- Opowiadanie: Cyano - Taniec

Taniec

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Taniec

Śmiech dziewczyny roznosił się echem po całej komnacie. Tańczyła jakiś dziwny, choć piękny taniec, chichocząc przy tym niczym mały chochlik. Dźwięk jej głosu musiał wystarczyć za muzykę. Piękna, biała suknia o zwiewnej spódnicy wirowała razem z nią, dzięki czemu dziewczyna zdawała się lekka niczym piórko. Z góry, z balkonów, wyglądała jak piękny, wirujący płatek śniegu, cudowne, niepowtarzalne dzieło Królowej Lodu.

Było ciemno. Światło księżyca, wpadające przez niewielki świetlik w dachu oświetlało jedynie sam środek komnaty. Mimo że obraz wirował jej przed oczami, wciąż dostrzegała białe przebłyski, co chwila wyłaniające się z ciemności, zacisnęła więc powieki i wirowała, i tańczyła, śmiejąc się dziwnym, pozbawionym wesołości, dźwięcznym śmiechem.

A białe maski wciąż pojawiały się i znikały w mroku, jakby ktoś co chwila gasił i zapalał świece. Raz odległe, na najwyższych balkonach, patrzyły na nią puste i obojętne. Innym razem całkiem bliziutko, na samym skraju cienia – i wtedy dziewczyna mogła usłyszeć cichutki chichot, który próbowała zagłuszyć własnym śmiechem.

Gdy przypadkiem otarła się koniuszkami palców o ciemność, słyszała szepty, szydercze, wściekłe, niektóre chyba nawet współczujące w ten zimny, drwiący sposób, mający raczej upokorzyć niż podnieść na duchu. Wtedy gwałtownie cofała rękę, na ułamek sekundy wybita z rytmu chwiała się, myliła kroki…

Jeśli piruet zaprowadził ją w ciemność, jeśli nie zdążyła się zatrzymać, zmienić kierunku, poprowadzić tańca w inną stronę, słyszała krzyki. Różne – niektóre przestraszone, inne mające straszyć, jeszcze inne pełne bólu, chyba bardziej psychicznego, niż fizycznego. Wtedy zdarzało się, że zatrzymywała się w połowie wykonywania jakiejś tanecznej figury, niezdolna do choćby najmniejszego ruchu i z przymkniętymi powiekami przysłuchiwała się krzykom. Trwało to jednak nie więcej niż ułamek sekundy. Zgrabnym piruetem wracała w krąg światła, znów wesoła i pełna energii, z nawet większą ochotą wykonywała skomplikowane figury, zbyt szybko, by można było za nią nadążyć wzrokiem.

Maski nadążały. Zawsze podążały za nią czarnymi, pustymi otworami. Zawieszone w powietrzu, pozbawione ciała i twarzy, którą mogłyby skrywać. Obojętne, na swój sposób chłodno drwiące. Przerażająco piękne i zimne. Podobne do bladych duchów.

A dziewczyna tańczyła i śmiała się, równie piękna, bardziej żywa. A może nie. Może jej twarz, wykrzywiona śmiechem, była właśnie taką maską, skrywającą obojętność. Może ciało poruszało się już tylko automatycznie, z coraz mniejszą ingerencją samej dziewczyny. Może była tylko lalką, piękną marionetką, którą w ruch wprawiały jedynie pociągane przez kogoś sznurki. Sama nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.

Ale tańczyła, odnajdując w tej czynności spokój i bezpieczeństwo. Nie chciała słyszeć masek, wiec śmiała się, choć próżno by w tym śmiechu szukać wesołości. Szybkie ruchy, wygięcie ciała, kolejny piruet. Wirować, wirować niczym płatek śniegu.

Bo co innego jej pozostało? Wszystkie drzwi były zamknięte, a ona dawno zgubiła klucz.

 

 

Koniec

Komentarze

Hmm, taniec. Raczej pląs. Pomysł jest bardzo ładny i dobrze świadczy o Twojej wrażliwości, ale przydałoby się dopracować ten tekst. Moim zdaniem powinien być bardziej zwięzły, wtedy efekt byłby mocniejszy. Przykład:

 Piękna, biała suknia o zwiewnej spódnicy wirowała razem z nią, dzięki czemu dziewczyna zdawała się lekka niczym piórko. Z góry, z balkonów, wyglądała jak piękny, wirujący płatek śniegu, cudowne, niepowtarzalne dzieło Królowej Lodu.

Te dwa zdania są zbyt rozwlekłe, za mocno tłumaczą – przydałaby się tutaj jakaś metafora, może: W centrum śnieżnobiałego wiru spódnicy dziewczyna wyglądała, jakby właśnie wyfrunęła spod palców zimy-artystki, Królowej Lodu.

 Było ciemno. Światło księżyca…

Nie zaprzeczaj sama sobie – opisz słup światła, a będziemy wiedzieli, że dookoła jest ciemność.

 Mimo, że obraz wirował jej przed oczami, wciąż dostrzegała białe przebłyski, co chwila wyłaniające się z ciemności

Dlaczego "mimo"? Właśnie przebłyski (a nie coś konkretniejszego) widzi się w takiej sytuacji.

współczujące w ten zimny, drwiący sposób, mający raczej upokorzyć

To nie jest współczucie – widzę, o co chodzi, ale rozjaśnij to trochę. Udawane, szydercze niby-współczucie, przesłodzona litość, zresztą, coś wymyślisz.

 niektóre przestraszone

Krzyki się nie boją, może być najwyżej krzyk przestrachu.

 Wtedy zdarzało się, że zatrzymywała się w połowie wykonywania jakiejś tanecznej figury, niezdolna do choćby najmniejszego ruchu i z przymkniętymi powiekami przysłuchiwała się krzykom. Trwało to jednak nie więcej niż ułamek sekundy.

To trzeba skrócić, bo sama długość zdania rozmywa efekt: Wtedy zamierała wpół kroku, jak sparaliżowana, i na ułamek sekundy jej świat stawał się bardzo ciasny i bardzo hałaśliwy.

 A dziewczyna tańczyła i śmiała się, równie piękna, bardziej żywa. A może nie. Może jej twarz, wykrzywiona śmiechem, była właśnie taką maską, skrywającą obojętność.

Ja zrobiłabym tak: A dziewczyna tańczyła i śmiała się, równie piękna, ale żywa, żywa… A może? Może i jej roześmiana twarz była tylko maską, malunkiem na porcelanie, na cienkiej skorupie skrywającej pustkę?

 Może ciało poruszało się już tylko automatycznie, z coraz mniejszą ingerencją samej dziewczyny.

To w ogóle bym wyrzuciła, bo rozwlekłe.

 Ale tańczyła, odnajdując w tej czynności spokój i bezpieczeństwo.

A to jest primo, zbyt wprost, i secundo, niespójne. Czy obraz, który pokazałaś, tchnie spokojem? Chyba nie.

 

Myślę, że masz potencjał, ale musisz jeszcze popracować. Powodzenia.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Opisałaś tańczącą dziewczynę, która ma chyba omamy, bo widzi gadające maski. Skoro jest zamknięta w komnacie i nie może wyjść, bo zgubiła klucz, musiała go zgubić w tym pomieszczeniu, więc dlaczego tańczy, zamiast szukać klucza. I po co się zamykała w komnacie? O co tu chodzi?

Moim zdaniem to nawet nie szort, a tylko scenka, w dodatku kompletnie pozbawiona fantastyki.

 

Jeśli pi­ru­et za­pro­wa­dził ją w ciem­ność, jeśli nie zdą­ży­ła się za­trzy­mać, zmie­nić kie­run­ku, po­pro­wa­dzić tańca w inną stro­nę, sły­sza­ła krzy­ki. […] Zgrab­nym pi­ru­etem wra­ca­ła w krąg świa­tła… –> Piruet wykonuje się w miejscu. Nie można oddalić się piruetem, nie można piruetem znikąd wrócić.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Też mam wrażenie, że to bardzo statyczny tekst. Nawet nie scenka, a obrazek.

Ot, tańczy sobie dziewczyna. Coś tam przy tym czuje. Nic się nie dzieje. Ja nie przepadam za takimi impresjami, co nie znaczy, że są złe. No i prawda, że trudno tu znaleźć fantastykę.

Mimo, że obraz wirował jej przed oczami

“Mimo że” i podobnych zestawów spójników nie rozdziela się przecinkiem. Jeśli zestaw nie występuje na początku zdania, to przecinek przed całością. Pójdę jutro na spacer, chyba że będzie padać.

Babska logika rządzi!

Faktycznie – statyczna scenka. Trudno więc na podstawie tej wprawki coś więcej powiedzieć.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Taka scenka i w sumie trudno coś więcej powiedzieć. Myślałem, że w końcówce coś się wydarzy, zakręci, ale nie.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Do ostatniego zdania nie wiedziałem o istnieniu jakichś istotnych dla fabuły drzwi. Domyślam się, że to metafora, ale ponieważ już taniec dziewczyny odbierałem jako metaforę, taki metametaforyczny koniec w żaden sposób nie przybliżył mi znaczenia twojej historii. Umówmy się, że uchwycenie sensu przerosło moje możliwości : ). 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dla mnie to nie jest historia. To raczej obrazek. Warto próbować takich rzeczy treningowo, by ćwiczyć ubieranie myśli w słowa, ale nie wiem, czy jest sens to publikować. Bo niestety nawet jako obrazek nie przypadło mi to do gustu. Jest zbyt… nijako. No okej, dziewczyna/kobieta tańczy, ale opisujesz to strasznie ogólnikowymi, nudnymi sformułowaniami, np. “Światło księżyca, wpadające przez niewielki świetlik w dachu oświetlało jedynie sam środek komnaty.”. Suknia jest biała, a jakże. Po prostu to wszystko jest zbyt sztampowe, by mnie zainteresować. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Zgadzam się, że to jest scenka i że jej skondensowanie pewnie by jej zrobiło dobrze, ale mnie jakoś urzekł ten obraz dziewczyny w białej sukience, która tańczy, bez muzyki, bo się boi ciemności pełnej potworów. Tu się nic nie dzieje, ale jakoś ten obraz mi został w pamięci już od paru godzin, od przeczytania tekstu.

ninedin.home.blog

Nowa Fantastyka