciałeś za dużo grzybów w barszcz nawrzucać, że tak powiem, bo zewsząd usiłuje wyglądać taka hard political fiction, a tu nagle niby jakieś elementy fantastyki, ale mało. Golemy w stechnicyzowanym świecie i na wojnie mogłyby być fajnym pomysłem, ale coś nie wyszło.

http://altronapoleone.home.blog

Wyjątkowo mało mi się podoba. Pomijam już kwestię interpunkcji, literówek i pozjadanych słów. Jakoś po prostu kwestie polityczne mi nie leżą. A ten tekst aż od nich puchnie. I w tym wszystkim zgubił się ciekawy pomysł Persa, który jak dla mnie jest tu najlepszym elementem, ale słabo wykorzystanym. 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Poprawki naniosłem. 

 

Co do tekstu, to pisałem go dość długo, z połączenia kilku postaci i scenek jakie podsunęła mi moja chora wyobraźnia. Na dodatek tekst przeszedł długą ewolucję. Początkowo opowiadanie miało być polityczną fikcją, z dawką czarnego humoru. Stąd Atar, perski pogański bóg ognia w Korpusie Strażników Rewolucji Islamskiej, i niektóre teksty Goldberga, dotyczące np. tego, że się coś pomyliło w buchalterii i samoloty zestrzelone w akcji trafiły do kategorii “zezłomowanych”, oraz opis iż wizja awansu po tym jak wybito sztab generalny była lepszą motywacją niż pragnienie zemsty.

Tyle, że w międzyczasie napisałem opowiadanie “Miecz Imperium” i jednym z zarzutów do niego było, iż tworzę postacie schematycznych, idealnych, zwycięskich żołnierzy bez skazy. Postanowiłem więc spróbować opisać przegranego. Opowiadanie rozrosło się. Pierwotnie kończyło się na zniknięciu Atara, ale wtedy nie byłoby klęski do przezywania przez głównego bohatera. Rozrosło się jednak za bardzo, maks miało 10 stron A4. Poszło pod nóż i wyszło to co wyszło.

 

Interesujący pomysł, kontynuujący bodaj treść ze Szkoły Rabina Abrahama. Początek fajny, zaciekawia. Ale im dalej, tym akcja mniej przyciąga, wprowadzasz magiczne rozwiązania nie dając do nich kontekstu. Koniec niestety nie daje rady. Wojna wychodzi dosyć monotonnie.

Podsumowując: jest tu pomysł, ale większego koncertu fajerwerków nie uświadczyłem.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przeredaguje chyba to opowiadanie może bardziej w tym stylu w jakim widziałem je wcześniej. 

 

 

– Czym wy go naszprycowaliście? – Goldberb spojrzał na agentkę.

Literówka.

 

Jest wojna są ofiary.

I tu brakuje przecinka.

 

Chociaż tekst ma wady, podoba mi się. Masz w tekście kilka ciekawych pomysłów. Golem z lekka mnie zaskoczył, spodziewałam się istoty z folkloru muzułmańskiego albo irańskiego (pokrywają się oczywiście). Jednak Atar zobowiązuje do czegoś innego, w każdym razie, w moim mózgu ;)

MPJ, nie zgadzam się z moimi przedpiścami, lecę sprawdzić drugą wersję, którą znowu wstawiłeś na mój dyżur. Cieszy mnie to bardzo. Podświadomie myślałeś o mnie, prawda? ;)

Nowa Fantastyka