- Opowiadanie: kerszi - Las szczekających psów

Las szczekających psów

Opowiadanie z cyklu “Poormani w mgle”

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Las szczekających psów

 

Redpeace – to świetna nazwa, ma w sobie czerwień i pokój. Na pewno pracodawca jest miłym człowiekiem. Z takim nastawieniem Poorman miał iść do pierwszej prawdziwej pracy, bo tak jak wiecie Poormani pracą się nie parają, socjal to najmilsza dla nich rzecz.

Więc czemu Poorman poszedł do pracy? Z paru powodów. Szczeknięty dość miał jego ględzenia i żarcia ślimaków. Pies chciał zmienić dietę na bardziej zróżnicowaną, a że to był pies rozpieszczony więc, jęczał co rano do pana swoim psioludzkim. “Haupraca, hauca, ihaudoprahaucy".

Poorman miał tego dość, nie rozumiał co prawda paplaniny psa, ale podświadomie mu się wryło słowo praca. Wcześniej chłop robił w reklamie, roznosił ulotki reklamujący nowy klub go go, ale tego nie można było nazwać pracą, bo robił to za darmo. W sumie nie za takie darmo. Na koniec wieczoru mógł się umyć w barze, napić i pooglądać niezłe panienki. Pewnego razu jedna nowa mu się oddała w pakamerce, myśląc że jest szefem. Po tym incydencie jego kariera w reklamie się skończyła.

Siedziba Redpeace mieściła się w lesie szczekających psów. Szybkie spojrzenie na mapę w poorfonie gdzie to jest.

Jak się tam dostać za darmo, nie zużywając niepotrzebnych kalorii? A od czego ma poorfona. Wpisał "Jak się dostać za darmo do lasu szczekających psów". Poorgle wyrzuciło wynik dwadzieścia pięć odpowiedzi. Spodobała mu się pierwsza.

"Obsikaj się perfumami ze skunksa, następnie idź do piekarni i nie wychodź dopóki nie obiecają cię zawieźć do lasu szczekających psów".

Perfumami obsikał się już tydzień temu, ale na inną akcję. Skunksie zapachy trzymają długo, więc poszedł do najbliższej piekarni "Świeży Chleb". To był ogromny budynek, cały z drewna, pomalowany na żółto. Pachniał wspaniale pieczywem. Sprzedawca Tomek był kulturalny i miły. Jeszce nie znał Poormana. Poorman wchodząc do środka zamienił dobry klimat na śmierdzący. Ludzie uciekli w popłochu, chleb sczerstwiał, bułki zzieleniały. Tomek był w szoku, interes jego życia właśnie miał runąć przez śmierdziela.

– Poszedł stąd!!! Co ty robisz człowieku. Chcesz zjeść za darmo, to masz, ale nie psuj klimatu. – Podał mu zielone bułki.

– Nie chce jeść – powiedział Poorman – albo dawaj te bułki… – gryząc i mlaskając kontynuował. – Jak zawieziesz mnie do lasu wiecznie szczekających psów to mnie tu już nie zobaczysz.

– Ale jak ciebie zawiozę, to samochód będzie do wyrzucenia, tak go zasmrodzisz, poza tym do tego lasu są darmowe zjeżdżalnie. Firma Redpeace zrobiła je.

 

Poorman ponownie zobaczył ulotkę o pracy. Rzeczywiście, napisane "darmowy dojazd zjeżdżalniami". Spojrzał na wyszukiwarkę Poorgle. Była i tam taka odpowiedź, niestety na drugiej stronie. Poorgle to nie Google – pomyślał. To przeglądarka dla biednych.

Śmierdział jak skunks, więc chyba nie wypada iść tak do pracy. Zobaczył jeszcze raz ulotkę. W niej nic nie było napisane o miłym zapachu. Więc nie musiał się myć. Zaoszczędzi na wodzie i transporcie.

Poorman, kiedy zjeżdżał trzy kilometry drewnianym wózkiem wycie psów się nasilało. Czy to powodował jego zapach, czy zawsze tak pieski wyły? Tego już się nie dowiemy.

Nasz bohater znalazł Redpeace. Siedziba mieściła się na samym dole. To był duży budynek zbudowany z cegieł o szmaragdowym kolorze. Wysoki na cztery metry. Dach był obity bydlęcą skórą, która się trzymała dzięki solidnym zapięciom. Kiedy Poorman chciał wejść do środka głośnik z drzwi się odezwał.

"Wykryto zbyt duże stężenie drapieżnych związków zapachowych. Zapraszamy do komory numer dwa do neutralizacji"

Ale super firma, ale mają sprzęt. Dobrze, że się nie myłem. Poorman wchodząc do kabiny poczuł dziwny dreszcz i coś jakby się zmieniło. Po zastanowieniu odkrył, że ucichło ujadanie psów. Kabina była dźwiękoszczelna. Cała operacja neutralizacji trwała niecałe 10 minut. Wychodząc znowu usłyszał wycie, ale brakowało mu jeszcze czegoś. Tego zapachu do którego się przyzwyczaił.

Dzwonka przy drzwiach nie było. Za to była ogromna kołatka. Poorman uderzył nią o drzwi.

– Jakiego chuja tu niesie! Do kurwy nędzy spać nie mogę! – Wyszedł mizerny człowiek o kulach, a tuż za nim pies na wózku. – Czego kurwa chcesz?

– Ja do pracy.

– Aaa, kurwa. To co innego. Właź.

– Sprawdzimy twoje kwalifikacje. Pierwsze pytanie. Czy jesteś gotów pracować dla dobra firmy, zachwalać, nie narzekać i wykonywać bez szemrania wszystkie zadania.

– Jestem.

– To co tu kurwa stoisz? Do roboty!!!

– A umowa?

– Jaka kurwa umowa?? Sprawdzisz się to dostaniesz umowę.

– Co mam robić?

– Widzisz ten obsrany dach? To robota kotów. Wyczyść go.

– Ok. A gdzie narzędzia?

– Jakie kurwa narzędzia? Ograniczony jesteś czy co? Ta praca polega na intelektualnym podejściu do sprawy. Użyj głowy i do roboty.

Poorman wlazł na dach, ale nie miał narzędzi, więc ręcznie zbierał ekskrementy po kotach. Po dwóch godzinach dach był czysty. Pies cały czas go obserwował!

– Dobra złaź – krzyknął pan. – Masz piętnaście minut przerwy. Wykorzystaj to na mycie się, a potem na pole do chłopaków.

– Gdzie to jest?

– Kurwa, w dupie!!! Jesteś naprawdę ograniczony. Strzałek nie widzisz "Na pole"?

Poorman rozglądał się parę minut i żadnej strzałki nie znalazł.

– Proszę pana, nie widzę żadnej strzałki.

– Bo kurwa, nie ma żadnej strzałki. Czy ja mówiłem o jakiejś pierdolonej strzałce?

– Mówił pan o strzałkach.

– Właśnie kurwa, mówiłem o strzałkach a nie o strzałce. Słuchaj co się do ciebie mówi.

– A nie mógłby mi pan powiedzieć, gdzie to pole. I tak dużo czasu straciłem?

– Dobra przygłupie, kieruj się na północ. Po dwóch kilometrach dojdziesz na pole. Resztę powiedzą ci chłopaki co masz robić. Pamiętaj minimalny limit to trzydzieści kilogramów truskawek.

Poorman zastanawiał się gdzie jest północ. Na szczęście zobaczył tylko dwie drogi. Jedna to ta z której przyszedł, a druga musiała być północna. Chyba że przyszedł z północy? Ale nie! Zjeżdżając, nie widział żadnego pola i ludzi.

Te dwa kilometry zamieniły się chyba w dziesięć. Szedł już tak z dwie godziny, a żadnego pola nie widział. Czyżby zabłądził? Po następnej pół godzinie znalazł je, a tam pięciu pracujących ludzi.

– Cześć chłopaki! – Wszyscy z nich byli rośli, brudni i wycieńczeni.

– O nowy przyszedł –powiedział największy z nich. – Fajnie, że jesteś! My tu już ledwo wyrabiamy.

– Nie ma sprawy, ja lubię pracować – skłamał Poorman.

Pracował, ale nie lubił. Po pięciu godzinach nazbierał chyba z dwadzieścia kilogramów truskawek. Chłopaki powoli się zbierali. Obok pola stał samochód dostawczy.

– Poczekajcie! jeszcze nie mam trzydziestu kilogramów

– Dobra, spoko. My się spieszymy, więc każdy da po dwa, trzy kilogramy i będziesz miał te trzydzieści. Dzisiaj wreszcie po trzech miesiącach dostajemy wypłatę!

– To jak żyliście bez pieniędzy przez tyle czasu? – zdenerwowany zapytał.

– Jak to jak? Na truskawkach. Wodę piliśmy z kałuży, albo z pobliskiego stawu. Czasami jakąś padlinę się znalazło, to podgrzaliśmy na ogniu. Dużo zająców tu ginie. Nie wiadomo czemu. Ale nieważne, dzisiaj dzień wypłaty.

Wracając samochód przejechał te piętnaście a nie dwa kilometry jak zapewniał szef. Dojeżdżając do siedziby Redpeace'u coś zaniepokoiło Poormana jego i kompanów. Wycie psów ucichło, tylko ten szefa Hitler ciągle szczekał. Szczekał na dwóch policjantów. Obok stała suka świecąca niebieskim kogutem.

– Witaj szefie. Przywieźliśmy dzisiaj dużo truskawek – krzyknął Adam. – Największy z ekipy.

– Jakich truskawek? Panie władzo ja tych chujów nie znam!

– Proszę nie przeklinać – odezwał się policjant o posturze dwumetrowego byka.

– Ale te kutasy chcą mi wmówić, że ja ich znam!

– Proszę nie przeklinać – ponowił prośbę policjant.

Chłopaki popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. Poorman też nie wiedział o co chodzi!

– Czy znacie tego tutaj pana? – zapytał policjant, tym razem ten mniejszy.

– Tak, to nasz szef – powiedział Poorman.

– Morda, ty skur… – nie dokończył szef – policjant użył urządzenia zagłuszające wypowiedzi. To ustrojstwo było tak sprytne, że zagłuszało głos tylko jednej osoby.

– Mówcie chłopaki – kontynuował policjant.

– To nasz szef, przywieźliśmy truskawki i chcieliśmy odebrać wypłatę!

– Niestety muszę was zmartwić. Te truskawki, które zebraliście to zbieraliście z pola mojej siostrzenicy, która jest za granicą. Czyli kradliście, ale nie martwcie się, nie odpowiecie za to. On za to odpowie. – wskazał na człowieka o kulach.

– j(pii) ni(pii)… – Próbował coś powiedzieć Jarek czyli szef Poormana – ale przez zagłuszacz nie dał rady.

– Chcemy, żeby on nam zapłacił!

– On wam nic nie zapłaci, co trzy miesiące zbiera nową ekipę, a starej nie płaci. Ten preceder trwał już od dwóch lat. Wpadł przez to, bo przejeżdżałem obok pola i zobaczyłem was. Tak by to jeszcze trwało dłużej. Ludzie nie skarżyli się, bo na każdego miał haka. Zabieramy go do aresztu. Potem pewnie trafi do więzienia, ale musimy spisać protokół. Zajmie to nam z dziesięc minut. Przez ten czas nic tu nie będziemy widzieli – mrugnął porozumiewawczo ten większy.

Pies Hitler, jakby przeczuwając co się może stać, szybko oddalił się na swoim wózku w stronę gdzie kiedyś wyły psy. Został tylko jego pan. Miał kule, więc nie byłby w stanie szybko uciec. Chłopaki zrobili dobrą robotę. Wysmarowali go truskawkami. Poorman na koniec go obsikał, potem zawiedziony wrócił do domu. Tam na niego czekał merdający ogonem Szczeknięty.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Hej, Kerszi. Nie wiem, czy to jest pastisz na pracę, czy na leniwych ludzi wymigujących się od pracy i czy w ogóle ten utwór ma drugie dno. Jak widzisz sporo nie wiem. Jest absurd, który specjalnie mnie nie chwycił. Są pewne nieścisłości, chociażby

bo tak jak wiecie Poormani pracą się nie parają, socjal to najmilsza dla nich rzecz.

A już na drugi dzień

Poorman wlazł na dach, ale nie miał narzędzi, więc ręcznie zbierał ekskrementy po kotach. Po dwóch godzinach dach był czysty.(…)

Pracował, ale nie lubił. Po pięciu godzinach nazbierał chyba z 20 kilogramów truskawek.

Całkiem nieźle się napracował, jak na nieroba.

Puenty też nie załapałem i zastanawiam się, w jakim celu powstał ten utwór. Jedno co mogę powiedzieć, to całkiem przyzwoicie napisane. Oczywiście, gdzieś tam nie ma kropek na końcu zdań, liczebniki zapisujemy słownie, gdzieś tam brakujący przecinek.

Podsumowując, masz chyba zbyt dużo wolnego czasu. :)

 

Darcon: Niestety, nowy pracodawca wpłynął na jego “pracowitość”. Dzięki za uwagi!

Kerszi

Zwabił mnie tutaj tytuł. Ale:

Wracając samochód przejechał te 15 a nie 2 kilometry jak zapewniał szef. Dojeżdżając do siedziby Redpeace'u coś zaniepokoiło Poormana jego i kompanów.

Czytając, coś mi nie pasowało.

 

Zjeżdżając trzy kilometry drewnianym wózkiem wycie psów się nasilało.

I tu.

 

Tego już się nie do­wie­my. Wreszcie jest Redpeace. Siedziba mieściła się na samym dole.

A tu masz trzy czasy, w trzech kolejnych zdaniach.

 

Kiedy chciał wejść do środka głośnik z drzwi się odezwał.

Co jest podmiotem w tym zdaniu?

 

O drobiazgach, jak przecinki przy wołaczach i wtrąceniach nie wspomniawszy.

Trzy kilometry było z piekarni do siedziby. Piętnaście kilometrów zaś z było pola. Być może niedokładnie to opisałem. Dzięki za uwagi.

Kerszi

Nie chodziło mi o kilometry, tylko o gramatykę.

Historyjka miejscami bywa zabawna, ale,niestety, jest kompletnie pozbawiona fantastyki i tak po prawdzie to nie bardzo wiem, Kerszi, o co tu chodzi.

Wykonanie, co stwierdzam z przykrością, pozostawia wiele do życzenia. :(

 

“Hau­pra­ca, hauca, ihau­do­pra­hau­cy" –> Brak kropki na końcu zdania. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

roz­no­sił ulot­ki re­kla­mu­ją­cy nowy klub go-go… –> Literówka.

 

25 od­po­wie­dzi. Spodo­ba­ła mu się pierw­sza od­po­wiedź. –> Czy to celowe powtórzenie?

 

"Ob­si­kaj się per­fu­ma­mi ze skunk­sa, na­stęp­nie idź do pie­kar­ni i nie wy­chodź do­pó­ki nie obie­ca­ją za­wieźć do lasu szcze­ka­ją­cych psów" –> …za­wieźć cię do lasu szcze­ka­ją­cych psów".

 

po­szedł do naj­bliż­szej pie­kar­ni "Świe­ży chleb". –> …po­szedł do naj­bliż­szej pie­kar­ni "Świe­ży Chleb".

 

Zjeż­dża­jąc trzy ki­lo­me­try drew­nia­nym wóz­kiem wycie psów się na­si­la­ło. –> Dlaczego wycie psów zjeżdżało wózkiem?

 

To był duży bu­dy­nek zbu­do­wa­ny z ce­gieł… –> Źle to brzmi.

 

Wy­so­ki na 4 metry. –> Raczej: Wy­so­ki na cztery metry.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Za­pra­sza­my do ko­mo­ry nr 2 do neu­tra­li­za­cji" –> Za­pra­sza­my do ko­mo­ry numer dwa do neu­tra­li­za­cji".

Nie używamy skrótów.

 

Dzwon­ka przy drzwiach nie było. Za to była ogrom­na ko­łat­ka. Po­or­man ude­rzył nią o drzwi. –> Czy to celowe powtórzenia?

 

-Je­stem. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– Dobra złaź. – krzyk­nął pan. –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Może przyda się poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Wycie psów uci­chło, tylko Pies szefa Hi­tler cią­gle szcze­kał . Szcze­kał na po­li­cję. A kon­kret­nie na dwóch po­li­cjan­tów. –> Czy to celowe powtórzenia? Dlaczego drugi pies jest napisany wielką literą? Zbędna spacja przed pierwszą kropką?

 

po­li­cjant użył urzą­dze­nie za­głu­sza­ją­ce wy­po­wie­dzi. –> …po­li­cjant użył urzą­dze­nia za­głu­sza­ją­cego wy­po­wie­dzi.

 

Te ustroj­stwo było tak spryt­ne… –> To ustroj­stwo było tak spryt­ne

 

Ten pre­ce­dens trwał już od 2 lat. –> Pewnie miało być: Ten proceder trwał już od dwóch lat.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

OK, jest jakiś pomysł, jest trochę absurdu. Wprawdzie nie bardzo rozumiem, co z tego miało wynikać, ale trudno, z absurdem tak bywa.

Miałam kilka uwag, ale widzę, że Cobold i Reg już je zgłosili.

Interesujący myk z tym poorsłowotwórstwem.

 

Babska logika rządzi!

Wielkie dzięki za konstruktywną krytykę. Dzięki temu następnym razem zrobię mniej błędów.

Kerszi

Tytuł całkiem ciekawy, jest trochę humoru i absurdu, ale zdarzają się też żenujące fragmenty. Do tego wykonanie bardzo przeciętne, psuje nieco odbiór. Nie widzę, niestety, puenty. Choć parę elementów błyszczy, jak rzeczy z “poor” w nazwie.

Humor i absurd na obecne realia pracownicze w “januszowych” firmach. No nie powiem, parę razy miałem uśmiech na twarzy. Ale brak tutaj celności, jaką z reguły mają teksty tego typu. Rzucasz przekleństwami i przejaskrawiasz, ale w którymś momencie przestaje mnie to ruszać – i siła treści przez to maleje.

Co do wykonania, to Cobold i Reg już zwrócili uwagę na błędy, ja dorzucę ciekawe linki z forum, które pomogą Ci w kwestiach technicznych tekstu:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan: Dzięki, na pewno skorzystam.

Kerszi

Ogólnie to tekst szału nie zrobił, ale nie mam mu tego za złe, bo wątpię, aby takie było jego zadanie. Innymi słowy opowiadanie miało (chyba) rozśmieszyć i, summa summarum, rozśmieszyło, więc jest w porządku :)

Kiedyś dostanę Nobla.

Sam początek mnie zaciekawił. Lubię takie absurdalne klimaty, ale końcówka nieco rozczarowała, jakby brakło pomysłu na wykończenie. Ogólnie tekścik taki do poczytania, szkoda że nie dopracowałeś lepiej zakończenia. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nie porwało mnie, ale czytało się przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka