- Opowiadanie: Elfinder - Atanazja

Atanazja

Witam, starych i nowych użytkowników NF. Wracam po kilku latach przerwy. Kłaniam się nisko.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Atanazja

Łysiejący mężczyzna po pięćdziesiątce o dużych, okrągłych i lekko wyłupiastych oczach, wytarł chusteczką czoło. Dopił kawę z porcelanowej filiżanki. Rozejrzał się po pokoju.

Czarne meble – regał wypchany interaktywnymi hologramami książek, kanapa, dwa fotele i biurko – kontrastowały z białymi ścianami, na których wisiały kolorowe obrazy powykręcanych ludzkich postaci.

– Witam, panie Schulz! Nazywam się Caroline i zajmę się waszym podaniem! – Młoda blondynka w okularach weszła do pokoju, zajęła miejsce za biurkiem i otworzyła akta. Spojrzała znad okularów w stronę podstarzałego mężczyzny i odezwała się obojętnym głosem.

– Jest pan gotów?

Przytaknął, przełknął ślinę i wytarł spocone dłonie o spodnie.

– Proszę położyć się na kanapie i nałożyć Occulus. – Kobieta wskazała niewielkie urządzenie i poprawiła okulary. – Za chwilę znajdziecie się w Kuźni Celebrytów. Towarzyszyć będzie panu Osobisty Kronikarz. On też zada wam kilka pytań, które staną się rdzeniem wirtualnej wieczności.

– Rozumiem! Nie mam nic do ukrycia! – odpowiedział i ułożył się wygodnie na kanapie, z hełmem na głowie. Kobieta nacisnęła klawisz na panelu wmontowanym w blat biurka. Klient pisnął z wrażenia i zamarł z otwartymi ustami. Pracownica EyeTech zwróciła wzrok na hologram wyświetlony nad biurkiem pełen danych z kilku serwerów.

 

**

 

–Tu i teraz, Martinie, to punkt zwrotny w twoim całym życiu. Karierze, przyjaźni, miłości. Materialny węzeł czasoprzestrzenny, w którym cię uwięziono zostanie rozerwany strumieniem twojej samoświadomości i wytryśnie na podobieństwo gejzeru.

Słowa Osobistego Kronikarza, dźwięczne i mocne, rozpłynęły się w ogromie wrażeń, które opadły na mężczyznę i wmurowały go na podobieństwo kamienia węgielnego. Widok tego miejsca olśniewał, przykuwał i zapierał dech w piersi.

Schulz w czarnym smokingu, z muchą w groszki, kroczył w lśniących pantoflach po adamanitowej posadzce Kuźni Celebrytów. Sala balowa olśniewała bogactwem zdobień oraz ogromem przestrzeni. Wszędzie panował gwar rozmów, a dym cygar unosił się w powietrzu zmieszany z zapachem perfum i egzotycznych dań.

Sale wypełniała muzyka kilku orkiestr grających na przemian. Piękni ludzie, pozbawieni zmartwień maluczkich, używali życia pełną gębą. Szampan lał się strumieniem, a krewetki same wskakiwały na podniebienie celebrytów i w odgłosie mlaskania kończyły swój żywot.

Martin poczuł się bogiem, poczuł się celebrytą.

Nagle snop światła zmaterializował się przed nim, przyjmując ludzką formę i przeszedł do pytań. Odpowiedzi stanowiły o rdzeniu wieczności, do której zmierzał, bez dogmatów i etycznych pryncypii minionych wieków, jako młody bóg po pięćdziesiątce.

 

**

 

Pracownica EyeTech przyglądała się wybieranym przez klienta odpowiedziom. Zapisywała uwagi, analizowała grupę docelową oraz serwer, do którego winien być przypisany. Postukała ołówkiem o blat biurka. Charakterem Schulz przypominał ugotowane na miękko jajo.

 

**

 

Mężczyzna przekąsił ser pleśniowy w sosie borówkowym z kryształowego półmiska. Był pyszny, lepki i rozpływał się w ustach. Wychylił też lampkę wina, schwyconą z tacy kelnera. Nie dowierzał, smakowało wybornie. Nigdy nie pił czegoś tak dobrego.

– Zostały nam dwa ostatnie pytania. Preferencje seksualne – pytanie Osobistego Kronikarza mile połechtało klienta.

– D! – podkreślił z naciskiem.

– Rola w społeczeństwie?

– Władcza. Ciesząca się szacunkiem.

– Rozumiem. Zaraz za filarem znajduje się pracownia artystyczna z narzędziami do powołania awatara. W niego przelejemy twoją świadomość – wyjaśnił wirtualny lokaj. – Partnerkę możesz również powołać do życia poprzez panel tworzenia postaci. – Schulz poczuł dreszcze podniecenia. – Chyba, że udzielisz nam kredytu zaufania i pozwolisz miło się zaskoczyć. Profil kompanki zostanie dobrany z dbałością o szczegóły charakteru, zainteresowań, preferencji kulinarnych oraz wyglądu.

– Dobrze. Powołajcie kochankę do życia. I zaskoczcie mnie mile.

– Zatem do dzieła!

Drzwi pracowni roztworzyły się, a Martin usiadł przed pulpitem. Owładnął nim duch Fidiasza. Kruszył hologramową bryłę wizją swojego umysłu. Z niej wytrysnęła piękna twarz z zarostem, haczykowatym nosem, a blond włosy spływały mu do ramion. Na tors atlety narzucił przyprószone złotem i krwistą czerwienią rubinów szaty, a w akcesoria miłosne włożył najwięcej twórczego impetu.

Cofnął się kilka kroków. Piał z zachwytu. Awatar boga czekał na wchłonięcie świadomości pana.

– Gratuluję. Piękne ciało. A teraz, proszę za mną.

 

**

 

Z tarasu posiadłości roztaczał się widok na malownicze miasteczko, gdzie właśnie trwał festyn zbiorów.

– To jest twoja posesja. Jesteś tu burmistrzem. Jakkolwiek zaznaczam – dodał widząc rozczarowanie na twarzy zainteresowanego wiecznością. – Twój awans społeczny zależy od aktywności. Ułatwi ci ją system questów. Po ich ukończeniu poziom reputacji będzie się podnosił, co umożliwi ci przejście na wyższy poziom władzy.

– Ale…!?

– Burmistrzu, aby dusza nie popadła w marazm zawsze będzie zaczynała z góry ustalonego poziomu, aby łaknąć coraz więcej. Poza tym, prawdziwy władca jak ty, delektuje się kolejnymi kęsami mięsiwa na stole władzy. Zdobywa umysły i serca pospólstwa. Krok po kroku, aby wreszcie sięgnąć po władzę nad całym krajem! Ba, kontynentem!

Martin zdawał się ukontentowany nadchodzącym splendorem.

– Przydałby się taras na piętrze. Koniecznie z jacuzzi. Podświetlany.

– Twoje życzenie jest dla nas rozkazem.

Wnętrze posiadłości przypominało indyka z farszem. W salonie centralne miejsce zajmował posąg hermarfodyty z wmontowanym audiowizualnym sprzętem i kominek. Na środku stała wielka kanapa, fotele oraz szklany stolik. Po lewej stół do bilarda. Po prawej przy drzwiach prowadzących na taras dwa posążki satyrów, a na ścianach wisiały obrazy impresjonistów.

– Tu masz barek z alkoholem i pełnym repertuarem dopalaczy. – Kronikarz wskazał na otwarty drewniany globus. – Czy przejdziemy do kuchni? – Właściciel posesji zignorował pytanie i popędził na pięterko, po mięciutkim perskim dywanie.

 

**

 

Hol z szeregiem drzwi pachniał cynamonem i bluszczem. Wirtualny towarzysz podał Martinowi whisky z lodem.

– Jedne z tych drzwi skrywają twoją partnerkę.

Schulz wyglądał na rasowego niemieckiego owczarka. Biegał od drzwi do drzwi, obwąchiwał, nasłuchiwał, aż zastygł w miejscu. Ktoś zastukał obcasami o drewnianą podłogę. Serce mu zamarło, ale tylko na moment. Pchnął drzwi z impetem samca alfa i wpadł do środka.

Białe loki, niebieskie okrągłe jak piłeczki do ping ponga aryjskie oczy, wołały go, kusiły i onieśmielały.

– Marilyn Monroe… – wydukał.

– Eeenrrrikeeee… – odezwała się namiętnie diva.

Co prawda, dla zwykłego dyletanta sztuk miłosnych jej mordka wydała potoczne: meee, meee – ale nie dla Schulza, o nie. On jako wtajemniczony w miłosne misteria usłyszał imię swojego awatara.

Monroe stała na balkonie w świetle zachodzącego słońca. W pomalowanych raciczkach, rozwichrzonej łobuzersko wełnie. Żuła ponętnie natkę pietruszki i kręciła ogonkiem, odsłaniając krater miłości.

Jej kochanek padł na kolana, zawołał:

– Marzenie, marzenie!

 

**

 

Klient zawył z rozpaczy i zamachał rękoma.

Wełnista kochanka rozmyła się w jego ramionach, a on spadał w bezdenną czarną pustkę, czując w ustach ostatni bastion utraconej rzeczywistości – natkę pietruszki.

– Proszę zachować spokój! – kobiecy głos przebił się przez ogarniającą go ciemność. – Potrzebujemy teraz ostatniego podpisu i zostanie pan poddany procesowi transferu.

Mężczyzna zerwał z głowy hełm i ciężko oddychając rozejrzał po pokoju. Przetarł czoło chusteczką. Tkwił przez moment w lekkim osłupieniu. Caroline kontynuowała.

– Proszę przejść do salonu obok. – Ściana z obrazami zadrgała, a pośrodku ukazały się drzwi. – Kawa i ciasteczka na koszt firmy. Za kilka godzin ułożymy pana ciało w kapsule i powiadomimy przyjaciół i rodzinę. Wywołując w nich uczucie zazdrości wobec świata, którego staniesz się bogiem! Papiery do podpisania zostawiam…

Przypadł do stołu na kolanach i złapał w dłonie umowę. Trząsł się przez chwilę i patrzył na pracownicę EyeTech z uwielbieniem i bojaźnią.

Przypomina żebraka z obrazu, El Greco – pomyślała Caroline. Czy zatem my, pracownicy EyeTech jesteśmy odbiciem katolickich świętych? Znakomicie sytuowani materialnie i tacy altruistyczni. Dajemy biednym strawę i litujemy się nad nimi, dzieląc się płaszczem miłosierdzia i łaski? – opuściła pokój, a Martin podpisał kawałek papieru i ściskając go w dłoni przeszedł do poczekalni, mamrocząc pod nosem imię kochanki.

 

**

 

Ciało Schulza ułożone w kapsule żywo reagowało na bodźce serwowane przez oprogramowanie. Mężczyzna błądził w utopijnym świecie od kilku miesięcy, nie wiedząc, że zdegustowani jego decyzją członkowie rodziny, złożyli pozew sądowy przeciwko korporacji EyeTech. Proces odwołano w ostatniej chwili, gdyż obie strony doszły do porozumienia. Martin miał zostać odłączony od serwerów i zostać poddany zabiegowi pobrania narządów. Korporacja otrzymywała całkowity dochód ze sprzedaży organów oraz dostawała pełną kwotę za rok usług. Odstępowali zaś od świadczeń socjalnych – wpisanych ustawowo do sześćdziesiątego siódmego roku życia klienta, które ten, oddał im w zamian za natkę pietruszki w mordce wirtualnej Merline Monroe.

Ale zraniona małżonka nie czuła satysfakcji. Zapłaciła informatykom EyeTech za mały update świata – przed odłączeniem sodomity. Pewnego wieczoru, ciesząc się lampką wina, obserwowała na monitorze osobistego laptopa byłego męża. Burmistrz rozkoszował się lampką wina w jacuzzi, gdy banda zamaskowanych drabów z fezami na głowach, pojawiła się na jego posesji, przeorała runo marynosa na oczach burmistrza, po czym przerobiła ślicznotkę na kebab.

Koniec

Komentarze

Jestem pewien, że myśli nie zapisuje się w taki sposób, ale na te pewnie zwrócą Ci uwagę bardziej kompetentne osoby (regulatorzy) ; D

 

Przeczytałem bez większych problemów a to najważniejsze – owca mnie nieco zaskoczyła i pojawienie się Merline Monroe przemieszanej z owcą wprowadziło mnie w zakłopotanie – czy to owca czy nie; prawdopodobnie nie posiadam jakiejś ważnej informacji; dobrze by było to wyjaśnić przy pojawieniu się informacji o “kategorii D” – gdyby tam była jakaś nazwa, można by uniknąć tego zamieszania ; D

Ale czytało się dobrze.

Pozdrawiam

Wykazując dobrą wolę można uznać, że jakiś pomysł był, jednakowoż, Elfinderze, zamordowałeś go własnoręcznie wykonaniem. W obecnym kształcie, moim zdaniem, opowiadanie nie powinno zostać opublikowane.

Czy tytuł nie powinien brzmieć Atanazja? Jeśli nie, to chciałabym wiedzieć, co znaczy Atanaza.

 

Ro­zej­rzał po po­ko­ju. –> Rozejrzał się po pokoju.

 

– Ro­zu­miem! Nie mam nic do ukry­cia! – Od­po­wie­dział i uło­żył się wy­god­nie na ka­na­pie z heł­mem na gło­wie. Ko­bie­ta na­ci­snę­ła kla­wisz… –> Winno być:

– Ro­zu­miem! Nie mam nic do ukry­cia! – od­po­wie­dział i uło­żył się wy­god­nie na ka­na­pie, z heł­mem na gło­wie.

Ko­bie­ta na­ci­snę­ła kla­wisz

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

wy­try­śnie na po­do­bień­stwo gaj­ze­ru. –> Literówka.

 

wmu­ro­wa­ły go na po­do­bień­swo ka­mie­nia wę­giel­ne­go. –> Literówka.

 

Od­po­wie­dzi sta­no­wi­ły o rdze­niu wiecz­no­ści pa­ten­ta, do któ­rej zmie­rzał bez do­gma­tów i etycz­nych pryn­cy­pii mi­nio­nych wie­ków jako młody bóg po pięć­dzie­siąt­ce.  –> Nie rozumiem tego zdania. Co to jest patenta? To słowo pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

…i etycz­nych pryn­cy­piów

Na wszelki wypadek sugeruję, abyś poznał znaczenie słów patentpetent.

 

Cha­rak­te­rem Schulz przy­po­mi­nał roz­go­to­wa­ne na mięk­ko jajo. –> Można ugotować jajko na miękko, ale nie można go na miękko rozgotować.

 

Nie­do­wie­rzał, sma­ko­wa­ło wy­bor­nie. –> Nie­ do­wie­rzał, sma­ko­wa­ło wy­bor­nie.

 

– Part­ner­kę mo­żesz rów­nież okieł­znać w pa­ne­lu two­rze­nia po­sta­ci. –> W jakim sensie może okiełznać partnerkę?

 

Z niej wy­try­snę­ła pięk­na twarz z za­ro­stem, kru­czym nosem… – Jak wygląda kruczy nos?

 

Na tors atle­ty na­rzu­cił przy­pru­szo­ne zło­tem… –> Na tors atle­ty na­rzu­cił przy­pró­szo­ne zło­tem

 

Gór­ska po­sia­dłość roz­ta­cza­ła z ta­ra­su widok na ma­low­ni­cze mia­stecz­ko… –> Z tarasu posiadłości roztaczał się widok na ma­low­ni­cze mia­stecz­ko

Posiadłość nie potrafi roztaczać niczego.

 

Wnę­trze po­sia­dło­ści przy­po­mio­na­ło in­dy­ka z far­szem. –> Literówka.

 

W sa­lo­nie cen­tral­ne miej­sce zaj­mo­wał posąg he­mar­fo­dy­ty… –> …posąg he­rmafro­dy­ty

 

na ścia­nach wi­sia­ły ob­ra­zy im­pre­sio­ni­stów. –> …na ścia­nach wi­sia­ły ob­ra­zy im­pre­sjo­ni­stów.

 

Wir­tu­al­ny to­wa­rzysz podał Mar­ti­no­wi Whi­sky z lodem. –> Wir­tu­al­ny to­wa­rzysz podał Mar­ti­no­wi whi­sky z lodem.

Nazwy trunków zapisujemy małymi literami.

 

– Jedne z tych drzwi skry­wa­ją owoc po­żą­da­nia. –> – Jedne z tych drzwi skry­wa­ją przedmiot po­żą­da­nia.

Owocem pożądania może ciąża, a w jej następstwie potomstwo.

 

Serce mu za­mar­ło, ale tylko na mo­ment. Pchnął je z im­pe­tem samca alfa… –> Dlaczego pchnął serce?

 

Mer­lin Mon­roe… – wy­du­kał. –> Czy aby nie miałeś na myśli Marilyn Monroe?

 

Co prawd, dla zwy­kłe­go dy­le­tan­ta… –> Literówka.

 

po środ­ku uka­za­ły się drzwi. –> …pośrod­ku uka­za­ły się drzwi.

 

Przy­po­mi­na że­bra­ka z ob­ra­zu, El Greco. Czy zatem my, pra­cow­ni­cy Ey­eTech je­ste­śmy od­bi­ciem ka­to­lic­kich świę­tych. Zna­ko­mi­cie sy­tu­owa­ni ma­te­rial­nie i tacy al­tru­istycz­ni. Da­je­my bied­nym stra­wę i li­tu­je­my się nad nimi, dzie­ląc się płasz­czem mi­ło­sier­dzia i łaski? – Z tą myślą Ca­ro­li­ne opu­ści­ła pokój… –> Tu dowiesz się, jak zapisywać myśli: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/;10328

 

bodź­ce ser­wo­wa­ne przez opra­gro­mo­wa­nie. –> Literówka.

 

wpi­sa­ne­go usta­wo­wo do sześć­dzie­siąt­go siód­me­go… –> Literówka.

 

oddał im wza­mian za natkę pie­trusz­ki… –> …oddał im w za­mian za natkę pie­trusz­ki

 

prze­trze­bi­ła runo ma­ry­nos… –> Czy tu miało być: …prze­trze­bi­ła runo mery­nosa

Co to znaczy, że runo zostało przetrzebione?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziekuję za komentarze. Kierując się uwagami wprowadzę zmiany. I pełna zgoda do tego, że opek nie powinien być opublikowany z bykami xD

Kłaniam sie nisko i pozdrawiam serdecznie:)

OK, jest jakiś pomysł, ale na kolana mnie nie rzucił. Tym bardziej, że zaczęłam czytać jeszcze wieczorem, kiedy było sporo błędów.

Ale wizja interesująca (choć scenkowata). Kochanka przerobiona na kebab – to musi być traumatyczne…

W salonie centralne miejsce zajmował posąg hermarfodyty z wmontowanym audiowizualnym sprzętem i kominek. Na środku stała wielka kanapa, fotele oraz szklany stolik. Po lewej stół do bilarda i kominek.

To ile tam było kominków?

Babska logika rządzi!

Hej, Finkla! Dzięki za czas spędzony nad opkiem. Biorę młot i rozwalam kominek. Dzięki!

Pojawienie się owczarka niemieckiego i owcy wprawiło mnie w konsternację i przez chwilę byłam pewna, że nic nie rozumiem. Jednak rozumiem. Nie czytało się źle, czytałam nawet z zainteresowaniem. Ale finalnie… Hm, no sama nie wiem. Dziwne. :)

Dlaczego bohatera nazywasz “patentem”?

Jest tu pomysł, ale język użyty w tekście jest dla mnie bardzo sterylny. Choćby pierwszy akapit:

Łysiejący mężczyzna po pięćdziesiątce o dużych, okrągłych i lekko wyłupiastych oczach, wytarł chusteczką czoło. Dopił kawę z porcelanowej filiżanki. Rozejrzał się po pokoju.

Facet zrobił coś. Potem zrobił coś jeszcze. I zrobił coś trzeciego. Nie ma w tym urozmaicenia, nie ma jakiejś takiej finezji. Przeczytałem więc to i bez emocji, jak relację.

Motyw z owcą i owczarkiem ciekawy, ale jak wyżej – wykonanie go położyło.

W kwestiach technicznych od czasu od czasu nadal też coś chrzęści w tym koncercie fajerwerków. A to brak spacji po półpauzie, a to wykrzykniki przy teoretycznie spokojnej odpowiedzi, a to powtórzenie.

Podsumowując: pomysł był, ale wykonanie nie rzuciło na kolana.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Muszę przyznać, że owczarek i owieczka zaskoczyły. Nawet takim lekkim “WTF”?

Ze strony technicznej, to tekst sprawia wrażenie “nieskompresowanego”. Coś, o czym wspomniał NWM. Skupiasz się miejscami na szczegółach, które tak naprawdę są mało istotne dla treści. Rozumiem budowanie klimatu, ale krótka forma nie wybacza radosnych wycieczek opisowych.

W sumie, pomysł na plus (chociaż tematyka wirtualna zrobiła się ostatnio cokolwiek modna), ale wykonanie rozcieńczyło wrażenie.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Hej! Przepraszam, że odpowiadam teraz ale przez weekend lamiłem w Hearthstone:)

Bardzo celne uwagi. Jestem wdzięczny za wasz czas i wyłuskanie niedociągnięć i błędów! Obiecuję poprawę.

Pozdrawiam serdecznie

Pomysł całkiem całkiem, choć owieczka i owczarek rzeczywiście zrobiły WTF. Zapewne zbyt duży kontrast do reszty tekstu, z tymi wszystkimi celebrytami, burmistrzami i hajlajf. 

Szampan lał się strumieniem, a krewetki same wskakiwały na podniebienie celebrytów i w odgłosie mlaskania kończyły swój żywot.

Jedli żywe krewetki? A pfeee! 

A wykonanie, mimo, że zgrzyta, to jedzie. Znaczy – nie ma tragedii, to wszystko jest do całkiem szybkiego wyrobienia. Wydaje mi się, że każdy następny tekst będzie lepszy.

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nowa Fantastyka