- Opowiadanie: StraferB25 - Stare, dobre czasy

Stare, dobre czasy

To będzie raptem trzeci tekst jaki napisałem, dlatego też nie mogę go traktować inaczej jak literackie ćwiczenie. Błędy i potknięcia są, ale mam nadzieję, że czytelnikom w trakcie lektury zdarzy się uśmiechnąć, albowiem ambicją moją było napisanie tekstu humorystycznego (tak zaznaczam na wszelki wypadek, gdyby nie było jednak tego widać).

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Stare, dobre czasy

Planeta nie była duża. Posiadała rozmiary zbliżone do Ziemi. Kolejnymi podobieństwami była obecność całkiem złożonej biosfery oraz nadającej się do oddychania atmosfery. Jako niedawno odkryty obiekt, do rejestru wpisano ją pod roboczą nazwą MPO–001b, jednak odkrywcy planety, załoga statku badawczego James Cook, ochrzciła ją mianem Zielonego Oczka. Nieoficjalnie oczywiście. Nazwa nasuwała się sama. W pokrywających ją morzach i oceanach występowały ogromne ilości przeróżnego planktonu, który nadawał im swoistą zielonkawą barwę. Ot, taka sadzawka w bezmiarze kosmosu.

Zielone Oczko posiadało tylko dwa kontynenty. Po jednym na półkuli północnej i południowej. Oba mniej więcej w rozmiarach Australii. Otaczały je niezliczone ilości wysp i wysepek. Niektóre dochodziły do rozmiarów małych krajów. Wszystko to wyglądało, jakby jeden superkontynent rozpadł się i częściowo został zatopiony, co zdaniem pokładowego geologa zresztą miało miejsce. Jako, że załoga Jamesa Cook’a była w przestrzeni już od roku i szczerze powiedziawszy jak najszybciej chciała wracać do domu, wykonała tylko standardowe skanowanie planety. Następnie zaliczyła wymagane dwa lądowania na powierzchni  i odleciała wysławszy do centrali komunikat o odkryciu.

 Ponieważ ów standardowy, a więc nie szyfrowany komunikat, zawierał pewne interesujące dane na temat zasobów mineralnych odkrytego obiektu w chwili obecnej nad planetą orbitował krążownik Octavia i desantowiec Inchon. Oba okręty wraz z załogami, które składały się głównie z byłych wojskowych, zostały wynajęte przez korporację górniczą Deep Space Exploration Company, jedną z największych w sektorze. Zadanie było proste – wylądować na powierzchni i zabezpieczyć prawa wydobywcze korporacji. W kosmosie, mimo tysięcy przepisów, konwencji i układów, ciągle najlepiej sprawdzała się jednak zasada „kto pierwszy ten lepszy”.

W centrum dowodzenia desantowca dowódca rzutu naziemnego, generał James McGrath nawiązał właśnie łączność z kapitanem Octavii, Frankiem Betolla. W przestrzeni kosmicznej dowodzenie operacją należało do dowódcy krążownika i to on miał rozwiązywać wszelkie problemy, a problemy właśnie nadlatywały.

– Jak to wygląda, Frank?

– Niedobrze, mamy dwa wyraźne kontakty.

– Kto?

– "Feniks"

– Daleko są?

– W ciągu godziny wejdą na geostacjonarną.

– Szlag! Pospieszyli się. Interweniujecie?

– Obawiam się, że w tej sytuacji nie możemy powołać się już na zasadę pierwszeństwa. Kodeks wyraźnie mówi o dwudziestu czterech godzinach odstępu. Wyrobili się. Atak znaczyłby otwarty konflikt, a tego szefostwo raczej nie chce. Muszę zwrócić się do centrali po dalsze instrukcje. Octavia bez odbioru.

Czerwony napis na wyświetlaczu zakomunikował koniec transmisji. McGrath, wciąż pochylając się nad stanowiskiem łączności, ciężko westchnął. Korporacja "Feniks" zajmowała się tym samym, co jego pracodawca i był równie dużą i zasobną firmą, a to znaczyło, że obie strony dysponują batalionami cwanych prawników. Mówiąc krótko jedni i drudzy będą stąpać ostrożnie żeby nie w wdepnąć w jakiś… paragraf.  No, ale cóż poradzić, taka była robota dla korporacji. Płacili to i wymagali, a płacili naprawdę dobrze.

Transmisja z Oktawii przyszła po pięciu godzinach.

– Ok. Mam pan zielone światło generale. Najwyraźniej nasze szefostwo i konkurencja po gorącej dyskusji doszli do porozumienia. Macie dwa tygodnie na rozstrzygnięcie kwestii własności. Po tym czasie sprawę przejmują kolonialni rozjemcy, ale chyba nie muszę panu przypominać, że w takim wypadku mocno odbije się to na waszej wypłacie.

– No tak. – Generał wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia. Korporacje bardzo nie lubiły stron trzecich w swoich konfliktach

– To nie wszystko. Są jeszcze dalsze ograniczenia.

Bruzdy na czole McGrath'a pogłębiły się jeszcze wyraźniej.

– Po pierwsze walczycie w wyznaczonym rejonie. Zaraz prześlę współrzędne. Po drugie tylko uzbrojenie konwencjonalne. Pociski kinetyczne oraz broń cząsteczkowa. Nic z arsenału A B C. Kategoryczny zakaz.  Obawiam się, że na moje wsparcie też nie możecie liczyć. Ostrzał orbitalny nie wchodzi w grę.

– Ale boją się o te swoje złoża.

– To nie to. Planeta posiada złożony ekosystem.

– No i?

– Obowiązują nas przepisy o ochronie środowiska.

– No w mordę… – McGrath poczuł się strasznie zmęczony. – Dobra, postaramy się nie deptać trawy. Coś jeszcze?

– Waszych przeciwników obowiązują te same zasady.

– W końcu dobra wiadomość. Z kim mamy do czynienia?

– Zidentyfikowaliśmy krążownik Malaya. Dowodzi kapitan Wołkow. Znam człowieka, będzie się trzymał reguł. Desantowiec Galvani, projekt dziewięćset dziewięćdziesiąt sześć, stocznia orbitalna Mars jedenaście czyli właściwie wasz odpowiednik. Możecie się spodziewać równych sił. Dowództwo nad korpusem planetarnym objął pański znajomy, generał Wang.

– No to nie będzie łatwo.

– W takim razie życzę powodzenia. Oktawia bez odbioru.

McGrath wyprostował się i zwrócił do swojego zastępcy.

– Majorze Le Blanc. Ogłosić stan gotowości bojowej. Desant w ciągu trzydziestu minut. Lecę w pierwszym rzucie.

– Tak jest!

Na całym okręcie rozbrzmiały sygnały. Kto nie był na swoim stanowisku właśnie tam biegł. Dokładnie trzydzieści minut i dwadzieścia dwie sekundy później od okrętu odłączył się pierwszy moduł desantowy. Potem drugi i trzeci. Każdemu towarzyszyło kilka mniejszych jednostek. Całe ugrupowanie, w zwartym szyku, skierowało się ku powierzchni planety.

 

Zielone Oczko, dzień pierwszy

 

McGrath pochylał się nad cyfrową mapą terenu i zastanawiał się. Dobrze pamiętał Oliviera z czasów wspólnej służby w Korpusie Kolonialnym. Nigdy się specjalnie nie przyjaźnili. Impulsywny charakter Jamesa nie bardzo pasował do pełnego rezerwy Wang'a, ale nie było też między nimi poważniejszych konfliktów. Potrafili sprawnie współpracować, gdy sytuacja tego wymagała. Po zakończeniu służby obaj wybrali ten sam sposób na dorobienie do emerytury czyli pracę dla firm oferujących usługi byłych wojskowych. Tu też ich drogi się rozeszły, choć pewne informacje o działalności kolegi, do niego docierały. Ciekawe jak bardzo dawny towarzysz się zmienił? No właśnie … Czy w ogóle się zmienił? Oficer zwrócił się do swojego zastępcy.

– Ok, majorze Le Blanc. My jesteśmy tu, oni tam. Jedyny plus ustawianych bitew to, że nie trzeba się szukać. Nasz przeciwnik to dobry fachowiec. Inteligentny, ostrożny. Nie ma w zwyczaju działać pochopnie. Pamiętam, że zawsze był dobry w gry logicznie. Myślał z wyprzedzeniem i to dużym, ale nie lubił podejmowania szybkich decyzji, potrafił się pogubić. I tak go właśnie zaskoczymy, chcę jeszcze wieczorem wyprowadzić natarcie.

– Ale generale obóz nie przygotowany …

– Wiem, w tym właśnie rzecz. Nie będzie się spodziewał. Zbieraj wszystko, co jeździ i strzela, a cała reszta niech pracuje przy bazie. Jak się uda nie będą musieli kończyć.

 

*

Wang spokojnie skończył wydawać ostanie polecenia, po czym spojrzał na swojego zastępcę pułkownika Patryka O'Briana.

– Oczywiście mogę się mylić, ale spodziewam się wizyty konkurencji w ciągu najbliższej godziny. Dopilnuj ustawienia pierwszej linii.

– Tak jest, sir!

 

*

 

Zapadły już całkowite ciemności, gdy ostatni pojazd wrócił z wypadu. W obozowisku ciągle panowała spora aktywność. McGrath wraz z majorem obserwował krzątaninę i nie był w najlepszym humorze.

– A jednak się spodziewał. – Generał zaklął. – Debil jestem i tyle! Powinienem przewidzieć, że on przewidzi. Ile straciliśmy?

– Nic, sir. Aktywne systemy ochrony pojazdu, w naszych maszynach przechwyciły większość pocisków. Parę maszyn oberwało mocniej, ale nic ponad możliwości jednostki naprawczej.

– Dobrze! Straty przeciwnika?

– No… Też nic. Ich ASOP-y zadziałały identycznie. Zdaje się, że mają to samo, co my. Wywiad ostrzegał.

– Cholera! Mogli wcześniej uprzedzić.

– No przecież uprzedzali.

– Czyli sprzęt pancerny możemy skreślić. Na tym polu rozstrzygnięcia nie będzie. Nie ma co, fajnie się zaczyna.

 

 

Dzień trzeci

 

McGrath, wraz z majorem, obserwowali obóz korporacji Feniks. Usadowili się na niewielkim wzniesieniu, z którego mieli dobry wgląd w pozycje nieprzyjaciela. W pobliżu stał zamaskowany łazik. Le Blanc co rusz zerkał na wyświetlane dane taktyczne.

– Ok, jednostki lądowe na pozycjach. Jesteśmy gotowi.

– Dobrze, zaczynajcie. – Spokojnym głosem McGrath dał komendę.

Bojowe Bezzałogowe Systemy Powietrzne nadleciały w zwartych formacjach pewnie prowadzone przez naziemnych kontrolerów. Dowódca sił DS.E.C. kosztem innych systemów uzbrojenia, zapakował ładownie okrętu znacznie większą liczbą dronów. Miał przewagę trzy do jednego i teraz chciał to wykorzystać. Poprzednia porażka tylko bardziej zmotywowała go do szybkiego zakończenia sprawy. Atakiem z powietrza solidnie nadszarpnie systemy defensywne wroga, potem ruszy rzut naziemny. Nie wytrzymają kombinowanego uderzenia. Nie w momencie, gdy będzie miał panowanie w powietrzu.

BBSP rozproszyły się by stanowić trudniejszy cel i rozpoczęły namierzanie wrogich obiektów. W obozie przeciwnika zawyły alarmy. Generał uważnie obserwował.

Bezzałogowce osiągnęły optymalny wektor ataku i jednocześnie odpaliły. Setki pocisków poleciało w kierunku nieprzyjacielskich pozycji. Ich inteligentne układy naprowadzające momentalnie wybrały najciekawsze cele i …

McGrath ze zdumieniem obserwował szereg eksplozji obramowujących obóz korporacji Feniks w bezpiecznej odległości.

– Co do… Le Blanc! Co jest?!

– Moment generale, uruchamiam diagnostykę… Łącza w porządku, transmisja też… O, mam! Wygląda na to, że zakłócają skanery celownicze pocisków. Cholera, wywiad donosił, że mogą mieć te systemy … – Major nie dokończył widząc purpurową twarz zwierzchnika. – Kontynuujemy natarcie?

– Nie! – McGrath wykonał kilka głębokich oddechów i dodał już spokojniej. – Nie ma sensu. Wracamy do bazy.

 

Generał "Kamienna twarz" Wang uśmiechał się. W swoim stylu. Nie był to bynajmniej triumfujący uśmiech. Złośliwy też. Właściwie to niemal wszyscy zgromadzeni w centrum dowodzenia, za wyjątkiem O’Briana, zastanawiali się, o co chodzi z tym skurczem na twarzy dowódcy.

 

Dzień piąty

 

– To może S401? Jak by odpalić je poza zasięgiem płaszcza radarowego to ich nie wykryją, aż do ostatniej chwili.

– Nie da rady. Za krótki zasięg. Przestawili się z Płaszczki na Mantę. Pokrywają dodatkowe 30km.

– No tak, a jakby wziąć GDU–15b?

– Też odpada. Przecież mają AEGIS VII. Wystrzelają je wszystkie zanim dolecą.

– Racja. To może…

McGrath przyglądał się dyskutującym oficerom systemów uzbrojenia. "Techniczni" z kolei, pochłonięci debatą, o obecności generała już dawno zapomnieli. W efekcie McGrath kompletnie pogubił się w ich technologicznym bełkocie, ale twardo udawał, że w skupieniu słucha.

Generał lekko odpłynął. Eh, kiedyś to były czasy. Stawałeś z przeciwnikiem twarzą w twarz. Miecze w dłoniach. Liczyły się przede wszystkim umiejętności. No i broń nie próbowała z tobą gadać. Żadnych "krytyczny poziom amunicji" albo "awaria systemu chłodzenia".

– No, a jakby trochę zmodyfikować transponder…

A takie łuki na przykład. Napinasz, puszczasz – strzała leci. Jak wycelowałeś to i trafisz, co najwyżej wiatr ją zniesie, ale z pewnością żaden cwaniak z komputerkiem w łapie z powrotem jej nie zawróci.

– Mowy nie ma! Na tym paśmie nie zadziała…

Albo maczugi! Tak sobie tylko idziesz i machasz na odlew. Popsuć takie coś to się mogło, co najwyżej na głowie przeciwnika.

– APS156 ER?

– To te po modernizacji?

– Tak

– Ok, to by mogło zadziałać.

Generał ocknął się.

– Macie coś panowie? – Najbliższy oficer chrząknął i zaczął szybko tłumaczyć.

– Zmodernizowane sto pięćdziesiątki szóstki – zwiększony zasięg. Tymi byśmy mogli w obóz Wanga nieźle przyłożyć.

– Celnie?

– Tak, modernizacja obejmowała też układy naprowadzania. – Oficer zrobił przepraszająca minę. – Tylko jest mały problem.

– Jaki?

– Nie wzięliśmy ich. Miejsca zabrakło po załadunku dronów.

Generał westchnął.

Kiedyś to były czasy!

Wieczór niemal całkowicie przeszedł już w noc, kiedy debata dobiegła końca. Nie zapadły żadne decyzje. Zmęczony oficer położył się właśnie do łóżka. Kwadrans później gwałtowny huk zakłócił ciszę nocną. Generał zerwał i rzucił się do okna. Na polu siłowym bazy, raz za razem, rozkwitały kolorowe eksplozje. Kilkanaście sekund później zameldował się zaspany major Le Blanc.

– Sir! Artyleria samobieżna Wanga ostrzeliwuje nasz obóz.

– Widzę. Osłony trzymają?

– Tak, Sir. Bez problemu. Przygotować kontratak?

– Nie. Niech sobie marnują amunicję. – McGrath ziewnął, położył się i nakrył głowę poduszką.

*

W centrum dowodzenia generał Wang wpatrywał się w wyświetlane dane. Nie był zadowolony.

– No tak. Jednak wywiad się nie mylił. Zwiększyli natężenie pola siłowego. – O'Brian odezwał się przerywając kłopotliwą ciszę.

– Mogli uprzedzić – odezwał się inny.

– No przecież uprzedzali!

Wang przechadzając się po sali dowodzenia spojrzał na podwładnych i tylko westchnął po czym opuścił pomieszczenie. O'Brian ruszył za nim.

– No, nie wiem jak McGrath, ale nasz stary to chyba sobie dzisiaj nie pośpi, co nie? – Luźna uwaga padła z ust młodego porucznika, wzbudzając ogólną wesołość. Wszyscy wiedzieli jak bardzo ich dowódca nie lubił przegrywać. – Będzie się zżymał parę dni. Trzeba dać znać działowi medycznemu, jeszcze mu się wrzody odezwą.

Kolejny wybuch śmiechu, tyle, że krótki. Tężejące uśmiechy na twarzach kolegów uświadomiły młodemu oficerowi trzy prawdy główne. Po pierwsze, owszem słyszał odgłos otwieranych drzwi wyjściowych, ale już ich zamykania to nie. Po drugie, w pokoju jest naprawdę dobra akustyka. Po trzecie, jak się zaczyna żartować pod nieobecność szefa, lepiej się upewnić czy aby na pewno jest nieobecny. No i tak w ogóle …

– Stoi za mną, prawda? – szepnął do najbliższego kolegi. Ten skinął głową.

 

Dzień siódmy

 

Spotkanie odbywało się na świeżym powietrzu.

– Le Blanc, co tam słuchać u naszych szanownych przeciwników?

– W sumie bez zmian, choć mają chyba jakieś problemy z zasilaniem.

– To znaczy?

– Wyłączają mniej istotne systemy. Zwiad zaobserwował wczoraj jak jeden z nich ręcznie opróżniał latryny. No, normalnie z wiaderkiem zasuwał.

– Nie zazdroszczę, ale do rzeczy panowie. Mam nowy plan. – McGrath pochylił się nad interaktywnym blatem, wyświetlającym trójwymiarową mapę sytuacyjną regionu i spokojnym głosem zaczął wyjaśniać.

– Przeanalizowałem naszą poprzednią akcję. Mamy przewagę w lotnictwie, ale nie możemy jej wykorzystać bo są w stanie zakłócić systemy celowania pocisków, zgadza się? No to zrobimy tak. Kilka maszyn zaatakuje z niskiego pułapu. Szybki, zaskakujący nalot na najbliższym dystansie. Operatorzy będą celowali w maszty ich systemu osłon, ale użyją tylko pocisków niekierowanych.

– To my mamy takie?

– Kazałem z kilku wymontować elektronikę. To będzie zagranie w starym stylu. Kiedy padną im osłony lub osłabną, frontalny atak. Walić we wszelkie anteny i emitery, żebyśmy jak najszybciej mogli wprowadzić wsparcie powietrzne. Z tego się nie wywiną. Panowie tym razem …

Rozległ się sygnał alarmu zbliżeniowego. Zgromadzeni przy stole oficerowie zerwali się na nogi, gorączkowo rozglądając się.

– Tam! – Major pierwszy dostrzegł zagrożenie.

Znad pobliskiego wzgórza wyskoczyły trzy maszyny wroga i skierowały się na anteny systemu osłonowego. McGrath jęknął.

Wszystko rozegrało się w ciągu paru minut. Nieprzyjacielskie drony nadlatywały, trzymając się blisko ziemi. Systemy automatycznej obrony przeciwlotniczej nie miały czasu ich namierzyć. Pobladli oficerowie mogli tylko przyglądać się jak cała formacja wychodzi na pozycję do ataku i …

Nie usłyszeli odpalanych pocisków. Za to rozległa się muzyka ze wszystkich głośnikach w bazie. Jakiś dziewiętnastowieczny klasyk, przywodzący na myśl wytworne towarzystwo tańczące na balu. Jak na filmach historycznych. Tymczasem bezzałogowce przedefilowały nad obozem. Wzniosły się i w ciągu następnych kilku minut wykonały coś na kształt podniebnego baletu. Część żołnierzy zaczęła nawet klaskać. Na zakończenie pokazu, przy ostatnich dźwiękach muzyki, drony wzbiły się. Następnie rozeszły się tworząc efektowną gwiazdę, po czym gwałtownie zanurkowały. Parę sekund później wszystkie trzy wbiły się w pobliskie wzgórze. Otrzymały przy tym burzę braw.

Nie mogąc wykrztusić słowa generał odwrócił do Le Blanc’a i palcem wskazał niebo. Ten już pochylał się nad konsolą.

– Moment… Mam dane! Sekcja informatyczna zgłasza udany atak hakerski. Przepraszają za muzykę, ale nie mogli się powstrzymać.

– Dobrzy są. – McGrath zerknął na zegarek i kiwnął głową z uznaniem.

– Mówią, że to nic trudnego. Okazało się, że Feniks używa w swoich BBSP tego samego oprogramowania co my. Po prostu pogrzebali trochę w systemie.

– Serio? Zaraz … To dlaczego Wang naszych nie przejął?

– Dlatego, że atakowaliśmy z większego pułapu. Cały trik działa tylko na bliskie odległości.

– Znaczy się, jak podlecimy blisko mogą zrobić to samo?

– Zgadza się, Sir.

McGrath spojrzał na wyświetlane znaczniki czegoś, co jeszcze kilka minut temu było przełomową receptą na wielkie zwycięstwo. Z akcentem na było.

– Kurwa! Do dupy z taką walką! – wrzasnął i odszedł od stołu. Mijając zaparkowany obok transporter opancerzony ze złością przykopał mu. Zaklął jeszcze głośniej i kuśtykając skierował się do swojego baraku.

 

Wang ponurym wzrokiem spoglądał na monitory. Trzy z nich śnieżyły, na czwartym, należącym do maszyny rozpoznawczej można było zaobserwować gruby pióropusz dymu. Za jego plecami reszta sztabu cichutko rozmawiała.

– No, tak to jest jak obie strony kupują u tego samego producenta. Ci z wywiadu ostrzegali żeby najpierw sprawdzić.

 

 

Dzień dziesiąty (rano)

 

Le Blanc i kilku oficerów siedziało w sali odpraw. Milczeli, nawet nie próbując ukrywać ponurych min. Tytoniowa mgiełka w pomieszczeniu gęstniała z minuty na minutę

– Znowu coś wymyślił? – padło pytanie. Le Blanc wzruszył ramionami.

– Czyli wymyślił.

 Mcgrath wparował do sali odpraw. Wręcz tryskał optymizmem. Takim trochę nerwowym.

– Mam nowy plan! Tym razem się uda. – Mężczyźni spojrzeli po sobie.

Le Blanc cicho westchnął.

Oby.

 

 

Dzień dziesiąty (wieczorem)

 

Generał siedział w swoim gabinecie niemal bez ruchu. Czekał. W końcu drzwi do pomieszczenia otwarły się i stanął w nich Le Blanc. McGrath spojrzał na podwładnego wzrokiem pełnym nadziei. Ten w milczeniu pokręcił głową.

Mcgrath oklapł.

– Dziękuję majorze. Możecie odejść. – Powiedział cicho. Gdy tylko został sam, oficer najpierw ukrył twarz w dłoniach, a potem zaczął miarowo uderzać głową o blat biurka. Po drugiej stronie drzwi major i sekretarka generała ze współczuciem na twarzach wsłuchiwali się w głuche uderzenia. Te po chwili ustały, ale tylko na moment. Rytmiczne walenie wróciło, choć zmienił się dźwięk. Widząc pytający wzrok dziewczyny, Le Blanc szybko wyjaśnił.

– Hełm założył.

 

Dzień dwunasty

 

Generał Wang skończył wyjaśniać szczegóły nowej operacji i teraz w skupieniu spojrzał na swoich sztabowców.

– I co panowie sądzą?

Zgromadzeni w sali mężczyźni jak jeden zwrócili się ku  oficerowi wywiadu. Ten nie mogąc dłużej udawać, że nie dosłyszał, odezwał się w końcu.

– No tak … To ciekawy pomysł. Naprawdę! Tylko ta cześć z podkopem… Jak rozumiem krytyczna faza operacji i jak by to powiedzieć. – przełknął ślinę. – Mam meldunki, że Deep Space kupowało ostatnio takie nowe czujniki i …

– Dziękuję. Proszę nie kończyć. Jesteście wolni. – Kamienna twarz dowodzącego nie zdradzała żadnych emocji. Całkowity spokój. Tylko taki z gatunku dość niepokojących. Dlatego mężczyźni, oddawszy honory wojskowe dowódcy, pośpiesznie opuścili pomieszczenie. Kiedy ostatni z nich wychodził z baraku, huknął strzał i jedno z okien rozprysło się na kawałeczki. Chwilę później wyleciało przez nie pierwsze krzesło.

Kilka zaskoczonych spojrzeń wbiło się w O'Brian'a. Ten wzruszył ramionami i wyjaśnił.

– Oj, Wang od zawsze był praktyczny do bólu. No wiecie, jak masz ochotę wyrzucać plastikowe krzesełka przez wzmocnioną szybę…

 

Dzień czternasty

 

Zmęczony McGrath siedział w gabinecie i tępym wzrokiem wpatrywał się w blat biurka. Za osiemnaście godzin kończył się wyznaczy termin. Komputer zasygnalizował przychodzące połączenie.

– Generale, mamy łączność z Feniksem. Generał Wang prosi o rozmowę.

– Łączcie. – Oficer wywołał konsolę łączności i po chwili spoglądał w oblicze swojego przeciwnika. To była równie zmęczona twarz.

– Cześć Olivier.

– Witaj James, wyglądasz paskudnie, wiesz?

– Dzięki, ty też. Czego chcesz?

– Czas nam się kończy.

– Zdaję sobie z tego sprawę.

– Nie muszę ci mówić, co będzie jeśli w sprawę wtrąci się Departament Kolonialny.

– Nie musisz. Nasi pracodawcy stracą kupę kasy, nasi ludzie stracą i wszyscy będą wkurwieni. Głównie na nas.

– Fakt, ale my stracimy coś więcej. Słuchaj James, w grę wchodzi nasza reputacja. Musimy to rozstrzygnąć. Po prostu musimy.

– Coś proponujesz?

– Tak.

*

 

Kilka godzin później obie delegacje spotkały się w specjalnie na tę okazję postawionym namiocie. Ludzie utworzyli krąg, który wyznaczał pustą przestrzeń pośrodku. Generałowie James McGrath i Olivier Wang stanęli naprzeciw siebie. Nastąpiła wymiana honorów wojskowych, po czym obaj mężczyźni, oddali broń osobistą adiutantom, zdjęli czapki, podwinęli rękawy i unieśli pięści.

A potem było jak za starych, dobrych czasów.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Obiecywałeś, że będzie humorystycznie, a tu nie rozbawiło. Raczej mi się smutno zrobiło, że załoga odkryła planetę, a trepy się o nią biją.

OK, walka zawiera elementy komiczne, ale to ciągle walka. Nudne, siłowe rozwiązania.

Przecinkologia Ci kuleje.

– To może S401?

W beletrystyce liczby raczej pisze się słownie, zwłaszcza w dialogach.

Babska logika rządzi!

Zakończenie fajne i tylko szkoda, że nim do niego dotarłam, czytałam o sprawach, które są dla mnie mało zrozumiałe, a przez to i mało ciekawe. Na szczęście miejscami było zabawnie. ;)

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia, zwłaszcza nie najlepsza interpunkcja skutecznie utrudnia lekturę. :(

 

jakby jeden super kon­ty­nent roz­padł się… –> …jakby jeden superkon­ty­nent roz­padł się

 

Atak zna­czył by otwar­ty kon­flikt… –> Atak zna­czyłby otwar­ty kon­flikt

 

Kor­po­ra­cja "Fe­niks" zaj­mo­wa­ła się tym samym, co jego pra­co­daw­ca i był rów­nie dużą i za­sob­ną firmą… –> …i była rów­nie dużą i za­sob­ną firmą

 

– Ale się boją się o te swoje złoża. –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

– No w mordę … –> Zbędna spacja przed wielokropkiem. Ten błąd pojawia się wielokrotnie.

 

De­san­to­wiec Ga­lva­ni, pro­jekt 996, stocz­nia or­bi­tal­na Mars 11… –> De­san­to­wiec Ga­lva­ni, pro­jekt dziewięćset dziewięćdziesiąt sześć, stocz­nia or­bi­tal­na Mars jedenaście

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach. Ten błąd pojawia się jeszcze w dalszej części opowiadania.

 

– Tak jest, Sir! –> – Tak jest, sir!

Ten błąd pojawia się jeszcze kilkakrotnie w dalszej części opowiadania.

 

Ich ASOP–y za­dzia­ła­ły iden­tycz­nie. –> Ich ASOP-y za­dzia­ła­ły iden­tycz­nie.

 

zgro­ma­dze­ni w cen­trum do­wo­dze­nia,za wy­jąt­kiem… –> Brak spacji po przecinku.

 

Ge­ne­rał ze­rwał się i rzu­cił się do okna. –> Czy oba zaimki są konieczne?

 

Kil­ka­na­ście se­kund póź­niej na za­mel­do­wał się za­spa­ny major Le Blanc. –> Coś się zaplątało.

 

– Sir! Ar­ty­le­ria sa­mo­bież­na Wang’a ostrze­li­wu­je nasz obóz. –> Napisałabym: – Sir! Ar­ty­le­ria sa­mo­bież­na Wanga ostrze­li­wu­je nasz obóz.

 

– Mogli uprze­dzić. – ode­zwał się inny. –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

– Prze­ana­li­zo­wa­łem naszą po­przed­nią akcje. –> Literówka.

 

Walić w wszel­kie an­te­ny i emi­te­ry… –> Walić we wszel­kie an­te­ny i emi­te­ry

 

Z nad po­bli­skie­go wzgó­rza wy­sko­czy­ły trzy ma­szy­ny wroga… –> Znad po­bli­skie­go wzgó­rza

 

Za to roz­le­gła się mu­zy­ka ze wszyst­kich gło­śni­kach w bazie . –> Zbędna spacja przed kropką.

 

Sek­cja in­for­ma­tycz­na zgła­sza udany atak hac­ker­ski. –> …atak ha­ker­ski.

 

Le Blanc i kilku ofi­ce­rów sie­dzia­ło w sali od­praw. –> Le Blanc i kilku ofi­ce­rów sie­dzieli w sali od­praw.

 

– Mam nowy plan! Tym razem się uda. – męż­czyź­ni spoj­rze­li po sobie… –> – Mam nowy plan! Tym razem się uda. – Męż­czyź­ni spoj­rze­li po sobie

 

Po dru­giej stro­nie drzwi major i se­kre­tar­ka ge­ne­ra­ła ze współ­czu­ciem na twa­rzy wsłu­chi­wa­li się w głu­che ude­rze­nia. – Współczucie dwóch osób malowało się na jednej twarzy?

 

de­le­ga­cje spo­tka­ły się w spe­cjal­nie na oka­zję…–> …de­le­ga­cje spo­tka­ły się w spe­cjal­nie na oka­zję

 

Lu­dzie utwo­rzy­li krąg, który wy­zna­czał pustą prze­strzeń po środ­ku. –> A co się stało ze środkiem, że została po nim tylko pusta przestrzeń?

Winno być: Lu­dzie utwo­rzy­li krąg, który wy­zna­czał pustą prze­strzeń pośrod­ku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

– To może S401?

W beletrystyce liczby raczej pisze się słownie, zwłaszcza w dialogach.

E, chyba w takich przypadkach to jednak nie. Naprawdę pisałabyś, że ktoś leciał boeingiem siedemset sześćdziesiąt siedem zamiast 767? Moim zdaniem zapis tego rodzaju kodów liczbowo poza wszystkim jest czytelniejszy, a w końcu nie zawsze naśladujemy idealnie stronę dźwiękową wypowiedzi.

 

A co do opowiadania – najlepsze jest zakończenie. A poza tym: jak lubię militaria, tak wolę je w okolicznościach historycznych, gdzie mogę sobie to na jakąś rzeczywistość przekładać, a jak science fiction, to poproszę bardziej technobełkotowe, żebym mogła sobie realia odpuścić ;)

 

Przecinki kuleją, ale czyta się umiarkowanie dobrze.

http://altronapoleone.home.blog

OK, to nie jest niełamalna zasada. Ale ja bym to zapisała tak, jak wypowiadam: S czterysta jeden. A że faktycznie głupio wygląda, to unikałabym tego w dialogach, tylko zastąpiła jakimś opisem.

Babska logika rządzi!

Zgodzę się z drakaina co do zapisu S401. Lepiej zostawić tak to zostawić. Zapis słowny zaburzył by rytm tekstu i wyglądał niezręcznie. Zwłaszcza s-f gdzie jesteśmy przyzwyczajeni do zapisu numerycznego i kodowego.

 

Tekst może nie był komediowy ale dwa razu uśmiechnąłem się, nadto nie w sensie emotikalnym ale realnym.

 

Sama walka jest nudna. Skodyfikowana walka jest nudna bo pozbawiona emocji typowych dla walki: strach, napięcie, a że zajmuje sporą część tekstu to traci na tym cały tekst.

Zakończenie było oczywiste od początku, dlatego brakuje elementu zaskoczenia.

Mimo tego tekst jest dobry, przeczytałem całość, (ledwie kilka linijek przeskoczyłem. Gratuluje.

Widzę, że kolega skromny i uczciwy, dlatego już z góry nagradzam Yodą.

 Posiadała rozmiary

O, mamusiu. Znów "posiadała" – dlaczego wszyscy tak piszą? Ja połączyłabym pierwsze dwa zdania, o tak: Planeta była nieduża, rozmiarami bliska Ziemi.

 Kolejnymi podobieństwami była

To niezgrabne. Może: Przypominała ją również (czym)?

 Jako niedawno odkryty obiekt, do rejestru wpisano ją

Atmosferę? Poza tym – składnia: Jako niedawno odkryty obiekt, wpisano ją do rejestru.

 odkrywcy planety, załoga statku badawczego James Cook, ochrzciła

Ponieważ podmiotem zdania są "odkrywcy", orzeczenie musi być dostosowane do odkrywców – więc "ochrzcili".

 Zielone Oczko posiadało

Zielone Oczko miała – bo to nazwa (w domyśle "planeta Zielone Oczko").

 mniej więcej w rozmiarach

Mniej więcej rozmiarów.

 Niektóre dochodziły do rozmiarów małych krajów.

Powtórzenie (rozmiary) – i "mały kraj" niewiele mi mówi, jeśli o wielkość chodzi. Na Ziemi są spore państwa wyspiarskie.

 super kontynent

Łącznie.

 roku i szczerze powiedziawszy jak najszybciej

Wtrącenie: roku i, szczerze powiedziawszy, jak najszybciej. Od roku? Szybkie statki mają.

 odleciała wysławszy

Odleciała, wysławszy.

 Ponieważ ów standardowy, a więc nie szyfrowany komunikat, zawierał pewne interesujące dane

Ponieważ ów standardowy, a więc niezaszyfrowany komunikat zawierał pewne interesujące dane.

 obiektu w chwili obecnej nad planetą orbitował krążownik Octavia i desantowiec Inchon

Obiektu, w chwili – bo to zdanie złożone. "W chwili obecnej" jest bardzo pretensjonalne. Orbitowały dwa statki, więc liczba mnoga w orzeczeniu.

 okręty wraz z załogami, które składały się głównie z byłych wojskowych

Okręty zasadniczo są wojskowe. Nie napisałeś, ze to demobil.

 zabezpieczyć prawa wydobywcze

Prawniczy język – ma być?

 Frankiem Betolla

Betollą – nazwiska na "a" odmieniamy.

 dowodzenie operacją należało do dowódcy krążownika

To chyba niezamierzony komizm.

 dwa wyraźne kontakty.

Tu się potknęłam.

 Interweniujecie?

Eufemizm?

 nie możemy powołać się już na zasadę

Składnia: nie możemy już się powołać na zasadę.

 Atak znaczył by otwarty konflikt

Atak oznaczałby otwarty konflikt.

 napis na wyświetlaczu zakomunikował

Czy napis coś komunikuje?

 Płacili to

Płacili, to.

 Mówiąc krótko jedni

Mówiąc krótko, jedni.

 ostrożnie żeby

Ostrożnie, żeby.

 Mam pan zielone światło generale

Ma pan zielone światło, generale. I nie mogłeś pokazać tej dyskusji? Byłaby ciekawa, na pewno.

 No tak.

No, tak.

 Bruzdy na czole McGrath'a pogłębiły się jeszcze wyraźniej.

Niż dotąd?

 Po pierwsze walczycie

Po pierwsze, walczycie.

 Po drugie tylko

Po drugie, tylko.

 No w mordę

No, w mordę. Czy generał tak się wyraża?

 Mars 11 czyli

Mars 11, czyli.

 No to

No, to.

 McGrath wyprostował się i zwrócił do swojego zastępcy.

Moja polonistka głowę by Ci za to urwała :) Rozdziel.

 stanowisku właśnie

Stanowisku, właśnie.

 pochylał się (…) i zastanawiał się

Nie powtarzaj "się" jeśli możesz tego uniknąć.

 Impulsywny charakter Jamesa nie bardzo pasował do pełnego rezerwy

Hę?

 emerytury czyli

Emerytury, czyli.

 firm oferujących usługi byłych wojskowych

Delikatne określenie na kondotierów.

 działalności kolegi, do niego

Zbędny przecinek.

 Ciekawe jak bardzo

Ciekawe, jak bardzo.

 No właśnie

No, właśnie.

 ustawianych bitew

Ustawianych? Tak się mówi? (Nie wiem, więc pytam.)

 dobry w gry logicznie.

Dobry w grach logicznych.

 ale nie lubił podejmowania szybkich decyzji, potrafił się pogubić.

Skróć i skondensuj. Następne zdanie rozdzieliłabym na dwa (tam, gdzie przecinek).

generale obóz

Generale, obóz.

 Jak się uda nie będą

Jak się uda, nie będą. Kto nie będzie musiał kończyć, i czego? (Wiem, tamte oddziały bitwy – ale to nie jest dobry styl.)

 Tak jest, Sir!

Sir małą literą.

panowała spora aktywność

Telewizyjne.

 Powinienem przewidzieć,

W zasadzie: "powinienem był", chociaż czas zaprzeszły jest w zaniku. Więc może zostać, jeśli Tobie to odpowiada.

 No przecież

No, przecież.

 McGrath, wraz z majorem, obserwowali

Zbędne przecinki – to nie wtrącenie, bo orzeczenie odnosi się do generała i do majora.

 dobry wgląd w pozycje

Wgląd to intuicja. Jeśli to nie żargon (nie wiem), to powinno być raczej: dobry widok na pozycje nieprzyjaciela. A lepiej: mogli obserwować pozycje nieprzyjaciela.

 McGrath dał komendę

Wydał komendę.

 formacjach pewnie

Formacjach, pewnie.

 DS.E.C. kosztem innych systemów uzbrojenia, zapakował

Wtrącenie: DS.E.C., kosztem innych systemów uzbrojenia, zapakował. I nie wiem, czy "zapakował" to dobre słowo.

 rozproszyły się by

Rozproszyły się, by

 optymalny wektor ataku

Co to jest wektor?

 Moment generale

Moment, generale. Bardzo to poufałe, jak na adiutanta.

 nie dokończył widząc

Nie dokończył, widząc. No, nie wiem.

 Właściwie to

Właściwie, to.

 Jak by odpalić je

Jakby je odpalić.

 radarowego to ich nie

Radarowego, to.

 "Techniczni" z kolei, pochłonięci

Dlaczego "z kolei"? To nie jest potrzebne. W ostateczności możesz dać "natomiast", jeśli bardzo chcesz.

 kompletnie pogubił się

Składnia i anglicyzm: zupełnie się pogubił.

 twardo udawał

Czy można udawać "twardo"? Czy nie lepiej np. uparcie?

 Generał lekko odpłynął.

Kolokwialne jak sto pięćdziesiąt. Generał odpłynął myślami; albo Generał pogrążył się w myślach.

 No i broń

No, i broń.

 wycelowałeś to

Wycelowałeś, to.

 Popsuć takie coś to się mogło, co najwyżej na głowie przeciwnika.

Popsuć takie coś, to się mogło co najwyżej na głowie przeciwnika.

 Tymi byśmy mogli w obóz Wanga nieźle przyłożyć.

Trochę kolokwialne.

 Nie wzięliśmy ich. Miejsca zabrakło po załadunku dronów.

Napoleon spytał kiedyś swojego generała, czemu nie ostrzelał wroga. Na to generał – Z kilku powodów. Po pierwsze, nie miałem armat. Tu cesarz przerwał i podziękował.

 Zmęczony oficer

Oficer to ogólna kategoria – nie widać od razu, że chodzi o generała.

 gwałtowny huk zakłócił ciszę nocną

Really.

 zerwał się i rzucił się

Powtórzone "się".

No tak

No, tak.

 odezwał się przerywając kłopotliwą ciszę

Odezwał się, przerywając. Komu sprawiała kłopot ta cisza? I czemu właściwie musisz zaznaczyć, że ją przerwał, skoro to jasne z kontekstu?

 westchnął po czym

Westchnął, po czym.

 wiedzieli jak bardzo ich dowódca nie lubił

Wiedzieli, jak bardzo ich dowódca nie lubi. W polszczyźnie nie ma następstwa czasów.

 Będzie się zżymał

Wysoki ton, jak na wojsko (choć to oficerowie – ale zawsze).

 Tężejące uśmiechy

Co to znaczy stężeć?

 trzy prawdy główne

No, bez przesady – chyba, że to przesada komiczna?

 ale już ich zamykania to nie

Zbyt kolokwialne: ale ich zamykania już nie.

 wczoraj jak

Wczoraj, jak.

 wykorzystać bo są w stanie

Wykorzystać, bo przeciwnik może.

 No to

No, to.

 na najbliższym dystansie

Na krótki dystans.

 Panowie tym razem …

Panowie, tym razem.

 zerwali się na nogi, gorączkowo rozglądając się

Powtórzone "się".

 Z nad

Łącznie.

 przyglądać się jak

Przyglądać się, jak.

 Za to rozległa się muzyka ze wszystkich głośnikach w bazie .

Składnia: Za to ze wszystkich głośników w bazie popłynęła muzyka. ("Marsz Walkirii", co?)

 atak hackerski

Można to już spolszczyć: hakerski. I oni robią coś takiego bez wiedzy dowódcy? To ma być wojsko…

 Cały trik działa tylko na bliskie odległości.

Trik działa tylko z małej odległości.

 wyświetlane znaczniki

Znaczniki? Jak ten ekran wygląda?

 transporter opancerzony ze złością przykopał mu

Transporter był ze złością, hmm? I "przykopał" to straszny kolokwializm, a "mu" na końcu jest mało naturalne.

 ponurym wzrokiem spoglądał

A może po prostu "ponuro"?

 czwartym, należącym do maszyny rozpoznawczej

Monitor należący do maszyny rozpoznawczej jest tam, gdzie ta maszyna. Ten wyświetlał obraz z maszyny rozpoznawczej.

 No, tak to jest jak

No, tak to jest, jak.

 ostrzegali żeby

Ostrzegali, żeby.

 Hełm założył.

Za mocno się starasz. Jak dotąd ani razu się nie uśmiechnęłam, i hełm też nie pomógł.

 oddawszy honory wojskowe dowódcy

Składnia: oddawszy dowódcy honory.

 co będzie jeśli

Co będzie, jeśli.

 

Nudnawa dramatyzacja dylematu więźnia, mało śmieszna, raczej gorzka, jeśli w ogóle emocjonalna. Język w miarę poprawny, choć interpunkcja trochę szwankuje. Odmiana nazwisk obcych na spółgłoskę (Wang) nie wymaga apostrofu (stawiamy go tylko, jeśli na końcu jest samogłoska, np. Locke'a, ale – Berkeleya). Próbuj dalej.

To może S401?

Ugh, przemknęło mi się przez palce – ale słuchaj Finkli, ona ma rację.

 OK, to nie jest niełamalna zasada.

Nie ma niełamalnych (hę?) zasad. Dodam jeszcze, że te nazwy modeli niewiele mówią – jasne, czasem wystarczy "Przyleciał prom imperialny typu lambda", ale zwykle wolałabym wiedzieć, jak mniej więcej to to wygląda.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale musiałeś ze sobą walczyć, żeby na początku nie użyć słowa "archipelag". Pasuje do opisu, a w zamian dostałem rozwleczony fragment o dziesiątkach wysepek.

 

ciągle najlepiej sprawdzała się jednak zasada „kto pierwszy ten lepszy”. – bardziej: kto ma większą demokrację, tfu, okręty wojenne. ;)

 

– Ale się boją się o te swoje złoża.

Tak się pisało się w Lodzie Dukaja. Tutaj pewnie niechcący.

– Mam nowy plan! Tym razem się uda. – mężczyźni spojrzeli po sobie.

Tutaj z dużej litery – patrzenie po sobie nie jest czynnością gębową, a tylko te są w didaskaliach z małej.

 

Zdarzają się uciekające przecinki (nie łamią zdań na pół, kiedy w jednym fragmencie pojawiają się dwa czasowniki), albo wciśnięte na siłę:

Aktywne systemy ochrony pojazdu, w naszych maszynach przechwyciły większość pocisków.

Jedno orzeczenie, żadnych wtrąceń – po co przecinek?

 

Zdarzają się różne formy Octavii (przez "w" również), literówki i zgubione kropki. Nie wspominając o błędach wymienionych wcześniej.

Spróbuj czasem zmienić rozmiar tekstu i czcionkę, i przeczytaj jeszcze raz – powinieneś zobaczyć więcej takich baboli. 

 

Opowiadanie to zabawa w wojnę dwóch chłopców. Pif-paf, pif-paf, zza poduszek (ewentualnie drzew). Przyjemny tekst, ze dwa razy się uśmiechnąłem i tak pewnie podsumuję całość – lekkie to i nawet przystępne. Ale jedna z wielu wariacji na temat walki o swoje prawa. Zapachniało trochę westernami, kiedy dwaj kowboje stawali naprzeciw siebie (i przy ustalonych zasadach) strzelali. Tam powodem była zemsta, kobieta, czasem ziemia. Tutaj są bogactwa mineralne nowej kolonii. Zakończenie do przewidzenia, ale jak najbardziej na miejscu i ciężko byłoby o lepsze (znaczy: podobało się).

 Zielone Oczko posiadało

Zielone Oczko miała – bo to nazwa (w domyśle "planeta Zielone Oczko").

Hmmm. Zostawiłabym rodzaj nijaki. W końcu Ziemia krążyła, ale Mars – chociaż też domyślnie planeta – krążył.

Babska logika rządzi!

Tak się pisało się w Lodzie Dukaja

Tak się mówi się w Kabarecie Hrabi :P

W końcu Ziemia krążyła, ale Mars – chociaż też domyślnie planeta – krążył.

Niby tak, choć Mars jest już na tyle ugruntowany (he, he), że tej planety mu się nie przystawia. Ale taka jest konwencja, i przyznaję, że usiłowałam ją jakoś sensownie wytłumaczyć, a pewności nie mam. Ekspert?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Oezu, polskie kabarety, miej Ty Boga w sercu. ;)

@ Regulatorzy

Oj nazbierało się u mnie tych błędów. Nie ma co ukrywać z przecinkami to jest u mnie problem. Tym bardziej dziękuję za wychwycenie i uświadomienie mi moich niedoskonałości. Będę nad tym pracował. Obiecuję!

@ Finkla, Drakaina, Dalekopatrzący

Też się długo zastanawiałem nad formą zapisu. Doszedłem do wniosku, że forma cyfrowa będzie jednak lepiej pasować. Dzięki za komentarze. Miło mi, że chociaż troszkę się podobało.

@Tarnina

Za Yodę dziękuję serdecznie. Za celne uwagi również.

@Stn

Z tym archipelagiem to mnie masz. Zabawne jak często człowiekowi akurat nie przychodzi na myśl to jedno pasujące słowo. Dzięki za spostrzeżenia.

 

Ano, Straferze, nie ma co ukrywać, nazbierało się. Jednak Twoja obietnica napawa nadzieją, że kolejne opowiadania będą napisane znacznie lepiej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak na tekst humorystyczny, to z mało tu humoru. Może i zauważam w których momentach chciałeś, żeby było śmiesznie (jak np. założenie hełmu), ale moim zdaniem niezbyt to działa, tak jakby na siłę. Wydaje mi się, że lepiej by było pójść mocniej w absurd. W każdym razie, chociaż tekst mnie nie rozbawił, to nie oceniam go źle. Całkiem przyjemna lektura. Cała technologiczna warstwa konfliktu mocno pobieżnie opisana i nie wiadomo o co chodzi w nawale nazw, ale domyślam się, że o to chodzi. Faktycznie też ustawiona, sformalizowana walka mocno odziera wszystko z emocji, ale za to całkiem fajnie widać narastającą frustrację.

Na minus jak dla mnie cały wstęp z opisem planety, który jest dość szczegółowy, a zupełnie nic z niego nie wynika dla dalszej akcji, więc jest zbędny, przynajmniej w tym stanie. Zamiast tego mogłeś np. jednym czy dwoma zdaniami opisać pobieżnie planetę, która będzie wyglądała na pustynię z bogatymi złożami. Wszystko super, ale jak mają do walki ruszać to się okazuje, że gdzieś tam skany odkryły kilka mikroorganizmów w glebie, przez co status planety zmienia się na rezerwat biosfery i zupełnie inne warunki i tak dalej, frustracja leci jeszcze bardziej :) Nie, żebym chciał udawać, że lepiej od ciebie wiem jak ma wyglądać twoje opowiadanie, to taka tylko szybka wizualizacja tego o co mi chodziło.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

@Arnubis

No cóż, chciałem stworzyć jakieś konkretniejsze tło dla wydarzeń opisywanych w tekście. Muszę jednak przyznać ci rację. Faktycznie mogłem to trochę inaczej zorganizować. Dzięki za komentarz.

Stn dobrze nazwał przedstawiony obraz – zabawa w wojnę. Jest trochę żartów czysto wojskowych

(”Dajcie mi GRU-1342.” “Nie mamy, jest tylko GRB-23124.” “Niech szlag chwyci tych idiotów z GBUM-u.”), ale poza tym to raczej mało tutaj humoru. Ot, strzelają się, jest spokojnie i sielsko, choć gdzieś w środku czuję, że powinno być strasznie.

Także przyłączam się do chóru czytelników, którym nie podoba się wstęp. Dla mnie wyszedł zbyt sztywny i szczegółowy – jakbym czytał prosty opis. Gdyby go tak skrócić, ubogacić jakimś porównaniem (to “Zielone Oczko” nawet fajne, ale mało wyeksponowane), to byłoby klawo ;)

Podsumowując: jest tu jakaś idea, ale koncert fajerwerków wymagałby jeszcze doszlifowania.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

@NoWhereMan

No fakt, jak na tekst, który w założeniu miał humorystyczny, przesadziłem z poważnymi opisami. Mogłem bardziej pójść w absurd. Człowiek uczy się na błędach (mam nadzieję).

Plus za zakończenie. Może i nie zaskoczyło specjalnie, ale jest na swoim miejscu, jest przy tym dobrze ubrane w słowa, prawidłowo skomponowane i wywołuje uśmiech satysfakcji.

Samo opowiadanie (humoreska?) kuleje troszkę na kilku płaszczyznach, głównie technicznych. Wspomnieli o tych większych potknięciach poprzednicy. Ja mam jeszcze inną uwagę – tekst jest zdecydowanie przeciągnięty (i nie tylko przydługi i zupełnie zbędny wstęp należałoby wywalić). Podczas lektury domyśliłem się, że tekst jest w sumie rozwiniętym żartem, ale w trakcie czytania ten żart był zbyt mało zabawny, żeby go czytać i czytać przez całe 21 tys. znaków. Humor znacznie lepszego gatunku objawił się dopiero w puencie i za nią przybijam zadowolonego żółwika. Jednym słowem, skondensowanie formy i treści na pewno by nie zaszkodziło, ale znacznie ulepszyło opowiadanie.

Ale ogólnie lektura była nawet przyjemna. Przymykając oko na interpunkcje i zgrzyty stylistyczne, można zauważyć, że autor ma na pewno dryg do pisania i czuje się w wybranej konwencji swobodnie.

A mówimy o konwencji lekkiej, niezobowiązującej, pogodnej (mimo tematyki) fantastyki nieco w stylu retro. Uproszczonej na poziomie fabuły i języka, rozrywkowej i opartej na humorystycznej puencie. Takie opowiadania (odpowiednio dopieszczone), również mają swoje miejsce w bibliotece.

Po przeczytaniu spalić monitor.

@mr.maras

Zdecydowanie nad wieloma rzeczami będę musiał jeszcze popracować. Dzięki za komentarz i uwagi.

Pamiętaj o przecinkach przy wołaczach: 

– Ok. Mam pan zielone światło[+,] generale.

W ogóle zwróć uwagę na przecinki:

Tu też ich drogi się rozeszły, choć pewne informacje o działalności kolegi[-,] do niego docierały.

Wang przechadzając się po sali dowodzenia spojrzał na podwładnych i tylko westchnął[+,] po czym opuścił pomieszczenie.

No właśnie …

A ta spacja przed wielokropkiem po co?

Pokrywają dodatkowe 30km.

I cyfry w tekście raczej słownie.

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka