- Opowiadanie: Niobe - Sugariel

Sugariel

Cześć,

chcę podzielić się z Wami moim tekstem. To pierwszy rozdział z czegoś, co ma być docelowo sagą, oczywiście o ile mi wyjdzie i zdobędę chociażby neutralne opinie ;) Mam nadzieję, że pozostawicie na mnie suchą nitkę.

Oceny

Sugariel

Zanim rozpocznę opowiadać tę historię, należałoby wyjaśnić parę spraw. Wierzysz w Boga? To dobrze. Nie wierzysz? Tym lepiej. Sprawy wiary mają małe znaczenie w całej opowieści. Po drugie, anioły istnieją. Nie masz innego wyjścia, jak uwierzyć mi na słowo. Dlaczego? Jestem jednym z nich. Nazywam się Achariela i jestem zastępcą dowódcy Pierwszego Oddziału Interwencyjnego.

 

 Wierzysz, że anioły są pięknymi istotami z harfami i fletami, latającymi sobie bez celu? Gówno prawda. Niektórzy są tak brzydcy, że nie powinni pokazywać się bez czegoś założonego na głowę. Większość, zamiast instrumentów, nosi miecze lub łuki. Nie takie zwykłe, lecz tchnięte teoretycznie boską mocą. Czemu teoretycznie? Sama Boga nigdy nie widziałam i osobiście mało mnie obchodzi, czy istnieje. Skrzydła? Są chyba tylko dla efekciarstwa i szpanu. Będąc szczerym, od ludzi różni nas bardzo mało czynników, choć dla nich jesteśmy nieśmiertelni. Prawda, że nikomu na ziemi nie udało się zabić żadnego z nas, ale wiecie… Anioł anioła unieszkodliwić potrafi. Musi nam wystarczyć niestarzenie się i to też dopiero od pewnego momentu. Mamy całe miasta nad powierzchnią użytkowaną przez śmiertelników. Takie z prawdziwego zdarzenia – posiadamy domy, szkoły, szpitale, poligony, a nawet knajpy. Co ciekawe, nikt nigdy nie wybudował żadnego kościoła. A to niby ludzie olewają Boga i niedzielne chodzenie do kościoła.

 Wróćmy do opowieści. Po co istniejemy? Żeby ludziom zrobić dobrze, bo pewnie sami nie przeżyliby sekundy. No bo jest jeszcze ta druga strona. Ta zła. Ludzie nazywają ją piekłem, ale my po prostu złą stroną. Żadnego diabła z rogami i kopytami nie widziałam i pewnie nie zobaczę, jak długo żyję. Czemu? Pewnie dlatego, że czegoś takiego nie ma. Wspomniałam, że należę do Oddziału Interwencyjnego. Mamy tu całe wojsko, żeby ludzie mogli sobie żyć w spokoju. Musi być zachowana równowaga między dobrem i złem – inaczej znany nam porządek świata runie jak domek z kart.

 Cyfra przed nazwą oddziału oznacza, jak ważny jest w hierarchii. Inaczej mówiąc, obecnie siedzę prawie na samej górze sił wojsk anielskich. Głupio brzmi – wiem. Oficjalnie jestem zastępcą dowódcy, choć ostatnio to ja kieruję wszystkim. Nie, żebym chciała, ale kilka tygodni temu zdarzył się wypadek. Zwykła, rutynowa akcja na ziemi, polegająca na ocaleniu paru śmiertelników przed opętaniem przez złą stronę. Izaar, mój dowódca, myśląc, że sprawa została rozwiązana, stracił czujność. Zginął na moich oczach z ręki jednego ze złych. Nie musicie mnie żałować. My podchodzimy do śmierci inaczej niż Wy. Od tamtej pory, to ja kieruję Pierwszym Oddziałem Interwencyjnym, czekając, aż nie wyznaczy się kogoś nowego. Znając tych z góry od papierkowej roboty, archaniołów, szybko nie można się spodziewać zastępstwa. Ci tam, to mają dobrze. Gabriel zwłaszcza. Siedzi sobie na miękkiej poduszeczce i tylko macha palcem. „Ty tu, ty tam, a on siam”. Niby przez dwa tysiące lat zasuwał, aż się kurzyło. Tylko, czy ktoś pamięta tamte czasy?

 Od ostatniej akcji, podczas której zginął nasz dowódca, zapanowały złowrogie cisza i spokój. Faktem, rzadko wykorzystywało się Pierwszy Oddział. Tu byli tylko najlepsi i najsilniejsi, wysyłani do dużych i ważnych akcji. Z reguły, do jakiegoś tam pomniejszego demonka czy złego, który się zgubił i straszył ludzi w ciemnych uliczkach, wysyłano kogoś z Ósmego lub Szóstego Oddziału. Dla nas zawsze było mało roboty, ale nikt na to nie marudził.

 Szczególnie teraz nie było na co narzekać, siedząc z dwójką moich zaufanych popleczników w knajpie, popijając sobie miód. Hariel i Kamar byli osobnikami, z którymi można było iść do przysłowiowego piekła. Byli wykształceni w akademii duchowej, no i nie mieli twarzy, na której widok chciało się wymiotować. Byli najlepsi z całego 24-osobowego oddziału. No i mieli mózg. Można by sądzić, że anioły nie potrzebują tak mało znaczącego organu, jednak wizja przestrzelenia komuś głowy, tylko po to, żeby zobaczyć, jak wylatuje stamtąd słoma, nie jest zbyt radosnym doświadczeniem.

 Nie miało być mi dane dokończyć mojego zaczętego napoju. Drzwi knajpy otworzyły się z hukiem, skupiając na sobie wzrok wszystkich w środku. Westchnęłam ciężko na widok tego, który ośmielił się przerwać spokój tego popołudnia. Do pomieszczenia wszedł niski, mały i grubaśny anioł, zwany przez resztę złośliwie Syzyfem. Był posłańcem archaniołów. Ciężka robota. Musiał być gotowy na zawołanie kogokolwiek z góry i błyskawicznie odnajdywać tych, do których kierowane było przesłanie. No i nigdy nie mógł zajmować się czymś innym.

 Nowy gość postąpił kilka kroków, widocznie rozglądając się za kimś, aż jego wzrok zatrzymał się na stoliku w samym kącie. W tym kącie, gdzie siedziałam ja i moi dwaj towarzysze. Zrobiłam kwaśną minę. Wyglądało, że to ja byłam celem posłańca. Nie myliłam się.

– Pilna wiadomość do zastępcy dowódcy Pierwszego Oddziału Interwencyjnego! – zaczął, stojąc na baczność. Hariel i Kamar zakryli usta dłonią, by powstrzymać chichotanie. – Archanioł Gabriel, główny generał sił anielskich, chce widzieć zastępcę Acharielę w swoim gabinecie w ciągu godziny!

 Powiedziawszy to, Syzyf odwrócił się i odszedł. Nie dał nawet zapytać o żadne szczegóły. Cham. Znudzona, oparłam twarz o pięść i spojrzałam na moich kompanów. Tak, oni mieli powody do radości. To mnie wezwano na dywanik do szefa. Ciekawe, co jest tak ważne, że dostałam tak mało czasu na stawienie się? Stary, upierdliwy Gabriel znowu będzie marudził przez długi czas.

– Wiesz, czego Gabi chce od ciebie? – spytał Hariel.

– Nie mam pojęcia. – pokręciłam głową. Cokolwiek to by było, było mu pilno. – Może chodzi o nowego dowódcę oddziału? A może chce mnie ochrzanić za tą pijacką burdę przedwczoraj?

– Ty powinnaś zostać nowym dowódcą. – szepnął Kamar. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Możliwe, że tak się właśnie stanie. Byłam najlepiej wyszkolona i wykwalifikowana z całego oddziału. Anioł, poza oczywiście mieczem lub łukiem, może mieć pewien dar. Nie każdy posiada coś takiego, a nawet jeśli, to trzeba długo trenować nad jego pełnym ukształtowaniem. Po Izaarze byłam najlepsza w walce bronią, ale i potrafiłam kontrolować ziemskie żywioły. Ogień, wodę, powietrze i ziemię. Z tą ostatnią było najciężej, ale i tak wzbudzałam respekt w szeregach wszystkich oddziałów.

 Kamar miał rację. Kto inny nadawałby się na to stanowisko? Uśmiechnęłam się do siebie i wstałam.

– Pójdę już do niego. Im szybciej to załatwię, tym szybciej będę wolna. Spotkamy się w siedzibie głównej. – rzuciłam, odchodząc.

Wyszłam na słońce i zaczęłam kierować się w stronę wielkiego, białego budynku z czterema kopułami. Tam właśnie swój gabinet miał Gabriel. Żeby tylko gabinet. Cały ten pałac należał do niego. A ci, którzy ryzykują swoimi tyłkami w terenie, mieszkają ledwo w małych kawalerkach. A ludzie tyle czekają, żeby dostać się do upragnionego nieba. Ironia losu. Po chwili znalazłam się przed wejściem.

 Przeskoczyłam pięć stopni i stanęłam przed wielkimi, złotymi drzwiami. Jakiś służący otworzył je i wpuścił mnie do wewnątrz. Fiołkowy zapach uderzył mnie już na wejściu. Przede mną stanął majordomus, pokornie pochylając głowę. Odpowiedziałam kiwnięciem. Zaczął mnie prowadzić przez wielki hol z białego marmuru pokryty złotymi zdobieniami. Wszędzie wisiały obrazy przedstawiające ludzkie wizje aniołów. Sufit pokryty był jakimiś barwnymi freskami. Dotarliśmy do długiego korytarza, kończącego się masywnymi, drewnianymi drzwiami. Tutaj sługa przystanął, pokazując mi ręką dalszą drogę.

Minęło parę sekund, zanim znalazłam się przed gabinetem Gabriela. Uniosłam dłoń, by zapukać, ale nie zdążyłam.

– Wejdź Acharielo. – usłyszałam głos. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę.

 Znalazłam się w gabinecie szefa. Purpurowy dywan i dębowe biurko kontrastowały się z bielą ścian i sufitu. Gabriel siedział w swoim fotelu, bardziej przypominającym tron niż zwykłe siedzenie. On sam wyglądał zbyt młodo jak na zajmowane przez siebie stanowisko. Jedyne, co zdradzało jego wiek, to oczy. Błyszczały natarczywie, prześwietlając rozmówcę na wylot, ale brakowało w nich młodzieńczych iskier. Spoglądał na mnie cierpliwie i spokojnie. Ukłoniłam się, po czym zajęłam miejsce na krześle naprzeciwko mojego szefa.

– Chcę, żebyś przygotowała na godzinę 18:00 dzisiaj siedzibę główną Pierwszego Oddziału na przyjęcie nowego członka. – zaczął Gabriel.

Uniosłam brwi w górę. Po to mnie wzywał? Do mojej drużyny nie przyjmowano byle kogo. Trzeba było przejść wiele ciężkich prób, by zostać jednym z nas. A szef mówi mi, że dzisiaj pojawi się po prostu ktoś nowy?

– Kim on jest? – spytałam z przekąsem.

– Nie pochodzi z żadnego z oddziałów. Jest naszym nowym odkryciem, ale niech to cię nie zwiedzie. Jest bardzo potężny i utalentowany. Twój oddział jest jedynym, gdzie mogę go przydzielić bez obaw, że komuś stanie się krzywda. Liczę, że go przypilnujesz i będziesz mnie informować o jego postępach.

 Zamurowało mnie. Właśnie zrobiono ze mnie niańkę. Lepiej nie mogłam zaplanować sobie końca dnia. A ja myślałam, że zostanę dowódcą. Ten nowy może być zagrożeniem dla stanowiska, którego chciałam. Uśmiechnęłam się do siebie. Pokażę mu, co znaczy być w Pierwszym Oddziale. Zamienię to niebo w piekło.

– Może być trochę zagubiony w prawach panujących tutaj, ale mam nadzieję, że go wprowadzisz w otoczenie.– Gabriel odchylił się na krześle. -Poza tym, jest jeszcze jeden powód, dla którego pragnę, by znalazł się w siłach anielskich. Zapowiada się niezła jatka w najbliższym czasie, a on może być pomocny. Potrzebujemy kogoś tak silnego, jak on. – kontynuował.

– Coś jeszcze, czy już mogę odejść… przygotować siedzibę główną? – zająknęłam się.

– Możesz odejść. – archanioł spuścił wzrok na papiery leżące na biurku. Wstałam, odwróciłam się na pięcie, otworzyłam sobie drzwi i huknęłam nimi za sobą.

 Wybiegłam z pałacu, niezatrzymywana przez żadnego ze sług. Dobrze, bo w przeciwnym wypadku trzeba by było ich zeskrobywać szpachelkami. Wściekła skierowałam się do siedziby głównej mojego oddziału. Złość niosła mnie niczym na skrzydłach, jeśli mogę pokusić się o żart. Wparowałam do sali głównej, prawie wywarzając bramę. Wszyscy pochowali się po kątach. Mogłoby to być nawet zabawne, gdyby nie okoliczności. Jedynie Hariel i Kamar zastygli tam, gdzie stali wcześniej. Przystanęłam, odetchnęłam głęboko i ze złośliwym uśmiechem na ustach skierowałam się w ich stronę.

 Nie odezwałam się do nich słowem, natomiast rozejrzałam się po sali i wydałam rozkaz.

– Dzisiaj wieczorem przyjmujemy nowego członka w swoje szeregi! – wydarłam się. – Więc wszystko ma odbyć się perfekcyjnie. Do roboty! – uśmiechnęłam się, mrużąc oczy. – Niech zobaczy, kto tu naprawdę rządzi… – dodałam ciszej.

– Acharielo… – zaczął Kamar przybliżając się do mnie wraz z Harielem – Co się stało?

Streściłam im w skrócie to, co powiedział mi Gabriel. Oglądałam, jak moi podwładni dekorują pomieszczenie, przygotowując je do nominacji.

 W ciągu dwóch godzin, na sali postawiono podwyższenie, gdzie dowódca i nowy członek załogi mieli uścisnąć sobie dłonie, przypieczętowując awans tego drugiego. To dość stara tradycja i bardzo mocno przestrzegana. Jeśli podwładny z przełożonym nie chwycą się za dłonie, nie dojdzie do akceptacji tego pierwszego i nici ze współpracy. Ot, takie tam duchowe rytuały.

 Wniesiono i zawieszono na ścianach okazjonalną broń, która stanowiła raczej element dekoracyjny, niż wojenny. Ja musiałam przebrać się w ceremonialne szaty dowódcy, wyszywane złotą i purpurową nicią. Stanęłam przed lustrem i podziwiałam siebie w tym ubraniu. Wyobraziłam sobie, że dostałam stanowisko, którego tak pragnęłam. Zasłużyłam na nie. Izaar chciałby, żebym to ja go zastąpiła. Z lodowatym uśmiechem na ustach wyszłam z mojego gabinetu, zeszłam po schodach i z gracją wkroczyłam do sali. Nieraz widziałam, jak odbywa się ta ceremonia, ale mimo to dreszcze tremy przebiegły mi po plecach, gdy wzrok wszystkich spoczął na mnie.

 Nowy przybysz jeszcze nie dotarł na miejsce. Skierowałam się do podwyższenia, gdzie miałam zająć miejsce, czekając na nowego. Mijałam rzędy aniołów, pochylających przede mną głowy. Oni wszyscy już traktowali mnie jak swego przełożonego. Zarówno wojownicy, jak i posłańcy, pomocnicy i służący. Mijałam ich wszystkich, widząc szacunek w ich oczach. Skręciłam w lewo między moich towarzyszy. Wdrapałam się po kilku kamiennych schodkach i spojrzałam w dół na całe to zbiegowisko. Było ich naprawdę sporo. Szybko utworzyli wąski korytarz ze swoich ciał, który bieg zakręcając od podestu aż do drzwi.

Przybyli tu, by zobaczyć tego nowego. Nie wiedzą, że Gabriel ocenił go na bardzo silnego i niebezpiecznego. Lepiej niech na razie nie wiedzą. Zasiadłam w zdobionym fotelu na środku podwyższenia, czekając. W sali zaczęły rozbrzmiewać szepty rozmów i kłótni. Z każdą minutą przybierały na sile. Nie mogłam nic zrobić, poza czekaniem. Porobi się niezłe zamieszanie, jeśli ten nowy nie dojedzie dzisiaj. Spojrzałam na wielkie drzwi prowadzące do wnętrza. Były zamknięte i nie wydawało się, jakby miały się otworzyć wkrótce. Podwyższenie robiło swoje – i tak zobaczę tego wielce niebezpiecznego wojownika jako pierwsza.

 Wyobraźnia zaczęła podsuwać mi przed oczy obrazy tego nowicjusza. Widziałam go jako przystojnego, młodego, silnego anioła o zabójczym spojrzeniu. Dosłownie i w przenośni. Westchnęłam. Kogoś takiego nie trudno będzie kontrolować. Dam do zrozumienia, że to ja tutaj rządzę, a on może zostać co najwyżej moim zastępcą. W sumie to przydałby się ktoś utalentowany, inteligentny i przystojny w tym gronie. Trochę by się tu rozjaśniło.

 W pewnym momencie drzwi otworzyły się nieśmiało. Na sali zapadła cisza. Grobowa cisza. Nie pojawiły się ciekawskie szepty obgadujące przybysza. Zresztą, nie było żadnego przybysza. Wrota stanęły otworem, ale nikogo tam nie było. Stanęłam na nogi, ale to nic nie pomogło. Nikt nie szedł pomiędzy moimi towarzyszami. Pustka. Czyżby był niewidzialny? To może skomplikować sprawę. Nagle zauważyłam, że aniołowie stojący najbliżej drzwi patrzą w jeden punkt znajdujący się standardowo gdzieś na wysokości kolan. Rozległ się lekki i cichy tupot nóg. Wzrok obecnych przemieszczał się za niewidocznym dla mnie obiektem w kierunku mojego podwyższenia. Źródło tego dźwięku przybliżało się i wreszcie wypadło zza zakrętu. Podbiegło do schodów.

Moja szczęka mimowolnie otworzyła się i nie chciała się zamknąć. Rozszerzyłam oczy ze zdumienia. Ręką wymacałam poręcz fotela, żeby móc w każdym momencie usiąść. Przede mną stało dziecko. Nie miało więcej niż pięć czy sześć lat, a na głowie miało burzę złotych loczków. Otworzyło duże i wypukłe usta w uśmiechu, ukazując szereg białych ząbków. Przekrzywiło nieco głowę i ukłoniło się nisko. Jego skrzydła były jeszcze malutkie i wyglądały śmiesznie. Dziecko zacisnęło dłoń na czymś, co mogło być jakąś zabawką, albo kawałkiem patyka. Przeskoczyło kilka stopni, dzielących mnie od niego i stanęło na wprost mnie.

 Moje usta dalej były otwarte w wyrazie zaszokowania. Nie miałam siły, by spojrzeć na resztę zebranych, ale podejrzewam, że nikt nie miał inteligentniejszej miny ode mnie. Dziecko ponownie się ukłoniło.

– Nazywam się Sugariel i chyba będę 25. członkiem Pierwszego Oddziału Interwencyjnego. Miło mi cię poznać. – i wyciągnął swoją malutką, pulchną rączkę w moim kierunku.

 Tego było dla mnie za dużo. Upadłam ciężko na fotel i spojrzałam w sufit, tylko żeby się uspokoić. Po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Boga tu nie ma.

Koniec

Komentarze

Historia całkiem zacna, ale mam wrażenie, że za bardzo przegadana. Mało opisów świata, szkoda ;(

Jakiś służący otworzył je i wpuścił mnie do wewnątrz. 

Sufit pokryty był jakimiś barwnymi freskami.

Jeśli wyrzucisz te słowa (”jakiś/jakieś/jakimś”), zadania powyżej zabrzmią lepiej. Będą bardziej wiarygodne, bo mam wrażenie, że pisząc je nie byłaś w stanie wyobrazić sobie świata.

 

Coś jeszcze, czy już mogę odejść… przygotować siedzibę główną? – zająknęłam się.

To mnie rozwaliło ;)

 

– Może być trochę zagubiony w prawach panujących tutaj, ale mam nadzieję, że go wprowadzisz w otoczenie.– Gabriel odchylił się na krześle. -Poza tym, jest jeszcze jeden(…)

Spacje gdzieś się zagubiły.

 

Zauważyłem, że pojawiają się powtórzenia. Na temat interpunkcji i stylistyki wypowiedzą się inni bardziej wyedukowani :) poza tym wyłapią więcej błędów ode mnie. 

Kończąc, pisz dalej bo jestem ciekaw dalszej części historii. Czuje niedosyt.

 

Edit.

Gdybyś się ujawnił Autorze, to jestem przekonany, że pojawi się mnóstwo pomocnych komentarzy pod tym tekstem.

 

 

 

 

Wiem, że nic nie wiem.

No to się ujawniam :D

Dzięki wielkie. Wiem, że mam problem z powtórzeniami i to dość mocny. Przejrzę tekst jeszcze raz pod tym kątem. 

 

Edit: Zmienię te ‘jakieś’, acz raczej moim zamierzeniem było ukazanie takiego dość lekceważącego podejścia głównej bohaterki do takich rzeczy jak “jakieś tam freski” czy “jakiś tam służący” :)

Niobe

Jestem przekonany, że teraz pojawi się więcej komentarzy.

 Zmienię te ‘jakieś’

Moim zadaniem, ten wyraz nie powinien się pojawiać w tekstach. Jest nijaki i nic nie wnosi. 

 

moim zamierzeniem było ukazanie takiego dość lekceważącego podejścia głównej bohaterki do takich rzeczy jak “jakieś tam freski” czy “jakiś tam służący”

Zrobisz jak uważasz, to twój tekst. Ja tylko podpowiadam ;) Zawsze możesz poczekać na komentarze innych użytkowników, może to ja się mylę. Każdy ma swoje zdanie.

 

 

 

Wiem, że nic nie wiem.

Ale nie mówię, że się mylisz :D

Tylko chciałam powiedzieć, jaki był mój zamysł, bo możliwe, że źle go przekazałam. Z pewnością są inni, bardziej doświadczeni pisarze, którzy ewentualnie mogliby podpowiedzieć co i jak zrobić, żeby z jednej strony uniknąć takich słów, a z drugiej żeby przekazać to, co miałam na myśli :)

Tylko to było moim zamierzeniem :)

Niobe

To pierwszy rozdział z czegoś, co ma być docelowo sagą

Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że opowiadań i powieści, a także w sumie seriali i pewnie filmów (nie wiem, nie moje klimaty) o aniołach, diabłach i innych tego rodzaju istotach, jest dużo, bardzo dużo? I oczywiście czytałaś przynajmniej Kossakowską? Tak pytam na wszelki wypadek, ponieważ jak na razie ten fragment nie rokuje dobrze, jeśli chodzi o oryginalność pomysłu na świat i bohaterów .

 

@jakieś

To słowo nijak nie wyraża twojego zamysłu (lekceważenie przez bohaterkę). Jeśli koniecznie chcesz to podkreślić, to raczej przez wyjaśnienie jej podejścia. “Sufit pokryty był barwnymi freskami, ale nigdy nie interesowały mnie one jakoś specjalnie.” albo coś podobnego. We mnie nie budzi to, tak nawiasem mówiąc, sympatii do bohaterki – ani to lekceważenie dla sztuki, ani tym bardziej de facto pogarda dla służby.

http://altronapoleone.home.blog

Nowa Fantastyka