- Opowiadanie: NobbyNobbs - Kim, do cholery, jest chłop Kubała?

Kim, do cholery, jest chłop Kubała?

Nie będzie filozoficznie.

Nie będzie ładnie.

Nie będzie mądrze, ani egzystencjalnie.

Będzie za to brudno, zimno i krwawo.

I niestety bardzo politycznie niepoprawnie.

(To nie była próba napisania wierszyka)

Wchodzę z buta, a w zasadzie z gumiaka. Ale najpierw chwilę przegadamy...

 

Życzę miłej lektury.

 

***

 

Ps.

Ogłoszenie matrymonialne.

Czułbym się lepiej wrzucając ten tekst, gdyby ktoś go wcześniej zbetował, ale niestety jestem tu nowy i nie mam przyjaciół. Dlatego gdyby ktoś chciał, żebym przeczytał jego tekst przed publikacją i w zamian za to później mi się odwdzięczy to proszę dać znać. W stylistyce niestety nie pomogę, bo chyba na razie nie jestem w tym ekspertem, ale chociaż może wyłapię błędy merytoryczne.

 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Kim, do cholery, jest chłop Kubała?

 

 

 

 

 

 

– Więc chcecie się dowiedzieć kim jest chłop Kubała? Ten, którego nazywają Krwawym Dziadem czy Rzeźnikiem z Beskidów? – zapytał starszy mężczyzna lekko łamiącym się głosem. Był odziany w wymizerowany, podarty płaszcz, obszywany futrem wokół szyi. Mimo to, wyraźnie cierpiał z powodu mrozu i starał się ogrzać dłonie nad ogniskiem. – Wszyscy coś nim słyszeli, stał się już legendą. Śmiele sobie poczyna z Czarnymi. Nie zna litości, nie bierze jeńców. Walczy, jakby nie bał się śmierci. Tak, tak, wiem co mówię. Zostawia po sobie tylko zgliszcza i odcięte dłonie przybite do drzew. Jest dla ludzi symbolem oporu i zemsty. Nie mamy kontaktu z resztą świata, czy nawet kraju. Nie wiemy, czy gdzie indziej ludzie stawiają opór. Jednak biorąc pod uwagę, że nasze państwo od lat skutecznie rozbrajało swoich obywateli, do tego stopnia, że poza kuchnią nie można było mieć noża dłuższego niż trzy centymetry, to szanse są marne. Tu nas zabijają, rabują domy i gwałcą nasze kobiety. Jesteśmy bezbronni, to dlatego siedzimy w tym cholernym lesie.

Starzec westchnął ciężko i kontynuował:

– Tak, on był pierwszym w okolicy, który podniósł czoło i uniósł pięści, a przynajmniej pierwszym, który ma twarz i imię. To dlatego te gnojki tak go nienawidzą. Zrobią wszystko by go dostać i zabić. Ale on nie da się tak łatwo, nie, nie. Wiem co mówię, utoczy im jeszcze wiele krwi. Nie ma bardziej niebezpiecznego stworzenia na ziemi niż człowiek, który nie ma nic do stracenia.

Hieronim zamilkł i wpadł w zadumę wpatrując się w ogień. Oprócz niego przy ognisku siedziała jeszcze dwójka nastolatków, na oko siedemnasto– osiemnastoletnich. Wyższy z nich, rudy chłopak o imieniu Robert, nie wytrzymał przedłużającej się ciszy i popstrykał kilka razy palcami w stronę twarzy przybysza.

– Hej, dziadku, budzimy się! To wszystko wiemy. Miałeś nam powiedzieć kim jest i jaki ma cel. Na miejsce przy ognisku trzeba zasłużyć.

Mężczyzna odpowiedział gniewnym spojrzeniem. Nie podobał się Robertowi od samego początku i chłopak nie miał zamiaru tego ukrywać, jednak Adam uparł się, żeby pozwolić mu zostać. Rudzielec uważał, że jego przyjaciel ma za miękkie serce dla ludzi. Z drugiej strony musiał przyznać, że jeśli dziadek coś knuje, to lepiej trzymać go blisko siebie i nie pozwalać mu odejść. Już wcześniej w duchu postanowił, że będzie go miał na oku. Robert uważał, że przybysz miał w sobie coś śliskiego i niepokojącego. Był zbyt miły i uprzejmy. Obskakiwał wszystkich i wypytywał kim są i czym się zajmują. Kobietom prawił komplementy, mężczyznom proponował pomoc. Taka życzliwość i entuzjazm były bardzo nienaturalne w dzisiejszych czasach, gdy każdy przejmował się przede wszystkim swoim przetrwaniem.

Zauważył, że gdy starzec jest sam, mamrocze coś pod nosem. Raz wyglądało to nawet na ożywioną dyskusję. Gdyby nie fakt, że żadna elektronika już nie działała, pomyślałby, że ma gdzieś ukryty telefon. Na dodatek, gdy przybył do obozu, od razu zaczął przymilać się do Adama, tak jakby wiedział wcześniej, że to on tu dowodzi. Cóż, tak naprawdę Adam nie był oficjalnym przywódcą, ale wszyscy przychodzili po rady i obowiązki do niego. To on sprowadził tu pierwszych ludzi ratując ich przed zamarznięciem, głodem i opresjami ze strony Czarnych, co w wielu przypadkach oznaczało gwałt, przemoc i śmierć.

– Daj spokój – zganił go Adam. – Panie Hieronimie, niech pan kontynuuje. Bardzo nam zależy, żeby dowiedzieć się więcej.

– Widzę że z upadkiem cywilizacji, takie wartości jak szacunek dla starszych również odeszły w niepamięć. – Dziadek odwrócił wzrok w jego stronę i uśmiechnął się. – Dobrze wiedzieć, że nie dotyczy to wszystkich. Chętnie opowiem wam, co wiem, w podzięce za waszą gościnę. Jednak mam już swoje lata i głos też nie ten. Długo chorowałem na gardło i teraz muszę je ciągle nawilżać, bo mnie drapie. – Jeszcze raz się uśmiechnął i skinął nieznacznie w kierunku zgrzewek piwa leżących koło Roberta.

– O nie, nie. Na to nie licz. To rarytas. Zdobycie tego dużo nas kosztowało. Przyniesienie tu podstawowych produktów to duży wysiłek. A już wycieczka po piwo była luksusem, na który pewnie już nie będziemy mogli sobie pozwolić. Poza tym, mogłoby ci zaszkodzić. Jest już od dawna przeterminowane. Dostaniesz sraczki i zasmrodzisz nam cały obóz. Odwodnisz się i będziemy cię mieli na sumieniu.

– Robert, proszę cię – Adam znów uspokoił kolegę i gestem nakazał mu podać piwo Hieronimowi.

Prychnął w odpowiedzi, ale rzucił przybyszowi puszkę. Ten złapał ją w locie i od razu otworzył. Na dźwięk trzaskającego kapsla, aż wzdrygnął się z błogim uśmiechem. Powąchał napój i szybko przyssał się do puszki. Gdy piwo zaczęło ściekać mu po brodzie rudzielec nie wytrzymał:

– Spokojnie dziadku, musi ci  wystarczyć do końca opowieści.

Hieronim otarł usta rękawem i odetchnął.

– Mmm, żywiecki browar. Nie był moim ulubionym, ale szkoda, że te bydlaki go spaliły. Będę tęsknił za tym smakiem. – Zrobił krótką pauzę i podjął z wyraźnym wahaniem:

– Zanim zacznę, mogę was zapytać dlaczego tak się nim interesujecie?

Chłopcy spojrzeli na siebie, starając się porozumieć wzrokiem. W tle panowała cicha krzątanina. Mimo tak późnej pory, obóz tętnił życiem. Praca nigdy się nie kończyła, zawsze było coś do zrobienia. Czy było to przygotowanie kolejnego posiłku, naprawa przeciekającego szałasu lub kolejny genialny pomysł na ocieplenie go. Przy takiej ilości wolnego czasu ludzie prześcigali sami siebie w wynajdowaniu nowych rozwiązań. Mimo to, praca zawsze przebiegała w ciszy. Nikt nie krzyczał, nikt głośno nie rozmawiał. To była jedna z podstawowych zasad bezpieczeństwa.

– Powiedzmy, że szukamy sprzymierzeńców – rzucił Adam. Był zniecierpliwiony. Chciał w tej chwili dowiedzieć się wszystkiego. O chłopie Kubale słyszał do tej pory mgliste opowieści. Każda kolejna wydawała się bardziej nieprawdopodobna od poprzedniej. Ludzie przypisywali mu fantastyczne cechy, które w normalnych warunkach wziąłby za bajki wymyślane przez przerażonych wojną ludzi. Byłoby tak, gdyby sam czegoś takiego nie doświadczył. Musiał wiedzieć, czy chłop Kubała jest człowiekiem, którego szuka. Człowiekiem? Jeśli to, co widział, nie jest objawem nawrotu jego choroby, co uważał za najbardziej prawdopodobne, to chłopa Kubały na pewno nie można nazwać człowiekiem.

– Ach tak, młodzi, dzielni chłopcy mają dość chowania się po lasach i chcą ruszyć do walki z wrogiem. Doprawdy, godne uznania. Takich jak wy jest więcej. Gdy rozeszła się wieść o jego dokonaniach, nie tylko nasz, pożal się, kalifat zaczął go poszukiwać. Zazwyczaj pościgi ruszały w kierunku lasów, dlatego gdy cichły, to tam ludzie ruszali, by go odnaleźć. Niektórzy nigdy już nie wrócili. Czarni mordują wszystkich, którzy pałętają się po lasach. Uważają, że kto ukrywa się w lesie, ten ma coś na sumieniu, lub po prostu nie chce im służyć i nie mają z niego żadnego pożytku. Nie zadają pytań, od razu strzelają.  Ale to już pewnie dobrze wiecie.

Jednak ktoś na pewno go odnalazł. Chłop Kubała nie walczy już w pojedynkę. Stworzył sobie oddział takich samych bękartów wojny jak on. Ludzi, którzy jak on nie mają już nic do stracenia i nie boją się śmierci, a jedyne czego pragną to krew swoich wrogów. Nikt nie wie, kim są, ani gdzie ich szukać. Są zawsze zamaskowani. Gdyby chłop Kubała nie nosił ciągle gumiaków, nie można by poznać, że ma się do czynienia z tą samą grupą. Wybaczcie chłopcy moją dociekliwość, ale mam wrażenie, że chodzi wam o coś więcej. Jesteście bardzo nerwowi.

Robert uniósł się wyraźnie i już otworzył usta by krzyknąć na starca, ale Adam gwałtownie go uciszył. On też miał już dość tego przeciągania, ale wiedział, że w ten sposób tylko go zdenerwują i z przekory nie wyjawi im wszystkiego lub ich okłamie.

– Może wiedzieć, gdzie jest moja siostra. Prawdopodobnie był ostatnią osobą, która widziała co się z nią stało. A teraz proszę powiedz nam, co masz na myśli mówiąc, że chłop Kubała nie ma nic do stracenia? Co mu się przytrafiło? Kim on jest?

Starzec ciekawskim wzrokiem zmierzył Adama, ale o nic więcej nie zapytał, tylko podjął opowieść. Nie kłamał odnośnie problemów z gardłem. Już po kilku słowach głos mocno mu zachrypł.

– Cóż, z chłopem Kubałą było jak z wieloma innymi, zwykłymi ludźmi. Pewnie i w tym obozie znajdą się tacy, którzy przeżyli podobną stratę, jak i on. Ale miał coś, czego brakuje dzisiejszym mężczyznom: ogromne, wiejskie jaja. Niegolone, z wolnego wybiegu w luźnych kalesonach. Noszenia rurek powinno się zakazać mężczyznom już w poprzednim pokoleniu. To przez te przegrzane jajka nasienie się popsuło. – Starzec skrzywił się i splunął w ogień. – Tak, tak, to prawdziwy facet, wierzcie mi, wiem co mówię.

W czasach, gdy nad Polską nie było zorzy polarnej, elektronika działała, a III wojnę światową można było obejrzeć co najwyżej w jakimś filmidle. – urwał nagle. –  A właśnie, może chcecie posłuchać mojej teorii na temat tego, dlaczego elektronikę szlag trafił i nawet nowych rzeczy nie da się uruchomić? Jedni mówią, że to przez burzę słoneczną. Drudzy, że jakaś super broń wciąż emituje impulsy elektromagnetyczne. A ja myślę, że…

– Nie obchodzą nas twoje przypuszczenia – wtrącił Robert. – Słyszeliśmy już dziesiątki najróżniejszych teorii. I wiesz co? Gówno! Żadna z nich nie sprawiła, że jesteśmy bliżsi wyjścia z tego lasu. Czy to gniew natury, czy ufoludki? Jakie to ma znaczenie? Nie możemy nic zrobić, więc po co tracić czas na rozważania. Kontynuuj, bo twoje umyślne ociąganie doprowadza mnie do szału.

Hieronim zmieszał się nieco, ale posłusznie kontynuował opowieść:

– Tak więc, zanim się to zaczęło, chłop Kubała miał na uboczu, z dala od ludzi, duże gospodarstwo rolne. Nie takie jak wszyscy przez Upadkiem, z ciągnikami Lamborgini, elektroniką i spryskiwaczami, tylko takie jak dawniej. W stajni trzymał cztery wielkie konie pociągowe. Chłop Kubała kochał zwierzęta, choć ludzi to już nie za bardzo. Oczywiście z wyjątkiem swojej rodziny. Żył w domu z żoną i córką. Żona była piękna kobietą, kilkanaście lat młodszą od niego. Córa miała urodę po matce. Bystra dziewczyna, grzebała w Internecie i załatwiła mu jakieś dotacje z Unii, za to, że trzyma te konie i hoduje wszystko bio i eko, jak w skansenie. Urzędnicy mieli gdzieś, co z tym robi, bo nie wolno było sprzedawać rolnikowi zdrowego obsranego jaja z wolnego wybiegu. Dawali mu kasę za kultywowanie tradycji etnograficznych. Gdyby się dowiedzieli, że Kupała bimber pędzi w piwnicy, i – o zgrozo – wędliny wędzi w ziemiance, to by go już dawno w kajdankach wywieźli. Prowadził proste, dobre i zdrowe życie rolnika, tak jak chciał. Żył głównie z emerytury, a co wyhodował, to zjadł, albo sprzedał na lewo we wsi. Budził szacunek, ale nie miał wielu przyjaciół, bo jak mówiłem, nie bardzo ufał ludziom i był zamknięty w sobie. Kochał i szanował swoją żonę, a chodź nie był wylewny, miękł przy córce i traktował ją jak królewnę. Kiedy świat trafił szlag, miała szesnaście lat.

Chłop Kubała nie załamał się jak wielu i nie przestraszył go Upadek. Prawie wszystko co miał działało jak dawniej i radził sobie znakomicie bez prądu. Gdy jedzenia w sklepach brakło, ci co znali chłopa Kubałę przychodzili do niego, a on nie zrzynał od nich, tylko uczciwie zamieniał się na to co akurat potrzebował. To, że miał pełną spiżarkę znakomitego jedzenia i bimbru, było powodem jego zguby. Czarni jakoś się o nim dowiedzieli i postanowili urządzić sobie zabawę jego kosztem…

 

***

 

Pojawili się wieczorem, gdy słońce chyliło się ku zachodowi. Jedenastu żołnierzy wraz z dowódcą, ubrani w pełne mundury i z bronią na ramionach. Siedmiu z nich, w tym dowódca, mieli czarne mundury, ale trzy były tureckie, a cztery niemieckie. To dlatego ludzie zaczęli nazywać ich Czarnymi.

Pięć lat wcześniej, niemiecki związek zawodowy żołnierzy wywalczył zmianę koloru munduru na czarny, bo zielony zbyt mocno nawiązywał do europejskich tradycji militarnych, co dyskryminowało żołnierzy pochodzenia arabskiego lub afrykańskiego. Zaproponowali kolor czarny, jako najbardziej neutralny, chociaż w jasny sposób nawiązywał do zwyczajów wojujących muzułmanów. Wniosek przeszedł bez problemów, jak mnóstwo innych tego typu propozycji, zwłaszcza, że ówczesny generał armii niemieckiej też był dumnym muzułmaninem. Rdzenni Niemcy, podobnie jak Francuzi czy Belgowie, a także większość narodów europejskich, nigdy nie protestowali przy podobnych akcjach przez powszechny strach przed zarzutem dyskryminacji obywateli obcego pochodzenia. Niewiele było trzeba, by zostać o to posądzonym. W debacie publicznej większości "cywilizowanych" krajów Europy Zachodniej, niemal każdy głos sprzeciwu wobec propozycji ustawodawczej społeczności muzułmańskiej, która zdobyła prym wśród całej rzeszy różnonarodowej masy migrantów przybywających i osiedlających się na starym kontynencie od lat dziesiątych XXI wieku, był uznawany za dyskryminujący, rasistowski lub ksenofobiczny. W tych czasach osądzenie o podobne zbrodnie wiązało się z ostracyzmem porównywalnym oskarżeniu o pedofilie.

Trzej pozostali żołnierze ubrani byli w tradycyjną zieleń, a ich naszywki wskazywały na ucieczkę z armii belgijskiej i austriackiej. Wszyscy przyjechali na rowerach, bo nie było szybszego środka transportu, mimo że wartości militarnych nie mają wcale. Żołnierz na rowerze to łatwy cel. W czasie zwykłej wojny, ba, nawet przyzwoitej okupacji, żaden dowódca nie pozwoliłby oddziałowi żołnierzy poruszać się na rowerach. Ale oni byli pewni siebie. Od dawna nie natrafili na cień oporu, cały region był w ich rękach i poczynali sobie bez ogródek.

Gdy przybyli, chłop Kubała razem z żoną i córką byli na podwórzu przed domem. Właśnie dolewał paliwa do kosiarki, a żona z córką kąpały psa w baseniku. Ogromny owczarek podhalański nie cierpiał kąpieli, więc przez zaciekły bój z potworem kobiety były całe mokre. Nagość prześwitywała im przez przyklejone do ciała ubrania. Rodzina zauważyła żołnierzy dopiero, gdy ci zsiadali z rowerów. Część z nich od razu, śliniąc się i rzucając sobie sprośne uwagi w obcym języku, ruszyła w kierunku kobiet. Chłop Kubała krzyknął do nich, by się schowały w domu i szybko wyszedł do przybyszów z rękami uniesionym w pojednawczym geście.

Gdy tylko się zbliżył, dostał potężny cios kolbą karabinu w tył głowy.

Obudził się na stercie gnoju za stodołą. Raz po raz błyskawice bólu raziły go pod czaszką, niczym kowal walący młotem o kowadło.

Czarni porzucając go myśleli, że nie żyje. Niewiele się mylili. W większości przypadków taki cios jest śmiertelny. Na dodatek skopano go, gdy leżał nieprzytomny. Boki miał całe posiniaczone, a jak ustali później, jedno z żeber zostało złamane. Bolało go niemal wszystko. Jednak najgorszą ranę zlokalizował pod obojczykiem, spod którego wciąż obficie płynęła krew. To był postrzał. Wymacał plecy i poczuł, że dziura wylotowa znajduje się po drugiej stronie. Gdy leżał, dla pewności próbowali go dobić. Jednak żołnierz, który miał wykonać wyrok bardzo spieszył się do zabawy i kula przeznaczona dla serca trafiła za wysoko.

Ból fizyczny był niczym w porównaniu z tym, co poczuł gdy wreszcie się podniósł i mgła znikła mu sprzed oczu.

Tuż obok spoczywały żona i córka w stanie jakim żaden mężczyzna nie chciałby widzieć swoich kobiet. Obie miały porozrzucane bezwładnie kończyny, żona leżała na brzuchu z twarzą w gnoju, bez spodni, z podrapanymi pośladkami i krwawą masą z tyłu głowy. Córka na plecach, całkowicie naga, posiniaczona i podrapana. Na piersiach miała krwawe kręgi po ugryzieniach. Powieki otwarte, oczy wywrócone do góry. Obie były martwe.

Widok ten doprowadził go do szaleństwa. Nie do pełnego wrzasków i płaczu, ale do najdzikszego z możliwych, niemego. Tylko na początku zdusił w sobie krzyk wsadzając pięść do ust i zagryzając ją niemal do kości. Gdy na nie patrzył, oczy prawie wyszły mu z orbit, a pod nimi i na szyi ukazały się grube pulsujące żyły. Krew z zagryzanej dłoni strumieniem lała się po jego ramieniu.

Padł na kolana i przylgnął do nich. Przytulił ich twarze, wciskając głowę w ich włosy. Zakrył je ramionami w obronie przed całym światem. Zapłakał, ale bez łez. Krzyknął, ale bez głosu.

Umarł z bólu. Człowiek znany jako chłop Kubała odszedł pozostawiając po sobie swoją żywą cielesną skorupę. Skorupę, która domagała się zemsty.

Wstał gwałtownie. Wygrzebał się z gnoju. Mało kto wiedział, że zanim został rolnikiem, chłop Kubała służył długie lata w Legii Cudzoziemskiej. Wielokrotnie nagradzany i awansowany, nauczył się rzeczy, których sam wolałby zapomnieć. Na pewno nie wiedzieli tego Czarni, bo gdyby się spodziewali do czego jest zdolny, zamiast porzucać go na stercie gnoju, wystrzeliliby do niego kilka magazynków, ucięli głowę, a ciało zalali betonem.

 Udał się do stajni i wyprowadził z niej wszystkie swoje konie w pełnym rynsztunku. Przez okna domu dojrzał, że zabawa trwała w najlepsze i nie wyglądało na to, żeby żołnierze mieli się z niego szybko wynieść. Zresztą, gdzie byłoby im lepiej. Świeże jedzenie i mocny alkohol. Mimo, że islam oficjalnie zakazuje picia alkoholu, to poza krajem muzułmańskim Allach nie widzi co robią jego wyznawcy, więc można sobie pofolgować. Zresztą ci, którzy urodzili się w Europie rzadko kiedy byli konserwatystami. Niektórzy nawet nie byli wierzący, a przyłączali się do sił kalifatu głównie z pobudek ideologicznych.

Chłop Kubała nie spieszył się. Jakiś kilometr od jego domu, w chwili Upadku przejeżdżał oddział wojsk obrony terytorialnej z lekkimi pojazdami rozpoznania. Żołnierze w ferworze walki zostawili samochody, których i tak nie mogli użyć i ruszyli dalej. Były to trzy stare Wirusy z samopowtarzalnymi karabinami przeciwpancernymi kaliber 14,5 mm na dachach  i z gniazdami CKM z tyłu samochodów. Gdy polskie oddziały poniosły klęskę, rolnik wiedząc, że sprzęt trafi w ręce wroga, zapobiegawczo wywiózł jednego z nich za pomocą koni na skraj zagajnika graniczącego z jednym z jego najdalej wysuniętych pól i ukrył go zakopując pod stertą suszących się beli słomy.

Wrócił w to miejsce i zaprzągł konie do wozu. Reagowały na jego głos, więc prawie nie musiał używać lejców i mógł równocześnie prowadzić i powozić. Wrócił przed dom i zatrzymał pojazd na podwórzu, a że Czarni byli już zdrowo nawaleni, nie usłyszeli go. Resztki wody w baseniku, w którym żona z córką kąpały psa wydawała się być czarna jak otchłań. Woda wypłynęła z licznych dziur. Pośrodku unosiło się ciało psa, podziurawione dziesiątkami kul. Niegdyś śnieżnobiała sierść, teraz w mroku wyglądała jakby należała do dalmatyńczyka.

Wyciągnął z szopy resztę benzyny, którą miał w zapasie i samogon. Skradając się tak, aby nikt go nie zauważył, podlał dom wszystkim co miał, skrapiając najobficiej parapety i bezpośrednio pod oknami. Gdy skończył, otworzył drzwi wejściowe, za którymi był malutki przedpokój, a dalej salon w którym bawili się Czarni. Stanął w nich cały zalany krwią i umazany fekaliami. W oczach miał obłęd i dyszał powoli, jakby z całych sił starał się powstrzymać bestię, która chciała wydrzeć się z jego piersi. W ręku trzymał wielką, pięciolitrową banię z samogonem z wystającą z szyjki płonącą szmatą. Czarni spojrzeli na niego i zamilkli. Przez krótką chwilę, w ciszy mierzyli się wzajemnie: on ich, oni jego. Wydawało się, że chce coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. Otworzył usta i zaraz je zamknął. W końcu  zrezygnował. Z całej siły zamachnął się butlą rzucił nią w sufit salonu, gdzie rozbiła się w gęstym deszczu szkła i alkoholu, który w ułamku sekundy spowodował wybuch płomieni obejmujący kilku mężczyzn. Najbliżej stojący, cały zbryzgany cieczą, od razu zajął się płomieniem. Wrzeszczał i biegał bez celu w poszukiwaniu pomocy. Towarzysze, których większość również walczyła z płonącym ubraniem, rozbiegli się ratując przed szalejącym wokół ogniem. Patrzyli na płonącego towarzysza przerażeni i zszokowani całym zajściem. Żaden nie zrobił nic by mu pomóc, lub chociaż go dobić. Alkohol i szok otępił ich umysły. Oto człowiek, którego zabili, zakłócił ich wieczerzę stając w drzwiach domu i wywołując straszliwą pożogę.

Inny mężczyzna, którego noga płonęła zdołał dotrzeć do toalety i zgasić ją spłukując w muszli klozetowej. Człowiek-pochodnia w ostatnich sekundach życia uderzył o ścianę tuż przy oknie i opadł na ziemię. Od jego płonącego ciała zajęły się firanki i żaluzje. Kolejny wybuch płomieni przeszył pomieszczenie, tym razem wydobywając się z parapetu okna. Stamtąd wyruszył już płomienny wąż, który w mgnieniu oka opełzł cały dom. Mężczyźni zorientowali się, że są w pułapce i ruszyli do drzwi. Były zamknięte, gdyż chłop Kubała zabrał klucze i zamknął drzwi od zewnątrz. Nagle żołnierz, który szarpał za klamkę, w huku i chmurze drzazg odleciał do tyłu pchnięty niewidzialna siłą.

To demon zemsty zaczął ostrzał. W drzwiach zaczęło pojawiać się coraz więcej ogromnych dziur. Kolejnemu trafionemu oderwało nogę. Czarni rozbiegli się po domu unikając kul, które raz po raz rozrywały drewniane ściany domu, zostawiając w nich poszarpane otwory. Ogień rozprzestrzeniał się coraz bardziej i zrobiło się gorąco jak w piecu. Dym gryzł w oczy i płuca uniemożliwiając swobodne oddychanie. Jedyne drzwi były zamknięte a okna płonęły tak, że nie można się było do nich zbliżyć. Na dodatek były to okna skrzynkowe, składające się z czterech skrzydeł. Ościeże podzielone były krzyżowo przez ślemienia i słupki, przez które szczupły mężczyzna mógłby się przecisnąć, ale nie gdy całe płoną. Próbowali jakoś wybić drogę ucieczki za pomocą krzeseł i sprzętów, które mieli pod ręką. Gdy słupek jednego z okien pękł, zdesperowany żołnierz rozpędził się i skoczył w okno starając się dokończyć dzieła impetem własnego ciała. Drewno nie ustąpiło i zaklinował się wewnątrz skrzyni. Wrzaski płonącego towarzysza zniechęciły resztę do dalszych prób. Prowadzeni przez dowódcę, biegnąc wśród płomieni i dymu, który niemal całkowicie ograniczał widoczność, znaleźli drogę na piętro domu, gdzie nie dotarł jeszcze ogień. Wszystko zasnute było gęstym dymem. Zanim tam dotarli, jeszcze na schodach prowadzących w górę jeden z żołnierzy został trafiony w szyję, a jego głowa zawisła na skrawku skóry.

Pierwszy z Czarnych dotarł do okna i krztusząc się dymem zaczął przeciskać się przez framugę, by wydostać się na zewnątrz. Po chwili jego martwe, zmasakrowane gradem kul ciało z głuchym plaśnięciem upadło na trawnik koło domu. Reszta żołnierzy, mimo trudności z oddychaniem zajęła pozycje przy trzech oknach w różnych pokojach i odpowiedziała ogniem. Chłop Kubała starał się dalej walczyć, ale już po chwili pierwsza kula trafiła go w ramię i utraciwszy równowagę opadł do wnętrza pojazdu. Dziesiątki pocisków z metalicznym brzękiem trafiały w karoserię samochodu. Wirus nie był pojazdem w pełni opancerzonym i nie służył do działań ofensywnych, a jedynie do szybkiego transportu w zwiadzie. Nie miał drzwi, a pełne poszycie znajdowało się tylko na masce i dachu, który był teraz jedyną tarczą rolnika.  Mężczyzna skulił się pod siedzeniami chroniąc głowę rękami. Jeszcze raz poczuł straszliwy ból, przypominający użądlenie wściekle jadowitej pszczoły, tym razem w lewej stopie. Tracił coraz więcej krwi z trzech postrzałów i rany od uderzenia w głowę. Na nogach utrzymywała go tylko potężna dawka adrenaliny. Każda kolejna sekunda, mogła być jego ostatnią, gdyż tylko cud sprawiał, że nie otrzymał jeszcze śmiertelnego postrzału. Z beznadziejnej sytuacji wyszedł dzięki przypadkowi, gdyż jeden z koni został raniony w zad, przez co zaczął wierzgać płosząc pozostałą trójkę zwierząt. Konie porwały wóz na skręcającą w dół żwirową drogę dojazdową prowadzącą do głównej jezdni.

Chłop Kubała w ostatniej chwili chwycił za kierownicę, by skierować samochód za końmi. Gdyby tego nie zrobił, wypadłby z drogi ściągając z niej ze sobą zwierzęta.

Nadal pozostawał na tylnym siedzeniu i z trudem udawało mu się utrzymać kierownicę jedną ręką. Gdyby dostał do pedałów, pewnie zatrzymałby wóz, bo nie w głowie była mu ucieczka. Chciał za wszelką cenę zabić ich wszystkich, ale samochodem tak miotało na wybojach, że nie był wstanie się podnieść.

Piątka żołnierzy, w tym ich dowódca, wydostała się z budynku skacząc z okien na trawę. Byli pijani i przydymieni, więc nie obyło się bez zwichnięć. Niektórzy mieli ostre poparzenia i rany po ostrzale. Wydostał się nawet ten, któremu wcześniej paliła się noga. Nie powstrzymało to ich przed pościgiem. Dowódcą oddziału był brodaty Turek, który przebił się tu ze swoim wojskiem przez ukraińskie Bieszczady, zanim prąd zniknął ze świata. Gdyby to był któryś z islamskich buntowników z niemieckiej, belgijskiej czy francuskiej armii, pewnie by odpuścił. Ale nie, on nie przywykł do sprzeciwu, nie mógł znieść, że zwykły wieśniak, niewierny pies, tak ich zhańbił. Wrzaskami i groźbami zmusił swoich żołnierzy do wsiadania na rowery.

Tak zaczął się chyba najbardziej absurdalny pościg w historii tej wojny.

Gdy samochód zaprzężony w konie wjechał na regularną, asfaltową drogę, chłopu Kubale udało się dostać do pedałów i zatrzymać samochód. Droga w tym miejscu zaczynała lekko schodzić w dół, a samochód nie miał dyszla, więc konie były przywiązane do niego na luźnym pasie pociągowym. Gdyby tego nie zrobił, samochód niechybnie najechałby na końskie nogi. Pod sobą miał już kałużę krwi, ale nie miał czasu by opatrzyć rany. Po zaledwie chwili nocną ciszę przerwał narastający szmer łożysk rowerów zjeżdżających na luzie z góry ku niemu. Zrozumiał co się dzieje. Szybko doskoczył do CKM-u, który znajdował się z tyłu pojazdu. Założył taśmę amunicji, odbezpieczył, i nim dźwięk zaciąganego zamka umilkł, pierwsi żołnierze wynurzyli się zza zakrętu. Było ciemno i ubrani na czarno żołnierze byli niewidoczni w mroku. Zobaczył ich dopiero w świetle ognia ich karabinów. Strzelali nie zatrzymując się, więc nie byli celni. Kilka kul z brzękiem odbiło się od nadwozia. Chłop Kubała odpowiedział ogniem, kosząc powietrze poziomą serią. Dwóch napastników przewróciło się w akompaniamencie rowerowych dzwoneczków. Jeden dostał kulę prosto w pierś, a drugi uległ alkoholowi i odrzutowi własnej broni. Ranny koń prowadzony doświadczeniem, że świst kul oznacza rychły ból, znów zerwał się i spłoszył pozostałą trójkę, która porwała samochód w kolejny szaleńczy rajd. Rolnik niemal wypadł z wozu, ale chwycił się mocno karabinu i zrobił razem z nim półobrót po osi jego mocowania. Przez chwilę, przy wtórze świstających wokół pocisków szorował nogami po drodze, ale zaraz wdrapał się na samochód i sięgnął ręką do hamulca ręcznego. Wiedział, że musi zwolnić, by nie wjechać w konie, ale nie chciał też tracić przewagi w walce. Gdyby się zatrzymał, zaraz doścignęliby go i otoczyli. To byłaby pewna śmierć. Wskoczył za kierownicę i przez dłuższą chwilę regulował prędkość pojazdu. Nie mógł przez to w żaden sposób odpowiedzieć ogniem.

Kule trzaskały w maszynę, a kilka przebiło się do środka prując deskę rozdzielczą. Wiedział, że jeśli pozwoli na to jeszcze chodź przez chwilę, szczęście przestanie mu dopisywać i zginie. Trzasnął lejcami i zmusił konie by przyspieszyły. Efekt był natychmiastowy. Po kilkunastu sekundach strzały ucichły i wrogowie zniknęli w mroku.

Dopiero, gdy teren stał się płaski, a droga prosta, naciągnął mocno lejce tak, że konie zaczęły zwalniać, ale krzykiem zmusił je do dalszego galopu. W zmyślny sposób zawiązał lejce na kierownicy, by pozycja koni korygowała drogę samochodu, gdyby za mocno zaczął skręcać w bok. Konie nie były głupie, znały tę drogę i trzymały się asfaltu.  Jeszcze raz przyhamował wóz, by pozwolić się zbliżyć Czarnym, którzy zostali mocno z tyłu i wrócił na tył samochodu do stanowiska ogniowego.

Był nów, a na dodatek gęste chmury całkowicie zasłaniały gwiazdy. Widoczność  była ograniczona do kilkunastu metrów. Nikogo nie widział, a przez tętent kopyt nie mógł ich dosłyszeć. Pomyślał, że może ich zgubił. Nie chciał strzelać na oślep, bo ogień karabinu zdradziłby, gdzie dokładnie jest i stałby się łatwym celem. W napięciu zagryzając zęby, wpatrywał się w mrok starając się doszukać choćby sugestii pozycji wroga. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Odwrócił gwałtownie karabin. Małe ciemne kształty wbiegły na drogę tuż za przejeżdżającym samochodem. Kilka sekund później usłyszał głośny furkot i straszliwy, opętańczy gulgot przestraszonego bażanta. Jeden ze ścigających go żołnierzy najechał na ptaka. Chłop Kubała od razu wymierzył w tym kierunku i nacisnął spust, a przez ułamek sekundy dostrzegł w świetle ognia wyplutego z CKM-u lufę karabinu skierowanego w jego stronę. Żołnierz jechał bez trzymanki obiema rękami ściskając broń i starając się dobrze wycelować. Salwa trafiła go prosto w pierś, a siła uderzenia zrzuciła z roweru w pobliskie krzaki. Tak naprawdę tylko to, że gnając za wozem nie mogli porządnie namierzyć  sprawiło, że chłop Kubała jeszcze żył, więc przebiegające przez drogę bażanty uratowały mu życie.

W ciemności błysnęły ognie dwóch kolejnych karabinów. Jedna z przelatujących kul paskudnie drasnęła go w policzek. Odpowiedział długą serią w ciemność i światła zgasły.

Nagle głośny, nieustający terkot jego karabinu ucichł, gdy drugi koniec taśmy amunicji przeleciał przez zamek CKM-u. Chłop Kubała znieruchomiał. Nie miał więcej amunicji w zapasie, a stanowisko na dachu pojazdu było półobrotowe i nie mógł go obrócić w tył. Nie miał żadnej innej broni. Gorączkowo myślał nad rozwiązaniem.

 Pozostała dwójka żołnierzy, nie nękana ciągłym ogniem zbliżyła się do pojazdu. Chłop Kubała wrócił za kierownicę i zmusił konie do przyspieszenia. Czarni zorientowawszy się w sytuacji zaczęli szybko pedałować, by dogonić swoją ofiarę i dobić. Konie pociągowe nie były przystosowane do osiągania wielkich prędkości i długodystansowego biegu, więc gdy droga znów zaczęła opadać rowerzyści zaczęli dościgać Wirusa. Dwóm żołnierzom udało się zbliżyć z obu boków pojazdu. Chłop Kubała dostrzegł w bocznym lusterku jednego z nich i szarpnięciem kierownicy spróbował zepchnąć go z drogi, lecz ten gwałtownie zahamował i uniknął zderzenia. Gdy tylko samochód tor ruchu, drugi z napastników wskoczył na jego tył. Zdjął karabin z pleców i zajrzał na miejsce kierowcy. W przedzie samochodu nikogo nie było. Niespodziewanie poczuł uderzenie i straszliwy ból w okolicy lewej nerki. To chłop Kubała wspinając się po boku samochodu wskoczył na tył pojazdu, jednocześnie wbijając obutą gumiakiem stopę w jego bok. Żołnierz okazał się jednak zwinny i opadając obrócił się na plecy. Gdy chłop Kubała spróbował do niego doskoczyć, ten odepchnął go kopniakiem prosto w twarz, tym samym z soczystym chrupnięciem łamiąc mu nos. Czarny wygrzebał spod siebie karabin i w momencie, gdy nacisnął na spust rolnik chwycił za lufę i szarpnął nią w bok schodząc z trajektorii strzału. Kule ciągłą serią wystrzeliwały z broni rozgrzewając ją do czerwoności. Mimo ogromnego bólu chłop Kubała nie puszczał jej. Żołnierz wiedział, co czuje jego przeciwnik. Naparł na niego ściskając karabin obiema rękami chcąc skierować lufę w jego korpus. Nie przestawał strzelać, licząc że wróg nie zniesie bólu w poparzonej dłoni i puści ją. Jednak chłop Kubała nie ustępował i gdy tylko puste pstrykanie oznajmiło koniec naboi, zwolnił uchwyt i tą samą ręką zadał cios w brodatą twarz przed sobą. Wykorzystał chwilę zamroczenia przeciwnika i wyrwał mu karabin. Jednym płynnym ruchem owinął pasek wiszący u broni na szyi mężczyzny i z całej siły wypchnął go z pojazdu. Jeszcze w chwili, gdy Czarny wypadał z samochodu, chłop Kubała zaklinował karabin wciskając go między burty.

Szarpnięcie i trzask łamanego karku.

Bezwładne ciało szurało ciągnięte za samochodem.

Chłop Kubała wyswobodził karabin i po chwili zwłoki zatrzymały się na środku drogi. Pociągnął nosem, odcharknął i wypluł w ślad za nimi obfitą mieszankę krwi i plwociny.

Samochód zakołysał się i rolnik chwycił się burty by nie wypaść. Znalazł się na zakręcie i pojazd zaczął zjeżdżać z rogi, lecz lejce szarpnęły za kierownicę i auto cudem wróciło na właściwy tor.

Chłop Kubała targany morderczą furią i nie mając żadnej broni pod ręką wrzasnął, po czym odczepił CKM i wyrzucił go na drogę.

– A żebyście upadli i sobie głupie ryje rozwalili!

Pozostała w pościgu dwójka żołnierzy do tej pory obserwowała, a w zasadzie nasłuchiwała zdarzenia nie mogąc nic dojrzeć. Pierwszy z rowerzystów w ostatniej chwili ominął ciało, które niespodziewanie wyłoniło się z ciemności, lecz drugi najechał na pierwszy wyrzucony karabin. Przez krótką chwilę w akompaniamencie rozbrzmiewającego przekleństwa, którego i tak nie rozumiał z powodu różnic językowych, walczył o utrzymanie się w siodełku równocześnie pokonując zakręt. Gdy już niemal odzyskał równowagę najechał na drugi, cięższy karabin. Z całym impetem uderzył twarzą o asfalt i znieruchomiał.

Ostatni ścigający powiódł wzrokiem za bezwładnym podwładnym i gdy znów odwrócił oczy w stronę Wirusa, zobaczył przed nosem lecący gumiak, który zaraz uderzył go między oczy. Upadł, ale natychmiast podniósł się i z wyrazem nieustępliwego gniewu na twarzy kontynuował pościg. Po chwili usłyszał głośne trzaski, jakby samochód wypadł z drogi i runął w stronę rzeki, taranując zarośla stające mu na przeszkodzie. Mimo tętentu kopyt, które sugerowały, że konie nadal uciekają drogą, dowódca zatrzymał się, licząc że uprząż po prostu oderwała się od samochodu, który zjechał z drogi. Zszedł z roweru i mierząc w samochód starał się wypatrzeć wroga. Oddał serię w stronę pojazdu, ale nie usłyszał nic, prócz szczęku metalu. Zaraz czyjeś silne ręce chwyciły go od tyłu i zaczęły dusić. To chłop Kubała, który wcześniej odpiął konie i skierował samochód w stronę urwiska, wygrzebał się z rowu do którego uskoczył. Po chwili szamotaniny żołnierz stracił przytomność. Rolnik wiedział, że dowódca wciąż żyje. Rozpoznał po emblematach dowódcę i nie miał zamiaru dać mu tak po prostu umrzeć. Wziął do ręki karabin i długimi seriami podziurawił mu dłonie tak, że pozostała po nich krwawa miazga i sterczące kikuty. To ocuciło Czarnego, ale chłop Kubała przypadł do niego i ciosem kolby pozbawił go przednich zębów. Wyciągnął nóż z pochwy przy pasie żołnierza i cięciami w pasek i guziki pozbawił go spodni. Poczekał, aż wróci mu przytomność i gdy tylko zobaczył, że oczy dowódcy otwierają się, płynnym szybkim ruchem odciął mu przyrodzenie. Przenikliwe wrzaski swojej ofiary uciszył wciskając mu w usta to co uciął. Nie dobił swojej ofiary, ale pozostawił na drodze, by powoli i w samotności umierała.

Sam czuł się nieżywy w środku i nie wiedząc dlaczego to robi, odwrócił się w stronę lasu i odszedł na chwiejnych nogach w ciemność.

 

***

 

– Człowiek, którego zostawił na śmierć, to Palownik? Ten, który przejął dowództwo nad całym regionem? – zapytał Robert, nie kryjąc podniecenia w głosie. – To chłop Kubała tak go załatwił?

Stary uśmiechnął się gorzko.

– Na nasze nieszczęście nie dokończył roboty. Ktoś musiał przeżyć tę masakrę i opatrzyć swojego dowódcę. Paradoksalnie, cała ta sytuacja obróciła się przeciw zwykłym ludziom. Palownik przeżył, ale jego umysł zasnuło całkowite szaleństwo.

Spuścił wzrok i przez chwilę grzebał patykiem w ognisku, szukając odpowiednich słów:

– Wiecie, gdy człowiek… no… mężczyzna, traci swój… swoją… męskość, to niemożność zaspokojenia zazwyczaj kompensuje jakimiś innymi przyjemnościami. Niektórzy się objadają, inni szaleńczo poświęcają się swojej pasji. Niestety, ten zwyrodnialec ma makabryczne zainteresowania. Dość powiedzieć, że nadziewanie ludzi na pal to nie najgorsza z rzeczy, która spotyka jego ofiary. Mimo, że jego ludzie w większości nie są lepsi, nawet oni czasami wzdrygają się przed wykonaniem rozkazów. Jednak jego największa obsesją jest dorwanie chłopa Kubały i…

– Chcesz powiedzieć, że chłop Kubała to zwykły człowiek? – przerwał mu Adam. Nie słuchał ich ostatnich słów. Gorączkowo rozmyślał nad tym co usłyszał wcześniej. Nie tego się spodziewał. Ta opowieść nie pasowała do układanki.

Obaj towarzysze spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Pytanie brzmiało jak żart, ale mina chłopaka była całkowicie poważna.

– Faktycznie, o bałagan który po sobie zostawia można by posądzić jakieś siły nieczyste, ale zapewniam cię, że to zwykły człowiek.

Adam chciał jeszcze o coś zapytać, upewnić się, czy starzec nic nie pominął. Jednak uniesiona brew i zaniepokojona mina Roberta uświadomiły mu jak dziwnie się zachował. Zbył ich machnięciem dłoni. Jego przyjaciel znał tylko część prawdy. Gdy opowiadał mu o znalezieniu zmasakrowanych ciał Czarnych w miejscu, gdzie zaciągnęli jego siostrę pominął kilka ważnych szczegółów. Powiedział, że w oddali na skraju lasu dostrzegł wpatrującego się w niego człowieka, który zniknął miedzy drzewami. Przemilczał jednak, że gdy ów człowiek minął pierwsze drzewa jego miejsce zajął jeleń z ogromnym porożem. Później uznał, że było to przywidzenie spowodowane szokiem i nawrotem choroby, co zresztą zmusiło go do niebezpiecznej wyprawy po leki. Jednak z czasem tracił tę pewność.

– Co się z nim stało? Gdzie teraz jest? – wtrącił Robert zwracając się znów do Hieronima. – Mówiłeś, że z nim rozmawiałeś.

 – Tak, ale tylko raz. I nieważne gdzie to było, bo i tak nie zostaje nigdzie na dłużej. On sam nie pamięta, co się z nim działo. Wiedział tylko, że snuł się po lasach, ale nie wiedział czy były to godziny czy dni. Gdy w końcu odzyskał świadomość, chciał się po prostu zabić. Nie miał już po co i dla kogo żyć. Sporządził pętlę z paska od spodni i gdy szukał odpowiedniego drzewa usłyszał wrzaski. To jeden z Czarnych znalazł czy zaciągnął małego chłopca do lasu i próbował go wykorzystać. Zamiast tego zawisł na pętli, którą chłop Kubała przygotował dla siebie. Dzięki temu uświadomił sobie, że po ziemi stąpa jeszcze wielu zwyrodnialców, których musi zabić.

– A te wszystkie dziwne opowieści o nim? – spróbował jeszcze raz Adam. – Historie o jego nadludzkiej sile i ogromnym wzroście. O tym, że jest brytyjskim lub amerykańskim agentem wysłanym, aby stworzył tu ruch oporu. Albo o tym, że…

 – Przejdź do sedna chłopcze. Wiem, że chodzi ci po głowie jakieś pytanie, które boisz się zadać

Adam zawahał się. Nie chciał o tym mówić wprost. Wiedział, że to co powie jest absurdalne, ale musiał mieć pewność, że może ufać swoim zmysłom. Z drugiej strony za nic nie chciał dzielić się swoimi wątpliwościami, by ludzie nie stracili do niego zaufania. W końcu się złamał, by ociąganiem  nie wzbudzić jeszcze większej podejrzliwości.

– To było dawno, zanim powstał ten obóz. Gdy pałętałem się po lasach usłyszałem w pobliżu strzały i krzyki. Najpierw jedna seria, jakby kilku karabinów naraz, a po kilku sekundach wrzaski i pojedyncze strzały.  Powinienem był uciec, ale ciekawość zwyciężyła. Na miejscu znalazłem jakieś dziesięć ciał. Około siedmiu cywilów ustawionych w rząd, pewnie na rozstrzelanie. Na to wskazywały kule w plecach. Jednak były też ciała trzech Czarnych. Wyglądały jakby zmasakrowało ich jakieś zwierzę: poszarpane szyje, rozorane brzuchy. Nie przyjrzałem się dobrze bo cała ta scena sprawiała, że brało mnie na wymioty. Chciałem się z stamtąd szybko wynosić, ale zobaczyłem że jedna z ofiar egzekucji jeszcze się porusza. Był to mężczyzna, który starał się zatamować dłońmi krwotok z własnej klatki piersiowej. Gdy zapytałem, co się tam stało wskazując na żołnierzy, wyszeptał tylko coś o człowieku z rogami, po czym zakrztusił się i umarł. Słysząc późniejsze pogłoski o wyczynach chłopa Kubały skojarzyłem, że to może jego sprawka.

Adam spodziewał się od Hieronima pobłażliwego uśmiechu i uwag o majakach umierającego człowieka. Zamiast tego wpadł w zadumę, jakby chciał dobrze przemyśleć to co usłyszał. Co więcej chłopak wyczuł, że to wyznanie wcale go nie zaskoczyło.

– Ty coś wiesz? – zapytał chłopak.

– Rogacz, powiadasz? Tak, to mój drogi całkiem inna historia…

Koniec

Komentarze

Jestem, niestety, na nie.

Dość toporna agitka polityczna, okraszona sporą ilością błędów rzeczowych, ortograficznych, interpunkcyjnych.

Jeszcze do tego – opowiadanie całkiem serio, dość makabryczne, i humorystyczne (chyba?) zakończenie wyskakuje jak filip z konopi.

Jeśli chcesz, to wypunktuję ci jutro błędy, które wynalazłem (acz powiem, że w połowie tekstu przestałem już tak dokładnie je śledzić, tyle ich było).

Na razie – popraw orty: poprawna pisownia to ”byłoby”, “niewiele”, “choć”, “nieważne”, “stamtąd”.

Próbuj dalej, ale myślę, że takim nachalnym, skrajnie upolitycznionym nastawieniem poklasku tu nie znajdziesz. Cała fabuła, moim zdaniem, do poprawy!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Hmmm. Tekst z gatunku opowieści przy ognisku. Trochę jest problem z wywołaniem silnych wrażeń, przejęciem się losem chłopa, bo już wiadomo, że przeszedł do legendy, więc musiał przeżyć.

Osobiście nie przepadam za tekstami o walce ani za postapo, więc miałeś nikłe szanse, żeby zafascynować mnie tą tematyką. Ale pewnie jeszcze zjawią się amatorzy.

Wątek ojca przeżywającego utratę rodziny nie jest specjalnie oryginalny. Zgwałcenie żony i córki jest wręcz typowe. No, ale jakoś ten mściciel musiał się pojawić.

Bohaterowie też mnie na kolana nie rzucili. Główny działa na podstawie stereotypowych motywów, acz pożenienie legionisty z ekologicznym rolnictwem to już jakieś przełamanie monotonii. Trochę Wędrowycz z domieszką Semena z niego wychodzi. Wróg jest jednoznacznie czarny i zły, więc płaski.

SS też miało czarne mundury. Dla niektórych to mógł być powrót do swojskich klimatów.

Legenda się pojawia i to wystarcza, żeby do konkursu zakwalifikować.

Z wykonaniem nie jest dobrze. Literówki, błędy w zapisie dialogów, interpunkcja (wołacze, Nobby, oddzielamy przecinkami od reszty zdania), powtórzenia… Przykłady rzeczy do poprawienia:

Mimo to, mróz wyraźnie mu doskwierał i starał się ogrzać dłonie nad ogniskiem.

Co jest podmiotem w drugiej części zdania i dlaczego mróz?

A już wycieczka po piwo była luksusem.

Jeśli wycieczka jest luksusem, to chętnych nie powinno brakować. A więc i piwa. ;-)

Ten złapał ją w locie i od razu otworzył.

I piwo się nie wylało po takich wstrząsach?

Było by tak, gdyby sam czegoś takiego nie doświadczył.

Byłoby łącznie.

Kochał i szanował swoją żonę, a chodź nie był wylewny,

Sprawdź w słowniku, co znaczy “chodź”. Możesz się zdziwić.

Kiedy świat trafił szlag miała 16 lat.

Liczby w beletrystyce raczej słownie, a już w dialogach to zasadniczo obowiązkowe.

Zresztą Ci, którzy urodzili się w Europie rzadko kiedy byli konserwatystami.

Ty, twój, pan itp. w dialogach piszemy małą literą (w listach dużą), a tym bardziej w znaczeniu “nie tamci”.

Dwojgu żołnierzy udało się zbliżyć z dwóch stron do boków pojazdu.

Dwoje to para mieszana.

Babska logika rządzi!

No cóż, nie porwało, niestety i aby nie powtarzać tego, co już napisali wcześniej komentujący, wyznam, że podzielam ich opinie o opowiadaniu.

Od siebie dodam, że miałam problem z rozpoznaniem czy mam do czynienia z opowieścią pisaną serio, czy może z przymrużeniem oka, jako że były i sceny dramatyczne, ale już pościg pijanych żołnierzy na rowerach za samochodem zaprzężonym w konie, wywołał u mnie niewiarę i uśmiech. Chłop Kubała, ledwo żywy, pobity i z ranami postrzałowymi, dokonujący zemsty i walczący z kilkoma żołnierzami, też obudził we mnie mnóstwo wątpliwości w możliwość przeprowadzenia całej akcji.

Bardzo złe wykonanie dodatkowo wpłynęło na nie najlepsze wrażenia z lektury tej opowieści.

 

lekko ła­mią­cym sie gło­sem. –> Literówka.

 

na oko sie­dem­na­sto-osiem­na­sto­let­nich. –> …na oko sie­dem­na­sto– osiem­na­sto­let­nich.

 

Pani Hie­ro­ni­mie, niech pan kon­ty­nu­uje. –> Literówka.

 

– Widzę że z upad­kiem cy­wi­li­za­cji, takie war­to­ści jak sza­cu­nek dla star­szych rów­nież ode­szły w nie­pa­mięć. – dzia­dek od­wró­cił wzrok… –> …ode­szły w nie­pa­mięć. – Dzia­dek od­wró­cił wzrok

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Jest już długo prze­ter­mi­no­wa­ne. –> Raczej: Jest już od dawna prze­ter­mi­no­wa­ne.

 

Było by tak, gdyby sam cze­goś ta­kie­go nie do­świad­czył. –> Byłoby tak

 

Ludzi, któ­rzy jak on nie nie mają już nic do stra­ce­nia… –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

ale Adam gwał­tow­nie go uci­szył go. –> Jak wyżej.

 

Juz po kilku sło­wach głos mocno mu za­chrypł. –> Literówka.

 

– Cóż, z chło­pem Ku­ba­łą było jak wie­lo­ma in­ny­mi… –> – Cóż, z chło­pem Ku­ba­łą było jak z wie­lo­ma in­ny­mi

 

No­sze­nie rurek po­win­no się za­ka­zać… –> Noszenia rurek powinno się zakazać

 

na­sie­nie sie po­psu­ło. –> Literówka.

 

chłop Ku­ba­ła miał na ubo­czy… –> Literówka.

 

Chłop Ku­pa­ła ko­chał zwie­rzę­ta, chodź ludzi to już nie za bar­dzo.  –> Chłop Ku­ba­ła ko­chał zwie­rzę­ta, choć ludzi to już nie za bar­dzo.  

 

Kiedy świat tra­fił szlag miała 16 lat. –> Kiedy świat tra­fił szlag, miała szesnaście lat.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

Rdzen­ni Niem­cy, po­dob­nie jak Fran­cu­zi czy Bel­go­wie, a także więk­szość na­ro­dów eu­ro­pej­skich, nigdy nie pro­te­sto­wa­ła przy po­dob­nych ak­cjach… –>…nigdy nie pro­te­sto­wa­li przy po­dob­nych ak­cjach

 

więk­szo­ści "cy­wi­li­zo­wa­nych" kra­jów eu­ro­py za­chod­niej… –> …więk­szo­ści "cy­wi­li­zo­wa­nych" kra­jów Eu­ro­py Za­chod­niej

 

W tych cza­sach osą­dze­nie o po­dob­ne zbrod­nie wią­za­ło się z ostra­cy­zmem po­rów­ny­wal­nym oskar­że­niupe­do­fi­lie. –> W tych cza­sach posą­dze­nie o po­dob­ne zbrod­nie wią­za­ło się z ostra­cy­zmem, po­rów­ny­wal­nym z oskar­że­niempe­do­fi­lię.

 

cały re­gion był w ich rę­kach i po­czy­na­li sobie bez ogró­dek. –> Można coś komuś powiedzieć bez ogródek, czyli jasno, otwarcie i bez owijania w bawełnę, ale nie można poczynać sobie bez ogródek.

Proponuję: …i po­czy­na­li sobie bez zahamowań/ bez ceregieli/ brutalnie/ bezwzględnie.

 

Ogrom­ny Owcza­rek Pod­ha­lań­ski nie cier­piał ką­pie­li… –> Ogrom­ny owcza­rek pod­ha­lań­ski nie cier­piał ką­pie­li

Rasy psów zapisujemy małymi literami.

 

Ro­dzi­na za­uwa­ży­ła żoł­nie­rzy do­pie­ro, gdy Ci zsia­da­li z ro­we­rów. –> Dlaczego wielka litera?

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się także w dalszej części opowiadania.

 

Nie wiele się my­li­li. –> Niewiele się my­li­li.

 

Wstał gwał­tow­nie. Wy­grze­bał się z obory. –> Wcześniej napisałeś, że chłop Kubała: Obu­dził się na ster­cie gnoju za sto­do­łą. – Jakim cudem, budząc się za stodołą, mógł wygrzebać się z obory?

 

wy­strze­li­li by do niego kilka ma­ga­zyn­ków… –> …wy­strze­li­liby do niego kilka ma­ga­zyn­ków

 

a przy­łą­cza­li sie do sił ka­li­fa­tu… –> Literówka.

 

i ukrył go za­ko­pu­jąc pod ster­tą boli. –> Pod stertą czego?

Czy miało być: …i ukrył go, za­ko­pu­jąc pod ster­tą bali.

 

Wró­cił w to miej­sce i za­przęg wóz w konie. –> Raczej: Wró­cił w to miej­sce i za­przągł konie do wozu.

O ile mi wiadomo, zaprzęga się konie do wozu, nie wóz do koni.

 

pra­wie nie mu­siał uży­wać lejc… –> …pra­wie nie mu­siał uży­wać lejców

 

Reszt­ki wody w ba­se­ni­ku, w któ­rym żona z córką ką­pa­ły psa… –> Pies nie był kąpany w baseniku. Napisałeś: …a żona z córką ką­pa­ły psa w mied­ni­cy.

 

jakby na­le­ża­ła do Dal­ma­tyń­czy­ka. –> …jakby na­le­ża­ła do dal­ma­tyń­czy­ka.

 

pod­lał dom wszyst­kim co miał, skra­pla­jąc naj­ob­fi­ciej pa­ra­pe­ty… –> Naprawdę skroplił parapety?!

Pewnie miało być: …pod­lał dom wszyst­kim co miał, skra­pia­jąc naj­ob­fi­ciej pa­ra­pe­ty

 

sta­rał się po­wstrzy­mać be­stie, która chcia­ła… –> Literówka.

 

Na do­da­tek były to okna skrzyn­ko­we okna… –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

zna­leź­li drogę na pię­tro domu… –> Jak wydostali się z pokoju, skoro jedyne drzwi były zamknięte na klucz, a chłop Kubała strzelał?

 

Resz­ta żoł­nie­rzy, mimo trud­no­ści z od­dy­cha­niem za­ję­ła po­zy­cję przy trzech oknach… –> Literówka.

 

pełne po­szy­cie znaj­do­wa­ło sie tylko na masce i dachu… –> Literówka.

 

Zro­zu­miał co sie dzie­je. –> Literówka.

 

Szyb­ko do­sko­czył do CKM'u… –> Szyb­ko do­sko­czył do CKM-u

 

pierw­si żoł­nie­rze wy­nu­rzy­li się z zza za­krę­tu. –> …pierw­si żoł­nie­rze wy­nu­rzy­li się zza za­krę­tu.

 

spło­szył po­zo­sta­łą trój­kę, które po­rwa­ły sa­mo­chód w ko­lej­ny sza­leń­czy rajd. –> …która po­rwa­ła sa­mo­chód w ko­lej­ny sza­leń­czy rajd.

 

ale chwy­cił sie mocno ka­ra­bi­nu… –> Literówka.

 

wdra­pał się na sa­mo­chód i się­gnął ręką do ha­mul­ca ręcz­ne­go. Wie­dział, że musi przy­ha­mo­wać sa­mo­chód… –> Nie brzmi to najlepiej, a dwa zdania dalej znów jest samochódhamulec.

 

przy­ha­mo­wał wóz, by po­zwo­lić sie zbli­żyć Czar­nym… –> Literówka.

 

w świe­tle ognia wy­plu­te­go z CKM'u… –> …w świe­tle ognia wy­plu­te­go z CKM-u

 

Żoł­nierz je­chał bez trzy­man­ki obie­ma rę­ka­mi trzy­ma­jąc broń… –> Brzmi to nie najlepiej.

 

prze­le­ciał przez zamek CKM'u. –> …prze­le­ciał przez zamek CKM-u.

 

Go­rącz­ko­wo my­ślał na roz­wią­za­niem. –> Literówka.

 

zbli­ży­ła sie do po­jaz­du. –> Literówka.

 

Dwoj­gu żoł­nie­rzy udało się zbli­żyć… –> Piszesz o mężczyznach, więc: Dwóm żoł­nie­rzom udało się zbli­żyć

Dwojgu, gdyby to byli kobieta i mężczyzna.

 

Gdy tylko sa­mo­chód usta­bi­li­zo­wał drogę… –> Co to znaczy?

Może miało być: Gdy tylko samochód ustabilizował jazdę

 

Żoł­nierz oka­zał sie jed­nak zwin­ny… –> Literówka.

 

ale Chłop Ku­ba­ła przy­padł do niego… –> …ale chłop Ku­ba­ła przy­padł do niego

 

– To Chłop Ku­ba­ła tak go za­ła­twił? –> – To chłop Ku­ba­ła tak go za­ła­twił?

 

Jed­nak unie­sio­na brewza­nie­po­ko­jo­na mina Ro­ber­ta uświa­do­mi­ła mu… –> Piszesz o dwóch czynnikach, więc: Jed­nak unie­sio­na brew i za­nie­po­ko­jo­na mina Ro­ber­ta uświa­do­mi­ły mu

 

Po­mi­nął jed­nak, że gdy ów czło­wiek minął pierw­sze drze­wa… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

jego miej­sce zajął jeleń z ogrom­ny­mi po­ro­ża­mi. –> …jego miej­sce zajął jeleń z ogrom­ny­m po­ro­żem.

Poroże to oba rogi samca jelenia, a także m.in. sarny, daniela, łosia.

 

Jed­nak z cza­sem tra­cił pew­ność. –> Jed­nak z cza­sem tra­cił pew­ność.

 

I nie ważne gdzie to było… –> I nieważne gdzie to było

 

Spo­rzą­dził pętle z paska od spodni… –> Literówka.

 

którą Chłop Ku­ba­ła przy­go­to­wał dla sie­bie. –> …którą chłop Ku­ba­ła przy­go­to­wał dla sie­bie.

 

Wiem, że cho­dzi Ci po gło­wie ja­kieś py­ta­nie, które boisz się zadać –> Wiem, że cho­dzi ci po gło­wie ja­kieś py­ta­nie, które boisz się zadać.

 

Jed­nak były też ciała trzech czar­nych. –> Wcześniej pisałeś wielką literą – Czarni.

 

Chcia­łem się z tamtą szyb­ko wy­no­sić… –> Chcia­łem się stamtąd szyb­ko wy­no­sić

 

Sły­sząc póź­niej­sze po­gło­ski o wy­czy­nach Chło­pa Ku­ba­ły… –> Sły­sząc póź­niej­sze po­gło­ski o wy­czy­nach chło­pa Ku­ba­ły

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Staruch to nie agitka polityczna :P. Każda wizja jest możliwa i równie prawdopodobna, dopóki przyszłość nie nadejdzie (weźmy “Powrót do przyszłości”). Idąc tym tropem można powiedzieć, że twoje opowiadanie konkursowe nawołuje do jak największego ograniczania wolności obywatelskiej w celu zapobieżenia rozwoju dewiacji. Równie dobrze jak mnie natchnie mogę strzelić opowiadanie o doskonałym multikulturowym świecie, w którym ludzie kolonizują wszechświat, a homoseksualizm został lekiem na rozwiązanie napięć społecznych. 

W każdym razie szczerze dziękuję za przeczytanie i opinie

 

Finkla, również dziękuję. Jak się wyśpię to poprawię :)

reg, jesteś nieoceniona. Już poprawiłem.

“miałam problem z rozpoznaniem czy mam do czynienia z opowieścią pisaną serio, czy może z przymrużeniem oka, jako że były i sceny dramatyczne, ale już pościg pijanych żołnierzy na rowerach za samochodem zaprzężonego w konie, wywołał u mnie niewiarę i uśmiech”

 

Był taki film o tytule “Kick-ass”. Film był prowadzony jak jedna wielka parodia kina superbohaterskiego, ale jak bohaterzy umierali to było naprawdę wstrząsające i smutne. Wyszło im wg mnie zajebiście. Chciałem otrzymać mniej więcej taki efekt.

 

Co do dalszego komentarza, ja lubię fantastykę właśnie dlatego, że jest nieprawdopodobna :)

– Jeśli chodzi o “oborę”. Pochodzę ze wsi i zawsze się u nas mówiło obora na betonowy zbiornik w którym magazynowało się obornik. Przyznaję się do błędu i już poprawiłem :)

– “bole” od zawsze mówiło się tak u nas na bele słomy w postaci prostopadłościanu lub walca, które składowało się po żniwach na polu. Myślałem, że tak jest poprawnie, ale już się poprawiłem.

-…znaleźli drogę na piętro domu… –> Jak wydostali się z pokoju, skoro jedyne drzwi były zamknięte na klucz, a chłop Kubała strzelał?

Chłop Kubała zamknął drzwi wyjściowe. Wewnątrz domu były schody na piętro domu.

 

Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za włożoną pracę i opinię.

 

Finkla, jednak nie kładę się jeszcze spać. Biję się w pierś i poprawiłem błędy, które mi wypunktowałaś a które pokrywały się z tym co napisała reg. Jednak niektórych uwag nie rozumiem:

 

Mimo to, mróz wyraźnie mu doskwierał i starał się ogrzać dłonie nad ogniskiem.

Co jest podmiotem w drugiej części zdania i dlaczego mróz?

 

Podmiotem jest starzec (MRÓZ wyraźnie MU doskwierał). Musisz mi to chyba wytłumaczyć jak dziecku.

A już wycieczka po piwo była luksusem.

Jeśli wycieczka jest luksusem, to chętnych nie powinno brakować. A więc i piwa. ;-)

 

Wycieczka jest luksusem na który trudno sobie pozwolić. Ile piw można przynieść w rękach lub na plecach idąc wiele kilometrów przez las w zimie?

Ten złapał ją w locie i od razu otworzył.

I piwo się nie wylało po takich wstrząsach?

 

Jestem ogniskowym piwoszem i wiem, że jak ktoś zręcznie rzuci i równie dobrze złapie to piwo się raczej nie nabuzuje.

Mimo to, mróz wyraźnie mu doskwierał i starał się ogrzać dłonie nad ogniskiem.

Nie, podmiotem jest mróz. Co? Mróz. Co robił? Doskwierał. Mu to tylko dopełnienie. Jeśli używasz podmiotu domyślnego, to tym podmiotem będzie pierwszy pasujący gramatycznie na lewo od danego zdania. Gdybyś napisał coś w stylu “Starzec wyraźnie cierpiał z powodu mrozu i starał się…”, to byłoby w porządku. Widzisz różnicę?

Wycieczka jest luksusem na który trudno sobie pozwolić. Ile piw można przynieść w rękach lub na plecach idąc wiele kilometrów przez las w zimie?

Tak, jak wyżej napisałeś, zdanie jest klarowniejsze. Hmmm, dla mnie tachanie piwa po zimnym lesie to żaden luksus. Inaczej bym to sformułowała. Albo że piwo jest luksusem, albo że wycieczka po piwo wiąże się z dużym ryzykiem/ stratami czasu/ energii/ nabojów…

No to zaufam Twojemu doświadczeniu z łapanym piwem. Ja bym do takiej flaszki podchodziła jak pies do jeża. ;-)

Babska logika rządzi!

NobbyNobbs, bardzo się cieszę, że uwagi okazały się przydatne, a jeszcze bardziej z tego, że postanowiłeś wprowadzić poprawki od razu. Tak trzymaj! ;)

Mam nadzieję, że niebawem poprawisz też dialogi, choć rozumiem, że przestudiowanie poradnika może trochę potrwać.

Dziękuję za wyjaśnienie moich wątpliwości, szczególnie o oborze i o bolach. Jeśli mogę zasugerować, staraj się w przyszłości nie używać w opowiadaniach regionalizmów. Mogą one być niezrozumiałe dla czytelników, którzy nie mają pojęcia o gwarze z Twojego regionu.

Życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

reg, studiowałem ten poradnik o pisaniu dialogów przed i w trakcie pisania, więc chyba nie ma dla mnie ratunku. Proszę, pokaż mi na przykładzie, gdzie popełniam błąd.

Finkla, dostosowałem się do Twoich uwag.

Początek naprawdę sporo obiecywał, pomysł niezły, okupacja islamistyczna prawdopodobna (mniejsza o Raspaila, ale na lżejszym froncie już Pilipiuk o tym pisał, i to jak!), ale im dalej w las, tym gorzej. Ktoś tu już napisał – krwawy thriller przekształcający się w parodię i quasi humoreskę, z finałem fantasy to zdecydowanie nie jest dobry pomysł. Scenę ucieczki i bijatyki można spokojnie skrócić o 80 procent z korzyścią dla całości. Jednak razi aż taka Twoja literówkowo-gramatyczno-ortograficzna dezynwoltura. Są przecież edytory.

Scena bijatyki na drodze zmęczyła mnie okrutnie, finał nie przekonał i onym “rogatym” nieco zażenował. Ale warto było przeczytać pierwszą jedną trzecią. Spróbuj może przeredagować i wrzucić po uwzględnieniu sugestii P.T. Przedmówców? Zobaczysz, że będzie o wiele lepiej.

Pozdr.

 

Mnie również podobał się początek, ale potem odjechałeś za daleko, od tego, co mieści się w mojej strefie zainteresowań. Natomiast przełamywanie konwencji (to, że nie wiadomo do końca, czy to groteska, czy jednak na serio) i lawirowanie między gatunkami jest akurat tym, co z założenia bardzo sobie cenię.

Sporo brakujących przecinków. Kilka chciało mi się poprawić:

 

wszyscy przychodzili po rady i obowiązki do niego kolokwializm

jeśli dziadek coś knuje,(+) to lepiej trzymać go blisko siebie

opowiem wam, co wiem,(+) w podzięce…

Chłopcy spojrzeli na siebie,(+) starając się porozumieć wzrokiem

Jeśli to, co widział,(+) nie jest objawem nawrotu

Nikt nie wie,(+) kim są,

Może wiedzieć,(+) gdzie jest moja siostra.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

NobbyNobbs, prosiłeś o przykłady, oto one:

 

– Mmm, ży­wiec­ki bro­war. Nie był moim ulu­bio­nym, ale szko­da, że te by­dla­ki go spa­li­ły. Będę tę­sk­nił za tym sma­kiem – Zro­bił krót­ką pauzę i pod­jął z wy­raź­nym wa­ha­niem: –> Tu brakuje kropki po wypowiedzi.

Powinno być: […] Będę tę­sk­nił za tym sma­kiem. – Zro­bił krót­ką pauzę

 

– Po­wiedz­my, że szu­ka­my sprzy­mie­rzeń­ców. – rzu­cił Adam. –> Tutaj kropka po wypowiedzi zbędna.

Powinno być: – Po­wiedz­my, że szu­ka­my sprzy­mie­rzeń­ców – rzu­cił Adam.

 

– Cóż, z chło­pem Ku­ba­łą było […] To przez te prze­grza­ne jajka na­sie­nie się po­psu­ło. – sta­rzec skrzy­wił się i splu­nął w ogień. –> Tu didaskalia nie zawierają opisu mówienia, więc zapisujemy je wielką literą.

Powinno być: – Cóż, z chło­pem Ku­ba­łą było […] To przez te prze­grza­ne jajka na­sie­nie się po­psu­ło. – Sta­rzec skrzy­wił się i splu­nął w ogień.

 

 

Jest jeszcze błąd w nazwisku:

Chłop Ku­pa­ła ko­chał zwie­rzę­ta… –> Chłop Ku­ba­ła ko­chał zwie­rzę­ta

 

Dostrzegłam jeszcze chłopa Kubałę, napisanego wielką literą:

Były za­mknię­te, gdyż Chłop Ku­ba­ła za­brał klu­cze

spra­wi­ło, że Chłop Ku­ba­ła jesz­cze żył

Jed­nak Chłop Ku­ba­ła nie ustę­po­wał

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

fleurdelacour to chyba najbardziej pozytywny komentarz jaki do tej pory dostałem w internetach (pomijając oczywiście komentarze mojej mamy, która mnie wyszukuje i tworzy jednodniowe fake-konta, którymi mnie zachwala, żeby nie było mi przykro. Od razu wiem, że to ona: Elfia_Czarodziejka12353, Księżniczkazbajki3456645, kto by wymyślił taki nick?!). Mimo, że do końca Ci się nie podobało, dziękuję za przeczytanie, opinie i poprawienie mnie w kwestiach przecinków. Już naniosłem poprawki.

 

 

rybak Tobie też dziękuję. Jakiś pozytyw jednak dostrzegłeś. Jednak scena “bijatyki” to coś co najbardziej podoba mi się w moim utworze i co dawało mi najwięcej frajdy przy pisaniu. Nie będę przy niej grzebał, ani jej usuwał. Tak naprawdę całe opowiadanie powstało wokół tej wizji.

 

A co do zakończenia. Prawda jest taka, że to opowiadanie jest częścią szerszego projektu, który tworzę do szuflady. Po prostu wyciąłem go pod konkurs. Może faktycznie wyszło trochę niefortunnie, ale miałem nadzieję, że może kogoś zainteresuję i będzie chciał przeczytać o co w tym wszystkim chodzi. Najwyraźniej nie wyszło :(

 

Reg. Wielki dzięki za wytłuszczenie mi błędów w dialogach. Teraz już lepiej rozumiem o co chodziło w tym poradniku.

NobbyNobs, pozwolę sobie napisać późnonocnych myśli kilka. Język polski do łatwych nie należy. Co niemiara jest reguł, wyjątków bez liku, a miejsc, w których czają się językowe pułapki, nikt nie zliczy. A że ja sam łatwo wpadam w językowe sidła, jestem ostatnią osobą, która chciałaby się wymądrzać. Mogę tylko podziwiać Reg, za benedyktyńską cierpliwość i za wskazówki. Uwierz, bardzo cenne. Język polski ma sporo Reg do zawdzięczenia.

Ale żebym nie zapomniał. Czy wiesz, dlaczego w zdaniu: “Chłopcy spojrzeli na siebie, starając się porozumieć wzrokiem” ma być przecinek? Też nie wiem. Lecz reguła mówi, żeby stawiać przecinki przed imiesłowami czynnymi. A imiesłowy czynne to te, kończące się na: -ąc, -ący, -ąca, –ące.

Do rzeczy. Wciąż nie wiem, kim jest chłop Kubała. Nie doczytałem historii i chyba znam powód. Zaprezentowałeś wycięty fragment. Wyobraź sobie, że jesteś w kuchni i przygotowujesz kotlet z jajkiem sadzonym. W międzyczasie dowiadujesz się, że organizowany jest plebiscyt na najlepsze jajko sadzone we wsi. Co wtedy robisz? Delikatnie ściągasz jajko sadzone z mięsa. Tylko że nie powinieneś się dziwić, jeśli nie wszystkim spodoba się Twoje danie. Rozlane żółtko, panierka z kotleta wymieszana z białkiem mogą czasem kogoś zniechęcić. 

W komentarzu napisałeś, że zaprezentowane opowiadanie jest częścią większego projektu. Ja tam nie wiem, ale uważałbym z dużymi formami. Wyobrażam sobie, że w ten sposób mogą ugruntowywać się złe nawyki. Zanim zacznie się budowę zegarka z pięcioma różnymi funkcjami, warto – być może – zbudować zegarek, który jedynie poprawnie mierzy czas. 

No i na ostatek, last but not least: masz wyczucie tego co fajne i niefajne. Masz wrażliwość, pozwalającą odróżnić ciekawy fragment od nudnego. Masz – moim zdaniem – wszystko, co trzeba, żeby pisać bardzo wciągające rzeczy. 

No i moimi uwagami się nie przejmuj. Sam z pisaniem jestem na bakier. Jedynie ostatnia uwaga wydaje mi się z tego wszystkiego najprawdziwsza. 

(I już zupełnie na koniec dodam, że Elfia_Czarodziejka to mój drugi nick). 

Wrażliwości na słowo i wszystkiego, co jest dobre w moim pisaniu, nauczyła mnie Reg. Dziękuję:)*

 

Cornelius…

 

Więc twierdzisz że nie doczytałeś, ale uważasz, że mam wrażliwość i wyczucie co fajne. Niezła próba mamo.

 

Wiem, że pisanie obszerniejszych rzeczy to dla mnie nie za dobry pomysł, ale wolę pisać coś z przyjemnością do szuflady i przy tym się trochę podszlifować, niż nie pisać nic z braku pomysłu.

 

Co do gramatyki i pułapek językowych: wiem, że jeszcze długa droga przede mną i cieszę się, że są tu ludzie tacy jak reg, którzy służą pomocą. Nie podszkolę się w inny sposób niż pisząc i czytając wasze uwagi, bo sucha wiedza książkowa bez praktyki nigdy mi dobrze do głowy nie wchodziła. Mam tylko nadzieję, że będziecie mieli dla mnie dużo cierpliwości.

Wydaje mi się że trochę przesadzacie z “zjechaniem”​ nowego. Co prawda przeczytałem po większych poprawkach i błędy już tak nie rażą, ale generalnie pomysł wcale nie jest taki zły. A że Jakub Philipiuka jest jednym z moich ulubionych bohaterów, to i to opowiadanko nawiązujące klimatem może się podobać. Nawet bimbrownia jest ;) Widać że fragment większej całości, ale formuła konkursu jest ograniczona znakowo, tak że czasem trzeba ciąć. 

“Chłop Kubała, ledwo żywy, pobity i z ranami postrzałowymi, dokonujący zemsty i walczący z kilkoma żołnierzami, też obudził we mnie mnóstwo wątpliwości w możliwość przeprowadzenia całej akcji.”​ – Reg, pamiętaj że Kubała był w legii, był w szoku pourazowym (adrenalina), no i szał zemsty za zamordowanie żony i córki.

Co prawda bez pościgu na rowerach wybicie wszystkich w chacie wyglądałoby lepiej, ale widziałem że zależało Ci na przeżyciu szefa bandy bo masz dla niego rolę głównego wykastrowanego złego. Trochę to przypomina Hasika z najnowszej części Petera W. Bretta, ale Twój wybór Nobby.

Ps.: Nie jestem Twoją matką NobbyNobs ;)))

“Chłop Kubała, ledwo żywy, pobity i z ranami postrzałowymi, dokonujący zemsty i walczący z kilkoma żołnierzami, też obudził we mnie mnóstwo wątpliwości w możliwość przeprowadzenia całej akcji.” – Reg, pamiętaj że Kubała był w legii, był w szoku pourazowym (adrenalina), no i szał zemsty za zamordowanie żony i córki. Co prawda bez pościgu na rowerach wybicie wszystkich w chacie wyglądałoby lepiej, ale widziałem że zależało Ci na przeżyciu szefa bandy bo masz dla niego rolę głównego wykastrowanego złego.

Enderku, wiem o tym, że w Legii szkoli się żołnierz w sposób, że tak to nazwę, szczególny i staranny, ale nie wydaje mi się, aby Legię opuszczali nadludzi.

Nie, Enderku, mylisz się – nie zależało mi na przeżyciu szefa bandy, tak jak nie miałam i nie mam wobec niego żadnych planów, że o roli głównego wykastrowanego złego nie wspomnę. Co też Ci przyszło do głowy?!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przepraszam Reg, zły kontekst, złe połączenie zdań. Część była do Ciebie, część do autora tekstu, jak chcesz to poprawię komentarz. Wesołych Świąt. ;)

Nie, Enderku, wyszło zabawnie, ale niczego nie poprawiaj.

Wiem, że część wypowiedzi była skierowana do NobbyNobbsa. ;)

Również wszystkiego świątecznego. ;)

 

Dodam jeszcze, zastanowiwszy się nad sprawą, że chłop Kubała, jak na byłego legionistę, dał się zaskoczyć jak dziecko. Przecież wiedział, gdzie żyje i co się wokół dzieje, a Czarnych zauważył dopiero wtedy, gdy podjechali mu pod nos. Że też nie pomyślał o jakimś systemie zabezpieczającym/ ostrzegającym przed wizytami nieproszonych gości.

No, ale wtedy nie byłoby opowiadania…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowieść to w sumie standardowy Mad Max (a nawet i garściami czerpiąca z wcześniejszych dzieł o demonach zemsty), tutaj okraszona dzisiejszymi “strachami na Lachy”. Generalnie przeczytałem bez przykrości, parę razy uśmiechając się na pewien absurd sytuacji (jak choćby pościg swoistą furmanką za rowerzystami), ale jakoś szczególnie w pamięć mi nie zapadł ten koncert fajerwerków.

Motyw legendy także zaznaczono mocno, choć i tutaj nie ma jakichś szczególnych elementów.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nie wiele się mylili.

Niewiele.

Cóż, nieco przewidywalna historia. Od momentu, w którym pojawiają się żona i córka, wiadomo, że zostaną zamordowane. Mam wrażenie, że trochę za dużo jest określenia “chłop Kubała” – już znamy jego nazwisko, wiemy, że jest chłopem, nie ma potrzeby tego podkreślać tak często (moim zdaniem, oczywiście). Nie lubię też takich superbohaterów, którzy ciężko ranni pokonują kilkunastu wrogów, to nienaturalne.

Ale nie jest źle ;)

 

Przynoszę radość :)

enderek

Dzięki za komentarz. Też bardzo lubię Wędowycza, chociaż ostatnio zaczął mi się przejadać i coraz mniej chętnie sięgam po nowe książki o nim. Nie myślałem o tym, ale możliwe że właśnie nim się inspirowałem. To samo tyczy się cyklu demonicznego. Tyle tych eunuchów w literaturze, że nawet nie wiem skąd przyszło mi to do głowy. Cieszę się, że choć trochę Ci się podobało.

 

Reg,

Odnośnie nie przygotowania chłopa Kubały. Ludzie popełniają błędy. Fabuła chyba każdej opowieści w pewnym aspekcie oparta jest na błędzie człowieka.

Z innej strony, dziadek opowiadał mi jak to było w naszej wsi za czasów okupacji III Rzeszy. Ludzie byli wyznaczani do pracy pod przymusem u niemieckich zarządców ziemskich (tzw. bauerów). jednak w wolnych chwilach zajmowali się swoją gospodarką i żyli po prostu swoim życiem, mimo że zaledwie kilkanaście kilometrów dalej stał obóz koncentracyjny gdzie mordowano setki tysięcy ludzi.

Moje opowiadanie mówi o podobnej sytuacji. Jednak panuje tu większy chaos, gdyż dzisiaj niemal wszystkie dane są zdigitalizowane. Bazy danych zostały utracone i ciężej Czarnym doliczyć się i skontrolować wszystkich ludzi na swoim terytorium. Dlatego chłop Kubała nie musiał się spodziewać, że gdy go zlokalizują od razu zabiją jego rodzinę. Nie musiał też wiedzieć jak naprawdę zła jest sytuacja i co im grozi. Dodatkowo, co prawda ludzie żyją pod uciskiem, lecz Czarni nie mordują wszystkich, bo potrzebują ich do pracy.

 

NoWhereMan

Dziękuję za komentarz. Tak po prawdzie widziałem tylko nowego Mad Maxa. Do starego próbowałem się zabrać, ale strasznie mi nie podchodził. Do “strachów na Lachy” przyznaję się bez bicia. Staram się podążać za trendami :) Mam nadzieję, że twój uśmiech nie był grymasem zażenowania. Absurd sytuacji był jak najbardziej zamierzony. Starałem się stworzyć coś na kształt tragi-komedii. Zresztą sam to zaznaczyłem pisząc “Tak zaczął się chyba najbardziej absurdalny pościg w historii tej wojny.”

 

Anet

Również dziękuję za komentarz. przy następnej pracy postaram się bardziej skupić na przewidywalności. Na swoją obronę powiem, że dobrze wiedziałem co robię: “Cóż, z chłopem Kubałą było jak wieloma innymi (…),”

Cieszę się, że tylko ty zwróciłaś uwagę na nadużycie określenia “chłop Kubała”, a bardzo się tego bałem. Był to zabieg zamierzony, który miał wprowadzać element absurdu i komedii do opowiadania. Nie znamy imienia bohatera (nawet ja nie znam), a nadużycie słowa “chłop” miało służyć trochę jak tytuł. Chciałem też, żeby nazwisko brzmiało jak najdziwniej (bądź zabawniej). Żart mi się nie udał lub po prostu do Ciebie nie trafił.

 

 

Dodam jeszcze, że umieszczając taką przedmowę chciałem ostrzec z jaką historią mamy do czynienia. Opowiadanie nie aspiruje do bycia czymś więcej niż lekką rozrywką. Starożytna Grecja nie istniała by tylko dzięki filozofom. Potrzeba było też igrzysk. Sam męczę się czytając Ursulę K. Leguin. Mam nadzieję, że znajdę tutaj też amatorów takiej rozrywki.

 

Ja lubię lekką rozrywkę, ciężka mnie męczy ;)

Przynoszę radość :)

NobbyNobbsie, moje zastrzeżenie, co do zaskoczenia chłopa Kubały przez Czarnych były odpowiedzią skierowaną do Enderka, który jego nadprzyrodzone moce argumentował pobytem w Legii. A skoro Legia tak znakomicie przygotowuje ludzi na nieprzewidziane okoliczności, wydawało mi się, że chłop Kubała powinien przedsięwziąć jakieś, niechby i całkiem podstawowe, środki ostrożności, by zadbać o bezpieczeństwo rodziny.

Tylko wtedy, co także powiedziałam, nie byłoby opowiadania. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam opowiadanie. Kwalifikuje się do konkursu.

 

Trochę uwag technicznych:

 

Wszyscy coś nim słyszeli ← coś o nim

Zrobią wszystko(+,) by go dostać i zabić.

wpadł w zadumę(+,) wpatrując się w ogień.

Widzę(+,) że wraz z upadkiem cywilizacji

Gdy piwo zaczęło ściekać mu po brodzie(+,) rudzielec nie wytrzymał

Ludzie przypisywali mu fantastyczne cechy, które w normalnych warunkach wziąłby za bajki wymyślane przez przerażonych wojną ludzi.

ten ma coś na sumieniu, lub po prostu

otworzył usta(+,) by krzyknąć na starca

Prawdopodobnie był ostatnią osobą, która widziała co się z nią stało. ← był jedyną osobą / jest ostatnią żyjącą osobą

Niegolone, z wolnego wybiegu(+,) w luźnych kalesonach.

a III wojnę światową ← trzecią, słownie

filmidle. – uUrwał nagle.

oskarżeniu o pedofilieę

zdusił w sobie krzyk(+,) wsadzając pięść do ust

zamachnął się butlą(+,) rzucił nią

Żaden nie zrobił nic(+,) by mu pomóc, lub chociaż go dobić.

Inny mężczyzna, którego noga płonęła(+,) zdołał dotrzeć do toalety i zgasić ją spłukując w muszli klozetowej. ← to zdanie jest mocno kulawe. W opisie walki w domu i późniejszej pogoni jest sporo podobnych i dużo powtórzeń, trzeba się przyjrzeć tym opisom, uczynić mniej chaotycznymi.

odleciał do tyłu(+,) pchnięty niewidzialna siłą.

Mężczyzna skulił się pod siedzeniami(+,) chroniąc głowę rękami.

zaczął wierzgać(+,) płosząc pozostałą trójkę zwierząt.

wypadłby z drogi(+,) ściągając z niej

nie miał czasu(+,) by opatrzyć

przebiło się do środka(+,) prując deskę

 trzymały się asfaltu. Jeszcze ← dwie spacje

gdy droga znów zaczęła opadać(+,) rowerzyści zaczęli dościgać Wirusa.

chwycił się burty(+,) by nie wypaść

Faktycznie, o bałagan(+,) który po sobie zostawia(+,) można by posądzić

czy były to godziny(+,) czy dni.

Przejdź do sedna(+,) chłopcze

dobrze(+,) bo cała ta scena

zobaczyłem(+,) że jedna z ofiar egzekucji jeszcze się porusza.

 

W kilku miejscach masz byłozę (wielokrotne powtórzenia “być”).

Wycentruj gwiazdki ;)

 

Opinia dotycząca fabuły po zakończeniu.

Życzę powodzenia.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

o kwestiach językowo-stylistycznych napisano tu już wiele, więc dorzucę tylko chyba pominięty kamyczek: płaszcz nie może być wymizerowany, bo to akurat przymiotnik określający tylko istoty żywe, zwłaszcza ludzi

 

Starożytna Grecja nie istniała by tylko dzięki filozofom. Potrzeba było też igrzysk.

To średnio trafne, bo mówiąc igrzyska w takim kontekście (przeciwstawienia filozofom) mamy raczej na myśli igrzyska w stylu rzymskim, pochodzenia zresztą głównie etruskiego. Co oczywiście nie znaczy, że Grecy nie znali niezbyt wyrafinowanych rozrywek, każdy je zna.

http://altronapoleone.home.blog

Nawiązując do Przedpiszącej jednak uściślę, by Autor miał w pełni obraz omyłki erudycyjnej: Igrzyska w Rzyie/Etrurii a Olimiady w Grecji starożytnej różniły się między sobą mniej więcej tak jak krzesło i krzesło elektryczne. W Rzymie oprócz patrycjatu i niewolników mieliśmy sporą liczbę wolnego plebsu, kupowanego "chlebem i igrzyskami", czyli rozdawnictwem bezpłatnego zboża z Afryki i Hiszpanii, też rzymskich, oraz krwawymi widowiskami, zwanymi igrzyskami. W star. Grecji olimpiady składały się z pierwowzorów rego, co my mamy na olimpiadach letnich, tyle że dyscypkin było znacznie mniej: Penthatlon, czyli pięciobój (w tym rzut dyskiem, zapasy, biegi itd), wyścigi rydwanów, a także – uwaga, uwaga – konkursy poetyckie:). W odrodzonych olimpiadach przez barona C, poeci też początkowo zdobywali medale, ale potem MKOlowi to czemuś przeszło;)

 

A brała się ta różnica stąd, że w greckich miastach-państwach wolnego plebsu prawie nie było, więc nie było u kogo kupować poparcia i popularności (słowo, przypomnę, źródłosłów wzięło od populus – lud) krwawymi rzeźniami na stadionach, byli wolni obywatele, ich miewolnicy, a poza miastami metojkowie, także wolni chłopi, acz ubodzy;). Wielcy posiadacze ziemscy i ich niewolnicy to dopiero Rzym. Panem et Circenses! – to więc także dopiero Rzym, nie Grecja.

Jeszcze douściślając: etruskie igrzyska, z których wyewoluowała rzymska rozrywka (nie tylko dla plebsu, opowieści o cesarzach/patrycjuszach lubujących się w walkach gladiatorów nie są wymyślone przez Ridleya Scotta), miały charakter sakralny, konkretnie związany z pogrzebami. Grecy (w przybliżeniu, bo dotyczy to bohaterów homeryckich, czyli trochę diabli wiedzą czego, ale świadectwa przetrwały w kulturze greckiej) też takowe posiadali, ale wydaje mi się, że nie na śmierć i życie (choć przekaz homerycki może coś łagodzić, bo w jego czasach już było inaczej niż opisywanych, czy raczej przepisywanych z tekstów wcześniejszych). Potem ta rytualna agonistyka przerodziła się u Greków w igrzyska sportowe, a u Rzymian w widowiska gladiatorskie.

http://altronapoleone.home.blog

Każda wizja jest możliwa i równie prawdopodobna, dopóki przyszłość nie nadejdzie

 W ramach przedgłosowaniowych przypominajek przeglądam sobie jeszcze niektóre teksty albo niektóre dyskusje i dopiero teraz trafiłam na zacytowane powyżej zdanie, z którym pozwalam sobie się nie zgodzić. Historia nie jest zwykłą kostką do gry, na której wyrzucenie dowolnej liczby oczek jest równie prawdopodobne jak każdej innej. I wydarzenia rzadko są całkowicie przypadkowe, aczkolwiek bywają absurdalne, jak na nie spojrzeć zdroworozsądkowo i z perspektywy. W twoim ujęciu – zakładając, że przez “wizja” rozumiesz np. literacką historię alternatywną – równie prawdopodobne byłoby, że 1 września 1939 Polskę zaatakują nie tylko Niemcy czy Rosjanie, ale również Chińczycy albo Kanadyjczycy. Albo że w 1914 Austria zamiast Serbii i Rosji wypowie wojnę Chile albo Japonii. Pewnie, można by stworzyć światy (alternatywne wersje rzeczywistości), w którym wszystkie te wizje byłyby możliwe, ale wymagałyby one gigantycznych zmian warunków wyjściowych. Historia alternatywna powinna mieć zakorzenienie w realnej, żeby mieć sens, a na to trzeba te warunki przestudiować i zobaczyć, co jest prawdopodobne, a co nie.

http://altronapoleone.home.blog

Autorze, miałam dylemat, co tutaj począć. Mamy zapis w regulaminie, że opowiadanie powinno być wyzbyte rażących błędów do 1 maja, bo może zostać zdyskwalifikowane. Nie wdrożyłeś moich poprawek, choć wcześniej wdrożyłeś poprawki Reg. Sądziłam, że jeszcze będziesz nad tekstem pracował, bo owszem, warsztat jest dobry, ale nadal w tekście znajdują się wpadki – sporo brakujących przecinków, niektóre oczywiste (który, że), “chodź” zamiast “choć”, brakujące słówka (Gdy tylko samochód tor ruchu, drugi z napastników wskoczył na jego tył), w opisie walki nadal znajdują się wadliwe zdania, różne pomyłki w innych miejscach (ciała trzech Czarnych. Wyglądały jakby zmasakrowało ich jakieś zwierzę). Obawiam się, że nie mogę dopuścić tekstu do głosowania.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Nie ujęło mnie Twoje opowiadanie. Straszliwie toporne, ale to może być Twój styl, a nie musi mi przecież pasować. 

Nowa Fantastyka