- Opowiadanie: Lonan - moja opowieść wigilijna

moja opowieść wigilijna

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

moja opowieść wigilijna

Historia ta działa się wiele lat temu, w grudniu, w czasach kiedy to śnieg na ziemi o tej porze był na porządku dziennym. Zbliżały się święta Wielkiej Nocy. Dla jednych był to czas świętowania, a dla innych był to kolejny dzień z rzędu. Jedyne co obydwie te grupy ze sobą łączyło to to że każdemu z tych ludzi ciągle brakowało czasu i ciągle gdzieś się śpieszyli. Każdy człowiek miał za mało czasu na sen, za mało czasu na odpoczynek, za mało czasu na życie. Każdy… prawie każdy. 

Lonan był największą szychą w mieście. Najbogatszy i wydawało by się że i najszczęśliwszy z tego powodu. Jednak prawda była inna, ale o tym potem. Dawał on pracę około połowie mieszkańcom którzy byli w pobliżu i byli zdatni do pracy. Mimo swojego majątku, nie płacił swoim pracownikom dobrze. Płacił im tyle ile potrzebowali na opłaty i w miarę jako takie życie z lekką górką, a sam pławił się w luksusach odpływając nie raz w narkotycznym transie w zaciszu swojego domu.

Wiedział że w ciągu kilku następnych dni przyjdą do niego ludzie prosząc o świąteczne dodatki do wypłaty tłumacząc to świętami i dużymi wydatkami z tym się wiążących. Zawsze im odpowiadał że zbędne jest wydawanie tylu pieniędzy na święta bo jest to ani opłacalne ani przydatne a same te święta to jest tylko symbolika wiary katolickiej i nic więcej innego, oraz że właśnie na takich ludziach jak oni żerują te wszystkie sklepy. Nigdy oni jednak tego nie rozumieli i wychodzili przeklinając jego osobę. Jednak nie wiedzieli oni jaką osobą on był wewnętrznie. Czasem gryzło go to że jego pracownicy żyją na tak niskim poziomie, lecz po pewnym czasie te myśli mu zostały zatarte przez wizje swojego wymarzonego świata tworzone w jego głowie pod wpływem narkotyków.

Był 20 grudnia, kiedy do jego drzwi znowu zapukali ludzie, chcąc podwyżki pensji na święta. Po raz kolejny odprawił ich z kwitkiem. Jednak było coś co nie zgadzało się z poprzednimi latami. A dokładniej mówiąc w tej grupce kilku osób znajdował się jego nowy pracownik, który wychodząc z jego gabinetu przystanął na chwilę, spojrzał na niego i wymruczał kilka słów w nieznanym mu języku. Zdziwiło to go, gdyż nowy nie wykazywał jakoś szczególnie swojej inności. Fakt, jedyne co go wyróżniało to niezwykle blada skóra, ciemne, jak nie czarne oczy głęboko osadzone w oczodołach, które swoim spojrzeniem zdawały się świdrować każdą żywą istotę na którą ów wzrok padł. Posiadał też średniej długości czarne włosy. Nie były one ani utrzymane w nieładzie ani jakoś specjalnie pielęgnowane, ot zwykła fryzura młodego mężczyzny. Lonan starał sobie przypomnieć coś o nim. Tak, jego data urodzin to 06.06.1996 r, nawet jakoś tu w okolicy. Tylko zastanawiało go jego nazwisko. Hemot a dokładniej Bartłomiej Hemot. Nie kojarzył takiego człowieka w tym miejscu. No ale cóż, nie będzie się teraz nad tym zastanawiał. Ma jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Dziś przyszła do niego dostawa nowego towaru, którego chciał jeszcze dziś spróbować. Podobno to jest mocniejsze od poprzedniego i jego dostawca polecał właśnie ten specjał dla niego. Ale oparł się tej pokusie na tą chwilę. Postanowił się przespać trochę i w nocy dopiero się zrelaksować.

Śniło mu się że spacerował okoliczną drogą. Jednak coś było nie tak. Czuł się obserwowany z różnych stron w zależności od tego gdzie się znajdował. Kiedy spojrzał w miejsce z którego czuł obcy wzrok, nie zobaczył nikogo. Jednak mógł przysiąść że przez jedną chwilę zauważył na tle księżyca w pełni postać stojącą na dachu opuszczonego budynku. Osoba ta odziana była w długi czarny płaszcz poruszający się na wietrze. Miała również czarne włosy, jednak przez ich długość jak i odległość, Lonan nie był w stanie dostrzec jego twarzy. Szedł po tym niepewnie, wciąż oglądając się za siebie. Przeszedł kilka kroków po czym poczuł na ramieniu dotyk zimnej dłoni i usłyszał cichy, mrożący krew w żyłach głos tuż przy swoim uchu.

– Dość spania!

Po czym został siłą odwrócony do tyłu. Jedyne co zobaczył to błysk czerwonych oczu, osadzonych w dużej czarnej czaszce. W tym momencie obudził się z krzykiem. Był przerażony. Spocił się, serce przyśpieszyło mu pompowanie krwi w organizmie. Poczuł ból w ramieniu. Rozpiął koszulę i spojrzał na bolące miejsce. Zobaczył tam wypalony ślad dłoni z długimi palcami, zakończonymi krwawymi śladami wbitych szponów. Odkręcił szybko stojącą na stoliku butelkę z wodą i przemył sobie ranę. Nie krwawiła ona, jednak było widać że jest świeża, ponieważ miała namacalne dziury, po szponach. Mógł w nie włożyć palce. Nie sprawiało mu to bólu. Już dawno nie czuł bólu, przyzwyczaił się do niego.

Zrzucił z siebie ubranie i poszedł pod prysznic. Ciało miał wychudzone i pokryte bliznami. Stał, opierając się o ścianę, pod strumieniem wody, który spływał po jego ciele. Mimo tego że woda była ciepła, odczuwał zimno. Naszykował sobie wcześniej na palniku heroinę. Robił to już odruchowo. Wciągnął strzykawką ukochany płyn, zamontował igłę na właściwym miejscu. Lekko nacisnął wypuszczając ze środka powietrze. Usiadł na podłodze w kabinie prysznica. Zacisnął dłoń w pięść by napiąć żyły. Kiedy już ujrzał swój cel, dźgnął ją i wstrzyknął zawartość strzykawki. Po nie długim czasie obraz zaczął mu się lekko rozmazywać ale to wszystko. To było już dla niego za słabe. Sięgnął do szuflady po kolejny zestaw dopieszczaczy. To jest ten jego nowy nabytek. Żeby zadziałał, musiał połknąć naraz dziesięć tabletek popijając alkoholem a następnie wstrzyknąć sobie krwisto czerwony płyn. Postąpił zgodnie z instrukcją, jednak na spróbowanie wziął tylko jedną tabletkę z zestawu a strzykawki nie tknął. Resztę zostawił na inną okazję. Okazję, której wyczekiwał od lat.

Zaczął odpływać. Resztkami sił chwycił za strzykawkę po heroinie i rozbił jej szklaną część o brzeg podłogi prysznicowej,po czym wziął większy odłamek szkła i zaczął ciąć się po ostatnim, wolnym od blizn kawałku ciała,a dokładnie po prawym udzie. Przez chwilę nic się nie działo, potem jednak z rany powoli, potem coraz szybciej zaczęła wypływać krew. On jednak nie dawał za wygraną. Ciął się raz za razem coraz głębiej, mocniej i szybciej. Po dziesięciu cięciach opadł z sił odpływając w narkotycznym transie.

Powrócił po raz kolejny do swojego dzieciństwa. Do tego okresu czasu, którego nienawidził. Widział siebie siedzącego przy stole w pokoju. Po drugiej stronie siedziała mama. Wszyscy zdawali się być spokojni, jednak dało się wyczuć napięcie zgromadzone w tym pomieszczeniu. Dało się wyczuć że coś się zbliża. I tak było. Nie minęło wiele czasu jak coś walnęło w drzwi, otwierając je z hukiem. To ojciec. Znów wrócił pijany. Zatrzasnął za sobą, chwiejąc się przeszedł przez pokój do łóżka, lecz nie doszedł do niego. Powalił się na podłogę krzycząc że umiera i żebyśmy dzwonili po pogotowie. Już dawno tego nie robimy bo lekarze znają już sytuacje i odmawiają przyjazdu. Teraz młody Lonan musiał czekać aż jego ojciec zaśnie na podłodze znowu i dopiero wtedy będzie mógł pójść do siebie do łóżka, przechodząc między rozrzuconymi bezwładnie kończynami ojca.

Nie trwało to długo kiedy on zasnął. Lonan wstał od stołu po cichu i starając się jak najciszej przejść obok ciała na podłodze. Coś jednak poszło nie tak i ojciec się przebudził. Złapał go za nogę i zaczął na niego krzyczeć.

– Zabije cię mały gnoju! Nie będziesz mnie budzić, spadaj stąd ale już!

Mały uciekł do siebie chowając się pod łóżko, zastawiając wejście różnymi kartonami. Miał wtedy niewiele lat, nie chodził jeszcze do szkoły i to była jego pierwsza noc kiedy zaczął się ciąć znalezionym na ulicy kawałkiem szkła. Tej nocy też się przełamał i zrobił coś o czym marzył od dawna. Poczekał aż w domu będzie cicho. Wyszedł ze swej kryjówki i skierował się do kuchni. Odnalazł tam duży nóż. Podszedł do leżącego i mocno śpiącego ojca. Stał nad nim chwilę po czym wbił mu nóż w brzuch. Ojciec obudzony zaczął krzyczeć budząc przy tym mamę. Lonan jednak nie przerywał i zadawał mu kolejne ciosy ostrzem nie zwalniając tempa. Mama stała wystraszona nie mogąc się poruszyć. Jednak kiedy Lonan zbliżył ostrze noża w swoją stronę, ruszyła się i powstrzymała go odbierając mu narzędzie zbrodni. Stali tak i patrzyli jak ojciec i mąż wykrwawia się na śmierć.

W tym momencie sen się skończył. Obudził się pod prysznicem. Dzięki wmontowanej czujce, woda nie leciała już po dziesięciu minutach kiedy Lonan odleciał. Organizm zdążył już zasklepić rany z poprzedniej nocy. Mimo tego przez ten czas zanim tego nie zrobił, podłoga prysznica zdążyła się już pokryć jego krwią. Wstał lekko chwiejąc się na nogach i przemył siebie jak i kabinę prysznica. Już planował odlecieć tej nocy, tym razem zażywając wszystko co ma. Teraz jednak musiał wytrwać jeszcze cały ten dzień.

Nie lubił dni. W dzień zawsze było dużo ludzi i było dla niego za głośno. Zawsze kiedy tylko mógł, zamykał się w czterech ścianach, włączał muzykę i siedział w koncie na swoim materacu, które zastępowało mu łóżko. Teraz jednak musiał użerać się z pracownikami proszącymi o podwyżki papierkową robotą.

Była już godzina osiemnasta, nikogo nie było już w pracy, a on wciąż siedział wypełniając ostatnie świstki. Kiedy skończył, naszykował sobie porcję na kolejny odlot tej nocy. Położył na stole przy materacu zestaw dziesięciu tabletek, strzykawkę z krwisto czerwonym płynem oraz butelkę wódki. Leżał na materacu przez kilka godzin słuchając ulubionej muzyki i zatopił się w wspomnieniach.

Nastała godzina dwudziesta druga. Otworzył butelkę, wziął tabletki w garść. Były trochę nie poręczne w takich ilościach, jednak za chwilę miał je połknąć. Włożył wszystkie do ust i popił je wódka. Wziął kilka potężnych łyków po czym padł na łóżko poczuwszy jej smak. Następnie sięgnął po strzykawkę i wstrzyknął sobie całą jej zawartość w żyłę. Rozbił jej szklaną część o podłogę i wybierając ten najostrzejszy element zaczął podcinać sobie żyły. Tym razem nie ciął głęboko by nie uszkodzić ścięgna i nie pozbawić się przed wcześnie władzy w rękach. Przeciął najpierw żyłę w lewej ręce a potem w prawej. Leżał tak wykrwawiając się powoli. Zaczął odlatywać. Zaczął opuszczać swoje ciało. Stał już obok siebie patrząc jak umiera, a oczy swojej byłej powłoki cielesnej patrzą na niego. Za chwilę jednak jego wzrok przeniósł się tuż nad jego ramieniem. Stojący on odwrócił się od swojego ciała i stanął twarzą w twarz z postacią, której głowa nie przypominała nic mu znanego. Była to głowa ni to zwierzęca, ni ludzka. Patrzyła na niego czerwonymi ślepiami z pustych oczodołów czaszki z szyderczym uśmiechem. Postać tę otaczała nieprzenikniona ciemność.

– Wracamy do Pana.

Rozkazał pustym i suchym głosem, po czym Lonan zapadł się pod podłogę gabinetu, leciał pod ziemię. Był już głęboko, dziesiątki kilometrów pod ziemią. Dochodził go dźwięk bębnów oraz krzyki. Nie wiedział ile tak leciał, nie odczuwał biegu czasu.

Kiedy w końcu wylądował, znajdował się w ciemnym pomieszczeniu, rozświetlonym jedynie paroma ogniskami z palących się ciał.

– Gdzie jesteśmy – zapytał Lonan.

– W domu – odpowiada postać, która go tu przyprowadziła.

– Czy… czy to piekło?

– Dla was, ludzi, tak.

– Dokąd mnie prowadzisz? – zapytał idąc za towarzyszem.

– Do Ojca i Pana nas wszystkich.

Idąc mijali różne ciemne korytarze. Teraz oświetleniem stały się pochodnie z czaszek.

Dalej Lonan zobaczył wychudzoną postać budującą ścianę. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt że za zaprawę robiły płody i małe niemowlaki. Murarz podniósł z ziemi za głowę pierwsze lepsze dziecko i uderzył nim w stertę kamieni tworzących podstawę muru. Następnie siłą położył na nim głaz brutalnie przerywając jego płaczliwy krzyk jak i żywot.

Lonan odwrócił wzrok od tego widoku i szedł dalej za swoim przewodnikiem. Teraz gdy już wie z czego są ściany, zaczął dostrzegać zwisające z nich małe rączki czy nóżki.

Nie wiedział ile jeszcze tak szli, czas zdawał się nie płynąć, a jednocześnie wydawał się kilkukrotnie przyśpieszony. Gdyby miał sam tędy chodzić to szybko by się zgubił. Wszystko wyglądało tak samo, wszędzie była krewi zewsząd słychać było krzyki bólu. Już nie potrafił zliczyć ile korytarzy, zakrętów czy pokoi minęli. Nie wiedział już ile razy widział budowę kolejnych murów, lub coś co przypominało salę operacyjną, gdzie robiono z żywych ludzi przeróżne hybrydy. Doszywali im ręce, nogi lub głowy w różnych miejscach i ilościach.

Nagle z korytarzy przenieśli się nie wiedząc kiedy do czegoś co przypominało wielką grotę bez stropu ani dna. Z różnych miejsc w ścianach ze szczelin spływała lawa, której bieg kończył się gdzieś w niewidocznej otchłani. Gdy skupić wzrok udało się dostrzec spadające martwe ludzkie ciała, które kończyły swój lot w otchłani. Weszli na most, prowadzący na drugą stronę przepaści. Kiedy już zbliżali się do jego końca z góry zabłysło oślepiające światło. Demon nie zdążył zareagować bo już za chwilę spadał martwy dostawszy promieniem światła w pierś. Za chwilę obok wylądował anioł. Przemówił do niego delikatnym kobiecym głosem.

– Chodź ze mną Lonan.

– Dlaczego? Przecież jestem już tu.

– Jesteś, jednak masz jeszcze możliwość pójść gdzie indziej.

– Niby gdzie? Nie mam już nic, zostałem sam.

– Nieprawda, są osoby które chcą byś wrócił.

– Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Dlaczego miał bym cię posłuchać?

– Jeśli zaraz stąd nie odlecimy to rozpocznie się wojna i oboje tu zostaniemy na zawsze.

– My mamy odlecieć? Jak ja latać nie umiem.

– Poczekaj.

Powiedziała to, po czym położyła dłonie na jego ramionach. Poczuł lekkie ukłucie na plecach, a z tych punktów wyrosły mu duże czarne skrzydła.

– Hmm widzę że zdążył już zaszczepić w tobie część siebie. Ale jeszcze nie jest za późno. Leć za mną.

Po tych słowach rozłożyła swoje skrzydła i wzbiła się w powietrze. Lonan również rozłożył skrzydła i odleciał. Chwilę leciał za nią więc mógł jej się przyjrzeć gdyż jej blask przez ten czas tu spędzony znacząco przygasł. Zrównał się z nią w locie i spojrzał jej w twarz jednak jej nie dostrzegł, gdyż nie miała jej.

– Dokąd mnie prowadzisz? – zapytał jej

– Z powrotem na górę.

– Ale dlaczego? Przecież umarłem i trafiłem do piekła.

– Owszem, umarłeś ale można to jeszcze odwrócić. I nie trafiłeś do piekła tylko do pustki. Każdy inaczej widzi tą drugą stronę życia w zależności od tego jak ją sobie wyobraża.

– Chcesz powiedzieć że nie ma nic takiego jak piekło czy niebo?

– Owszem. Są to zmyślone historyjki ludzi żeby postraszyć dzieci. A teraz przygotuj się, zaraz będziesz znów wśród żywych. Do zobaczenia po tamtej stronie.

Przestrzeń za nimi zaczęła się rozmywać a oni zmierzali ku światłu u szczytu pustki.

Lonan obudził się lecz nie otworzył jeszcze oczu. Usłyszał kroki i zamykające się drzwi. Za chwilę otworzył oczy i rozejrzał się dookoła i usłyszał delikatny kobiecy głos.

– O, widzę że już się przebudziłeś.

– To ty mnie stamtąd wyciągnęłaś.

– Nie wiem o czym mówisz – odpowiedziała pielęgniarka z lekkim uśmiechem – ja się tylko tobą tu zajmowałam.

Lonan podniósł się powoli na łóżku do pozycji siedzącej i spojrzał na swoje nadgarstki.

– Ale przecież się zabiłem, widziałem swoje ciało stojąc obok niego. Widziałem demona, który zabrał mnie do piekła. I tam byłaś ty, dałaś mi skrzydła i wylecieliśmy stamtąd.

– Nie umarłeś chociaż nikt nie potrafi wyjaśnić dlaczego. Zawartość narkotyków w twojej krwi, jakaś nie znana substancja w mózgu i do tego podcięte żyły. To wszystko zabiło by kilku ludzi po kolei. No ale nic, żyjesz więc się udało. Teraz kładź się i odpocznij jeszcze z kilka dni.

Posłuchał pielęgniarki i poszedł jeszcze spać.

Lonan dostał wypis do domu pięć dni później. Kiedy wrócił położył się na swoim materacu wciąż brudnego od jego krwi. Przeleżał tak z trzydzieści minut po czym wstał i wspierając się o lasce poszedł na halę do pracowników. Kiedy wszedł tam nastała cisza. Wszyscy patrzyli na niego. 

– Witajcie przyjaciele – rozpoczął przemowę – chciałbym wam tak dużo powiedzieć jednak jak zaraz wam powiem nie mamy na to czasu. Skrócę to więc do dwóch słów. Pierwsze to przepraszam. Drugie to dziękuje. Przepraszam za mnie, za to jaki byłem. Obiecuje że to się zmieni. A dziękuję za to że wciąż ze mną jesteście. Z radością chciałbym wam ogłosić że dostajecie podwyżkę o wysokości dodatkowych pięciu tysięcy do tego co zarabialiście do tej pory. Stawka ta już nie zmaleje a może tylko wzrosnąć. A teraz możecie rzucić wszystko co robicie i zebrać się do domu i szykować się do gwiazdki, która będzie za trzy dni.

Tłum zaskoczony i szczęśliwy za razem postąpił zgodnie z poleceniami. Odebrali pieniądze, i zebrali się do domów.

Lonan został w hali sam. Położył się na pobliskim stole, odpalił papierosa po czym powiedział do siebie wypuszczając dym z płuc.

– Tak, teraz będzie już dobrze…

Koniec

Komentarze

Zbliżały się święta Wielkiej Nocy.

Jesteś pewien?

Tak. Nie chodzi tu o Wielkanoc, która jest w kwietniu. Chodzi tu ogólnie o nazwanie nocy święta bożego narodzenia jako wielkiej

Początku nie kupuje – opis tego, co czyni Lonan brzmi standardowo, ot, kolejna wersja sknerusa. Wiem, tak ma być, ale nie ma w nim nic, co zahaczyłoby me zainteresowane. Późniejsze wizje i narkotyczne “haje” też nie mają do zaoferowania nic szczególnego. Od momentu dialogu z pójściem do “Ojca i Pana” de facto zacząłem skanować tekst.

Technicznie jest źle. Interpunkcja sama zrobiła sobie wakacje, brak przecinków to norma, podobnie jak powtórzenia. Literówek też niemało. Do tego dochodzą nierzadko zdania-kwiatki takie jak to:

Dawał on pracę około połowie mieszkańcom którzy byli w pobliżu i byli zdatni do pracy.

Pomijając literówkę i brak przecinka, “w pobliżu” to oznacza trzy metry, blok czy całą przecznicę? Unikaj tak nieprecyzyjnych określeń – sprawiają, że czytelnik zatrzymuje się i kombinuje, co miałeś na myśli. Wytrąca go to z imersji i męczy.

Jest więc jeszcze wiele do poprawy, ale każdy kiedyś zaczynał. Łap ciekawe linki, przydadzą się:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przykro mi to pisać Lonanie, ale czytałam z największym trudem. Opowiedziałeś mało zajmującą historię o człowieku, którego losem zupełnie nie umiałam się przejąć, w dodatku opisałeś wszystko w sposób wołający o pomstę do nieba. Masa zbędnych zaimków tudzież wszelkich błędów i usterek, fatalnie skonstruowanych zdań i kompletnie zlekceważona interpunkcja sprawiły, że lektury Mojej opowieści wigilijnej, niestety, nie mogę uznać za satysfakcjonującą.

 

śnieg na ziemi o tej porze był na po­rząd­ku dzien­nym. Zbli­ża­ły się świę­ta Wiel­kiej Nocy. Dla jed­nych był to czas świę­to­wa­nia, a dla in­nych był to… –> Powtórzenia.

 

pro­sząc o świą­tecz­ne do­dat­ki do wy­pła­ty tłu­ma­cząc to świę­ta­mi… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

na ta­kich lu­dziach jak oni że­ru­ją te wszyst­kie skle­py. Nigdy oni jed­nak tego nie ro­zu­mie­li i wy­cho­dzi­li prze­kli­na­jąc jego osobę. Jed­nak nie wie­dzie­li oni jaką osobą on był we­wnętrz­nie. Cza­sem gry­zło go to że jego pra­cow­ni­cy… –> Nadmiar zaimków.

 

Był 20 grud­nia, kiedy do jego drzwi… –> Był dwudziesty grud­nia, kiedy do jego drzwi

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

znaj­do­wał się jego nowy pra­cow­nik, który wy­cho­dząc z jego ga­bi­ne­tu przy­sta­nął na chwi­lę, spoj­rzał na niego i wy­mru­czał kilka słów w nie­zna­nym mu ję­zy­ku. Zdzi­wi­ło to go, gdyż nowy nie wy­ka­zy­wał jakoś szcze­gól­nie swo­jej in­no­ści. –> Czy wszystkie zaimki są konieczne? Powtórzenie.

 

Fakt, je­dy­ne co go wy­róż­nia­ło to nie­zwy­kle blada skóra, ciem­ne, jak nie czar­ne oczy… –> Co to znaczy?

 

Ale oparł się tej po­ku­sie na chwi­lę. –> Ale oparł się po­ku­sie na chwi­lę.

 

Jed­nak mógł przy­siąść że przez jedną chwi­lę za­uwa­żył na tle księ­ży­ca w pełni po­stać… –> Czy postać zrobiła na Lonanie takie wrażenie, że aż chciał przysiąść?

Pewnie miało być: Jed­nak mógł przy­siąc, że

 

Szedł po tym nie­pew­nie, wciąż oglą­da­jąc się za sie­bie. –> Czym było to, po czym szedł niepewnie?

Pewnie miało być: Szedł potem nie­pew­nie, wciąż oglą­da­jąc się za sie­bie.

 

Po nie dłu­gim cza­sie… –> Po niedłu­gim cza­sie

 

Usiadł na pod­ło­dze w ka­bi­nie prysz­ni­ca. […] Się­gnął do szu­fla­dy po ko­lej­ny ze­staw do­piesz­cza­czy. –> Miał kabinę prysznicową z szufladami?

 

wstrzyk­nąć sobie krwi­sto czer­wo­ny płyn. –> …wstrzyk­nąć sobie krwi­stoczer­wo­ny płyn.

Ten błąd pojawia się jeszcze w dalszej części opowiadania.

 

pod­ło­gi prysz­ni­co­wej,po czym… –> Brak spacji po przecinku.

 

wol­nym od blizn ka­wał­ku ciała,a do­kład­nie… –> Jak wyżej.

 

Do tego okre­su czasu, któ­re­go nie­na­wi­dził. –> Masło maślane. Okres to czas.

 

le­ka­rze znają już sy­tu­acje i od­ma­wia­ją przy­jaz­du. –> Literówka.

 

Lonan wstał od stołu po cichu i sta­ra­jąc się jak naj­ci­szej przejść obok ciała na pod­ło­dze. Coś jed­nak po­szło nie tak… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Oj­ciec obu­dzo­ny za­czął krzy­czeć bu­dząc przy tym mamę. –> Powtórzenie.

 

włą­czał mu­zy­kę i sie­dział w kon­cie na swoim ma­te­ra­cu, które za­stę­po­wa­ło mu łóżko. –> …włą­czał mu­zy­kę i sie­dział w kącie na swoim ma­te­ra­cu, który za­stę­po­wa­ł mu łóżko.

Poznaj znaczenie słów kontokąt.

 

Teraz jed­nak mu­siał uże­rać się z pra­cow­ni­ka­mi pro­szą­cy­mi o pod­wyż­ki pa­pier­ko­wą ro­bo­tą. –> W jaki sposób papierkowa robotą można prosić o podwyżki?

 

Były tro­chę nie po­ręcz­ne… –> Były tro­chę niepo­ręcz­ne

 

Wło­żył wszyst­kie do ust i popił je wódka. –> Literówka.

 

i nie po­zba­wić się przed wcze­śnie wła­dzy w rę­kach. –> …i nie po­zba­wić się przedwcze­śnie wła­dzy w rę­kach.

 

Nie było by w tym nic nad­zwy­czaj­ne­go… –> Nie byłoby w tym nic nad­zwy­czaj­ne­go

 

zwi­sa­ją­ce z nich małe rącz­ki czy nóżki. –> Masło maślane. Rączki i nóżki są małe z definicji.

 

le­ciał za nią więc mógł jej się przyj­rzeć gdyż jej blask przez ten czas tu spę­dzo­ny zna­czą­co przy­gasł. Zrów­nał się z nią w locie i spoj­rzał jej w twarz jed­nak jej nie do­strzegł, gdyż nie miała jej. –> Kolejny przykład nadmiaru zaimków.

 

Każdy ina­czej widzi drugą stro­nę… –> Każdy ina­czej widzi drugą stro­nę

 

jakaś nie znana sub­stan­cja w mózgu… –> …jakaś nieznana sub­stan­cja w mózgu

 

To wszyst­ko za­bi­ło by kilku ludzi… –> To wszyst­ko za­bi­łoby kilku ludzi

 

Był 20 grud­nia, kiedy do jego drzwi znowu za­pu­ka­li lu­dzie, chcąc pod­wyż­ki pen­sji na świę­ta. […] Lonan do­stał wypis do domu pięć dni póź­niej. […] A teraz mo­że­cie rzu­cić wszyst­ko co ro­bi­cie i ze­brać się do domu i szy­ko­wać się do gwiazd­ki, która bę­dzie za trzy dni. –> Jak płynie czas w tej opowieści? Wszystko zaczyna się dwudziestego grudnia. Po ocknięciu się w szpitalu, Lonan leżał tam jeszcze pięć dni, a nie wiadomo jak długo był tam nim odzyskał przytomność, a teraz mówi ludziom, że gwiazdka za trzy dni???

 

Tłum za­sko­czo­ny i szczę­śli­wy za razem po­stą­pił zgod­nie z po­le­ce­nia­mi. –> Tłum za­sko­czo­ny i szczę­śli­wy zarazem, po­stą­pił zgod­nie z po­le­ce­nia­mi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie czytało się trudno ze względu na przeróżne błędy. Historia z morałem, dobrze znana. Zastanawiam się, w jaki sposób pracodawca chce dać pracownikom po pięć tysięcy podwyżki i nie zbankrutować :)

Nowa Fantastyka