- Opowiadanie: Mytrix - Bóg jest kosmonautą

Bóg jest kosmonautą

"Twinkle, twinkle, little star

How I wonder what you are"

 

Uwaga: To jest opowiadanie fantastyczne, element Sci-fi jest stylko umowny – stanowi tło, nadaje klimat.

 

***

Pierwsza czytała moja żonka i to ona uświadomiła mnie o czym podświadomie napisałem i nadała kierunek dalszej edycji, dzięki Kochanie ♡

Betowali: dogsdumpling, Blacktom, stn

Ilustracja: katia72

 

W tekście wykorzystałem (lekko modyfikowany) cytat z piosenki "Wojenka" zespołu Lao Che.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Bóg jest kosmonautą

skittles2

 

T minus przestrzeń.

Start wahadłowca.

Udaje im się zrealizować kolejne jej marzenie, ale ona ma wątpliwości już w pierwszych sekundach po starcie. Przeciążenie tymczasowo tłumi niepewność.

Andre, Ewa i inni lecą w ciemność.

Andre cel podróży określa w ten sposób: Mieżdunarodnaja Kosmiczeskaja Stancyja Dva, a tak to zapisuje: Международная Космическая Станция два, MKC2. Dla reszty załogi będzie to ISS2 lub MSK2.

Przynajmniej to kieruje Andre i innymi, ale co powoduje Ewą?

Przewidywany czas podróży: siedem dni.

 

Dzień 3

 

Budzi ją dłoń na policzku.

– Ewa. – Kobiecy szept rozlega się tuż przy uchu. – Teraz wasza zmiana. Andre już czeka, szykuje śniadanie…

Kobieta zwalnia łóżko, życzy miłych snów i wypływa z części sypialnej.

Pani kapitan kładąc się i przypinając, czuje silny zapach Ewy. "Ta dziewczyna musi się mocno pocić", to ostatnia myśl przed snem.

 

***

 

– Jak to nie ma kawy!? – Ewa wyżywa się na Andre.

– To nie moja wina, że schrzanili zaopatrzenie.

Mężczyzna dryfuje przez pomieszczenie w jej kierunku. Zauważa sińce pod niebieskimi oczami.

– A kto podpisał listy kontrolne? – Kobieta odpycha ukochanego.

Andre wpada na blat stołu.

– Podpisałem jako drugi sprawdzający…

Przewrócone przez niego pudełko skittlesów otwiera się. Pomieszczenie wypełniają dryfujące kolorowe cukierki. Mocno kontrastują z zimnymi barwami statku.

– Kawy nie ma, ale twoich ulubionych cukierków starczy na rok. – Ewa, niesiona siłą odrzutu, zatrzymuje się po przeciwległej stronie pomieszczenia.

 

Dzień 5

 

Naga para tuli się w ładowni, lewitując pod sufitem. To tam, zaraz po stołówce, jest najwięcej przestrzeni, ponad spiętrzonymi skrzyniami z zapasami.

– O czym myślisz? – pyta Ewa.

– O naszym ślubie. Chciałbym wziąć taki w cerkwi, z pełnym obrządkiem, a później cieszyć się ogromnym, kilkudniowym weselem. Wujek Sasza pewnie pobiłby się z wujkiem Igo… A ty?

Dziewczyna wymyka się z objęć, odwraca wzrok.

Nie odpowiada.

 

***

 

– Czasem chciałabym wziąć i zniknąć. Nie być, nie istnieć.

– To musi być przerażające, ale piękne zarazem.

– Piękne? Przerażające? Nie. To jak ucieczka. Wiesz co jest naprawdę przerażające?

Andre kręci przecząco głową.

– Mnie przeraża mieć dzieci, pracę; wpaść w rutynę. Być zamkniętą w domu, gotować, prać, sprzątać; spędzać osiem godzin dziennie w boksie dwa na dwa, zliczając kolumny cyferek. – Ewa bierze głębszy oddech. – Albo siedzieć gdzieś na wojnie, w okopie. Co taki żołnierz musi myśleć, czytając po raz setny ten sam list, jak żona pisze, że brzuch duży, że mały kopie…

– W dupie z wami.

– Słucham? – Zdziwienie maluje się na jej twarzy, kobieta nie łapie kontekstu.

– W dupie z wami i z waszymi wojnami. Pewnie tak myśli, ten żołnierz.

Chwila ciszy.

– Pewnie tak.

Milczą dłużej, razem. Andre udaje się spojrzeć Ewie w te podkrążone, niebieskie oczy. Dostrzega coś pomiędzy pustką a tęsknotą, a może to tęsknota za pustką?

Kobieta przerywa milczenie:

– Daj mi przestrzeń, która mnie wyzwoli. Taką, jakiej nikt nie ma. Wtedy weźmiemy ten ślub, ale czas ucieka, dusi mnie ciasnota tego statku.

– Poczekaj. – Mężczyzna odpływa.

Ona nie rusza się z miejsca. Źle się czuje, ma mdłości. Po chwili okręt traci przyspieszenie. Andre wraca po dwudziestu długich minutach i przerywa martwą ciszę:

– Dzień się kończy, do końca zmiany zostało niewiele czasu.

– Dlaczego wyłączyłeś napęd?

Patrzy na nią. Dotyka czoła, po czym ociera spływającą po nosie kroplę potu. Ewa jest rozpalona i ciężko oddycha.

– Ufasz mi? – pyta ukochaną.

 

Dni 1 i 2

 

Ciągłe sprawdzanie czy wszystko gra, kontrole, raporty. Symulacje dokowania na Międzynarodowej dwójce. W pierwszych dniach podróży opóźnienia wiadomości przesyłanych między okrętem i Ziemią są stosunkowo niewielkie. Później sprawna komunikacja będzie poza ich zasięgiem.

Andre mija się w powietrzu z Ewą, wykorzystuje nadarzającą się okazję i muska dłonią jej policzek.

Kobieta wydaje się nieobecna.

– Wszystko okej?

– Źle sypiam, aklimatyzacja nie idzie mi najlepiej. Boli mnie brzuch, do tego ciasno wszędzie – krzywi się i dryfuje w swoją stronę.

Przystosowanie się do snu w stanie nieważkości bywa uciążliwe, ale Andre podejrzewa, że Ewa, pomimo miesięcy ćwiczeń, jest rozczarowana brakiem swobody przestrzennej.

Na Ziemi zwiedzili już chyba wszystkie miejsca, oferujące ogromną otwartą przestrzeń. Leżeli na środku Stadionu Narodowego, usychali z pragnienia na Saharze, podziwiali górskie krajobrazy, ale za każdym razem było tak samo.

Najpierw oczekiwanie i napięcie.

Później radość. Krótkotrwała ekstaza.

A następnie w kobiecie budziła się tęsknota za czymś większym, nowym. Czuła ciągły niedosyt przestrzeni. Niedosyt przemieniał się w stany depresyjne, w lęk przed tym, że nic większego nie znajdą. To pchało ich do szukania nowych miejsc. Nowych doznań.

Trzy lata temu nurkowanie.

Dwa lata temu skok ze spadochronem.

Teraz…

 

Dzień 4

 

Andre śni koszmar, budzi się na dwie godziny przed zmianą.

Wie, że już nie zaśnie. Odpina pasy i postanawia udać się do sypialni Ewy. Przynajmniej popatrzy na śpiącą ukochaną.

Puste łóżko nie wróży nic dobrego, ale czego się spodziewać po kimś z problemami ze snem?

Przetrząsa cały statek.

– Nie widziałem jej. Ej, a nie za wcześnie wstałeś? Zmiana za ponad dwie godziny. Musimy przestrzegać norm zdrowotnych.

– Spokojnie, nic mi nie będzie.

– Tobie nie, ale jeżeli Ewa ma problemy, trzeba to zgłosić na Ziemię, Andre. Mam to zrobić? Zresztą przyślij ją do mnie na badania, to mogą być objawy…

– Sam się tym zajmę. – Andre przerywa koledze i zerka na plakietkę. – Dzięki za troskę, Majk.

Odnajduje ją w korytarzu technicznym, obok śluzy do spacerów kosmicznych.

Ewa siedzi wpatrując się w gwiazdy przez małe okrągłe okienko. Nie reaguje na pojawienie się mężczyzny.

Andre siada obok i obejmuje ją ciepłym ramieniem. 

Astronautka nie porusza się, prawie nie mruga, oddycha wolno i spokojnie jak we śnie.

Mają jeszcze godzinę do swojej zmiany. Razem spoglądają w kosmiczną pustkę.

 

Dzień 6

 

Melodia z "Twinkle, twinkle, little star" rozbrzmiewa w części sypialnej. Pierwszy raz od startu to budzik, a nie Ewa, wybudza panią kapitan ze snu. Kobieta nie przypomina sobie, żeby ustawiała tak spokojną melodię w urządzeniu. Notuje w pamięci, by zmienić ją później na inną.

Coś jest inaczej.

Nie lecą, statek dryfuje.

Zaalarmowana pani kapitan udaje się do kokpitu, gdzie wpada na równie zaniepokojonego głównego pilota.

– Gdzie Andre i Ewa?

– Na pewno nie tutaj.

– Psiamać. Sprawdź czy wszystko jest sprawne, ale utrzymuj położenie. Ja wybudzę pozostałych i przeszukamy statek. – Pani kapitan oddala się w pośpiechu.

 

***

 

Załoga zbiera się w kokpicie.

– Macie coś?

– Nic. Nigdzie ich nie ma.

– Brakuje jednego skafandra – melduje Katia, lekarka.

– Oni chyba nie…? – Pani kapitan składa myśli w całość. – Czyjego brakuje?

– Andre.

Pilot odwraca się do nich na fotelu:

– Mam sygnał awaryjny, kilkaset metrów za statkiem.

– To jego?

– Nie wiem, ale czyj inny?

Kapitan wali pięścią w stół, stal odpowiada cichą wibracją.

– Postaraj się zbliżyć do źródła sygnału na manewrowych – rzuca rozkaz pilotowi. – Katia, pomóż mi założyć kombinezon, wychodzę.

 

***

 

– Bliżej nie podejdę – melduje pilot.

– Ok, wypuśćcie mnie.

Pani kapitan wypływa ze śluzy w przestrzeń kosmiczną.

– Wyszłam, podpinam linę.

– Przyjąłem.

– Podpięta.

– Ok.

– Muszę przejść na tył statku.

Kilka minut mija w ciszy radiowej.

– Mam kontakt wzrokowy, jakieś sto pięćdziesiąt metrów, może dalej.

– Linka ma sto pięćdziesiąt – wtrąca pilot.

– W razie czego, będę działać na odrzutowym, bez asekuracji – spokojnie odpowiada astronautka, po czym wypowiada myśli na głos: – Odpiąć się, złapać astronautę, złapać dryfującą linę, przypiąć się…

Pani kapitan odbija się od statku na ile to możliwe, i stosuje krótkie odrzuty, by skorygować kurs lotu.

Przed nią dryfuje pojedynczy skafander.

Sto metrów, ciała Ewy nie widać. Przyspieszony puls.

Sześćdziesiąt metrów. Zimny pot zalewa czoło astronautki.

Dwadzieścia pięć metrów. Urywany oddech.

– To nie jest skafander naszej misji, ale ma rosyjską flagę.

Kilka metrów. Linka się kończy, pani kapitan nie dosięga. Dostrzega za to twarz kosmonauty. Twarz człowieka o szorstkich rysach i z kilkudniowym zarostem. Człowieka doświadczonego życiem. Wygląda jak miliony mu podobnych na planecie, którą zostawili za sobą.

– To nie Andre.

– Ale to jego sygnał, sprawdziłem – odpowiada pilot.

– Ivan – astronautka odczytuje imię ze skafandra.

Ivan otwiera oczy. Duże czarne oczy.

Kobieta szarpie się odruchowo, przestraszona.

– On żyje.

Ivan porusza ręką i daje znaki, by z nim porozmawiała. Na migi podaje częstotliwość.

– Pomogę ci. – Astronautka zaczyna rozmowę.

– Nie pomożesz – odpowiada z silnym rosyjskim akcentem.

– Masz gaz w plecaku? Odbij się do mnie.

– Nie mnie szukasz.

Kobieta szykuje się do odpięcia liny.

– Popatrz. – Ivan wskazuje ręką ponad sobą.

Tuż nad nimi dryfuje Andre w skafandrze, trzymający martwą, zamarzniętą Ewę w objęciach.

– Jak mogłam ich nie zauważyć? Kim jesteś?

– Uratuj ich.

– Jesteś tu, by im pomóc?

Ivan używa plecaka do nadania sobie odrzutu, zaczyna się oddalać.

– To ty po to tu jesteś. Oni mają wolną wolę, tak wybrali, ale ja chronię to, co wolnej woli jeszcze nie ma. Każdy musi odegrać swoją rolę w tym przedstawieniu.

Ivan zamyka oczy i milczy, dystans dzielący go od astronautki wydłuża się nieubłaganie.

Pani kapitan ma mętlik w głowie, odbija się i chwyta dryfującą parę. Zmienia częstotliwość.

– …am się dzieje? Nic nie widzę. Odbiór! – nawołuje pilot.

– Mam ich, wyciągnijcie mnie stąd.

 

***

 

Ciało składają w ładowni, pierwsze przesłuchania Andre nic nie przynoszą. W ogóle się nie odzywa.

Coś dręczy panią kapitan. Ma nieodparte wrażenie, że skądś kojarzy twarz Ivana. Wspólnie z pilotem przeglądają archiwa z radzieckich misji kosmicznych.

– O, to ten! – Kobieta stuka w zdjęcie na ekranie.

– Żartujesz! To jest twój Ivan?

– Tak, właśnie taki, nie inny. Tylko trochę starszy był i z zarostem.

– To Władimir Michajłowicz Komarow! – krzyczy pilot. Przebiega wzrokiem po tekście na monitorze i odczytuje na głos:

– Drugi lot kosmiczny odbył na pokładzie statku Sojuz jeden, od początku borykał się z wieloma usterkami technicznymi, podczas lądowania zawiodły spadochrony modułu lądującego, co zakończyło się śmiercią kosmonauty, po uderzeniu kapsuły w ziemię dwudziestego czwartego kwietnia tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego siódmego roku… – Spogląda na panią kapitan. – To ja też chcę wyjść na zewnątrz, pogadać sobie z legendą, mogę?

– Nie rób sobie jaj. Nic już nie rozumiem.

– Każdy pewnie ma swojego Ivana, ciekawe kto byłby moją halucynacją? – Pilot drapie się po głowie.

– Zakładasz, że to była halucynacja?

– Wywołana stresem, bo co innego?

 

Dzień 7

 

– Nie wylądujemy na ISS dwa, dopóki nie poznam prawdziwej wersji wydarzeń. – Pani kapitan jest nieugięta pomimo zmęczenia. Nie śpi drugą dobę. – Nie sprowadzę im szaleńca. Pytam ostatni raz, czy zabiłeś Ewę, poprzez wyrzucenie jej w próżnię?

– Nie zabiłem jej.

– Ona to zrobiła, popełniła samobójstwo, a ty chciałeś ją odzyskać? Tylko jak? Sam nie dałbyś rady założyć kombinezonu…

– Też nie.

– To co tam się odjebało!?

Andre milczy.

Kapitan wypływa ze spiżarni i zamyka za sobą śluzę.

Pozostała część załogi czeka na decyzję.

– Nic nie chce powiedzieć, a ja… ja nie potrafię do niego dotrzeć. Czuję, wiem niemal na pewno, że Ewa też nie jest bez winy, ale nie potrafię zrozumieć, co zaszło. I dlaczego? – Kobieta przeciera dłonią czoło. – Istny mętlik w głowie. To wszystko sprawia, że mam ochotę wyrzucić ich z powrotem w przestrzeń, skoro tak im się tam podoba. I kłopot z głowy.

Nikt z załogi nie odpowiada ani się nie śmieje. Nie są pewni, czy to rzeczywiście próba obrócenia sytuacji w żart. Czy może realna groźba?

– Zameldowaliście już Ziemi, że się odnaleźli? – Pani kapitan przerywa niezręczną ciszę.

– Nie.

– W takim razie wstrzymajcie się. Pozostało spróbować jeszcze jednego… Skonfrontujemy go z ciałem ukochanej. Może coś powie, jakoś zareaguje.

Wszyscy milczą.

 

***

 

Dwóch mężczyzn trzyma Andre, dryfują do ładowni, gdzie czeka reszta załogi.

Wpływają do pomieszczenia i zajmują miejsca obok pozostałych, wokół dużej przemysłowej zamrażarki. Pani kapitan daje znak. Otwierają wieko.

Pusto.

Nikt nic nie mówi, tylko Andre, niezainteresowany przedstawieniem, wskazuje palcem ku górze.

Pod sufitem dryfuje Ewa.

Ma na sobie jedynie białą bieliznę. Nabrzmiałe piersi, skóra o zdrowym różowym odcieniu, bystre spojrzenie błękitnych oczu. Żadnych śladów po sińcach. Włosy w nieładzie, jakby dopiero co wybudziła się z długiego snu. Kobieta spogląda na nich spokojnie z góry, masując się kolistymi ruchami dłoni po zaokrąglonym jak piłka brzuchu.

Wszyscy nieruchomieją na ten widok.

– Powiedziałeś im już? –  Ignorując całą scenę, Ewa kieruje pytanie do Andre.

– Nie. Czekałem na ciebie, ty im powiedz.

Twarz Ewy zdobi szczery uśmiech, ręka na brzuchu zastyga poniżej wystającego pępka:

– Pobieramy się.

Koniec

Komentarze

Ha.

Nie do końca wiem, czy pochwalić, czy zganić. Bo taka fantastyka bliska jest memu sercu niezwykle. No i nie sposób odmówić Ci sprawności warsztatowej. Aczkolwiek skupię się na marudzeniu, nie ze złośliwości oczywiście, ale dlatego, żeś za dobry, żeby Ci motywacyjnie słodzić.

Zatem, jest za krótko i za szybko. Albo inaczej – zabrakło przestrzeni. Tekst jest jak Ewa, patrząca w gwiazdy przez okienko śluzy. Tęskni za przestrzenią. Gdyby było tam ze dwadzieścia, może trzydzieści tysięcy znaków, można byłoby szerzej nakreslić realia, rozwinąć nastrój, pozwolić odetchnąć bohaterom, a czytelnikom zrozumieć ich. Może to tylko moje wrażenie, ale wydaje mi się, że tekst skończył się, zanim zdążył na dobre się rozkręcić. I nie dane mi było zorientować się, co właściwie tam się wydarzyło.

Ale to może tylko subiektywna sprawa, może moje nieczajenie wynika jedynie z wrodzonej powolności umysłowej, a dla innych wszystko będzie jasne, zrozumiałe i poukładane. 

Brakuje mi też kilku słów na temat ISS 2, gdzie ona się w ogóle znajduje, skoro trzeba tam dość długo lecieć, czy takie dowolne wyłączanie napędu, dryfowanie i manewrowanie po drodze nie popsują trajektorii i nie wyczerpie paliwa… No po prostu chcę więcej. Więcej słów, więcej znaków, więcej klimatu, więcej tajemniczych wydarzeń, więcej na temat postaci, więcej wyjaśnień… Więcej przestrzeni.

Więc krótko – dobry tekst, ale mógłby być znakomity, gdyby go rozwinąć.

Pozdrawiam!

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ha, Thargone,

 

Myślałem o rozbudowaniu tekstu, ale doszedłem do wniosku, że przelałem zaplanowany koncept, który pojawił się mi się w głowie i nie chciał mnie opuścić, ekhm… że przelałem zaplanowany koncept na słowa i nie ma co na siłę pchać więcej (żeby nie zepsuć).

To moja pierwsza próba narracji w czasie teraźniejszym, i trochę na wyrost mówić o moim warsztacie, przy mnogości pomagierów – poprawiaczy.

Niemniej radym, że się podobalo i krytykujesz miast klepać po plecach :)

Na wyjaśnienia i spojlery co do treści, jeszcze z mojej strony za wcześnie, nich się narazie tekst broni sam. Myślę, że mimo zaprzeczania, zrozumiałeś jednak z tekstu większość, boś inteligent :D

A przesłanie płynące z opowiadania, no, mam nadzieję, że jakieś tam sobie odnalazłeś :)

Co do braków technikaliów, jako że nie były dla tekstu ważne, postanowiłem nie siać infodumpu. Założę się, że sam sobie już dopowiedziałeś, że skoro lecieli 7 dni, to ISS 2 była daleko itd. :) Wierzę w czytelnika.

Zamiast technicznych smaczków, chciałem zasiac niepokój, wywoałać jakiś klimat i w jakimś stopniu oddać klimat surowości i pustki, osamotnienia w kosmosie :-)

 

 

Dzięki za wizytę,

Pozdrawiam!

 

PS. Kolejne teksty mierzą w wyższy limit znaków, mam np. jeden spaceoperowy trzydziestotysięcznik do kapitalnego remontu :/ I dwa inne rozpoczęte opka (około cyb-punk na Legendę Naz; i drugi, nikły zarys czegoś o posiadaniu dzieci i dzieciństwie w XXIw. ale droga jeszcze długa).

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Koncept bardzo ciekawy, widzę tu echa Grawitacji, ale research zawiódł pa wsiej programmie, jak mawiają Rosjanie.

Najpierw fizyka: Na ISS leci się szybko. Sojuzem (a chyba tylko takie wożą obecnie kosmonautów na ISS, bo promy – wiadomo…) około 6-7 godzin od startu.

I druga sprawa – metafizyka. Duchy wg wszelkich dostępnych źródeł ezoterycznych, manifestują się tam, gdzie zginęli ich nosiciele. W tym przypadku byłby to powiat Adamowski, rejon Orenburski w ZSRR (Rosji) . Komarow nie zginął bowiem ani na orbicie, ani podczas przechodzenia przez atmosferę, jak załoga bodajże Woschoda, ale zginął już na Ziemi, a raczej pod ziemią, w momencie walnięcia kapsuły Sojuza 1 o grunt. Spadochron miał awarię, linki się skręciły i poplątały.

Na koniec trzecia sprawa – religia – Bóg oczywiście manifestuje się jak chce, ale to już trzeci grzyb w ten barszcz – jeśli ożywia albo dajmy na to odtwarza komuś nogę, to bez wcielania się w dusze potępione. Komarow jako szczery – i co ważne – wojujący (jako żołnierz z własnej woli) wyznawca Szatana (komunista, którego znakiem była gwiazda czerwona, czyli w istocie… pentagram, uuuuu! ;), niezbyt nadaje się na boskie wcielenie. Podobnie jak Hitler, Stalin, czy inny Mao i ich ideowi podwykonawcy. A właściwie w ogóle się nie nadaje. Bo przypominam – kosmonauci byli wzorem tzw. Człowieka Sowieckiego. W najdrobniejszych szczegółach, zwłaszcza ideologicznych. Choć rzecz jasna – Wola Boska jest nieodgadniona.

A poza tym bardzo dobrze, 3+. Początek OK, im dalej tym gorzej, niestety. Pod koniec solidna wyrwa w narracji, przez co wykonuje onaż nieco – jak dla mnie – zbyt dzikie skoki.

Witaj rybaku!

 

Grawitacja? A no oglądałem bodajże (Interstellar lepsze), ale inspiracją była muzyka postrockowa.

 

Prgnę pośpieszyć z zapewnieniem, że research nie zawiódł.

W przypadku ISS zawiodło Twoje czytanie ze zrozumieniem (lub nie zauważyłeś dwójki).

Na ISS może i leci się szybko, nie sprawdzałem. Ale ISS 2 to inna, wymyślona dla celów opowiadania stacja :-) Nigdzie nie podałem ani trasy przelotu, ani położenia stacji, ale skoro podróż ma trwać 7 dni, to stacja jest daleko od Ziemi. :-)

 

Tak wiem jak zginął Komarow, nawet jest o tym w tekście, a ciało znajduje się w Moskwie :-) Nie wiem jaki robiłeś research w sprawie duchów i z jakich korzystałeś źródeł, dla mnie duchy to fantastyka, więc ciężko przyjąć cokolwiek za pewnik.

Co najważniejsze, nie jestem pewien, czy w tym opowiadaniu pojawił się jakiś duch :-)

 

Cieszę się natomiast, że skłoniłem Cię do głębokich rozważań teologiczno-radzieckich. To znaczy, że objawienie się Ivana – Komarowa – Boga? (swoją drogą sam jestem ciekaw, czy to objawil się tytułowy Bóg) było dobrym, jakże kontrowersyjnym(sic!) posunięciem!

 

Co do wyrwy w narracji (?) mam nadzieję, że Twoja wyobraźnia sobie z nią poradziła!

 

Dziękuję Ci za krytykę, ale, niestety, nie przekonały mnie Twoje argumenty :) Za to zrobiłeś mi smaka na barszcz, muszę pogadać z żonką.

Dzięki za wizytę,

Pozdrawiam!

 

edit: Jak wygląda Twoja skala, że 3+ to bardzo dobrze :D?

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

I dopiero teraz zauważyłem, że chodzi o ISS 2. Czyli cuś w przyszłości. OK, ale to także nie zwalnia od researchu. żeby była na geostacjonarnej, ostatniej ekonomicznie opłacalnej orbicie, nawet dla baaaardzo powolnych środków transportu (gdyby leciały 7 dni na niską okołoziemską, nie osiągnęłyby nawet pierwszej kosmicznej, czyli prędkości umozliwiającej oderwanie się od Ziemi :), musi zamykać się na orbicie mniej więcej geostacjonarnej (ok. 36 tys. km od powierzchni Ziemi). Sęk w tym, że mamy jeszcze do czynienia z Pasami van Allena, wewnątrz których stacji kosmicznych z żywą załogą umieścić się nie da, bo promieniowanie wykończy ją w kilka tygodni. Pierwszy pas – 1-6 tys. km od Ziemi. Drugi – 19-64 tys. km od Ziemi. Słowem – ta “odległa” ISS musiałaby być gdzieś między 6 a 19 tys. km od Ziemi. Dla porównania – Apollo 11, poruszający się z drugą kosmiczną, leciał na Księzyc około 3 dni, jednak znaczną część tego czasu spędził na lotach orbitalnych – najpierw wokół Ziemi, potem – wokół Ksieżyca.

W dodatku piszesz, że Stacja ISS 2 jest tak daleko, że “sprawna komunikacja z Ziemią byłaby tam niemożliwa“. To jeszcze ciekawsze, bo między Księżycem a Ziemią opóźnienie sygnału radiowego wynosi raptem nieco ponad sekundę. Między Ziemią a Marsem – góra 14 minut (1,66 au). Jednak twój statek leciał 7 dni a nie pół roku. Nawet przy drugiej kosmicznej byłoby to góra 5 mln km od Ziemi, czyli dla łączności góra kilkanaście sekund, a więc w miarę normalnie.

Jednak umieszczenie ISS w otwartej przestrzeni to z kolei gwarantowana śmierć dla załogantów siedzących tam powyżej kilku miesięcy (wiatr słoneczny, burze słoneczne, brak osłony przez pasy van Allena.

Podpowiadasz jednak coś bardzo ważnego – na statku panuje stan nieważkości. Oznacza to więc, że albo jest on – a jednak! – na w miarę niskiej orbicie okołoziemskiej (ew. okołoksieżycowej), albo zużył paliwo na pierwszy impuls, a teraz leci lotem jednostajnym. co z kolei sugeruje zwyczajne paliwo chemiczne (kerozyna, tlen a nie napęd np. jonowy, a tym bardziej nie żagiel słoneczny (bo żaglowce słoneczne są raczej niesterowalne, o czym naukowi fantaści niechętnie piszą). Czyli dalsze podróże, poza granice łączności, w takim przypadku zdecydowanie odpadają. Ze względów techniczno-ekonomicznych.

Słowem – tak czy siak z gruntu nierealistyczne i źle opracowane założenia wyjściowe, co sytuuje całość zdecydowanie po stronie przeżyć onirrycznych głównych bohaterów. Jak się któryś z nich obudzi, to czar zdecydowanie pryśnie. :D

Bardzo dobrze, 3+? Z pułapu mego podeszłego wieku: normalna odzywka nauczycieli licealnych w latach mej wczesnej młodości. Obecnie, w miarę obniżania się poziomu nauczania ogólnego, tudzież powszechnych braków edukacyjnych nawet u nauczycieli przedmiotów ścisłych, już nie mówiąc o humanistach, odzywka zamierająca. ;).

Jeśli nie mam racji, powiedz, gdzie była dokładnie oważ ISS 2? To wszystko wyjaśni.

Rybaku, podoba mi się, że jesteś skory do wywodów technicznych, aczkolwiek właśnie dlatego nie zostały ujęte w opowiadaniu, że są dla niego nieistotne. Ok, mogłem albo uczynić opowoadanie superrealistycznym, albo opisać zmyślone technologie, ale poniechałem, bo nie o tym opowiadałem :-)

To taka fantastyczna, niekoniecznie realistyczna wizja, uproszczenie.

Masz prawo do tego, żeby ci się nie podobało i do swoich, zgoła innych oczekiwań od tekstu w porównaniu do moich założeń.

 

Odzywkę bdb 3+, zrozumiałem, jak się uczyłem to padały takie same/podobne. Moke pytanie to raczej był żart na skraju sarkazmu, możliwe że i Twoja odpowiedź – podobnie.

 

Gdzie jest ISS 2? Nie wiem! Gdzieś gdzie leci sie 7 dni :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Swoją drogą sam jestem ciekaw, czy to objawił się tytułowy Bóg

Więc kto inny? Schweinnmann? ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

thargonie :D Tekst o Schweinemanie niedawno poszedł z kopii roboczych do śmietnika :-)

 

Ja też obstawiam że to jednak Bóg :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Bóg?To gdzie ta stacja? Jeśli nie wiesz, już rozumiem, dlaczego sci fi ginie, zastępowana przez fantazy. :). Targetem wstrząsa i odpada…:D

Chlip… 

Pozostaje jeno mieć nadzieję na rychłe ześmietnikowstanie Schweinmanna… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Mytrixie, dotknęliśmy mimochodemsprawy poważnej: Przyczyn uwiądu klasycznej sci fi w wielu krajach. Czytelnik o jakiejkolwiek wiedzy, nie lubi być traktowany jak dziecko w fazie oralnej. Czyli infantylnie. I absolutnie nieprawda, że albo, alb! To najłatwiejsza, a niprawdziwa do gruntu wymówka dla aitorów źe traktująych, czyli niepoważnie, czytelnika. Dowód? A weź Terminusa. Albo Ananke. Czy w końcu inne opowieści o Pirxie. Można dotknąć Tajemnicy, trzymając się mocno nauki? Można. Tyko to wymaga zarówno nieprównanie większej pracy, jak i wiedzy.A to już truuuudne w dzisiejszych czasach śmieciowego żarcia, produkcji i idei.

O ja na produkowaniu śmieciowego żarcia się znam. Na śmieciowych rybach konkretnie.

 

Nikt nie mówił że ten tekst to twarde sci fi. Nawet nie próbował nim być. Pewnie, że można trzymać się nauki, ale nie mam czasu (serio nie mam) na studiowanie fizyki i astronomii, by napisać krótkie opowiadanie, skupiające się na klimacie i bohaterach, generalnie na tytułowym koncepcie. Jak mi przyjdzie pisać realistiko hard sf to będę kuł i reserchował do bólu.

I w moim odczuciu jest wystarczająco realistycznie, a co jest nierealistyczne to przyjąłem za fantastyczne :)

Tak nawiasem, klasyczna sci-fi też często kuleje merytorycznie i pełno jest w niej założeń nierealnych :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Można dotknąć Tajemnicy, trzymając się mocno nauki? Można. Tyko to wymaga zarówno nieprównanie większej pracy, jak i wiedzy.A to już truuuudne w dzisiejszych czasach śmieciowego żarcia, produkcji i idei.

Z tym, że nie ma podaży, bo jest nikły popyt. Naukowy boom (w tym i powstanie tranzystora) w połowie zeszłego wieku działały na wyobraźnię. Zimna wojna (i propaganda) swoje dołożyły. To i złoty wiek sci-fi na to półwiecze wypada.

Teraz zmieniły się priorytety i jak widać – upodobania.

 

Jak wspomina Mytrix, przeca i “twardzi” autorzy sobie ostro folgują, jak Peter Watts i jego wampiry.

Bo iloczyn populacji i jej łącznej wiedzy jest constans ;). Ale są i Dukaj, i Kim S.Robinson, na szczęście. Więc i jest co czytać raz na parę lat.

 

Wiesz, Mytrix, z racji podeszłego wieku pamiętam, nieszczęsny, starą prawną rzymską maksymę: Świadek niewiarygodny w jednym jest niewiarygodny we wszystkim. Wkładasz opowiadanoe w warunki umownego Kosmosu, nie dziw się więc, jeśli i psychologię czytelnik odbierze podobnie. I już nie wróci, potraktowany per noga.

Rybaku, pogodziłem się już z tym, że możesz nie wrócić :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Gorzej, że ja też:D

Jest w tym opowiadaniu klimacik. Jest jakieś wyraźnie wyczuwalne zimno, jakby chłód kosmosu. Osiągnąłeś to poniekąd zastosowanym w tekście oszczędnym i surowym stylem. Mało opisów, spora część akcji dzieje się w dialogach opatrzonych rzadkimi didaskaliami. Być może rzeczywiście jest po lekturze pewien niedosyt, być może warto by było ten "koncept" ubrać w grubsze ciuchy, doprawić kilkoma drobiazgami, mocniejszymi i dokładniejszymi opisami. Być może sam "koncept" okazuje się nie w pełni zrozumiały z powodu pewnych cięć kompozycji i skąpo udzielanych wyjaśnień.

Co do samej fabuły i owego "konceptu". Ja nie mam nic przeciwko mieszaniu s-f z metafizyką (sam wyjechałem na portal z "Trzeba czekać" i większość kręciła nosem na dosłowność Apokalipsy).

Ale tutaj nie jestem pewien czy zrozumiałem przesłanie i ideę opowiadania po jednym czytaniu (a podobno dobrze mi to wychodzi, zapytaj np. GaPę). Podczas lektury naszło mnie skojarzenie z pewnym komiksem Cazy publikowanym w jakimś zinie (chyba GKF-u) w latach 80-tych. Tam chodziło o jakieś symboliczne zapłodnienie życiem planet czy może narodziny gwiazd (jest nawet słowo określające to zjawisko i było chyba w tytule, ale wyleciało z głowy) czy może jakiś kosmiczny metafizyczny cykl z kobietą w pustce przestrzeni, która zachodzi w jakąś metafizyczną-kosmogeniczną ciążę itd.

Oczywiście w Twoim opowiadaniu zakładam, że to nie kosmos, ani przestrzeń lub pył kosmiczny zapłodniły Ewę tylko Andre (nie był przecież drugim Józefem przyglądającym się wszystkiemu z boku…)

Ja rozumiem, że Ewa czująca zew czy raczej pociąg do otwartej przestrzeni, po poszukiwaniach na Ziemi i zamknięciu w ciasnym statku odnalazła jakiś tam spokój w pustce otwartego Wszechświata. Jej stan sygnalizują gorączka, pocenie się, smutek, a zarazem niepokój objawiający się w zamknięciu znalazły ukojenie w tej niezmierzonej przestrzeni po wyjściu w kosmos. Tym bardziej dziwi mnie zachowanie Andre, który, jak zrozumiałem, wpadł na pomysł wyjścia ze statku (Ewę puścił bez skafandra) w celach metafizycznych (zastosował niezłe chłodzenie). A tam objawił się im Bóg w postaci zmarłego radzieckiego kosmonauty (a może oni go nie widzieli, a Ivan ujawnia się tylko kapitan podczas gdy Ewa i Andre dryfują nieprzytomni?)

W sumie to sporo zaryzykował Andre, narażając życie ukochanej, ale jego późniejsza postawa sugeruje, że był pewien, że nic się Ewie nie stanie i będzie cała i zdrowa. A ich (chyba ich?) seks w ładowni zakończy się nawet jakąś pobłogosławioną przez kosmos czy samego Boga ciążą przyspieszoną do kilku godzin.

Nie wnikam w przecinki i inne babole. Nie rzuciły mi się w oczy żadne. Troszkę drętwy i jakby lekko patetyczno-kiczowaty wydał się za to tekst Ivana/Boga: "To ty po to tu jesteś. Oni mają wolną wolę, tak wybrali, ale ja chronię to, co wolnej woli jeszcze nie ma. Każdy musi odegrać swoją rolę w tym przedstawieniu." ​(a tutaj chyba właśnie zawarłeś sporo z idei owego “konceptu”)

 

Inne zgrzyty? Zazgrzytało mi fabularnie, to zatrzymywanie statku lecącego w ważnej misji z powodu widzimisię Andre. A potem to zawracanie w wykonaniu pani kapitan. Zazgrzytało mi to, że Andre musiał spojrzeć na plakietkę z imieniem medyka, co sugeruje, że nie znał pozostałych uczestników lotu. Zazgrzytało mi też, że wg rozmyślań Andre, on z Ewą sobie nurkowali, podróżowali, a gdy ona zapragnęła większej przestrzeni, to sobie polecieli jako członkowie załogi na ISS2.

 

Oczywiście te zgrzyty nie psują ogólnego wrażenia. Jest jakaś tajemnica intrygująca czytelnika, są niedopowiedzenia, jest klimat. Ja klikam na bibliotekę, bo opowiadanie mnie zaciekawiło, a wykonane jest porządnie. I jestem pewien, że przy drugim czytaniu odnajdę w nim więcej interesujących rzeczy, może nawet ogarnę pełny sens.

 

edit.

Na wstępie troszkę rzuca się w oczy:

Udaje im się zrealizować kolejne jej marzenie, ale ona ma wątpliwości już w pierwszych sekundach po starcie.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Zacznę od tego, że po zakończeniu lektury w ogóle nie zrozumiałem, o czym właśnie miałem okazję czytać. Wkurzyło mnie to, nie powiem… Początek wydaje mi się trochę przeciągnięty, bo w pewnym momencie opowiadanie zaczęło mnie nużyć. Ale rozumiem – budujesz klimat, wybrałeś formę z ekstremalnie skąpymi opisami, a przez to nie pomagasz czytelnikowi w wyobrażeniu sobie całej akcji. Opisów nie można nazwać plastycznymi, ale nie mówię, że to źle. W końcu takie było założenie.

Im dalej w las, tym ciekawiej. Lubię takie dziwne, tajemnicze wydarzenia, kiedy wszystko przestaje się kleić i w końcu czytelnik jest ciekawy rozwiązania. Przed ostatnim akapitem byłem już naprawdę zaciekawiony, a to oznacza, że udało się zbudować klimat. Z kolei po przeczytaniu ostatniego akapitu… hmm… jak by to powiedzieli Amerykanie: „I was like… WTF?!”.

Dopiero po kilku minutach myślenia zrozumiałe, o co mogło chodzić autorowi. Nie mam 100% pewności, ale wydaje mi się, że po pobieżnym przejrzeniu tekstu zwyczajnie znalazłem zdanie-klucz, które otworzyło mi drogę do interpretacji (swoją drogą – pewnie tych interpretacji może być więcej). Gdyby nie to, odbiór nie byłby do końca pozytywny. Oczywiście nie rozumiem wszystkiego (ale domyślam się, że autor również ;) ).

Przez pierwszą część tekstu wybrany styl narracji trochę mi przeszkadzał, chociaż mam wrażenie, że dalej było lepiej.

Co do warstwy science – nie przeszkadza mi brak wyjaśnień. W tego typu opowiadaniach nie trzeba szukać silnej warstwy naukowej. I w przeciwieństwie do komentujących wyżej, dla mnie liczba znaków wydaje się odpowiednia.

Ogólnie – ciekawy tekst. Nie wgniótł mnie w fotel, forma momentami delikatnie męczyła, ale satysfakcja z lektury ostatecznie się pojawiła. A to najważniejsze ;) Klik ode mnie.

 

Kosmiczeskaja

Kasmicieskaja? No dobra, zaakceptuję Twoją wersję, bo ładniej wygląda zapisane tak jak jest :D Chociaż dla tych, którzy liznęli rosyjski, może trochę dziwnie się czytać.

Ewie w te podkrążone, niebieskie oczy.[…]

– Daj mi przestrzeń, która mnie wyzwoli. Taką, jakiej nikt nie ma. Wtedy weźmiemy ten ślub, ale czas ucieka, dusi mnie ciasnota tego statku.

Mam wrażenie, że dobrze zrobiłoby ucięcie chociaż jednego zaimka.

– To Władimir Michajłowicz Komarow! – wykrzyknął pilot po czym odczytał na głos z monitora:

Dodałbym przecinek przed „po czym”.

Witaj Mr.Marasie :-)

 

 Większość Twoich zarzutów uslyszałem od betujących :)

tj.

patetyczność wypowiedzi Ivana (ale, co tam, komu wolno jak nie Bogu)

zerkanie na plakietkę – to raczej roztargnienie Andre, pogrążonego w pogoni za Ewą i jej potrzebami

zatrzymanie statku – samowolka Andre zdesperowanego by zapewnic Ewie to czego ona pragnie

 

a co do reszty,

A czemu zgrzytało Ci zawracanie o kilkase metrów pani kapitan? Chciała ratować członków załogi :)

 

Baboków nie powinno ostać się za dużo po becie, mam nadzieję :D

Ale nie ponawiaj odczytu, lepiej spożytkuj czas na jakiś kolejny tekst kogoś z portalu.

 

Generalnie myślę, że odczytałeś co było do odczytania (lub większość).

Głównie to chciałem spróbować narracji w czasie teraźniejszym, przedstawić pomysł na Boga kosmonautę i osiągnąć chłodny, minimalistyczny klimat i wywołać niepokój :)

Do tego wykreować Ewę, jako dominującą w związku, oraz pokazać jej "przestrzeniofilię".

 

Fabuły nie da się tutaj traktować do końca racjonalnie, lub trzeba sobie sporo dopowiedzieć. To takie opowiadanie "do przeżywania".

Postanowiłem uwierzyć w dobrą wolę czytelnika, i na wiele pytań nie udzielam odpowiedzi, ukazując to co uznałem za istotne do ukazania. Poniekąd przerzucam na czytelnika odpowiedzialność za przyjęcie jakichś założeń, udzielenie sobie odpowiedzi.

Wynika to też z tego, że sam nie byłem pewien jakie są odpowiedzi, a i niw chciałem rozwlekać tego tekstu na 30k znaków, nie czując się na siłach na utrzymanie narracji w czasie teraźniejszym na takim dystansie.

 

Dzięki za odwiedziny i doceniam szczery komentarz. :)

 

Udaje im się zrealizować kolejne jej marzenie, ale ona ma wątpliwości już w pierwszych sekundach po starcie. – To zdanie to tak celowo ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Poczytam sobie raz jeszcze, bez obaw, starczy czasu i na teksty innych portalowiczów, Mytrixie. A z pierwszej lektury Twojego tekstu byłem zadowolony. Wszelkie uwagi wynikały jedynie z życzliwości :)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Witaj Perrux,

 

zaczynając od sedna, trafiłeś w punkt:

 

Dopiero po kilku minutach myślenia zrozumiałe, o co mogło chodzić autorowi. Nie mam 100% pewności, ale wydaje mi się, że po pobieżnym przejrzeniu tekstu zwyczajnie znalazłem zdanie-klucz, które otworzyło mi drogę do interpretacji (swoją drogą – pewnie tych interpretacji może być więcej). Gdyby nie to, odbiór nie byłby do końca pozytywny. Oczywiście nie rozumiem wszystkiego (ale domyślam się, że autor również ;) ).

1 (znalazłeś) Które to jest zdanie klucz!?

2 (interpretacji) Pewnie, że więcej

3 (autor również) TAK! YES! Ja też nie do końca rozumiem! Masz mnie, busted!

 

Co do warstwy science – nie przeszkadza mi brak wyjaśnień. W tego typu opowiadaniach nie trzeba szukać silnej warstwy naukowej. I w przeciwieństwie do komentujących wyżej, dla mnie liczba znaków wydaje się odpowiednia.

Zbawco, rycerzu mój ty!

 

"Kosmiczeskaja" – tak było na wikipedii ^^

 

Co do zastrzeżeń, wszystkie biorę na klatę, przecinek dostawiłem, zaimkom się przyjrzę ;)

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Zdanie-klucz. Mam podejrzenie, że to klucz do tego, o czym napisałeś (zgodnie z przedmową) nieświadomie. Nie wiem czy trafiłem. Zdanie idzie wiadomością prywatną, żeby nie psuć innym zabawy ;)

Pwrruxie – odpisałem. Trafiłeś w punkt :)

Marasie – Cieszę się, że z lektóry tekstu byłeś zadowolony i wiem, że uwagi z życzliwości. Po to na NF publikuję, by otrzymać krytykę. Jeżeli moja odpowiedź była oschła – to był to efekt niezamierzony, z gromadką dzieci w domu, zawsze sajgon :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Co taki żołnierz musi myśleć, czytając po raz setny ten sam list, jak żona pisze, że brzuch duży, że mały kopie…

Oho, i na Lao Che się miejsce znalazło. A co do motywów muzycznych, to motyw z Komarowem przypomniał mi pewną piosenkę filkową :)

Samo opowiadanie pozostawiło mnie z uczuciem konsternacji. Dopóki miałem trupa Ewy, dopóty wszystko wyglądało okej. Ale po ostatnim fragmencie nie wiedziałem, co się dzieje. Musiałem sięgnąć po komentarze. Przez to końcówka zachrzęściła, bo nie potrafiłem sobie tego dopasować. Żeby nie było – to nie jest wada, raczej wrażenie.

Strona science zrealizowana całkiem nieźle.

Podsumowując: ciekawe opowiadanie, mające mocny klimat i porządne wykonanie, za co otrzymuje ode mnie klika. Ale zakończenie nie jest idealne z mojego punktu widzenia – i raczej tylko mojego :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki NoWhereMan!

 

Za klik, komentarz i za wizytę.

 

Nie zachowałem pierwszej wersji tekstu, tam było trochę inaczej.

Bez ciąży, pani kapitan chciała wyrzucić kochanków (żywego Andre i martwą Ewę) z powrotem w przestrzeń, obawiając się sprowadzenia szaleńca na Międzynarodową dwójkę. Scenę gdzie mieli uśpić Andre przerwało przybycie żywej Ewy, która oznajmiała, że się pobierają. I tyle. ;P (Tak wciąż Ewa ożywała.)

 

No nareszcie ktoś wyłapał Lao Che (poza moją żoną: "Ostatnio wszędzie wciskasz ten zespół." – wypaliła w trakcie pierwszego czytania). Fun, pewnie też od razu wyłapie.

 

Cieszę się, że ciekawe i że mocny klimat !!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Lebensraum co się zowie. Tylko jesteś pewien, że to SF? Mnie niektóre rzeczy raziły. Łyknęłabym bez szemrania z inną etykietką. I nie mam tu na myśli wyliczeń, jak daleko można polecieć przez tydzień i kiedy pojawią się znaczące opóźnienia w komunikacji.

Kto tę słabo zrównoważoną babę puścił w Kosmos? Badań psychologicznych im nie robili?

Jeśli Bóg jest kosmonautą, to chyba wykańcza konkurencję. Może nawet nieuczciwie…

Patrzy na nią. Dotyka czoła, po czym ociera spływającą po nosie kroplę potu.

Jeśli wyłączyli silniki, to chyba mają nieważkość? Dlaczego w takim razie kropla spływa?

Babska logika rządzi!

Hej Finklo, a jaką etykietę dać, inne? Lub w tagach/przedmowie coś dodać? 

 

Trochę SF, trochę fantastyki taki mix :)

 

A ja wiem czemu ona tam spływa ta kropla? Może mu się zdawało, że spływa albo wisiała od nosa odchylona!

 

A jak wrażenia z lektóry? :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytrix, bardzo mi się Twoje opowiadanie spodobało :) Nie znam się na podróżach kosmicznych, więc w tym temacie siłą rzeczy nie mogę mieć żadnych zastrzeżeń :)

A jeśli chodzi o warstwę psychologiczną, filozoficzną i społeczną tekst, moim zdaniem, wypada znakomicie. Tęsknota za przestrzenią, strach przed rutyną, depresja… I takie troche tajemnicze zakończenie i mroczny klimat. Postacie też dobrze nakreślone, zwłaszcza Andre i Ewa.

Poza tym naprawdę dobrze mi się czytało. Ładnie napisane. Zastanawiam się, czy zdążę z ostatnim klikiem…

Witaj katiu,

cieszę się, że tak pozytywnie znajdujesz moje opowiadanie :)

Z klikem podejrzewam, że zdążysz, szczególnie, że to poranna pora, a to że ktoś przeczyta nie znaczy, że też będzie chciał klikać, zresztą, liczą się chęci i odbiór opka a nie kto kliknie :D

Wychodzi na to, że podobało ci się to, na czym się skupiłem, otoczka (pseudo?)science to tylko tło :)

Dzięki za wizytę!

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Podobnie, jak Katia, nie znam się na podróżach kosmicznych i widząc tytuł, jakoś nie mogłam się zabrać za czytanie. W końcu jednak ciekawość zwyciężyła i w sumie nie żałuję, bo widzę, że skupiłeś się bardziej na klimacie i wzajemnych relacjach bohaterów oszczędzając mi technicznych szczegółów , za którymi nie przepadam. Odbieram ten tekst, jako bardzo klaustrofobiczny, co jedynie mocniej ukazuje tęsknotę Ewy za przestrzenią.

“Wyszła Ci” ta narracja w czasie teraźniejszym. Czytało się dobrze, tekst wciągał. Ale ta błyskawiczna ciąża troszkę mnie zdezorientowała. :)

 

Edit: No tak, przecież ta ciąża, to kolejne ograniczenie! :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Moją opinię znasz, więc napiszę tylko: Ciekawy tekst :-D

It's ok not to.

Nie wiem, czy dobrze pojęłam zamysł Mytriksa, ale mam wrażenie, że Ewie zachciało się przestrzeni, jednakowoż szczególny, niebieski kosmonauta sprawił, że wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

Prze­wró­co­ne przez niego pu­deł­ko Skit­tle­sów otwie­ra się.Prze­wró­co­ne przez niego pu­deł­ko skit­tle­sów otwie­ra się.

 

usy­cha­li z pra­gnie­nia na Sa­cha­rze… –> …usy­cha­li z pra­gnie­nia na Sa­ha­rze

Mytriksie, bój się kosmonauty!

 

Psia mać. Sprawdź czy wszyst­ko jest spraw­ne… –> Psiamać! Sprawdź czy wszyst­ko jest spraw­ne

 

Ok, wy­puść­cie mnie. –> Okej, wy­puść­cie mnie.

To wypowiedź.

 

Ok. –> Okej.

Jak wyżej.

 

– Drugi lot ko­smicz­ny odbył na po­kła­dzie stat­ku Sojuz 1… –> – Drugi lot ko­smicz­ny odbył na po­kła­dzie stat­ku Sojuz jeden

Jak wyżej.

 

dwu­dzie­ste­go czwar­te­go kwiet­nia ty­siąc dzie­więć­set szcze­ść­dzie­sią­te­go siód­me­go roku… –> Literówka.

 

– Istny mę­tlik w glo­wie. –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

AQQ – uff, dobrze, że nie żałujesz :D Mówisz, że taka narracja się udała, ale niektórych męczy. Ciekawe jak by to wyszło w dłuższym tekście :O

Dzięki za wizytę i koemntarz! Całe szczęście w mym nieszczęściu (bo reg. mnie zdruzgotała tym "Wykonanie mogłoby być lepsze" :( ), że skupiłem się na tym co uznałaś za interesujące!

A błyskawiczna ciąża to żeby się oprzeć brzytwie Lema (śmiech).

 

dogs – znam, i dziękuję :)

 

reg. – Twój komentarz szorstki jak opisy w tym opowiadaniu :D Można powiedzieć, że taki właśnie (z grubsza) miałem zamysł ;) (Choć słyszałem też opinię o zbiorowych halucynacjach!)

Mytriksie, bój się kosmonauty!

śmiechłem!

 

Dzięki za łapankę, błędy poprawiłem! Ciekawe jak to jest, że tekst sprawdzam kilka razy i przepuszcza go przez sito kilka osób, a i tak zostają takie kwiatki.

Chyba pisanie nie jest dla mnie. Rzucam to w cholerę!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Szorstki, powiadasz, a może głaskałeś go pod włos i dlatego odniosłeś takie wrażenie…?

 

Ciekawe jak to jest, że tekst sprawdzam kilka razy i przepuszcza go przez sito kilka osób, a i tak zostają takie kwiatki.

Prawdę powiedziawszy, mnie też to mocno ciekawi. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A ja głaskałem tak jak się golę, pod włos…!

 

Prawdę powiedziawszy, mnie też to mocno ciekawi. ;)

 

To dowód na istnienie chochlików lub jakiejś innej złośliwej manifestacji fantastyki :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytryksie, zauważyłam kiedyś, całkiem niechcący zmieniwszy czcionkę, że znany mi tekst nagle stał się zupełnie obcy i różne usterki, a także to, czego nie dostrzegałam wcześniej, nagle objawiło się w pełnej krasie. Może u ciebie też sprawdzi się ten sposobik. ;)

 

A ja głaskałem tak jak się golę, pod włos…!

Od razu widać, że nie masz kota! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A słyszałem kiedyś, muszę wypróbować z tą czcionką!

 

Ano tylko chomika miałem ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ano tylko chomika miałem ;)

To pewnie świetny jesteś w chomikowaniu tego i owego. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak, chomikuję błędy w opowiadaniach i nieprzydatne szpargały w piwnicy. I pewnie jeszcze inne rzeczy chomikuję, tylko zapominam co i gdzie!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nie chciałbym Ci źle doradzać, ale zwierzątka chyba obsikują takie miejsca i potem do nich trafiają, i wiedzą gdzie co jest. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zaskoczyłeś mnie, Mytrixie. No, no, no…

Jest klimat.

Ode mnie tylko trzy rady techniczne:

 

Udaje im się zrealizować kolejne jej marzenie, ale ona ma wątpliwości

to pierwsze zdanie opowiadania (bo wcześniej masz dwa równoważniki), w w nim trzy zaimki, de facto nieokreślone, bo czytelnik nie wie zupełnie o kogo chodzi. Trudno się wciągnąć w taki tekst. trochę odstrasza.

 

Przynajmniej to kieruje Andre

Andre udaje się spojrzeć Ewie

Dwóch mężczyzn trzyma Andre

itd. |Czemu zamiast skorzystać z bogactwa słowiańskich imion, wybrałeś takie nieodmienne, dziwaczne coś? Za każdym razem, gdy “Andre” nie było podmiotem gramatycznym, męczyłem się nad składnią zdania.

 

– Ewa. – Kobiecy szept rozlega się tuż przy uchu. – Teraz wasza zmiana. Andre już czeka, szykuje śniadanie…

Kobieta zwalnia łóżko, życzy miłych snów i wypływa z części sypialnej.

Tu masz dwie “kobiety”, które są dwiema różnymi postaciami. Myli się to. A w ogóle, dlaczego “pani kapitan” jest bezimienna?

Zaskoczenie dobra rzecz!

Mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej :-) 

Obiecałem coś nieśmieszkowatego to i popełniłem.

 

Najgorsze, że to zdanie…

Udaje im się zrealizować kolejne jej marzenie, ale ona ma wątpliwości

…takie miało być. Ok zawiodło, wyniosę nauczkę (bo więcej osób zwróciło na to uwagę), ale teraz to już po ptokach i takie zostanie :-)

 

Z tym Andre, to chyba dlatego, że ostatnio przewija się sporo osób (głównie Portugalczyków – wiadomo jestem w Niemczech..) o tym imieniu w moim towarzystwie. Choć wybór rzeczywiście mógł być lepszy. (No i Andre jakoś tak w pobliżu Adama)

 

Z tym fragmentem o szeptaniu  i tak było sporo kombinacji, miał z dziesięć wersji, a i tak zawiódł :(

 

Z początku imiona mieli mieć tylko Andre i Ewa… i pani kapitan się nie dorobiła – wrzucę to na barki klimatu i niepokoju!

 

Dzięki! 

 

A to od Ciebie:

Jest klimat.

Mi wystarczy :)

 

P.S.

 

Podeślij funa z komentarzem :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

A jak wrażenia z lektóry? :D

Mieszane. Cud za cudem mnie nieco zjeżyły. Nie lubię, kiedy nagle reguły przestają działaś, bo tak. Ale reszta w porządku.

Babska logika rządzi!

Dzięki za opinię Finklo :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

, dystans dzielący go od atronautki,

 

W takim razie wstrzymajcie się jeszcze. Pozostało spróbować jeszcze jednego

 

Tyle mi się rzuciło w oczy. Z komentarzem wrócę jutro.

Dzięki MrB, poprawiłem :0

 

Dobrze, że oddałeś komentarz trzy minuty przed północą, to znaczy, że wrócisz dziś(pt) a nie w sobotę :D

Tako czekam :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mężczyzna dryfuje przez pomieszczenie w jej kierunku. Zauważa sińce pod niebieskimi oczami.

– A kto podpisał listy kontrolne? – Kobieta odpycha ukochanego.

Andre wpada na blat stołu.

Trzy identycznie skonstruowane zdania praktycznie obok siebie. Kiepsko to wygląda.

 

ale nie potrafię zrozumieć[+,] co zaszło.

 

Dorzucam jeszcze te dwie pierdoły i już komentuję.

Przeczytałem drugi raz. Na palcach jednej ręki mógłbym wymienić opowiadania, które czytałem tutaj więcej niż raz. Co prawda podczas wczorajszej lektury było już późnawo a i nie będę ukrywać, że byłem pod wpływem radosnych trunków, dlatego chciałem na trzeźwo, jeszcze raz zapoznać się z tą historią.

I, cóż, moje pierwsze wrażenie potwierdziło się. Bardzo dobry tekst. Jestem pod wrażeniem, jak bardzo rozwinął się Twój warsztat, bo pamiętam parę tekstów, gdzie braki w umiejętnościach nadrabiałeś świetnymi pomysłami. Tutaj jednak czytało się samo, a jednocześnie pomysł nie stracił świeżości. Do tego uwielbiany przeze mnie minimalizm formy, za którym idzie ogrom przekazu. Tekst o stacji kosmicznej, o kosmosie i pustce powinien być napisany właśnie w tak surowy sposób – ale przecież to tylko scenografia, bo światła (i słusznie) skupiłeś na bohaterach, których niemy dramat mnie poruszył.

Nie zgodzę się z Coboldem, że imiona są z tyłka – Andre → Andros → mężczyzna i Ewa jako pierwsza kobieta. Czyni to z bohaterów protoplastów nowego istnienia, o którym Ivan mówi w rewelacyjny sposób “Oni mają wolną wolę, tak wybrali, ale ja chronię to, co wolnej woli jeszcze nie ma”. Ta ciąża i zmartwychwstanie na koniec początkowo mi bruździły, lecz potem stwierdziłem, że to jest właśnie kluczowy element fantastyczny, a nie scenografia. Tutaj z kolei zgodzę się z Finklą, że z SF ma to niewiele wspólnego, lecz nie oznacza to, że pomysł jest kiepski, tylko dlatego, że wybrałeś niewłaściwy tag.

Cóż, powtórzę się – opowiadanie jest bardzo dobre. Intymne i proste, chociaż nie łatwe. Wydaje mi się ponadto, że to jedna z najlepszych propozycji, jakie pojawiły się na forum w lutym. ;)

Miałem Ci odpisać, ale muszę drugi raz przeczytać komentarz bo mnie chyba wzrok zawodzi :)

 

A tak serio, to cieszy mnie Twój optymizm i pochwały (ale na laurach nie zamierzam spocząć).

 

W sumie nie bardzo wiem, co Ci odpisać, obyś miał rację :D

 

Minimalizm i surowość tak, bo tak to sobie wyobrażam w kosmosie :)

Ciąża i zmartwychwstanie – ciekaw jestem, gdyby to był czyjś inny tekst, czy sam pomyślałbym że to taki kluczowy element fantastyczny, czy podzieliłbym opinię (chyba) większości, że trochę przesadzone i nagłe.

Co do warsztatu, ciężko mi się wypowiadać o samym sobie – ale tu sam nie byłem, dużo pracy włożyli betujący :)

 

Dzięki za opinię!

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dobra beta to nie wstyd, za każdą książką też stoi redaktor i korektor. Podoba mi się kierunek, który obrałeś tym tekstem, idź w tę stronę, Mytriksie! ;D

“Ewa[+,] niesiona siłą odrzutu, zatrzymuje się po przeciwległej stronie pomieszczenia.”

 

“Pani kapitan wypływa ze śluzy w przestrzeń kosmiczną:” – A po co ten dwukropek na końcu?

 

Dziwię się, że to kapitan statku robi wyjście w przestrzeń.

 

“– W razie czego, będę działać na odrzutowym, bez asekuracji – spokojnie odpowiada astronautka, po czym wypowiada myśli na głos[-.+:] – Odpiąć się, złapać astronautę, złapać dryfującą linę, przypiąć się…”

 

“Urywany oddech:

– To nie jest skafander naszej misji, ale ma rosyjską flagę.”

Czy “urywany oddech” to naprawdę odpowiednik “powiedział”?

 

“Ivan porusza ręką i daje znaki[+,] by z nim porozmawiała.”

 

“– Nie pomożesz[-.]Oodpowiada z silnym rosyjskim akcentem.”

 

“– Jesteś tu[+,] by im pomóc?”

 

“Ivan zamyka oczy i milczy, dystans dzielący go od astronautki[-,] wydłuża się nieubłaganie.”

 

“– O, to ten! – kKobieta stuka w zdjęcie na ekranie.”

 

“Nikt z załogi nie odpowiada[-,] ani się nie śmieje.”

 

“Nikt nic nie mówi, tylko Andre[+,] niezainteresowany przedstawieniem, wskazuje palcem ku górze.”

 

“Nikt nic nie mówi, tylko Andre niezainteresowany przedstawieniem, wskazuje palcem ku górze.

Pod sufitem dryfuje Ewa.

Ma na sobie tylko białą bieliznę.”

 

“Ignorując cała scenę” – całą

 

Mam jeszcze jedną wątpliwość:

“Trzy lata temu nurkowanie.

Dwa lata temu skok ze spadochronem.

Teraz…”

Myślałam, że szkolenie na astronautę trwa całymi latami, nie wspominając o tym, że trzeba spełniać naprawdę wyśrubowane wymagania (których Ewa moim zdaniem zdecydowanie nie spełnia). A oni ot tak postanowili, że udadzą się w kosmos i polecieli?

 

Generalnie rzecz biorąc przyznam, że nie zostałam kupiona. Raz, że nie poczułam klimatu kosmosu i ciasnoty statku. Dwa, że warstwa filozoficzno-metafizyczna też jakoś do mnie nie trafiła. Ani nagła ciąża Ewy. No ale może czegoś nie zrozumiałam ; /

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dobre, ciekawe opowiadanie! Żałuję jednak, że tak szybko się skończyło! Chciałabym więcej dowiedzieć się o bohaterach, a tu pozostają mi jedynie domysły ;)

Udało Ci się stworzyć niezwykle wartką akcje, głównie przez krótkie zdania i sporą liczbę dialogów. Pewnie dlatego tak szybko musiałam się pożegnać z Twoimi bohaterami :P Całość czytałam lekko i przyjemnie.

Obyś tworzył więcej takich porywających opowiadań.

Pozdrawiam!

Fun, pewnie też od razu wyłapie.

Wyłapał, a jakże ;)

 

Mytriksie, podoba mi się ten zwrot w poważną stronę. Narracja w czasie teraźniejszym też mi odpowiadała i chyba tylko w jednym miejscu o niej zapomniałeś:

– To Władimir Michajłowicz Komarow! – wykrzyknął pilot, po czym odczytał na głos z monitora:

Był też klimat, były delikatne emocje. 

Powtórzę za innymi: ciekawy tekst. Czytało się naprawdę dobrze – szacun i dla Ciebie, i dla bet. Jednak pod koniec historia tak jakby wymknęła się spod kontroli. Może wynika to z inspiracji muzyką postrockową, która także wymaga pewnej inicjatywy od odbiorcy. Coś trzeba sobie dopowiedzieć… No ale jednak trzeba dopowiedzieć sobie na tyle dużo, że zakończenie opowiadania zdaje się raczej impresją niż zakończeniem z krwi i kości. 

Innymi słowy: zostaje niedosyt. 

Na TAK-a ode mnie trochę za mało, ale z drugiej strony krótkie opowiadania zawsze mają pod tym względem pod górkę. Moim zdaniem Twoje teksty są coraz lepsze. Pisz, dawaj odleżeć (przyznaj – ile to leżało, zanim dałeś do betowania?), betuj, publikuj. I wyciągaj wnioski :)

Jeszcze raz podkreślam, że największy plus za powagę. Oczywiście pisz, jak Ci serce i rozum podpowiadają. Zaznaczam tylko, że poradziłeś sobie i z inną formą (narracja), i z inną treścią (emocje). 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Witaj Jose, dzięki za poprawki, jutro z nimi powalczę.

 

Spodziewałem się skrajnie różnych opinii (i tych po środku też). 

Jak nie kupiło, to nie kupiło, nie dziwię się, ale do zarzutów się odniosę: 

Myślałem o tym szkoleniu na astronautę, wymaganiach itd. ale to soft sf tworzy w tym tekście tylko tło. Mogłem wymyślać, co i jak i dlaczego, postanowiłem zoatawić to dobrej woli czytelnika. Tzn. albo podświadomie kupi mój zamysł i da się ponieść, albo nie. Poza tym, na stację kosmiczną mogą udawać się osoby nie będące rasowymi astronautami, a badaczami z innych dziedzin. Zresztą nie znamy dokładnego CV Andre i Ewy.

Czemu kapitan nie może robić wyjścia w przestrzeń? Założyłem, że jest najbardziej doświadczona, a pilot zbyt cenny. Reszta postaci to tło i nie chciałem wysuwać ich na pierwszy plan.

 

Tak więc skoro nie sf, to tekst miał kupić klimatem i "metafizyką" – skoro i tu w Twpim odczuciu zawiodłem to nic już na swoją obronę nie mam :-) stn i nie tylko twierdzili, że poczuli ten klimat i ciasnotę bardzo dobrze więc to chyba kwestia indywidualna.

A z ciążą i zmartwychwstaniem – tu to już czytelnik sam musi zawalczyć i sobie dopowiedzieć, ale nie mogę tego wymagać ;)

Dzięki za wizytę!

 

Witaj Nerisso,

 

Miło słyszeć, że się spodobało! Niestety krótko, ale raz, wyczerpałem pomysł, który jawił się w głowie, a nie chciałem ciągnąć tego na siłę, a dwa, bałem się, że przy dłuższym dystansie przerośnie mnie narracja w czasie teraźniejszym (choć już spodobały mi się możliwości jakie daje takowa).

Tworzyć dalej będę, ale że takich opowiadań, to nie dam sobie nic uciąć.

Dziękuję za pozostawienie śladu i pozdrawiam!

 

Witaj fun,

 

Wyłapał, a jakże ;)

Ha!

 

Mytriksie, podoba mi się ten zwrot w poważną stronę.

Nad tym właśnie pracuję. Chciaż nie wykluczam wplatania humoru, to jednak narazie to nie on ma dominować w moich najbliższych tekstach.

Szczerze, na Taki Twoje, czy innych nie liczyłem. Przynajmniej jeszcze nie przy tym tekście. Pierwsze piórko zgarnę czymś dłuższym i solidnym od A do Z, a tutaj zakończenie jest… no właśnie, eksperymentem, czy tak jak mówisz, impresją.

 

Ten moment gdzie zapomniałem o narracji w czasie teraźniejszym, został do opowiadania dodany, dzięki sugestii betującego. W późnej, drugiej wersji tekstu :-)

Pewnie stąd roztargnienie – nie odleżał.

 

A ile tekst odleżał przed betą? Tydzień :P

I mocno podczas bety metamorfował. Ciąży i kluczowej wypowiedzi Ivana w pierwszej wersji w ogóle nie było!

No ale mniejsza o to wszystko, dzięki za komentarz,

a jeżeli widzisz u mnie postęp to zbierasz to, co sam zasiałeś.

Teraz pracuję nad tekstem na konkurs Naz i zobaczymy co z tego wyjdzie :)

 

Pozdrawiam!

 

Edit: Edytowałem przedmowę, dopadłem kompitera na dziesięć minut więc poprawiłem błędy wypunktowane przez jose :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Zaczęło się dobrze, nawet intrygująco, spodobał mi się motyw poszukiwania coraz większej przestrzeni. Ale pogubiłem się pod koniec, przygniotły mnie wątki bosko-metafizyczne. Rozumiem, że zdarzyły się jakieś cuda na patyku, ale dlaczego akurat takie cuda, a nie inne już nie pojąłem. Możliwe, że umyka mi jakaś symbolika czy myśl przewodnia. Chyba wolałbym więcej wyjaśnień.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dzięki Szyszkowy, że wpadłeś :)

 

Fajnie, że zaintrygowało, a z tym zakończeniem nie jesteś osamotniony  :)

A motyw z przestrzenią inspirowany życiem ;)

 

Dzięki za komentarz i pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Powinieneś wspomnieć o Lao Che, ziom. Praktycznie cytujesz.

 

Podobało mi się, bo oszczędnie, z klasą, z twistem. Kojarzy mi się z klasyką SF. Żadnych zbędnych opisów, a klimat wyrazisty. Ładnie zarysowane postaci. Wypowiedź ruskiego astronauty nieco sztywna, ale można przeboleć. Idę podrzucić swój punkcik w nominacjach ;)

PS. Scena ze skitelsami <3

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Naz, ekhm, sugerujesz, że powinienem wspomnieć o Lao Che w połowie moich opowiadań? :D (i o innych zespołach w większości)

Miałem plakat z autografami własnoręcznie zdobytymi po koncercie, gdy pili wódkę (ale nie przetrwał wieszania na ścianie i próby czasu) A w Polsce u teściowej czeka na mnie najnowsza płyta z autografami (z preorderu) :D

 

A tak na serio, to fajnie, że wpadłaś, miło że zaprezentowany rodzaj pisania ci się spodobał. Ooo, ale żeby punkcik? Cieszem siem.

ad. PS. W sumie jako pierwsza zwróciłaś na tę scenkę większą uwagę ♡ Miałem przed oczami jak sobie tam tak dryfują :D

 

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ooo, mnie też urzekła scena ze skittlesami :D To taki obrazek tego opowiadania, nic dziwnego, że akurat ją uwieczniła Katia.

Setting cudowny – sam marzę o podróży w przestrzeń, więc tekst stał się bliski hrabiowskiemu sercu właściwie od pierwszych zdań.

Co do opowieści, ech… Fajnie zorganizowałeś treść dzieląc ją na dni, nieznaczne zaburzenia w chronologii również były udanym zabiegiem. Postaci Ewy i Andre, wyobcowanie, ciasnota statku i tęsknota za przestrzenią, ich rozmowy… Wyszło pięknie, kupuję to. Umowność s-f mi nie przeszkadzała, szczególnie, że ten subtelny ścieg uczuciowości sprawiał wrażenie tak… trwałego. A jednak Mytrix potrafi pisać nie tylko o kutasach! ;D

(żarcik)

 

Reakcja na śmierć Ewy wydała mi się nienaturalna. Zbyt beznamiętna, jak na tragiczny (a zarazem tajemniczy) wypadek, którego nikt się nie spodziewał. Szczególnie, że załoga nie jest raczej doświadczona w takich sytuacjach…

Zakończenie to niestety inna bajka. Jakbyś przywalił twistem tłumaczącym obecność Ivana w sposób, jakiego bym się nie domyślił, gdybyś podał nieszablonowe rozwiązanie sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie, Count wsparły tekst hrabiowską nominacją. Ale tu mamy myślenie życzeniowe, deus ex machina i taką “bezczelną fantastykę”, która mnie mocno irytuje. Autor jest oczywiście bogiem swojego tekstu, ale powyższe zabiegi sprawiają, że immersja mocno mi siada ;(

No i Ivan chciał chyba również uratować “to, co ma wolną wolę”. Przynajmniej pośrednio, bo inaczej Eva by nie przeżyła.

 

Warsztat coraz lepszy, czytało się płynnie i dobrze. Podejrzewam, że bety też się spisały ;)

 

Trzym się ciepło, na koniec kilka uwag:

– Jak to nie ma kawy!? – Ewa wyżywa się na Andre.

Kwestia do rozważenia, ale w takich sytuacjach widziałbym podkreślony fragment w cudzysłowie. Domyślnie, dziewczyna odpowiedziała na odpowiedź podaną jej przez Andre, zacytowała ją. Tak przynajmniej wyobrażam sobie tę scenę.

Andre wraca po dwudziestu długich minutach i przerywa martwą ciszę

To jedno z tych sztampowych określeń, których lepiej unikać. Uważaj na nie, waćpan ;)

– Dzień się kończy, do końca zmiany zostało niewiele czasu.

Powtórzenie

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Hrabio,

 

zacznę od końca

– Dzień się kończy, do końca zmiany zostało niewiele czasu.

Ok, powtórzenie, ale uznałem, że w wypowiedzi bohatera brzmi dość naturalnie :)

 

Andre wraca po dwudziestu długich minutach i przerywa martwą ciszę

No dobra, mogłem się bardziej wysilić :D

 

– Jak to nie ma kawy!? – Ewa wyżywa się na Andre.

Kwestia do rozważenia, ale w takich sytuacjach widziałbym podkreślony fragment w cudzysłowie. Domyślnie, dziewczyna odpowiedziała na odpowiedź podaną jej przez Andre, zacytowała ją. Tak przynajmniej wyobrażam sobie tę scenę.

Tu masz rację :D

 

No i Ivan chciał chyba również uratować “to, co ma wolną wolę”. Przynajmniej pośrednio, bo inaczej Eva by nie przeżyła.

Tak.

 

Reakcja na śmierć Ewy wydała mi się nienaturalna.

Tak sobie ją akurat umyśliłem, ale weź pod uwagę, że nie wszystko jest pokazane, nie opisywałem histerii czy innych rzeczy wśród załogi bo praktycznie byli tylko tłem, a może trzeba było :>

 

Zakończenie to niestety inna bajka. (itd.)

No taka bezczelna fantastyka to trochę zagranie na jedną kartę było i albo czytelnik to kupi albo nie. Teraz jak patrzę z perspektywy może rozegrałbym to inaczej, ale cieszę się, że właśnie tak to napisałem, bo mogę na podstawie feedbacku i powtarzających się narzekań na zakończenie wyciągnąć sporo wniosków. W końcu najlepiej uczyć się na błędach :)

A i jak już gdzieś tam wpsominałem, nie miałem (i nadal nie mam) piórkowych nadzieji związanych z tym opowiadaniem. Choć następnymi zamierzam powalczyć na poważnie :)

 

A jednak Mytrix potrafi pisać nie tylko o kutasach! ;D

(żarcik)

:D (nie o kutasach tylko o frędzlach!)

 

Tego o pochwałach nie będę cytować, przyjąłem i ucieszyłem. Planuję ponownie spróbować się w takim stylu narracji, później w tym roku :D (Bo zacząłem sobie układać plan wydawniczy na kolejne miesiące :D)

A scenę ze skittlesami katia namalowała na moje zamówienie :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Zrobię totalny offtop, ale wyjaśni mi ktoś, dlaczego wszyscy mówią na Counta per “hrabio”? ;D

Racja, MrB. Powinno być Grafie.

Po przeczytaniu spalić monitor.

 Mytrixie, IMO takie są zasady. Pożyczyłeś cudze słowa :P Powinieneś o tym wspomnieć, bo nie każdy słucha Lao Che i przypisze autorstwo tobie.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Count to też hrabia, nie tylko graf, chociażby Count Dracula :P

It's ok not to.

To to słowo ma też takie znaczenie? Shame on me! :p

Yup, Count to między innymi Hrabia.

hrabia – count, earl

count – hrabia, graf, odliczanie

graf – count, graph

znalazłem też takie coś:

(in some European countries) a nobleman equivalent in rank to an English earl.

Origin of count

1375–1425; late Middle English counte < Anglo-French c(o)unte, Old French conte, comte < Late Latin comitem, accusative of comes honorary title of various imperial functionaries, Latin: retainer, staff member, literally, companion; see comes

Naz  – Dodałem info w przedmowie :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Z powtórzeniem racja, a co do piórkowych nadziei, to nie smędź – widywałem gorsze teksty z przypiętym piórami na tym portalu. Albo bardziej kontrowersyjne, specyficzne…

Twoje po prostu w tym jednym momencie trochę mi zgrzytnęło, ale innym czytelnikom, co widać w wątku, nie przeszkadzało, a nawet się podobało :)

 

Ano, Count to hrabia, a wymyślając przed laty tak kiczowate miano zainspirowałem się Vargiem Vikernesem, który określał się jako Grifiti Grishnack. Grifiti to po norwesku właśnie Count, a Grishnacka myślę, że niektórzy skojarzą ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Jezu, Brightside, widać, że nie lubisz Gwiezdnych Wojen i nie kojarzysz Counta Dooku ;-;

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Jezu, Brightside, widać, że nie lubisz Gwiezdnych Wojen i nie kojarzysz Counta Dooku ;-;

lol :D

 

Nawet posmędzić nie wolo!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Gwiezdnych Wojen

Gwiezdnych

Wojen

Wojen Gwiezdnych

Pew, pew, pew. Meh.

Podobało mi się.

 

Postać Ewy wyszła zdecydowanie najlepiej, potrzeba przestrzeni, oj, jak bardzo dobrze to rozumiem… Młode matki tak mają :P Świetnie sobie poradziłeś z tą postacią, naprawdę ogromny szacun – wejść w umysł kobiety i nie zwariować!

 

I wszystko, naprawdę wszystko byłoby dla mnie ok, gdyby nie ta błyskawiczna ciąża. Wolałabym, gdybyś przedstawił to w inny sposób, że na przykład Ewa gładzi się po brzuchu i oznajmia, że będą mieć nowego członka załogi. No wiesz, coś w tym stylu.

Chyba, że była w ciąży już wcześniej, na co wskazują symptomy, które delikatnie nakreśliłeś (problemy ze snem, ogólne przemęczenie, sińce pod oczami i takie tam), ALE wtedy miałabym ogromny zarzut do tekstu. Bo nigdy, przenigdy, kochający partner nie zgodziłby się na to, żeby ciężarna kobieta sobie bez skafandra spacerowała w kosmosie. A przynajmniej ja mam takie głębokie przeświadczenie, bo wiem, że tak nie postąpiłby mój kochający mąż :D

Dla mnie to jest kluczowa kwestia do wyjaśnienia.

 

A pozostałe akceptuję, przyjmuję i cieszę się, że przeczytałam.

Fajny, oryginalny pomysł i dobre wykonanie.

 

Dzięki, Iluzjo, za miłe słowo!

 

Z tą ciążą to by się trzeba Ivana spytać!

Ciężko powoiedzieć co autor miał na myśli, skoro ciążowe symptomy umieścił podświadomie, a dopiero później się o tym dowiedział i postanowił dodać ciążę do opowiadania.

Rozważ tę kwestię jak uznasz za słuszne :-)

Ale ja nie umiem wejść w umysł kobiety, zapewniam! Choć z tą przestrzenią to pomogły obserwacje żony ;) wincyj nie powiem ;)

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

S-F to dla mnie trudny w odbiorze gatunek, ale tu – może dzięki podziale na małe fragmenty, formie dziennika z wyprawy – czytałam z przyjemnością i zaciekawieniem. Co prawda nie we wszystkich aspektach fabularnych dodałam dwa do dwóch, ale jak już wyszło mi cztery, to byłam usatysfakcjonowana…no, może z jednym wyjątkiem. Za nie bardzo udany uważam pomysł na Komarowa jako boskie wcielenie…no, to mi zgrzyta zdecydowanie. Ktoś już chyba tutaj na to zwrócił uwagę… Natomiast postać Ewy mi się podoba. Też kocham przestrzeń, w rożnym sensie.

Witaj Blue_Ice,

 

lubię słowa jak zaciekawienie, przyjemność czy satysfakcja, dzięki za nie i za wizytę.

Zgrzyt z Komarowem, biorę na klatę. Chociaż uważam, że każda postać spoza utartego schematu mogłaby tu zgrzytać. A padło na niego, bo szukałem kogoś kto zginął podczas misji kosmicznej (choć on akurat przy uderzeniu podczas lądowania na Ziemi). Pomimo ideologii itd. jest facet legendą :D Ale nie żebym się spierał z twoim zdaniem – rozumiem i dzięki za uwagę.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Wracam z komentarzem piórkowym.

Strona science to mocna strona – nie jest przesadnie rozbudowana, ale dla mnie trzyma się kupy. Mi się podobała :)

Bohaterowie poprawni, ale jakoś przesadnie. Czytało mi się ich dobrze, chociaż miałem zonka co do wywalenia gościa przez śluzę. Nie ma innych metod trzymania ludzi w odosobnieniu?

Reszta wydarzeń też nie jest tak różowa. Idą ciekawie do przodu, ale nagłe ożywienie Ewy pod koniec, wcześniej Komarow – wszystko krzyczało o zagadce do rozwiązania. Jednak rozwiązanie, jakie otrzymałem, do końca mnie nie satysfakcjonuje. 

Ogółem jest tu niezły zaczyn, ale zabrakło dla mnie wyraźniejszego wykończenia. Summa summarum wychodzi więc, że jestem na NIE. Może następnym razem, Mytrixie.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki NoWhereManie za komentarz piórkowy :) Zarzuty rozumiem (było więcej podobnych opinii), głos na NIE też :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Oo, przeczytałem dawno temu, miałem zostawić komentarz i wyrazić kilka wątpliwości, a teraz zapomniałem, jakie to wątpliwości były.

Kilku rzeczy nie zrozumiałem, to na pewno. No ale nic. Pozostanę w niewiedzy.

Ogólnie tekst fajny, podobała mi się narracja, a tajemnica pchała do przodu. Trochę to poszatkowane było na małe kawałki, ale bardzo przez to nie cierpiałem.

Ogólnie dobre :)

 

Edit: PS. Tytuł świetny.

Karolu, dzięki, że Ci się przypomniało, żeby wpaść z komentarzem :)

Z wątpliwościami nie jesteś odosobniony.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Sry, Myt, ja niet.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nie poznaję Kolegi!

Babska logika rządzi!

Ogoliłem się, to pewnie temu.^^

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Że nie, to zrozumiem, ale żeby taki krótki koment.

Cień chory?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Zmęczony jeno.

But,

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

A już sie o kolegę martwiłem :D

 

Rest in…

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Peace!^^

 

No dobra, trochem się podładował, to teraz mogę marudzić.

 

Wiesz, pod chyba wszystkimi możliwymi aspektami to opowiadanie nie jest dla mnie. Nawet gdyby abstrahować już od tego, że sci-fi to bajka, o której myślę (zdecydowanie niesłusznie i wiem o tym) jako o karze za grzechy, to jednak brakuje mi tutaj konkretów, jasnego przekazu i rzetelności.

Zacznijmy od tej ostatniej. Rozumiem, że sci-fi robi tu tylko za tło, ale, jak dla mnie, jest to tło aż rażące sztucznością. Takie o wiele bardziej Fiction niż Science. Nie wiem co prawda, w jak odległej przyszłości się to wszystko dzieje, więc bez bólu tyłka akceptuję podróże kosmiczne w wydaniu turystycznym – bo Ewa i Andre, wnosząc po ich krótkiej biografii, są na tym statku właśnie turystami pragnącymi odnaleźć swoją przestrzeń. Nie akceptuję jednak, że takich laików, zapewne bez żadnego przygotowania (a mówimy tu o miesiącach, może nawet latach treningów i nauki) wciela się do regularnej załogi statku nie sprawiającego wrażenia jednostki turystycznej. (Jeśli jest inaczej i oni byli tak naprawdę zawodowymi astronautami, którzy zwiedzali świat w poszukiwaniu przestrzeni hobbistycznie, to tekst mi tego nie mówi, wręcz przeciwnie). Co więcej ktoś tej parze lamusów pozwala pełnić wspólną wartę bez żadnego nadzoru, co prowadzi do tego, że jedno z nich praktycznie sabotuje misję (jaka by ona nie była) i wyłącza silniki, tym samym narażając całą załogę i statek na ogromne niebezpieczeństwo, a sponsorom – jakiś rząd, NASA albo inne Gagariny – niewyobrażalnie windując koszta wycieczki. I nikt, ani na statku, ani na Planecie-Matce tego nie zauważa. Podobnie jak nikt nie zauważa, że ktoś otworzył sobie właz i nawiał ze statku. (Normalnie kosmos!) Jest to równie niemożliwe i absurdalne jak pomysł, że ta dwójka zdołała zrobić coś takiego bez żadnej pomocy, nie rozpieprzając przy tym statku na kosmiczny pył.

Podobnie motyw z odnajdywaniem i odławianiem “zgub” w kosmosie. Całkowicie nierealne. Chyba, że mówimy tu o fizyce a’la Gwiezdne Wojny, a nie o tej, którą zna dzisiejsza nauka. Nawet po wyłączeniu silników statek wciąż siłą pędu musiał zasuwać tysiące kilometrów na godzinę, jeśli nie lepiej, a że w przestrzeni kosmicznej panuje próżnia, to nie ma tarcia, które mogłoby go powoli wyhamowywać. Ergo – nawet, gdyby Andre zdołał jakoś wydostać się z pędzącego statku, trzymając w ręku nagą Ewę (która, tak swoją drogą, bez żadnej osłony powinna natychmiast zmienić się w kosmokurz, o ile się nie mylę), i nie zabić się przy tym – ja to widzę jako skok z pociągu pędzącego z prędkością kilku machów – to już po ćwierćsekundzie statek powinien być definitywnie poza ich zasięgiem. Nie mówiąc już o tym, jak bardzo się oddalił w ciągu tych (w domyśle) kilku godzin, które musiały minąć, nim zauważono ich zniknięcie. W tym czasie statek musiał oddalić się o jakąś drobną nieskończoność, więc znalezienie uciekinierów nie wydaje się możliwe. Pomijam już nawet raczej ograniczony zasięg sygnału alarmowego w hełmofonie, ale wszystkie możliwe manewry, gdyby nawet były możliwe – w co wątpię – to niedopuszczalna strata czasu i paliwa, bo w kosmosie nie można sobie tak po prostu zawrócić albo cofnąć.

Generalnie, pod względem logiczno-naukowym tekst leży i kwiczy nawet w moich – totalnego laika przecież – oczach. Ale to, jak się rzekło, tylko tło. Sedno tego opowiadania; to, na czym naprawdę należy się skupić, leży gdzie indziej. Pytanie tylko: gdzie? Bo ja nie wiem.

Być może w tytule, bez którego – co moim zdaniem nie jest zbyt fajne – opowiadanie zupełnie nie miałoby szans na jakąkolwiek spójną interpretację. Choć, Kosmonautą a prawdą, i teraz nie jest to łatwe. Mi, na przykład, moja własna interpretacja tego tekstu nie podoba się wcale, bo zasadniczo nie sprowadza się ona do żadnego konkretu. Potrafię połączyć Ewy pragnienie przestrzeni z tym, że Andre zabrał ją w kosmos. Nie potrafię tego połączyć jednak z faktem, że z jej strony był to akt samobójczy, a z jego – czysty debilizm. Nie potrafię też połączyć tego z interwencją Boga, ani, tym bardziej, z dzieckiem. Nic mi w tej układance nie pasuje. Zupełnie nic.

Podejrzewam, że to wszystko jest – a przynajmniej powinno być – metaforą rodzinnego szczęścia i spełnienia (dziecko, cud narodzin, jako zaspokojenie potrzeby doświadczenia czegoś bezkresnego, nieograniczonego, wiecznego?), ale zupełnie do mnie ta metafora nie trafia, szczególnie, że taka jej interpretacja jest raczej naciągana i, generalnie, sprzeczna z moimi własnymi poglądami na pewne kwestie.

Ergo, ani warstwa metaforyczna, ani fabularna, ani logiczna mnie nie przekonały. Na szczęście pozostało jeszcze porządne wykonanie i fajny, taki kosmicznie powolny, w jakiś nieuchwytny sposób smutny klimat. To jednak o wiele za mało, by przekonać mnie do tego opowiadania w ogóle. O opiórkowaniu go nawet nie wspominając.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu, nie znam się, ale się wypowiem. Jak sam stwierdziłeś, w próżni nie ma oporu, więc po wyskoczeniu ze statku kosmonauci będą sobie popitalać też z prędkością tych tysięcy kilometrów na godzinę (i to bardzo grubych, bo pierwsza kosmiczna dla Ziemi wynosi około 8 km/s) w miarę równolegle do rakiety (w miarę, bo skoro radośnie wyskoczyli to mają jakąś składową ruchu poprzeczną do kierunku lotu i jej też nic nie hamuje). Co innego gdyby statek miał włączone silniki – wtedy będzie przyspieszał i zostawi spacerowiczów z tyłu, najpierw zdrowo ich osmaliwszy ogniem z dysz.

Babska logika rządzi!

Cieniu,

przeczytałem, skontemplowałem i najmądrzejsze co mi przychodzi do głowy to:

A – tak, masz rację.

B – tak, masz rację, nie jesteś targetem :D

 

Jak nie zarzucisz trzymania się rozumu, to nie ma po co sięgać po takie lekkie sf.

Z kolei fabularnie Ci nie leży, ok. Nie wyjaśniłem w tekście czemu oni (A i E) w ogóle mogą polecieć w kosmos itd. Bo tekst był właściwie o emocjach, poszukiwaniu przestrzeni i koncepcie Kosmonauty jako Boga. I tyle :)

Nie celowałem w piórko. Nie tłumaczyłem bo miało być krótko, hermetycznie, klimatycznie.

 

Rozumiem taki a nie inny odbiór i się nie dziwię!

Dzięki i Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Sorry, Winnetou, jestem na nie.

Zmieniłeś oznaczenie z SF, więc mój odbiór nieco się poprawił (coś, jakbyś przestał szargać świętości), ale za mało.

Już podczas lektury gryzło mnie pytanie, kto tę szurniętą babę wpuścił do rakiety.

Finał wyskakuje tak z… znikąd, że zbaraniałam, dopiero później zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tego wszystkiego nie kupuję. No i nie przekonuje mnie facet, który z miłości wykopuje swoją kobietę gołą w próżnię. Bo tak mu intuicja podpowiada. Nie, nie i nie. Omijałabym świra szerokim łukiem.

I nie przekonała mnie interwencja Komarowa. Gdyby kobiety w ciąży wcześniej nigdy nie umierały. Ale umierały, cholera jasna, wszyscy to dobrze wiemy. No, nie można było racjonalnie oczekiwać, że tę jedną, wyjątkową uratuje sporym nakładem cudów.

Rozsądna część mnie buntuje się przeciwko takim rozwiązaniom fabularnym.

Babska logika rządzi!

Haha, Finklo, się uśmiałem, ale to chyba dobrze, że tekst tyle emocji budzi :D Rozumiem zarzuty :-) Nawet się zgadzam, w końcu możliwe, że gdyby to był tekst kogoś innego miałbym podobne :) Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ładnie przestawiłeś Ewę, choć to taki typ bohaterki, że trudno mi ją polubić. Jako para z Endriu wydali mi się dość egoistyczni, więc nie wiem, za co im Bóg/kosmos/martwyRosjanin w dzieciach wynagrodził. Warstwa filozoficzna przyjemna, choć ekspertem od takich rzeczy nie jestem. Warsztatowo nieźle.

Witaj zygfrydzie,

dzięki za komentarz, cieszę się, że ogólnie na plus, a wątpliwościom się nie dziwię :-)

A ten losmos nie tyle im w dzieciach wynagrodził, co Ewa wcześniej była w ciąży, więc raczej dziecko ratował przed nimi. ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nowa Fantastyka