- Opowiadanie: jbk - Księżniczki i potwory

Księżniczki i potwory

Opowiadanie przeredagowane 3.05 – poprawione literówki, formatowanie itp. rzeczy wymienione w pierwszych top 10 komentarzy.

Edit 22.05 – drobniejsze poprawki.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Księżniczki i potwory

Dratewka próbował zbliżyć się do wieży. Czaił się w krzakach już dwie godziny, ale głupie zombie nie odpuszczały, drapiąc ciągle o mur. Lina zamocowana na plecach i brak wina w bukłaczku mocno mu przeszkadzały w cierpliwym czekaniu.

"Przeklęta Piękna" – zaklął w myślach – "czemu pieprzona pełnia wypada dopiero za dwa dni!"

Bez pełni księżyca Piękna była bezużyteczna, ot, zwykła księżniczka. Szewc wiedział, że albo ona, albo on, jednak w tej chwili żałował, że to nie królewnę wysłano na akcję ratunkową.

W końcu rozpoznał szum skrzydeł i na horyzoncie zamajaczył smok, chwilę później opadł niedaleko krzaków, Dratewki oraz tlących się jeszcze zwłok zombiaków.

– No w końcu! Myślałem, że tu z nudów umrę.

– To ty mnie nudzisz.

Smok Wawelski jak zwykle nie zrozumiał. A może jego przypadkowe teksty, miały jakiś głębszy sens – nieważne, w tym momencie Dratewka chciał załatwić sprawę i spadać z tego miejsca nieumarłych.

Smok jednak przyleciał, co nie było takie pewne, a co szewczykowi znacznie ułatwiało wykonanie zadania.

– Dobra, lecimy na wieżę, opadniesz na dach, ja wskakuję do środka i ratuję to co, zostało z księżniczki.

– Pamiętaj o włosach.

Dratewka przeczesał fryzurę ręką, ale wiedział, że wygląda równie uroczo, co przed chwilą, czyli w ogóle. Nie był księciem z bajki, więc uroda nie była mu dana.

– Pamiętaj o włosach księżniczki – sprecyzował smok.

– Co? – Dratewka już wiedział co, ale próbował niezręcznie ukryć zakłopotanie.

– Są ważne.

Szewczyk skinął głową wsiadając na smoka. Tak, księżniczka Roszpunka nikogo tak naprawdę nie obchodziła, za to jej włosy aż za wiele osób.

Gdy to wszystko się zaczęło, siedziała zamknięta w wieży z zaledwie kilkudniowymi zapasami jedzenia. Minął tydzień, kiedy sobie o niej przypomniano i kolejny dzień, gdy wysłano Dratewkę i smoka na ratunek.

Właściwie to wysłano samego Dratewkę, a on sam dogadał się ze smokiem, co nie było wcale trudne. Smoki mają słabość do wież i dziewic. Oraz do darmowego ludzkiego bufetu, nawet jeśli to zombie.

Dratewka miał trochę szczęścia, że Piękna nie była w fazie. Jego zleceniodawcy nie mogli czekać na pełnię, sprawa była pilna. Pewnie księżniczka odbije to sobie później, ale on będzie wtedy pamiętał, by trzymać się blisko smoka w czasie pełni. Wszystkim przecież dobrze wiadomo, że wilkołaki i smoki szczerze się nienawidzą.

Smok zniżył lot nad wieżą i zaczął dymić z nozdrzy. Tym razem kamuflaż nie był potrzebny, bo głupie zombie i tak słabo kojarzyły fakty i nie strzelałyby do nich z balisty, ale Dratewka nie miał zamiaru się kłócić ze smokiem, zwłaszcza siedząc na jego grzbiecie.

Po wylądowaniu na dachu wieży, z którym smok miał nie lada kłopot, gdyż stare dachówki zaczęły się zsuwać pod jego łapskami, Dratewka sturlał się z grzbietu i zręcznie przywiązał linę do łapy. Wyjrzał zza krawędzi dachu. Okno było trochę poniżej, a potem długo, długo nic i całe morze ciemnego dymu.

– Ja tu poczekam – odparł smok, nawet nie patrząc na Dratewkę. Zawinął ogon wokół dachu i ustawił cielsko w stronę prażącego słońca.

To przypomniało Dratewce, że nie ma już wina w bukłaku, więc musiał jak najszybciej załatwić sprawę.

Złapał za linę, wymierzył skok i po chwili z gracją wylądował w komnacie księżniczki.

*

Włosy faktycznie stanowiły spory problem, ale jakoś udało się je związać mimo protestów Roszpunki. Samo wydostanie się z komnaty przebiegło całkiem zgrabnie, gdyż zarówno Dratewka jak i księżniczka poruszali się po linie równie zwinnie.

Razem wgramolili się na smoka, który, tym razem bez słowa komentarza, wzbił się w przestworza.

Kłopoty zaczęły się po opuszczeniu wieży, gdy mijali Pierwszy Las. Okazało się, że włosy księżniczki nie zostały tak porządnie związane, jak utrzymywał szewczyk, a przy mocniejszym podmuchu wiatru oplotły smoka, znacznie utrudniając nawigację i oplątując lewe skrzydło. Pilnie potrzebne było awaryjne lądowanie. Smok w panice zacząć pokasływać ogniem, w końcu zniżył się nad lasem, w przelocie wypalił całkiem spory skrawek, zawrócił i wylądował na wciąż tlącej się ziemi.

Po rozwianiu dymu okazało się, że poszła z nim jakaś chatka, mieli jednak nadzieję, że nikogo w niej nie było. Jakby mieli mało problemów z inwazją zombie.

Smok nadwyrężył sobie lewe skrzydło, więc postój w lesie miał zająć przynajmniej kilka godzin. Pierwszy Las słynął z różnorodności magicznych stworzeń, choć rzadko kiedy były one agresywne.

*

Staruszka wybiegła z lasu z podniesioną laską i zgrabnie przeskakiwała nad osmolonymi korzeniami i większymi kamieniami. Jak na tak wiekową osobę poruszała się żwawo i zgrabnie.

– Mordercy! Skurwysyny! – z oddali dobiegał jej krzyk.

Roszpunka sięgnęła po swoje włosy, prawdopodobnie w celu obezwładnienia i uduszenia starowinki, smok natomiast rozgrzewał gardziel. Wolał inne metody.

Jedynie Dratewka był przygotowany na konfrontację słowną.

– Spokojnie babciu, powiedz nam co się… – Kobiecina była już prawie przy nich.

– Mordercy! Tam dzieci były! – Nagle potknęła się, upadła i zaczęła szlochać. – Moje biedne dzieciaczki!

Dratewkę zamurowało. W jego wizualizacji chwały i sukcesu nie było miejsca na płonące i wrzeszczące z bólu dzieci.

– Co wyście zrobili… mor…dercy… skur…wy…sy…ny… – Staruszka zanosiła się szlochem. W tle majaczyły zgliszcza chatki.

Roszpunka zakryła się włosami i oddaliła kilka kroków. Dratewka nie spodziewał się po niej nic więcej, do tej pory tylko w sprawie włosów potrafiła wyrazić konkretną opinię.

Smok uspokoił gardziel i wrócił do oglądania nadwyrężonego skrzydła.

To na barkach Dratewki, najbardziej niewinnego z całej trójki, spoczywała odpowiedzialność za polubowne załatwienie sprawy.

– Przykro mi z powodu pani straty. – Dobrze, że często przebywał na dworze, podłapał dzięki temu kilka kwestii na specjalne okazje. – Dostanie pani rekompensatę od króla.

– Co? – Staruszka momentalnie ucięła szloch, wpatrując się w niego. – Co to znaczy?

– To znaczy, że król pani zadośćuczyni. – Konsternacja na twarzy staruszki nie mijała. – Dostanie pani złoto za dzieci.

– A po co mi jakieś zimne, metalowe, błyskotki. Ja chcę moje maleństwa! – Znów uderzyła w szloch.

– Może pani przecież przygarnąć inne dzieci, a za złoto kupić im odzienie i coś do jedzenia.

– Inne dzieci? – Ponownie przerwała szloch i wpatrywała się w szewca.

– Tak. Jest przecież dużo sierot, może je pani przygarnąć, zaopiekować się nimi, za złoto kupić to, co potrzeba, odbudować chatę na ten przykład.

Staruszka spojrzała na zgliszcza i wstała, podpierając się na lasce. Na jej twarzy nie było już widać śladu po wcześniejszej rozpaczy.

– Przygarnąć nowe, zdrowe dzieciaczki. – Uśmiechnęła się, odsłaniając bielutkie zęby. – To mi się podoba. A kiedy dostanę to złoto, nową chatkę i świeże dzieciaczki?

Dratewka zaczął podejrzewać, że chyba nieopatrznie coś obiecał nie tej osobie, której powinien.

– Musimy najpierw wrócić do królestwa, a wtedy… – Zastanawiał się, czy da się z tego jakoś wybrnąć.

– Dobrze. Pamiętaj, młodzieńcze, że w zaczarowanym lesie słów nie rzuca się na wiatr. – Starowinka spojrzała na niego czule. – Bo mogą się szybko dopaść, rozszarpać kłamliwe gardło i wyżreć trawione oszustwem trzewia – dokończyła z nienawiścią w oczach.

Jednak nie dało się wybrnąć. Dratewka tylko skinął głową w niemym przerażeniu.

– Masz siedem dni, zanim słowa cię dopadną, szewczyku – powiedziała na odchodne i podreptała w stronę lasu, tym razem korzystając z pomocy laseczki.

Dratewka wiedział, że z wiedźmami z zaczarowanych lasów się nie dyskutuje. Po co mu to ratowanie kolejnej księżniczki było? Do tego doprowadza nadmierna ambicja i pazerność.

Nie mówiłeś jej, że jesteś szewcem. Prawdopodobnie masz pięć dni – podsumował smok.

Dla Dratewki staruszka też nie wyglądała na taką, co lubi czekać.

*

Po powrocie do miasta i odebraniu nagrody od króla, Dratewka zdecydowanie musiał się naradzić ze starymi znajomymi, a przede wszystkim napić w najlepszej miejskiej gospodzie.

– Chyba, że upolujemy wiedźmę. – Nie spodziewał się innej propozycji od Drwala.

– Jak niby upolujemy wiedźmę! Przecież wiadomo, że na wiedźmy się nie poluje. Można je co najwyżej pokonać podstępem! – wtrącił Leśniczy. – Te, a może znów zrobisz tę sztuczkę z baranem?

– Mam jej podłożyć zatrutego barana?

– Nie no, zrobisz wypchanego dzieciaka.

– Nawet smok nie nabrał się na barana, a wiedźma nabierze się na dzieciaka? – Szewc powoli tracił cierpliwość do towarzyszy, więc postanowił się uczciwie upić.

Prawie mu się udało przełknąć pierwszy łyk piwa, gdy do ich stołu podeszła otulona w płaszcz postać.

– Przepraszam. – Twarz nieznajomej skrywał kaptur, ale głos sugerował, że nie jest zbyt wiekowa. – Co masz na myśli mówiąc, że smok nie dał się nabrać?

– Ano tylko to – Leśniczy już zaczął tłumaczyć, nim Dratewka kazał nieznajomej spadać – że bestia miała zjeść barana, ale przejrzała podstęp i się dogadała.

– To znaczy miała umrzeć, ale teraz żyje?

– Ano żyje i ma się dobrze, lata sobie gdzieś za Trzecim Lasem i wpada tylko, jak jej się nudzi.

– Więc jednak opowieści się zmieniają – powiedziała tak cicho, że tylko Dratewka, siedzący najbliżej, to usłyszał.

– Jakie opowieści? – Zrobił miejsce na ławie, by kobieta usiadła, jednak ta nie miała zamiaru. Pochyliła się jedynie nieco bardziej nad stołem.

– Nasze opowieści. – Spojrzała po mężczyznach, ale najwidoczniej nie zrozumieli. – Jeśli chcesz pokonać tę wiedźmę, to dowiedz się jaka jest jej opowieść – zwróciła się bezpośrednio do Dratewki.

– Opowieść? A jak niby mam to zrobić?

– Musisz odnaleźć Opowiadaczkę, która ci powie, z którą bajką masz do czynienia.

– Opowiadaczkę? Co ty bajasz, mała? – Drwal już wstawał, ale nieznajoma szybko i zwinnie im umknęła, trzaskając przy tym drzwiami gospody.

*

Szewc nie miał pojęcia o jaką czarownicę bądź opowieść chodzi, ale postanowił uderzyć do osoby, która najwięcej mogła wiedzieć o tamtym lesie, gdyż wychowała się w jego cieniu.

Ostatecznie audiencję u księżniczki Roszpunki umówił znacznie łatwiej, niż zakładał.

Nawet jego skrzętnie wyselekcjonowane wymówki się nie przydały, widocznie księżniczka z jakiegoś powodu była mu przychylna.

Siedziała na wysokim stołku, włosy miała zaplecione w ciągnący się po podłodze warkocz i wyglądała bardzo nieszczęśliwie z tego powodu. Nawet nie spojrzała na niego, gdy wchodził do pomieszczenia, zaaferowana nowym uczesaniem.

– Witaj, wielmożna pani – rozpoczął jak na szewca nie przystało. – Chciałbym zadać ci pewne ważne pytanie. Chodzi o nasz postój w lesie i wiedźmę, którą wtedy spotkaliśmy. – Zyskał jej zaciekawione spojrzenie. – Czy wiesz może, jak ma ona na imię?

– Nie – odparła i znów spojrzała na włosy.

"O co jej chodzi z tymi kudłami?" – Postanowił podejść ją z innej strony.

– Zastanawiają mnie te włosy. Jaką tajemnicę one skrywają? Mają w sobie jakąś magię?

– Po prostu są długie.

– Ale dlaczego nie pozwolisz ich ściąć? Przecież takie włosy to tylko problem.

Roszpunka skuliła się na krześle.

– To nie tak. Wtedy to był tylko wypadek. To ja muszę być księżniczką z najdłuższym włosami.

– Ach, tak, są naprawdę piękne. – Dratewka tracił już nadzieję na dowiedzenie się czegokolwiek. – A wracając do wiedźmy z lasu. Może zauważyłaś coś w pobliżu miejsca lądowania albo słyszałaś jakieś plotki?

– Nie. Byłam uwięziona w wieży, prawie z nikim nie rozmawiałam.

W Dratewce płomyk nadziei zatlił się mocniej.

– Tak! – krzyknął, a księżniczka aż podskoczyła na krześle, widząc jego podekscytowanie. – Przecież miałaś tę drugą wiedźmę. Ona musiała ci coś mówić. Na pewno obie się znały, mieszkały przecież tak blisko!

– Ona… – Roszpunka usilnie próbowała sobie przypomnieć. – Ona lubiła dzieci.

– Tak, to już zauważyłem, która wiedźma ich nie lubi. – Nie było sensu tu dłużej siedzieć, więc Dratewka wstał zbierając się do wyjścia. – Dziękuję za rozmowę, księżniczko. Na mnie już czas.

– I pierniki.

– Pierniki?

– Tamta wiedźma lubiła też pierniki.

– Skąd to wiesz? Twoja wiedź… opiekunka wspominała o tym?

– Kiedyś mi przyniosła kilka pierników. Dostała je od starej przyjaciółki, ale nie mogła ich zjeść, gdyż była wtedy na diecie. – Roszpunka zmarszczyła brwi, próbując coś sobie przypomnieć. – Tam, gdzie upadliśmy, pachniało piernikami.

– Tam pachniało spalenizną i strachem.

– I piernikami.

Dratewka nie miał zamiaru się kłócić.

– Dziękuję, księżniczko. Być może uratowałaś mi życie.

Roszpunka nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się lekko, więc on również bez słowa wyszedł.

*

Choć Dratewka myślał, że odnalezienie Opowiadaczki to kaszka z mleczkiem, okazało się być to drogą przez mękę. Ostatecznie zaczął się zastanawiać, czy sobie nie wymyślił całej sceny w gospodzie i tajemniczej postaci w płaszczu, którą właśnie wypatrzył po drugiej stronie ulicy.

Nie wierzył, że podobne przypadki się zdarzają, więc czym prędzej pobiegł w tamtą stronę, by rozwiać wątpliwości.

Złapał ją za ramię i z impetem obrócił, przy okazji odrzucając kaptur z głowy. Rozpoznał ją. Platynowe włosy, nieskazitelna uroda.

– Czyś ty zmysły postradał? Jak śmiesz mnie dotykać! – syknęła Kopciuszek.

– Przepraszam pani, pomyliłem cię z kimś innym. – Puścił, a właściwie pozwolił jej wyszarpać ramię z uścisku.

Zanim powstało zamieszanie i ktoś jeszcze rozpoznał królową, zarzuciła kaptur, po czym zniknęła w tłumie.

Wtedy zrozumiał, że wczorajszego dnia wypił po prostu za dużo piwa.

Podszedł do ławek na pobliskim skwerku i usiadł na brzegu jednej.

"Co, do cholery, królowa tu robiła?"

– Królowa szukała ciebie, ale chciała zachować dyskrecję.

Szewczyk aż podskoczył na ławce, gdy bogowie do niego przemówili. Rozejrzał się po niebie, jednak nie zauważył, by ktoś się tam objawiał.

– Dlaczego się rozglądasz po niebie?

Głos boga był tuż obok. Dratewka spojrzał na drugi brzeg ławki. Siedział na nim niewielki nakrapiany ptaszek. Szpak przechylił główkę, wpatrując się w szewczyka.

– Czy to ty do mnie mówisz? Jak to możliwe? Jesteś zamienioną w ptaka królewną? Jak Ci na imię?

Dratewka przysiągłby, że ptaszek przewrócił oczami.

– Uspokój się wreszcie i idź do złotnika.

Ptaszek odleciał, więc Dratewka, chcąc nie chcąc, czym prędzej udał się do złotnika.

Roszpunka, wiedźma, Kopciuszek, a teraz ptasia królewna. Zbyt wiele się działo w jego prawie normalnym życiu.

Wpadł do złotnika trzaskając drzwiami. Właściciel obrzucił go pogardliwym spojrzeniem i skinął w stronę drzwi, prowadzących na podwórze.

Na zewnątrz czekała na niego Kopciuszek. Majestatyczna i piękna nawet w tak skromnych szatach.

– Jesteś, szewczyku. Widzę, że moje ptaszki cię odnalazły.

– Twoje ptaszki? Więc to nie była zaklęta księżniczka? – Nie mógł ukryć rozczarowania.

– Nie tym razem. Co ci powiedziała Roszpunka na temat wiedźmy?

Dratewka poczuł się zbity z tropu. Zdecydowanie za mało mu mówiono.

– A czemu chcesz wiedzieć, pani? – odparł niezbyt przyjaźnie.

– Chcę wiedzieć, która wiedźma dybie na twoje cenne życie. Przecież nie chcielibyśmy cię stracić. – Zniewalający uśmiech podziałał.

– Ta od pierników.

– Baba Jaga. To wiele ułatwia, skoro mamy już Jasia i Małgosię.

– Nie rozumiem, pani. – Zdecydowanie nie nadążał za tą opowieścią.

– Nie musisz się już przejmować wiedźmą. Znam jej bajkę, więc na pewno się dogadamy. – Uśmiech Kopciuszka był równie piękny, co niepokojący. – Dla ciebie mam jeszcze jedno zadanie. Całkiem proste, jak mniemam.

– Oczywiście, pani, co tylko sobie życzysz. – Poczuł się zażenowany własną żarliwością.

– Odbędziesz jeszcze jedną rozmowę z Roszpunką.

– Ale… dlaczego ja? – Prośba nie wydała mu się skomplikowana, ale musiał zapytać dla zasady.

– Gdyż prawdopodobnie tylko tobie ufa. Nie martw się. Powiem ci, jakie pytania masz zadawać.

*

Dratewka wszedł do komnaty. Jedyna osoba, której na niej zależało. Roszpunka naprawdę to doceniała, nawet wysiliła się, by skupić na nim wzrok.

– Witaj, Roszpunko.

To nic, że zwrócił się do niej po imieniu. Skinęła mu z lekkim uśmiechem.

– Ja tylko na chwilę i już zmykam szyć buty. Chcę wiedzieć, co miałaś na myśli mówiąc "to był tylko wypadek". Wydawało mi się, że chodzi o smoka, ale chyba nie?

– Nie.

Szyje buty. W końcu jest szewcem, więc może jej też uszyje. Wtedy mógłby jeszcze tu przyjść.

– O jaki wypadek więc chodzi?

Roszpunka nie lubiła takich pytań, zwłaszcza gdy słyszała je raz po raz.

Przecież nie zrobiła tego specjalnie. Chciała tylko uratować swojego księcia, ale on już przekroczył granicę.

– Możesz mi opowiedzieć o tamtym wypadku? – Szewczyk był nieustępliwy.

Tak, jemu mogła powiedzieć. Z pewnością zrozumie, że jej książę spadł z tak bardzo wysoka, iż nie mógł się już sam podnieść. Musiała mu pomóc, przecież księżniczka nie może żyć bez swojego księcia. Włosy były już tak długie, że pozwalały na leczenie niemalże śmiertelnych urazów. Musiała spróbować.

– Nie mogłam go tak zostawić. Mój książę spadł z wieży, więc go uleczyłam. Wstał odmieniony, ale teraz już nie zginie.

– Wstał jako zombie?

– Odmieniony.

– A potem wszyscy wokoło także zostali odmienieni?

Kiwnęła głową.

Uratowała swojego księcia. Z pewnością Dratewka ją teraz pochwali. Uśmiechnęła się.

– Rozumiem już. Dziękuję za rozmowę, pani.

Dlaczego nie użył imienia? Czy powinna mu coś jeszcze wytłumaczyć?

Podniosła wzrok, ale Dratewka opuścił już komnatę.

*

Dratewka miał wrażenie, że nie powiedział Kopciuszkowi nic odkrywczego.

– Tak, to by się zgadzało – odparła królowa niespokojnie, jednak bez śladu zaskoczenia. – Trzeba będzie się tym zająć jak najszybciej, jednak to już nie twoje zmartwienie, szewczyku. Spisałeś się.

– Dziękuję, pani.– Dratewka poczuł narastającą dumę, w końcu miał ku temu powód.

– Jutro odwiedzę twoją wiedźmę, więc możesz już spać spokojnie.

Mógłby, ale jeszcze nie tej nocy.

*

Pierwszy Las szumiał złowrogo. Kopciuszek nie przepadała za środkiem transportu, który samodzielnie opracowała, jednak był on najszybszy. Wyskoczyła z uprzęży a ptaszki rozproszyły się, siadając na pobliskich drzewach.

Polana była wciąż osmolona, przy jej skraju stał niewielki szałas. Szybko tam dotarła i zastukała w liche drzwiczki.

Otworzyła jej wesoła staruszka.

– Trzeci dzień, a on się już sprawił! – Rzuciła okiem na Kopciuszka, uśmiechając się przy tym szeroko. – Wyrośnięta z ciebie dziewczynka! Ale to nic, jak jestem głodna, to nie wybrzydzam.

– Nie zjesz mnie.

– A kto mnie powstrzyma?

Chmara ptaków poderwała się z pobliskich drzew, po czym z impetem wleciała w wiedźmę, przewracając ją na progu i przygważdżając do podłogi.

– Idiotko, jestem tu po to, aby uratować twoje marne życie! – Kopciuszek spojrzał na wiedźmę z odrazą. – Wiem jak zginiesz, czarownico.

– Skąd… – Ptaki nie pozwalały wiedźmie złapać tchu.

– Zabije cię dwójka dzieci. Chyba, że odpuścisz i obie wyświadczymy sobie pewną przysługę.

– Jaką przysługę?

Kopciuszek obrzuciła czarownicę badawczym spojrzeniem.

– Możesz zmieniać wygląd?

– Mogę wiele rzeczy, w końcu jestem wiedźmą – odparła z pogardą.

– Jak do tej pory wykazałaś się jedynie jedzeniem dzieci – zripostowała Kopciuszek. – Mam ci do zaoferowania wygodne i dostatnie życie księżniczki.

– Której księżniczki? – Wiedźma już wiedziała, że odpowiedź nie ma znaczenia. Podobnej oferty się nie odrzuca.

– Wkrótce zobaczysz.

*

Siedziała na tronie w niewygodnej sukni, u boku księcia-kretyna.

Zaczynała rozumieć, dlaczego księżniczce tak bardzo zależało na uwolnieniu się od tego losu. Mijał dopiero drugi dzień, a ona już umierała z nudów.

Głód narastał, nawet pomimo namówienia księżniczki na ostatni posiłek. Wcale nie był potrzebny do wykonania przemiany, jednak dlaczego miałaby sobie odmawiać?

Najgorsze, że nie mogła teraz zrezygnować. Dopóki nie odnajdzie i nie zabije dzieci z własnej bajki, musi pozostać Kopciuszkiem.

Koniec

Komentarze

Przerwałam lekturę z powodu złego zapisu dialogów.

 

-Nie zjesz mnie.

-A kto mnie powstrzyma?

Wszędzie brakuje spacji. Jeszcze raz przejrzyj tekst pod kątem literówek. 

Format tekstu też warto by było zmienić – tam, gdzie są gwiazdki, dodać spacje i wypośrodkować. Będzie schludniej.

 

Po poprawie, wrócę. 

Opowiadanie bajek na nowo bywa fajne. U ciebie pomysł jest niezły, choć te zombiaki i zjadanie dzieci trochę od czapy. Opowiadanie jednak leży technicznie. Błędnie zapisane dialogi, sporo literówek. 

Przykłady:

– “Myślałem, że tu z nudów umnę” – umrę;

– “sprezycował smok” – sprecyzował;

– “w przestrzowa” – w przestworza;

– “O padnięciu dymu okazało się” – po opadnięciu;

– “rozgrzewał gardzieł” – gardziel;

– “oddaliła kilka kroków” – o kilka kroków;

– “Pamiętaj młodzieńce” – młodzieńcze;

– “bo mogą się szybko dopaść, rozszarpać kłamliwe gardło i wyżrzeć trawione oszustwem trzewia” – cię; wyżreć;

– “postanowił zagaić ją z innej strony” – na pewno “zagaić” tu pasuje?;

– “Wrośnięta” – wyrośnięta;

– “Przygwożdżając” – przygważdżając.

 

Jedno z dwojga – albo wino szewczyka za mocne było, albo za słabe. I czegoś w opowiadaniu po prostu brakuje.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

@literówki – nawet jeśli nie uznajesz włączonej na stałe autokorekty w żadnej formie, choćby jako sprawdzania pisowni (to akurat jest przydatne), to jest jeszcze opcja sprawdzania ręcznego, dostępna chyba w każdym edytorze, włącznie z open office. Wyłapanie literówek jest po prostu uprzejme wobec potencjalnych czytelników i komentatorów…

 

(ja też nie doczytałam do końca z powodu zapisu i błędów)

http://altronapoleone.home.blog

Czytałem, czytałem… I przerwałem.Niestety. Sporo tych błędów, niedoredagowane zupełnie.

Razem wgramolili się na smoka, który tym razem bez słowa komentarza wzbił się w przestrzowa.

Powiedz mi, proszę, bo myślę i myślę… i wymyślić nie mogę. Jak można zrobić TAKĄ literówkę? Tę (i kilkanaście innych) zrobiłaś specjalnie, prawda? Tylko po co?

Warsztatowo jest więc beznadziejnie – nie ma się co czarować. A szkoda, bo pod tym wszystkim kryje się całkiem przyjemna opowieść. Co prawda trochę wtórna (w pierwszej kolejności przychodzi mi oczywiście tematyka Pokoju Światów, no i jeden z tekstów Joseheim), ale napisana dość lekko, z niewymuszonym humorem. Te zombie niezbyt mi pasują, ale z drugiej strony dzięki nim tekst trochę bardziej się wyróżnia.

Postaci też wypadły niezgorzej, szczególnie Baba Jaga.

 

Tyle ode mnie. Łapanki nie będzie, bo i tak masz to w głębokim poważaniu. 

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Autorko, nie mogę zakwalifikować tego opowiadania do konkursu, ponieważ jest pełne rażących błędów. Literówki, zły zapis dialogów, niezręczności. Masz jeszcze dzisiejszy dzień na poprawki.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Jest pomysł, ale reszta… No, nie ma co powtarzać, że jest źle. Chwytaj przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Do poprawy zapis dialogów, literówki, interpunkcja:

-Dobrze. Pamiętaj młodzieńce, że w zaczarowanym lesie słów nie rzuca się na wiatr – starowinka spojrzała na niego czule – bo mogą się szybko dopaść, rozszarpać kłamliwe gardło i wyżrzeć trawione oszustwem trzewia – dokończyła z nienawiścią w oczach.

 

Przynoszę radość :)

No cóż, jakiś pomysł był, choć niespecjalnie odkrywczy, ale został zamordowany przez fatalne wykonanie. Jbk, przykro mi to pisać, ale opowiadanie, w obecnym kształcie, w ogóle nie powinno ujrzeć światła dziennego.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawy pomysł, zarżnięty wykonaniem.

Fabuła nawet zainteresowała, w miarę zgrabnie połączyłaś różne bajki. Może nie jest to zbyt oryginalny pomysł (w dzieciństwie oglądałam “Arabelę”), ale da się jeszcze sporo z niego wycisnąć.

Bohaterowie gotowi, coś tam do nich dokładasz od siebie (jak włosy Roszpunki), w sumie wypada jako tako.

Więcej tu baśni niż legend, ale szewczyk musi wystarczyć.

Tylko to wykonanie… Pełno masz literówek, interpunkcja kuleje na obie nogi, myślnikom brakuje spacji…

Babska logika rządzi!

Dziękuję wszystkim za komentarze – szczególnie No­Whe­re­Man.

Tekst przeredagowałam, więc większość błędów, a przede wszystkim te z komentarzy, są obecnie poprawione.

Teraz powinno się to lepiej (normalnie) czytać. 

Nie znam się, to się wypowiem.

Rzeczywiście czyta się znacznie lepiej i teraz jestem w stanie docenić pomysł, stawiający na “klasyczne” legendy ;) Jestem pod wrażeniem, zwłaszcza że błędy wypisał ci tylko Staruch, mnie nie starczyło czasu przy zamykaniu konkursu, a Reg zrezygnowała. Świetna robota, niestety po terminie, w dodatku trochę się jeszcze spraw uchowało. Dlatego nie mogę dopuścić tekstu do głosowania. Ale bardzo chętnie jeszcze poczytałabym twoje teksty :)

 

Uwagi:

ale głupie zombie nie odpuszczały(+,) drapiąc ciągle o mur.

niedaleko krzaków Dratewki ← to Dratewka miał te krzaki na własność? ;)

Smok jednak przyleciał, co nie było takie pewne, a co szewczykowi ułatwiało, może nawet umożliwiało wykonanie zadania. ← skoro ułatwiało, to wiadomo, że zadanie jest możliwe. Zdanie jest średnio zbudowane. Ja bym napisała coś takiego, o ile dobrze rozumiem sens: Choć szewczyk nie miał pewności, czy smok przyleci, ten zjawił się, ułatwiając Dratewce zadanie.

ja wskakuje do środka ← wskakuję

że Piękna nie była w fazie. ← w jakiej, kurczę, fazie? Księżyc zawsze jest w jakiejś fazie ;>

odparł smok(+,) nawet nie parząc na Dratewkę. ← patrząc?

jak utrzymywał szewczyk(+,) a przy mocniejszym podmuchu wiatru oplotły smoka, znacznie utrudniając nawigację i wplątując się w lewe skrzydło. ← jak włosy mogły się wplątać w smocze skrzydło? Mogły się ewentualnie zawinąć dookoła… smocze skrzydło jest raczej gładkie

O padnięciu dymu okazało się ← coś tu się posypało. No i czy dym opada? Nie rozwiewa się raczej?

wstała(+,) podpierając się na lasce.

– Przygarnąć, nowe, zdrowe dzieciaczki. – Uśmiechnęła się(+,) odsłaniając bielutkie zęby.

Pamiętaj(+,) młodzieńce, że ← młodzieńcze?

ale z głosu nie mogła być zbyt wiekowa. ← niezręczne, ew. głos sugerował, że nie mogła być zbyt wiekowa

ale nieznajoma szybko i zwinnie im umknęła, ich spojrzeniom oraz zamiarom trzaskając przy tym drzwiami gospody.

– Witaj, pani – rozpoczął jak na szewca nie przystało. ← przecież przywitał się jak każdy

"O co jej chodzi z tymi kudłami?" pPostanowił podejść ją z innej strony. ← może nie być czytelne, bez półpauzy i Postanowił… jako nowe zdanie. Bo ono nie dotyczy pomyślanej kwestii. Taki zapis, jak dałaś, byłby ok przy: “O co jej chodzi z tymi kudłami?” – pomyślał.

że odnalezienie Opowiadaczki, to kaszka z mleczkiem

Roszpunka, wiedźma, Kopciuszek(+,) a teraz ptasia królewna.

zaklęta księżniczka?– Nie mógł ukryć ← zjadło spację

– Dziękuję, pani.– Dratewka poczuł narastającą dumę, prawie jakby miał ku temu powód. ← ale przecież miał powód, a nie prawie ;>

Wyskoczyła z uprzęży(+,) a ptaszki rozproszyły się

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Naz – dzięki za komentarz, uwzględniłam poprawki w tekście.

Pewnie coś jeszcze kiedyś napiszę, skoro już wiem, jak to powinno wyglądać. ;)

Nie znam się, to się wypowiem.

Nowa Fantastyka