- Opowiadanie: RheiDaoVan - Twórczy odpad

Twórczy odpad

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Twórczy odpad

Siedział na ławce od dobrej godziny i moknął. Właściwie to próbował moknąć, ale nie wychodziło mu to najlepiej. Krople deszczu przelatywały przez niego, zatrzymując się dopiero na drewnianych belkach i popękanym chodniku. Mężczyzna zastanawiał się skąd się tu, do cholery, wziął, dlaczego krople się go nie imają i o co właściwie chodzi. Dobrze, że przynajmniej wiedział jak się nazywa. Wiktor Zieleń, lat trzydzieści jeden, praca w redakcji na stanowisku "przynieś, podaj, pozamiataj".

 

Dobrze. I co z tego wynika? Nic.

 

Poklepał się po kieszeniach w poszukiwaniu paczki fajek. Palił bardzo rzadko. Właściwie to tylko wtedy, kiedy bardzo się denerwował . A teraz coś drażniło go, jak jeszcze nigdy. Irytujące, niewytłumaczalne uczucie pustki, jakiegoś dziwnego, wewnętrznego rozdarcia. Nie potrafił tego wytłumaczyć. Zupełnie jakby czegoś mu zabrakło, jakby coś odeszło i zostawiło go samemu sobie.

 

Popatrzył na mokry chodnik pod stopami i na swoje suche zamszowe buty. Już do niego dotarło, że na ławce siedzi jedynie przez siłę przyzwyczajenia. Równie dobrze mógłby przez nią przeniknąć. Jak przez wszystko inne. A jednak nie mógł się przemóc i dlatego czekał na zmianę świateł, omijał kałuże, uważał, by na kogoś nie wpaść i tym podobne. A teraz siedział na ławce i pierwszy raz w życiu chciał zmoknąć, widzieć wilgotne plamy na beżowych butach i czuć chłodne krople na twarzy.

 

Wiedział kim – a raczej czym – jest. Duchem. To było jedyne racjonalne wytłumaczenie. Choć słowo racjonalne brzmiało mu w tej sytuacji jak oksymoron.

 

Dobrze, ale czemu nim był? Co się stało?

 

Zebrał w myślach wszystkie teorie jakie obiły mu się kiedykolwiek o uszy. Pierwsza przyszła koncepcja kary, którą odrzucił niemal od razu. Był przykładnym obywatelem, dobrym synem, uczynnym sąsiadem, zaufanym kumplem, kochanym facetem. Nie wszyscy go lubili, to oczywiste, ale jakoś nie widział powodu, dlaczego jego obecna sytuacja miałaby być pokutą za złe uczynki.

 

Dalej. Ktoś go przywołał przez pomyłkę, zamiast jakiegoś demona. Było to jakieś wytłumaczenie. Absurdalne, ale jakieś. Podświadomie jednak czuł, że nie tędy droga. I naraz go oświeciło. Kiedyś, podczas jednej z piwnych dyskusji, usłyszał, że niektórzy ludzie mogą sami stworzyć swojego ducha, który zostaje na ziemi po śmierci oryginału. Miała to być albo świadoma decyzja umierającego, albo nieświadomy wytwór jeszcze za życia. Która koncepcja była bliższa prawdy, było w tej chwili dla niego nieistotne.

 

Zaraz, zreflektował się. Stworzyłem sam siebie? To dopiero absurd!

 

Jednak uczucie niewytłumaczalnej, dziwnej pustki skłaniało go do wzięcia pod uwagę tej opcji całkiem serio. No dobrze, postanowił. Powiedzmy, że tak było. Tylko co z tego dla mnie wynika? Co mam robić? Znaleźć jakieś duchowe łańcuchy i brzęczeć nimi wyjąc potępieńczo? Parsknął śmiechem.

 

Wstał i ruszył przed siebie licząc, że znajdzie podobnych sobie. Nie mógł być przecież jedyną osobą, której się to przytrafiło!

 

***

 

Krokus siedziała na dachu centrum handlowego i patrzyła na przechodzących w dole ludzi. Byli tacy zabawni. Ograniczały ich ściany, pogoda, inny ludzie…

 

Jedna z osób ją zaciekawiła. Wysoki mężczyzna chodził dziwnym, tanecznym krokiem starając się omijać wszystkich na swojej drodze. Inni natomiast zdawali się go w ogóle nie dostrzegać i gdyby nie jego uniki, po prostu by na niego weszli. Zupełnie jakby był…duchem. Uśmiechnęła się i zeskoczyła na deptak. Wolnym krokiem podeszła do mężczyzny, kompletnie ignorują małą dziewczynkę, która przez nią przebiegła.

 

– Zagubiony? – spytała, gdy znalazła się za jego plecami.

 

Mężczyzna odwrócił się zaskoczony.

 

– Tak, trochę – przyznał. – Zaraz, ty mnie widzisz!

 

– Widzę, słyszę – potwierdziła z uśmiechem. – I jeszcze coś. – Zacisnęła dłoń na jego ramieniu. – Nie przenikam przez ciebie. Krokus jestem. – Wyciągnęła rękę.

 

– Wiktor. Wiktor Zieleń – przedstawił się ściskając wyciągniętą dłoń. Nareszcie ktoś, przez kogo nie przenikał i z kim mógł porozmawiać. – Słuchaj, wiesz może o co w tym chodzi? – spytał i pomachał ręką przez głowę kobiety, która akurat przechodziła obok.

 

– A o duchach słyszałeś? – odpowiedziała pytaniem. – Wiem, jak to brzmi, ale to jedyne wytłumaczenie, które przychodzi mi do głowy. Zresztą nie tylko mi – wzruszyła ramionami. – Wszyscy, prędzej czy później, dochodzimy do takiego wniosku.

 

– My?

 

– A co, myślałeś, że nie ma więcej takich jak ty czy ja? – Zaśmiała się. Miała wesoły, miły dla ucha śmiech. – Nie stworzyliśmy żadnej grupy czy organizacji duchów, ale kontaktujemy się ze sobą. Wiesz, żeby nie oszaleć i spróbować ogarnąć to wszystko. Wiemy też, że nie jest to stan permanentny.

 

– Skąd?

 

– Niektórzy z nas znikają po pewnym czasie. Nie wiem, co się z nimi dzieje. Może idą do innego, lepszego miejsca?

 

– Nie wydajesz się co do tego przekonana – zauważył.

 

Skinęła głową.

 

– Jeszcze dwa miesiące temu dałabym sobie rękę uciąć, że duchy istnieją tylko w książkach, filmach i czyjejś chorej wyobraźni. Ale musiałam diametralnie zmienić swoje zdanie, bo wtedy negowałabym własne istnienie. I nie miałabym ręki. – Ponownie się uśmiechnęła. – Muszę przyznać, że spokojnie do tego podszedłeś – powiedziała po chwili. – Ja, jak spotkałam drugiego ducha to zarzuciłam go masą pytań.

 

– Też mam masę pytań – przyznał. – Co ze sobą zrobić, czy odczuwamy głód, zmęczenie, czy możemy przejąć cudze ciało, jak w filmach..?

 

– Nie wiem, nie, w pewnym sensie tak, tak – odpowiedziała szczerząc zęby. – To ostatnie jest zabawne, ale męczące. Właściwie to jedyny rodzaj zmęczenia, jaki możemy odczuć. Nie wymaga od nas snu, ale odpoczynku. Zresztą, niedługo zrozumiesz. – Machnęła ręką.

 

Wiktor pokręcił głową. Krokus była wyjątkowo wesołą i, co zauważył ze zdziwieniem, niezwykle uroczą i atrakcyjną osobą. Nigdy nie pociągały go takie kobiety. Roześmiane, kolorowe, żywiołowe. Ale ona miała w sobie coś, co go urzekło. I nie chodziło tylko o ponętne kształty, skrywane pod czerwoną sukienką sięgającą kolan.

 

– Co ja właściwie mam robić? – spytał. – Korzystać z okazji i podglądać kobiety?

 

– Skoro ci serce dyktuje – powiedziała z bezczelnym uśmiechem i uniosła się nad głowy szkolnej wycieczki. Wiktor wytrzeszczył oczy.

 

– Jak to zrobiłaś?

 

– Normalnie, ty też tak możesz. – Obróciła się wokół własnej osi. – Jesteś bytem niematerialnym, grawitacja cię nie ogranicza.

 

– To dlaczego nie mogę się unieść? – spytał po nieudanej próbie oderwania się od ziemi.

 

– Bo uważasz, że nie możesz – wyjaśniła. – Przyzwyczajenie. Wszystko przyjdzie z czasem. A tak w ogóle, to odwiedziłeś swoją rodzinę albo znajomych?

 

Wiktor podrapał się w tył głowy.

 

– Nawet o tym myślałem, ale, pewnie dziwnie to zabrzmi, nie mam ochoty. Nie zobaczą mnie przecież, więc to raczej strata czasu.

 

Krokus skinęła głową, podleciała do niego i pocałowała go w policzek. Na twarzy Wiktora pojawił się przeszczęśliwy uśmiech. Stanęła na ziemi, chwyciła go za rękę.

 

– Chodź, poznasz pozostałych – powiedziała z uroczym uśmiechem. Wiktor skinął tylko głową.

 

– Takich jak ty? – Spokojny męski głos dobiegł zza ich pleców. Krokus obróciła się i prychnęła ze złością.

 

Na przeciw nich stał wysoki, niemożliwie chudy hippis składający się chyba z samych łokci, kolan i długich, jasnych dredów. Orzechowe oczy patrzyły nieprzychylnie na dziewczynę, a twarz wykrzywiał nieładny grymas.

 

– Od kiedy nękasz zwykłe duchy? Zakonnicy ci się znudzili?

 

– Nie twój interes – prychnęła i ścisnęła mocniej dłoń Wiktora. – Jest mój!

 

– Nie, nie jest – odparł hippis i cisnął w dziewczynę balon z wodą. Krokus pisnęła, gdy ciecz oblała jej sukienkę i uciekła klnąc siarczyście.

 

Wiktor potrząsną głową. To wszystko działo sie za szybko. Dziwna błogość, która go wcześniej opanowała, zniknęła bez śladu. Spojrzał nieufne na nieznajomego.

 

– Wawrzyniec jestem – przedstawił się tamten. – Zanim zaczniesz na mnie wrzeszczeć jak niegrzecznie potraktowałem damę, pozwól , że ci wytłumaczę. Urocza Krokus jest młodym sukkubem. Tak wiem, nie wygląda. Nie przypomina demonicy ociekającej seksapilem, przez co jest jeszcze bardziej niebezpieczna. Taka urocza, młoda kobietka, kto by jej nie uległ? – powiedział z krzywym uśmiechem. – Widać, że jesteś nowy. Nie potrafisz jeszcze rozróżniać i dajesz się nabierać.

 

– Rozróżniać? – spytał Wiktor skołowany. Za dużo, zdecydowanie za dużo się dzisiaj wydarzyło, by mógł to ogarnąć.

 

– No, duchy, sukkuby i takie tam inne elfy – Wawrzyniec wzruszył ramionami.

 

– Jaja sobie robisz.

 

– Chciałbym, ale mówię, jak jest.

 

Wiktor pokręcił głową. Spokojnie, pomyślał, tylko spokój może mnie uratować. Bez większych zgrzytów przyjąłeś do wiadomości, że jesteś duchem. Dlaczego nie możesz uwierzyć również w istnienie demonów i tym podobnych?

 

– Co jej właściwie zrobiłeś?

 

– Oblałem wodą świeconą. Najprostsze rozwiązania są czasem najlepsze. – Hippis uśmiechnął się pogodnie. – Masz się gdzie podziać? Bo jak nie, to proponuję mój dom.

 

– Prowadzisz hotel dla zbłąkanych duchów? – Wiktor spróbował zażartować.

 

Wawrzyniec uśmiechnął się.

 

– W pewnym sensie. A nawet lepiej. Nie musisz mi płacić.

 

***

 

Wiktor pomieszkiwał u Wawrzyńca od miesiąca i z dnia na dzień jego sytuacja podobała mu się coraz bardziej. Nauczył się ignorować przechodzących przez niego ludzi, bez wahania przenikał przez ściany i przeróżne przedmioty i, co sprawiło mu niekłamaną radość, opanował latanie. W tym ostatnim pomogła mu Julka, która od czasu do czasu wpadała do hippisa. Duch trzynastoletniej dziewczynki wyjaśnił mu również jak rozróżniać innych niematerialnych, którzy czasem nie różnili się pozornie niczym od zwykłych duchów. I tak Wiktor dowiedział się, że istoty, o których do tej pory czytał jedynie w książkach, istnieją naprawdę. Sukkuby i inkuby, lamie, znalazły się nawet drobniutkie elfy, nie większe od przeciętnej dłoni. Wawrzyniec powiedział mu, że w tym duchowym stanie rzeczywistości istnieją wszelkie fantastyczne istoty, tylko nie wszystkie lubią mieszkać w dużych miastach. Takie fauny, lesze, czy driady można było spotkać tylko w lasach, rusałki i utopki nad wodami, strzygi, smoki i harpie wolały górskie tereny. Wiktor zastanawiał się skąd się to całe towarzystwo wzięło. Spytał o to Wawrzyńca.

 

– Chciałbym ci odpowiedzieć, stary, ale nie wiem. Mam swoją teorię na ten temat, ale czy jest ona prawdziwa? – rozłożył ręce w przepraszającym geście.

 

– Możemy na chwilę założyć, że prawdziwszej nie ma – odparł Wiktor. – Więc?

 

– To zasługa żyjących. Albo wina, zależy jak patrzeć. Wspominałeś, że kiedy stałeś sie duchem, czułeś, że czegoś ci brak. Miałeś wrażenie pustki, jakbyś był odpadem. Byłeś niemal pewien, że stworzyłeś sam siebie przed śmiercią. Przyznałem ci wtedy rację, bo myślę podobnie. Ale tak rodzą się nie tylko duchy, ale również reszta fantastycznej hałastry. Widzisz, ludzie wymyślają różne istoty na potrzebę chwili, a niektórzy, naprawdę niewielki odsetek, zaczynają w nie wierzyć. Zbyt mocno wierzyć. I tak pojawiają się stworzenia, które nie miały prawa powstać na prawdę. – Uśmiechnął się smutno. – Jak myślisz, ilu pisarzy wierzy w to, o czym pisze?

 

– Pewnie niewielu – odpowiedział ostrożnie Wiktor.

 

Wawrzyniec pokiwał głową.

 

– Otóż to, przyjacielu, otóż to. I dlatego każdy z nas odczuwa nieprzyjemna pustkę. Bo to nie jest tak, że ktoś uwierzy w fauny i hop, pojawia się całe stado. Nie, ten ktoś musi uwierzyć, naprawdę uwierzyć, w istnienie konkretnego pana. Dlatego wiemy, kim jesteśmy, mamy swoją historię. Nam, duchom, jest łatwiej. My istnieliśmy naprawdę, ale reszta to postacie z kartek książek i klatek filmowych. Choć może się mylę i byliśmy tak samo prawdziwi jak oni? Nie wiem. – Kolejny smutny uśmiech. – A czemu, po jakimś czasie każde z nas znika? Bo ten, kto w nas uwierzył, zapomina. Powoli, stopniowo. Jego myśli zaprząta co innego. I koniec bajki.

 

– Niewesoła ta twoja teoria – zauważył Wiktor.

 

– Nigdy nie mówiłem, że jest wesoła – pokiwał głową. – Ale wydaje się zgrabna i całkiem prawdopodobna. A jeśli mam rację, to gdzieś tam może żyje złota rybka, która spełnia życzenia?

 

– I co byś ją poprosił? – spytał Wiktor.

 

Wawrzyniec uśmiechnął się niewesoło.

 

– O to, żebym nie miał racji.

 

 

Koniec

Komentarze

Opowiadanie narodziło się przez hajd parkową rozmowę o duchach, a dorosło po rozmowie z koleżanką o efektach ubocznych wszelkiej twórczości (choć rozmowa przebiegała zupełnie innymi torami, niż teorie Wawrzyńca).

teoria Wawrzyńca przypomina mi Niekończącą się Opowieść ;) 

Ciekawe. Śmiem się domyślać, że i ja miałem swój drobny wkład w pomysł na to opowiadanie?
No dobrze, ale co się tyczy samego tekstu, to potrafiłbym go scharakteryzować jednym, jakże często używanym słowem, które oddaje jego główną siłę - lekki. Szybko się czyta, nic nie razi, nikt nie próbuje wciskać czytelnikowi zagmatwanych metafizycznych czy filozoficznych teorii. Normalnie bym napisał, że nie lubię takiej lekkości, ale tutaj nie jest ona przesadna, narracja nie jest prowadzona językiem potocznym, bohaterowie nie wypowiadają się płytko (jak to zbyt często ma miejsce w opowiadaniach z założenia lekkostrawnych). No i są jakieś przemyślenia. Niekoniecznie się z nimi zgadzam, ale są. A to, że się nie zgadzam to autorka zapewne wie. Tylko to tworzenie samego siebie, w hajdparku chyba nawet przeciwko temu nie oponowałem, ale chyba tylko dlatego, że wydało mi się najbardziej absurdalne. Dlatego przyznam szczerze, że pointa mi się nie spodobała. Ale to nie jest jakiś dyskurs filozoficzny, żebym miał się zgadzać lub nie, tylko opowiadanie. Dlatego to nie ma znaczenia.
Kilka zdań, które chciałbym jeszcze wyciągnąć:




Niektórzy z nas znikają po pewnym czasie. Rozumiesz, transcendencja i takie tam.

Właściwie to czy będąc duchem oni już nie przeszli transcendencji? Nieświadomie co prawda, ale jednak. Czeka ich teraz jakiś wyższy poziom zaawansowania, czy co?




I tak Wiktor dowiedział się o istotach, które do tej pory znał jedynie z książek i filmów.

Dowiedział się o tym, o czym wiedział. Nie, rozumiem sens zdania, ale nie wygląda to najlepiej. Ja bym napisał „(...)dowiedział się, że istoty, o których (...) istnieją naprawdę."




Ograniczały ich ściany, pogoda, inny ludzie...Tak wiele rzeczy czyniło z nich nieświadomych niczego niewolników.

Niewolników? Fizyczności? Praw fizyki? Ale skoro tak, to dlaczego nieświadomymi?

Moim zdaniem to raczej te duchy były niewolnikami.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Beryl, oczywiście, że miałeś swój wkład w to opowiadanie. Bez Ciebie nie byłoby przecież takiej dyskusji o duchach ;)
Wiem, że się nie zgadzasz z tymi przemyśleniami. Na dobrą sprawę ja też nie jestem do nich przekonana, ale wydawało mi sie to całkiem niezłym materiałem na opka. Tylko tyle.

 Co do zdań - masz rację. Już poprawiam.

"racjonalne wytłumaczenie. Choć słowo racjonalne brzmiało mu w tej sytuacji jak oksymoron" - słowo "racjonalnie" nie może być oksymoronem, bo ten ze swojej istoty składa się z dwóch słów. Z kolei zwrot "racjonalne wytłumaczenie" też nie jest oksymoronem, bo nie składa się ze słów o przeciwstwanych znaczeniach.

Ładnie napisane i lekko się czyta. Sympatyczna, ale przeciętna opowiastka.
Tak na 3,5.

Autorce z tym oksymoronem nie chodziło o "racjonalne wytłumaczenie" ale o to, że użycie tego słowa w odniesieniu do zjawiska paranormalnego jest wyrażeniem-oksymoronem. Może to niezgrabnie ujęła, ale wychwyciłem sens.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Odwrócę akcenty Eferelin. Przeciętna, ale sympatyczna. Taka kolejność jest (słabym, ale jednak) komplementem.
Czy wszystko może być i musi być od razu genialne? Chyba nie, na szczęście nie; potrzebne są, i to bardzo moim zdaniem potrzebne, opowiadania i powieści po prostu do poczytania bez bólu, dla odpoczynku, rozrywki.
A sama koncepcja "istnienia" duchów do czasu zapomnienia o nich przez kogoś wydaje mi się znajoma, chociaż nie kojarzę ani z nazwiskami, ani tytułami.

Fragment z oksymoronem rzeczywiscie niezgrabnie ujęty. Beryl wychwycił sens bezbłędnie.
Póki co, skupiam się na takich właśnie opowiadanich do poczytania bez bólu, dla rozrywki, dla odpoczynku, jak to ujął AdamKB. Czasem potrzebne jest coś, co nie zawiera głębokich metafizycznych lub filozoficznych przemyśleń. ;)

AdamKB, bardzo możliwe, że z czymś Ci się to kojarzy. Nie zakładam, że jest to mój oryginalny pomysł (ba, jestem pewna, że ktoś to już kiedyś wymyślił). Jednakże akurat tu, ta koncepcja narodziła się podczas dyskusji na tym forum, a ja z żadnym nazwiskiem jej powiązać nie potrafię.

Ale ja jestem nienormalnyxD Napisał bym coś ale zachowam to lepiej dla siebie;)
Co do samego tekstu, Tak jak powiedział beryl lekki  i przyjemny. Lubię czytać podobne książki choć sam nie potrafię czegoś takiego napisać. Nie oceniam od strony technicznej bo sam mam słaby warsztat, ale za treść i ogólne wrażenie (plus jeszcze temat zakresu moich zainteresowań), tak powyżej 4. Myślę, że będę spał spokojnie jeżeli dam ci za to 5.

Nie będę podważał twojej teorii, bo i tak w końcu każdy się dowie jak to po śmierci naprawdę jest, i może się okazać, że miałaś rację. Duży plus za to, że opowiadanie powstało w krótkim czasie, pod wpływem chwili, a mimo to fabuła jest spójna i nie ma wyraźnych błędów technicznych. Może z wyjątkiem kropki w tytule ;)

Nie będę podważał twojej teorii
Wtrącę swoje przy tej okazji. Rzecz w tym, że tak naprawdę nie powinniśmy się ustosunkowywać do teorii przedstawionej w opowiadaniu, czy rozprawiać nad jej sensownością. Dostajemy gotowy tekst fabularny, który albo nam się spodoba, albo nie. Można dyskutować o rzeczach, które mijają się z faktami, a które jako fakty miały być przedstawione. Chodzi mi o to, że gdybym napisał opowiadanie o krasnoludkach wyjadających nocą drobiowe paszteciki, to nie chciałbym dyskutować na temat czy krasnoludki istnieją, a czy jakby istniały to czy wolałyby paszteciki czy dżem.
Przedstawiona historia może nam przypaść do gustu, ale my, jako czytelnicy mamy ją ocenić, nie ją podważać. Jeśli uważamy, że lepiej byłoby napisać opowiadanie o krasnoludkach jedzących dżemik, to trudno. A jak opowiadanie zmusza do refleksji to bardzo dobrze, ale wtedy można rozpocząć temat w hajdparku, ewentualnie napisać swój felieton i zaprosić do dyskusji :))

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Rozpoczynanie tematu w HP to nienajlepszy pomysł, wydaje mi się. Tu i tak niczego nie można odszukać... Tekst inspiruje do głębszych rozważań? Świetnie, rozważajmy pod tekstem...

Odniosłem wrażenie, że najważniejsza w całym tekście fabularnym jest teoria wygłaszana przez Wawrzyńca. Wydaje mi się, że taki był cel autorki, cała reszta to tylko dodatek. Oczywiscie, moglibyśmy dyskutować o "krasnoludkach jedzących dżemik", ale myslę, że akurat w tym opowiadaniu autorce najbardziej zależało na tym, by ukazać swoją wizję świata duchów i na opiniach na jej temat. Fabuła ma tu znaczenie drugorzędne.

Jak sobie panowie życzą zatem. Niemniej nadmienię tylko, że ja nie pisałem w odniesieniu do tego konkretnego tekstu, ale w trochę szerszym kontekście. Ja jednak swojego zdania nie zmieniam, a nie rozpisując się zanadto, jest ono takie, że z opowiadaniem nie należy dyskutować, ale je oceniać. Mam nadzieję, że tym razem zostanę zrozumiany, bo chyba krasnoludki przesłoniły endiemu sens ostatniego komentarza.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ja natomiast pisałem tylko i wyłącznie w odniesieniu do tego tekstu. Bez szerszego kontekstu. Przepraszam, że ośmielam się oceniać opowiadanie na swój sposób i mieć odmienne zdanie od pana beryla, jedynie słusznie komentującego.
Nadal sądze, że to nie jest opowiadanie do oceniania, tylko ubrana w fabułę teoria, która co prawda powinna być dyskutowana na HydeParku, ale skoro znalazła się w "opowiadaniach", równie dobrze można o niej porozmawiać tutaj.

Ale się porobiło. To ja może wyjaśnię.
Tekst ten wziął swój początek przez dyskusję z berylem w hajd parkwoym wątku - strachy (brawa dla Marsylki). Ja wymyślałam kolejne teorie, dlaczego duchy w ogóle mogą powstać, egzystować, a beryl większość z nich zgrabnie.. nie obalał, ale wygłaszał własne zdanie. Opowiadanie to jest rozwinięciem jednej z teorii, którą przedstawiłam w tymże wątku. Prawda, że właśnie to - teorie wygłaszane przez Wawrzyńca - jest najważniejsze w tym opku, a reszta ma tylko wprowadzić (a złota rybka zgrabnie - mam nadzieję - zakończyć).
Tekst nieco ewoluował, bo miał być tylko o duchach, ale przez rozmowę ze znajomą o efektach ubocznych twórczości, dosżły również sukkuby, fauny i reszta towarzystwa.
 Jednak jeśli ktoś chce przedyskutować tu ww teorię... to proszę :)

Wybaczam Ci ten bezczelny akt.

Swoją drogą: Przepraszam, że ośmielam się oceniać opowiadanie na swój sposób - widzisz, więc jednak je oceniasz? Nawet wbrew temu, iż potem piszesz że to nie jest opowiadanie do oceniania.

No i masz ci. Już jakieś negatywne emocje się wkradają, bo przecież wyrażając swoją opinię już od razu ją narzucam.


Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Jednak jeśli ktoś chce przedyskutować tu ww teorię... to proszę :)
Autorka kładzie kres bezwzględnej tyranii i cenzurze beryla, świat znowu jest bezpieczny ;)
Serio, endy, nie ma co się tak od razu oburzać.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Bo ja lubię świat, gdzie każdy może spokojnie podyskutować, z butelką Ciechana Miodowego w dłoni.  ;)

Rzeczywiscie, zdarza mi się użyć niepasującego sformułowania tak jak "ocenianiać". Pewnie powinienem napisać "komentuję opowiadanie na swój sposób", ale wtedy słówko "komentujący" w jednym zdaniu powtórzyłoby sie dwa razy. Mam z tym problem i muszę długo pracować nad opowiadaniami, żeby takie błędy usunąć. Tym większe uznanie dla szybko piszącej autorki.
To nie są negatywne emocje, po prostu nie jestem zwolennikiem filozofii nadstawiania drugiego policzka. Ale z tym walczę ;)

W którym..* nie "gdzie"

I ja wtrącę 3 grosze. Tekst z serii, jak wyżej wspomniano, "lekkich", dobrze się czyta. Opowieść o duchach mnie wciagnęła. Podoba mi się forma opowiadania, przejrzyste dialogi i nie wymądrzający się bohaterowie.Podziałałas na moja wyobraźnię.
Co do zgrzytów, to na początku jakoś mi nie pasuje" krople deszczu przelatywały przez niego" - nie wiem cięzko mi sobie wyobrazić "przelatujące" krople deszczu , chyba deszcz kojarzy mi sie tylko ze spadaniem bądź przenikaniem, sączeniem. Ale to takie moje wewnętrzne wywody. I "Mężczyzna zastanawiał się skąd się tu.." może zmienić szyk żeby tych "się" nie było nagromadzone?
I tez mi jakos nie pasowało zdanie z oksymoronem. ale zupelnie nie w kontekście znaczenia słowa. Po prostu słowo oksymoron nie pasuje do klimatu opowieści. Może bardziej by pasowało słowo "iluzja" czy podobne?
Generalnie bardzo dobre! jak na gust laika :)

laika w sensie mnie jako znawcy fantastyki, żebym nie została źle zrozumiana :(

Mój kamyczek też zmieści się w tym ogródku.
Dywagacje "oceniać czy komentować" są zbędne. Dlatego, że suchy komunikat: "dałem trójkę" nie mówi, za co tylko tyle. "Dałem piątkę" --- nie wiadomo, za co. To po pierwsze. Po drugie --- piszący, jeśli tylko stać ich na takie podejście, z komentarzy, wybrzydzań, pochwał, errat mogą wyciągać wnioski, przydatne na przyszłość. Pozorne bądź rzeczywiste spory między komentującymi i włączanie się do dyskusji autorów też ma ten walor. Ten tylko tekst czy w kontekście innych --- o co kruszyć kopie, gdy służy to temu samemu, potencjalnemu pożytkowi autorki / autora?

Ciekawe opowiadanie. Dobrze mi się je czytało:)

Przy okazji zapraszam do lektury i komentowania moich opowiadań

Nowa Fantastyka