- Opowiadanie: Żywiołak - Biją Dzwony Końca Świata

Biją Dzwony Końca Świata

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Biją Dzwony Końca Świata

– Biją Dzwony Końca Świata, moje drogie dziecko. Przez setki lat walczyłeś i cierpiałeś za szczęście i życie swojego rodzaju. Za tą odwagę i poświęcenie dziś daję ci władzę nad nimi – chodź tu do mnie, na szczyt wieży Malaa'qir. Tam, zadecydujesz o ich losie. Albo skończą swoją morderczą pieśń, albo ucichną już po wsze czasy. Wybór należy do ciebie.

 

***************************************************************************

 

Silvar przebudził się zaskoczony. Zaczął oddychać szybko, nerwowo. Miał sen. Miał sen, z którego nie pamiętał nic, tylko tą jedną, tajemniczą wypowiedź.

Niewyobrażalny ból przeszył jego ciało, gdy tylko odzyskał świadomość. Jakby w każdy, nawet najmniejszy mięsień jego ciała wbita była cienka igła. Znał dobrze to uczucie. Każdego dnia odczuwał to cierpienie. Ulgę przynosiły mu tylko chwile, w których przytomność go opuszczała.

Nie wiedział, ile trwał w tym stanie. Setki lat, czy też może tysiące. Zbyt wiele męczarni przeszedł, by spamiętać.

Uniósł wzrok na lewitującą nad nim jaskrawą kulę. Widział jedynie jej część – był zbyt słaby, by unieść głowę i zobaczyć jej całość. W jego oczach odbił się obraz miasta tętniącego życiem, przez którego środek przebiegała rzeka, skąpanego w delikatnych promieniach słońca. Jego mieszkańcy byli wyraźnie zadowoleni – na ich twarzach nie widać było ani cienia troski, a grube ciała świadczyły o obfitości jadła i napitków.

Z pogardą patrzył na tą scenę. Oto bowiem potomkowie jego katów ucztowali, śmiali, bawili się. To przez jego cierpienie ich plony były obfite, a rzeki – pełne ryb. To przez jego cierpienie byli szczęśliwi. Wiedzieli doskonale o jego obecności, jednak żaden z nich nawet nie pomyślał, by ten proces przerwać.

"Obowiązkiem jednostki jest się poświęcić dla ogółu" – powtarzał sobie to zdanie w myślach. Właśnie tak ludzie o których dbał, których bronił od zła wszelkiego usprawiedliwili wydanie go w łapy bestii.

Został więc poświęcony, przykuty do metalowego krzyża, cierpiąc ból, głód, suchość i choroby. Niezdolny do przerwania tego wszystkiego, niezdolny do uwolnienia się – nieważne już czy od chłodu krzyża czy cielesnej powłoki – mógł tylko patrzeć, jak ci ludzie tyją i rozpychają się, tuczeni jego krwią, ciałem i łzami. A najgorsze w tym wszystkim było to, że potomkowie tych zwyrodnialców zdawali sobie sprawę o jego istnieniu, ale żaden z nich nie zamierzał przerwać tego procesu. W końcu, Silvar tylko wypełniał swój obowiązek.

A teraz pozostała mu tylko nienawiść – wszelka nadzieja na ratunek już dawno wygasła.

 

*****************************************************************************

 

– Teraz, moje dziecko.

Ponownie usłyszał ten głos. Zaczął się oglądać na wszystkie strony, chcąc się upewnić, czy ktoś tu przyszedł.

Nagle, jego prawa ręka opadła. Zaskoczony popatrzał na swoją kończynę. Ruszyła się z krzyża, chociaż on sam nie włożył chociaż odrobiny sił w zmianę jej położenia. Dawniej, gdy jeszcze miał energię wiele razy próbował, jednak ta wciąż była do tego przeklętego narzędzia tortur przytwierdzona. A teraz zwisała bezładnie.

Chaos, dezorientacja zapanowały w jego umyśle. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Nie mogło być to zrządzenie losu. Nawet jego siła nie zdolna była uwolnić go z tych więzów, więc nic nie mogło. Nie mógł być to demon. Znał te bestie i wiedział, że udręka innych nigdy im się nie nudzi. 

Delikatnie poruszył lewą kończyną. Oderwała się od części, do której była przykuta, chociaż nie potrafił utrzymać mięśni i kości, toteż szybko ją opuścił.

Wykorzystując resztki swoich sił zszedł z krzyża. Uderzył twarzą o zimne, kamienne podłoże. Nigdy nie przypuszczał, że będzie dane mu kiedykolwiek poczuć kamień – nieważne, jak bolesne uczucie to będzie. Łzy szczęścia popłynęły mu z oczu.

– Biją Dzwony Końca Świata. Chodź tu do mnie, by określić ich przeznaczenie.

Nagle poczuł jak jego energia wraca. Serce zaczęło bić szybciej, oddech stabilizować. Czuł, że znów może się poruszać, że te słowa obudziły w nim siły, o których dawno myślał, że wygasły.

Do jego uszu wpadła cicha melodia – uderzenia masywnych, metalowych dzwonów. Były daleko, jednak zauroczyły go, zawładnęły jego umysłem i duchem. Zaczął się czołgać w stronę, z której dochodziły.

Każdy centymetr był dla niego ogromnym wyzwaniem. Obolałe ręce z trudem mogły ciągnąć resztę ciała. On jednak się nie poddawał, tylko stawał tym przeciwnością na przeciw. Coraz głośniej słyszał te metalowe olbrzymy, ich śpiew, łagodny niczym matczyna kołysanka, aczkolwiek surowy i szorstki jednocześnie. On go napędzał, motywował do dalszej walki, chociaż ta była nierówna.

W końcu wyszedł z jaskini, w której spędził ten cały czas. Znalazł się w mieście, otoczony dziesiątkami przechodniów. Odziani byli w białe, jedwabne szaty, idealne jako odpowiedź na gorące promienie słoneczne. Zwrócili uwagę na Silvara, wyraźnie zaciekawieni. Mógł sobie jedynie wyobrażać jak wygląda po tak długich latach cierpienia. W ich oczach widniało współczucie i żal, które jednak bardzo szybko ustąpiło miejsca przerażeniu. Zdali sobie sprawę z tego kim jest.

Zaczęli iść w stronę rycerza, jednak zostali odepchnięci. Jakaś tajemnicza siła odsunęła ich kilka metrów od wojownika. Spróbowali raz jeszcze, lecz rezultat pozostał ten sam. Jeden z nich rzucił w niego koszem z jabłkami. I ten obiekt jednak nie zdołał wyrządzić Silvarowi żadnej krzywdy.

Szare chmury zakryły oblicze złotej kuli. Wkrótce potem ulewny deszcz spadł na ulice tej mieściny. Jako ostatnie zaś nadeszły pioruny.

Przeszywające niebiosa błyskawice ukazało męczennikowi jakiś kształt. Ogromny, czarny prostopadłościan przypominający wieżę, z której czubka wystawała para ogromnych kolców jawił się za każdym razem, gdy pośród chmur rozbłysnęło białe światło – znikał zaś, gdy te bladło.

Przed rycerzem pojawiły się schody wiodące na sam szczyt tej budowli. Emanowały jasnym, złocistym światłem. Tysiące stopni dzieliło go od miejsca, do którego prowadziły. Na jego szczęście były one niewielkie. Zaczął się po nich czołgać.

Ludzie zaczęli płakać, klęczeć przed nim na kolanach, jakby chcieli go przebłagać, by nie szedł dalej. On jednak nie przejął się ich lękami, obawami. Nic dla niego nie znaczyli. Nie zwolnił, nie obejrzał się za siebie. Kontynuował swoją wędrówkę.

 

*****************************************************************************

 

Po długich godzinach, dotarł na koniec schodów. Jego oczom ukazało się sześć potężnych, mosiężnych dzwonów. Znajdowały się naprzeciwko niego. Każdy z nich bił, jednak ucichły, gdy tylko znalazł się przed nimi.

– Witaj, synu.

Zaskoczony zaczął rozglądać się wokół, jednak niczego nie dostrzegł.

– Czym jesteś? – zapytał.

– Biją Dzwony Końca Świata, a ja jestem ich manifestacją. Po długim śnie nadszedł upragniony dzień ich przebudzenia. Nic i nikt nie stoi ponad ich wolą. Wybrały cię jako swojego pana. Dzisiaj stajesz przed wyborem: możesz dalej cierpieć, by już zamilkły na wieki, albo od cierpienia się uwolnić, by dokończyły swą morderczą melodię.

– Dlaczego miałbym dalej cierpieć? – Zaskoczony podniósł prawą brew.

– Świat ten opiera się na twoich barkach. Jesteś jego strażnikiem i podporą, chociaż ta rola narzucona została ci siłą. Nie miałeś wyboru, nie mogłeś zdecydować czy chcesz to zadanie przyjąć, a świat rozrastał się na tobie. Teraz jednak jest już zbyt ciężki, by wytrzymać bez wsparcia. Męczysz się, a on trwa. Lecz wraz z końcem twoich męczarni, nadejdzie koniec tego świata.

– Czyli…

– To czy na gruzach starego porządku nowy zaistnieje zależeć będzie jedynie od tych, którzy zdołają się spod gruzów wydostać. Reszta zginie, zawalona ich ciężarem. – Dokończył za Silvara. – Daję ci wybór: cierp za szczęście i dostatek tego świata, bądź uwolnij się od męki, by go pogrzebać.

– Wydostały mnie spod wpływu demona. Dlaczego w ogóle mam tego wyboru dokonać?

– Wybór musi zostać podjęty. Podpora albo świat trzyma, albo pozwala mu się zawalić Nie ma trzeciej opcji. Albo zdejmiesz z siebie ten ciężar, albo będziesz musiał go nieść aż po kres czasów.

Spojrzał za siebie. Pod wieżą zebrał się ogromny tłum ludzi. Na ich twarzach widać było zdenerwowanie, strach. Oto bowiem ofiara, którą przywiązano do ołtarza w końcu dostała wybór – mogła ich dalej karmić, bądź też odejść, zostawiając ich głodnymi.

Wykrzywił twarz w gniewnym grymasie, a z jego ust wydostały się te słowa:

– To nie mój obowiązek, nie moja powinność. Niechaj dzwony grają, niechaj ten świat płonie. Nie jestem mu nic winien.

Dzwony ponownie wprawione zostały w ruch. Tym razem jednak biły gniewnie, szaleńczo wręcz.

– A zatem powiernik zadecydował! Dzieci mężczyzny i kobiety, grzeszne owieczki, dziś oto nadszedł koniec! Zaklęcie demona zostało przerwane! – Echo tej wypowiedzi niosło się jeszcze przez kilka sekund.

Zmęczenie opanowało rycerza. Tak wycieńczony nie czuł się jeszcze nigdy. Zasnął w przeciągu kilku chwil.

 

*****************************************************************************

 

W jego umyśle zaczęły pojawiać się dziwne obrazy. Widział, jak ryby wyskakują z wody wprost do postawionych przed nią koszy. Widział, jak w polach zamiast ludzi harowały dziwne czarne bestie o posturze małpy, które później zebrane ziarno mieliły w młynach i zanosiły do piekarni. Widział, jak te same bestie wznosiły całe miasta, w których później mieszkali ludzie. Jego pobratymcom zaś przypadały jedynie taniec, śpiew i ucztowanie.

– Oto przeszłość, synu. Tak właśnie wyglądał ten świat, gdy ty byłeś przywiązany do krzyża. Nie mieli żadnych obowiązków. Magia demona zmusiła zwierzęta do rzucania się pod topory rzeźnickie. Jego słudzy zaś wykonywali każdą pracę. Ludziom została jedynie gnuśność, pycha. Zatracali się w rozkoszach i jadle, mając nadzieję, że stan ten będzie trwał już wiecznie.

– Co się z nimi teraz stanie?

Silvar doznał kolejnej wizji. Ujrzał grupę ludzi, stojącą przed polem z jęczmieniem. Znajdowało się w koszmarnym stanie. Zboże to musiało rosnąć w towarzystwie obrzydliwych chwastów, które wysysały z wodę i składniki pokarmowe. Nieszczęśnicy widać nie wiedzieli jak pozbyć się natrętnych roślin.

W następnej scenie, którą mu ukazano ujrzał młodego chłopca, próbującego zagonić krowę z powrotem do zagrody. Nie wiedział jednak jak zaplątać sznur wokół jej szyi. Męczył się z przeklętą liną, a w rezultacie zwierzę uciekło do lasu. Dziecko zaczęło płakać nad stratą.

Zobaczył dwójkę rybaków siedzących nad brzegiem rzeki. Byli chudzi, słabi. Ich wędki wyglądały, jakby miały pęknąć przy najmniejszym natężeniu. Nagle, twarz jednego z nich opromieniała uśmiechem. Ryba połknęła haczyk. Niestety, była dla mężczyzny zbyt silna. Pociągnęła go tak mocno, że wpadł do wody i wypuścił narzędzie z ręki.

– Nie potrafią się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Przed twoim uwięzieniem właśnie tak wyglądał każdy dzień dla ludzi. Teraz jednak, gdy odzyskałeś wolność coś, co kiedyś było codziennością dziś jawiło się ludziom jako koszmar. Oto teraźniejszość.

– Co będzie w przyszłości?

– Wybór został podjęty, a wyroku nie można już zmienić. Gdy się obudzisz, zobaczysz, co zrobił on z tym światem.

 

******************************************************************************

 

Otworzył oczy. Leżał na brudnym, kamiennym chodniku. Jego zdrętwiałe i obolałe, jakby przespał całe dziesięciolecia.

Wstał. Ku jego zdziwieniu, mimo lekkich niedogodności, był w stanie utrzymać się na nogach. Był nagi, lecz jakiekolwiek znamiona katuszy na krzyżu zniknęły, jakby nigdy tam nie wisiał. Znów był w pełni sił.

Rozejrzał się wokół. Wieża zniknęła, a miasto wyglądało niczym ruina. Z budowli, z których dawniej się składało nie ostał się nawet kamień na kamieniu. Okolicę wypełniał obrzydliwy zapach gnijącego mięsa.

W ciemnych zakamarkach tych zgliszczy kryli się ludzie. Byli wychudzeni, brudni. Już dawno opuściła ich gracja rasy ludzkiej.

Mieszkali w prymitywnych lepiankach, ogrzewając się przy ogniskach, jedząc nabite na patyki pozostałości swoich rodaków, patrząc się ze szczerym pożądaniem na to mięso, jakby w ich ustach od dni nie gościło nic innego. Jeden z nich nawet zaatakował Silvara, jednak rycerz nie miał najmniejszego problemu w odepchnięciem agresora. Wściekły mężczyzna zaatakował raz jeszcze. Tym razem wojownik jednak nie ograniczył się do obrony – uderzył z całej siły napastnika w twarz. Ten, czując na sobie jego potęgę szybko czmychnął z powrotem do kryjówki, z której wyszedł.

"Czy to wszystko przeze mnie?" – zaczął się zastanawiać. Gdyby dalej został na krzyżu, ludzkość nie musiałaby być teraz w takim stanie. Gdyby wciąż cierpiał, zaoszczędziłby cierpienia tym innym.

"Nie" – skarcił się w myślach. Oni nie powinni na nim żerować. Nikt nie powinien. Ludzie powtarzali, że obowiązkiem jednostki jest poświęcenie się dla ogółu, że prawdo do życia, szczęścia i dobrobytu jest prawem każdego człowieka. A gdzie były prawa tych, których w imię swojego życia, szczęścia i dobrobytu zdecydowano się poświęcić?

Nie zrobił im nic, z czym nie poradziliby sobie. Tylko zrzucił ich ze swoich pleców, chociaż znaleźli się tam wbrew jego woli. To od nich zależało, czy zdołają się podnieść i stanąć o własnych nogach.

Nie był temu światu nic winien. Z taką myślą opuścił ruiny. 

Koniec

Komentarze

Interesujący pomysł. Niezupełnie zgadzam się z wizją, ale przynajmniej końcówka mi pasuje.

Wykonanie takie sobie – popełniasz różne błędy, ale jak trochę potrenujesz, będzie lepiej.

Za tą odwagę i poświęcenie dziś daję ci władzę

Tę odwagę. Wprawdzie to wypowiedź, więc niby błędy dopuszczalne, ale to pierwszy akapit. No i trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, kto to mówi.

tylko tą jedną, tajemniczą wypowiedź.

A tu już na pewno tę wypowiedź.

tylko stawał tym przeciwnością na przeciw.

Jest różnica między “przeciwnością” i “przeciwnościom”. I wydaje mi się, że raczej się wychodzi naprzeciw (tak, łącznie) niż staje. No i powtórzenie.

jawił się za każdym razem, gdy pośród chmur rozbłysnęło białe światło – znikał zaś, gdy te bladło.

To światło, te światła.

Jego zdrętwiałe i obolałe, jakby przespał całe dziesięciolecia.

Coś się w tym zdaniu posypało.

Babska logika rządzi!

No cóż, Żywiołaku, ta historia zupełnie nie przypadła mi do gustu. Okazała się nudna i monotonna, nie najlepiej napisana i tak po prawdzie to nie bardzo wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć.

 

Za od­wa­gę i po­świę­ce­nie… –> Za od­wa­gę i po­świę­ce­nie

 

Wi­dział je­dy­nie jej część – był zbyt słaby, by unieść głowę i zo­ba­czyć jej ca­łość. –> …by unieść głowę i zo­ba­czyć ją ca­łą.

 

przy­ku­ty do me­ta­lo­we­go krzy­ża, cier­piąc ból, głód, su­chość i cho­ro­by. –> Co to znaczy, że cierpiał suchość? A może miało być: …cier­piąc ból, głód, pragnienie i cho­ro­by.

 

po­tom­ko­wie tych zwy­rod­nial­ców zda­wa­li sobie spra­wę o jego ist­nie­niu… –> …po­tom­ko­wie tych zwy­rod­nial­ców zda­wa­li sobie spra­wę z jego ist­nie­nia

 

cho­ciaż on sam nie wło­żył cho­ciaż odro­bi­ny sił w zmia­nę jej po­ło­że­nia. –> Dwa grzybki w barszczyku.

Pewnie miało być: …cho­ciaż on sam nie wło­żył cho­ćby/ nawet odro­bi­ny sił w zmia­nę jej po­ło­że­nia.

 

Nawet jego siła nie zdol­na była uwol­nić go z tych wię­zów… –> Nawet jego siła niezdol­na była uwol­nić go z tych wię­zów

 

że bę­dzie dane mu kie­dy­kol­wiek po­czuć ka­mień – nie­waż­ne, jak bo­le­sne uczu­cie to bę­dzie. –> Powtórzenia.

 

Serce za­czę­ło bić szyb­ciej, od­dech sta­bi­li­zo­wać. –> Co stabilizował oddech?

 

On jed­nak się nie pod­da­wał, tylko sta­wał tym prze­ciw­no­ścią na prze­ciw. –> Bardzo złe zdanie z paskudnymi błędami.

Proponuję: On jed­nak się nie pod­da­wał, starał się pokonać te przeciwności.

 

W ich oczach wid­nia­ło współ­czu­cie i żal, które jed­nak bar­dzo szyb­ko ustą­pi­ło miej­sca prze­ra­że­niu. –> Piszesz o współczuciu i żalu, więc: …bar­dzo szyb­ko ustą­pi­ły miej­sca prze­ra­że­niu.

 

zni­kał zaś, gdy te bla­dło. –> …zni­kał zaś, gdy ono bla­dło.

 

Lu­dzie za­czę­li pła­kać, klę­czeć przed nim na ko­la­nach… – Masło maślane. Czy można klękać, nie używając kolan?

Proponuję: Lu­dzie za­czę­li pła­kać, klę­kać przed nim

 

Wi­dział, jak w po­lach za­miast ludzi… –> Wi­dział, jak na po­lach, za­miast ludzi

 

chwa­stów, które wy­sy­sa­ły wodę i skład­ni­ki po­kar­mo­we. –> Literówka.

 

Jego zdrę­twia­łe i obo­la­łe, jakby prze­spał całe dzie­się­cio­le­cia. –> Czy to ostateczna wersja zdania?

 

pa­trząc się ze szcze­rym po­żą­da­niem na to mięso… –> …pa­trząc ze szcze­rym po­żą­da­niem na to mięso

 

że praw­do do życia… –> Literówka. Dwa grzybki w barszczyku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Widział jedynie jej część – był zbyt słaby, by unieść głowę i zobaczyć jej całość. W jego oczach odbił się obraz miasta tętniącego życiem, przez którego środek przebiegała rzeka, skąpanego w delikatnych promieniach słońca. Jego mieszkańcy byli wyraźnie zadowoleni – na ich twarzach nie widać było ani cienia troski

Potworna zaimkoza. Na pewno dałbyś radę przemodelować te zdania w bardziej elegancki sposób.

 

W końcu, Silvar tylko wypełniał swój obowiązek.

Przecinek w przypadkowym, miejscu.

 

Zaskoczony popatrzał na swoją kończynę. Ruszyła się z krzyża, chociaż on sam nie włożył chociaż odrobiny sił w zmianę jej położenia. Dawniej, gdy jeszcze miał energię wiele razy próbował, jednak ta wciąż była do tego przeklętego narzędzia tortur przytwierdzona.

Energia była przytwierdzona do krzyża?

 

Znalazło się tutaj parę fajnych pomysłów, jak dramatyczna decyzja bohatera, podparta rozpasaniem ludu, a także wpojonymi mu wartościami. Zabrakło mi lepszego tła zaprezentowanych wydarzeń. Bohater od początku traktowany jest jak bóg, który ma zadecydować o losie ludzkości. Trudno się tym przejąć, gdy niewiele o nim mówisz, a także że ci, których życie stawiasz na szali, to jedynie bezimienna masa. Wykonanie nierówne, niektóre zdania dziwne. Wystrzegaj się zaimków, bo takie ich stężenie jakie tu zaserwowałeś, jest bardzo ciężkostrawne.

Jest tu naprawdę interesujący pomysł. Gościa, który cierpi za miasto katusze, a potem odwraca się od niego. Zwłaszcza zakończenie przypadło mi do gustu.

Jednak brakuje mi pełniejszego kontekstu. Czemu go przywiązano, czemu teraz dopełnił się czas, czemu za pierwszym razem zdecydował się na ofiarę, kim jest ten demon – i tak dalej. Dałeś mi apetyczną scenkę, ale nie mam pojęcia, dlaczego akurat teraz dzieją się rzeczy, których jestem świadkiem.

Wykonanie, Żywiołaku, mogłoby być lepsze. Zwłaszcza wspomniana przez Jasną Stronę zaimkoza strasznie męczy.

Podsumowując: ciekawy koncert fajerwerków, ale brak kontekstu i braki w wykonaniu sprawiły, że nie do końca czuję się nim usatysfakcjonowany. Przydałoby się tutaj betowanie, które pomogłoby ci wyłowić błędy i doszlifować tekst.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Za Finklą, Jasną Stroną i NWM. Rzeczywiście pomysł jest naprawdę ciekawy. To samo tyczy się samego przedstawienia apokaliptycznej wizji w taki doniosły sposób. Niestety nie utrzymałeś poziomu, jeśli chodzi o wykonanie. I nie o sam warsztat się rozchodzi, ale o konstrukcję i stylistykę zdań. Krótko – nie udźwignąłeś poziomu pomysłu.

Silvar przebudził się zaskoczony. Zaczął oddychać szybko, nerwowo.

Brzmi, jakby dopiero teraz zaczął w ogóle oddychać, jeśli nawet, warto jasno to określić.

Niewyobrażalny ból przeszył jego ciało, gdy tylko odzyskał świadomość. Jakby w każdy, nawet najmniejszy mięsień jego ciała wbita była cienka igła.

W mojej opinii, wszystko “naj” powinno pojawiać się po odpowiednim wstępie, przedstawieniu sytuacji:

Scena (scenografia) – > bohater (jego stan) – > odczucia (bohatera). A nie:

Odczucia (bohatera) – > bohater – > scena.

Jak zaczynasz od odczuć, ja myślę , ale skąd, gdzie, o co chodzi? Nie mówię, że nie można tak, ale wtedy nie zaczynał bym od razu od najwyższych “dźwięków”.

Poza tym, nie trzymasz się do końca konwencji, przestawiasz sytuację w różny, nie zawsze ten sam, sposób.

"Obowiązkiem jednostki jest się poświęcić dla ogółu" – powtarzał sobie to zdanie w myślach. Właśnie tak ludzie o których dbał, których bronił od zła wszelkiego usprawiedliwili wydanie go w łapy bestii.

Został więc poświęcony, przykuty do metalowego krzyża, cierpiąc ból, głód, suchość i choroby. Niezdolny do przerwania tego wszystkiego, niezdolny do uwolnienia się – nieważne już czy od chłodu krzyża czy cielesnej powłoki – mógł tylko patrzeć, jak ci ludzie tyją i rozpychają się, tuczeni jego krwią, ciałem i łzami. A najgorsze w tym wszystkim było to, że potomkowie tych zwyrodnialców zdawali sobie sprawę o jego istnieniu, ale żaden z nich nie zamierzał przerwać tego procesu. W końcu, Silvar tylko wypełniał swój obowiązek.

A teraz pozostała mu tylko nienawiść – wszelka nadzieja na ratunek już dawno wygasła.

Na początku wyraźnie piszesz o poświęceniu dla “dobrych ludzi”. Tak to wynika z kontekstu, za chwilę są on już zwyrodnialcami. Brak mi najważniejszej rzeczy. Dlaczego w ogóle został przykuty? Był wybrańcem, czy sam się poświęcił? Skazany za własne, czy czyjeś przewinienia?

Chciałbym wiedzieć, dlaczego w ogóle stanął przed takim wyborem, nie ważne po ilu tysiącach lat. Brak mi motywu całej tej historii.

Pozdrawiam.

 

Zgadzam się z wcześniejszymi komentarzami, że pomysł jakiś był, ale nie został dobrze wykorzystany.  Osobiście wydaje mi się, że za bardzo skupiłeś się na samej opowieści, niż na tym żeby zainteresować czytelnika. Moim zdaniem tekst dużo by zyskał gdyby dodana była do tego akcja, dialogi, może warto by było tekst zbudować w taki sposób, że jest widziany oczami głównego bohatera plus urywki z życia ludzi i zmian na ziemi. Błędy jakieś były, ale nie są na tyle rażące by sobie z nimi nie poradzić. Wydaje mi się, że przede wszystkim powinieneś skupić się na powtórzeniach, sporej ilości zaimków i na zdynamizowaniu akcji. W tym ostatnim przypadku widać to w szczególności na przykładzie ręki opadającej z krzyża, która opada i opada i opaść nie może. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Fajny pomysł :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka