- Opowiadanie: Monique.M - Powstań ze śmierci, ukochany

Powstań ze śmierci, ukochany

Witam wszystkich, którzy zechcieli tu zajrzeć. Jest to druga część historii o nekromantce imieniem Kiara. To również mój debiut w pokazaniu się szerszej publiczności w ramach fantasy. Zapraszam do lektury.

 

Edit: Opowiadanie zostało poprawione pokonkursowo, starając się uwzględnić sugestie z komentarzy.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Powstań ze śmierci, ukochany

 

 

 

– Stójcie w imieniu króla!

Kobieta i mężczyzna, skryci pod opończami, wstrzymali konie, rozpoznając głos palatyna Lotara. Domyślali się, że palatyn ich ściga, lecz nie zdawali sobie sprawy jak blisko był na ich tropie. Aż dopadł ich na tej przełęczy.

Nagły grzmot rozszedł się po okolicy, nawet ziemię wprawiając w drżenie. Konie, które przez cały pościg wyczuwały nadnaturalną aurę kobiety, teraz ostatecznie odmówiły posłuszeństwa, zmuszając jeźdźców do zejścia z nich. Gniadosz kobiety zerwał się z lejcy i popędził przed siebie. Tuż za nim pobiegł puszczony wolno ogier mężczyzny. Żołnierze jeszcze przez chwilę walczyli ze swoimi końmi.

– Puśćcie je wolno – nakazał Lotar. – Kiedy skończymy z tymi tutaj, same do nas wrócą.

– Myślisz, że tym razem dasz nam radę? – odparła hardo kobieta, choć widok pięciu uzbrojonych żołnierzy nie napawał optymizmem. Sam palatyn świetnie fechtował.

– Bogowie mnie wesprą, bym w końcu zgładził z powierzchni ziemi niepokorną nekromantkę i skrytobójcę, siejących postrach w całym kraju! – Przecinająca niebo błyskawica dodała mocy jego słowom. – Lambert pozyskuje dusze dla piekła, a ty je przyzywasz. Ale ja wyplenię z ziem Altaru plugastwo!

– Zapłacisz mi za te słowa! Jestem kapłanką Zaary i żaden skorumpowany palatyn nie będzie mnie znieważał! – Już sięgała po miecz, lecz jej towarzysz był szybszy. Przyjął na siebie pierwszy atak świetnie wyszkolonych żołnierzy. Siła oraz lata doświadczeń pozwalały mu utrzymać trzech przeciwników na dystans. Kobieta była niczym jego cień, sprawnie chroniąc plecy kompana. Lambert wykorzystał, że przeciwnicy wchodzą sobie w drogę i wbił środkowemu ostrze w szyję. Od razu jego miejsce zajął następny, nie pozwalając by nekromantka zbliżyła się do ciała. Palatyn tym czasem trzymał się z daleka, dobrze wiedząc, co zrobić – rozdzielić parę, jednocześnie osłabiając. Ruchem ręki nakazał żołnierzom odstąpić od Lamberta i zaatakować kobietę, tworząc wokół niej żywy mur. Lambert próbował dostać się do niej, lecz siły były nierówne. Udawało mu się jedynie osłabiać przeciwników, zadając im rany w ręce i nogi, dzięki czemu odwracał ich uwagę od towarzyszki. Nieprzyzwyczajona do długiej walki nekromantka opadała z sił. Jedynie magia ją ratowała, doprowadzając jednego z przeciwników do śmierci w konwulsjach. W tym czasie Lambert obrał za cel najbardziej poranionego w walce żołnierza. Kilka uników i przeciwnatarć wystarczyło by wojak popełnił błąd i przypłacił to życiem. Sam Lambert jednak coraz szybciej tracił siły. Ten moment wybrał Lotar na włączenie się do walki. Zaatakował skrytobójcę, wyprowadzając cios z góry pod kątem. Lambert przyjął uderzenie płazem miecza, jednocześnie obracając nadgarstki. Klinga palatyna zatrzymała się na jelcu. Lambert uciekł w bok, wybijając przeciwnika z rytmu. Jednocześnie ciął z góry, celując w twarz. Udałoby się, gdyby nie leżący w wysokiej trawie trup. Lambert stracił równowagę i jedynie drasnął Lotara w czoło. Płynąca z rany krew zalewała prawe oko, ale palatyn nie zamierzał się poddać. Z wściekłością otarł czoło rękawem i znów zaatakował. Ich pojedynek zachwyciłby niejednego, lecz tym razem szczęście odwróciło się od skrytobójcy. Jeden błąd, chwila dekoncentracji kosztowały go cios prosto w serce. Kobiecy krzyk rozpaczy poniósł się echem po równinie. Wicher zawtórował mu, szargając opończą Kiary. Nekromantka zwróciła się ku palatynowi. Jej szafirowe oczy pałały żądzą mordu. Chęć zemsty odbierała rozsądek, a dodawała odwagi. Strach ścisnął serce palatyna.

– Atakujcie ją! Na co czekacie!

Żołnierze zagrodzili jej drogę i słono za to płacili. W jednej chwili zdała sobie bowiem sprawę, jak może wygrać. Niemal podświadomie kreowała wydarzenia. Szepcząc inkantacje, rozsypała na wietrze popiół ze skrytki w bransoletce. Szybkim ruchem klingi rozcięła skórę dłoni. Sięgnęła do wisioru i mocno ścisnęła ciemnozielony Kamień Umarłych, naznaczając go własną krwią. Ofiary ich miecza zaczęły się poruszać, choć nie powinny. Powoli wstały i ruszyły w stronę przerażonego Lotara.

– Jakim cudem… przecież musicie odprawić rytuał wskrzeszenia.

– Widocznie ja nie muszę.

Koniec był szybki. Jej słudzy zaatakowali go ze wszystkich stron. Ona zadała ostateczny cios.

Kiedy spojrzała na ciało swojego towarzysza furia zmieniła się w nieopisane poczucie straty. Przyklękła przy jego ciele. Pogrążona w rozpaczy nie zauważyła, kiedy nadjechał jeździec.

– Kiaro! Niech to szlag… nie zdążyłam.

Kobieta w czerwonej sukni zsiadła zwinnie z konia i mijając wskrzeszonych strażników, podeszła do ciała.

– Tak mi przykro.

– Znajdę sposób, żeby to cofnąć – odpowiedział jej pewny głos nekromantki.

– Sama wiesz najlepiej, że to niemożliwe. Możesz go ożywić, ale nie będzie już sobą.

– Mylisz się Auroro. Istnieje magia potężniejsza od twojej. W najgłębszych podziemiach zakonu znalazłam księgę traktującą o tej materii. Wiem, że mi się uda.

 

Delikatne promienie słońca, kojąca zieleń rozległych pól, przyjemny powiew wiatru niosący ze sobą zapach traw i odgłosy życia. Jakie to było odmienne od krajobrazu pustyni, jaki towarzyszył Kiarze przez ostatnie tygodnie. Wiszące teraz na szyi trzy części medalionu dawały jej nadzieję na powodzenie misji. Wiedziała jednak, że czeka ją jeszcze długa droga.

Wybierała mało uczęszczane trakty, dlatego zdziwiła się widząc przed sobą gospodę. Zmęczenie i głód dawały o sobie znać. Czemu więc nie zatrzymać się na jedną noc w gospodzie i nie wypocząć? Zwinnym ruchem schowała medalion za koszulę. Konia zostawiła w stajni, dając młodemu stajennemu srebrną monetę. Błysk w jego oku dał jej pewność, że dobrze zaopiekuje się zwierzęciem, a juki zaniesie do wynajętego pokoju.

Już od progu gospoda powitała ją zapachem smakowitych potraw i ciężkim dymem fajek. Szukając wolnego miejsca na uboczu nie spodziewała się zobaczyć nekromanty, a co dopiero dwóch. W dawnych czasach rzadko ich spotykano, gdzie indziej niż w ich zamku ukrytym w mrocznym lesie. Widocznie świat się zmienił przez te sto lat, kiedy unikałam cywilizacji. Miała nadzieję, że nie dostrzegą jej, ale starszy z nich uniósł się, patrząc wprost na nią. Zwalczyła pokusę, aby to zignorować. Może teraz nie działała dla swego zakonu, lecz nadal coś ją z nim wiązało. Miała szacunek do swoich korzeni.

Zanim doszła do ławy, uważnie im się przyjrzała. Czarna szata i przyprószone siwizną włosy podkreślały bladość starszego mężczyzny. Wiele lat musiał spędzić w zamknięciu, najprawdopodobniej pracując nad nowymi specyfikami. Drugi z nekromantów wydawał się zbyt młody na kapłana, nosił jednak jego szaty. Ciemnoblond włosy wchodziły mu do oczu. Odgarniał je nerwowo, co zdradzało, że jeszcze nie w pełni przesiąkł zakonem. Miał żywe usposobienie, zupełnie nieprzystające do profesji nekromanty. Czemuż, więc się na to zdecydował?

– Miło mi ujrzeć innego kapłana Zaary – przywitał ją starszy mężczyzna, dodając do słów lekki pokłon. Kiara z rozbawieniem dostrzegła o wiele niższy ukłon chłopaka. Nie uszło również jej uwadze, jak się w nią wpatruje.

– Mnie również. A zwłaszcza tu i to aż dwóch.

Dostrzegła jego speszenie. Czyżby powiedziała coś nie tak? Mimowolnie poprawiła aksamitną rękawiczkę.

– No cóż… – zrobił nieokreślony ruch ręką, siadając na swoim miejscu. – Obecnie królowie bardziej doceniają nasze arkana.

Kiara zmarszczyła brwi.

– Coś podać? – spytała młodziutka karczmarka irytująco szczebiotliwym głosikiem.

– Gulasz i najlepsze wino, jakie macie – odparła Kiara, zerkając pytająco na swojego rozmówcę.

– My już zamówiliśmy.

Nekromanta odczekał aż dziewczyna odejdzie, po czym zwrócił się do Kiary:

– Wybacz, nie przedstawiliśmy się. Jestem Daniel, a to mój młody przyjaciel Marcus.

– Kiara.

To jedno słowo zmieniło wszystko. Daniel zaczął się jej przyglądać z uwagą i cieniem nieufności.

– A więc żyjesz? – wyrzucił z siebie Marcus cały podekscytowany.

– Marcus. Jak możesz. Wybacz mu – zwrócił się do kapłanki. – Czasami zachowuje się nieokrzesanie – powiedział Daniel, próbując ukryć zaskoczenie. Czy naprawdę spotkali prawdziwą Kiarę? Zadawał sobie to pytanie, zerkając na nią dyskretnie.

Wróciła dziewczyna z zamówieniem. Kiara bez słowa zapłaciła za jedzenie i gestem odprawiła ją. Upiła łyk wina i zaraz odstawiła kubek z powrotem, krzywiąc się.

– Jeśli to ich najlepsze wino, to wolę nie wiedzieć, co za gulasz mam przed sobą.

– Nie martw się. Choć rzeczywiście wina nie są ich mocną stroną, to jeśli chodzi o jedzenie, mają dobre. Wracając do tematu, teraz nie dziwi mnie twoje zdumienie naszą obecnością z dala od zakonu. Od twojego zniknięcia wiele się zmieniło.

– Tak, widzę. Sprzedajecie swoje usługi.

– No… nie nazwałbym tak tego – odparł urażony. – Powiedzmy, że królowie zatrudniają nas na wypadek wojny. Każdy chce mieć po swej stronie martwą armię. Na szczęście jak na razie panuje pokój.

– A więc nasza profesja została w końcu doceniona. Szkoda tylko, że w takim celu. Ale chyba jeszcze smutniejsze jest to, że zakon się na to godzi. Czy pragnienie akceptacji przesłoniło dawne założenia i cele?

– Jesteś bardzo surowa w ocenie.

– Stara szkoła, sam rozumiesz.

– Tak, widzę. – Daniel jednym łykiem dopił wino. – Nie będziemy ci już przeszkadzać.

Wstając, dostrzegł, że Marcus jest zawiedziony tą decyzją. Pragnąc uniknąć kolejnego zażenowania, ostro spojrzał na młodzieńca. Z zadowoleniem zobaczył, że młody kapłan spuścił z pokorą głowę i również wstał.

 

Marcus wszedł do pokoju, który dzielił ze swym towarzyszem podróży. W zasadzie bardziej czuł się jak jego uczeń, choć rok temu został pełnoprawnym kapłanem Zaary. Zdecydował się wtedy na podróż z dawnym mentorem, uważając to za szansę wyrwania się z ciemnego, wilgotnego zamku zakonu ukrytego przed cywilizacją. Pragnął wrócić do świata, przeżyć przygodę i nauczyć się jeszcze więcej od Daniela. Teraz jednak dostrzegł inną możliwość. Samo wejście kapłanki sprawiało, że ludzie przestawali rozmawiać, rozglądając się niespokojnie. Otaczająca ją aura władczości od razu tworzyła dystans. Kiedy jednak spojrzał w jej szafirowe oczy, przepadł. Miały w sobie niezwykłą głębię i czającą się w nich moc. Kiara była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażał. Nigdy nie śmiał marzyć o zaszczycie podróżowania u boku legendarnej nekromantki, a teraz stało się to możliwe. To szansa, której nie mógł zaprzepaścić. Nie wiedział jednak jak to powiedzieć Danielowi. Zerknął na niego, kiedy ten szykował się do snu.

– Danielu, chciałbym ci coś powiedzieć. Jutro nie ruszę z tobą w dalszą drogę.

– Nie? A cóż chcesz zrobić?

– Dołączyć do Kiary.

Rozbawienie na twarzy dawnego mentora sprawiło, że poczuł się jak niemądre dziecko. Ale to jedynie zwiększyło jego upór.

– Nie jestem tego taki pewny. Nie sądzę, aby ci na to pozwoliła, lecz twoja wola. – Zaraz jednak spoważniał. – Wiedz jednak, że nie uważam tego za dobry pomysł. Owszem, Kiara była potężną nekromantką, choć niecieszącą się sympatią. Zawsze zbyt dumna, nie posiadała pokory, która towarzyszy innym kapłanom. Szczerze mówiąc, kiedy zniknęła wiele osób odetchnęło z ulgą. Nie wiem, czego można się teraz po niej spodziewać. Jest bardzo niebezpieczną osobą. Dlatego lepiej uważaj na siebie.

 

Kiara położyła się na łóżku. Choć słoma w sienniku była mocno wygnieciona i tak stanowiła luksus po ostatniej podróży do miasta na pustyni. Zdjęła rękawiczki, odsłaniając blizny i białe plamy – pozostałości po eksperymentach. W zamyśleniu dotknęła medalionu zawieszonego na długim, łańcuszku. Zdobycie wszystkich trzech części wymagało od niej niemałego wysiłku. Najpierw przez dziesięciolecia szukała wszelkich informacji o nich i miejscach ich ukrycia. Trzon medalionu stanowił jej własny Kamień Umarłych, przekazywany w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Ciemnozielony mienił się w świetle świecy. Niektórzy twierdzili, że można dostrzec w jego wnętrzu uwięzione dusze i dziwne cienie próbujące się wydostać na zewnątrz. Co niektórzy przysięgali, że dochodziły stamtąd potępieńcze jęki. Sam kamień oprawiony był w okrągłą, ozdobną podstawę stanowiącą drugą część medalionu. Cienka obręcz ze srebra tworzyła trzecią część medalionu. Wszystkie trzy mogły funkcjonować od siebie niezależnie, ale dopiero ich połączenie dawało prawdziwą moc. I to właśnie po nie wyruszyła na pustynię. Jedną odnalazła w podziemiach królewskiego zamku z czarnego marmuru. Zatrzymała się w jednej z nisz przed ogromnym kamiennym sarkofagiem. Nie sądziła, że będzie musiała przełamywać tak skomplikowaną magię ochronną. Tu nie wystarczył zwykły rozkaz powstania. Lecz ona chciała pójść dalej. Popiołem z cisu, ostrokrzewu i owoców jarzębiny wyrysowała na sarkofagu znak wskrzeszenia. Swoją krwią polała kościany amulet, jednocześnie szepcząc inkantacje. W drugiej dłoni zamknęła Kamień Umarłych. Blask jaki z niego emanował, skąpał wszystko dookoła w szmaragdzie. Ze szczelin sarkofagu zaczął wydostawać się zgniłozielony dym. Przez chwilę wpatrywała się w gęstniejące opary, aż rzekła:

– Powstań z martwych, przebudź się z wiecznego snu, Arminie Czarodzieju, synu Lotara Palatyna. Przyoblecz swe kości ponownie w ciało i oddaj swą duszę w moje panowanie. Spłać winy ojca, służąc mi wiernie.

Pokrywa uniosła się lekko i powoli przesuwała się w bok, dopóki nie runęła na ziemię. Z wnętrza wysunęła się dłoń, po czym opadła na brzeg sarkofagu.

– A teraz oddaj mi medalion.

Nowy sługa towarzyszył jej do drugiego miejsca ukrycia medalionu – zapomnianej świątyni. Musiała wykazać się sprytem w swojej dziedzinie, aby pokonać strażników medalionu. Na końcu sprzymierzyła się z bogami ziemi, gdyż to właśnie z ich dziedziny wzywała zmarłych. Przez całą drogę towarzyszył jej Armin Czarodziej. Wyglądał niczym żywy człowiek mogący dokonywać własnych wyborów. Jednak jego umysł już nie istniał, zastępowała go wola Kiary. To właśnie po to potrzebowała trzeciej części medalionu, czekającej na końcu drogi. Ponieważ człowiek bez swojego umysłu, wspomnień, wolnej woli nie był sobą.

 

Marcus długo przewracał się z boku na bok, cały czas słysząc w myślach słowa swojego byłego mistrza. Rozumiał obawy Daniela. Sam słyszał plotki, że Kiara zadawała się z płatnym zabójcą o imieniu Lambert i wykorzystywała swój dar w niechlubny sposób. Ponoć pokrzyżowali szyki pewnemu palatynowi z Altar, a ten w zemście zabił Lamberta, sam przy tym ginąc z ręki Kiary. Po tym wydarzeniu widziano ją tylko raz, w zamku zakonu, po czym ukryła się w Górach Szeptu, gdzie wiatr zawodził wśród skał, a może i wtórowały mu potępione dusze. Od czasu do czasu pojawiała się w różnych miejscach i znów znikała. To właśnie ta legenda od zawsze go fascynowała. Nie. Nie mógł się teraz wycofać.

Przebudził się przed świtem tchnięty przeczuciem. Słysząc rżenie, wyjrzał przez wychodzące na dziedziniec okno i zobaczył jak Kiara odjeżdża na zachód. Marcus w pośpiechu wdział czarną szatę i sięgnął po podróżną torbę. Już popędził na dół, zapominając o dostojeństwie kapłana zakonu Zaary, lecz zatrzymał się przy drzwiach. Nie potrafił wyjść tak bez słowa. Spojrzał na śpiącego Daniela.

– Chcę ci podziękować za te wszystkie lata nauki i wspólną podróż. Zawsze doceniałem twoją wyrozumiałość i cierpliwość oraz podziwiałem mądrość. Mam nadzieję, że los jeszcze skrzyżuje nasze drogi.

Pokrzepiony swoimi słowami ruszył do wyjścia, nie widząc smutnego uśmiechu mentora.

 

Kiedy Marcus zbliżał się do wierzchowca kapłanki, pustka zaczęła ogarniać jego umysł. A kiedy zrównał się z nią, jego entuzjazm przygasł, gdyż nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem. On jednak nie należał do osób, które szybko się zrażają.

– Wiele o tobie słyszałem, kiedy szkoliłem się w zakonie. Wiem, że od ciebie można mnóstwo się nauczyć i dlatego chciałbym ci towarzyszyć w twojej podróży.

Powiedział jednym tchem. Odniósł wrażenie, że nekromantka obrzuciła go szybkim spojrzeniem. To nie wróży dobrze, pomyślał.

– Nie. – Jedno słowo niczym stal przecinało dalszą dyskusje. Przez chwilę odebrało mu to wszelką nadzieję. Spuścił głowę, gotów powrócić do gospody. Coś jednak buntowało się w nim. To była zbyt wielka szansa.

– Nie ma takiego prawa, które zabraniałoby mi jechać obok ciebie drogą publiczną.

Tym razem odwróciła się w jego stronę. Wzdrygnął się na widok szczupłej, bladej twarzy będącej niczym pusta maska. Jednak oczy mówiły wszystko. Kłębiąca się w nich złość i determinacja oznaczały, że Nekromantka jest zdolna do wszystkiego.

– Chyba że twoje kości będą bielały w lesie.

Marcus musiał głęboko odetchnąć, aby wziąć się w garść. To do niczego nas nie doprowadzi. Muszę zmienić taktykę.

– Mogę ci się przydać.

Kiara jedynie prychnęła.

– Zostanę twoim dłużnikiem.

Błysk w jej oku nie spodobał się Marcusowi.

 

Kiara spojrzała na chłopaka uważnie. Irytował ją do granic możliwości. Nie potrzebowała teraz balastu. Lecz powiedział coś bardzo ważnego – dług wdzięczności. Odkąd tylko go zobaczyła wiedziała, że jest jednym z tych poczciwców, co pomogą każdemu. I właśnie kogoś takiego niebawem potrzebowała.

– Czy jeśli pozwolę ci na wspólną podróż to oddasz mi kilka kropel krwi?

 

Ścisnęło go w gardle. Jeśli nekromanta potrzebuje krwi to znaczy, że to nie zabawa. Jaki rytuał chciała odprawić? Czy będzie przez to związany z czymś, albo kimś? Czy ryzyko mu się opłaci?

 

Kiara niemal słyszała jego myśli. W zasadzie spodziewała się stanowczej odmowy. Co prawda musiałaby wtedy szukać kolejnej osoby i trochę ją przymusić do współpracy, ale nie byłoby to niemożliwe.

– Zgoda – usłyszała. Mimowolnie uśmiechnęła się patrząc w zdeterminowaną twarz Marcusa. Z jednej strony zaimponował jej, z drugiej uważała go za głupca bawiącego się ogniem. Nic jednak nie powiedziała, tylko pogoniła konia.

 

Marcus szybko zrównał się z nią. Idąc w ślady Kiary założył obszerny kaptur chroniąc się przed porannym chłodem. Podekscytowanie burzyło mu krew w żyłach. Przez dłuższą chwilę udało mu się wytrwać w milczeniu. W końcu nie wytrzymał, zżerany przez ciekawość.

– Jedziesz do jakiegoś króla? – Brak odpowiedzi. – Nie… ach, szkoda. A może masz tajną misję?

– Nie – odpowiedziała mu, co wziął za dobry znak. – Zaczęła go dostrzegać. – Dla twojej wiadomości, załatwiam osobistą sprawę, dlatego nie życzę sobie twojej obecności przy końcu mojej podróży.

– Sprawę osobistą? – zdziwił się szczerze. – Nekromanci nie mają spraw osobistych.

Odwróciła się w jego stronę i spojrzała tak jak to tylko mag śmierci potrafił zrobić – niemal zaglądając w duszę.

– Udzielę ci pierwszej lekcji. Lubisz złoto?

– Kapłani Zaary nie mogą niczego pożądać – odparł z dumą.

Spojrzała na jego rękę.

– To czemu masz złoty pierścień?

– To… a… jest rodowy.

– Nekromanci nie mają innej rodziny niż zakon. A więc skoro ustaliliśmy już, że lubisz złoto, to zapamiętaj, że mowa jest srebrem a milczenie złotem. – Ostatnie dwa słowa zaakcentowała. – Stawiam sprawę jasno, nie zamierzam niczego cię uczyć. Jesteś pełnoprawnym nekromantą, a ja mam swoje sprawy do załatwienia. Jedziesz ze mną tylko dlatego, że się uparłeś.

Marcus skinął nieznacznie głową. Nie wyszło tak jak planował. Pocieszał się tylko myślą, że nie może być tak źle.

 

Kolejne dni podróży upłynęły w milczeniu. Marcus zrozumiał, że Kiara nie należy do osób rozmownych. Dlatego wolał milczeć, inaczej narażał się nie tylko na jej niezadowolenie, ale i szybkie, nieprzyjemne zakończenie rozmowy. Kiedy się tego nauczył, poczuł pewnego rodzaju akceptację swojej osoby. Sprawnie rozbił obozowisko, ugotował swoją popisową polewkę i zadowolony usiadł przy ognisku. Jego współtowarzyszki równie dobrze mogłoby nie być. Od razu przysiadła pod drzewem, dając mu pełną swobodę. Zażyła jakieś zioła i z zamkniętymi oczami oddała się medytacji. Uwagę Marcusa zwrócił masywny miecz, leżący tuż przy niej. Nekromantów nie uczono posługiwania się białą bronią, choć on doskonale nią władał. Według opowieści Kiara radziła sobie z mieczem nie najgorzej. Ten jednak zdawał się zbyt duży i masywny, jak dla niej. Czy blizny na jej dłoniach pozostały po naukach Lamberta? No cóż, tego na pewno się nie dowie od milczącej towarzyszki. Aby zrekompensować sobie brak rozmówcy, wyjął flet prosty i zagrał spokojną melodię. Doskonale potrafił wyczuć nastrój lasu zatopionego w wieczornym półmroku i płomieni ogniska próbujących dosięgnąć gwieździstego nieba. Może właśnie dlatego Kiara oparła się o drzewo i z przymkniętymi powiekami zasłuchała się w muzykę. Jednak, gdy wyruszyli rano, Marcus zmienił repertuar na skoczne nuty. Udawał, że nie zauważa złowrogiej aury nekromantki. W końcu, na kolejnym postoju, nie wytrzymała.

– Musisz grać same wesołe melodie?

– Życie jest zbyt krótkie, dlatego trzeba się nim cieszyć. Nie uważasz tak?

Odwróciła się w jego stronę i przyglądała przez dłuższą chwilę, aż poczuł się nieswojo.

– Owszem, wiem to lepiej niż mógłbyś sądzić. Ale w mojej obecności masz zmienić repertuar, albo przestać grać.

– Znam kilka lirycznych pieśni. Czy to cię zadowoli?

– Tak.

– Widzę, że radość nie leży w twojej naturze – odrzekł cicho do siebie.

Spojrzała na niego w takim sposób, że od razu pożałował swych słów. Speszony chwycił za instrument i zagrał pieśń o rozdzielonych przez los kochankach, szukających się rozpaczliwie po świecie. Choć chwilami wkradały się weselsze nuty dające nadzieję, im nigdy nie dane było się połączyć.

Marcus w połowie opowieści zerknął na swoją współtowarzyszkę i ze zdumieniem spostrzegł wyraz melancholii na jej twarzy. Czemu ta historia tak ją poruszyła? Poczuł się jak podglądacz, który widzi coś czego nie powinien. Odwrócił szybko wzrok, choć chwila słabości Kiary nie dawała mu spokoju.

 

Przemoczony do granic możliwości Marcus z radością wypatrzył gospodę. Weszli do ciepłego, suchego wnętrza. Coś jednak było nie tak. Rozejrzał się po sali. Choć nikt już na nich nie patrzył, panowała nienaturalna cisza. A mógłby przysiąc, że jeszcze na zewnątrz słyszał wesołą wrzawę. I wtedy go olśniło. Kiara. Kiedy podróżował z Danielem nigdy tak nie reagowano na nekromantów. Do tej pory nie mógł się nadziwić, jak ona to robiła. Gdziekolwiek się pojawiła, wzbudzała instynktowny strach w ludziach. Pokręcił z rezygnacją głową i ruszył za nią do wolnego stołu w rogu. Miał już dość ciszy towarzyszącej kapłance. Łaknął ludzkiej mowy. Dopiero teraz doceniał swojego mistrza Daniela. Z utęsknieniem przypominał sobie pouczające rozmowy, szczery śmiech, przyjazną ciszę. Z Kiarą jedynie raz rozmawiał dłużej, kiedy wypytywała go o różne dziwne rzeczy. Szczególnie interesował ją Altar, sąsiednie państwo. Jak na razie przy Kiarze niczego się nie nauczył. No cóż, przecież nie będzie wskrzeszać umarłych każdym swym oddechem.

– Czemu zostałeś kapłanem Zaary?

Tym pytaniem zupełnie go zaskoczyła. Czy miał ochotę opowiadać o sobie? Nikomu nie mówił o tym, ale też nikt nie pytał.

– Pochodzę z królewskiego rodu – zaczął nieco speszony. – Mój starszy brat przejmie władzę. W naszej rodzinie tradycją jest, że co drugie pokolenie jedno z dzieci zostaje kapłanem Zaary. W ten sposób mogą pomóc królowi. Teraz padło na mnie.

– Jakie imię nosiłeś przed wstąpieniem do zakonu?

– Edmund.

– „Zapewniający opiekę”. Pasuje do ciebie.

– Wierzysz w magię imion?

Kiara wzruszyła ramionami.

– Czasem się sprawdza. Może dlatego, że ich posiadacze w nią wierzą i podświadomie tak się zachowują.

Marcus chwilę się wahał nim powiedział.

– Mówiłaś, że odeszłaś z zakonu. Nie pragniesz teraz wrócić?

Uciekł spojrzeniem w stronę karczmarki, wyraźnie bojącej się do nich podejść.

– Nie do takiego zakonu, jakim jest teraz – odparła po dłuższej chwili, mocno pocierając o siebie drżące dłonie. – Za moich czasów kapłani Zaary nie kłaniali się przed królami. Byliśmy potężnymi magami potrafiącymi nie tylko ożywić zmarłych, ale i przedłużyć własne życie. Otaczano nas odpowiednim szacunkiem. Nie to, co teraz. Wymarły zakon z wymarłymi ideałami sprzedający się za okruchy dawnego splendoru. Jesteście potulni niczym owce.

W Marcusie zawrzał gniew.

– Dziwisz się, że królowie, bojąc się nas, próbowali zapanować nad nekromantami, wprowadzając zasady?

– Królom się nie dziwię, lecz zakonowi, że im na to pozwolił – tak.

Nastało wrogie milczenie. Marcus poczuł się urażony i jako nekromanta i jako członek rodziny królewskiej. Wreszcie nie wytrzymał i wstał.

– Pójdę coś zamówić.

Kiara skinęła głową.

 

Kiara sięgnęła do swojej torby. Wyjęła zeschnięty listek maruny i szybko włożyła go pod język. W ustach rozszedł się cierpko-gorzki smak wywaru z kory wierzby białej, którym nasączony był liść. Odchyliła się do tyłu, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję. Wielogodzinne siedzenie w siodle i noce na gołej ziemi nie były czymś co szczególnie lubiła. Spojrzała na Marcusa, który stał przy szynkwasie i rozmawiał już dłuższą chwile z karczmarzem. Gestykulacja obu, świadczyła o ożywionej dyskusji. Może jeśli z nim się nagada to da mi spokój. Jeszcze przez moment patrzyła na nich, nim przymknęła oczy. Ból dłoni powoli odchodził. Ciepło, spokój i cicha melodia… znów złapała się na nuceniu tamtej pieśni o kochankach. Smutna opowiastka, jakich wiele już słyszała i zazwyczaj unikała. Teraz jednak było inaczej. Sama nie wiedziała czy to przez sposób, w jaki zaśpiewał ją chłopak, czy historię tak podobną do jej. Starzeję się, pomyślała cierpko. Przeciągnęła się dyskretnie, znów spoglądając na Marcusa, zmierzającego teraz do ich ławy. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Był blady na twarzy i poważny jak nigdy. Nie potrafiła się jednak powstrzymać.

– Gdzie jadło, po które poszedłeś?

Oparł się o stół i pochylił w jej stronę.

– Musisz mi pomóc.

– Chyba żartujesz. Nie potrafisz zamówić niczego do jedzenia? – powiedziała wiedząc doskonale, że coś musiało się stać. Ale, choć zapewne nie powinna, ta sytuacja ją bawiła.

– Proszę…

Zastukała kilka razy paznokciami o blat.

– Co się stało?

– Altar napadł na moją ojczyznę. Pustoszy ją, a mój ojciec jest bezsilny.

– Czemu ich nie powstrzyma? Nie jesteście chyba aż tak słabi?

– Mają mojego brata. Na razie ograniczają się do terenów przygranicznych, nie chcąc zmuszać ojca do poświęcenia syna dla dobra kraju. Ale dotkliwie dają o sobie znać.

– I co ja mam z tym wspólnego?

– Jesteś legendarną Kiarą. Może wycofają się wiedząc, że jesteś po naszej stronie. A jeśli nie… na pewno dasz ojcu dobrą radę.

Nie miała ochoty mieszać się w spory państw. Lecz pech, albo i szczęście, chciały, aby jednak dać jej szansę wejścia w ten konflikt. W jej głowie od razu zaczął tworzyć się plan, który mógłby pomóc osiągnąć pierwotny cel. Z tego co się bowiem dowiedziała od Marcusa, Altar bardzo zazdrośnie strzegł swoich granic, tworząc państwo samowystarczalne i odcięte od reszty świata magią. I to dosłownie, gdyż potężni magowie utworzyli barierę nie pozwalającą przejść nikomu z zewnątrz. Jak więc przedostają się oni na zewnątrz? Czyżby potrafili tworzyć w barierach bramy, przez które mogą przechodzić? Drugie pytanie brzmiało, po co w takim razie Altar napadł na kraj Marcusa? Czy chłopak miał rację twierdząc, że winne temu były niesnaski na początku panowania króla Harolda? Czy może miało coś z tym wspólnego nieformalne przejęcie władzy przez gildię magów-kapłanów, głoszących w imię swojej religii dość radykalne poglądy? Choć odniosła wrażenie, że Marcus sugerował, iż izolacja Altaru zaczęła się po jej starciu z palatynem. Kiara szybko porzuciła rozważania nad tym problemem. Ważne, że będąc w szeregach armii mogłaby bez problemu wkroczyć na terytorium Altar i odnaleźć grób.

– Dobrze – odparła. Na twarzy Marcusa powróciły kolory. – Lojalnie uprzedzam, że nie robię tego ani dla ciebie, ani twojego kraju. Tak się jednak zdarzyło, że ten konflikt jest mi na rękę.

Uśmiech Marcusa zbladł, ale skinął głową.

– Dobrze. Skoro już wszystko wyjaśnione, jutro o świcie wyruszamy. A teraz mógłbyś w końcu przynieść coś do jedzenia.

 

Po dwóch dniach przybyli do zamku ojca Marcusa. Kiedy weszli do osobistych komnat władcy, Kiara zobaczyła przed sobą człowieka złamanego przez los. W jego oczach już nie widziała strachu o starszego syna, lecz rezygnację. Siedział na krześle przy oknie, ale kiedy zdał sobie sprawę, że weszli, wstał. Szybko podszedł do syna i przytulił go mocno, zaskakując tym Marcusa.

– Cieszy się moje serce na twój widok, synu.

Kiedy dostrzegł Kiarę powrócił dawny władca.

– Witam cię kapłanko Zaary.

– Nie należę już do zakonu, niemniej przybyłam ci pomóc.

Król Harold tylko skinął głową. Jego ruchy znów stały się powolne jak u starca, choć Kiara dawała mu około pięćdziesięciu lat.

– Proszę mi powiedzieć jak wygląda sytuacja.

Spodziewała się, że zatroskany ojciec zacznie nieskładnie opowiadać, myliła się.

– Miesiąc temu mój starszy syn wyruszył na granicę. Doszły nas słuchy o jakiś potyczkach, lecz nie daliśmy temu wiary wiedząc o barierze. To był niewybaczalny błąd. Edward został pojmany i uprowadzony do Altar. A mnie postawiono warunek. Albo uwolnią mojego syna w zamian za wpuszczenie ich do naszego kraju, albo on… zginie.

– Przeklęci! Ja…

– Przestań Marcus. – Kiara ucięła tyradę księcia i zwróciła się do króla, który zdawał się całego zdarzenia nie zauważyć – Wasza królewska mość podjął już decyzje.

– Ojcze, czy to prawda?

Harold skinął głową, wpatrzony w dal.

– Wciąż pamiętam, jak jako podrostki zbieraliście wokół siebie dzieciaki i bawiliście się w zdobywanie zamku. – Mężczyzna spojrzał łagodnie na Marcusa – Czasem, kiedy się zawziąłeś, udawało ci się wygrać, co bardzo denerwowało twojego brata.

Król uśmiechnął się do wspomnień, by w następnej chwili wyprostował się, na powrót stając się silnym monarchą.

– Kocham mojego syna i oddałbym za niego życie bez chwili wahania. Ale tu chodzi o moich poddanych. Nie mogę skazywać ich na śmierć w zamian za życie jednej osoby. – Spojrzał na syna. – Wiem, że ta decyzja będzie miała zgubne skutki, dla naszej dynastii. Kiedy ja umrę, ty nie będziesz mógł wstąpić na tron, jako nekromanta. Po dziewięciu pokoleniach nasza linia wygaśnie. Choć i tak czeka nas porażka w starciu z wrogiem…

Tak postępuje dobry władca. Wybrał mniejsze zło kosztem własnej rodziny. Kiara mimowolnie poczuła do niego szacunek, aż za dobrze wiedząc na jakie cierpienie skazuje się król. Zdusiła emocje, znów posyłając je na dno swej duszy. Musiała mu pomóc. Nie wiedziała tylko czy z powodu pierwotnego celu czy już z zupełnie irracjonalnych pobudek.

– Niekoniecznie musicie przegrać tę wojnę, wasza wysokość. – Król i Marcus spojrzeli na nią zaskoczeni. – Ofiara twojego syna nie pójdzie na marne.

 

Bariera na granicy nie byłaby widoczna, gdyby nie zamazywała obrazu tego co było za nią. Kiara dostrzegała przyćmioną zieleń ciągnącą się aż po horyzont. Tuż przy barierze falował ciemny kształt. To nie mogło być nic innego jak zastępy wojsk wroga.

– Król nie był zachwycony, że idziesz w sam środek piekła.

– Mam do tego prawo, jestem księciem.

– Jesteś teraz kapłanem Zaary.

Spojrzał na nią z wyrzutem, jakby mówiąc, że to właśnie ona wyrzekła się zakonu w imię prywatnych pobudek. Jednak głośno powiedział:

– Byłem, jestem i zawsze będę synem mojego ojca. Może sprawiam wrażenie słabeusza, ale jeśli chodzi o moją rodzinę i królestwo będę walczył, aż do zwycięstwa – rzekł z mocą w głosie, po raz pierwszy robiąc wrażenie na Kiarze.

– Poza tym, to doskonała okazja na zdobycie praktyki w nekromancji – dodał po chwili. W jego oczach pojawił się lęk. – Naprawdę chcesz wskrzesić wszystkich?

– Mówiliście, że w tej ziemi jest pogrzebanych tysiące żołnierzy.

Kiwnął głową.

– Walki o tę granicę trwały od wieków. Podczas nich poległo wielu wojowników po obu stronach konfliktu. Czy więc nasi dawni wrogowie na pewno staną po naszej stronie?

Spojrzała na niego surowo.

– Czego oni was tam uczą teraz. Nie jest ważne, kim kiedyś byli. Po ożywieniu nie mają własnej woli, nie mówiąc o wspomnieniach. To ja będę ich kontrolować… chyba nie masz wątpliwości, że jestem w stanie to zrobić.

Marcus pokręcił energicznie głową. Dziwnie się czuł bez żywej armii za plecami. Ta jednak nie wsparłaby armii umarłych. Niepotrzebnie tylko ginęliby następni ludzie.

– Czy religia Altar nadal zabrania im wskrzeszania umarłych? – spytała Kiara zerkając na puste pole.

– Z tego co nam donosili szpiedzy to tak. W tym nasza jedyna nadzieja.

– Głos ci drży. Musisz się wyciszyć, jeśli masz podołać zadaniu i stać się prawdziwym magiem śmierci. Teraz twoje emocje nie pozwalają ci jasno myśleć.

Spojrzał na nią z podziwem.

– Jak możesz zachować spokój w takiej chwili?

– Wieki doświadczenia.

Ściana nagle zniknęła. Przed nimi pojawiła się zupełnie inna – ludzka, zamknięta w czarnych zbrojach. Na jej czele stał jeden człowiek, z powiewającą na wietrze krwistoczerwoną peleryną.

– Ulryk – wyszeptał Marcus.

Ulryk uśmiechnął się tryumfalnie, nie widząc za nimi wojska.

– Cóż za przywitanie. Czym sobie zasłużyłem na zaszczyt bycia witanym przez kapłanów Zaary. Chcecie oprowadzić mnie po nowych włościach?

– Wprost przeciwnie – odparła kpiąco Kiara.

Uśmiech zniknął z ust Ulryka, zastąpiony grymasem złości.

– Mam rozumieć, że książę Benedykt nic dla was nie znaczy? Wolicie bym siłą zdobył wasz kraj wyrzynając przy tym poddanych? Proszę bardzo!

Słońce zaszło za pobliskie wzgórze, skrywając ich w półmroku. Żołnierze za plecami Ulryka zaczęli nerwowo szemrać, spostrzegłszy, że nekromantka szepcze z przymkniętymi powiekami. Nawet do ich kraju dotarły wieści o tych mrocznych magach.

Zerwał się wiatr. Żołnierze nie mieli wątpliwości, że jest w tym magia. Peleryna Kiary poddała się powiewowi, łopocząc złowrogo. Spowita w czerń, z bladym obliczem nekromantka wyglądała niczym skrzydlaty demon. Powoli sięgnęła do pasa po skórzany mieszek. Znów zaczęła szeptać melodyjne zdania. Tym razem żołnierze słyszeli słowa, choć stali daleko od niej. Mieli wrażenie, że to wiatr niesie ze sobą jej cichy głos. Sięgnęła dłonią do mieszka i wyjęła garść popiołu. Rozprostowała ją, pozwalając by wiatr zabrał go ze sobą, rozwiewając po całym polu. Powtórzyła to jeszcze dwa razy, cały czas intonując pieśń. Marcus uporczywie wpatrywał się w horyzont, zasłuchany w głos nekromantki. W ostatniej chwili dostrzegł jak Ulryk szybkim ruchem sięga po kuszę, celuje i strzela. Bełt minął Kiarę zepchnięty przez wiatr. Markus, przeklinając się w myślach, wysunął z obszernego rękawa nóż i rzucił w Ulryka. Kusza wypadła z draśniętej ręki. Przekleństwa zmieszały się ze słowami przywołania. Nagle Kiara umilkła. Wicher ustał wraz z końcem pieśni. Z innego mieszka wyjęła swój pierwszy Kamień Umarłych, który stworzyła jeszcze jako adeptka zakonu. Delikatne, zielonkawe światło sączące się z kamienia wsiąkło w ziemię dając magii energię.

Ulryk starał się uśmiechnąć kpiąco, trzymając się za ranę. Lecz niepokój w oczach zdradzał go.

– Myślisz, że przestraszą nas twoje szepty i tanie sztuczki, nekromantko?!

Konie zaczęły dreptać niespokojnie w miejscu. W posępnej ciszy jaka zapadła, Kiara schowała swój mieszek i spojrzała przed siebie. Wierzchem dłoni otarła krew płynącą po policzku. Bełt przeleciał bliżej nekromantki niż Marcus sądził.

Ziemia wokół nich zadrżała, zaczęła pękać, w innych miejscach osuwać się. Nagle wyleciała w powietrze niczym fala wybijająca się z morza, odkrywając trupy koni i ludzi w pordzewiałych pancerzach i hełmach. Wyszczerbione miecze. Łachmany. Wyzierające z czaszek oczodoły. Szkielety zaczęły powoli powstawać. Utracone jeszcze za życia członki, łączyły się teraz z resztą szkieletu. Powstał trudny do opisania chaos.

Wśród żywych wybuchła panika. Niektórzy rzucili się do ucieczki, ci odważniejsi – choć nie mniej przerażeni tym co widzą – próbowali zapanować nad oszalałymi końmi. Kiara uśmiechnęła się na ten widok. Dokładnie o to jej chodziło. Nic tak nie wzmagało paniki, jak widok powstającej armii trupów. Spoglądała spokojnie, jak generał Altaru próbuje zapanować nad histerią w szeregach swojego wojska. W pewnym momencie podniosła do góry dłoń i krzyknęła coś w obcym języku. Ostre słowa sprawiły, że armia umarłych zwróciła się w jej stronę, jednocześnie ustawiając się w równe szeregi. Gdy już byli gotowi, Kiara opuściła dłoń.

– Teraz… już rozumiem, czemu Zakon nie powinien łamać zasady wykorzystywania swej mocy do pomocy królom w ich wojnach – wyszeptał Marcus.

Wyczuła jak nieudolnie próbuje panować nad głosem. Spojrzała na niego. Był blady. Czuła jak drży. Wiedziała, że to co zobaczył przekraczało jego wyobrażenie. Jeszcze nigdy nie widział tak potężnej magii, na tak wielką skalę.

– Gorzej – rzuciła. – Ja to czynię dla własnych, egoistycznych celów.

Wyprostowała się i znów zwróciła w stronę wojsk Altaru. W ich szeregach zapanował pozorny spokój, choć armia znacznie się zmniejszyła.

– Poddajesz się, generale?

– Nie przestraszy mnie ta… sztuczka! To tylko kupa kości, która rozsypie się przy byle wietrze!

– Jak wolisz. Dijade! – krzyknęła rozkaz ataku. Armia umarłych ruszyła jak jeden mąż.

Żołnierze Altaru wydali ogłuszający okrzyk, próbując dodać sobie odwagi. Niczym bezwładny tłum ruszyli do boju. Armia umarłych szła do przodu powoli, lecz konsekwentnie. Pierwsza linia starła się z wrogiem i przełamała obronę, by po chwili rozsypać się w pył. Konie zrzucały jeźdźców, tratując już leżących. Chaos pochłaniał kolejne ofiary.

Kiara zwróciła się w stronę Marcusa. Byli niczym skała pośród rwącej rzeki umarłych.

– Daj mi rękę!

Przerażony wykonał rozkaz. Poczuł w swojej dłoni zimny, gładki Kamień Umarłych. Nekromanta, który posiadał go, mógł wydawać rozkazy ożywionym.

– Znasz język umarłych?!

Kiwnął, ale zaraz potrząsnął głową.

– Nie mogę – wyszeptał.

– Dasz radę! To nie koniec bitwy, choć mamy przewagę liczebną i siejemy strach. Nie daj się zwieść zbytniej pewności siebie. Szkielety rozsypują się jak domki z kart, dlatego musisz na bieżąco ożywiać poległych.

– A ty?

– Ja mam własną misję. Pamiętasz co mi kiedyś obiecałeś?

Powoli skinął głową.

– Chcę teraz odebrać dług. Podaj mi dłoń.

Lękał się, ale dał słowo. Poczuł jak ostry nóż przecina mu skórę wnętrza dłoni. W drugiej ręce Kiara trzymała poczerniały sygnet. Serce prawie wyskoczyło mu z piersi, kiedy pojął co Kiara planuje zrobić. Wbrew sobie odwrócił dłoń i zacisnął ją w pięść. Strużka krwi popłynęła na pierścień.

– Dziękuję – ledwie usłyszał jej drżący głos. – Powodzenia.

Spojrzała mu w oczy, próbując wlać w niego odwagę, której tak teraz potrzebował. Kiwnął głową.

– Bywaj. – Dała znak wierzchowcowi i ruszyła przed siebie.

 

Kiara gnała jak wiatr. Długo czekała na ten dzień. Czując na szyi ciężar medalionu, przecinała pola niedostępnego Altaru, jadąc do miejsca tak przez siebie znienawidzonego. To tam rozpadło się jej życie. Straciła Lamberta, odeszła z zakonu. Odmienienie losu opętało ją zupełnie. Rozpacz i chęć zemsty towarzyszyły jej niczym starzy kompani, dodając sił i wiary przez wszystkie te lata. Teraz popychały do przodu, choć zaczęło wkradać się zwątpienie. Prawie nie dostrzegła dwóch postaci mknących na koniach w przeciwną stronę. Nie miała takiego zamiaru, a jednak ciało samo nakazało wierzchowcowi skierować się w stronę jeźdźców. Kiara od razu poznała jednego z nich. Nie można było się pomylić. Czarodziejka w czerwieni we własnej osobie. Kiara nie sądziła, że jeszcze się spotkają. Domyśliła się, kto jej towarzyszy. Aurora już wcześniej ruszyła w stronę nekromantki.

Stanęły naprzeciw siebie. Młodzieniec zatrzymał się chwilę wcześniej i teraz z zaciekawieniem obserwował obie kobiety.

– Witaj, Kiaro. Nie muszę ci przedstawiać księcia Edwarda.

Kiara kiwnęła głową, widząc podobieństwo syna do ojca. Czarodziejka najwyraźniej nie takiej reakcji się spodziewała, gdyż spochmurniała.

– Nie zapytasz jak uwolniłam księcia? A, zapomniałam, że jesteś z tych małomównych. Ja na szczęście nie. – Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Ale Kiara nie dała się zwieść lekkiemu tonowi czarodziejki. Otarcie na skroni i rozdarta suknia wskazywały, że wcale nie było tak łatwo.

– W mauzoleum jest czarodziej – kontynuowała Aurora, porzucając wesołość.

– Jakim mauzoleum?

– No tak, przez ostatnie lata miałaś ograniczony kontakt ze światem rzeczywistym. Otóż, moja droga, w miejscu śmierci palatyna postawiono ogromne mauzoleum i umieszczono tam jego szczątki. Najwyraźniej potomek Lotara właśnie to miejsce wybrał i na twoją śmierć.

Kiara uśmiechnęła się drwiąco.

– Jego niedoczekanie.

Tym razem czarodziejka skinęła z powagą.

– Skąd wiesz o czarodzieju?

– To w mauzoleum ukryto księcia. Postanowiłam wykraść im ich atut, kiedy tylko dowiedziałam się, że przybyłaś na dwór króla Harolda i prawdopodobnie poprowadzisz armię. Pozostawiłam tam trzy trupy, możesz je sobie wziąć.

Kiara już miała zapytać skąd to wszystko wie, lecz zrezygnowała. Nie od dziś znała Aurorę. Czarodziejka miała swoje tajemne sposoby na zdobycie informacji, którymi nie lubiła się dzielić.

– Czarodzieja nie widziałam, ale wyczułam, że obserwuje nas z daleka. Jeśli nie przeszkodził mi w uwolnieniu jeńca, to najwidoczniej czeka na ciebie. Jego nienawiść do twojej osoby jest powszechnie znana. Właściwie tylko on wierzył, że nadal żyjesz. – Aurora zerknęła na towarzyszącego jej mężczyznę. – Wybacz, że jest trochę niemrawy, ale działa jeszcze ich zaklęcie splątania – wyszeptała teatralnie czarodziejka, po czym wyprostowała się. – No cóż, jadę odebrać należną mi nagrodę. Co powiesz, książę, na uczynienie mnie nadworną czarodziejką? – Puściła do niego oko.

– Myślę, że… tak… zasłużyłaś, pani.

Rozbawiona spojrzała na Kiarę.

– Uważaj na siebie.

Szepnęła i nie żegnając się, ruszyła przed siebie. Książę potulnie podążył za czarodziejką, spoglądając z ciekawością na mijaną nekromantkę.

 

Kiara dostrzegła mauzoleum już z daleka. Bardziej przypominało małą świątynię niż grób. Nie miała wątpliwości, że to rodzina palatyna chciała oddać hołd, jednemu ze swych najznamienitszych z rodu. Rodu aroganckich bogaczy uważających, że mogą zmieniać świat według swoich reguł. To dlatego od pokoleń pełnili wysokie funkcje w Altarze, zostając czarodziejami lub palatynami.

Z dala od grobowca dostrzegła samotne drzewo. Serce zabiło jej mocniej. Kiedy chowała pod nim Lamberta drzewo kwitło pełne życia. Teraz stało żałośnie nagie, pośród zieleni wysokich traw. Niechciane obrazy sprzed stu lat znów ją nawiedziły. Poczuła jak gardło zaciska się z żalu. Nie sądziła, że emocje są w niej tak silne.

Jej uwagę zwrócił cień w wejściu do mauzoleum. Mimowolnie wyprostowała się, wiedząc kto ją obserwuje. Mogła zignorować go i pojechać prosto do grobu. Lecz cóż by to dało? Nie uciekłaby daleko. Wolała załatwić to z podniesioną głową. Poza tym, coś ją tam przyciągało. Czar? Ciekawość? Nie wiedziała. Dyskretnie rozejrzała się po terenie w poszukiwaniu trupów żołnierzy. Nie znalazła ich, natomiast wciąż dymiły trzy kupki popiołu. Zaklęła w myślach, jednocześnie będąc pod wrażeniem zapobiegliwości przeciwnika.

Cień wyszedł jej na spotkanie.

– Jestem Eryk – przedstawił się bez zbędnych wstępów. Kiara nie odezwała się. Nie zsiadła również z konia, chcąc mieć przewagę. Nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać.

Zmierzył ją wzrokiem z nieprzyjemnym uśmiechem goszczącym na wąskich ustach. Jest bardzo pewny siebie. Na koniec naszego spotkania zejdzie mu ten uśmieszek.

– Widzę, że nie wpojono ci dobrych manier, na przykład żeby się przedstawić.

– Wiesz, kim jestem, więc darowałam to sobie. Zastanawiam się czy jesteś tak samo użyteczny jak twój przodek.

Z zadowoleniem obserwowała jak zmienia się wyraz jego twarzy.

– Czułem, że coś jest nie tak. Czyli to ty zmąciłaś jego spokój. Ale i za to zapłacisz. Nasza rodzina wreszcie ci odpłaci.

– Odpłaci? Nie bądź śmieszny. To wy zaczęliście polowanie na nas. To Lotar zabił Lamberta. Ja tylko pomściłam towarzysza. Kości czarodzieja spłaciły część waszego długu, służąc mi wiernie podczas zdobywania medalionów. Twoja krew zakończy sprawę.

Próby sprowokowania go nic nie dały. Pozostawał opanowany, trzeźwo oceniał sytuacje. To nie wróżyło dobrze.

– Całe życie poświęciłem na szkolenie się, by zostać najpotężniejszym czarodziejem w historii. Ryzykowałem, eksperymentując z możliwościami magii. Dopiąłem swego i wreszcie znikniesz z powierzchni ziemi.

W pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje. Poczuła ból w klatce i niejasne uczucie, że leci do tyłu. Z całym impetem uderzyła w ziemię. Wystraszony koń uciekł. Nie spodziewała się tak szybkiego ataku. Postawiła wokół siebie tarcze, w ostatniej chwili odbijając zaklęcie. Czarodziej wyglądał na zaskoczonego.

– Nie wiedziałem, że nekromanci posługują się zwykłą magią.

– Nie posługują, ale i ja nie próżnowałam przez cały ten czas.

Kiara podniosła się z ziemi, uważnie obserwując Eryka. Ten jednak stał jedynie z opuszczonymi rękoma.

– To żaden honor pokonać cię z zaskoczenia.

– Jakbyś wiedział co to honor…

Nie dokończyła jeszcze swoich słów, gdy rzuciła w jego stronę pocisk z własnej energii. Odsunął się w ostatniej chwili, pozwalając by energia trafiła w ścianę mauzoleum. Czarodziej obejrzał się. Kiedy znów na nią spojrzał, dostrzegła w jego oczach wściekłość.

– Uprzedzałam, że nie będzie ze mną łatwo.

Wiedziała już, że jego słabym punktem jest grobowiec. Ale i ona miała swój słaby punkt. Nie wyczuwała w okolicy innych kości niż palatyna i Lamberta. Lamberta odrzuciła, na palatynie za to ciążyły silne zaklęcia, których nie miała czasu złamać. Postanowiła ukryć się w mauzoleum. Jednak jak miała go odciągnąć od wejścia? Wzmocniła tarczę wyczuwając, że czarodziej znów chce uderzyć. Widząc barierę, zrezygnował. Ten moment wykorzystała Kiara, aby zaatakować mocą. Czarodziej uśmiechnął się, widząc tę próbę. Nie uchylił się. Odbił ją dłonią posyłając z jeszcze większą siłą w stronę nekromantki. Jej własna broń przeszła bez problemu przez barierę i posłała Kiarę na ziemię. Na sekundy zatrzymała bicie jej serca, by po chwili ruszyło ze zdwojoną mocą. Szok, wszechogarniający ból i dławiąca wściekłość nie pozwalały Kiarze wstać. Wycisz się… wycisz bo przegrasz. Nie pokazuj emocji. Szlag! Obyś oślepł. Zatrzymała tę myśl. Może to nie taki zły pomysł. Mogę zamarkować atak, a celem będą oczy. Nie. Zbyt ryzykowne i łatwe do przewidzenia zagranie. Wystarczy tarcza. W jej pamięci pojawiło się jednak pewne zaklęcie. I tak nie mam innego pomysłu, ani nic do stracenia oprócz życia. Jeszcze raz objęła spojrzeniem otoczenie, aby jak najwięcej zapamiętać. Zamknęła oczy i wypowiedziała szybko formułę. Nawet przez zaciśnięte powieki poczuła silny blask. Słysząc krzyk i przekleństwo, ruszyła szybko w stronę – jak miała nadzieję – wejścia do grobowca. Po drodze otworzyła oczy. Pomimo migających przed oczami czerwonych plamek udało jej się ominąć Eryka, jednocześnie wbijając w jego pochylone ciało sztylet. Celowała w serce, choć już wiedziała, że nie trafiła. Wbiegła do słabo oświetlonego wnętrza. Okrążyła ogromny sarkofag i stanęła naprzeciw drzwi. Po chwili wpadł do środka czarodziej. Trzymał się za bok, z którego wystawała srebrna rękojeść. Szybko mrugając próbował wyostrzyć wzrok. Kiara wiedziała, że jedynie dzięki magii przeżył cios i nie wykrwawia się jeszcze. Spodziewała się usłyszeć obelgę pod swoim adresem, lecz on tylko się uśmiechnął.

– Sprytne – wychrypiał. – Nie spodziewałem się tego. Ale i tak cię dopadnę. To, że ukryłaś się tutaj jest najlepszym dowodem, że ty też o tym wiesz.

Kiara zaklęła w duchu. Już dawno nie znalazła się w sytuacji nad, którą by nie panowała. Jej magia przede wszystkim opierała się na nekromancji. Tu jednak na nic się zdawała. On o tym wiedział wybierając miejsce na konfrontację.

Skup się, nakazała sobie, lecz jej myśli stawały się coraz bardziej bezładne. Miała wrażenie, jakby coś niecielesnego oplatało jej ciało i umysł. Mięśnie mimowolnie rozluźniały się, oczy zachodziły mgłą. W powietrzu wyczuła charakterystyczny, słodki zapach. Serce zabiło jej mocniej. Kiedyś słyszała o tym. Woń sprawiała, że człowiek stawał się bezbronny. Panicznie szukała jego źródła. Kontury otoczenia zaczęły się rozmywać. Tylko ten słodki zapach… kadzidła. Prawda uderzyła w nią – sama weszła w pułapkę. Zgubiła ją zbytnia pewność siebie i niecierpliwość. Tak bardzo chciała szybko zakończyć sprawę z czarodziejem i iść do grobu Lamberta, że nie myślała racjonalnie. Poczuła jak kolana się pod nią uginają. Zdała sobie sprawę, że klęczy przy sarkofagu, trzymając się zimnego marmuru. Usłyszała kroki. Jego kroki. Słyszała pełen zadowolenia śmiech.

– Mówiłem ci, że zapłacisz za wszystko. Całe życie poświęciłem tej chwili.

Pomału zaczęło brakować jej powietrza. Wpadła w panikę. Czy tak ma się to skończyć? Mam się spotkać z Lambertem po tamtej stronie? – pomyślała z wyrzutem. Chciała się z nim połączyć, lecz na własnych warunkach. Myśl, że w przyszłości jakiś nekromanta mógłby wskrzesić jej kości, mierziła ją. Dlatego ciała nekromantów kremowano, a prochy rozsypywano. Starała się opanować panikę i chaos myśli. Nigdy się nie poddała i nie zamierzała teraz. Wprowadziła ciało i umysł w rodzaj transu. Czarodziej mógł uznać, że wygrywa, ale w tym stanie mogła na jakiś czas zatrzymać działanie kadziła i zastanowić się nad rozwiązaniem. Zachowywała delikatną równowagę. Nie istniało nic oprócz niej i jej ciała. Gdyby leżała na glebie, mogłaby znów sprzymierzyć się z bogami ziemi… Ale przecież marmur pochodzi z ziemi. Proszę was, bogowie, po raz ostatni wesprzyjcie mnie w tej walce i użyczcie swej mocy. Poczuła przypływ sił, wypełniających ją niczym kielich. Mogła teraz skumulować energią i wyrzucić ją we wszystkie strony. Jej ciało mogło tego nie wytrzymać, jednak musiała spróbować. Weszła w głębszy trans i uwolniła energię, starając się zdusić cierpienie w całym ciele. Huk ogłuszył ją. Przygotowała się na uderzenia odłamków mauzoleum, ale nic takiego nie nastąpiło. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że czuje świeże powietrze. Z trudem otworzyła oczy. Zamiast sufitu widziała niebo z leniwie płynącymi chmurami. Ścian do połowy nie było. Rozejrzała się za czarodziejem. W miejscu gdzie stał widziała na ścianie krew. Ciało zapewne leżało za sarkofagiem. Nie miała jednak ochoty go oglądać. Dała sobie jeszcze kilka minut, po czym wstała z trudem. Choć nie wykorzystała całej energii, ta która przeszyła jej ciało pozostawiła po sobie ślad. Opierając się na marmurowej płycie przeszła w stronę wyjścia. Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.

– Kolejny z rodu okazał się słaby.

Gdy wyszła na zewnątrz, owiał ją przyjemny wiatr. W nozdrzach nadal czuła kadzidło. Idąc w stronę grobu Lamberta mijała kawałki kamienia. Więc siła uderzenia wypchnęła wszystko na zewnątrz. Pokręciła z niedowierzaniem głową. Miała wielki dług u bogów i kiedyś przyjdzie jej go spłacić.

Z każdym krokiem czuła jak opuszczają ją siły. Kręciło jej się w głowie. Kiedy doszła do drzewa przestała panować nad swoim ciałem. Nieświadoma, osunęła się na ziemię.

Chłód na skórze. Boleść, otępienie. I myśl: gdzie jestem? Próba wstania i ostra reakcja ciała. NIE – krzyczy każda komórka. Szybkie bicie serca, mdłości i skręt żołądka z głodu.

Jęknęła cicho. Przez dłuższy czas nie poruszyła się, dając ciału wytchnąć. Dziwiła się, że w ogóle przeżyła ten eksperyment. Teraz jednak to odchorowywała. Znów usnęła, a kiedy się obudziła przywitała ją noc. Doskwierało jej zimno, głód i pragnienie. Spróbowała lekko podnieść głowę. Udało się. Powoli podniosła się, przezwyciężając mdłości. Gwizdnęła, przywołując konia. Opierając się na nim, bardzo powoli doszła do pobliskiego zagajnika i usiadła między drzewami. Z trudem ściągnęła juki na ziemię. Pozbierała leżące wokół niej gałązki i rozpaliła z nich ognisko, które przegnało chłód. Wyjęła z torby chleb i manierkę z wodą. Zmusiła się do jedzenia. Z każdym kęsem czuła się jednak lepiej. Kiedy skończyła, oparła się o pień, wpatrzona w gwieździste niebo.

Pod tym samym niebem, w ten sam dzień straciłam część siebie. Dziś cię odzyskam.

 

Zadrżała. W zamyśleniu dorzuciła gałązkę do już dogasającego ogniska. Zerknęła na niebo. Nadchodził czas. Wstała powoli, czując jeszcze słabość w ciele i ruszyła do grobu. Na miejscu położyła torbę na ziemi i wyjęła dwie rzeczy: nóż i pierścień Lamberta. Uklękła przed grobem. Nożem przecięła dłoń i krwią naznaczyła medalion. Zdrową ręką położyła na kopcu rzecz, którą posiadał zmarły – pierścień z krwią niewinnego jako ochroną duszy przed złem. Znów zerknęła na niebo. Pierwsze promienie słońca. Nadszedł czas na odśpiewanie rytuału. Cztery razy powtarzając złożoną formułę położyła medalion na pierścień. Skończyła.

Czekała w napięciu reagując na każdy szelest. Czy to tylko mit? Aurora miała rację? Kiara walczyła z zawrotami głowy, czując jak opuszczają ją siły. Jednocześnie skóra zaczęła palić ją coraz dotkliwiej. Drżącą dłonią podwinęła rękaw szaty. Nie była przygotowana na widok sinych, uwypuklonych żył.

Tymczasem lśnienie medalionu przebiło się przez cienką warstwę jej krwi. Z każdą chwilą stawało się intensywniejsze, obejmując cały medalion, a następnie wnikając w głąb ziemi. Zielona poświata utrzymywała się w granicach grobu. Nagły, przeszywający krzyk spod ziemi wstrząsnął Kiarą. Odradzało się jego ciało i umysł. Czuł ból z tym związany. Jego głos… zapomniałam już jak brzmi. Niech to się wreszcie skończy! Objęła się rękoma przerażona myślą, jakiego cierpienia musi doznawać. Nie sądziła, że będzie się bała go ujrzeć. Kopiec zatrząsł się. Kiara chcąc pomóc Lambertowi, zaczęła rozkopywać grób. Nagle ręce przebiły się przez ziemię. Palce orały ją. Mężczyzna zaparł się o brzegi grobu i wstał z okrzykiem dodającym sił. Nogi uwolniły się spod ciężaru gleby. Stanął przed nią, niczym nowo narodzony bóg. Tak samo atletyczny jak w dniu śmierci, lecz brakowało jego legendarnego opanowania. Rozglądał się dookoła w panice, jakby nadal był w ferworze tamtej walki. Jego mięśnie jeszcze drżały po ogromnym wysiłku. Nagle dostrzegł Kiarę, stojącą kilka kroków od niego. Ostre rysy twarzy stężały. Nieustępliwe spojrzenie żądało wyjaśnień.

– Co…

Zamilkł, słysząc swój chropowaty głos.

– Co się stało? – wychrypiał po chwili.

– Walczyłeś z palatynem i…

– Zginąłem – dokończył, dziwiąc się jak to możliwe. Przecież stał tu, teraz i rozmawiał z nią. Rozejrzał się dookoła. Widząc grób i siebie zrozumiał.

– Jak?

– Za pomocą tego medalionu. – Kiara podniosła na wpół zakopany artefakt. – Dzięki niemu mogłam wskrzesić cię takim jakim byłeś przed śmiercią.

– Cena? Jaka jest tego cena…

– Skąd takie przypuszczenie?

Przymknął oczy, zbierając myśli. Znów na nią spojrzał, tym swoim jastrzębim spojrzeniem. Czuła jakby przeszywał ją na wskroś.

– Uczyłaś mnie, że tak potężna magia wymaga tego. Jaka?

– Kilka lat mojego życia.

– Ile? – spytał z naciskiem.

– Nie wiem. Nigdzie nie wyczytałam takiej informacji.

– Jak mogłaś… – mówienie sprawiało mu dużą trudność.

Zrobił krok i zachwiał się. Chciała go wesprzeć, lecz wiedziała jak to się skończy. Nigdy nie chciał jej pomocy. Zamiast tego wyjęła z juków męskie ubranie i rzuciła mu. Wyszedł z dołu i powoli się ubrał.

– Tam mam obozowisko. – Wskazała na młody las.

Szedł powoli, choć z każdym krokiem nabierał pewności. Kiedy dotarli do wypalonego ogniska usiadł ciężko, zsuwając się po pniu. W tym czasie Kiara na nowo rozpaliła ogień. Spojrzała na zgarbioną postać Lamberta. Głowę trzymał zwieszoną. Odpięła pas z mieczem i podała mu.

– Przechowałam go dla ciebie.

Spojrzał na tak dobrze znaną rękojeść. Wziął ją niepewnie w dłoń. Oręż, kiedyś lekki, teraz ciążył mu nieznośnie.

– Jesteś głodny?

Pokręcił głową. Siedzieli tak w milczeniu przez dłuższy czas. Dyskretnie przyglądała się jego posępnej twarzy. Dopiero teraz zauważyła drobne zmiany. Ziemistą cerę, pogłębione blizny na policzku i brodzie, sińce pod oczami i pełne wyrzutu spojrzenie. W tańczącym blasku ognia wyglądał niczym żywy trup.

– Jak mogłaś to zrobić? – spytał z wyrzutem, uparcie wpatrując się w płomienie. – Śmierć mnie zabrała. Mój los się dokonał. Moje miejsce jest w tym grobie.

– Zapominasz czym zajmują się nekromanci.

– Nie sądziłem, że kiedyś zrobisz to mnie… w taki sposób. Jestem inny niż ci, których wzywałaś. Oni nie zdawali sobie z tego sprawy. A ja? Mnie skazałaś na tę przeklętą wiedzę. Widzę przed oczami swoje rozkładające się ciało, pobielałe kości. Tkwi we mnie świadomość śmierci. Jestem już naznaczony… a ty mnie ożywiasz. Każesz żyć w zawieszeniu między życiem a niebytem.

– Jesteś jak najbardziej żywy.

– Ale nie duchem, nie świadomością. Nie potrafię ci tego wyjaśnić. Po prostu… czuję się jak potępieniec, który jest w miejscu gdzie nie powinien i spotka go za to surowa kara.

– Biorę to na siebie – odparła szybko. Nie spodziewała się po nim takiej reakcji.

– Ty nic nie rozumiesz… – Pokręcił głową z rezygnacją.

– Nie, nie rozumiem – podniosła głos, tak że spojrzał na nią zaskoczony. – Pogrążyłam się w smutku na kilkadziesiąt lat. Aż natrafiłam na sposób ożywienia jedynej osoby, na której mi naprawdę zależało. Przez wiele lat podróżowałam, zbierając informację i próbując odnaleźć wszystkie części medalionu. Przezwyciężałam niebezpieczeństwa, narażałam się by je zdobyć. Wskrzesiłam cię, oddając część mojego życia. A ty wolisz być martwy.

– Czasem to, co osiągnęliśmy nie jest tym, czego się spodziewaliśmy, a to czego pragnęliśmy, nie musi być słuszne.

– Więc zadam ci jedno pytanie. Nie zrobiłbyś tego dla mnie?

Spojrzał w jej pociemniałe od gniewu oczy.

– Zrobiłbym.

Wyciągnął w jej stronę dłoń. Po chwili wahania Kiara usiadła przy Lambercie, kładąc głowę na jego piersi. Potężna ręka zamknęła ją w uścisku. Znów słyszała bicie jego serca. Dyskretnie odchyliła rękaw. Wybroczyny nie zniknęły. Zaśmiała się w duchu, wyobrażając sobie dwa trupy wtulone w siebie.

– Nikt nie może dowiedzieć się czego dokonałaś – szepnął jej do ucha. – To mogłoby zmienić bieg niejednej historii.

 

Marcus stał na wzniesieniu, spoglądając w dół. Wschodzące słońce oblewało swoim blaskiem pole bitwy. Wróg został wybity co do jednego. Kiedy walka dobiegła końca, armia umarłych rozsypała się w pył łącząc z ziemią i krwią wroga wsiąkniętą w glebę.

Marcus spojrzał na ściskany w dłoni kamień. Promienie słońca nie zdołały wniknąć i rozświetlić ciemnej zieleni Kamienia Umarłych. Kiedy trzymał go, czuł tkwiącą w nim ogromną moc Kiary. Każdy nekromanta miał swój własny kamień, łączący go z tamtym światem. Teraz on posiadał kamień legendarnej nekromantki. Nie mógł uwierzyć w ten dar. Czuł w głębi serca, że kiedyś będzie miał okazję go zwrócić.

– Bywaj, Kiaro.

Koniec

Komentarze

Jest to druga część historii o nekromantce imieniem Kiara.

MoniqueM. – Skoro to druga część opowieści, to chyba powinnaś oznaczyć tekst jako FRAGMENT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za komentarz. Potraktowałam to opowiadanie jako całość, gdyż zawiera fragmenty z pierwszej części, a tu toczy się właściwa akcja. Ponieważ nie znam tutejszych zasad – czy jeśli oznaczę tekst jako fragment nie będzie kwalifikował się do konkursu? 

Poważne, za to tylko jedno pytanie: Kiedy to mianowicie na owej planecie i w świecie fantady miały swój okres historyczny starożytny Rzym, Judea i Germania? Ewentualnie kiedy mianowicie nawiedził twoją ziemię fantasy niejaki Chrystus? Skoro konsekwentnie nadajesz swoim bohaterom konkretnie umocowane w ZIEMSKIEJ tradycji i historii imiona?. Albo, albo. Albo zmień im imiona, albo zrezygnuj ze swojej krainy fantasy i wrzuć to w zieskie warunki i realia. Bo do siebie te dwie rzeczy kompletnie nie pasują i niszczą tę historię. Myślisz że nieziemskie imiona w opowieściach fantasy to przypadek? Teraz już znasz tego powód, więc zrób z tym coś. Pozdr.:)

 

Dziękuję za komentarz. Nigdy nie patrzyłam na sprawę imion z tej perspektywy. 

W kwestii imion. Tu akurat nie zauważyłam ani jednego, które wymagałoby istnienia chrześcijaństwa. Języków: łaciny, hebrajskiego, włoskiego, jakiegoś germańskiego, tak, do tego niestety również imiona wymyślone. Mam w tej kwestii bardzo mieszanie uczucia, bo na to, żeby wymyślać dobre imiona nieistniejące, zwłaszcza w większych ilościach, potrzeba niezłego językowego wyczucia (Tolkien był zawodowcem, paru innym autorom, w tym polskim, to wychodzi). Nie mam więc zasadniczo problemów z używaniem “ziemskich”, byle by to było konsekwentnie. Wolę to od bardzo złych imion “nieziemskich”, zwłaszcza tych brzmiących celtycko.

Gdyby bohaterowie o imionach kolejno Marcus, Kiara, Godwin i Daniel pochodzili z różnych stron świata, co byłoby podkreślane w tekście, byłabym w stanie to przełknąć. To są imiona znaczące – jedyne naprawdę związane z konkretnymi kulturami, w sensie nieprzetłumaczalne na inne, to Marcus i Dorian – więc założyłabym, że skoro historię opowiada nam się w naszym języku, to i obce imiona zostały “przetłumaczone”. Albo coś w tym rodzaju – mózg by sobie poradził. Gorzej, że one właśnie każde z innej bajki, bez pomyślunku, niekonsekwentnie.

 

Jak dla mnie głównym problemem tego opowiadania jest absolutna nieoryginalność bohaterów i fabuły. No i ta typowa dla fantasy przesada: “Kobieta i mężczyzna walczyli ramię w ramię odpierając ataki świetnie wyszkolonych żołnierzy.“ Dlaczego im się to udaje? Bo są głównymi bohaterami. Kropka.

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję za kolejny komentarz. Co do imion to spróbuje je dziś usystematyzować. Co do często tu pojawiającego się zarzutu nieorygnalności, to spodziewałam się go. Ja nie lubię w fantasy udziwnień na siłę. Jest historia, są bohaterowie i albo się ich lub i chce im towarzyszyć, albo niesmiley Choć w konkursie widziałam kilka fajnych wg. mnie oryginalnych opowiadań.

Wydaje mi się, że ten tekst do bardziej rama do przedstawienia pewnej historii niż prawdziwe, pełnokrwiste opowiadanie. Stosujesz tak daleko idące skróty, że trudno oprzeć się wrażeniu, że napisałaś szkic, konspekt. Te skróty są zarówno w szczególe, jak i w ogóle. 

W szczególe – świetnym przykładem jest scena pierwszej potyczki. Walka, z tego co piszesz, jest “epicka”, ale wiemy o tym tylko dlatego, że nam to wprost napisałaś. 

palatyn wiedział co zrobić. Rozdzielił ich jednocześnie osłabiając. – Ale jak to zrobił? Nic na ten temat.

Ten moment wybrał Godwin na zaatakowanie skrytobójcy. Ich pojedynek zachwyciłby niejednego, – Pewnie racja, jednak nie poświęciłaś nawet jednego zdania, by nam ten zachwyt umożliwić i chociaż trochę zwizualizować pojedynek.

I w ten sposób zapierającą dech w piersiach potyczkę zamknęłaś w kilku beznamiętnych zdaniach, a czytelnik nie ma pojęcia, dlaczego powinien się nią zachwycać i w jaki to sposób jej uczestnicy są tacy wyjątkowi.

W ogóle – wszystko dzieje się szybko, raptownie, a czasem nawet ni z gruchy, ni z pietruchy. Potrzebna była wojna? Jasne, czemu nie, załatwimy ją w pół akapitu. ;) Potrzebna była postać Marcusa? W kilkuset znakach przeprowadzimy metamorfozę nieco gamoniowatego zakonnika w syna władcy.

 

I tak dalej, i tak przez cały tekst. Chciałaś dużo opowiedzieć, myślę też, że ta historia ma pewien potencjał. Ale – jak na opowiadanie – za dużo, zbyt epicko. Z tego wziął się pośpiech i skrótowość. Moim skromnym zdaniem przydałoby się nieco więcej skupienia na detalu.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia. :)

A kochała go, że hej…

Czyli w konkursie trafił się i romans. Fantasy. I to już starczy za resztę – fantasy jest (w przygniatającej większości) tak straszliwie nieoryginalna.

Przecinki szaleją. Sporo zagubionych ogonków. Na początku medalion ma trzy części, pod koniec dwie. Gość grał na flecie, a bohaterka pamięta jak i co śpiewał. Barmanka to nie kelnerka. Jeśli nekromantka chce zachować anonimowość, to po kiego się przedstawia pierwszym lepszym spotkanym gościom? Raz imię brzmi Ulrik, a raz – Urlik. W dialogach nie używamy wersji “Pani”, a używamy – “pani” (z reguły przynajmniej).

Co do szczegółów:

– “pałały rządzą mordu” – paskudny ort;

– “że to nie możliwe” – niemożliwe;

– “nie małego wysiłku” – niemałego;

– “wykazać się sprytem i swoją dziedziną” – ta “dziedzina” tu zgrzyta;

– “akceptację jego osoby” – skoro Marcus mówi o sobie, to raczej “swojej osoby”?;

– “stróżkę krwi” – brrrr, kolejny ort;

– “Odmienienie losu opętały ją zupełnie” – co poetka miała na myśli?;

– “posługują się zwykłą magię” – magią;

– “myśli stawały się coraz bardziej bezwładne.” – tu akurat mogą być bezwładne, ale myślę, że miałaś na myśli – “bezładne”;

– “skumulować swoją energią” – energię.

 

No cóż, szału nie ma. Historia, jakich tysiące.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Warsztat nie nadąża za historią. A wymyślona historia całkiem przyjemna, ale chyba rzeczywiście, tu zgadzam się z Ochą, zbyt bogata by zmieścić ją w 50 tys. znaków. Zauważyłam tendencję do powtórzeń. I część zdań można by doszlifować, żeby brzmiały lepiej, albo nabrały finezji. Ogólnie nie jest źle i przeczytałam bez przykrości

, ale mogłoby być lepiej.​

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Dzięki za wszystkie komentarze.

Poprawki wprowadzone smiley

Przeczytałam opowiadanie. Kwalifikuje się do konkursu, ale koniecznie uzupełnij przecinki i popraw dialogi (poradnik jest podlinkowany w zasadach). Zdania złożone (rozpoznasz po kolejnych czasownikach) dzielimy przecinkami, brakuje ci przecinków przed że i oddzielających wołacze. Czytam z telefonu, zaznaczyłam tylko przykładowe miejsca.

 

znieważał! – kobieta sięgnęła <– musisz tutaj dać dużą literę, ponieważ po wypowiedzi nie piszesz o czynności związanej z mówieniem.

rozsądek(+,) a dodawała odwagi

nie możliwe – niemożliwe

– odparł urażony(+.)

przestawali rozmawiać(+,) rozglądając się

do jakiegoś króla? – brak odpowiedzi. <– brak z dużej

na twój widok(+,) synu. <– wołacz, oddzielamy przecinkiem

poddajesz się(+,) generale?

Ty nic nie rozumiesz(+.) – pokręcił głową <– z dużej

 

Opinia o fabule po zakończeniu konkursu.

Powodzenia :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dziękuję za wskazanie błędów. Niestety interpunkcja to moja słaba strona:( 

Właściwie mogę podpisać się w całości pod zdaniem Ochy, więc powtarzać nie będę. Więcej “show”, mniej “tell”. Chwytaj przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki za linki. Ale miałam zarzucane, że za dużo się dzieje, więc co rozumiesz pod pojęciem “show”?

Mam na myśli to, co wspomniała Ocha. Nie pisz, że walka jest “epicka” – pokaż to w scenie, ilości wojska, sile ognia. “Pokazuj”, nie “mów” ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Co do walki w pierwszej scenie, to zgadzam się. Kiedyś opisywałam pojedynki, ale stwierdziłam że za bardzo bazuję na filmach, a to mało realistyczne. Ponieważ sama nie walczyłam, dlatego wolę nie narażać się na kolejną krytykę w stylu – opisujesz głupoty, to nie jest realistyczne. Co do sceny z wojskiem to postaram się coś jeszcze poprawić. 

Ostateczne poprawki wprowadzone na czassmiley

Ponieważ sama nie walczyłam, dlatego wolę nie narażać się na kolejną krytykę w stylu – opisujesz głupoty, to nie jest realistyczne.

To jest zupełnie zrozumiałe podejście. Na szczęście mamy wujka Gugla. ;) Sama piszę często “wojskowe” fantasy, a również nigdy nie walczyłam. Więc nie ma zmiłuj się. Kiedy potrzebna jest mi scena pojedynku na szable, odpalam stronki traktujące o szermierce i czytam. Kiedy potrzebne mi ćwiczenia oddziału lekkiej jazdy – sprawdzam, co tu można wrzucić i na czym to polega. I tak dalej. Pewnie, te opisy dalej nie są idealne i mam duszę na ramieniu, czy ktoś mi i tak nie zarzuci głupot. Ale nawet minimalny research znacznie ułatwia sprawę. :)

Ocha

Ja również potrafię spędzić całkiem sporo czasu w Internecie na szukaniu potrzebnych mi informacji :) Postanowiłam zmierzyć się z problemem i po znalezieniu odpowiedniej stronki napisałam krótką scenę. Zobaczymy jak wam się spodoba smiley

Każdy chce mieć po swej stronie martwą armie.

Literówka.

Miały w sobie niezwykłą głębie i czającą się w nich moc.

Tu też.

Widzę problem z przecinkami i powtórzeniami (początek). Historia jak historia, niestety, nie wzbudza emocji.

Przynoszę radość :)

Przeczytałam bez większej przykrości, ale satysfakcji, niestety, nie zaznałam żadnej. Mnie również brakło oryginalności. Nie wymagam, by podobne historie były udziwniane na siłę, ale nie miałabym nic przeciw pewnemu uatrakcyjnieniu fabuły, dodaniu bohaterom jakichś cech, dzięki którym mogliby choć trochę różnić się od tak wielu sobie podobnych, spotykanych w innych tekstach.

Wykonanie, co stwierdzam z przykrością, ciągle pozostawia wiele do życzenia.

 

ne­kro­mant­kę i skry­to­bój­cę, sie­ją­cych po­strach po całym kraju! –> …ne­kro­mant­kę i skry­to­bój­cę, sie­ją­cych po­strach w całym kraju!

 

Wi­szą­ce teraz na szyi trzy czę­ści me­da­lio­nu da­wa­ły jej na­dzie­ję w po­wo­dze­nie misji. –> …da­wa­ły jej na­dzie­ję na po­wo­dze­nie misji.

 

– No cóż… – zro­bił nie­okre­ślo­ny ruch ręką… –> – No cóż… – Zro­bił nie­okre­ślo­ny ruch ręką

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Skorzystaj z poradnika podlinkowanego przez NWM.

 

– Jeśli to ich naj­lep­sze wino, to wole nie wie­dzieć… –> Literówka.

 

Ale chyba jesz­cze smut­niej­szym jest to, że zakon się na to godzi. –> Ale chyba jesz­cze smut­niej­sze jest to, że zakon się na to godzi.

 

do­tknę­ła me­da­lio­nu za­wie­szo­ne­go na dłu­gim, gru­bym łań­cusz­ku. –> Łańcuszek jest cienki z definicji.

 

jej wła­sny Ka­mień Umar­łych, prze­ka­zy­wa­ny w ro­dzi­nie z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie. Ciem­no­zie­lo­ny ka­mień mie­nił się… –> Powtórzenie.

 

Me­ta­lo­wa, cien­ka ob­ręcz ze sre­bra sta­no­wi­ła trze­cią część me­da­lio­nu. –> Cien­ka ob­ręcz ze sre­bra sta­no­wi­ła trze­cią część me­da­lio­nu.

Zbędne dookreślenie – srebro jest metalem.

 

gdzie wiatr za­wo­dził wśród skał a może i wtó­ru­ją mu po­tę­pio­ne dusze. –> …gdzie wiatr za­wo­dził wśród skał a może i wtó­rowały mu po­tę­pio­ne dusze.

 

Mar­cus bły­ska­wicz­nie ubrał czar­ną szatę… –> W co Marcus ubrał szatę???

Szatę, tak jak każde ubranie, można włożyć, założyć, przywdziać, ubrać się w nią lub wystroić, ale nigdy, przenigdy, nie można ubrać szaty/ ubrania!

Za ubieranie ubrań grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, twarzą zwróconą do ściany i z rękami w górze!

 

Ko­lej­ne dni po­dró­ży oka­za­ły się rów­nie mil­czą­ce. Mar­cus już po pierw­szym dniu zro­zu­miał… –> Powtórzenie.

 

na ko­lej­nym po­sto­ju, nie­wy­trzy­ma­ła. –> …na ko­lej­nym po­sto­ju, nie­ wy­trzy­ma­ła.

Sprawdź znaczenie słowa niewytrzymała.

 

Uciekł spoj­rze­niem w stro­nę kel­ner­ki… –> W karczmach nie było kelnerek. W karczmach były dziewki, służące, karczmarki.

 

Spoj­rza­ła na Mar­cu­sa, który stał przy barze… –> W karczmach nie było baru, był szynkwas.

 

Sama nie wie­dzia­ła czy to przez spo­sób, w jaki za­śpie­wał ją chło­pak, czy hi­sto­rie tak po­dob­ną do jej. –> Literówka.

 

Sta­rze­je się po­my­śla­ła cierp­ko. –> Literówka.

 

A mi po­sta­wio­no wa­ru­nek. –> A mnie po­sta­wio­no wa­ru­nek.

 

który zda­wał się ca­łe­go zda­rze­nia nie za­uwa­żyć. – Zdaje się, że wasza kró­lew­ska mość pod­jął już de­cy­zje. –> Powtórzenie.

 

Kpią­cy uśmiech do­da­wał jej de­mo­nicz­no­ści.

Śmiech uwiązł w gar­dle Ulry­ka. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Pe­le­ry­na za Kiarą pod­da­ła się po­wie­wo­wi, ło­po­cząc zło­wro­go. –> Zakładam, że Kiara była ubrana w pelerynę, więc miała ją na sobie, nie za sobą.

 

za­czę­ła szep­tać me­lo­dyj­ne słowa. Tym razem żoł­nie­rze sły­sze­li słowa… –> Powtórzenie.

 

To tam roz­pa­dło się jej życie. Stra­ci­ła Lam­ber­ta, ode­szła z za­ko­nu. Od­mie­nie­nie losu opę­ta­ło zu­peł­nie. Roz­pacz i chęć ze­msty to­wa­rzy­szy­ły jej ni­czym sta­rzy kom­pa­ni, do­da­jąc sił i wiary przez wszyst­kie te lata. Teraz po­py­cha­ły do przo­du, choć ogar­nia­ło zwąt­pie­nie. –> Czy wszystkie zaimki są niezbędne?

Miejscami nadużywasz zaimków.

 

–No tak, przez ostat­nie lata mia­łaś ogra­ni­czo­ny kon­takt… –> Brak spacji po półpauzie.

 

Prze­szy­wa­ją­cy krzyk spod ziemi wstrzą­sną Kiarą. –> Prze­szy­wa­ją­cy krzyk spod ziemi wstrzą­snął Kiarą.

 

że kie­dyś zro­bisz to mi… –> …że kie­dyś zro­bisz to mnie

 

Mnie ska­za­łaś na prze­klę­tą wie­dzę. –> Mnie ska­za­łaś na prze­klę­tą wie­dzę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie wciągnęło. Fantasy, do tego romans, ona wyróżnia się głównie tym, że jest zakochana i dla lubego zrobi wszystko. A on, jak zwykle, nie docenia jej wysiłków.

Fabuła mało oryginalna i nie potrafiłam zainteresować się losami bohaterów. Fakt, jest kilka fajnych pomysłów, ale dotyczą drobnych szczegółów. Jak na przykład biżuteria z krwią niewinnego.

Legenda objawia się głównie w nazywaniu bohaterki legendarną, ale ja tej wyjątkowości dziewczyny nie czuję. No i wydaje mi się, że ktoś żyjący nie może zostać legendą z definicji.

Wykonanie nie rzuca na kolana. Zostało sporo literówek, interpunkcja szaleje. Męczył mnie patos typowy dla fantasy, ale to już kwestia gustu.

Babska logika rządzi!

ktoś żyjący nie może zostać legendą z definicji

E nie, jest nawet określenie “żywa legenda”. Z diagnozą w kwestii tego konkretnego tekstu się jednakowoż zgadzam.

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, różne są oksymorony. :-)

Babska logika rządzi!

Regulatorzy

Dziękuję za wypisanie niektórych błędów. Mimo przeczytania poradników przecinki mnie pokonały smiley Literówki itp. starałam się wyłapać, ale jak widać, nie udało się znaleźć wszystkiego. Nigdy nikt nie robił moim tekstom profesjonalnej korekty, więc dopiero tutaj uczę się, jak to powinno naprawdę wyglądać. Przyznam, że to cenne doświadczenie.

 

Mam wrażenie, że historia o miłości (przez was zwana romansem) to zarzut. Unikałam pisania na pół strony, jak ona go kocha i jacy to byli szczęśliwi itd., gdyż sama nie lubię czytać co chwila takich wyznań. Niemniej, wiele książek fantasy opiera się na miłości bohaterów, z serią „Miecz prawdy” na czelesmiley

 

Dziękuję za przeczytanie mojego tekstu i żałuję, że się nie podobał. 

Niemniej “jeszcze za życia stał się legendą” nie jest całkiem pozbawione sensu. Pewnie jakby się bliżej przyjrzeć dotyczy osób, które np. wycofały się ze swojej legendotwórczej działalności. Spotkałam się z propozycją, że za życia jest mit (coś więcej niż sława, coś, co się tworzy po części spontanicznie), a pośmiertnie legenda, co ma jakiś tam sens, ale bardziej w opisie naukowym tego typu zjawisk niż potocznym. Chyba. W sumie nie wiem ;)

http://altronapoleone.home.blog

Wiesz, to zależy od człowieka. Kwestia gustu tak naprawdę. Ja mam na romansidła lekką alergię (skoro już od początku wiadomo, że on i ona pokonają wszystkie przeszkody i będą żyli długo i szczęśliwie, to po co tracić czas na czytanie?), ale innym może się spodobać. W końcu ktoś kupuje harlequiny. I żeby nie było – naparzanki (zwłaszcza, jeśli nie wiadomo, o co się biją) tudzież patetyczne i epickie ratowanie świata przed straszliwym zuem też do mnie nie przemawiają.

Babska logika rządzi!

Niemniej, wiele książek fantasy opiera się na miłości bohaterów

Opiera się na tym ogromna część literatury, w tym tej absolutnie największej i niefantastycznej, więc cytowanie Goodkinda troszkę w tym kontekście zabawnie wygląda. Ale nie chodzi o to, czy w powieści/opowiadaniu jest czyjaś miłość, ale o to, czy to opowiadanie ma na jej temat coś na tyle ciekawego do powiedzenia, żeby robić z niej główny motyw. Wątki miłosne są najłatwiejsze do spłycenia i zrobienia z nich nieciekawego, sztampowego elementu fabuły.

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, no dobrze, nie jest całkiem pozbawione sensu. Tak samo, jak mówienie o niektórych rybach, że to “żywa skamieniałość”. Ma ziarnko sensu, ładnie brzmi, ale dosłownie interpretować nie sposób.

No i nie mogę pozbyć się przekonania, że o “żywych legendach” za dwadzieścia lat nikt już nie będzie pamiętał.

Babska logika rządzi!

Przykład Goodkinda podałam w kontekście fantasy, bo na takim forum się znajdujemy.

Co do zarzutu bycia legendą za życia – Kiara zniknęła na kilka dziesięcioleci. Co prawda pojawiały się jakieś pogłoski o tym, że widziano ją tam czy siam, ale wszyscy raczej uznali, że nie żyje. Natomiast na swoją “legendarność” zapracowała jeszcze przed swoim zniknięciem i to niekoniecznie w ten pozytywny sposób. Może nie dość wyraźnie zaznaczyłam to w opowiadaniu. 

Tak, zniknięcie na dłuższy czas działa na Waszą korzyść. :-) Dlatego jakieś tam punkty w kategorii “legendarność tekstu” przyznałam. Chociaż nie było tego dużo.

Babska logika rządzi!

Dziękuję chociaż za tosmiley

 

Nigdy nikt nie robił moim tek­stom pro­fe­sjo­nal­nej ko­rek­ty, więc do­pie­ro tutaj uczę się, jak to po­win­no na­praw­dę wy­glą­dać.

No cóż, Monique, muszę wyprowadzić Cię z błędu i wyznać, że jestem absolutną amatorką, więc moja łapanka również nie jest profesjonalna, ale miło mi, że uważasz ją za przydatną. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No i nie mogę pozbyć się przekonania, że o “żywych legendach” za dwadzieścia lat nikt już nie będzie pamiętał.

O niektórych pewnie nie ;) Nie chcę włazić na własne podwórko, bo nie miejsce tutaj, ale z epoki, którą się zajmuję mogłabym dać parę przykładów. Pewnie myślimy w nieco innych kategoriach, więc to po części kwestia definicji. Ale tak po trochu dla poddierżania rozgowora, a po trochu jako adwokat diabła powiem, że regulamin konkursu chyba dopuszcza [edit: dopuszcza, jest o interpretacjach] różnorakie rozumienie legendy – bo całkowicie fikcyjnie i w klimatach fantasy, np. tajemniczy wojownik, o którym wszyscy słyszeli, na pewno żyje, ale nikt go nie widział (albo nie wie, że widział) – jest legendą? Na moje oko jest…

http://altronapoleone.home.blog

Regulamin regulaminem. Naz jest liberalna (pod względem legendarności), a ja, jako jeden z licznych jurorów, oceniam teksty konkursowe według własnych kryteriów. No, lubię opowiadania porządne technicznie i na temat. :-)

Babska logika rządzi!

Wow, moje Panie, naprawdę nie odpowiadają Wam wątki romantyczne? ;)))

“A łyżka na to – niemożliwe” ;)))

Finklo – ​nie czepiaj się, legenda jest taka jak i w Twoim opowiadanku ;) Zauważ, że wszyscy milkną jak Kiara wchodzi. No i tak naprawdę sama rozgromiła armię najeźdźców (dzięki swojej mocy nekromanckiej). Za ożywienie ukochanego prawdopodobnie zapłaciła, albo wkrótce zapłaci własnym życiem (końcówkę można tak odczytać). Wystarczy? A, u Ciebie też zdaje mi się jakiś romans rozkwitł devil

Monique, powiem tak, po części moi poprzednicy mają rację. Ale, lubiłem kiedyś grywać w Heroes of Might &Magic i za nekromantów masz plusa (szczególnie jak dokładają magom;). Pomysł jest, nawet romantyczny, co wcale nie powinno być zarzutem. Faktycznie pewne rzeczy za bardzo spłyciłaś, a na inne położyłaś zbyt duży nacisk. Jak dla mnie od momentu walki na granicy, gdzie od ożywienia wojowników płynnie przeszłaś do ostatniego starcia z magiem, całkiem fajnie Ci to wyszło. Ćwiczenie czyni mistrza, pisz i próbuj, a ten tekst oceniam raczej pozytywnie. A, gdzieś tam była Kira zamiast Kiary ;)

Dzięki za pozytywny komentarz smiley Idealnie na pewno nie jest, ale teraz z tego co rozumiem to tu na forum nie można już poprawiać tekstów. Ale na pewno to zrobię u siebie na komputerze. A mógłbyś powiedzieć co wg. Ciebie spłyciłam? To pomogłoby mi poprawić tekst (autor niestety nie zawsze ma trzeźwe spojrzenie na tekstsmiley ).

 

Ps. wyszło chyba bardziej romantycznie niż zamierzałam, bo wszyscy mi to wytykają smiley

Już Ci pisałem że wątek romantyczny wcale nie jest błędem. Cykl czarnych kamieni Anne Bishop cały jest jednym wielkim wątkiem romantycznym, a dla mnie jest jednym z lepszych ostatnimi czasy (i tłumaczę to sobie że zafascynowała mnie ta wizja świata, bo generalnie romansów nie trawię, ale cykl krwawych jak najbardziej polecam).

Zmusiłaś mnie ;) do ponownego przejrzenia Twojego opowiadania.

Śmierć Lamberta, ktoś Ci zarzucił że bohaterowie wygrywają z żołnierzami. A żołnierzy było tylko 5 plus palatyn Lotar. Uszczegółowienie walki np. Lambert zabił już dwóch żołnierzy, trzeciego ranił, jednego pokonała Kiara i w momencie śmierci Lamberta mogła wskrzesić 3 do walki, plus wskrzeszała kolejnych pokonanych. 

Legendarna Kiara mogła wskrzeszać na bieżąco poległych bo miała takie moce, ale Marcusa mogła czegoś nauczyć, bo przekazanie klejnotu nie do końca załatwia sprawę. Wątek mistrz– uczeń.

Zdobywanie klejnotów to już legendarna wyprawa ;)

Bariera na granicy Altar– kto, co, kiedy, dlaczego. A, “Miecz prawdy” teraz widzę powiązanie ;)

Uwolnienie następcy tronu – ​trochę zbyt proste. 

To tak pobieżnie, ale naprawdę nie jest tak źle jak to przedpiścy rysują ;) No i ograniczał Cię limit konkursowy. 

Pozdrawiam ;)

PS.: A Terry Goodkind (który był bardzo dobrym przykładem z Twojej strony) mnie pokonał. Po którymś tam tomie w którym połowę objętości stanowiło streszczenie poprzednich części – ​odpuściłem ;)))

Dziękuję za twój czas i przemyślenia :)

Co do ilości żołnierzy początkowo było ich dziesięciu dlatego zmieniłam na pięciu. Ale ten “wspaniały” duet wcale tak epicko sobie nie poradził, bo Lambert przecież zginął.

Z Marcusem w sumie racja. Ale brałam pod uwagę to, że sam był już pełnoprawnym nekromantą, który w teorii wiedział co i jak. Poza tym dla mnie Kiara nie była typem nauczyciela, a wszystko robiła dla realizacji własnych celów.

Z barierą można rzeczywiście uszczegółowić.

Opis zdobywania medalionów mam w poprzednim opowiadaniu. Tu wstawiłam skrót, żeby nie wyszło, że wzięłam je z sufitu.

Z uwolnieniem następcy tronu – chodzi Ci, że zbyt prosty pomysł czy wykonanie? W zasadzie mogłabym dodać do opowieści Aurory jakiś strażników smiley

O cenie jaką zapłaci Kiara napiszę w trzeciej części. I wcale tak różowo nie będzie – zakon nie będzie popierał jej samowolki.

Cykl czarnych kamieni Anne Bishop cały jest jednym wielkim wątkiem romantycznym

Delikanie powiedziane…

http://altronapoleone.home.blog

Enderku!

Finklo – nie czepiaj się, legenda jest taka jak i w Twoim opowiadanku ;)

Hmm. Mnie się wydaje, że u mnie jest bardziej. Ale na pewno nie jestem obiektywna.

Zauważ, że wszyscy milkną jak Kiara wchodzi. No i tak naprawdę sama rozgromiła armię najeźdźców (dzięki swojej mocy nekromanckiej). Za ożywienie ukochanego prawdopodobnie zapłaciła, albo wkrótce zapłaci własnym życiem (końcówkę można tak odczytać). Wystarczy?

Nie przemawia do mnie idea żywej legendy. Legenda to coś, w co nie każdy wierzy, może nawet większość uważa za baśń. Lech, Czech i Rus, Król Krak z córką Wandą i tym podobni. Jeśli prezes wchodzi do pokoju pełnego pracowników, też wszyscy milkną. Czy to czyni z każdego prezesa postać legendarną? No, Kiara rozgromiła. Napoleon też wygrał kilka bitew. I sądzę, że to postać historyczna, nie legendarna. Książę Walii to nie to samo, co książę z bajki.

A, u Ciebie też zdaje mi się jakiś romans rozkwitł devil

To prawda. Ale przynajmniej starałam się maksymalnie skrócić tę część. ;-)

Babska logika rządzi!

A jeśli ktoś istnieje, ale wyobrażenia ludzi o nim są “larger than life”, tworzy się wokół takiej osoby opowieści mityczno-legendarne? W moim odczuciu przyjmujesz zbyt redukcjonistyczną definicję legendy jako opowieści o czymś nieprawdziwym.

Ale weź taką wojnę trojańską – wiadomo, że jakiś konflikt był, nawet datowanie się zgadza plus minus z tym, co uważali starożytni. Ale Homer (za eposami frygijskimi) tworzy legendę, bo co innego? Przecież nie historię. A obrazki z Napoleonem dosiadającym Pegaza (istnieją, naprawdę), nie mówiąc już o mesjańskiej legendzie po 1815 (którą ja poniekąd mam w swoim opowiadaniu)? Aleksander Wielki z pewnością istniał, jest to w dziełach historycznych, są dowody archeologiczne. Ale jego postać, taką, jaka funkcjonuje w kulturze, znamy w większej mierze z romansowych historii (nierzadko z elementami czegoś, co dziś nazwalibyśmy fantastyką), które są jako żywo legendami. I co z tym zrobisz?

http://altronapoleone.home.blog

No tak, babska logika rządzi ;) A ostrzegali nie wkładaj palca między drzwi ;) Ta moja złośliwośćdevil

Ale zauważ, że posłuchałem Twojej rady Finklo i w każdym opku staram się znaleźć pozytywy, no chyba że mam gorszy dzień ;)

No dobrze, wyobrażenia “larger than life” można uznać za początki legendy. Ale bez przesady, że każdą plotkę, jakoby w Moskwie na Placu Czerwonym rozdawali samochody, włożymy na półkę z legendami. Olek to postać historyczna. Opowieści, że w dniu jego narodzin spłonęła świątynia Artemidy, bo ta pomagała przy porodzie, już nadają się na legendy. Ale czy pojawiły się tuż po porodzie? Wątpię. Raczej musiały poczekać, aż facet odniesie kilka spektakularnych zwycięstw. A wtedy przyjście na świat już było odległe o ładnych parę lat. Jeśli ktoś ma dużo władzy, to szybko znajdą się lizusi pamiętający cuda związane z jego życiem. Normalny proces. W cudowne uzdrowienia dokonywane przez świętych też niespecjalnie wierzę. Ale sam Aleksander był postacią historyczną.

Co innego herosi spod Troi, która kiedyś naprawdę istniała. No, ale nasz Kraków też jest realnym miastem, w odróżnieniu od Smoka Wawelskiego i Szewczyka Dratewki.

Babska logika rządzi!

I Ty, Staruchu, przeciwko mnie? ;-)

Zwykła dewaluacja słów. Claptona kojarzę, więc nie uznaję za legendę. Jest sobie taki facet.

A gościa wymienionego w tekście jako legendarny ktoś tam w ogóle nie znam, więc jeśli jest legendą, to nie moją.

Babska logika rządzi!

Którego nie znasz, Mayalla czy Hendrixa? Ech, ta dzisiejsza młodzież… 

Dewaluacja – pewnie tak, jak i słowa “kultowy” np. Tym niemniej – słowo “legenda” funkcjonuje i w takim znaczeniu. 

A dla mnie – wszyscy trzej są legendarni, bo zmienili oblicze muzyki diametralnie. Jak bracia Wright oblicze transportu. Czyli – może jednak podpadają pod “legendarnych” ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hendrixa kojarzę – ojciec kiedyś słuchał.

Dla mnie bracia Wright są ważniejsi – samolotem kiedyś latałam. Niby jak ktoś gra na gitarze, też słuchałam, ale podróże więcej zmieniły w moim życiu. I nawet to nie czyni braci legendarnymi. Oni istnieli naprawdę, nie wątpię w to. :-)

Babska logika rządzi!

Dla mnie Hendrix i Clapton ważniejsi, bo nie latam samolotem, a muzyki słucham codziennie :).

I coś się tak uparła na nieboszczyków?

Proszę:

https://sjp.pwn.pl/sjp/legenda;2565793.html 

(punkt 2)

 

PS. A że pkt 6 to też legenda – pierwsze słyszę!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Rozstrzygnę spory:

Przeczytałam opowiadanie. Kwalifikuje się do konkursu, -Naz

No dobrze. Słownik twierdzi, że macie rację, a ja nie mam. Pozostaje tylko ustalić, w którym momencie sława zaczyna być niezwykła. Ale nie mam ochoty na kolejną dyskusję.

Babska logika rządzi!

Ja nie latam samolotem, ale akurat Claptona i Hendrixa też nie słucham. Pozostają mi chyba historyczni nieboszczycy, którzy zmienili się w legendę ;)

http://altronapoleone.home.blog

Fantastycznie, że dyskusja się toczy i opowiadanie znajduje czytelników. Tyle że do 1 maja powinno być wyszlifowane. Wrzuciłaś tekst późno, nie było czasu nad nim popracować. Nie mogę go dopuścić do głosowania z powodu licznych potknięć. Przecinków zgubionych cała armia, literówki, zdania do przebudowy. Ale nie zniechęcaj się. 

 

Przykłady:

Kobieta i mężczyzna skryci pod opończami wstrzymali konie rozpoznając głos palatyna Lotara. ← to zdanie błaga o przecinki, na moje oko ma wtrącenie + ąc = nawet trzy przecinki, a jeden co najmniej. 

dawały jej nadzieję w powodzenie misji. ← wiarę w powodzenie lub nadzieję na

Czemu, więc nie zatrzymać się na jedną noc

ale starszy z nich uniósł się(+,) patrząc wprost na nią.

Czarnae szatay i przyprószone siwizną włosy podkreślały bladość starszego (brak podmiotu).

jak wpatruje się w nią. ← jak się w nią wpatruje

– No cóż… – zZrobił nieokreślony ruch ręką, siadając na swoim miejscu. – Obecnie królowie bardziej doceniają nasze arkana. ← doceniają ich arkana = tajniki, tajemnice? Może lepiej moc?

po czym zwrócił się do Kiary:.

Czasami zachowuje się nieokrzesanie. – powiedział Daniel, próbując ukryć zaskoczenie.

Upiła łyk wina i zaraz odstawiła(co?) z powrotem(+,) krzywiąc się przy tym.

to jeśli chodzi o jedzenie(+,) mają dobre.

Miały w sobie niezwykłą głębie ← głębię 

oddaj swą dusze ← duszę

Musiała wykazać się sprytem i swoją dziedziną ← chyba raczej w swojej dziedzinie

Sam słyszał plotki, że zadawała się ← brak podmiotu, a mamy nową scenę

gdzie wiatr zawodził wśród skał(+,) a może i wtórująowały mu potępione dusze.

Już miał pędzić na dół(+,) zapominając o dostojeństwie kapłana zakonu Zaary. ← to zdanie wydaje się niedokończone

– Chyba, że twoje kości

jest jednym z tych poczciwców, co pomoże każdemu. ← poczciwców, co pomogą każdemu

– Nie.Oodpowiedziała mu, co wziął za dobry znak(+.) – zZaczęła go dostrzegać.

Kolejne dni podróży okazały się równie milczące. ← upłynęły w milczeniu

Nie do zakonu jakim jest teraz. ← nie do takiego zakonu, jakim…

znaleźć wygodniejszą pozycje ← pozycję

Starzeje się pomyślała cierpko. ← pomiędzy myślą a narracją przecinek lub półpauza, w całym tekście zapis myśli powinien być konsewkwentny

Czyżby potrafili tworzyć w barierach bramy, przez które mogą przechodzić. ← to jest pytanie, a nie ma pytajnika. I czy bariera oraz brama to nie są rzeczy wykluczające się wzajemnie?

Czy, więc nasi dawni wrogowie

Mam się spotkać z Lambertem po tamtej stronie? Pomyślała z wyrzutem. ← łącznik pomiędzy myślą i narracją, to nie mogą być osobne zdania

krzyk spod ziemi wstrząsną Kiarą. ← wstrząsnął 

Nie musiał sprawdzać co to jest, by wiedzieć, że to Kamień Umarłych. ← niezręczne, czy nie lepiej po prostu: “Rozpoznał Kamień Umarłych.”?

Czasem to co osiągnęliśmy nie jest tym czego się spodziewaliśmy ← przecinki

Dziwisz się, że królowie bojąc się nas próbowali zapanować nad nekromantami wprowadzając zasady? ← narzucają im zasady (jakie) + przecinki

przebudź się z wiecznego snu(+,) Arminie Czarodzieju, synu

Co powiesz(+,) książę, na uczynienie

Masz raz zapisane Kira zamiast Kiara.

Na razie ograniczają się do obszarów przygranicznych

Witaj(+,) Kiaro.

Ten moment wykorzystała Kiara, aby wyrzucić energię. ← przydałoby się zapisać to inaczej

Proszę was(+,) bogowie(+,) po raz ostatni

czy historie tak podobną ← historię

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Naz

Rozumiem. I tak nie ma wielu zwolenników.

Opowiadanie chciałam wrzucić wcześniej, ale niestety nie dałam rady. Pomimo, że przeglądałam je kilka razy (i nie tylko ja), jeszcze w dniu zakończenia konkursu, jakoś nie mogłam dostrzec tych odstępów mimo, że włączyłam funkcję od tego. Jeśli chodzi o przecinki, to niestety nie ogarniam ich. Próbowałam sprawdzić, kiedy je stawiać, ale jest tyle zasad i wyjątków od nich, że nie dałam rady.

Przynajmniej zdałam sobie sprawę, jak dokładnie trzeba przeglądać tekst.

 

Powodzenia innymsmiley

Nowa Fantastyka