- Opowiadanie: Romario - Kartoteka nie-człowieka 1

Kartoteka nie-człowieka 1

Podczas rytualnego okrążania pokoju w celu zebrania myśli wpadłem na pomysł stworzenia serii krótkich historii o wszelkiej maści fantastycznych istotach.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Kartoteka nie-człowieka 1

Trumna zgrzytnęła, gdy tylko Mszczuj naparł na wieko, chcąc wydostać się na zewnątrz. Zrobiła to bardzo cicho i jakby nieśmiało, zapewne bojąc się obudzić leżącego obok Masława, który po wyrwaniu ze snu bywał wyjątkowo agresywny. Wystarczyło jednak mocniej szarpnąć, by stare zawiasy jęknęły rozdzierająco niczym zarzynane prosię. Mszczuj, którego zmysły wyostrzone były ponad wszelką miarę, skrzywił się i zasłonił dłońmi uszy. To jednak w niczym mu nie pomogło, ponieważ trumna zdążyła już się otworzyć w akompaniamencie przeraźliwych pisków.

– Zawsze to samo! – marudził gramoląc się na podłogę. – A mówiłem mu, że dawno już powinniśmy wymienić te stare badziewia i załatwić sobie nowe, ekskluzywne trumienki. Ale ten cap mówi, że nieee, po co, szkoda marnować pieniądze. No to teraz masz, sknero!

Mówiąc to, z całej siły kopnął w stojącą obok czarną skrzynię. W tej samej chwili wieko wystrzeliło na dwa metry w górę i spadło z hukiem po drugiej stronie sali. Znikąd zmaterializował się czarny kształt, przybrawszy postać wysokiego, chudego mężczyzny ubranego w czarny frak z wysokim kołnierzem. Chwycił Mszczuja za gardło i zaczął nim potrząsać

– Ja ci dam sknera, ty pajacu jeden! – wykrzyknął rozwścieczony Masław. – Będzie mnie tu budził i obrażał…

Mszczuj wyrwał się z uścisku towarzysza, po czym sapnął:

– Uspokój się! I tak wystarczająco długo spałeś!

– Co spałem? Co spałem? – odrzekł Masław o wiele ciszej. – Nikt mi nie będzie mówił, ile mam spać!

– Dobrze, przepraszam, uniosłem się. – Mszczuj uniósł dłonie w obronnym geście. – Nie powinienem kopać w twoją trumnę. To wszystko przez te cholerne piski, rozumiesz…

– Już trudno. Co się stało, to się nie odstanie.

Po wzięciu głębszego oddechu Masław odkrył, że jego gniew stopniał. W głębi duszy czuł, że jego towarzysz ma rację. Po przespaniu tylu lat czuł się nieco połamany. I głodny.

– Wiesz… tak sobie pomyślałem – zaczął nieśmiało Mszczuj – że skoro już wstaliśmy, to można by gdzieś pójść… oczywiście tylko po to, by pozwiedzać – dodał szybko.

– W sumie cemu nie? I psy okazji pójdziemy coś zjeść. – wyseplenił Masław.

– Naprawdę? – wykrzyknął uradowany Mszczuj.

– Ocywiście. Chodź, nie ma casu do stracenia.

Mówiąc to, skierował swe kroki w kierunku wyjścia z grobowca. Przeszli schodami w górę, tylko po to, by przekonać się, że zamiast masywnych, drewnianych drzwi prowadzących do rozległych piwnic, mieli przed sobą litą ścianę.

– Co jes?

Masław stanął jak wryty. Pierwszy raz od bardzo dawna poczuł głęboki niepokój. Jego drzemka okazała się dłuższa, niż przypuszczał.

– Skąd się tu to wzięło? – Mszczuj wydawał się równie zdziwiony jak jego towarzysz.

– Nie wiem, choć się domyślam.

– Czyli co, musimy przeniknąć?

– Jak widać.

Obaj mieli bardzo nietęgie miny, gdy tracili fizyczną formę. Nawet coś tak prostego wymagało dużej koncentracji, a jakby tego mało, pochłaniało znaczne zasoby energii. Po zmaterializowaniu się za ścianą obaj odetchnęli z ulgą. Był to zbędny odruch, którego nigdy nie udało im się wyplenić, wszak organy obu od dawna już nie pracowały.

Znaleźli się w pomieszczeniu po sufit zastawionym gratami. Były tam krzesła, stoły, szafki, sterty drewnianych skrzyń i kartonowych pudeł wypełniających znaczną część przestrzeni. Całość przypominała skomplikowany labirynt, z którego nie widać było wyjścia.

– Co się tutaj dzieje?

– Nie wiem Masławie, ale nie wygląda to za dobrze.

Nagle usłyszeli z oddali zgrzyt, a wkrótce potem zalała ich fala światła. Przyjaciele stanęli jak wryci zasłaniając dłońmi oczy. Przez salę niósł się miarowy stukot kroków. Jednocześnie poczuli intensywny zapach potu i nieświeżego jedzenia.

Ich oczom ukazał się starszy mężczyzna w czarnym uniformie, trzymający krótką tubę, z której jednego końca wydobywała się wiązka światła. Spojrzał w ich stronę, lecz nie zdążył nawet mrugnąć, nim zapoznał się bliżej z owianym legendą prawym sierpowym Masława. Dziwny przyrząd upadł na podłogę i przekoziołkował, błyskając we wszystkie strony.

Mszczuj podniósł go ostrożnie, trzymając opuszkami palców jakby ten miał zaraz wybuchnąć.

– Cóż to ma znaczyć?

Tubka z jednej strony zakończona była czymś w rodzaju szkła. Całość wyglądała, jakby ktoś umieścił w środku miniaturowe słońce, którego promienie załamywały się na szkle.

– Pfu! – Masław skrzywił się i wypluł wyssaną wcześniej krew. – co za obzydlistwo!

– I co teraz?

– Sam nie wiem. Zaczynam się tego wszystkiego bać.

– Ty? Wielki i wspaniały Masław? Dawny władca Mazowsza? Czego ty się możesz bać?

– Wielki i wspaniały to był Mieszko. Ja byłem tylko głupcem, któremu wydawało się, że może mu dorównać. Jestem już stary. Bardzo stary. Nie tak wyobrażałem sobie życie wiecne. Jeśli ten stan można w ogóle nazwać życiem. Zrestą popatrz na mnie! Myślis, że nie wiem jak wyglądam? Przez te kły nie mogę normalnie mówić. Nie jestem już tak sprawny jak kiedyś. I tak, boję się. Boję się tego, co zobacymy po wyjściu na zewnątrz. Najwidocniej ten zamek nie jes już moją własnością. Casem zastanawiam się, cy nie lepiej byłoby po prostu zniknąć. Zabiłem tyle osób… Nic nie sprawia mi już przyjemności.

Milczeli przez dłuższą chwilę.

– To nieprawda! Jesteś wspaniały! To MY jesteśmy wspaniali! Nie starzejemy się, nie chorujemy, będziemy trwali setki lat po tym, jak zwłoki takich jak ten – wskazał na leżącego obok trupa – zmienią się w proch. Nie wiem jak ty, ale ja jestem dumny ze swoich osiągnięć. Fakt, za życia byłem głupcem i popełniłem wiele błędów, lecz nie zmienia to faktu, że prawie zostałem królem! Posłuchaj jakby to pięknie brzmiało: Król Mszczuj– hej, z czego się śmiejesz?

– Ależ z nicego, mój drogi. Po prostu zrobiło mi się jakoś lżej na sercu.

– A ja dobrze wiem, co poprawi ci nastrój. Chodź!

Pociągnął za sobą Masława w kierunku otwartych drzwi, potykając się o stojące na ich drodze przedmioty.

Zamek był przeraźliwie pusty. Przemierzali gołe sale pozbawione jakichkolwiek dekoracji, a nawet dywanów. Masławowi kojarzyły się z wnętrzem trupa. Gdy tylko wyszli przez bramę, owioną ich świeży zapach trawy i drzew. Księżyc wisiał wysoko na niebie, lecz im to w żadnym stopniu nie przeszkadzało. W nocy widzieli o wiele lepiej, niż za dnia. W oddali majaczył się zarys niewielkiej mieściny.

– Widzisz te domostwa? Wiesz co one oznaczają? – zapytał Mszczuj pocierając ręce.

– Daj spokój, nie mam ochoty.

– A tam nie masz! Skosztujesz soczystej krewki, to wnet ci się humor polepszy.

– Pzestań.

– No co? Nie udawaj, że nie jesteś głodny. No chodź, na chwilę chociaż.

– No dobze, byle szybko.

Mszczuj nie czekał na swojego towarzysza, tylko pofrunął wprost do najbliższej chaty. Pełen nadziei przeniknął przez ścianę. Na piętrze spał mężczyzna. Nawet nie drgnęła mu powieka, gdy Mszczuj wysysał z jego żył czerwoną esencję życia. Szybko jednak zaprzestał, gdyż krew okazała się wyjątkowo parszywej jakości. Smakowała jak nieświeży smalec, co nie świadczyło dobrze o jej właścicielu.

– Blee, faktycznie nie przypomina to tego, co czułem kiedyś – zwrócił się do Masława, który zdążył pojawić się za jego plecami. – Muszę spróbować jeszcze raz.

– Och, dajmy temu spokój. Może zostawimy ich w spokoju?

– Coś ty? Nawet mi nie mów, że się najadłeś tamtym chamem?

– Nie, ale…

– To chodź poszukać czegoś odpowiedniego.

Masław westchnął tylko i posłusznie podążył za Mszczujem do następnego domu. Tam napotkali drzemiącą dziewczynkę, której zapach nęcił świeżym, kwiatowym aromatem. Jej krew była pyszna.

– No, to co? Jeszcze jedna?

– Ja dziękuję. Nie mam ochoty – mruknął Masław i odwrócił się w kierunku zamku.

– To zostań chociaż ze mną. A nuż skusisz się na jeszcze jedną?

– Ale obiecaj, że to będzie ostatnia.

– Jak sobie życzysz.

W sąsiednim pomieszczeniu spała starsza kobieta. Mszczuj rzucił się na nią łapczywie, lecz nie nacieszył się jej krwią zbyt długo. Szybko porzucił drgające ciało i otarł usta rękawem.

– Naprawdę chcesz to w taki sposób zakończyć? Jakąś starą purchawą? Chyba stać na więcej.

– Z pewnością – westchnął zrezygnowany Masław, po czym oblizał się ze smakiem. Każda, nawet najpodlejsza krew miała w sobie coś wyjątkowego, co sprawiało, że jego zmysły zaczynały wariować.

– Tutaj obok jest następna chałupka. Tylko zerkniemy. A jak trafi się taki kwiatuszek jak tamta, to obiecuję, że oddam ją tobie.

– Nie gadaj tyle, tylko chodź. Pzez ciebie znów się głodny zrobiłem.

Księżyc raźno wędrował po niebie, oświetlając czasem niewyraźne, ciemne sylwetki snujące się po wsi niczym upiory. W końcu nastał ranek. Leniwy kogut zapiał, chcąc obudzić śpiących mieszkańców. Nie mógł wiedzieć, że w tej okolicy nikogo już nie obudzi.

 

Koniec

Komentarze

Jest to jakiś pomysł, choć pierwsza opowieść z zapowiedzianej serii nie powala ani oryginalnością, ani wykonaniem. Szkoda. Mam nadzieję, że prezentując kolejne postaci popiszesz się większą fantazją i lepszą znajomością zasad rządzących językiem polskim.

 

Trum­na zgrzyt­nę­ła, gdy tylko Msz­czuj na­parł na wieko… –> Zdaje mi się, że trumna nie zgrzyta, ona mogła zatrzeszczeć.

 

– Co spa­łem? Co spa­łem? – od­rzekł Ma­sław o wiele ci­szej – Nikt mi nie bę­dzie mówił, ile mam spać! –> Albo postaw kropkę po didaskaliach, albo kontynuację wypowiedzi zapisz małą literą.

Ten błąd pojawia się także w dalszej części tekstu. Pewnie przyda się poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

– Do­brze, prze­pra­szam, unio­słem się. – Msz­czuj uniósł dło­nie… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Ma­sław od­krył, że jego gniew stop­niał. W głębi duszy czuł, że jego to­wa­rzysz ma rację. –> Powtórzenie. Czy oba zaimki są konieczne?

 

Mó­wiąc to, skie­ro­wał swe kroki w kie­run­ku wyj­ścia z gro­bow­ca. –> Brzmi to fatalnie. Czy mógł skierować cudze kroki?

Proponuję: Mó­wiąc to, ruszył w kie­run­ku wyj­ścia z gro­bow­ca.

 

Spoj­rzał w ich stro­nę, lecz nie zdą­żył nawet mru­gnąć, nim za­po­znał się bli­żej z owia­nym le­gen­dą pra­wym sier­po­wym Ma­sła­wa. –> …nie zdą­żył nawet mru­gnąć, gdy za­po­znał się

 

– Wiel­ki i wspa­nia­ły to był Miesz­ko. Ja byłem tylko głup­cem, któ­re­mu wy­da­wa­ło się, że może mu do­rów­nać. Je­stem już stary. Bar­dzo stary. Nie tak wy­obra­ża­łem sobie życie wiec­ne. Jeśli ten stan można w ogóle na­zwać ży­ciem. Zre­stą po­patrz na mnie! My­ślis, że nie wiem jak wy­glą­dam? Przez te kły nie mogę nor­mal­nie mówić. Nie je­stem już tak spraw­ny jak kie­dyś. I tak, boję się. Boję się tego, co zo­ba­cy­my po wyj­ściu na ze­wnątrz. Naj­wi­doc­niej ten zamek nie jes już moją wła­sno­ścią. Casem za­sta­na­wiam się, cy nie le­piej by­ło­by po pro­stu znik­nąć. Za­bi­łem tyle osób… Nic nie spra­wia mi już przy­jem­no­ści. –> Dlaczego Masław sepleni tylko czasami? W dalszej części tekstu także sepleni niezbyt niedokładnie.

 

Król Msz­czuj– hej, z czego się śmie­jesz? –> Brak spacji przed półpauzą.

 

Po­cią­gnął za sobą Ma­sła­wa w kie­run­ku otwar­tych drzwi, po­ty­ka­jąc się o sto­ją­ce na ich dro­dze przed­mio­ty. –> Czy dobrze rozumiem, że potykał się o przedmioty stojące na drodze drzwi?

 

Prze­mie­rza­li gołe sale… –> Prze­mie­rza­li puste/ ogołocone sale

 

Gdy tylko wy­szli przez bramę, owio­ną ich świe­ży za­pach trawy i drzew. –> Gdy tylko wy­szli przez bramę, owio­nął ich świe­ży za­pach trawy i drzew.

 

W od­da­li ma­ja­czył się zarys nie­wiel­kiej mie­ści­ny. –> W od­da­li ma­ja­czył zarys nie­wiel­kiej mie­ści­ny.

 

– Och, dajmy temu spo­kój. Może zo­sta­wi­my ich w spo­ko­ju? –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Le­ni­wy kogut wspiął się po­wo­li i za­piał… –> To koguty potrafią się wspinać? Na co?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wielkie dzięki za sprawdzenie i korektę. Rzeczywiście zrobiłem sporo błędów, w tym chyba najgorszy: opublikowałem tekst zaraz po napisaniu smiley. Do tej pory pisałem tylko do szuflady i nie mam żadnego doświadczenia w publikowaniu, ale liczę, że z czasem się to zmieni.

Miałam takie wrażenie, Romario, że wrzuciłeś tekst świeżutki, który swojego nie odleżał i poza Tobą nikt go nie czytał?

Kiedy napiszesz kolejny fragment i uznasz, że może zostać opublikowany na stronie, nie zamieszczaj go. Odłóż tekst na jakieś dwa do trzech tygodni, a potem przeczytaj. Prawdopodobnie dostrzeżesz usterki, które wkradły się podczas pisania. Po tym zabiegu znowu pozwól opowiadaniu odpocząć przez kolejna dwa lub trzy tygodnie i powtórz operację.

Wskazane jest także, aby Twoje dzieło ktoś przeczytał, może rodzice, rodzeństwo, znajomi, polonistka… To, jak je odbiorą, będzie dla Ciebie wskazówką, co można poprawić, co zmienić, może coś dopisać.

Romario, przypuszczam, że zainteresuje Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jeszcze raz dzięki za rady, postaram się wdrożyć je w życie i poprawić opowiadanie.

Chwalebne postanowienie. Życzę powodzenia w pracy twórczej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Choć dylematy nieśmiertelnych krwiopijców wydają się dość uniwersalne, w zasadzie cała historia dotyczy zaburzeń odżywiania. To poważny temat, ale sposób w jaki wszystko się kończy pozostawia lekki niedosyt. Tyle osób wyssanych jak czekotubki, a czytelnik zostaje z poczuciem, że w sumie niewiele się tu wydarzyło.

Powiedzmy, że jako debiut może być – z małym plusem za przyjemne przedstawienie koleżeństwa ;-).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dziwne uczucie miałem na koniec. Zaczynasz humorystycznie, kończysz raczej mrocznie. Mi taki skok nie za bardzo odpowiadał, zwłaszcza w szorcie, który raczej jest formą jednolitą.

Całość więc ni ziębi, ni grzeje. Część żartów trafiła, ale większość przeszła obok. Bywa.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Mogę się podpisać pod opinią NWM. Zaczęło się obiecująco – lekko i zabawnie, od nietypowych dla tej rasy problemów ze skrzypiącymi zawiasami (BTW, kiedy sobie takie nowoczesne trumny sprawili? Bo oryginalne pewnie nie miały takich nowomodnych wynalazków), a skończyło pospolitą rzezią…

Babska logika rządzi!

Nie porwało, ale i nie było źle ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka