- Opowiadanie: Gabita - Ostatni skok Eddy`ego Willemsa

Ostatni skok Eddy`ego Willemsa

Eddy Willems, stary fachowiec, idzie na emeryturę. Chce zamieszkać z synem i wnukiem na odległej Ziemi. Planuje ostatni napad. Pierwszy raz od lat coś idzie nie po jego myśli.

 

Historia została już opublikowana na innym portalu.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

mr.maras, cobold, NoWhereMan

Oceny

Ostatni skok Eddy`ego Willemsa

AKT I: SYN

Ostatni papieros w paczce wyglądał nad wyraz samotnie. Eddy Willems wahał się chwilę, nim go wyciągnął i zgniótł kartonik. Ostatni papieros. Westchnął ciężko. Czyli naprawdę rzuca. Tak, jak obiecał synowi. Odłożył niepotrzebne opakowanie na stół i zapalił, zaciągając się gorzkawym, mocnym dymem. Będzie mu tego brakować. Nic nie rozjaśniało myśli lepiej od nikotyny.

– Jeszcze raz – nakazał rozwalonemu na kanapie młokosowi.

Bobby Locke jęknął znudzony.

– Dręczysz mnie od trzech dni! – Chłopak uniósł ręce w dramatycznym geście. – Już chyba nie można być bardziej przygotowanym.

– Pytałem cię o zdanie? – Eddy uniósł brwi z naganą. Podszedł do okna, ciągnąc za sobą smużkę dymu. Zachód słońca kładł się ognistą kulą na falach Oceanu Armstronga.

Bobby przewrócił oczami i westchnął. Co go podkusiło, by zostać uczniem akurat starego Eddy’ego Willemsa?

– Sklep znajduje się na trzecim poziomie, tuż przy północnym wejściu na kwadrat. Panelu kontrolnego pilnują dwie kamery, sterowane przez górę. Nie wyłączymy ich, czyli przebrania. System ochrony to nowsza wersja Protection dwa dwieście ziemskiego G-techu. I tak, przejrzałem schematy, do kurwy nędzy – wyrecytował na jednym wydechu, siniejąc odrobinę. Eddy milczał. Obserwował powolną wędrówkę czerwonego olbrzyma w głąb morza.

– Jesteś pewien, że sobie poradzisz? – spytał wreszcie.

Chłopak palnął się dłonią w czoło.

– Sam uznałeś, że jestem gotowy!

– Nigdy nie pracowałeś na serii Protection – zauważył Eddy, wypuszczając chmurę dymu.

– Wybrałem ten sklep, obserwowałem go, zgromadziłem od chuja informacji… – Bobby wreszcie usiadł normalnie, poważnie zdenerwowany. – Zaplanowałem wszystko krok po kroku. Nie odbierzesz mi tej akcji! – Trzasnął ręką w stół.

Eddy Willems przez chwilę nie odpowiadał. Stał bez ruchu, czarna sylwetka na tle wypełniającego okno rdzawego światła. Papieros dymił.

– Sprawdź, czy wszystko mamy – polecił wreszcie mężczyzna, dobrze wiedząc, że uczeń, podnosząc się, zaczął robić miny. – Ruszamy, gdy tylko zajdzie słońce. I ustaw stałą lokalizację na smartwatchu – dodał, nim świsnęły zamykane drzwi sypialni. W salonie zapadła cisza. Eddy zaciągnął się papierosem. Może naprawdę przesadza.

Był to jednak pierwszy od trzydziestu lat napad, którego nie zaplanował i jednocześnie sprawdzian umiejętności Bobby`ego. Na razie wszystko szło gładko. Ale to o niczym nie świadczy. Doświadczenie Eddy`ego Willemsa szeptało mu do ucha o dziesiątkach potencjalnych zagrożeń. Wystarczyło kiepskie przebranie, przypadkowy świadek, nieprzewidziany patrol, za wolna lub niepewna ręka… Mężczyzna nie miał ochoty wpaść podczas ostatniej akcji w swojej karierze. Czekało na niego przecież kilka przyjemności. Emerytura. Wnuk. Syn z wolnym pokojem na dalekiej Ziemi.

Papieros skończył się zbyt szybko. Eddy przeczesał gęstą brodę. Musi przestać się martwić i skupić na zadaniu. Wrócił do stołu. Zgasił niedopałek. Za oknem już tylko skrawek czerwonego olbrzyma wystawał nad pokrywający prawie całą planetę ocean. Nadciągała noc. Piękna, sławna w całej galaktyce noc Szafiru. Eddy Willems zawiesił wzrok na gasnącej feerii barw. Będzie mu brakować tego widoku. Szkoda, że syn mieszka na innej planecie.

Drzwi sypialni otworzyły się ze świstem.

– Wszystko gra i buczy – poinformował nonszalancko Bobby, grzebiąc w swoim smartwatchu. Widząc hulający już po pokoju mrok, zatarł ręce. – To co, zaczynamy?

Eddy skinął głową. A po drodze do sypialni, wraz z pustą paczką, wyrzucił całą popielniczkę.

 

AKT II: UCZEŃ

Panel sterujący systemami sklepu z elektroniką był już stary i trochę odrapany. Bobby wyciągnął narzędzia. W skupieniu podważył nakładkę. Eddy odsunął się odrobinę, wiedząc, jak bardzo irytuje czyjś ponaglający oddech na karku. Poprawił kominiarkę. Zabawę czas zacząć.

Pierwszą część akcji, zakładającą przedostanie się z kompleksu S38 do A22, wykonali bez większych problemów. Mimo wszechobecnej obserwacji. Eddy jednak już dawno rozpracował system kamer w swojej kostce. Wystarczyło kilka komend i wszystkie się zawiesiły. Dzięki temu, nawet jeśli ktoś będzie chciał prześledzić trasę złodziei, dowie się jedynie, z którego kompleksu przybyli. A to zawęża krąg podejrzanych do zaledwie kilku tysięcy. Policja z głowy. Pozostaje już tylko unikać patroli, których zresztą nie ma zbyt wiele na niższych poziomach. Roboty zbyt często wracały uszkodzone, by gra była warta świeczki.

Oświetlenie sklepu zamrugało. Drzwi stanęły otworem. Eddy poklepał ucznia po ramieniu. Szybki i skuteczny. Nauka dobiegła końca.

Nie zwlekając, złodzieje ruszyli między wąskie regały, wrzucając do plecaków starannie wyselekcjonowany łup. Nic dużego. Nic rzadkiego. Małe i łatwe do sprzedania. Złota zasada Eddy’ego Willemsa. Może nie przynosiła ogromnych zysków, ale zarobek był godziwy, a więzienie niewielkim zagrożeniem. Dlatego się jej trzymał. Jeszcze nigdy go nie zawiodła. Nie każdy potrafił jednak oprzeć się pokusie i Eddy zawsze do tej pory kontrolował plecak Bobby’ego, nie ufając młodzieńczej fantazji. Tym razem jednak, gdy spotkali się przy wyjściu, nie wyciągnął ręki. Jedynie skinął głową. Druga część planu również poszła gładko.

Teraz tylko dotrzeć do kompleksu L10, znaleźć starego Lawrence’a i opchnąć towar. Złodzieje wyszli na ciemny korytarz. Bobby pochylił się przy panelu, by zamknąć sklep i opóźnić zgłoszenie napadu. Z uśmiechem grzebał wśród kabli. Nie ma nic piękniejszego niż brak komplikacji podczas roboty.

Wtedy zawył alarm.

Eddy Willems zadziałał odruchowo, mimo że minęły lata, odkąd ostatni raz słyszał ten mrożący krew w żyłach dźwięk. Chwycił ucznia za kaptur czarnej bluzy. Oderwał od panelu. Zebrał upuszczone narzędzia i pociągnął przez korytarz, łączący mieszkalną ramę z wewnętrznym, służącym jako przestrzeń publiczna sześcianem. Muszą zdążyć do windy przed najbliższym patrolem. Eddy biegł, odganiając strach i wątpliwości, mącące umysł. Nie mają wyboru. Muszą.

 

AKT III: WNUK

Na pierwsze roboty natknęli się w śluzie między kompleksami A22 i B22. Trzy maszyny zagrodziły im drogę, bucząc ponuro. Wysunęły mackowate kończyny. Z głośników padł rozkaz ustawienia się pod ścianą. Eddy nie czekał aż dodadzą informację o konsekwencjach stawiania oporu. Rzucił w najbliższego robota ciężkim plecakiem i zawrócił do A22. Dobiegł go trzask padającej na ziemię maszyny. Czyli trafił, gdzie chciał. Słaby uśmiech przebiegł mu przez twarz. Zostały dwa.

Bobby rzucił własnym plecakiem i pobiegł za nauczycielem. Zawalił. Tak bardzo zawalił. Przerażony, dogonił Eddy’ego.

– Co robimy?! – wyjąkał, nie mogąc zebrać myśli. Buczenie goniących ich robotów narastało.

– Do kwadratu, schowasz się w parku – wysapał Eddy, wiedząc, że maszyny priorytetowo traktują uciekających. Jeśli chłopak się ukryje, będzie narażony tylko na pobieżny skan otoczenia.

– A ty?!

– Dam sobie radę. – Skręcili w korytarz łączący ramę i wewnętrzny sześcian. Wypadli na plac. Bobby odbił w stronę parku, a Eddy przyspieszył. Widział już drzwi windy. Dopadł panelu. Jak na złość, urządzenie było na 28 poziomie. Nie zdąży. Buczenie narastało i to również od strony śluzy południowej. Zostały schody. Rzucił się w stronę pobliskiego korytarza i znalazł niepozorne drzwi. Wystarczyło kilka komend ze smartwatcha, by zamek puścił. Eddy ruszył, przeskakując po kilka stopni, na 13 poziom. Tam też jest śluza. I może żadnych patroli.

Nie miał szczęścia. Ledwo uchylił drzwi, powitało go znajome buczenie. Ruszył na poziom 23.

Eddy Willems nie pierwszy raz uciekał przed policyjnymi maszynami, dobrze więc znał ich możliwości. Na schodach poruszały się wolno, większą część mocy przeznaczając na wznoszenie. Do czego przystosowane nie były. Punkt dla Eddy’ego. Problem polegał na tym, że jeśli skończą mu się nieobstawione śluzy, mężczyźnie pozostanie dach. I próba przeskoczenia z jednego kompleksu na drugi. Dwa razy mu się udało. Ale był wtedy dużo młodszy. W tej chwili natomiast ze zdziwieniem stwierdził, że ledwo dyszy pokonawszy zaledwie 33 poziomy.

Zacisnął zęby. Nie. Żadnych wątpliwości. Da radę. Musi dać radę. Czekają na niego syn i wnuk. Mały Peter od dawna nie widział dziadka. Na pewno tęskni.

Eddy Willems zebrał się w sobie i jeszcze przyspieszył. Dopadł drzwi na poziomie 53. Otworzył. Ostrożnie wyjrzał na korytarz. Cisza brzmiała obiecująco. Miał właśnie ruszyć w stronę śluzy, gdy zza załomu wypadł dwumaszynowy patrol. Eddy Willems zatrzasnął drzwi.

– Kurwa – wyszeptał. Już dawno nie miał takiego pecha. Zacisnął pięści i pobiegł na dach. Wiele dałby za jednego papierosa.

Z trudem otworzył nieużywaną klapę.

Świeże, lodowate powietrze uderzyło w Eddy’ego niczym taran, o mało go nie przewracając. Mężczyzna stał przez chwilę, przyzwyczajając się do warunków panujących na kilku kilometrach. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz wyszedł na zewnątrz. Zapomniał już, jakie to uczucie. Wiatr szarpiący ubraniem. Zimno przenikające do kości. Odetchnął głęboko. Potem się pozachwyca.

Ruszył ostrożnie w stronę krawędzi zapewniającej skok z wiatrem. Dodatkowa pomoc nie zaszkodzi. Podszedł na tyle blisko, by ocenić odległość do następnego kompleksu. Dużo. Zacisnął zęby. Ale nie ma wyboru. Syn nie będzie przecież przyprowadzał Petera do więzienia. Cofnął się, ile mógł. Odetchnął. Zaczął biec. I skoczył.

Eddy Willems zbliżał się do pięćdziesiątki, już dawno wyłysiał, a resztki włosów golił regularnie u znajomego fryzjera. Miał za to piękną brodę, którą pielęgnował z oddaniem godnym lepszej sprawy. Lubił zawód włamywacza i był w tym dobry. Kochał syna. Wnuka jeszcze bardziej. Palił od trzydziestu lat. Miał zacząć emeryturę. Eddy Willems myślał o tym wszystkim, prując powietrze kilka kilometrów nad połyskującym w świetle księżyca Oceanem Armstronga. Niebo migotało tysiącem gwiazd. Na Szafirze trwała jedna z tych cudownych, sławnych w całej galaktyce nocy. Eddy Willems zachwycił się nią tak, jak każdego innego wieczoru przez większość swojego życia.

Kochał tę planetę. Będzie za nią tęsknił.

Z tą myślą uderzył w ścianę kilka metrów poniżej krawędzi i spadł do oceanu.

Koniec

Komentarze

Cholera skasowało mi komentarz. Piszę od nowa.

 

Podoba mi się ta historyjka. Napisana w stylu retro, w konwencji opowieści złodziejskich, tyle że osadzona w realiach… space opery? Jest bardzo klasycznie i ze wszystkimi elementami typowej opowieści tego typu: jest stary wyga i żółtodziób, jest ostatni skok, wpadka, ryzyko, postawienie wszystkiego na jednej szali, mistrz ratuje ucznia i się poświęca itd.. Jest w sumie nie tylko klasycznie jak w opowieściach złodziejskich ale także trąci klasyczną fantastyką Złotego Wieku. Jest nieco romantycznie i nostalgicznie. Finał nie mógł być inny. Zacnie to wykoncypowałaś. Nawet ten syn i wnuk czekający na dziadka, którego nie wypada odwiedzać w więzieniu wpisuje się w taką opowieść.

Podsumowując – bardzo zgrabnie i udanie zagrałaś na ogranych przecież elementach i z przyjemnością przeczytałem po raz tysięczny tę samą historię w nowej scenografii. Napisałaś to wszystko całkiem przyjemnie dla oka, w odpowiednim stylu i z całkiem niezłym warsztatem. Kompozycyjnie i fabularnie historia także jest bardzo sprawnie rozegrana.

Zastrzeżenia niestety też są. Wymieniłbym chociaż raz tego czerwonego olbrzyma, bo powtarza się zbyt często. Trochę rzuca się w oczy dosyć mało nowoczesna technika i sposób działania (zarówno złodziei jak i policji) jak na odległą przyszłość i odległy świat. Ale to nie przeszkadza akurat w lekturze. Trochę szwankuje interpunkcja. Inne uwagi poniżej:

 

Obserwował powolną wędrówkę czerwonego olbrzyma wgłąb morza.

​w głąb?

 

– Sprawdź, czy wszystko mamy – kazał wreszcie mężczyzna, dobrze wiedząc, że uczeń,

podnosząc się, zaczął robić miny. – Ruszamy, gdy tylko zajdzie słońce. I ustaw stałą lokalizację na smartwatchu – dodał, nim świsnęły zamykane drzwi sypialni.

 

Coś się w edycji posypało. To kazał bym zmienił na nakazał lub polecił.

 

Widząc hulający już po pokoju mrok, zatarł ręce. – To co, zaczynamy?

Hulający mrok cięzko sobie wyobrazić. 

 

Eddy odsunął się odrobinę, wiedząc, jak bardzo irytuje czyjś poganiający oddech na karku.

Może ponaglający oddech?

 

Dzięki temu nawet, jeśli ktoś będzie chciał prześledzić trasę złodziei, dowie się jedynie, z którego kompleksu przybyli.

​Przecinek chyba raczej po temu.

 

Wysunęły macki rąk.Z głośników padł rozkaz stanięcia pod ścianą.

​Macki rąk? Albo macki albo ręce.

 

Dałem pewnego klika do biblioteki.

Po przeczytaniu spalić monitor.

 Tak w ramach powitania ;-) 

Podszedł do okna, ciągnąc za sobą strużkę dymu.

Lepiej "smużkę". Strużka kojarzy się z cieczą. 

Obserwował powolną wędrówkę czerwonego olbrzyma wgłąb morza.

W głąb. 

 

Tyle z rzeczy technicznych, bo tekst jest napisany porządnie. Ale… To właściwie tyle. Nie wiem, co jeszcze mogę na jego temat napisać. Mimo, że wszystko jest na miejscu (krótko, ale obrazowo przedstawiony świat, konkretny bohater, a nawet dwóch, akcja, emocje) to jednak scenka, być może za sprawą zakończenia, spowodowała jeno wzruszenie ramion.

Jak dla mnie – fajna scenka, z której niewiele wynika. Choć wierzę, że innym może spodobać sie bardziej. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

mr.maras – bardzo cieszę się, że Ci się podobało. Serdecznie dziękuję za polecenie do biblioteki, a przede wszystkim za naprawdę konstruktywną krytykę. Chciałabym częściej otrzymywać taki feedback, kiedy proszę kogoś o przeczytanie jakiegoś tekstu. Odnośnie zastrzeżeń: nie jestem ekspertem od przestępczości, aczkolwiek zamysł był właśnie taki, by w sumie metody, jak i technika nie różniły się aż tak drastycznie, jak to zwykle bywa przy science fiction (czy to dobry pomysł to inna sprawa, podkreślam jedynie, ze była to świadoma decyzja). Nadużywanie “czerwonego olbrzyma” mogło wyniknąć z mojej drobnej paranoi “a co jeśli nie piszę jasno i nikt nie zrozumie, o co mi chodzi”, przez co unikałam określenia “słońce”. Dziękuję za zwrócenie uwagi, przejrzę tekst pod tym kątem. Co do pozostałych błędów, raczej stylistycznych, w większość chylę głowę – nie licząc może “hulającego mroku” (wybacz, ale mój wewnętrzny poeta broni tego wyrażenia własną piersią, nie wiem, czy dam radę je usunąć).

thargone – dziękuję również za uwagi, zgadzam się, poprawię. Rozumiem też, że nie każdy będzie zachwycony, przy tak krótkim tekście trudno przecież czytelnika wciągnąć. Tak, jak stwierdziłeś – jest to po prostu scenka. Czy nic nie wnosi? Zależy chyba od oczekiwań. Nie pisałam jej z zamiarem oświecenia czytelnika albo ukazania mu przełomowej prawdy o świecie, nie planowałam też tworzenia kontynuacji. Zamierzałam jedynie ukazać pewnego człowieka, jego wybory i ich konsekwencje. To się chyba udało?

Dziękuję jeszcze raz za komentarze i również pozdrawiam.

Zgrabnie napisany szorcik. Podobał mi się :)

Kiedyś dostanę Nobla.

Zasadniczo zgadzam się z komentarzem Marasa, tylko tam, gdzie On dostrzega zalety, ja widzę raczej wady. Znana historyjka, niewiele wnosi do wiedzy ludzkości. Fantastyka została zepchnięta do roli scenografii – pod tym względem IMO nic ciekawego nie pokazałaś. Ot, inna planeta z wyjątkową nocą (no, nawet nie wiem, na czym polega to jej słynne piękno). A opowiastek o mistrzu za wszelką cenę chroniącym ucznia, który stał się przyczyną kłopotów, to już trochę było.

Ładnie oddałaś relację między bohaterami, ale nie tego szukałam.

Nie przejmuj się zbytnio, nie wszyscy mają taki stosunek do fantastyki i obyczajówki jak ja. :-)

Napisane bardzo przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

A ja dodam jeszcze, że “rozkaz “stanięcia” brzmi naprawdę kiepsko.

 

Rzeczywiście, każdy czyta po swojemu. Ja nie mam nic przeciwko starym historiom z wiadomym zakończeniem, o ile są dobrze opowiedziane. Chociaż grają na tych samych nutach, to przy okazji poruszają też te same struny. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Borowik – miło mi, że ci się podobało :)

Finkla – szczerze mówiąc, nie wiem, co ci odpowiedzieć. Masz rację, ten tekst to żadna nowość i jestem tego świadoma. Ale chociaż warsztat ci się podobał, czyli jest nadzieja :D

mr.maras – jeszcze raz chylę głowę. To rzeczywiście mogłoby brzmieć lepiej.

No cóż, może Eddy Willems powinien zdawać sobie sprawę, że jego ostatni skok miał miejsce poprzedni razem…

Czytało się całkiem nieźle, ale ta historyjka, jedna z wielu, pamięci mi raczej nie obciąży.

 

Ostat­ni pa­pie­ros wy­glą­dał w pu­stej pacz­ce nad wyraz sa­mot­nie. –> Skoro w paczce był jeden papieros, nie była ona pusta.

 

 – Sklep znaj­du­je się na trze­cim po­zio­mie, tuż przy pół­noc­nym wej­ściu na kwa­drat. Pa­ne­lu kon­tro­l­ne­go pil­nu­ją dwie ka­me­ry, ste­ro­wa­ne przez górę. Nie wy­łą­czy­my ich, czyli prze­bra­nia. Sys­tem ochro­ny to now­sza wer­sja Pro­tec­tion 2200 ziem­skie­go G-te­chu. –> …to now­sza wer­sja Pro­tec­tion dwa tysiące dwieście ziem­skie­go G-te­chu.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

Na scho­dach po­ru­sza­ły się wolno, więk­szą część mocy prze­zna­cza­jąc na wzno­sze­nie. Do czego przy­sto­so­wa­ne nie były. –> Raczej: Na scho­dach po­ru­sza­ły się wolno, więk­szą część mocy prze­zna­cza­jąc na wzno­sze­nie, do czego przy­sto­so­wa­ne nie były.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podoba mi się dwuznaczność tytułu. Ale sama historia trochę wątła, to znaczy niewiele się wydarzyło i raczej na długo mi w pamięci nie zostanie ten tekst.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

regulatorzy – dziękuję za uwagi. W pierwszym przypadku masz rację, jakoś mi umknęła ta oczywistość. Co do drugiego zarzutu wydaje mi się, że pisząc, iż ktoś „używał iphone’a 7” trzymalibyśmy się zapisu cyfrowego. Protection 2200 to pełna nazwa własna, dlatego też użyłam cyfr. Odnośnie ostatniej uwagi chodziło mi tu o zaakcentowanie dłuższej przerwy, więc, dziękując Ci jeszcze raz za komentarz, zostawię jednak jak jest. Mam nadzieję, że nie popełniam tym jakiegoś faux pas.

Gdybyś zapisywała nazwę Protection 2200, to owszem, napisałabyś tak właśnie. Gdybyś jednak mówiła to do kogoś, powiesz Protection dwa tysiące dwieście. Tak jak ktoś podając adres, pod który ma być dostarczona pizza, powie: Proszę przywieźć na Piotrkowską sto czterdzieści siedem, numer mieszkania dwadzieścia osiem. Inaczej liczb nie wypowiesz. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Lubię zabawę klasyką, więc nie będę narzekał, że to tylko scenka o przewidywalnym zakończeniu. Tym bardziej, że przyprawiona kilkoma ładnym drobiazgami (Ocean Armstronga, słynne szafirowe noce – te wzmianki przyjemnie łechcą moją wyobraźnię). I całość zręcznie napisana, narracja ma swój rytm, widać świadomość słowa wynikającą z pewnego oczytania, unikasz banałów - naprawdę przyjemnie się to czyta.

 

– Jeszcze raz – nakazał rozwalonemu na kanapie młokosowi. Bobby Locke jęknął znudzony.

unikaj zmiany bohatera w didaskaliach, bo to mylące dla czytelnika.

 

Ode mnie klik do biblioteki.

SzyszkowyDziadek – dwuznaczność tytułu też mi się podoba. Wyjątkowo, że tak nieskromnie stwierdzę. A historia nie wszystkich musi zachwycać, gusta są różne. Miło mi jednak, że to przeczytałeś i dziękuję za komentarz.

regulatorzy – niedługo po opublikowaniu odpowiedzi dotarło do mnie dokładnie to samo (że rozmawiamy o tekście mówionym, nie wypowiedzi narratora). Także kajam się: miałaś rację. Lepiej słownie.

cobold – dziękuję za bardzo miłe słowa i polecenie do biblioteki. Cieszę się, że się podobało. Z drobiazgów po cichu byłam dumna, więc fakt, że komuś także przypadły do gustu to miód na moje serce. Co do zmiany bohatera w didaskaliach: trochę głupio, ale jakoś nigdy nie zwróciłam na to uwagi. Dziękuję, poprawię.

Oj tam, nie przesadzajmy, że nie można zmieniać bohatera w didaskaliach. Notorycznie to robię, kiedy jeden bohater zadaje pytanie, drugi kiwa albo potrząsa głową, a pierwszy mówi dalej. Jeśli tylko czytelnik się na zmianie nie potyka, to wszystko dobrze.

Babska logika rządzi!

Ciekawy tekst. Podobnych historii już trochę było, ale tą i tak czytało się przyjemnie, a przecież o to w pisaniu chyba chodzi. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to tylko do niepotrzebnego “wygadania się” autorki we wstępie. Kiedy bohater dociera na dach zakończenie staje się oczywiste, a tak byłaby zawsze jakaś niepewność – uda mu się czy nie?

Prosta historyjka, nic nowego, ale za to dobrze napisana. Spodziewałem się jakiegoś ogromnego twistu w stylu Ocean’s (11, 12 albo 13 :P), a tu okazało się, że bohater skacze z wysokości. Dobre, ale wiesz, czaiłem się na ten złodziejski twist, jak zombie na mózgi. Także końcówka spodobała mi się, ale nie tak, jak się na to naszykowałem.

Było ok :)

 

Dopiero po przeczytaniu komentarzy zauważyłem, że tytuł można odebrać na dwa sposoby. To jak… dodatkowa puenta ;)

Prosta historia i klasyczna, ale mi przypadła do gustu. Fajnie prowadzisz historię, dobrze stworzyłaś też klimat takiego filmu złodziejskiego. Dobrego wrażenia dopełnia dobra oprawa techniczna.

Podsumowując: przyjemny pokaz fajerwerków, godzien klika.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Panowie. To kobieta napisała…

Po przeczytaniu spalić monitor.

I to kolejny dowód, bym nie brał się za pisanie komentarzy koło północy :P Wybacz, Autorko, już poprawiam :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NWM, ja rozumiem. Opowiadanie jest jak tzw. męskie kino. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Opowiadanie opowiadaniem, ale nie dostrzeżenie wypisanej płci autora pod ksywką to już wybitna u mnie ślepota.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Tym bardziej że Gabita to też brzmi jak kobita :)

Po przeczytaniu spalić monitor.

O kurczę, a nie było mnie tylko przez chwilę. To po kolei:

StraferB25 – dziękuję za miłe słowa. Bardzo się cieszę, że się podobało. I, cóż, pisząc streszczenie zdecydowanie nie zamierzałam się wygadać, wyszło niechcący. Dziękuję, na przyszłość będę uważniejsza.

Karol123 – powiem szczerze (w nadziei, że nie zostanę zlinczowana, na swoją obronę dodam jednak, że studiowanie zajmuje dużo więcej czasu niż się spodziewałam): nie widziałam żadnej części Ocean`s. Także, jeśli idzie o złodziejskie twisty, u mnie raczej krucho. Wolałam też nie porywać się na jakąś ogromną intrygę w krótkiej formie. W jednym z pierwszych opowiadań. Wszystko w swoim czasie. Ale cieszę się, że mimo wszystko zakończenie przypadło Ci do gustu. A tytuł to zdecydowanie puenta. Nawet główna, powiedziałabym.

NoWhereMan – bardzo dziękuję za polecenie do biblioteki. Naprawdę cieszę się, że Ci się podobało. A fakt, że poczułeś klimat złodziejskiego filmu… Dokładnie to próbowałam osiągnąć. Czegóż więcej od życia może pragnąć pisarz :)

Aha, i panowie – bez stresu, bez paniki. Nie ma za co przepraszać ;)

Nowa Fantastyka