- Opowiadanie: dogsdumpling - Fuck friends

Fuck friends

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Fuck friends

– Co powiesz na to, żebyśmy zostali friends with benefits?

– Co?

– Friends with benefits – powtórzyła. – No wiesz, seks, ale bez związku.

– Wiem, co to znaczy friends with benefits – żachnąłem się. – Pytam, czy mówisz poważnie.

– Jak najbardziej. Żadne z nas nikogo nie ma. Ja nie szukam. Jak ty kogoś znajdziesz, deal’s off.

– Mówisz poważnie – stwierdziłem z dziwnym ściskiem w żołądku. – I jak to sobie wyobrażasz?

– Noo… seks jak seks – ja, ty, bez ubrań, łóżko, pszczółki, ptaszki, kwiatki czy jak to się tam mówi.

– Ciebie to bawi – stwierdziłem.

– W sumie wanna też może być – dodała po chwili. – Podłoga w kuchni już niekoniecznie. O, albo ten twój duży fotel w salonie. Albo…

– To nie jest zabawne.

– Trochę jest. Zachowujesz się, jakbym ci zaproponowała skok na bank albo inne przestępstwo. – Przestała się uśmiechać. – Druga połówka to mit. Libido to fakt. Kobiety też je mają.

– Wiem, po prostu… – Nie mogłem znaleźć właściwych słów – Co, jeśli się nie uda?

– Nie jestem dla ciebie atrakcyjna? – Zatrzepotała rzęsami.

– Wiesz, że nie o tym mówię.

– Chyba jakoś przeżyjemy jedną nieudaną noc.

– Cholera, po co ja w ogóle z tobą gadam.

Westchnęła i spojrzała na mnie z ukosa.

– Jeśli masz na myśli nasze relacje, biorę to na siebie. Zresztą i tak nigdy nie były normalne.

– Fakt. Po prostu… Zaskoczyłaś mnie.

– Spoko. To tylko propozycja. Przemyśl i daj znać, jak coś postanowisz.

*

– Chciałeś kiedyś przestać być? – spytała mnie którejś nocy.

– Masz na myśli samobójstwo? – odparłem.

– Nie. Po prostu nie chcieć być.

– A to jest jakaś różnica? Bo chyba nie rozumiem, co masz na myśli.

– Mhm… – mruknęła coś niewyraźnie w odpowiedzi i zawinęła się szczelniej w kołdrę.

*

Leżeliśmy w łóżku, gdy jej powiedziałem, że kogoś poznałem. Spojrzała na mnie lekko zdziwiona.

– Życzę wam szczęścia. – Uśmiechnęła się ciepło.

Nienawidziłem tego jej uśmiechu. Jakby ktoś uruchomił pilotem mięśnie twarzy, które posłusznie wykonały właściwy ruch.

– Naprawdę życzę ci szczęścia – powtórzyła, gdy cisza zaczęła się przeciągać.

– Ty nic nie czujesz, prawda? – rzuciłem.

– Pytasz, czy udawałam? – spytała zdziwiona.

– Nie – żachnąłem się. – Pytam, czy ty w ogóle czujesz cokolwiek. Jak normalni ludzie. Nie złościsz się, nie przeklinasz, nie śmiejesz się, nie płaczesz, nie podnosisz głosu. Zawsze tylko się uśmiechasz tym swoim wyuczonym uśmiechem. Mogłabyś choć raz zareagować jak normalny człowiek. Jak normalna kobieta. Nie jak jakieś pieprzone drewno.

– Skończyłeś? To, kurwa, dziękuję, kurwa, za wnikliwą, kurwa, analizę mojej, kurwa, drewnianej osobowości. A teraz, kurwa, powinieneś już iść – rzuciła spokojnym tonem i zaśmiała się lekko.

Musiałem mieć niewyraźną minę, bo dodała:

– Zadowolony? Czy może powinnam od teraz dorzucać po kilka kurew do każdej wypowiedzi? Nad śmiechem muszę jeszcze popracować. Średnio wyszedł. Wiesz, gdzie są, kurwa, drzwi – ziewnęła i obróciła się na drugi bok, plecami do mnie.

– Jest środek nocy.

– No i?

– Pozwól mi chociaż wziąć prysznic.

– Jak chcesz, kurwa – wymamrotała, powtórnie ziewając.

Nie wiem, czego się spodziewałem. Nie była nawet zawiedziona. Żadnej sceny, awantury. Głos jej nie drgnął. Nie spytała ani dlaczego, ani czy na pewno. Znalazłem po omacku bokserki i poczłapałem do łazienki.

– Hej, skończył ci się szampon! Masz zapas? – krzyknąłem z kabiny. Odpowiedziała mi cisza. – Przecież nie umyję włosów mydłem – wymamrotałem i zabrałem się za przeszukiwanie szafki pod umywalką. – No dobra, gdzie może być szampon? Tu nie. Balsam, nie, olejek, też nie, domestos, na pewno nie, tampony, niekoniecznie, podarte rajstopy, nie, paczka popcornu, nie… Po cholerę ci popcorn w łazience? A zresztą, nieważne. Szampon, szampon, szampon…

*

– Hej! Hej! Wyłącz to! Hej! – Próbowałem przekrzyczeć muzykę.

Tańczyła na środku kuchni w majtkach i koszulce z napisem „Nie gap mi się na cycki”.

 

Your feelings

I can't help but rape them

I'm sorry, I don't feel the same

 

Darła się razem z wokalistą zespołu.

 

My heart inside is constantly hating

I'm sorry, I just throw you…

 

– Hej, dlaczego wyłączyłeś? – rzuciła z wyrzutem.

– A jak myślisz? Wydzierasz się tak, że na całej klatce słychać. Mogłabyś czasem pamiętać o zamykaniu drzwi. Każdy może tu wejść, a ty przez te swoje pląsy nic nie zauważysz.

– Przesadzasz. Na razie bez pytania wszedłeś tylko ty.

– Posłuchaj mnie choć raz i zrób, co mówię – poprosiłem.

– Tak, jest, panie generale. – Zasalutowała i poszła przekręcić zamek w drzwiach. – Rozkaz wykonany – powiedziała z poważną miną i włączyła muzykę.

 

away

I don't know why I'm so fucking cold

I don't know why it hurts me

All I wanna do is get with you and make the pain go away*

*

– Skąd masz tego siniaka?

– Którego?

– Tego wielkości dłoni między łopatkami.

– Aaa… tego. Od podróży w czasie.

– To nie jest śmieszne.

Odwróciła się w moją stronę, podparła głowę ręką i spojrzała mi w oczy.

– Czy ja wyglądam, jakbym się śmiała?

– Mówię poważnie. Kto ci to zrobił?

– Nudny jesteś, wiesz. Idę pod prysznic. – Zawinęła się w kołdrę, usiadła na brzegu łóżka i schyliła po kapcie.

Złapałem ją za rękę.

– Masz więcej takich siniaków? – spytałem.

– Dużo podróżuję.

– Okej, chcesz się bawić, proszę bardzo. Często podróżujesz?

– To zależy.

– No dobra, a gdzie byłaś ostatnio? – I z kim? Chciałem dodać, ale się powstrzymałem. Jedno pytanie na raz, przykazałem sobie w myślach.

– Jak to gdzie? Tu.

– Tu? – powtórzyłem.

– Podróżuję w czasie, nie przestrzeni.

– Byłoby łatwiej, gdybym znał zasady tej dziwacznej gry – mruknąłem.

– To już wszystko? Bo chcę iść pod prysznic. – Pociągnęła za kołdrę.

– Nie wszystko, do cholery. – Cierpliwość powoli zaczynała mnie opuszczać.

– Nie wierzysz mi? – spytała tylko.

– Okej, kiedy odbyłaś ostatnią podróż?

– Co dzisiaj mamy?

– Poniedziałek.

– Chodzi mi o datę – uściśliła.

Spojrzałem na zegarek.

– Piętnastego stycznia.

– To dwunastego.

– Okej. Dwunastego odbyłaś podróż w czasie. Stąd. Z kim?

– Nie. Odbyłam podróż w czasie za chwilę do dwunastego stycznia o tej porze – poprawiła mnie.

– Ta rozmowa zaczyna mieć coraz mniej sensu. Dwunastego był piątek. Byłem u ciebie o tej porze.

– Wiem, przyglądałam się, jak uprawiamy seks.

– Nie pamiętam, żebyśmy się wtedy kochali.

– Nie? To może uprawiałam seks z kimś innym. Może tylko chciałam, żebyś to był ty – powiedziała wolno. – Idę pod prysznic.

– Hej! – Złapałem za kołdrę, która opadła ciężko na dywan.

Pokój był pusty. Z korytarza dochodził szum prysznica. Wygrzebałem się z pościeli i powlokłem do łazienki. Stała pod strumieniem parującej wody. Siniak na plecach nabrał odcienia przejrzałych mirabelek.

*

– Co ci się stało w rękę? – spytałem, gdy stanęła w progu z palcami szczodrze oklejonymi plastrem.

– Też się cieszę, że cię widzę, wejdź – rzuciła.

– Co ci się stało w rękę? – powtórzyłem, siląc się na spokój.

– Nic poważnego. Przytrzaśnięty paznokieć.

– Od podróży w czasie?

– Od drzwi. Nie trzaskaj nimi w przyszłości, dobrze? Boli jak cholera.

– Co? Że niby ja ci to zrobiłem?!

Zawahała się przez chwilę.

– Tak mi się zdaje. W przyszły wtorek. Sama nie wiem. Podczas ostatniej podróży wystąpiły zakłócenia częstotliwości. Może coś o tym wiesz?

– Niby skąd? Powiedz mi prawdę, proszę.

– Chcesz herbaty? – Zignorowała mnie. Kolejny raz.

Wszedłem za nią do kuchni.

– Co to jest? Tylko mi nie mów, że ta plama na podłodze to od podróży w czasie! Albo że wepchnąłem cię na stłuczoną szklankę w sobotę za pół roku – mówiłem coraz głośniej.

– To sok malinowy. Z wczoraj wieczorem. Nie zdążyłam wytrzeć. Nie wchodź na to, pójdę po ścierkę.

Gdy wróciła, na dłoni nie było śladów plastra. Z wargi sączyła się krew.

– Jak to możliwe, że przytrzaśnięty palec zamienił się w rozcięte usta? – powiedziałem bardziej do siebie niż do niej i opadłem na krzesło. – Przecież miałaś zaklejoną rękę. Ktoś musiał mi coś dosypać do porannej kawy, bo zaczynam mieć przywidzenia. Jeśli mnie wkręcasz, to to nie jest śmieszne.

– Czasami obrażenia z różnych podróży mieszają się ze sobą. Teraz jak nad tym myślę, to masz rację. Nie mogłeś trzasnąć wtedy drzwiami. Byłam dzieckiem, kiedy się to wydarzyło. Chcesz zobaczyć ślad, jaki mi został?

– Nie, dzięki.

Wzruszyła ramionami i zabrała się za wycieranie podłogi.

– Wydawało mi się, że mnie kiedyś o to pytałeś. Ale może to się jeszcze nie zdarzyło.

Przyjrzałem się jej twarzy. Warga zaczynała puchnąć.

– Masz lód? Warto przyłożyć, żebyś nie wyglądała jak muppet.

– Powinien być.

Obok tacki z lodem leżała paczka niezrobionego popcornu.

– Dlaczego trzymasz kukurydzę w zamrażarce? – spytałem zdziwiony.

Odpowiedziała mi cisza.

– Hej, mam ścierkę. Mam nadzieję, że nie porobiłeś śladów – dobiegł mnie głos z przedpokoju.

*

– A dinozaury? Albo smoki. Tak, opowiedz mi, jak wyglądają prawdziwe smoki. – Nie mogłem się powstrzymać, gdy otworzyła mi drzwi z rozciętą wargą. – A może podczas tych swoich podróży widziałaś też Nessie, co?! Albo yeti – obrzucałem ją słowami, szarpiąc za sznurówki.

– Smoki istnieją tylko w bajkach – zaczęła, jakby nie słyszała gniewu w moim głosie. – Nessie to legenda. A dinozaury… Jak byłam w Londynie na obozie językowym, poszliśmy do muzeum historii naturalnej i ich szkielety…

– Przestań! Przestań! Powiedz mi prawdę, choć raz! – Rzuciłem butem w ścianę i wyprostowałem się. Złapałem ją za ramiona i potrząsnąłem. – Powiedz mi prawdę, proszę.

– To boli – odparła, nie patrząc mi w oczy.

– Kurwa jego mać. – Puściłem ją i poszedłem do kuchni.

– Nie można się przenieść do nieswojego czasu – kontynuowała wyjaśnienia, gdy usiedliśmy przy stole, jakby w przedpokoju nic się nie wydarzyło. – Podróż jest możliwa tylko w przedziale życia osoby podróżującej. Nie da się wyjść poza jego obręb – powiedziała, rozcierając ramię.

– Przepraszam, nie chciałem. Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? Nie mogę patrzeć na ciebie w takim stanie.

– To nie patrz. Pozwól mi odejść – dodała ciszej. – Masz teraz Justynę. Dla mnie nic nie mogłeś zrobić.

– Pozwól mi sobie pomóc – poprosiłem.

– Już jest dobrze. Naprawdę. – Uśmiechnęła się. – Kurwa – dorzuciła, przekrzywiając nieznacznie głowę.

– To nie jest śmieszne. Jak mam uwierzyć, że jest już dobrze, kiedy widzę za każdym razem nowe siniaki?

– Już jest dobrze – powtórzyła i wstała od stołu. – Chcesz kawy? Tylko nie mam mleka. – Przez moment kontemplowała wnętrze szafki. – Hmm… Cukier też się skończył. Chcesz kawę bez mleka i cukru?

– Nie, dzięki.

– Mam jeszcze piwo. I sok malinowy.

– Nie, dzięki.

– Jak chcesz. Ja się napiję.

*

– Jeszcze nie sprzątnęłaś tej plamy?

– To nowa – powiedziała, przeciągając się na łóżku.

– Akurat. Wygląda dokładnie tak samo, jak ta sprzed tygodnia.

– Wydaje ci się.

– Wcale mi się nie wydaje. Jak to jest możliwe, że resztę mieszkania masz wypucowaną na błysk, a w kuchni syf. Gdzie trzymasz ścierki? – rzuciłem zirytowany.

– W łazience pod zlewem.

– Jeszcze trochę i zalęgną ci się karaluchy – mamrotałem, wyłażąc z łóżka.

Przykryła głowę poduszką.

– Mówię poważnie – podniosłem głos. – I tak wiem, że mnie słyszysz. Ka-ra-lu-chy. Wiesz, jak trudno pozbyć się tego paskudztwa? Czemu ta plama śmierdzi piwem?

*

– Nie jesteś moim chłopakiem ani partnerem, ani mężem, ojcem, bratem, dziadkiem, nie jesteś nawet pieprzonym kolegą… – Z każdą sylabą jej słowa nabierały prędkości. Oddychała zbyt szybko i teraz z trudem łapała powietrze. Po raz pierwszy patrzyła na mnie ze złością w oczach. I strachem. – Dotarło do mnie po chwili.

– Spokojnie. Zrozumiałem. Naprawdę. Usiądź. Naleję ci wody. Jesteśmy przyjaciółmi. Przecież wiesz.

– A jesteśmy? – wydyszała.

– Jesteśmy – potwierdziłem. – Od lat przecież. Ile to już będzie?

Uspokoiła się. Wyciągnęła ręce przed siebie i zaczęła odliczać na palcach:

– Jeden, dwa, cztery, pięć, siedem, dziewięć. Zaczekaj, zdejmę skarpetkę.

– Trzynaście – zaśmiałem się z ulgą. – Pamiętasz, jak się poznaliśmy?

– Nie.

– Kochałem się wtedy w tobie na zabój, wiesz?

– Wiem.

– Możesz wrócić do chwili kiedy się poznaliśmy? Podróżując w czasie, znaczy się – uściśliłem. Miałem nadzieję wyprowadzić rozmowę na bezpieczne wody.

– Nie chcę.

– Dlaczego?

– Bo nie. Idź już – dodała ze złością.

 

***

Rzadko widywałem Justynę tak wściekłą. Miałem wrażenie, że moja ciężarna żona wysiądzie z samochodu tylko po to, żeby móc ponownie wsiąść i jeszcze raz trzasnąć drzwiami.

– Wyjaśnij mi dlaczego? Co takiego się wydarzyło, że nagle nie chcesz mieć dzieci?

– Justyna, to nie tak. Chcę, jasne, że chcę, tylko że… córka… Myślałem, że będzie chłopiec. Zawsze chciałem mieć syna.

– No, wybacz, ale na płeć dziecka to ja nie mam wpływu. Tylko spróbuj jej nie kochać, jak się urodzi – zagroziła. – Poza tym nie sądzisz, że powinieneś był mi to wcześniej powiedzieć? Tak gdzieś przed ślubem, co? Albo chociaż zanim poszliśmy do łóżka au naturel?

*

– To się stało na imprezie dwunastego stycznia, trzynaście lat temu w piątek. W domu kolegi z klasy – powiedziałem powoli.

Siedzieliśmy z Justyną w salonie, naprzeciwko siebie. Wpatrywałem się w kubek z dawno wystygłą kawą, szukając właściwych słów. Wyrazy stawiały opór, nie chcąc dać się wypowiedzieć ani ułożyć w zdania, które oddałyby to, co się tak naprawdę wydarzyło. Które by wyjaśniły, jak się wydarzyło. I dlaczego w ogóle musiało się wydarzyć.

– I nic nie zrobiłeś? – spytała moja żona, przerywając ciszę.

– Jednemu z nich złamałem nos – odpowiedziałem i upiłem łyk kawy. Gorycz gęstą falą spłynęła do żołądka, zamieniając się w kulę chłodu.

– Pytam o dziewczynę.

– Jak wszedłem, już było po wszystkim – odparłem cicho.

– I nie powiedziałeś nikomu? Jej rodzicom? Policji? Swoim rodzicom? Komukolwiek? Przecież ona powinna była od razu trafić do lekarza.

– Zadzwoniłem do jej matki, żeby po nią przyjechała. Powiedziałem, że się upiła.

– A sprawcy?

– Postarałem się, żeby nie mieli więcej życia w szkole. Przynajmniej tyle mogłem zrobić. Wiem, że powinienem był komuś powiedzieć. Byłem w niej zakochany po uszy. Zapisałem się dla niej na kółko z biologii. Kiedyś z koleżanką podłożyły mi do plecaka martwego skorpiona. Zresztą, nieważne… Po tym, co się stało… po gwałcie przestała przychodzić do pracowni. Nie poruszałem tematu. Tłumaczyłem sobie, że tylko dodałbym jej cierpień. Że gdyby ludzie się dowiedzieli, to by nie miała już w szkole życia. Nawet zaproponowałem, że będę jej chłopakiem. Żeby ją chronić, nie żeby się z nią przespać. Ale mnie wyśmiała. Ulżyło mi, kiedy odmówiła. Tak naprawdę się bałem. Powiedziała, że jak komuś wygadam, to zwali wszystko na mnie. Przestraszyłem się, że wyjdę na gwałciciela.

– Co się z nią stało?

– Po imprezie kilka dni nie było jej w szkole, a potem… Zmieniła się. Po jakimś czasie rozeszły się plotki, że śpi, z kim popadnie. Za pieniądze. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale zmieniała chłopaków jak rękawiczki. Po wakacjach już nie wróciła. Podobno matka przeniosła ją do jakiejś szkoły z internatem tylko dla dziewczyn.

Spojrzałem w róg kuchni. Siedziała na podłodze wśród potłuczonego szkła, brudne kafle lepiły się od piwa z sokiem malinowym, miała popcorn we włosach, podarte czarne rajstopy i rozciętą, spuchniętą wargę. Odwzajemniła moje spojrzenie.

– Nazywała się Sara. Sara Kulska.

Dziewczyna powoli stawała się przezroczysta.

– Chłopacy, którzy jej to zrobili, nazywali się Robert Birecki i Mateusz Janek.

Postać uśmiechnęła się smutno.

– Chyba chciałbym ją odszukać. Żeby przeprosić. Co myślisz? – spytałem niepewnie.

Justyna wstała i przytuliła się do mnie mocno.

– Dobry pomysł – powiedziała. – Coś czuję, że nasza córka do osiemnastego roku życia nie pójdzie na dyskotekę, a dziewictwo straci w noc poślubną – mruknęła i dodała, wstając – chcesz jeszcze kawy?

Na podłodze w kuchni kładły się pasy ciepłego światła.

 

 

--------------------------------------------------------------------------------------------

*Korn, Trash (Śmieć)

 

Twoje uczucia

Nic nie mogę zrobić jak tylko je zgwałcić.

Przykro mi, nie czuję tego samego

 

Moje serce wewnątrz stale nienawidzi

Przykro mi, po prostu cię wyrzucam

 

Nie wiem dlaczego jestem tak kurewsko zimny

Nie wiem dlaczego mnie to rani

Wszystko czego chcę, to przespać się z tobą i sprawić, by ból odszedł

 

Koniec

Komentarze

Faktycznie eksperyment formalny. Czytałem z przyjemnością. Niestety miłośnicy fantastyki nie znajdą tu dla siebie zbyt wiele.

 

Dla mnie osobiście całe spektrum tekstów jest okej. A tu mamy moralny niepokój. No cóż, w moim przypadku, im go więcej, tym lepiej.

 

Nie oceniam i nie głosuję, bo Anonim.

Fajnie, że tekst przypadł do gustu i że niepokój wyszedł odczuwalny :-).

 

Niestety miłośnicy fantastyki nie znajdą tu dla siebie zbyt wiele.

Wiem, ale przynajmniej brzytwy Lema nie da się zastosować ;-)

 

Dzięki za odwiedziny.

It's ok not to.

Zaczyna się intrygująco, ale czemu chować się pod anonimem?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dla komfortu psychicznego autora :P

It's ok not to.

Prawdziwa nauka zaczyna się poza strefą komfortu – ale okej, jestem głodny – to na moje usprawiedliwienie.

Zapamiętam na przyszłość ;-) Smacznego.

It's ok not to.

Pytam, czy mówisz poważnie? – to nie jest pytanie, zdanie powinno skończyć się kropką. 

 

Co(+,) jeśli się nie uda?

 

– Nie jestem dla ciebie atrakcyjna? – zZatrzepotała rzęsami.

 

– Jednemu z nich złamałem nos. – oOdpowiedziałem i upiłem łyk kawy.

 

Fantastyki bym się nie czepiała, moim zdaniem jest nierozerwalnie wpleciona w fabułę. Fakt, że jest też dość subtelna i nie bije po oczach, ale jest. 

Nie jestem fanką takiej szczątkowej, czy wręcz nieobecnej narracji i oparcia całości opowieści na samych dialogach, ale Tobie udało się odmalować nimi pewien obraz. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Fajnie, że mimo nielubianej narracji jakiś obraz się zarysował :). Dzięki za wskazanie usterek. Co do odpowiedziałem, to wydaje mi się, że to odgłos odpaszczowy. Wywaliłam więc tylko kropkę.

 

Edit. A co mi tam, zmieniłam zdanie. Niech będzie, że ja to ja ;-).

It's ok not to.

Co do odpowiedziałem, to wydaje mi się, że to odgłos odpaszczowy. Wywaliłam więc tylko kropkę.

Racja, racja racja! Nie wiem, co mnie opętało, że tak na odwrót poprawiłam… Chyba z rozpędu wzorem wcześniejszej poprawki. 

(Co za wstyd, uciekam schować się gdzieś w kącie i spłonąć…)

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Już stawiałem, że to Sylwia napisała :) 

Sylwia?

It's ok not to.

Finkla :)

O, a z ciekawości, dlaczego? :-)

It's ok not to.

To była tylko taka intuicja. Okazało się, że błędna :)

Chyba nie ogarnąłem, czy Sara była duchem i dlaczego, jak podróżowała w czasie… I skąd te siniaki. Jeśli chodzi o formę, to dzięki oparciu na dialogach, czytało się szybko, to na plus. Ale wolałbym więcej załapać. Może po prostu mało kumaty jestem. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ja chyba też mało kumaty. Wrócę pewnie za jakiś czas i przeczytam po prostu wolniej. Tekst przeszedł obok od strony fantastycznej – wątek romansowy fajny

Poczekam jeszcze z wyjaśnieniami na inne komentarze, ale trochę mnie panowie podłamaliście :(

It's ok not to.

Hmmm. Zaczęło się bardzo fajnie, potem zaintrygowało. A w końcu gdzieś się zgubiłam.

Między innymi miałam problemy z czasem. Jeśli dzisiaj jest środa piętnastego, to w piątek nie mógł być dwunasty. Chyba że mowa o dłuższym chronoskoku.

Poza tym – najpierw mówią, że poznali się trzynaście lat temu. I on kochał się w niej na zabój. Potem on się żeni, po ślubie idą do łóżka “au naturel”, mają córkę (OK, może to jeszcze ciąża, nie wiadomo do końca). I okazuje się, że dziewczyna trzynaście lat temu została zgwałcona. Tak długo kochał na zabój platonicznie?

Dziewczyna znika jak duch. Ale facet chciałby ją odszukać i przeprosić. Czyli sądzi, że żyje.

W czyjej kuchni ona im się pokazuje?

Istnieje możliwość, że jej wizyta w kuchni to efekt podróży w czasie. Albo do jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Ale to tylko hipotezy.

Zbyt wielu rzeczy nie skumałam, żeby tekst satysfakcjonował.

Acz pisanie prawie samymi dialogami ma swoje zalety – szybko się czyta.

Babska logika rządzi!

Mi się bardzo podobało tylko logicznie (chyba) lekko się pogubiłem.

Może to przez to tempo narzucone dialogami, albo szczątkowe wyjaśnienia.

 

Czyli jak dla mnie do 3/4 tekstu zajebiście, piórkowo za prędkość i kreację osobliwego zachowania dziewczyny (jestem jej fanem) (zresztą przypomina mi trochę jedną dziewczynęn, co ją znałem [ale bez firends with benefits]).

Ale końcówka… Przy tej prędkości prosiło się o coś gładszego, jaśniejszego, bardziej zrozumiałego.

A tak opowiadasz nagle o córce, o gwałcie i o tym że bohater pokazuje żonie znikającą dziewczynę?

Zepsułaś mi zabawę :((

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Finklo,

 

Między innymi miałam problemy z czasem. Jeśli dzisiaj jest środa piętnastego, to w piątek nie mógł

być dwunasty. Chyba że mowa o dłuższym chronoskoku.

– mój błąd, w trakcie pisania zmieniałam daty i się ostał zły dzień tygodnia.

Poza tym – najpierw mówią, że poznali się trzynaście lat temu. I on kochał się w niej na zabój. Potem on się żeni, po ślubie idą do łóżka “au naturel”, mają córkę (OK, może to jeszcze ciąża, nie wiadomo do końca).

– żeni się z Justyną i to z nią będzie miał córkę, nie z bezimienną dziewczyną.

 

Dziewczyna znika jak duch. Ale facet chciałby ją odszukać i przeprosić. Czyli sądzi, że żyje.

– bohater chce odszukać Sarę, która po gwałcie zmieniła szkołę (dlatego nie wie, co się z nią stało).

 

Mytriksie,

Zepsułaś mi zabawę :((

Ale to jest dramat!

 

No dobra, widzę, że jednak zbytnio zagmatwane. Wyjaśnienia:

 

Bohater, jako nastolatek jest świadkiem gwałtu na koleżance, w której się kochał. Od tego momentu tworzy się alternatywna rzeczywistość. Pojawia się bezimienna dziewczyna. Później, już dorosły, bohater poznaje Justynę, należącą do „właściwej” rzeczywistości; zaczynają się podróże w czasie bezimiennej. Działają one trochę na zasadzie przebłysków pamięci bohatera/wdzierania się “właściwej” rzeczywistości do jego świata – na ciele dziewczyny pojawiają się obrażenia z przeszłości, w domu pojawiają się różne przedmioty (popcorn, piwo i sok malinowy, skorpion), akcja cały czas toczy się albo w kuchni, albo w jej pobliżu (miejsce gwałtu). Gdy bohaterowi ma przyjść na świat córka, musi zdecydować, czy zostać w alternatywnej rzeczywistości, czy wrócić do tej „właściwej”. Decyduje się na to drugie – dlatego opowiada żonie, co się naprawdę wydarzyło, a miejsce bezimiennej dziewczyny może zająć Sara.

 

It's ok not to.

Dogsdumpling – nie podłamuj się. Sam napisałeś we wstępie, że to eksperyment formalny. No cóż, czasami nie da się przewidzieć efektów takich eksperymentów. I w sumie chyba częściej niż czasami – zazwyczaj.

Sam napisałeś we wstępie

Jestem kobietą, ale dziękuję za słowa otuchy :D

It's ok not to.

Pardon madame!

Wyjaśnienia dobre, tylko za słabo to jest w tekście wszystko zaakcentowane. A już napewno, gdy są to prędko-czytające-się dialogi. :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Czyli synteza z konkluzji mogłaby być następująca?

 

Brakło klimatu, opisów, spowalniaczy, żeby zawiłości fabularne okazały się istotne i siadały w pamięci?

 

Dla mnie klimat jest fajny, ale pod kątem ciekawostek antropologicznych :)

Wydawało mi się, że kombinacja: alkohol, popcorn, siniaki i seks jest dość sugestywna :-(

 

Brakło klimatu, opisów, spowalniaczy, żeby zawiłości fabularne okazały się istotne i siadały w pamięci?

Jeden gwóźdź do trumny wystarczy, nie trzeba od razu całej skrzynki :P

 

Następny tekst, jaki napiszę, będzie miał chyba konstrukcję cepa ;-( ;-( ;-(. Trochę oczywiście żartuję, ale tylko trochę :P

 

Dla mnie klimat jest fajny, ale pod kątem ciekawostek antropologicznych :)

Tego nie zrozumiałam.

 

It's ok not to.

No dobra, dialogi mnie wciągnęły, chodziło o to, że skupiłem się na mentalności głównych bohaterów najbardziej :) Fascynujące postacie stworzyłaś :)

 

Tekst bardzo mi się podoba. Może biblioteka? 

Dogsumpliong, nie łam się. Masz przynajmniej jednego czytelnika, który zrozumiał tekst jak należy – mnie. Ja dokładnie tak odczytałam, jak to później wyjaśniasz. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

@Piotr

Spoko ;-) Trochę żartowałam w powyższym komentarzu. Po prostu wychodzi na to, że czytelnicy wolą konkret a ja wręcz przeciwnie – subtelności, niedopowiedzenia i drobiazgi, więc informacja, że tekst jest niezrozumiały trochę mnie przygnębiła :-) Ale każda informacja zwrotna jest cenna. Najwyżej zacznę dorzucać wskazówek garściami XD

Fajnie, że postacie przypadły do gustu.

 

Edit. Śniąca, DZIĘKI, przywracasz mi wiarę w siebie :D

It's ok not to.

Po prostu wychodzi na to, że czytelnicy wolą konkret a ja wręcz przeciwnie – subtelności, niedopowiedzenia i drobiazgi,

A to jest kwestia bardzo sporna, moim zdaniem. Ja też wolę konkrety, ale bez przesady. Drobne niedopowiedzenia potrafią tworzyć klimat, uruchamiają wyobraźnię. Jednak rzecz polega na tym, że każdy ma inną wrażliwość i odbiór. Tu załapałam o co chodzi, ale jest ogrom tekstów, które były dla mnie zbyt enigmatyczne, ale doskonale zrozumiałe dla innych. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Jednak rzecz polega na tym, że każdy ma inną wrażliwość i odbiór.

Masz rację :D Ja cały czas pracuję nad tym, żeby z niedopowiedzeniami nie przeginać, ale czasem ciężko jest mi wyczuć, ile informacji to już za mało, żeby tekst był w ogóle zrozumiały, a ile wystarczy, szczególnie, że tak jak mówisz na odbiór mają wpływ też doświadczenia czytelnika. Czyli coś, co jest oczywiste dla mnie (bo mam takie, a nie inne doświadczenia) nie musi być oczywiste dla kogoś, kto ma zupełnie odmienne doświadczenia.

It's ok not to.

Ale mi się podobało, tylko końcówki nie zatrybiłem  :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Może to wynika stąd, że jestem dość wyczulona na przemocowe sprawy damsko-męskie (plus lubię motyw wpływu przeszłości na teraźniejszość) i wydaje mi się, że wszyscy tak mają :P Przydałoby się jakieś urządzonko do wchodzenia w głowy innych devil

It's ok not to.

Ja na podane w komentarzach wyjaśnienia raczej nie wpadłam. Jeśli już, to pojawiały się jako hipotezy, nie pewniki. W tych słowach o różnych doświadczeniach jest sporo racji – mnie popcorn kojarzy się raczej kinowo niż imprezowo.

Jeśli już ma być balanga, to był taki kinderbal… Dzieciaki nagle postanowiły nakarmić ciocię Finklę popcornem. Piękna była współpraca tej bandy: najmłodszy dwulatek tańczył tak zabawnie, że śmiałam się z szeroko otwartą gębą. Ktoś tam wdrapał się na oparcie kanapy i zasłaniał mi oczy, ktoś chyba trzymał za ręce… Reszta wpychała we mnie tę cholerną kukurydzę. Miałam ją później wszędzie, nawet w majtkach. A rodzice tego tałatajstwa, zamiast mnie ratować, rzucili się do aparatów fotograficznych. Musiałam sama sobie radzić i w końcu wykorzystałam chrześniaka jak zderzak i odpychałam nim resztę agresorów. Może i to jest jakaś forma molestowania… Ale wspomnienia zachowałam raczej wesołe.

Babska logika rządzi!

Molestowanie popcornem :b toż to precedens

Albo trafiłam na gang małych fetyszystów… ;-)

Babska logika rządzi!

No… dzieci bywają gorsze od dorosłych

A widzisz Finklo, dla mnie popcorn + piwo z sokiem malinowym + składkowe żarcie w kuchni = domówka ;) W sumie mogłam dać też czipsy zamiast popcornu…

 

Chrześniak w roli zderzaka @_@ To musiało ciekawie wyglądać. Poka zdjecia :P

It's ok not to.

No, czipsy sprawdziłyby się lepiej. Ale i tak mam inne wyobrażenie domówki i nie lubię piwa.

Ech, to było dawno, w czasach papierowych zdjęć, nigdy żadnej fotki nie dostałam. ;-(

Babska logika rządzi!

Czy są tu fani czerwonego wina albo whiskey z colą? 

 

Ta rozmowa pod jakże wymownym szyldem budzi we mnie dziwne skojarzenia :D

Też nie lubię piwa, ale nic nie poradzę, że w wersji z sokiem kojarzy mi się akurat z domówkami, szczególnie w wersji nastoletniej ;-) Choć co teraz nastolatkowie popijają na domówkach pod nieobecność rodziców to nie mam pojęcia. A kiedyś, w zamierzchłych czasach, to się popcorn na imprezy robiło, a nie kupowało zrobiony już w paczce, dlatego jakoś tak chyba automatycznie mi podczas pisania przyszedł do głowy.

 

Ech, to było dawno, w czasach papierowych zdjęć, nigdy żadnej fotki nie dostałam. ;-(

:-(

 

Edit. Piotrze, a wiesz, whisky z colą jest ulubionym drinkiem innej mojej bohaterki ;-) Jak masz ochotę, zajrzyj do Jadąc po bandzie :-)

It's ok not to.

Opowiadanie zaintrygowało i czytało się naprawdę dobrze, ale z pojawieniem się Justyny sprawa uległa zagmatwaniu i choć wiedziałam o czym czytam, sens jakoś do mnie nie trafiał. Komentarz z wyjaśnieniem nieco rzecz rozświetlił, ale mimo wszystko nie mogę mówić o pełnej satysfakcji.

 

Pięt­na­ste­go stycz­nia. –> Pięt­na­sty stycz­nia.

Choć przyjmuję do wiadomości, że chłopak mógł tak powiedzieć.

 

– Poza tym nie są­dzisz, że po­wi­nieś był mi to wcze­śniej po­wie­dzieć? –> – Poza tym nie są­dzisz, że po­wi­nieneś był mi to wcze­śniej po­wie­dzieć?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki Reg za wizytę i wyłapanie usterek. Szkoda, że pełnej satysfakcji nie było. Datę zostawię niepoprawioną ;-)

It's ok not to.

Zaintrygowałaś i wprowadziłaś taki niepokojący klimat. Dzięki dialogom rzeczywiście czytało się płynnie. Pod koniec pogubiłam się nieco, ale później zerknęłam na komentarze i okazało się, że nie ja jedna. Na szczęście już wszystko wiem, szkoda tylko, że nie dowiedziałam się tego z tekstu. W każdym razie odczucia mam pozytywne, jestem poruszona i podobało mi się. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

AQQ, cieszę się, że się podobało mimo zagubienia ;-) Postaram się, żeby następny tekst był bardziej przejrzysty choć znam siebie, i wiem, że może być różnie :P Dzięki za odwiedziny.

It's ok not to.

Dopiero teraz przeczytałem Twoje wyjaśnienie, Pierogarnio. Pomysł świetny

Bardzo dobrze się czytało, dialogi intrygujące. Całość zbyt mglista. 

 

 

@Piotr

Dziękuję, cieszę się, że pomysł się podoba, tylko, proszę, nie pierogarnio! Gastronomii nie prowadzę :P

W skrócie może być pierożek, albo dogs. :-)

 

@Blackburn,

fajnie, że czytało się dobrze. Szkoda, że wyszło zbyt mgliście. Dzięki za opinię :)

It's ok not to.

Dodałam krótką scenę (fragment z piosenką), która powinna nieco naprowadzić na wydarzenia z zakończenia :)

It's ok not to.

Swego czasu lubiłem Korna. Fajna nutka, pamiętam ją dobrze. Aż posłucham. Podnoszę ocenę na pięć. Nadal nic nie rozumiem i podoba mi się to :)

Nadal nic nie rozumiem i podoba mi się to :)

 

To cieszę się, że jesteś zadowolony XD

It's ok not to.

Lubię tego typu pomysły – historia ciekawa i intrygująca. Mimo to od pewnego momentu czytałem ze średnim zainteresowaniem, bo – o ile lubię, kiedy niektórych rzeczy trzeba się domyślać – tutaj miałem wrażenie, że nie jestem w stanie poprawnie zinterpretować tego, co czytam.

Tak więc zaintrygowało, ale czegoś wyraźnie zabrakło, bo wszystko zrobiło się jasne dopiero po przeczytaniu komentarzy. A co do formy – jak dla mnie eksperyment udany.

Cieszę się, że forma przypadła do gustu. Dzięki za wizytę i komentarz :-).

It's ok not to.

Okej, ja też nie wpadłem na przebieg akcji bez wyjaśnień. Ale samo opowiadanie całkiem niezłe, choć w niektórych momentach gubiłem się od natężeń dialogów. Choć one same były intrygujące, to trzeba przyznać :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki za wizytę. Fajnie, że dialogi uważasz za intrygujące :-)

It's ok not to.

Bardzo dobre, Dogsdumplingu. Świetnie poprowadzona narracja, świetne dialogi, płynne, naturalne. Sam pomysł też na tak, dobrze poprowadziłaś całą historię od początku do końca. Wsiąkłem w utwór po kilku zdaniach i nawet się nie obejrzałem, jak już miałem przeczytany. Układ damsko-męski wyszedł naturalnie, choć przecież do końca naturalny nie był.

Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego tekst nie jest w bibliotece. Czasami strzela mnie tu taki chu…, że lepiej tego nie ciągnąć, bo pojadę za mocno.

Przyślę jeszcze kogoś do Ciebie, jestem pewien, że też się spodoba. :)

Pozdrawiam.

Niesamowity klimat, taki, może nie powinnam tego pisać, ale trochę wyjęty z mojej głowy. 

 

“Pytam, czy ty w ogóle czujesz cokolwiek. Jak normalni ludzie. Nie złościsz się, nie przeklinasz, nie śmiejesz się, nie płaczesz, nie podnosisz głosu. Zawsze tylko się uśmiechasz tym swoim wyuczonym uśmiechem. Mogłabyś choć raz zareagować jak normalny człowiek. Jak normalna kobieta. Nie jak jakieś pieprzone drewno.”

 

A to mój ulubiony fragment. Chociaż znalazłam w Twoim tekście mnóstwo zdań, które do mnie przemówiły, i które poczułam gdzieś w środku siebie.

Akcja jest mocno zakręcona i pewnie wszystkiego dobrze nie zrozumiałam, ale moim zdaniem nie o to tu chodziło. Relacja między mężczyzna a kobietą, jak dla mnie, świetnie pokazana. Czuć w niej pewien i niepewność. 

Podsumowując, bardzo się cieszę Dogsdumpling, że przeczytałam Twoje opowiadanie. I zgadzam się z Darconem, że powinno znaleźć się w bibliotece :)

Darconie,

Twój komentarz i tak pozytywny odbiór tekstu sprawiły mi dużą radość :-). Fajnie, że relacje między bohaterami wyszły naturalnie i że historia przypadła do gustu. Dzięki za wizytę i głos do biblioteki.

 

Katiu,

najwyraźniej podobne rzeczy mamy w głowie :D Cieszę, się że opko uruchomiło emocje. Dzięki za komentarz i głos :-).

It's ok not to.

Przeczytałem i zrozumiałem bez podpowiedzi.

Sposób narracji jest mi bliski, sam pisałem podobnie “Koszmar”. Troszkę się potknąłem, gdy pojawił się pierwszy dialog z Justyną – myślę, że jakimś rozwiązaniem byłoby zróżnicowanie opisu świata we fragmentach z dziewczyną (prawie czyste dialogi) i z żoną (więcej opisów, więcej szczegółów). 

Ale brakowi klików też się dziwię.

Dogsdumpling, myślę, że rzeczywiście mamy :)

klik ode mnie

Coboldzie,

fajnie, że przypadło do gustu. Od jakiegoś czasu chodzą za mną dialogi w dużej ilości ;-). Co do potknięcia, pomyślę, czy by nie wrzucić jednego albo dwóch zdań narracji wprowadzających wypowiedź Justyny.

 

Ale brakowi klików też się dziwię.

Nie zostaje mi nic innego jak pięknie podziękować :D

 

Katiu,

devil

 

Piotrze,

dzięki :)

It's ok not to.

Tekst bardzo mi się spodobał, na szczęście zrozumiałam całość bez dodatkowych wyjaśnień.

Lubię eksperymenty z formą, tu widać, że masz ucho do dialogów – gdyby nie były tak naturalne, całość byłaby klapą ;) Wymiany zdań były lekkie, czasem niespodziewane, czasem absurdalne, ale zawsze bardzo ludzkie. Mimo że sam tekst jest króciutki, przekonująco odmalowałaś charaktery, szczególnie bezimiennej dziewczyny. Była w swoim zagubieniu (skomplikowaniu) tak naturalna, że podobnie jak Katia, mogłam się z nią bez problemu utożsamić.

Z przyjemnością dobijam do biblioteki :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Kam_mod,

Twój komentarz to miód na moje serce :D

 

widać, że masz ucho do dialogów

Zawsze opierałam pisanie na narracji i jeszcze do stosunkowo niedawna byłam przekonana, że dialogi to nie dla mnie… ;D

Fajnie, że bohaterka wyszła przekonująco.

 

Dzięki za wizytę i klik :-)

It's ok not to.

Cieszę się, że mój komentarz sprawił ci przyjemność. Natomiast, by nie było zbyt słodko, muszę dodać małą łyżkę dziegciu, o której wcześniej zapomniałam – uważam, że tytuł jest średnio dopasowany. Nie intryguje, jest po angielsku, co może zrazić niektórych czytelników, i w sumie tyczy się tylko pierwszego fragmentu opowiadania. Chyba mogłoby być lepiej :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Jakoś przełknę tę łyżkę, czy raczej jej zawartość :P

Wydaje mi się, że to czy tytuł intryguje jest kwestią mocno indywidualną. Co do średniego dopasowania do treści, tytuł odwołuje się nie tylko do pierwszej sceny – Pieprzyć przyjaciół (ale też Przyjaciele od pieprzenia) można rozumieć nie tylko dosłownie, ale też odnieść do postawy bohaterki, jak i tego, co ją spotkało ze strony może nie przyjaciół, ale ludzi, którzy nie byli jej obcy.

Co do tego, że tytuł jest po angielsku – potrzebowałam pewnej dwuznaczności. Ale masz rację, że to może zrażać. No i nie każdy będzie wiedział, o co mi chodzi…

Dzięki za podzielenie się opinią. Wszystkie tego typu uwagi przydadzą się na przyszłość :-).

It's ok not to.

Tytuł odebrałem podobnie – jako odnoszący się zarówno do początkowej sceny, jak i do całości.

 

P.S. Widzę, że poprawiłaś wprowadzenie Justyny i uporządkowałaś tekst. Jest lepiej, choć brakuje mi jakiegoś wyraźniejszego pożegnania z Sarą i uzasadnienia dla tej spowiedzi przed Justyną w ostatniej scenie. Czyli, innymi słowy, węzła łączącego obie rzeczywistości i przesilenia, uwalniającego bohatera.

 

P.S.II. Ale muszę przyznać, że tekst cały czas za mną chodzi…

choć brakuje mi jakiegoś wyraźniejszego pożegnania z Sarą i uzasadnienia dla tej spowiedzi przed Justyną w ostatniej scenie.

Bodźcem do spowiedzi jest płeć dziecka. Wizja posiadania córki zmusza bohatera do podjęcia decyzji. Myślałam czy by nie wprowadzić nieco więcej Justyny wcześniej w tekście, ale doszłam do wniosku, że przy braku imienia głównej bohaterki i formie dialogowej skończyłoby się tylko większym chaosem.

 

P.S.II. Ale muszę przyznać, że tekst cały czas za mną chodzi…

To dobrze :D.

It's ok not to.

Tekst o gwałcie stalkuje czytelników. Ja nie wiem, czy to dobrze. ;-)

Babska logika rządzi!

Dobrze. O przemocy seksualnej trzeba mówić. I jeśli mój tekst skłonił kogoś do refleksji, choćby najmniejszej, to jestem zadowolona.

It's ok not to.

Bodźcem do spowiedzi jest płeć dziecka.

No właśnie. Jakoś to za łatwe, jak na zerwanie kilkunastoletniego związku ze zjawą. Trzyma się kupy, a wolałbym gdyby wstrząsnęło.

(Tłumaczę, czemu jeszcze nie nominowałem do piórka – przyp. kom.)

Rozumiem zarzuty, ale weź pod uwagę też to, że bezimienna dziewczyna zaczyna swoje podróże w czasie po tym jak bohater mówi jej, że kogoś poznał – “właściwa” rzeczywistość zakrada się stopniowo, ale jest jej coraz więcej. Zanim dojdzie do punktu kulminacyjnego rys jest wystarczająco dużo, żeby “tama runęła”.

Co do wstrząśnięcia – dla mnie wizja, że bliska mi osoba będzie narażona coś strasznego (gwałt), a ja nie będę w stanie jej ochronić, jest przerażająca.

 

 

PS.

(Tłumaczę, czemu jeszcze nie nominowałem do piórka – przyp. kom.)

Ogromnie mi miło, że w ogóle rozważasz taką możliwość.

It's ok not to.

Oj tam, od razu “zarzuty”. Doradzam, jak potrafię.

Rozumiem uwagi, ale weź pod uwagę też to, – źle brzmi :P

 

A tak na poważnie, Twoje uwagi są jak najbardziej pożądane :-).

 

It's ok not to.

(Tłumaczę, czemu jeszcze nie nominowałem do piórka – przyp. kom.)

 

Ja wiedziałem że w tym opku jest piórkowy potencjał :D

Muszę przeczytać nową wersję tekstu :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Świetnie poprowadzone te dialogi. Naprawdę. Plecie się w nich fabuła, objawiają tajemnice, tworzy napięcie między bohaterami, snują niedopowiedzenia.

Bardzo dobrze się czytało. Wszystko brzmi naturalnie. Lektura wciąga. Chcemy koniecznie wiedzieć co się naprawdę dzieje. Bardzo umiejętnie podpuszczasz czytelnika. Może świadomie, a może to nie do końca świadome tylko wrodzony talent do pisania z niepokojącym czymś między wierszami?

I tylko jedna rzecz mnie zasmuciła. Nie skumałem tego wszystkiego tak, jak powinienem. Myślałem ze są dwie dziewczyny. Z Twojego wyjaśnienia wynika, że trzy, że jakaś rzeczywistość alternatywna itd. Ja tego tak nie zrozumiałem. Szukałem innych wyjaśnień. Ale skoro inni pojęli co i jak bez wytłumaczenia, to znaczy, że mnie ogarnęła pomroczność jasna i wina leży po mojej stronie.

Ale i tak mi się podobało. Fajne postacie, fajny klimat. Całość dobrze napisana.

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mytriksie,

Ja wiedziałem że w tym opku jest piórkowy potencjał :D

Muszę przeczytać nową wersję tekstu :)

Dziękuję :-)

 

Marasie, cieszę się, że się podobało.

 

Może świadomie, a może to nie do końca świadome tylko wrodzony talent do pisania z niepokojącym czymś między wierszami?

Co do talentu, to nie znam odpowiedzi, ale lubię, gdy znaczy nie tylko to, co jest napisane, ale także to, czego nie ma. I tak staram się pisać. Lubię też zostawiać dużo miejsca czytelnikowi.

 

Myślałem ze są dwie dziewczyny.

I tak i nie; bezimienna dziewczyna jest po części przedłużeniem Sary, jej alternatywną wersją, innym ciągiem dalszym, więc z jednej strony nie jest do końca osobnym, niezależnym bytem, ale z drugiej, też nie jest “prawdziwą” Sarą – to miałam na myśli, mówiąc o alternatywnej rzeczywistości.

 

It's ok not to.

Ciekawy tekst.

Tytuł intrygujący, taki trochę bezczelny. Od pierwszych zdań zainteresowałem się losami bohaterów. Bardzo dobre dialogi, fantastyka oszczędna… Ale czegoś mi zabrakło do pełni satysfakcji. Pod koniec się pogubiłem i nie załapałem, że istnieje alternatywna rzeczywistość. Przeczytałem Twoje wyjaśnienie i bardzo mi się spodobało. Jednak dostrzegam przepaść między tym, co przedstawiasz jako założenia historii, a tym, co przeczytałem. Po prostu widzę, że miałaś bardzo dobry pomysł, ale gdzieś to siadło w wykonaniu. Może przyczyn należy upatrywać w tym, że to krótkie opowiadanie i zdominowane przez dialog? Ja chciałbym tu więcej literackiego mięcha. Więcej dla zmysłów, więcej dla serca. 

Nie zrozum mnie źle. To dobry tekst, jak najbardziej biblioteczny, i szanuję, że napisałaś go tak, a nie inaczej. Ale moim zdaniem to mogło być coś piórkowego. Z nadzieją czekam na coś Twojego na poważnie, bez eksperymentów, bez szaleństw jak w Fantastycznych Godach ;)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Jednak dostrzegam przepaść między tym, co przedstawiasz jako założenia historii, a tym, co przeczytałem. Po prostu widzę, że miałaś bardzo dobry pomysł, ale gdzieś to siadło w wykonaniu. Może przyczyn należy upatrywać w tym, że to krótkie opowiadanie i zdominowane przez dialog? Ja chciałbym tu więcej literackiego mięcha. Więcej dla zmysłów, więcej dla serca. 

Trochę się zgodzę, trochę nie. Część czytelników odczytała tekst zgodnie z moimi intencjami, więc nie wiem, czy można mówić o jednoznacznej wadzie tekstu. Z drugiej strony na pewno można to było napisać lepiej, tak, aby pewne rzeczy były bardziej czytelne i widoczne. Z trzeciej strony :P napisałam tekst najlepiej jak na dany moment potrafiłam. Cały czas się uczę pisać i nie zamierzam przestać, więc następny tekst na pewno napiszę inaczej. I mam nadzieję lepiej.

Co do literackiego mięsa, niestety to, co proponujesz, jest całkowicie sprzeczne z tym, czym ten tekst jest i czym chciałam, żeby był.

 

Z nadzieją czekam na coś Twojego na poważnie, bez eksperymentów, bez szaleństw jak w Fantastycznych Godach ;)

“Problem” polega na tym, że uwielbiam literackie eksperymenty i szaleństwa. Pisanie “na poważnie”, cokolwiek to znaczy, to nie moja bajka. Co prawda mam na warsztacie kilka historii pisanych bardziej “klasycznie”, ale literacko pójdę wszędzie tam, gdzie zaprowadzi mnie dobra historia, bez względu na konwencję czy formę. I jeśli dana opowieść będzie wymagała akurat literackiego mięsa, to mięso będzie, a jeśli nie to nie ;-)

It's ok not to.

Nic nowego już nie zniosę, mogę więc tylko podzielić się szczerą opinią.

Z pewnością odniosłaś sukces, jeśli chodzi o formę. Dialogi zawsze przyciągają, sprawiają że akcja jest bardziej wartka, jeśli jednak przeładujesz nimi utwór, może wyjść niestrawnie. U Ciebie wyszło tak, jak powinno – dynamicznie i wciągająco. Czytałem z przyjemnością, choć nie ukrywam, że podobnie jak część czytelników, mnie również zagmatwało pojawienie się Justyny i wyjaśnienia, które niewiele niestety wyjaśniły.

Chyba zdekoncentrował mnie trochę czas, w jakim to się działo. Gwałt był (chyba) jeden, a symptomów w opowiadaniu kilka. Pojawiały się, zmieniały… To wszystko dało mi iluzję pewnej ciągłości, a nie epizodu, który kiedyś miał miejsce.

Po przeczytaniu wyjaśnień sytuacja stała się klarowniejsza – fajny pomysł.

Warsztatowo, jak to u Ciebie, elegansio, jedynie “au naturel” zapisałbym kursywą, skoro korzystasz z obcego języka.

Cóż… Dajesz radę, Pierożku! :) Czekam na coś bardziej klasycznego w formie i bardziej zrozumiałego, bo mam ochotę wesprzeć Cię hrabiowską nominacją, a siła jej jest, zaiste, legendarna… ;)

 

Trzymaj się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dogs, przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale chciałabym mimo wszystko powrócić na chwilę do dyskusji o tytule. Rozumiem twoje usprawiedliwienie. I zgadzam się, że ładna wieloznaczność ci wyszła – nie zauważyłam jej wcześniej, a twoje usprawiedliwienie sprawiło, że zaczęłam spoglądać na tytuł znacznie przychylniejszym okiem. :)

Ale… uważam, że przez to, że gra słów jest po angielsku, pozostanie niezauważona przez większość czytelników. Czy wtedy takie działanie ma sens? I czy nie warto byłoby poszukać w to miejsce czegoś po polsku? (Tak, wiem. Tłumaczenie gier słów to czysta rozkosz. Osiwieć można xD)

Nie wiem, może mi się puryzm językowy załącza, bo sama od lat balansuję między kilkoma językami i średnio mi to wychodzi. Będę tu zaglądać z ciekawością, może jeszcze ktoś się wypowie na temat tytułu. Możliwe, że zmienię zdanie :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Hrabio,

 

Nic nowego już nie zniosę

To źle, bardzo źle… :P

A tak na poważnie, dzięki za wizytę i szczerą opinię. Cieszę się, że mimo pewnych zawirowań w kontinuum czasowym jesteś z lektury zadowolony. “Au naturel” poprawię.

Cóż… Dajesz radę, Pierożku! :) Czekam na coś bardziej klasycznego w formie i bardziej zrozumiałego, bo mam ochotę wesprzeć Cię hrabiowską nominacją, a siła jej jest, zaiste, legendarna… ;)

Może trochę potrwać, zanim wrzucę coś bardziej klasycznego ;D Ale miło mi, że mogę liczyć na Twoje wsparcie.

 

Kam,

Rozumiem Twoje wątpliwości :). Założyłam, może błędnie, że dla większości osób oba słowa jak i ich połączenie będą czytelne. Ale też nie ukrywam, że tytuł zawsze staram się dobierać przede wszystkim pod tekst a nie pod czytelnika (co oczywiście nie oznacza, że odbiór tytułu i zdanie czytelników nie jest dla mnie ważne) i akurat Fuck friends miało wszystko, co chciałam w tytule zawrzeć. Choć zdaję sobie również sprawę z tego, że gdyby tytuł był zrozumiały tylko dla mnie to to, że wiąże się z utworem, przestałoby mieć w pewnym sensie rację bytu. Więc to takie trochę balansowanie, które zawsze niesie za sobą pewne ryzyko :P

Myślę też, że tytuł stanowi pewną wizytówkę utworu i dobrze jest jeśli w jakiś sposób informuje czytelnika, czego może się spodziewać (chyba, że chce się celowo wpuścić czytającego w maliny :P). Co do puryzmu językowego – też ustępuje on dla mnie wadze tekstu. Tekst i to, żeby tytuł do niego pasował (pod różnymi względami, niekoniecznie treści) jest dla mnie ważniejsze. Język jest dla mnie narzędziem, staram się nie stawiać go w roli ogranicznika. Choć gdybym miała do wyboru dwie opcje – obie równie dobre, jedną po polsku, drugą po angielsku, to wybrałabym wersję polską.

It's ok not to.

Więc to takie trochę balansowanie, które zawsze niesie za sobą pewne ryzyko :P

Pisanie opowiadań w jednym zdaniu ;)

 

Dobra, przekonałaś mnie. Jeśli reszta czytelników odczytała dwuznaczność tak jak tego chciałaś, to nie będę się zasłaniać własnym nieogarnięciem. Powiedzmy, że jestem teraz, po twoim wyjaśnieniu, bardziej usatysfakcjonowana ;D

www.facebook.com/mika.modrzynska

Jeśli reszta czytelników odczytała dwuznaczność tak jak tego chciałaś,

Tego nie wiem ;-) Mało komentujących odniosło się do tytułu. Ale cieszę się, że czujesz się bardziej usatysfakcjonowana :D

It's ok not to.

Co się dzieje zrozumiałem dopiero po przeczytaniu komentarza autora – szczerze powiedziawszy to nie mam pojęcia jak czytelnik miał to zinterpretować ( i zrozumieć ) w taki sposób. Może też nie czytałem na tyle uważnie po prostu :).

 

Oprócz tego to całkiem ciekawe opowiadanie, pozdrawiam!

Co się dzieje zrozumiałem dopiero po przeczytaniu komentarza autora – szczerze powiedziawszy to nie mam pojęcia jak czytelnik miał to zinterpretować ( i zrozumieć ) w taki sposób.

Na szczęście kilku osobom się udało, choć na pewno można było jaśniej ;-)

 

Dzięki za wizytę i komentarz :-)

It's ok not to.

Przyznam, że tytuł zniechęcił mnie wielce. Tekst był w kolejce, a ja udawałem, że go tam nie ma :D No ale koniec końców przeczytałem i mi się podobało. Właściwie to nawet bardzo, bo zazwyczaj – nawet jeśli po prostu mi się podoba – to sprawdzam ile mi zostało do końca. A tu jakoś tak się zaczytałem, że słowo koniec pojawiło się szybciej niż zwykle.

I chyba nie będę się rozpisywał, bo większość została już powiedziana, a ja tę opinię większości podzielam – tekst był fajny, z dobrym pomysłem, dominacja dialogów wcale nie przeszkadzała (to nawet element na plus), a bezimienną dziewczynę można było bardzo szybko polubić przez jej charakter (chociaż nie wiem, jak go nazwać; taki zadziorno-zawadiacki, czupurny :P). No i tajemnica pchała do przodu.

Spodobało mi się też wyjaśnienie, ale – niestety – nie sam sposób jego przedstawienia. Bo przedstawiłaś je w komentarzu. Z tekstu ni hu hu nie wyczaiłbym, o co biega. No i to był chyba jedyny minus opowiadania… Ta niejasność, znak zapytania jak wół w głowie czytelnika. Tak sobie teraz przypomniałem, że przecież napisałaś pod moim szorcikiem, że lubisz niedopowiedzenia. Słownaś :PP

Przyznam, że tytuł zniechęcił mnie wielce. Tekst był w kolejce, a ja udawałem, że go tam nie ma :D No ale koniec końców przeczytałem i mi się podobało.

To cieszę się, że się jednak zdecydowałeś. A tak z ciekawości, zniechęciło Cię to, że po angielsku, czy raczej przekleństwo, czy jedno i drugie?

 

Fajnie, że charakter bezimiennej dziewczyny przypadł do gustu i że się zaczytałeś :D

 

Spodobało mi się też wyjaśnienie, ale – niestety – nie sam sposób jego przedstawienia.

 

Tak sobie teraz przypomniałem, że przecież napisałaś pod moim szorcikiem, że lubisz niedopowiedzenia. Słownaś :PP

 

Cały czas szukam złotego środka między zadowoleniem własnym a czytelnika i jeszcze trochę mi brakuje ;-) Ale pracuję nad tym.

It's ok not to.

Ani przekleństwo, ani to, że było po angielsku. W sumie to nie wiem… Kojarzyło mi się chyba z jakąś głupią amerykańską komedią (z tego, co pamiętam, z Milą Kunis), która polegała właśnie na stworzeniu związku fuck friends. Właściwie tylko to przychodzi mi do głowy…

I jeszcze tak w sprawie tytułu, to drugiego znaczenia też nie wyłapałem. Dopiero po przeczytaniu komentarzy. I mam jak kam_mod – kiedy zapaliła mi się żarówka nad głową, że tytuł ma dwie nóżki, a nie jedną, jakoś bardziej mi się spodobał :)

 

Jak odkryjesz, to podziel się tajemnicą ;) 

Akurat filmu nie oglądałam. Fajnie, że tytuł na dwóch nóżkach spodobał się bardziej :D

 

Jak odkryjesz, to podziel się tajemnicą ;)

Bardzo chętnie :D

It's ok not to.

Trzymam za słowo :)

Zaintrygował mnie tytuł. 

 

Zawsze tylko się uśmiechasz tym swoim wyuczonym uśmiechem.

Uśmiechać się uśmiechem. Chyba o jeden uśmiech za dużo.

 

– Hej, skończył ci się szampon! Masz zapas? – krzyknąłem z kabiny. Odpowiedziała mi cisza. – Przecież nie umyję włosów mydłem

Facet właśnie zrobił awanturę swojej nieformalnej dziewczynie, zrywając z nią. Czy myślisz, że w tym momencie będzie miało dla niego znaczenie czym i czy w ogóle umyje włosy?

 

– Hej! Hej! Wy łącz to! Hej! – Pró bo wa łem prze krzy czeć mu zy kę.

Tań czy ła na środ ku kuch ni w majt kach i ko szul ce z na pi sem „Nie gap mi się na cycki”.

Ten moment jest niejasny, bo nie wiadomo, czy to już nowa dziewczyna, czy wciąż seks przyjaciółka.

 

– Wydawało mi się, że się mnie kiedyś o to pytałeś. Ale może to się jeszcze nie zdarzyło.

Trochę za dużo tego “się”

 

Podobało mi się. Dużo dialogów, dwójka bohaterów, intrygująca sytuacja. Od razu tekst mnie zaciekawił i pochłonął. Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem, ale czy laseczka wracała do przeszłości, by zmieniać to, co sprawiło, że związek się sypał.

Czy bycie “seks friend” było jedynie drogą do celu, jakim miał być docelowy związek, gdy chłopak w końcu do niego dojrzeje? Tak to zrozumiałem.

Zakończenie jednak rozczarowało. Ten wątek o zgwałconej dziewczynie wpleciony tak nagle i jakby znikąd? Podobnie jak tekst o córce, która nie pójdzie na dyskotekę. Chyba że coś mi umknęło. 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Chrościsko, witaj :-)

Nie sądziłam, że jeszcze ktoś tu zajrzy :-).

 

Facet właśnie zrobił awanturę swojej nieformalnej dziewczynie, zrywając z nią. Czy myślisz, że w tym momencie będzie miało dla niego znaczenie czym i czy w ogóle umyje włosy?

Tę scenę pomyślałam raczej jako kłótnię, nie jako zerwanie. Szczególnie, że oni nie są parą, więc ich relacje podlegają nieco innym zasadom. Choć bardzo możliwe, że patrzę na to zbyt “na zimno”.

 

Siękoza poprawiona :-).

 

czy laseczka wracała do przeszłości, by zmieniać to, co sprawiło, że związek się sypał.

Czy bycie “seks friend” było jedynie drogą do celu, jakim miał być docelowy związek, gdy chłopak w końcu do niego dojrzeje? Tak to zrozumiałem.

Raczej, żeby bohater mógł sobie przypomnieć wydarzenia z przeszłości/ stawić im czoło. Co rzeczywiście przekłada się później na umiejętność stworzenia dojrzałej relacji.

 

Zakończenie jednak rozczarowało. Ten wątek o zgwałconej dziewczynie wpleciony tak nagle i jakby znikąd? Podobnie jak tekst o córce, która nie pójdzie na dyskotekę.

Informacje łączące zakończenie z resztą opowiadania są rozsiane na przestrzeni tekstu, ale rzeczywiście są one raczej z tych subtelnych/ delikatnie sygnalizowanych. Część czytelników zwracała na to uwagę i rozumiem, że może to być niedostatecznie widoczne. Szczególnie przy braku narracji, która spowalniałaby akcję i pozwalała mocniej zasygnalizować, że coś jest na rzeczy.

Nie lubię łopatologii i czasem ciężko mi wyczuć, gdzie przebiega granica.

 

Co do dyskoteki, bohater był świadkiem gwałtu (i był w tej sytuacji bezsilny) – nie chce, żeby to spotkało jego córkę. Nawet jeśli jego reakcja jest nieracjonalna/przesadzona, to wydaje mi się psychologicznie uzasadniona.

 

Dzięki za wizytę i obszerny komentarz. Fajnie, że sporo elementów oceniasz pozytywnie.

It's ok not to.

Widzisz, teraz już skojarzyłem, dlaczego nie chciał mieć córki. Bo w trakcie lektury też mnie to zdziwiło. Z jednej strtony chce dziecko, a jak się okazuje, że córka, to już nie. Wydało mi się to wtedy bez sensu. Trochę mi rozjaśniłaś conieco. Choć dalej nie do końca rozumiem, dlaczego ze swoich podróży wracała pobita.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Choć dalej nie do końca rozumiem, dlaczego ze swoich podróży wracała pobita.

Spuchnięta warga, siniaki, ale też inne rzeczy (popcorn, podarte rajstopy, “powracająca” w kuchni plama z piwem) – wszystko to są elementy z przeszłości, odwołujące się do wydarzenia, które bohater musi sobie przypomnieć, jeśli chce “iść dalej”. Dlatego też na końcu tekstu znalazła się ta scena:

 

Siedziała na podłodze wśród potłuczonego szkła, brudne kafle lepiły się od piwa z sokiem malinowym, miała popcorn we włosach, podarte czarne rajstopy i rozciętą, spuchniętą wargę.

 

Również treść piosenki, którą dziewczyna śpiewa i to, że tańczy w kuchni jest nieprzypadkowa, czy rozmowa, w której on mówi o kochaniu się, a ona o uprawianiu seksu i gdzie mówi “może tylko chciałam, żebyś to był ty”.

 

Ale tu znowu wracamy do punktu wyjścia, czyli tego, na ile stopień i sposób uwypuklenia tych elementów w tekście zagrał/ nie zagrał.

It's ok not to.

No dobra, ale skąd ona o tym wiedziała, skoro on jej o tym nie powiedział wcześniej? Powiedział jej dopiero w efekcie jej starań, ale by podjąć te starania, ona musiała wiedzieć o tym wcześniej. Przyczynowo-skutkowość mi tu się nie dodaje.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Ale bezimienna dziewczyna i Justyna to dwie różne osoby. A bezimienna dziewczyna nie jest do końca “naturalnym” bytem. Pojawiła się w życiu bohatera po tym, jak był świadkiem gwałtu (w tekście jest, że znają się od trzynastu lat i że bohater się w niej kochał, a także to, że ona nie chce wracać do momentu, w ktorym się poznali). Bezimienna jest w jakimś sensie przedłużeniem Sary, jej alternatywną wersją, innym ciągiem dalszym. Dlatego też nie ma imienia, a Sara pojawia się dopiero w momencie, w którym bohater decyduje się stawić czoła przeszłości, rzeczywistość wraca na swoje “normalne” tory.

It's ok not to.

To która była jego seks przyjaciółką? Bo imię Justyna pojawia się dopiero na końcu? Czy może Justynę poznał już dużo później? Przydałoby się to wyjaśnić w tekście, bo trudno się połapać, ile tych dziewczyn tam jest.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Przez 2/3 tekstu (do trzech gwiazdek) wszystkie sceny są z seks przyjaciółką (bezimienną dziewczyną), plus jest wzmianka, że bohater kogoś poznał.

Po trzech gwiazdkach są sceny z Justyną (żoną).

W ostatniej scenie, w której bohater opowiada żonie, co się wydarzyło, pojawia się też seks przyjaciółka (bezimienna dziewczyna), która “zlewa się” z Sarą i znika.

 

Edit. Ech, mam wrażenie, że moimi wyjaśnieniami bardziej zagmatwałam niż rozjaśniłam…

It's ok not to.

Wszysko jest już jasne. Choć wynika to z Twoich wyjaśnień, a powinno wynikać z tekstu. EDIT: Daj tej bezimiennej seks przyjaciółce jakąś cechę wyglądu, która będzie ją wyróżniać od Justyny. Jeżeli dziewczyna, o której wspomina w pierwszej scenie to Justyna, to też warto by padło tam jej imię. Pierwsza scena "zerwania" daje wrażenie definitywnego zerwania kontaktów, trudno potem zrozumieć, dlaczego po tym ona wciąż z nim sypia.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Choć wynika to z Twoich wyjaśnień, a powinno wynikać z tekstu.

Zgadzam się. Pocieszam się trochę faktem, że przynajmniej część czytelników zrozumiała tekst bez podpowiedzi. Choć też nie ukrywam, że daję sobie wolność literackiego eksperymentowania i sprawdzania, co działa i jak czytelnik reaguje na poszczególne zabiegi. A jeśli pominąć pojedyncze kwestie, to to był właściwie mój drugi tekst w życiu z użyciem dialogów ;-)

 

Pomyślę, jak by imię Justyny wcześniej wprowadzić, żeby przynajmniej ten aspekt był jasny.

It's ok not to.

Hejka,

 

fajny, acz trochę przyciężki tekst. Podoba mi się ta historia.

Moja interpretacja krążyła gdzieś w okolicach wyobrażeń bohatera o bezimiennej, być może w efekcie traumy po byciu świadkiem gwałtu i wyrzutów sumienia związanych z brakiem odpowiedniej reakcji.

Jeżeli chodzi o alternatywną rzeczywistość, IMHO, trudno byłoby bohaterowi jednocześnie funkcjonować w obu wersjach życia, czy nie powinno być ich wtedy dwóch?

Klikałbym ;)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć :-)

 

Tekst przyciężki, dlatego otagowałam jako dramat, żeby czytelnik wiedział, na co się pisze ;-) Jak masz ochotę na coś lżjeszego, zapraszam do “Pop artu” albo “Ballady” z grafomańskiego konkursu :-).

Nie myślałam o kompletnej alternatywnej rzeczywistości, raczej jej wycinku dotyczącym Sary/bezimiennej. Choć to też jest trochę tak, że ja sobie mogłam dużo wymyśleć, a czytelnik i tak zinterpretuje po swojemu :-).

 

Dzięki za odwiedziny!

It's ok not to.

Wróciłam do tego tekstu po latach. Nadal czytało mi się świetnie heart

www.facebook.com/mika.modrzynska

heartheartheart

Sprawiłaś mi ogromną przyjemność tym komentarzem, Kam. Cieszę się, że tekst dobrze przechodzi próbę czasu smiley

It's ok not to.

Dogsdumpling

Zwabiłaś mnie tutaj komentarzem pod moim tekstem, z tego powodu nawet nie próbuję czytać przedpiśców.

Na początek mała uwaga, co do zarzuconego przez Ciebie (i jak widać udanego) click baitu:

narracja prowadzona jest z męskiej perspektywy. Jestem ciekawa Twojego odbioru

Osobiście uważam, że mocno się demonizuje te różnice perspektywy – w sensie na męską i damską, na aktywną i bierną, dominującą i submisyjną, logiczną i emocjonalną itp. – oczywiście, różnice istnieją ale mam wrażenie, że wszyscy jednak myślimy i odczuwamy w sposób o wiele bardziej podobny, niż jesteśmy skłonni przyznać, a różnice w obrębie jednej płci mogą czasem przekraczać w pewnych spektrach różnice międzypłciowe. Do tego, jeśli chodzi Ci o zdanie “typowego faceta” – obawiam się, że mimo, że uparcie – my mężczyźni – twierdzimy, że jesteśmy prości, typowi i ogólnie od jednej sztancy, a to Wy jesteście popierdolone cudownie skomplikowane – to nie do końca prawda. Nawet męska seksualność nie jest aż tak prostsza jak się zwykło uważać (choć z pewnością prostsza od kobiecej).

 

Nim przejdę do odczuć – mała uwaga o samym tekście i jego warstwie technicznej – mistrzowsko prowadzisz dialogi – a może inaczej: w sposób, który lubię i który mi się bardzo dobrze czyta. Dokonałem tej autopoprawki bo zauważyłem, że moja definicja dobrego dialogu mocno odbiega od ogólnoportalowej (a jak wspomniałem, nie czytałem wcześniejszych komentarzy, może Cię za dialogi zjedli, że za bardzo “gadające głowy” czy coś – mi to nie przeszkadza – wręcz przeciwnie – widzę w tych dialogach dynamikę – czasem jest wolniej, czasem szybciej – ale bardzo naturalnie).

 

Teraz obiecana warstwa odbioru emocjonalnego: utwór bardzo mocno nasączony emocjami, mogę się utożsamić z bohaterem… i z bohaterkami. Emocjonalność każdej z tych trzech osób jest dla mnie przystępna, przejrzysta, naturalna i jak najbardziej autentyczna. Rozumiem, że ściągnęłaś mnie tu z “chyba kuszy” ze względu na pokrewieństwo tematyki – jednak ja tu aż takiego pokrewieństwa nie odczuwam – ze względu na to, że “chyba kusza” była raczej swego rodzaju kamyczkiem, który ma uwierać w bucie, a tu u Ciebie mamy do czynienia z głazem, który na czytelnika spada. Pozostając przy porównaniu naszych utworów – ja pozostawiam odwiedzającym swobodę interpretacji wręcz dowolną i chcę zasiać w duszy pewien niepokój, chcę (nie wiem na ile to mi wychodzi), by mego elektrona zapamiętać – Ty dajesz w sumie bardzo ograniczony zestaw możliwych interpretacji, który właściwie w puencie utworu zacieśnia się – kombinując – do dwóch, nie kombinując – do jednej.

Z tego powodu się obawiam, że mimo, iż utwór mi się podobał – psychologicznie jest prawdopodobny, oddaje fajnie i ciekawie relacje – mogę go nie zapamiętać na dłużej (a chciałbym, bo na pewno jest tego wart). Czego mi zabrakło? Może końcówka jest zbyt spieszna, może brakuje pewnego momentu na wybrzmienie – ale rozumiem, że w tak krótkim tekście byłoby to trudne.

Bardzo miło mi się całość czytało i dziękuję za dostarczenie wzruszeń – lubię ten styl pisania i chętnie czegoś takiego przeczytałbym więcej (o ile masz – poleć).

Pozdrawiam, to dobrze, że mnie tu ściągnęłaś :)

 

 

entropia nigdy nie maleje

Skusiłeś się, widzę :-D Fajnie.

 

Do tego, jeśli chodzi Ci o zdanie “typowego faceta

 

A wiesz, że nawet o tym nie pomyślałam. Typowi ludzie nie istnieją :P Wspomniałam o męskiej narracji, bo taka jest w tym tekście i łączy się z motywem gwałtu (tak jak i w Twoim opku). Zdaję sobie sprawę, że punkt wyjścia i dojścia w obu tekstach jest inny.

 

Rozumiem, że ściągnęłaś mnie tu z “chyba kuszy” ze względu na pokrewieństwo tematyki – jednak ja tu aż takiego pokrewieństwa nie odczuwam

Nie tyle ze względu na pokrewieństwo samych tekstów (bo po przeczytaniu Hibakushy nie pomyślałam o tym opku), co raczej pod wpływem Twojej intencji, o której pisałeś w komentarzu.

 

Co do odbioru dialogów przez portalowiczów – to się podobały :D

 

Co do polecajek innych tekstów – zależy, czego szukasz. Pod kątem ciężaru emocjonalnego najbliżej chyba jest opko z mitologicznego konkursu Między nami morze krwi. Ogród pani Aberdot jest za to dialogowy i dość mocno pokręcony, choć też z pewnym ciężarem emocjonalnym. (Nie wiem, czy to brzmi zachęcająco XD).

 

Cieszę się, że polecajka nie okazała się rozczarowaniem :-). Dzięki za odwiedziny!

It's ok not to.

Nowa Fantastyka