- Opowiadanie: zygfryd89 - Początek drogi

Początek drogi

Tekst powstał, ponieważ postanowiłem sprawdzić, czy wciąż umiem się zmotywować i napisać opowiadanie w miesiąc. Napisać się udało, pomysły były, ale czy wyszła z tego strawna całość, nie mam pojęcia. W każdym razie miłej lektury.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Początek drogi

I

Tu

 

Kacper znał wszystkich weselników, od prawie roku spędzał z nimi każdą wolną chwilę, wciąż jednak nie wiedział, kim byli.

Wieczór zagospodarował jak zawsze – na przyglądanie się obrazowi. Chwilowo najwięcej uwagi poświęcał wąsatemu chudzielcowi, częściowo zasłoniętemu wydrążonym bochnem chleba. Gość wyglądał jak typowy wujek; bardziej niż rzucony przez pannę młodą wianek interesowała go stojąca na stole nalewka. Czy miał problem z alkoholem? Kacper znał ze trzech alkoholików, ale żaden nie pasował do postaci z obrazu.

– Kim jesteś? Co chcesz mi przekazać?

Postać nie odpowiedziała.

Kacper usiadł na podłodze ze łzami w oczach. Czuł się jak idiota, któremu dano do rozwiązania najtrudniejszą łamigłówkę świata. Nad jego głową malowane wesele trwało w najlepsze.

Zastanowił się, jak spędzi pierwszą rocznicę zaginięcia Liliany. To już za cztery dni. Najpewniej ściągnie obraz ze ściany, postawi na kolanach i będzie próbował go rozgryźć. Kacper i jej największe dzieło. Prawie razem. Do rana. Będzie w tym coś symbolicznego, pomyślał, bo rocznica wypadnie w dzień ich niedoszłego wesela.

Zamknął oczy i przypomniał sobie chwile, gdy wracał z pracy, a Liliana stała przed sztalugą, ubrana w za dużą, poplamioną bluzę. Często przez okno wpadały promienie zachodzącego słońca i kobieta wyglądała wówczas jak istota z innego świata. Całował ją na powitanie, a ona starała się zasłonić niedokończony obraz.

– Zobaczysz, jak będzie gotowy – mówiła, ale zawsze zdążył rzucić okiem.

Nigdy jednak nie widział, by malowała Początek drogi, obraz przedstawiający wiejskie wesele, jakie mogło się odbyć kilka dekad temu. Czy to miał być prezent? Wizualizacja tego, jak Liliana wyobrażała sobie wymarzoną uroczystość?

Tuż przed zniknięciem zaczęła dziwnie się zachowywać. Stała się niespokojna, smutna, straciła apetyt. Kacper podejrzewał, że to wtedy stworzyła Początek drogi.

Jednej nocy wyszła z łóżka i zaczęła krążyć po pokoju.

– Co robisz? – zapytał półprzytomny Kacper.

– Chyba muszę spalić moje obrazy – powiedziała, jeśli dobrze pamiętał.

– Połóż się – poprosił i usnął.

Kiedy rano się obudził, już jej nie było.

To jedna z tych sytuacji, gdy ktoś rozpływa się w powietrzu. Ból był tak wielki, że Kacper ledwo zachował zmysły. Poszukiwania policji nic nie dały. Liliany nie odnalazł ani znany jasnowidz, ani ponoć niezawodny detektyw. Sprawę nagłośniono w mediach, lecz ludzie również nie byli w stanie pomóc. Kacper cały czas miał wrażenie, że Liliana nie wyszła z domu, chodził i szukał jej, jakby miała ukryć się w szafie lub pod łóżkiem.

Wówczas znalazł obraz, którego nigdy wcześniej nie widział. Początek drogi. Był zdecydowanie najlepszym spośród wszystkich namalowanych przez Lilianę. Już samo zapanowanie nad kilkudziesięcioma postaciami w dynamicznej scenie i nadanie indywidualnego rysu każdemu weselnikowi budziło w Kacprze podziw, jakim do tej pory obdarzał tylko dzieła Matejki.

Powiesił Początek drogi na ścianie i zaczął się zastanawiać. Liliana nie malowała ludzi. Preferowała krajobrazy. Czasem uwieczniła martwą naturę, rzadko jakieś zwierzę. Każdą skończoną pracą się chwaliła, tę jednak ukryła. Mężczyzna uznał, że coś chciała przekazać. W tym obrazie musiał kryć się klucz do zrozumienia, co się z nią stało.

Początkowo był przekonany, że Początek drogi przedstawia ich wesele. Liliana pochodziła z niewielkiej wioski, a wspaniała uroczystość od zawsze była jej marzeniem. Panna młoda na obrazie, odziana w olśniewającą, białą suknię, właśnie rzuciła wianek, który frunął w stronę próbujących go złapać panien. Kobieta wydawała się podobna do Liliany, lecz nie widział jej twarzy. Z czasem jednak nabrał pewności, że to nie jego narzeczona. Za niska, miała nieco inny odcień włosów i niepodobne dłonie.

Pan młody stał pomiędzy gośćmi, z uwagą obserwując oczepinową zabawę. Jego sylwetka tonęła w cieniu, lecz dało się zauważyć kształt twarzy i dumnie wypiętą pierś. Kacper próbował rozpoznać w nim siebie, nie zdołał.

Jeśli więc to nie ich wesele, to czyje? I czy Liliana lub on gdzieś tu są? Uczestniczył w kilku zaślubinach, lecz żadna zabawa nie przypominała przedstawionej na płótnie.

Postanowił, że zacznie od rozpoznania choć jednej osoby. I do tej pory mu się nie udało.

Czasem złośliwy głos podpowiadał mu, że ta scena zrodziła się w wyobraźni Liliany jak dziesiątki innych i nic nie znaczy. Głos ten znajomi i rodzina Kacpra nazywali rozsądkiem. Nienawidził go.

Zabrał obraz do znawcy sztuki, który o zdolnościach Liliany wyraził się pochlebnie, lecz na płótnie nie znalazł nic, czego wcześniej nie widział. Ciekawsze rzeczy stwierdził folklorysta, który rozmontował scenę na czynniki pierwsze. Dopatrzył się wielu dobrze oddanych zwyczajów, lecz w zakłopotanie wprawiły go niektóre stroje czy elementy wystroju chaty. Nie pasowały do żadnego czasu ani regionu, wywnioskował więc, że Liliana przy tworzeniu popuściła wodze wyobraźni.

– Takie wesele nigdy się odbyło – orzekł – ale gdybym miał strzelać, to pana narzeczona chciała osadzić je w latach trzydziestych, może czterdziestych.

Kacper wrócił do punktu wyjścia.

Z czasem odkrył, że niektórych weselników Liliana odmalowała w szczególny sposób – jakby chciała zaznaczyć, że są głównymi aktorami tego spektaklu.

Gospodarz, ojciec panny młodej, promieniował surową dumą, choć Kacprowi wydawało się, że coś mąci jego spokój.

W rogu obrazu smuciła się dziewczynka. Wpatrywała się w lecący wianek zielonymi oczami, a Kacprowi na widok jej spojrzenia zawsze krajało się serce. Było w jej sylwetce coś dziwnie nierzeczywistego.

Wśród nawiedzających oczepiny dziadów jeden widocznie przyćmiewał pozostałych. Ubrany w kolorowe łachmany, podpierał się sporym kijem. Zza zsuniętej maski upiora spoglądała rozbawiona twarz.

Wśród gości był też bardzo wysoki mężczyzna. Kacper nie wiedział, że w głowie Liliany może zrodzić się coś równie potwornego. Ów człowiek stał w mroku, a może to mrok gęstniał wokół niego. Twarz miał okrutną, oczy zimne jak dwa kryształki lodu, a pięści zaciśnięte. Spoglądał w stronę kobiet łapiących wianek. Raz, po długim wpatrywaniu się w mężczyznę, Kacper zauważył w mroku dwie sylwetki. Wyglądały jak martwe kobiety. Mogło mu się jednak przywidzieć, bo następnego dnia w tym miejscu nie dostrzegł już nic ciekawego.

Choć wysoki mężczyzna był straszny, na obrazie dało się dostrzec postać jeszcze bardziej przerażającą. Ktoś w oknie. Kacper zauważył go wiele dni po znalezieniu Początku drogi, gdy myślał, że zna już dzieło na wylot. Ten ktoś znajdował się na zewnątrz, widać był zarys głowy i ramion. Stał w mroku i podglądał; wydawało się, że żaden z weselników nie jest świadom jego istnienia. Gdy nadchodziła późna noc, a Kacper wciąż analizował obraz, ten ktoś w oknie zawsze przyciągał jego uwagę. Mężczyzna czuł wtedy dreszcze, jakby coś kazało mu uciekać i gdzieś się schować.

Tak było i tego wieczoru, tuż przed rocznicą. Porzucił wąsacza na rzecz osoby w oknie. Nic jednak nie wymyślił. Minęła północ, więc do rocznicy zostały tylko trzy dni. Posiedział jeszcze trochę, po czym zasnął przed obrazem.

Śniła mu się Liliana w białej sukni. Mówiła do niego z obrazu, zapraszała na ich wesele. Po chwili był już w chacie, tańczył z żoną w rytm muzyki granej przez muzykantów. Wokół kłębiły się dobrze znane mu postaci: gospodarz i dziad z kijem, ksiądz i smutna dziewczynka, staruszka w czarnej chuście i wysoki mężczyzna. Kacper zerknął na okno, nikogo jednak nie zauważył.

– Są wszyscy – powiedziała mu na ucho żona. – A nie miało być nikogo.

Obudził się, zapalił światło i podszedł do obrazu.

Podejrzewał to od dawna.

– Jesteście rodziną Liliany? – zapytał weselnych gości.

Kobieta nie utrzymywała z krewnymi kontaktu, w ogóle mało o nich wspominała. Na wesele nie miała zamiaru zaprosić nikogo. Jeśli to oni, Kacper nie miał prawa ich znać.

Wciąż niewiele rozumiał. Czy Liliana podświadomie tęskniła za swoimi bliskimi, że ich namalowała? I właściwie co oni jej zrobili?

– Chciałabym zaprosić na wesele dwie osoby, ale to niemożliwe – powiedziała kiedyś ze smutkiem.

– Kogo?

– Babcię. Ale ona już od dawna nie podróżuje. I moją przyszywaną siostrę, lepszą od tej prawdziwej. Ona też się tu nie zjawi.

Pytał ją dlaczego, ale nic więcej nie powiedziała.

Czy babcia i ta przyszywana siostra są na obrazie? I czyje to w końcu wesele?

Tej nocy niewiele spał.

Rano pojechał do pracy, popołudniem zrobił szybkie zakupy i wrócił do domu. Wszystko zepsuła jednak siostra, która wpadła z wizytą i zostawiła u niego siostrzeńców. Poczuł małą satysfakcję, że rodzina uznała go już za dość zrównoważonego psychicznie, by powierzyć mu opiekę nad dziećmi, choć i tak wolałby zostać sam i w spokoju analizować obraz.

– Co sądzisz o tym malowidle? – zapytał starszego siostrzeńca. Zawsze to jakieś świeże spojrzenie.

Chłopiec niechętnie oderwał wzrok od telewizora, gdzie prowadził akurat Nathana Drake'a przez podziemia świątyni.

– To jakieś urodziny? – zapytał i wrócił do grania.

– Podoba ci się ten obrazek? – Kacper zagadnął młodszego, oglądającego kreskówkę na laptopie.

– Nie – odpowiedział. – Chcę inną bajkę! – domagał się pięciolatek.

– Ta jest bardzo ładna.

– Chcę anime.

Pszczółka Maja to anime.

– Inne anime!

Już miał włączyć bachorowi Muminki, ale coś mu się przypomniało. Wcisnął spację. Kadr z bajki przedstawiał sielską łąkę, naprawdę ładną, choć kreska już się mocno zestarzała. Przypomniał sobie, że Liliana popełniła kiedyś bardzo podobny obraz. Pobiegł go poszukać.

Szafę w przedpokoju wypełniało tyle prac kobiety, że można by nimi obdzielić ze trzy muzea. Prawie kwadrans zajęło mu odszukanie właściwej. Siostrzeńcy w tym czasie zdążyli się pokłócić ze trzy razy, ale nie zwracał na nich uwagi. W trakcie poszukiwań w jego ręce wpadła Zimowa wioska, ulubiony obraz Liliany, który kiedyś wisiał w dużym pokoju. Przedstawiał malownicze domki przykryte białym puchem, jakby wyjęte z fantazji dziecka o cudownej zimie. Liliana zawsze chciała zamieszkać w takim miejscu, w długie, mroźne wieczory grzać się przy kominku, a rankiem spacerować po zaśnieżonym lesie. Kacper odłożył ten obraz na bok, jego widok był zbyt bolesny.

Gdy znalazł ten właściwy, postawił go przed sobą.

– Ładna łąka? – zapytała Liliana, prezentując mu płótno. – Na podobnej znalazłam kiedyś Maję.

– Maję? Z tej bajki?

Pomyślał wtedy, że mówi o pszczole. Od czasu do czasu miała napady infantylizmu.

– Tęsknisz za rodziną? – zapytał innym razem, próbując czegoś się dowiedzieć.

– Za babcią. I za Mają, ale ona nie jest rodziną.

– A kim?

– Moją prawie siostrą.

– Zaprośmy ją do nas – zaproponował.

Liliana posmutniała, nic mu nie wyjaśniła.

Kacper zostawił Łąkę o zachodzie słońca i podszedł do Początku drogi. Smutna dziewczynka wciąż wpatrywała się we wianek. Naokoło niej pełno było kwiatów. Zawsze wiedział, że jest w tej postaci coś dziwnego. Jakby ktoś umieścił wśród żywych ludzi istotę namalowaną farbami.

– Ty jesteś Maja?

Chyba poznał pierwszą osobę. Zostało jeszcze siedemdziesiąt pięć.

Siostrzeńcy chwilowo ogłosili rozejm, pojednała ich konsola. Gdy jednak młodszy stracił kilka razy życie, rozpoczęli nową wojnę nad padem.

– Aha, wujku, jakiś gość pytał o ciebie w parku! – krzyknął starszy.

– Jaki gość?

– Taki brudas.

– O co pytał?

– Miał cię narysowanego i pytał, czy ktoś cię widział. Bo cię szuka.

Kacprowi zrobił się gorąco.

– Narysowanego?

– Na kartce. Pokazał mi ciebie, a ja mu mówię, że tak.

– Powiedziałeś mu, gdzie mieszkam?

– Nie wiem, gdzie mieszkasz. Pokazałem na blok, mniej więcej. I powiedziałem, że na ostatnim piętrze.

– I co ten ktoś zrobił?

– Podziękował i poszedł. Dziwnie mówił.

– Zaciągał? Jak wieśniak?

– Chyba tak.

Wieczór spędził w oknie, spoglądając zza firanki. Widział pobliski park, po zmroku zamieniający się w siedlisko lokalnej patologii. Odnotował kilku podejrzanych osobników wchodzących do klatki schodowej, raz serce mocniej mu zabiło, gdy usłyszał kroki za drzwiami. To był jednak tylko sąsiad.

Dlaczego się bał? Ten ktoś mógł mieć informacje na temat Liliany, a nawet przynieść od niej wiadomość.

Minęła północ, dwa dni do rocznicy, odliczył.

Godzinę później znów stanął przed obrazem. Nie odważył się jednak zapalić światła, do wyławiania z ciemności postaci użył latarki-breloczka. Uznał, że czas utkać siatkę ze spojrzeń.

To było szalone, lecz ekscytujące zajęcie. Zakładał, że niektóre postaci przyglądają się innym bynajmniej nie bez powodu. A że spojrzenia można interpretować bardzo różnie, kombinacji było bez liku.

Smutna dziewczynka, chyba Maja, patrzyła na wianek, to nie podlegało dyskusji. Ktoś w oknie spoglądał na wszystkich. A wysoki mężczyzna na kobiety łapiące wianek, tu więc Kacper mógł pogłówkować.

Przyjął, że olbrzym wpatruje się w kobietę niemal całkowicie zasłoniętą przez inne. Widać było tylko fragment jej twarzy, pogrążony w mroku. Patrzyła… Na osobę oglądającą obraz.

Ktoś uderzył w drzwi.

Kacper podniósł pustą karafkę, która ze wszystkich przedmiotów pod ręką najbardziej nadawała się na broń, i na palcach zakradł się do wizjera.

Za drzwiami stał dziad z obrazu Liliany. Ten najważniejszy, z maską demona. Ubrany był w zwykłe szarobure łachmany, w ręku dzierżył ten sam kij. Kacper poznał jego młodą, uśmiechniętą twarz.

Najpierw pomyślał, że zwariował. Potem zorientował się, że bardzo się boi.

Łup, łup, w drzwi.

Nie znał weselników, ale swoją żonę bardzo dobrze, a ona odmalowała dziada jako kogoś, kogo należy się bać. Nie wiedział, co robić. W ciągu ostatniego roku analizował tak wiele różnych rzeczy, tego jednak nie przewidział.

Sąsiad z naprzeciwka otworzył drzwi z siłą małego tajfunu.

– Co pan tu, kurwa, hałasuje po nocy?! – ryknął na nieznajomego.

– Tu mieszka… yyy… Kasper? – zapytał dziad.

– Mieszka, ale jest noc, do kurwy nędzy! Nie otwiera, to śpi, albo go nie ma! Przyjdź pan jutro za dnia!

– Pszyjde – obiecał i zbiegł po schodach.

Kacper odetchnął głęboko. Przyjdź, przyjacielu, pomyślał. Będę przygotowany.

Rano nie poszedł do pracy. Na wymyślanie wymówek dla szefa będzie miał jeszcze czas, o ile zachowa życie i zdrowe zmysły.

Chodził po pokoju, rozważając różne opcje działania i próbując ignorować dziada z obrazu, który śmiał się spod maski demona.

W końcu Kacper ustawił kamerę i zaczął nagrywać.

Około południa wypatrzył dziada, gdy ten kręcił się pod blokiem.

– Hej, szukał mnie pan? – krzyknął z okna. Starał się brzmieć jak ktoś zaciekawiony, a nie śmiertelnie przerażony.

– Tyś Kasper? – zawołał z dołu dziad.

– Ja. Chodź pan na górę, drzwi otwarte, a ja się zeszklę.

Kacper obserwował dziada cały ranek i doszedł do wniosku, że ten jest zagubiony. Jakby nigdy nie widział wysokich budynków czy ruchliwej ulicy. Być może całe życie spędził w małej wiosce. Kacper uczepił się jednak innej myśli – świat, z którego pochodził dziad, naprawdę osadzony był w latach trzydziestych lub czterdziestych. A to dało się wykorzystać.

Schował się do szafy i czekał.

Ktoś wszedł przez uchylone drzwi, powoli i ostrożnie. Kroki skierował do kuchni. Potem do drugiego pokoju. Kacper zaczął tracić cierpliwość.

– Tutaj! – zawołał, włożył pilot w szczelinę między drzwiami szafy, włączył film i zaczął podglądać.

Dziad wszedł do pokoju, obie dłonie trzymał na kiju.

– Słucham pana – powiedział Kacper z ekranu telewizora. – Czemu mnie szukał? – Pauza.

– Za dwa dni bedzie weselisko – oznajmił mężczyzna. – Młody mnie wysłał. Tak dla pewności. I tyle.

Chciał zapytać, jakie weselisko, ale na nagraniu miał inne pytanie. Play.

– Gdzie Liliana? – Pauza.

– Wyjć zza tej szyby, bo ją zbije.

Play. Kacper na ekranie podniósł obraz. Prawdziwy schowany był bezpiecznie w wersalce.

– Jesteś tu, dziadu. – Wskazał go palcem. – A co się stanie, jak zrobię to? – Zbliżył do płótna płomień zapalniczki.

Jeśli Kacper liczył, że w ten sposób go zaszantażuje, to był naiwny. Nieznajomy uderzył kijem i roztrzaskał telewizor. Ten zgasł i spadł na podłogę, odsłaniając gołą ścianę.

Kacper wykorzystał moment, wyskoczył z szafy i zdzielił dziada w głowę tłuczkiem do mięsa. A potem, nieprzytomnego, przywiązał do krzesła.

Postawił przed nim obraz.

Rana nie wyglądała na poważną, więc dziad niebawem powinien się obudzić. Kacper zastanawiał się, czy zadzwonić na policję, ale policja straciła jego zaufanie, gdy nie potrafiła znaleźć Liliany. To może znajomi albo ktoś z rodziny? Też nie. Nieraz uznali jego dociekliwość za wariactwo, pewnie gdyby podał im dziada na tacy, stwierdziliby, że Kacper wciąż nie jest zdrowy na umyśle, a ten gość jest tylko podobny. Był sam i mógł liczyć tylko na siebie.

Na razie miał trochę czasu, zaczął więc oglądać obraz. Dziad w jego pokoju i dziad z płótna to ta sama osoba, upewnił się, gdy porównał ich twarze. Ten przywiązany do krzesła mógł być trochę starszy.

Kacper zastanowił się, na czym wczoraj skończył tkanie siatki. Ach tak, wysoki mężczyzna spoglądał na łapiącą wianek. Wykreślił palcem trajektorię lotu kwiatów. Całkiem możliwe, że spadną prosto na nią. Jednak ona wcale nie chce ich złapać, pozostałe pchają się, ona zostaje z tyłu.

Nie chce chwycić wianka.

Najbardziej przerażający z weselników wlepia w nią spojrzenie.

Patrzy na osobę oglądającą obraz. Jako jedyna na weselu. Jakby chciała zawołać o pomoc.

– Liliana?

Obserwowała go twarzą skrytą w mroku.

Nagle coś przyszło mu do głowy. Utkwił spojrzenie w kimś w oknie. Co, jeśli…

Aż zaparło mu dech. Tam nie było żadnego okna. Wisiało lustro. Jego ramę wziął za framugę.

Ktoś w oknie to on, wpatrujący się w obraz.

Liliana krzyczała tym obrazem o pomoc, teraz widział to jasno i wyraźnie.

Uderzył dziada w twarz.

– Pobudka, kolego! Mamy do pogadania.

Nieznajomy otworzył oczy, spojrzał nieprzytomnie.

– Nie przeszczegli, żeś taki twardy czarownik.

Kacper wskazał na obraz.

– Czyje to wesele?

Nie miał zamiaru powiedzieć, ale kiedy Kacper przywalił mu tłuczkiem w kolano, zmienił zdanie.

– To chyba Alinki. Ze dwa lata temu. Pamiętam, bom dziadował.

– Kim jest Alinka?

– Dziewuszka z wioski. Siostra Lilki. Tej twojej.

Dwa lata temu. Pamiętał, że Liliana w tamtym okresie wyjechała, ponoć odwiedzić przyjaciółkę, o której pierwszy raz usłyszał. Złościł się, ale ją puścił. Tak naprawdę pojechała na ślub siostry?

– Ten. – Wskazał na wysokiego mężczyznę. – Co to za jeden?

– Janek.

– Co za Janek?

– To bedzie, za dwa dni, mąż Lilki. – Rozchichotał się tak, że Kacper musiał znów zdzielić go tłuczkiem. – Nie widzisz, jak się na nią gapi? Ona go nie chce, ale co ma do gadania?

Srogi ojciec panny młodej, czyli również ojciec Liliany, nagle wydał się Kacprowi górować nad weselem. Jakby weselnicy byli pacynkami w wystawianym przez niego przedstawieniu.

– Rodzice nie chcieli jej wydać za mnie, co? – zapytał dziada. – Czego mi brakuje, a co ma ten drągal o twarzy psychopaty?

– Nie jest z obrazu – odparł dziad, uśmiechając się obrzydliwe, a potem zerwał się razem z krzesłem i próbował staranować głową Początek drogi. Kacper przytomnie chwycił za obraz, pociągnął go niczym matador muletę przed szarżującym bykiem, za późno.

Dziad zanurkował w płótnie i zniknął.

Resztę dnia Kacper spędził, zastanawiając się, czy powinien zadzwonić do psychiatry. Człowiek na jego oczach rozpłynął się w powietrzu. Z drugiej strony, jeśli Liliana też wstąpiła w swój obraz, jakkolwiek szaleńczo by to nie brzmiało, rozwiązywało tajemnicę jej zniknięcia.

Postanowił, że spróbuje zrobić to samo.

Od razu odrzucił Początek drogi. Jeśli był bramą do miejsca, które przedstawiał, to na pewno ci, którzy kazali go zabić, już tam czekali. Miał za to drugi obraz przedstawiający tę samą okolicę.

Postawił Łąkę o zachodzie słońca przed sobą i próbował wsadzić w nią rękę. Uderzyła w płótno. Spróbował głowę. To samo.

Przypomniał sobie, jak Liliana płakała po zakończeniu prac nad obrazem, który przedstawiał zniszczony pożarem las.

– Czemu tak przeżywasz? – dziwił się. – Namalowałaś to. Nie jest prawdziwe.

– Jeśli mocno w to wierzysz, to jest – powiedziała poważnie.

Musiał więc uwierzyć. Rozpędzić się i wejść w obraz, odrzucając głos mówiący, że to wszystko jest wytworem jego wyobraźni.

Tak też zrobił.

 

II

Tam

 

Wyobrażał sobie, że będzie to dziwniejsze przeżycie, tymczasem przypominało przeskoczenie przez otwarte okno. Wylądował niezgrabnie na łące. Leżał przez chwilę, nasłuchując, a potem przewrócił się na plecy. Niebo przyozdobione było tysiącami mrugających gwiazd.

Wstał i rozejrzał się. Świat nie wyglądał na malowany farbami, był wyraźny i namacalny. Kilkaset metrów dalej Kacper dostrzegł kilka słabych świateł, to chyba wioska. Być może w niej czekała na niego Liliana. Ruszył w tamtym kierunku, starając się trzymać w cieniu drzew. Kiedy doszedł do pierwszej chaty rozszczekały się psy i musiał czmychnąć w pobliskie pole pszenicy. Zastanawiał się, jak ma odnaleźć narzeczoną, skoro nie wie, gdzie ona jest, a mieszkańcy wioski na pewno są przygotowani na jego wizytę? Czy jest ktoś, kogo mógłby łatwo znaleźć i jednocześnie obdarzyć zaufaniem?

Maja mogłaby mu pomóc, ale skoro nie było jej na łące, to nie miał pojęcia, gdzie jej szukać. Ktoś inny? Wypatrzył sylwetkę kościoła ładnie oświetloną blaskiem księżyca. Budynek stał na wzniesieniu nieopodal linii lasu. Liliana chyba lubiła miejscowego proboszcza, bo odmalowała go jako staruszka o różowej, miłej twarzy. Jeśli ktoś wie o wszystkim, co tu się dzieje, to z pewnością on.

Ruszył skrajem pola pszenicy. Minął stracha na wróble, który patrzył w stronę wioski.

Kacper zatrzymał się i cofnął o kilka kroków. Ten strach na wróble wyglądał podejrzanie znajomo.

Ciało dziada ktoś nabił na jego kij. Twarz zastygła w paskudnym grymasie, wyprostowane ręce wskazywały przeciwne strony świata.

Kacper oddalił się czym prędzej. Nawet wolał nie analizować, co tu się stało. Jeśli dziad skończył w taki sposób, to co zrobią z nim?

Na tyłach kościoła paliło się światło. Kacper zakradł się i spojrzał przez okno. Ksiądz, ubrany w piżamę, siedział w wygodnym fotelu i przy świetle lampy naftowej czytał opasłe tomisko. Kacper nie miał zamiaru czekać do świtu, całkiem możliwe, że na porannej mszy zbierze się z pół wioski. Zapukał w okno.

Duchowny podskoczył, a księga wypadła mu z rąk. Potem złapał coś w rodzaju pałki i podszedł powoli.

– Kogo niesie? – Otworzył okno, od którego Kacper zdążył się odsunąć na długość broni.

– Szczęść Boże – wydukał na początek.

– Nie wiem, czy ci poszczęści. Czego tu?

– Jestem… przyjacielem Liliany. Przybyłem na ślub.

– Ślub pojutrze. – Spojrzał na zegar. – Jutro. W południe.

– Muszę z księdzem o tym porozmawiać. Słyszałem głosy, że panna młoda wcale nie chce wyjść za mąż. Ponoć ją zmusili.

Ksiądz lekko opuścił pałkę.

– Ojciec tak jej wybrał. Co o tym myśli? Trza by ją zapytać.

– Gdzie teraz jest Liliana?

– Poza wioską. Przywiezie ją dopiero na ślub.

– Pan młody? Janek?

– Nie kto inny.

– Ksiądz wie, że to zły człowiek, prawda?

– Nie mnie oceniać – odparł ostrożnie, ze strachem w głosie. – Osądza Bóg.

– Czy ksiądz może odmówić udzielenia tego ślubu? Skoro pannę młodą zmuszono…

– Jeśli panna młoda powie: „nie”, ślubu nie będzie. Co mogę zrobić, skoro mówi, że chce? A to, dlaczego tak mówi, to już nie moja działka. Mógłbym ich wywlec za fraki z kościoła, powiedzieć Jankowi, nie będzie sakramentu, ale on jutro znalazłby innego księdza, a pojutrze spalił mój kościół. – Zamilkł, jakby zorientował się, że za dużo powiedział.

– Zna ksiądz dziewczynkę o imieniu Maja? – zapytał Kacper.

– Znam. Dziwne dziecko. Lilka ją kiedyś skądś przywlekła, od tamtej pory mieszkała z nimi, ale parę miesięcy temu przepadła jak kamień w wodę. Nie chcę cię poganiać, ale chyba powinieneś już zmykać. Jak ktoś cię zobaczy…

– Kto tu może mi pomóc? Ktoś sprzeciwia się ślubowi?

– Stara Genowefa, babka Liliany. Mieszka na południe stąd, ostatnia chałupa pod lasem, w stronę stawu. One są jak jedna dusza w dwóch ciałach, to babka nauczyła Lilkę malować.

– Malować? – Kacper udał zaskoczonego.

– Jest ciemno, ale ja cię widzę, chłopcze. Nie jesteś stąd. Mówiłem, że to magia, której nie powinno się tykać, te ich obrazy i światy, że będą z tego kłopoty. Nie zagłębiałem się w to, ale staruszka wie wszystko. Niech ona ci opowie.

– Dziękuję.

– I nie pokazuj się nikomu. Ja cię nie wydam, bo Lilkę bardzo lubię, ale jeśli zobaczy cię ktoś inny, od razu doniesie Jankowi.

Kacper nie bez trudu odnalazł chałupę. Na podwórku nie było psów, zakradł się więc i przez okno podejrzał staruszkę, jak smacznie chrapie w łóżku.

Uciekł do lasu i zaszył się w zaroślach. O świcie spróbuje dotrzeć do starowinki. Wyjął smartfon, nie miał zasięgu, ale działał. Wpół do pierwszej. Nastawił budzik i spróbował się zdrzemnąć.

O brzasku coś wyrwało go z niespokojnego snu. Kacper przywarł mocniej do ziemi i czekał. Ktoś szedł lasem, dwie osoby. Zatrzymały się trzy kroki od niego.

– Tu? – zapytała kobieta, chichocząc.

– Niech bedzie – odparł mężczyzna.

Poczuł podmuch powietrza, gdy rozłożyli koc. A potem zaczęli się rozbierać. Kobieta położyła się pierwsza, a jej towarzysz zaczął ją ujeżdżać, głośno stękając. Gdyby Kacper nie był tak śmiertelnie przerażony, to parsknąłby śmiechem. Starał się nie ruszać i nie skupiać zbytnio na wiercących się pośladkach kobiety, na które miał doskonały widok.

– Jak tam szykowanie weseliska? – zapytał mężczyzna, gdy skończył i położył się obok kobiety.

– Stypa wyjdzie, nie weselisko – odpowiedziała. – Lilka jest głupia. Z Jankiem bedzie tu królową.

– Ciebie też ociec wyswatał i nic dobrego nie wyszło – zaśmiał się.

– Ja tam z męża zadowolona. A najbardziej, że tak twardo śpi. – Cmoknięcie.

– A ta twoja siostra to czasem nie znalazła se innego?

– Różnie gadają. Może tak. Nie widziałam go.

Wtedy włączył się budzik. Kacper aż podskoczył, kciukiem uruchomił dziesięciominutową drzemkę, ale było za późno.

Wstali oboje, nadzy i bardzo zaskoczeni, po czym rozsunęli gałęzie. W kobiecie rozpoznał pannę młodą z Początku drogi. Mężczyzny, a właściwie jeszcze chłopca, nie znał. Nie było go na obrazie.

Co powinien zrobić? Nawet jeśli ucieknie, będą go szukać.

Postanowił pstryknąć im zdjęcie. A potem obrócił telefon i pokazał, jak ładnie wyszli.

– Rozejdziemy się i udamy, że nigdy się nie spotkaliśmy – postanowił. – Inaczej twój mąż przestanie twardo sypiać.

Kobieta spiorunowała go wzrokiem – podobnym nieraz obrzucała go Liliana, gdy coś przeskrobał, nigdy jednak nie było w nim tyle nienawiści – a potem lekko skinęła głową.

Nie czekał, aż się rozmyślą i zabiorą mu telefon. Uciekł.

Wypatrzył babcię Liliany bladym świtem, gdy krzątała się pod chatą. Od razu poznał jej pomarszczoną twarz – staruszka w czarnej chuście z Początku drogi. Zbliżył się ostrożnie, a ona nie zdziwiła się na jego widok.

– Wie pani, kim jestem?

– Wiem. Właź do środka, bo zobaczą.

Wnętrze chaty było surowe i przytulne jednocześnie. Stanowiła je jedna izba, z wydzieloną częścią kuchenną, gdzie królował solidny piec, oraz częścią sypialną, w której rządził wielki stół. Kacper wszedł na skórę dzika robiącą za dywan i zdał sobie sprawę, że ze wszystkich stron otaczają go wiszące na ścianach obrazy. Wśród nich krajobrazy, zwierzęta, sceny polowań i obrzędów religijnych, a na niektórych widoki, które mogły pochodzić z książek fantastycznych. Kacper zatrzymał się przed płótnem, na którym fioletową dżunglę oświetlały trzy księżyce. Podobało mu się.

– Wysłał mnie tu ksiądz – powiedział staruszce, gdy zaparzyła mu herbaty. – Podobno może mi pani pomóc.

– Jeśli bede mogła. Nie znam cie, chłopcze, ale Lilka jest za tobą, wpadłeś za nią do obrazu, to dużo. Zresztą, jaki byś nie był, i tak lepiej niż tamten. Nie wydam wnuczki za zbrodniarza.

– Zbrodniarza? To Janek postawił tego stracha na wróble?

– A ten to akurat zasłużył. Kawał skurwiela. Zeźlił Janka, bo wrócił bez twojej głowy, a jeszcze pokazał ci, jak przejść. Ale wcześniej Janek, to bydle, zabił żone. A przedtem narzeczoną. Nie dam mu Lilki. Choćbym miała otworzyć mu gardło.

– Liliana nigdy nie powiedziała mi o tym, co potrafią jej obrazy. Jak to działa?

– Raz za kiedy rodzi się człek z takim darem, że może otworzy brame malunkiem. Ja tak potrafie. Ale już tego nie robie, za dużo widziałam. Lilka ma to po mnie. Nie przyuczałam jej, nie chciałam, żeby malowała, ale sama się naumiała. Raz przychodzi do mnie i mówi, że maluje świat, gdzie wysokie budowle stoją jedna przy drugiej, automobile nie mieszą się na ulicach, a ludzie widzą się z drugiego końca świata przez małe pudełka. A potem tam polazła. I już nie miała chęci wrócić.

– Uciekła, bo ojciec wybrał jej narzeczonego?

– Ano. Choć czasem nas odwiedzała. Przyszła na ślub Alinki. Jak była u was, pewno malowała nasz świat i porobiła więzy, można było przejść w tę i nazad. Ojciec i Janek o tym wiedzieli. W końcu poszli do was i ją wzięli.

Kacper poczuł dreszcze na myśl o tym, że jacyś obcy ludzie chodzili po jego mieszkaniu i zaciągnęli Lilianę do obrazu.

– Ona chciała palić swoje dzieła – przypomniał sobie. – Nie zdążyła. – Nagle uderzyła go przerażająca myśl: – Oni weszli do mojego świata przez jakiś jej obraz, prawda? Dziad również.

– Tak. Lilka namalowała ich troche, ostały się dwa, park i rzeka. Rzeka jest u mnie, schowana. Park ma Janek. Żeby za wami nie poszli, trza oba zniszczyć. Ale tego nie zrobicie, bo musicie wpierw wskoczyć. No i musisz pogłówkować, jak wyrwać ją z łapsk Janka.

– Wbiegnę do kościoła, zanim złożą przysięgi.

– Nie wpuszczą cie. A nawet jeśli jakoś się wgramolisz, to nie pójdzie za tobą.

– Dlaczego? Czymś ją szantażują?

– Znasz taką dziewczynkę, co ją zowią Mają?

– Widziałem ją raz czy dwa. Na płótnie.

– Lilka dała jej życie. Narysowała świat, poszła tam i przywlekła Maje ze sobą. Były jak siostry. Janek, po tym jak porwał moją wnusię, zaaresztował dziewczynkę u siebie na strychu. Nie będzie ślubu, to ją zabije.

– Uwolnię i ją – dodał, a potem zorientował się, że zupełnie nie wie, jak się do tego zabrać. – Pomoże mi pani?

– Pomoge. Wpierw musisz wiedzieć, że nie zrobisz nic przed ślubem. On bedzie wszystkiego pilnował, ma swoich dryblasów. Ale kiedy się ściemni, Janek się uspokoi. Straci czujność. I wszyscy sobie zdrowo pochleją. Tedy bedziesz miał szanse…

Staruszka przedstawiła mu swój pomysł. Brzmiał ryzykowanie, ale Kacper nie miał w zanadrzu nic lepszego. Zgodził się.

– Jeszcze jedna prośba. Czy ma pani obraz tak przerażający, że ten, kto go zobaczy, od razu uwierzy w to, co na nim widać?

– Coś by się znalazło. Ale na taką okazję wyszykuje nowy – powiedziała mściwym tonem, za który Kacper miał ochotę ją ucałować. – Pastele bedą w sam raz, nie ma czasu na schnięcie.

Później zeszli do piwnicy, gdzie staruszka ukryła go w malutkiej komórce, do której prowadziło tajne przejście przez szafę. Dostał poduchy, lampę, trochę jedzenia i wody. Kobieta tymczasem zaczęła rysować gdzieś nad jego głową, co jakiś czas głośno komentując dzieło. Bezsilność, niecierpliwość i klaustrofobia spowodowały, że po godzinie Kacper miał ochotę przegryźć ścianę na wylot. Tylko myśl o Lilianie dodawała mu siły, zastanawiał się, czy wciąż wierzy, że przyjdzie jej na ratunek.

Wieczorem zgasił lampę, wyłączył telefon i próbował usnąć.

W nocy kilku ludzi przyszło sprawdzić chałupę. Ten, który mówił, mógł być Jankiem. Kacper widział oczami wyobraźni jego wysoką sylwetkę i zimne oczy. Traktowali staruszkę uprzejmie, ale zaczęli przetrząsać dom, by upewnić się, że nic nie zakłóci wesela.

– Znów bazgrze? – zainteresował się domniemany Janek. – Mało złego z tego przyszło?

– W nocy mnie wzięło – odpowiedziała staruszka.

Chwilę później dwie lub trzy osoby zeszły do piwnicy. Kacprowi mocniej zabiło serce. Złapał dzban z wodą, jedyną rzecz, którą mógł się bronić. Ktoś otworzył drzwi szafy. Przez szczeliny w desce do kryjówki wpadały promienie światła.

– Tysz nic – powiedział jakiś mężczyzna i zamknął drzwiczki.

Kacper opadł z ulgą na podłogę, oblewając się wodą.

Mężczyźni przeprosili za najście, wyrazili nadzieję, że jutro na weselu wszyscy będą się dobrze bawić, pożegnali się i wyszli.

Kacper myślał, że do rana nie zmruży już oka. Mylił się.

Rankiem staruszka z zachwytem zawołała:

– No! Gotowe! W sam raz na podarek!

Przed południem odsunęła deskę i wręczyła mu zwinięty arkusz.

– Idę na ślub – powiedziała. Ubrana była w babciną suknię w ogromne, kolorowe kwiaty, na głowę założyła czarną chustę znaną Kacprowi z obrazu. – Zrób, jak się ugadaliśmy.

Podziękował jej i rozwinął rysunek. Tak, pomyślał, z pewnością się nada.

Czekał. Słyszał bicie kościelnych dzwonów. Później nastała około godzinna cisza, którą w końcu zakończyły pojedyncze okrzyki. Niedługo potem dało się słyszeć przytłumioną muzykę. Liliana była tak blisko.

Staruszka wróciła do domu około dziewiątej wieczorem. Przyniosła mu trochę jedzenia i zdała wyczekiwaną relację.

– Wyżenili się. Lilka wygląda, jakby bawiła się na własnym pogrzebie, ale jest cała i zdrowa. Weselisko jak weselisko. Goście jedzą, piją, tańcują. Pogadałam sobie z niektórymi.

– Co z dziewczynką?

– Nie wypuścili jej ze strychu. Pilnuje go dwóch Jankowych na zmianę. Pół godziny przed dwunastą mają tam pójść Gienek i Maciek. Obaj są już mocno spici, dasz radę.

– A obraz?

– W izbie Janka. Tyle wiem. Wracam na zabawe, przyjde, jak bedzie czas.

Ostatnie dwie i pół godziny zdawało się trwać całą wieczność. Kacper wmusił w siebie trochę weselnego jedzenia i czekał. Po jedenastej założył obszarpane ciuchy i powiesił na szyi maskę lisa. W jeden dużej kieszeni umieścił zrolowane dzieło staruszki, w drugiej pałkę i nóż.

Babcia Liliany w końcu wróciła. Wyjęła ze skrytki płótno przedstawiające rzekę na obrzeżach miasta.

– Wiesz, gdzie to?

– Tak. – Kacper widział malunek po raz pierwszy i jak zawsze zachwycił się pędzlem ukochanej.

– To idziemy.

Noc była ciepła i przepełniona cichą, skoczną muzyką. Kacper dostrzegł chatę, gdzie odbywało się wesele, stała jakieś pół kilometra dalej. Rozstał się ze staruszką i ruszył w innym kierunku.

Dom Janka był największym i jedynym murowanym we wiosce, więc Kacper odnalazł go bez trudu. Wszedł przez uchylone okno. Gdzieś na piętrze rozmawiało dwóch podchmielonych mężczyzn. Założył maskę i oświetlając sobie drogę komórką, znalazł schody.

– Cieli mu się, a mnie się nie cieli. Ale jak się Józiakowi ocieliła, to on, że jemu się nie cielą, bo to u mnie się cielą. No by go… Kto idzie?!

– Od pana młodego! – zawołał Kacper, zasłaniając się karafką przygotowaną przez babcię Liliany.

Poznał obu mężczyzn. Starszy to wąsaty wujek z obrazu. Na sam widok alkoholu zaświeciły mu się oczy. Jednak młodszy… Dlaczego spośród wszystkich mężczyzn w wiosce Kacper musiał trafić akurat na niego?

Mierzyli się przez chwilę wzrokiem. Młody z krzaków poznał go mimo maski i zaatakował.

Wytrącił Kacprowi karafkę z dłoni i pchnął go w stronę schodów. Wąsacz zamiast pomóc młodszemu koledze, zaskamlał nad rozlanym alkoholem.

Kacper utrzymał równowagę i wyjął pałkę. Ani przez chwilę nie brał pod uwagę, że ten pryszczaty dzieciak powstrzyma go przed odzyskaniem Liliany. Zdzielił go raz, a porządnie. Wąsaty oprzytomniał na chwilę, chyba zrozumiał, że teraz na niego kolej.

– Jestem chrzestnym! – wykrzyczał, a potem padł nieprzytomny. Czyim chrzestnym, tego Kacper już się nie dowiedział.

Odnalazł klucz do wielgachnej kłódki i otworzył klapę prowadzącą na strych.

Dziewczynka spała w olbrzymim, zapadniętym łóżku, które stało pod zabitym deskami oknem. Obok zauważył niewielki stolik z kilkoma ustawionymi nań zabawkami. Poza tym strych był pusty, ciemny i przerażający.

– Maja?

Zbudziła się, głośno wciągając z przerażenia powietrze.

– Co? Kto?

– Zabieram cię stąd.

Wąsatego pijaka i pryszczatego lowelasa zaciągnął na strych i tam zamknął. Klucz do kłódki wziął ze sobą.

Sprowadził dziewczynkę na dół.

– Ktoś ty? – zapytała podejrzliwie.

– Narzeczony Liliany. Ten prawdziwy. Uciekniemy w trójkę. Ale żeby nas nie szukali, muszę zniszczyć obraz, który ma Janek. Jest na nim park, takie drzewa w mieście. Wiesz, gdzie szukać?

– Janek śpi tam.

Izba była duża i urządzona z przepychem, jak na lata trzydzieste lub czterdzieste. Kacper zaczął gorączkowe poszukiwania, Maja stała bez ruchu, bała się dotykać czegokolwiek. Po jakimś kwadransie zaczął panikować. Na zmianę wydawało mu się, że oczepiny już się zaczęły albo zaraz się zakończą.

W końcu wyciągnął płótno spod łóżka, zrolowane, owinięte w jakieś ubranie.

Złapał Maję za rękę i pobiegli na umówione miejsce. Staruszka już na nich czekała.

– Babcia! – ucieszyła się mała i złapała ją w objęcia.

Oddał płótno kobiecie, a ta postawiła je obok własnego przedstawiającego rzekę.

– Który wolisz? – zapytała.

– Rzeka jest dalej od domu, ale mniej ludzi tam się szwenda nocą. Wskakuj, młoda.

Dziewczynka jednak nie miała zamiaru się ruszyć, póki nie zobaczy Liliany. Spalili więc szybko obraz parku, a potem Kacper udał się na wesele.

Szedł, kierowany muzyką. Nie sposób było przeoczyć chaty, pulsowała zabawą, wydawała się żywym organizmem. Kacper wypatrzył dziadów czekających na wejście, a było ich ze sześciu. Staruszka dobrze wybrała mu ubranie, bo gdy do nich dołączył, niczym się nie wyróżniał.

– Tyś skąd? – zapytał jeden z obdartusów.

Kacper udał pijanego, który woli nie otwierać ust z obawy przed zwymiotowaniem. Sami byli w podobnym stanie, więc zrozumieli.

Kątem oka dostrzegł okno. Zatoczył się w jego kierunku i zajrzał do środka.

Zobaczył ją. Siedziała na drewnianym stołku i akurat rzuciła wianek. Wyglądał pięknie i smutno. Jak wiele by dał, żeby to on mógł ją poślubić w tę noc, tak jak to było pisane.

Wianek złapała rudowłosa młoda dziewczyna, ale tego Liliana już nie widziała. Wstała i z grobową miną zniknęła wśród gości.

– Dziady! Dziady! – krzyczał jakiś dzieciak.

Kacper pobiegł za pozostałymi i wszedł do izby. Uderzyło go gorąco i zapach potraw zmieszany z ostrą wonią alkoholu i potu. Grała muzyka – bęben, flet, trąbka, a nawet skrzypce. Szukał wzrokiem Liliany, lecz gdzieś przepadła. Wypatrzył księdza, który gorączkowo dyskutował z jakąś kobietą. Obok stał dumnie ojciec Liliany, kontrolował wzrokiem całe wesele. Gdzie Kacper nie spojrzał, rozpoznawał znajome twarze. Był i Janek. Przewyższał pozostałych weselników o głowę. Właśnie wyściskał jednego z mocno pijanych gości i wyszeptał mu do ucha coś, co rozśmieszyło ich obu.

Tymczasem jeden z dziadów wyszedł na środek i wybełkotał wiersz:

 

Dla młodego mam dwa kije,

jak potrzeba, niechaj bije.

Bo pokorna, ułożona,

tylko taka dobra żona.

 

Pojawiły się liczne śmiechy. Kacper zapragnął podejść i wybić dziadowi tymi kijami wszystkie zęby. Obdartus chyba jakimiś czarami przywołał Lilianę, a potem, przerażoną, wyciągnął na środek i zatańczył z nią choreografię, która polegała głównie na próbach utrzymania się na nogach. Jakoś mu się udało i poczłapał na bok, gdzie wręczył kije Jankowi.

Każdy z dziadów mówił wiersz, a potem dawał prezent i tańczył z młodą, lub na odwrót. Twórczość była prymitywna, szowinistyczna i prosta jak budowa cepa. Kacper czuł narastającą tremę. Wiersz miał przygotowany, sklecał go bardzo długo. Wyszedł na środek i, cały czas patrząc na Lilianę, wyrecytował:

 

To początek waszej drogi

Jak z obrazka tak wspaniały

Przestąpicie dzisiaj progi

Świat się zmieni dla was cały

 

Poznała go. Dostrzegł, jak na jej twarzy pojawia się nadzieja. Później przygryzła wargę i udała, że do tańca idzie niechętnie.

Złapał ją za dłoń, a później wszystko potoczyło się samo. Muzyka ich poniosła, tańczyli lekko i z gracją, tak jak na tych wszystkich próbach, kiedy układali swój pierwszy weselny taniec. Trwało to ledwo chwilę, później do Kacpra dotarło, że może się zdradzić, więc raz czy dwa pomylił kroki, a w pewnej chwili o mało się nie przewrócił.

– Zabieram cię stąd – wyszeptał, gdy pociągnęła go do siebie.

– Nie mogę.

– Maja jest z twoją babcią. Uciekamy. Za chwilę.

Gdy skończyli, zostawił Lilianę na środku i podszedł do Janka. Ten patrzył podejrzliwie, jakby coś mu świtało, lecz był zbyt pijany, by pojąć co. Kacper podniósł rysunek i rozwinął go przed panem młodym.

Wymarły świat pełen był sylwetek szarych drzew wznoszących się ku czarnemu niebu. Obok wyschniętego koryta rzeki rozkładało się kilka opuszczonych budynków z dziurawymi dachami. Żywe wydawały się tylko sylwetki upiorów, smukłe i na wpół rzeczywiste, jakby utkane z czarnej mgły.

Janek patrzył na rysunek i wciąż nie rozumiał.

– Na nową drogę życia, skurwielu – wyszeptał Kacper i nakrył olbrzyma brystolem. A potem pociągnął w dół. Gdy papier dotknął podłogi, Janka już z nimi nie było.

Na weselu zapadła pełna szoku cisza.

Liliana już biegła ku niemu, załapał jej dłoń i ruszyli ku najbliższemu oknu. Jakiś krewki gość próbował zastąpić im drogę, lecz kobieta pchnęła go tak, że wylądował twarzą w zupie.

Kacper pomógł jej wyskoczyć i podążył za nią. Popędzili w ciemność, zostawiając za sobą wylewających się z chaty weselników.

Staruszka i Maja czekały na nich. Liliana wyściskała je obie, a potem ucałowała Kacpra.

– Choć z nami, babciu – zaproponowała. – Możemy wskoczyć w rzece, ona zabierze obraz i go nie znajdą.

– Tu jest moje miejsce.

– Czyli już się nie spotkamy?

– Gdzieś. Kiedyś. Pewno tak. No już, wskakujcie, bo zaraz…

Mężczyzna wyłonił się z ciemności, złapał Maję i przystawił jej nóż do gardła.

Kacper rozpoznał napastnika.

– Nie. Nie. Proszę – wyłkała Liliana.

– Pal obraz, babcia – rozkazał. – Łatwo było was przechytrzyć. – Spojrzał na Lilianę świecącymi się od wódki oczami. – Wiesz, jaki ty wstyd przynosisz rodzinie? Jaki wstyd siostrze? Tak nie może być!

Kacper rozważał wyjęcie noża, lecz ostatecznie wybrał telefon. Modlił się w duchu, by nie był rozładowany.

– Co robisz? – zapytał mężczyzna.

– Pokażę ci, kto naprawdę przynosi wstyd waszej rodzinie. – Odnalazł zdjęcie. – O, jest. To twoja żona podczas porannej wycieczki do lasu. – Pokazał mu. – A ty dla niej chcesz zabić dziecko.

Mężczyzna patrzył na zdjęcie jak zahipnotyzowany, a potem schował nóż i odszedł, mrucząc coś o dwóch kijach.

Pierwsza przeszła Maja. Liliana jeszcze raz wyściskała babcię i ze łzami w oczach zrobiła to samo.

– Dziękuję pani – powiedział Kacper i wskoczył.

Staruszka podpaliła obraz.

 

III

Z powrotem tu

 

Brzeg rzeki po północy wcale nie wyglądał tak ładnie jak na obrazie. Lilianie i Kacprowi wcale to nie przeszkadzało, siedzieli w objęciach, ciesząc się sobą. Maja była zaciekawiona nowym światem, kręciła się po okolicy i dotykała wszystkiego. Kacper obserwował dziewczynkę i doszedł do wniosku, że naprawdę wygląda jak istota namalowana farbami. I nie tylko ona. Cały ten świat wydawał mu się pociągnięty pędzlem. Póki nie odwiedził wioski Liliany, Kacper wcale nie był tego świadom. Choć i tak miał to gdzieś.

W końcu zebrali się do drogi.

– Jesteś pewna, że nie było więcej obrazów? – dopytywał. – Tylko te dwa?

– Jestem pewna.

Kiedy zobaczył w oddali park, wzdrygnął się mimowolnie, jakby zaraz miał stamtąd wyjść cały zastęp dziadów. Nikt się jednak nie pojawił.

Po wejściu na ostatnie piętro Liliana ucałowała go po raz tysięczny. Kacper ostrożnie otworzył drzwi mieszkania, nasłuchiwał przez chwilę, a potem wszedł do środka. Zajrzał do wszystkich pomieszczeń. Było pusto.

– Jaki tu bałagan – skomentowała Liliana. – I co się stało z telewizorem?

– Dostał kijem – odpowiedział i podniósł z podłogi Początek drogi.

– Spalmy go – zaproponowała Liliana. – W razie jakbym kiedyś bardzo zatęskniła za babcią. Spalmy wszystkie, na których jest mój świat.

Zgodził się. Liliana otworzyła szafę i zaczęła wyciągać obrazy, Kacper tymczasem wyjął resztki z lodówki i zrobił masę kanapek, które Maja pochłaniała ze smakiem.

– Będziesz musiała mi wszystko wyjaśnić – powiedział do Liliany poważnie, podając kanapkę, a ona skinęła głową.

– Ruszałeś moje obrazy?

– Zdarzało się.

– Brakuje mi tu jednego. Powinien być na samym dole.

– Który?

– Nie miał tytułu. Namalowałam moją pracownię.

– Pamiętam. Nie brałem go.

W ciszy, która zapadła, usłyszeli kroki. Gospodarz wesela wyszedł z drugiego pokoju, mierząc do nich ze strzelby.

– Pożyczyłem go sobie, córuś – powiedział do nich. Stali jak sparaliżowani. – Człowiek przejdzie, to malowidło na drugą strone da się przerzucić.

Uderzył lufą jeden z odłożonych do spalenia obrazów, a ten upadł na podłogę.

– Wskakuj – rozkazał. – Inaczej ich zabije. Masz już ślubnego i do niego wrócisz. Trza go tylko wyciągnąć.

Kacper znalazł się akurat na celowniku niedoszłego teścia, nie śmiał więc nawet oddychać. Jeśli Liliana przejdzie, pójdzie po nią. Ona tymczasem stanęła nad obrazem niczym nad brzegiem przepaści. Wsadziła stopę w płótno, gubiąc przy tym skórzany pantofelek. Wtedy właśnie zdecydowała.

– Niech będzie. – Podniosła obraz na wysokość piersi i skoczyła w stronę ojca.

Strzelił. Pocisk przeleciał przez sad niedaleko młyna. Strzelba spadła na miękką trawę.

Ojciec zdołał wytrącić Lilianie płótno, lecz pozostał bez broni, za to Kacper dobył pałki. Wystarczyło dobrze uderzyć, a w tym już nabrał doświadczenia.

– Twoja rodzina chyba już nigdy mnie nie polubi – stwierdził, gdy wiązali mężczyznę.

A potem zamknęli go w łazience.

– Skoro mają obraz, nie jesteśmy tu bezpieczni – powiedziała wciąż roztrzęsiona Liliana. – Ojciec ma wielu przyjaciół, przyjdą tu po niego. Musimy uciekać.

Maja oglądała obrazy. Te, które bardzo jej się podobały, odkładała na bok.

– Uciekniemy, ale i tak będą nas szukać, prawda? – zastanawiał się Kacper.

– Możemy się schować tam, gdzie nigdy nas nie znajdą.

Podeszli do obrazów, choć oboje wiedzieli, na który padnie wybór.

– Lubisz śnieg, Maju? – spytała Liliana.

– Bardzo.

Potem udali się z Zimową wioską na pobliski nasyp kolejowy. Znikali po kolei, a gdy przepadło ostatnie z nich, płótno uderzyło o tory. Kilkanaście minut później przejechał tędy pociąg z węglem.

 

IV

Gdzieś

 

Śnieg tańczy na ciemnym niebie. Płatki opadają na strome dachy, gałęzie drzew, zakryte bielą dróżki. Pomiędzy domami niesie się dźwięk kościelnych dzwonów…

Koniec

Komentarze

Ależ frajda z czytania, Zygfrydzie! ;D

Być może nie jestem do końca obiektywny (kto jest?), ale po prostu lubię Twoją pisaninę, jest na poziomie publikacyjnym.

Jeśli chodzi o Początek drogi, zacząłeś z wysokiego C. Rozterka Kacpra i kryjąca się za nią tajemnica frapuje od pierwszych akapitów, cała ta analiza obrazu skojarzyła mi się z prozą Arturo Pereza-Reverte. Fajny pisarz.

Przyczepiłbym się jedynie do szczegółowości obrazu Lilianny. Kierunek patrzenia, kształt rąk… Jak duży był ten obraz? ;P Trochę mi to obniżało immersję, przyznam. Przed oczami stawała scena z któregoś filmu s-f, chyba Blade Runnera, gdzie bohater przybliżał i analizował obraz z jakiejś kamery. Rozdzielczość musiała być szalona i choć tamta scena też zaskakiwała, to przynajmniej wystąpiła w świecie przyszłości…

Scena, gdy dziad przychodzi do Kacpra – dziwna, trochę mi tam zalatywało deus ex machina. Gość nie wiedział kim jest postać z obrazu, a potraktował ją właśnie jak intruza z innego świata. Tak to odebrałem, trochę zazgrzytało.

Tempo akcji fajne, nie przegadałeś, bohaterowie udani, choć trochę brakowało mi lepszego zarysowania Mai. Była ważna dla Lilianny, a pominąłeś ją w sumie… Być może zbytnio skupiłeś się na pierwszym rozdziale opowiadania, tu można by przyciąć, a nadrobić w “tam”.

Zakończenie – z jednej strony przyjemne i w sumie zadowalające, z drugiej – chyba nie kończy sprawy. No bo skoro przeszli przez “Zimową wioskę” to obraz wciąż leżał w mieszkaniu Kacpra… I można było ruszyć ich śladem.

Niemniej, podobało mi się, porządne opowiadanie. 

 

Trzym się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dzięki za przeczytanie. Arturo Pereza-Reverte nie znam, ale wierzę Ci na słowo. Co do zakończenia – Zimowa wioska została zniszczona, więc możesz być spokojny, nikt ich nie znajdzie :)

No oczywiście, że zniszczona! Może nie będę się chwalił, jak to pierwotnie zrozumiałem, bo aż głupio XD Sorki.

A Pereza-Reverte koniecznie poczytaj. Czytałem Klub DumasSzachownicę Flamandzką – intrygujące książki i TE analizy…

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Bardzo podobał mi się sam pomysł na Twoje opowiadanie – obrazy jako połączenie dwóch światów. Intryga również oryginalna i do tego wesele, jako tło. Wchodzenie do obrazów, skojarzyło mi się trochę z przechodzeniem na peron 9 i ¾. :) To wszystko jest fajne. Scena w lesie z telefonem, też mnie nie przekonała, ale domyślam się, że chodziło tylko, żeby Kacper miał dowód niewierności swojej szwagierki (chyba tak to się nazywa?) Gorzej jednak z wykonaniem.

Już pierwsze zdanie rozbiłabym na dwa krótsze. Poza tym zauważyłam kilka zdań o dość pokręconym szyku, co utrudniało czytanie. Z interpunkcją jestem na bakier, ale nawet ja zauważyłam, że u ciebie też z nią nie jest najlepiej. A do tego:

…Choć pan na górę, drzwi otwarte, a ja się zeszklę. – co to znaczy?

 Nie przeszczegli, żeś taki twardy czarownik. – autokorekta zawiodła. ;)

Podsumowując: fajne, lekko zgrzytające opowiadanie. :)

 

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

AQQ, dzięki za przeczytanie i opinię.

 

“Zeszklę” – Kacper użył specjalnie wymyślonego słowa “z przyszłości”, żeby nabrać dziada, że naprawdę rozmawia z nim zza szyby.

“Przeszczegali” to i milion innych błędów w dialogach mieszkańców wioski to próba stylizacji :) Czy udana, nie jestem pewien, ale na pewno jest to zamierzone.

Czy możesz podać jakieś konkretne błędy w interpunkcji? Pierwszy raz usłyszałem, że z interpunkcją u mnie słabo :( , ale może rzeczywiście popełniłem jakieś błędy.

 

Sorry, co do interpunkcji to mój błąd. Czytałam wcześniej inne opowiadanie konkursowe. którego jeszcze nie skomentowałam i jakoś mi się zlało. Odwołuję! Ale znalazłam jeszcze to:

...W tym obrazie musiał kryć się klucz do zrozumienia, co stało się z nią stało.

…Takie wesele nigdy się odbyło – nigdy się nie odbyło.

…na obrazie dało się dostrzec postać – literówka.

…Skoro mają obraz, nie jesteśmy tu bezpieczni – powiedziała wciąż rozstrzęsiona Liliana. – literówka.

 

Co do stylizacji, to rzeczywiście ją zauważyłam, ale akurat w tym miejscu jakoś zgrzytnęła i wyglądała jak błąd.

Rozumiem już, o co chodziło z tym zeszkleniem. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Ok. Dzięki za wskazanie błędów. Termin już minął, więc poprawię po ogłoszeniu wyników :)

Rozumiem, że stylizacja jest celowa, ale zatrzymało mnie to zeszklę, a później brak ogonków (ę). Nawet w dialogach piszemy jednak jabłko, mimo że rzadko kiedy tak je słyszymy ;)

Choć pan na górę, drzwi otwarte, a ja się zeszklę.

Chodź.

– Nie przeszczegli, żeś taki twardy czarownik.

– Raz za kiedy rodzi się człek z takim darem, że może otworzy brame malunkiem. Ja tak potrafie. Ale już tego nie robie, za dużo widziałam.

– Pomoge.

 

Wyszedł na środek i, cały czasz patrząc na Lilianę, wyrecytował:

czas

Ogólnie bardzo mi się podoba pomysł z przechodzeniem do innych światów przez obrazy, kiedyś widziałam taki motyw z pocztówką, ale nie był rozwinięty. Interesująca koncepcja.

Może nie do końca mnie przekonuje oglądanie jednego obrazu przez rok, choćby był bardzo duży (mieścił się w pokoju, razem z innymi), i ciągłe doszukiwanie się nowych rzeczy, ale też nie przeszkadza mi to bardzo.

Przeczytałam z przyjemnością :)

Przynoszę radość :)

Święta idą, czas na Kevina;) – tak mi się skojarzyło z tym motywem z kamerą i pilotem…

Bardzo fajny pomysł, dobra przemyślana konstrukcja – ta dodatkowa kulminacja, kiedy wydaje się, że już po wszystkim, zręczne wykorzystanie wszystkich wprowadzonych postaci i motywów (szwagier i kochanek, zdjęcie z telefonu, śnieżny obraz) – znać zawodowca! Do tego niepokojąca gra planów (który świat jest prawdziwy, a co jeśli wszyscyśmy z obrazka?) – to lubię.

Zawiodło trochę wykonanie na poziomie języka – to chyba problem wszystkich tych opowiadań wrzucanych pod koniec konkursowego terminu. Rażą liczne literówki (i nie mam na myśli tej nienajszczęśliwszej stylizacji), momentami dające komiczny efekt (“Kacper i jej największe działo”), brakowało zdań pięknych, zaskakujących, nieszablonowych.

Nie będę nudził, że rok temu zaserwowałeś tu opowiadanie, moim zdaniem, o klasę lepsze. Napiszę tylko, że skończenie tekstu w miesiąc, nie powinno być chyba dla Ciebie celem samym w sobie. Efekt na pewno zasługuje na klik do biblioteki, ale ja tu przyszedłem szukać kandydata do piórka.

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Bardzo mi się podobało. Motyw przechodzenia przez obrazy nienowy (był u Ćwieka, pewnie jeszcze gdzieś), ale kompozycja i fabuła świetne. Ładnie podtrzymujesz uwagę tajemnicą zniknięcia, potem niepewnością co do zakończenia.

Nie bardzo rozumiem, dlaczego ojciec tak bardzo chciał unieszczęśliwić córki, ale pewnie nie można mieć wszystkiego.

Chyba Ci zabrakło czasu na ostatnie szlify.

Powodzenia w konkursie.

Kacper i jej największe działo.

Tak, to jest śmieszne. I ze względu na literówkę, i z powodu zaimka, który wydaje się zmieniać Kacprowi płeć.

– Acha, wujku, jakiś gość pytał o ciebie w parku! – krzyknął starszy.

Wstydź się.

Babska logika rządzi!

Dzięki za kolejne opinie.

Z tym “acha” coś mi się pokiełbasiło, że jednak przez “ch” i dałem to świadomie XD Musiało mi się pomieszać z innym, podobnym słowem.

Ach, tak. ;-)

Babska logika rządzi!

Dobre, naprawdę dobre. Fabuła bardzo ciekawa, motyw żywych dzieł sztuki nie spowszedniał mi, a ty ukazałeś go od interesującej strony. Bohaterów polubiłem, historia idzie dobrym tempem poza początkiem z Kacprem, który rozgryza zawartość obrazu – ten niejaki wstęp wydaje mi się odrobinę przydługi. Jednak nie zaburza proporcji, a reszta opowieści nadrabia to z nawiązką.

Trochę szwankuje mi zakończenie, bo skoro uciekli przez obraz, to musiał on gdzieś zostać. Jak go wtedy zabezpieczyli.

Podsumowując: koncert fajerwerków o idealnych proporcjach z paroma niewielkimi niedociągnięciami. Jestem ukontentowany :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nie mogłam się powstrzymać od napisania tego komentarza. 

 

Ech, czytanie ze zrozumieniem zanika w narodzie, czy co? Kolejna osoba, jak widzę, ma problem z ucieczką i zniszczeniem obrazu, a sprawa jest naprawdę jasno pokazana: 

 

Potem udali się z Zimową wioską na pobliski nasyp kolejowy. Znikali po kolei, a gdy przepadło ostatnie z nich, płótno uderzyło o tory. Kilkanaście minut później przejechał tędy pociąg z węglem.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Późna pora ;) Dzięki, Śniąca, za wskazanie ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Co tu dużo mówić, Zygfrydzie, napisałeś bardzo zacne opowiadanie, a choć oparte na znanym pomyśle wykorzystania obrazów umożliwiających przenikanie do innych światów, to Twoja historia prezentuje się całkiem porządnie i zaskakująco świeżo.

Byłabym bardzo usatysfakcjonowana lekturą, gdybyś nie zepsuł mi przyjemności czytania osobliwym wykonaniem, ową szczególną „stylizacją”, którą, tak po prawdzie, tylko zaszkodziłeś Początkowi drogi.

 

a Li­lia­na stała nad szta­lu­gą… –> Byłam przekonana, że, malując, stoi się/ siedzi przed sztalugą.

 

w za­kło­po­ta­nie wpra­wi­ły go nie­któ­re stro­je czy ele­men­ty wy­stro­ju chaty. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Chyba po­znał pierw­szą osobą. –> Literówka.

 

jak­kol­wiek sza­le­nie by to nie brzmia­ło, roz­wią­zy­wa­ło ta­jem­ni­cę jej znik­nię­cia. –> Raczej: …jak­kol­wiek szaleńczo/ nieprawdopodobnie by to nie brzmia­ło…

Za SJP PWN: szalenie «w dużym stopniu»

 

Li­lia­na pła­ka­ła po za­koń­cze­niu prac nad ob­ra­zem, który prze­sta­wiał znisz­czo­ny po­ża­rem las. –> Literówka.

 

Kil­ka­set me­trów dalej Kac­per do­strzegł kilka sła­bych świa­teł… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Męż­czy­znę, a wła­ści­wie jesz­cze chłop­ca, nie znał. –> Męż­czy­zny, a wła­ści­wie jesz­cze chłop­ca, nie znał.

 

Ro­zej­dzie­my się i udamy, że nigdy nie spo­tka­li­śmy… –> Ro­zej­dzie­my się i udamy, że nigdy się nie spo­tka­li­śmy

 

oraz czę­ścią sy­pial­ną, w któ­rej rzą­dził wiel­ki stół. –> Można zrozumieć, że babcia sypiała na stole.

 

co ja­kieś czas gło­śno ko­men­tu­jąc dzie­ło. –> Literówka.

 

Nie­dłu­go potem za­czę­ła grać przy­tłu­mia­na mu­zy­ka. –> Muzyka nie gra. Grają muzycy na instrumentach.

Proponuję: Nie­dłu­go potem dało się słyszeć przytłumioną muzykę.

 

Lilka wy­glą­da, jakby za­ba­wia­ła na wła­snym po­grze­bie… –> Lilka wy­glą­da, jakby bawiła na wła­snym po­grze­bie

 

Nie wy­pu­ści­li jej ze stry­chu. Pil­nu­je go dwóch jan­ko­wych na zmia­nę. –> Pil­nu­je jej dwóch Jan­ko­wych, na zmia­nę.

Pilnują strychu, czy dziewczynki?

 

W jeden dużej kie­sze­ni umie­ścił zro­lo­wa­ne dzie­ło sta­rusz­ki, w dru­gim pałkę i nóż. –> W jednej dużej kie­sze­ni umie­ścił zro­lo­wa­ne dzie­ło sta­rusz­ki, w dru­giej pałkę i nóż.

To musiały być naprawdę duże kieszenie, skoro zmieścił pałkę.

 

Od­na­lazł klucz do wiel­gach­nej kłód­ki i otwo­rzył klapę pro­wa­dzą­cą na strych. –> Skąd wiedział, gdzie szukać?

 

Tym­cza­sem jeden z dzia­dów wy­szedł na śro­dek i wy­beł­ko­tał wiesz: –> Literówka.

 

Li­lia­na jesz­cze raz wy­ści­ska­ła bab­cię i z łzami w oczach… –> …ze łzami w oczach

 

Bę­dziesz mu­sia­ła mi wszyst­ko opo­wie­dziećpo­wie­dział do Li­lia­ny… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

po­wie­dzia­ła wciąż roz­strzę­sio­na Li­lia­na. –> …po­wie­dzia­ła wciąż roz­trzę­sio­na Li­lia­na.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

„Wieczór zagospodarował jak zawsze – na przyglądanie się obrazowi.” – To zdanie jest niegramatyczne.

 

„Kacper usiadł na podłodze z łzami w oczach.” – ze łzami

 

„Za niska, miała lekko inny odcień włosów i niepodobne dłonie.” – „lekko inny” mi zgrzytnął

 

„…wydało się, że żaden z weselników nie jest świadom jego istnienia.” – raczej: wydawało

 

„Szafę w przedpokoju wypełniało tyle prac kobiety, że można by nimi obdzielić ze trzy muzea. Prawie kwadrans zajęło mu odszukanie właściwej. Siostrzeńcy w tym czasie zdążyli się pokłócić ze trzy razy, ale nie zwracał na nich uwagi.” – Bezosobowa mi się bardzo wydała ta „kobieta”. Przecież to jego narzeczona, ktoś bardzo bliski…

 

„– Acha, wujku, jakiś gość pytał o ciebie w parku! – krzyknął starszy.” – Aha, a nie acha.

 

„Ktoś uderzył we drzwi.” – w drzwi.

 

„– Ja. Choć pan na górę, drzwi otwarte, a ja się zeszklę.” – Choć zamiast chodź?

 

„włożył pilot w szczeliną między drzwiami szafy” – szczelinę

 

„Co[+,] jeśli…”

 

„– Ten[+.]wWskazał na wysokiego mężczyznę.”

 

„Resztę dnia Kacper spędził[-,] zastanawiając się”

 

„jeśli Lilianna też wstąpiła w swój obraz” – Liliana przez dwa n?

 

„…nad obrazem, który przestawiał zniszczony pożarem las.” – przedstawiał

 

„Nawet wolał nie analizować, co tu się właśnie stało.” – Właśnie?

 

„Na tyłach kościoła paliło się światło. Kacper zakradł się i spojrzał przez okno. Ksiądz, ubrany w pidżamę, siedział w wygodnym fotelu i przy świetle lampy naftowej czytał opasłe tomisko.”

 

„– Stara Genowefa, babki Liliany.” – babka

 

„Mężczyznę, a właściwie jeszcze chłopca, nie znał.” – Mężczyzny

 

„– Rozejdziemy się i udamy, że nigdy nie spotkaliśmy – postanowił.” – Mimo wszystko brakuje tego drugiego „się”.

 

„Nagle uderzył go przerażająca myśl:” – uderzyła

 

„Lilka wygląda, jakby zabawiała na własnym pogrzebie, ale jest cała i zdrowa.” – zabawiała się?

 

„Pilnuje go dwóch jankowych na zmianę.” – Jankowych

 

„W jeden dużej kieszeni umieścił zrolowane dzieło staruszki, w drugim pałkę i nóż.” – drugiej

 

„Dziewczynka jednak nie miała zamiaru się ruszyć, póki nie zobaczy Liliany. Spalili więc szybko obraz parku, a potem Kacper ruszył na wesele.”

 

„wybełkotał wiesz” – wiersz

 

„Wyszedł na środek i, cały czasz patrząc na Lilianę” – czas

 

„Każdy z dziadów mówił wiersz, a potem dawał prezent i tańczył z młodą, lub na odwrót.” – Może się czepiam, ale to zdanie jest dla mnie niejasne. Co na odwrót? Najpierw dawał prezent a potem mówił wiersz? Czy tańczył z panem młodym? Czy może tańczył z prezentem? ; p

 

„Obok wyschniętego koryta rzeki rozkładało się kilka opuszczonych budynków z dziurawymi dachami.” – Czy budynki mogą się rozkładać? To raczej… organiczne określenie.

 

„siedzieli w objęciach, ciesząc się sobą” – Znowu czepialstwo, ale „siedzieli w objęciach” wydaje mi się bardzo dziwnym zwrotem.

 

„Maja była zaciekawiona nowym światem, kręciła się po okolicy i dotykała wszystkiego. Kacper obserwował dziewczynkę i doszedł do wniosku, że naprawdę wygląda jak istota namalowana farbami. I nie tylko ona. Cały ten świat wydawał mu się pociągnięty pędzlem.”

 

Szerszy komentarz po zakończeniu konkursu ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ech, ale to było fajne! Rzeczywiście, literówek nie brakuje (działo!), ale już stylizacja mi kompletnie nie przeszkadza. Jest komiczna i przesadzona, ale jako taka pasuje mi to tego opowiadania. Historia napisana na tyle sprawnie i zajmująco, że nie potrafiłam oderwać się od czytania. Cała galeria weselników charakterna i świetnie opisana.

Bardzo mi się podobało. :)

Przeczytane.

Dziękuję za kolejne opinie.

 

To “jej największe działo” tak mnie zaintrygowało, że pozwoliłem sobie wymyślić mały test. Który z poniższych obrazków najlepiej przedstawia to, co mieliście przed oczami, czytając ten fragment?

 

A

 

 

B

 

C

 

 

 

D

Hmmm. Trudne pytanie. A jest największe, ale ja widziałam coś bardziej zbliżonego do kolubryny Kmicica. ;-)

Babska logika rządzi!

Chciałabym napisać B, ale niestety muszę A, bo tam Kacper powinien być. :)

Przeczytałem (jako, że wszyscy jurorzy przeczytali opowiadanie, myślę, że można wprowadzić działa do arsenału).

Zygfrydzie, bardzo lubię Twoje opowieści i Twój styl pisarski, ale jak już poprzednicy zauważyli, wkradło się tu trochę literówek, powtórzeń i innych błędów, które niewątpliwie zostałyby wyeliminowane, gdybyś miał trochę więcej czasu. Niemniej sam pomysł i historia bardzo mi się podobały. Lubię światy, które kreujesz, masz żywą wyobraźnię i potrafisz dobrze ubrać ją w słowa. Mam nadzieję pisać kiedyś tak dobrze jak Ty (jest tutaj parę takich osób, które bardzo podziwiam i zaliczasz się do tego grona). Pozostaje mi wyczekiwać kolejnych odsłon Twojej twórczości w jej internetowych i papierowych odsłonach. 

Dziękuję za tę historię. 

Pozdrawiam i już w tej chwili życzę Tobie Wesołych, Twórczych Świąt!

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Zacznę, Zygfrydzie, od słabych stron. Częściowo wynika to z samego tekstu, bo to początek jest właśnie najsłabszy. Myślę sobie, że wrażliwy z Ciebie facet, i może przez to masz czasem problemy z wyrażeniem, a właściwie ze sformułowaniem tego, co chcesz przekazać. Bo to już drugie opko, gdzie widzę błędy logiczne i skróty myślowe, które gmatwają całą historię. Jestem pewien, że nie masz rozpisanej wcześniej żadnej ściągi, konspektu, czegokolwiek, co pomogłoby Ci okiełznać pomysł i przelać go na papier bez dziur i błędów. Dobrze, po tej pseudo psychoanalizie, idźmy do konkretów.

Kacper znał wszystkich weselników, od prawie roku spędzał z nimi każdą wolną chwilę, wciąż jednak nie wiedział, kim byli.

To znał, czy nie znał? Może zapamiętał? Można pamiętać, a nie znać, ale znać i nie wiedzieć kto to? Raczej nie. Znać, to znaczy coś o kimś wiedzieć.

Najpewniej ściągnie obraz ze ściany, postawi na kolanach i będzie próbował go rozgryźć.

Nie istotne dla fabuły.

Będzie w tym coś symbolicznego, pomyślał,

Coś staje się symboliczne po fakcie, ale nie przed. Wyjątek gdy symbolicznie stosujemy zamiennie dla mało.

Liliana stała nad sztalugą, ubrana w za dużą, poplamioną bluzę. Często przez okno wpadały promienie zachodzącego słońca i kobieta wyglądała wówczas jak istota z innego świata.

Naprawdę, Zygfrydzie? Znaczy przez tą bluzę, promienie słońca? Myślę, że nie. Miałeś coś innego na myśli, ale czytelnikowi tego nie przekazałeś, jakąś cechę, sposób zachowania, inność, ale przecież nie bluzę, czy zachodzące słońce, bo co te rzeczy mają wspólnego z kosmitami czy fantastycznymi postaciami? Przynajmniej ja nie widzę wspólnego mianownika.

Tuż przed zniknięciem zaczęła dziwnie się zachowywać. Stała się niespokojna, smutna, straciła apetyt. Kacper podejrzewał, że to wtedy stworzyła Początek drogi.

Tak? A co ma niby wspólnego jeden z wielu obrazów z dziwnym zachowaniem? Nawet, jeśli nie malowała wcześniej ludzi? I tu jest właśnie skrót myślowy, ZNAJĄC zakończenie, które masz w głowie, wiesz, że ten obraz jest ważny, dla mnie, na tym odcinku opowiadania, ten obraz nic nie znaczy, a na dedukcję bohatera wzruszam tylko ramionami.

Kiedy rano się obudził, już jej nie było.

To jedna z tych sytuacji, gdy ktoś rozpływa się w powietrzu. Ból był tak wielki, że Kacper ledwo zachował zmysły.

Zaraz, moment. Obudził się rano, jej nie było i poczuł wielki ból? Naprawdę jak budzisz się rano i nie widzisz obok siebie drugiej połówki, to myślisz sobie, że rozpłynęła się w powietrzu i odczuwasz olbrzymi ból?

Powiesił Początek drogi na ścianie i zaczął się zastanawiać. Liliana nie malowała ludzi. Preferowała krajobrazy. Czasem uwieczniła martwą naturę, rzadko jakieś zwierzę. Każdą skończoną pracą się chwaliła, tę jednak ukryła. Mężczyzna uznał, że coś chciała przekazać. W tym obrazie musiał kryć się klucz do zrozumienia, co stało się z nią stało.

Coś chciała przekazać tym obrazem? Tylko tym jednym, innymi nie? I naprawdę pomyślałbyś, że obraz to klucz do zrozumienia, co się stało? Widzisz, ja godzinami analizowałbym nasz związek, moje zachowanie, jej zachowanie, nasze kłótnie, może dlatego odeszła? Bo przecież odeszła SAMA, prawda? Nikt się nie wkradł do mieszkania i jej nie uprowadził, podczas gdy Kacper słodko spał obok. I naprawdę pomyślałbyś, że jakiś pieprzony obraz to powód, a nie Ty? Albo Twoje zachowanie, lub jej? Oczywiście, po przeczytaniu opowiadania, wiem już, że obraz to klucz, ale na tym etapie, do cholery jasnej, Zygfrydzie, ten “klucz” jest co najmniej dziwny. Kolejny skrót myślowy bohatera, który wie wszystko, ale nie wszystko przekazuje czytelnikowi.

Wśród gości był też bardzo wysoki mężczyzna. Kacper nie wiedział, że w głowie Liliany może zrodzić się coś równie potwornego. Ów człowiek stał w mroku, a może to mrok gęstniał wokół niego. Twarz miał okrutną, oczy zimne jak dwa kryształki lodu, a pięści zaciśnięte.

Cóż takiego potwornego jest w wysokim mężczyźnie? Okrutna twarz? Zaciśnięte pięści? Przecież Kacper to nie kilkulatek prawda? I znowu, Ty WIESZ, jako Autor, że Janek jest okrutny, robi złe rzeczy, ale czytelnik nie, widzi po prostu faceta na obrazie, może niezbyt ładnego, ale żeby od razu niezwykle potwornego? Nie miał przecież żadnych fizycznych cech, które różniłyby go od człowieka, prawda? Wiec dlaczego ma być potworny? Ma potworne cechy charakteru, ale o tym przecież Kacper nie może jeszcze wiedzieć.

 

Od wejścia Dziada wyraźnie wszedłeś na swoją ścieżkę i od tego momentu czytałem już z dużą przyjemnością. Ładnie skonstruowany pomysł, dobre, wręcz bardzo dobre dialogi. Wieś sprzed kilkudziesięciu lat wiarygodna, pomysł magicznych obrazów, choć nie nowy, dobrze odświeżony i w pewien sposób, oryginalnie sprzedany. Ta babka, wnuczka, ich umiejętności i Maja na dokładkę, wybrzmiewają solidnie, wyraziście. Trochę rozczarowała mnie “mała” rola potwora Janka, wolałbym, żeby to on gonił, a nie ojciec. To byłoby typowe, ale jednocześnie jakże oczekiwane. :) Goni ich ten demon, najgorszy z obrazu. :) Jednak i bez tego opowiadanie trzyma do końca w napięciu.

Bardzo dobre konkursowe opowiadanie, żeby nie ten początek, powiedziałbym, że na razie najlepsze z tych, które czytałem, a tak, to Finkla i Count idą równo z Tobą.

 

Dzięki, Darconie, za opinię.

Jestem świadom, że nie wszystko wyszło tak, jakbym chciał, chociażby to, co wymieniłeś, że Kacper od razu wiedział, na co ukierunkować swoją uwagę. I zgadłeś, nie piszę według planów, wszystko układam sobie w głowie, a jeśli o czymś zapominam, to znaczy, że nie jest warte zapamiętania :) Błędów nie zrzucałbym na brak planu (kiedyś bez nich napisałem powieść, jest na profilu, “Odcienie bieli”, i chyba w niczym się nie potraciłem, a to historia o wiele bardziej skomplikowana) tylko na to, że w niektórych miejscach nie wiedziałem, jak co ugryźć, i trzeba było pójść na kompromis.

 

Kiedy rano się obudził, już jej nie było.

To jedna z tych sytuacji, gdy ktoś rozpływa się w powietrzu. Ból był tak wielki, że Kacper ledwo zachował zmysły.

W zamyśle miał być między akapitami przeskok czasowy. Naprawdę to tak słabo widoczne?

Słabo, choć teraz widzę. Sam dałbym przerwę i pewnie trzy gwiazdki. Wydźwięk wtedy większy, tak myślę.

Napisane kunsztownie, ale co trzeba podkreślić, dość nieporządnie. Jednak cały czas opowieść płynie szeroką ławą, z wieloma niezamkniętymi zagadnieniami, o których chce się wiedzieć więcej – to świadczy o kunszcie, panowaniu nad tym, co się pisze. Szczególnie dobre wrażenie robi początek, w mojej opinii najmocniejsza część tekstu – bo choć jest pozbawionym realnej akcji opisem obrazu, jest bardzo zajmujący. Trochę nie pasowało mi to, że postaci z obu światów tak dobrze rozumiały swoje motywacje i dużo o sobie wiedziały w niektórych momentach fabuły (choć ostatecznie można to sobie tłumaczyć, a czasem wyjaśnienia mogłyby pewnie nawet zaszkodzić). Ciekawa intryga i zwrot z realnością światów jak w Matrixie. Bardzo ważne – tekst prowokuje do zastanowienia się: czy można uwierzyć, że się wierzy?

Gratuluję zwycięstwa!

Już nie raz wspominałam, że szalenie podoba mi się Twój styl pisania. Początkiem drogi jedynie potwiedzasz, że piszesz obrazowo, plastycznie, klimatycznie. Tu dosłownie odmalowałeś przepiękną miłość i fascynującą historię. I chociaż akcja opowieści nie toczy się na weselu, to jest ono w moim odczuciu zdecydowanie osią napędową całości. Fantastycznie skomponowałeś tekst, podrzucałeś tu i ówdzie po drodze pewne elementy, które pięknie wykorzystałeś później (idealne wykorzystanie zimowego obrazka). I nie wiem, jak to zrobiłeś, ale mimo ledwie naszkicowania Liliany i pewną „fizyczną” nieobecność przez większość tekstu, to potrafiłam czuć ją i jej uczucia.

Nie ukrywam (teraz już mogę :) ), że ten tekst, to mój zdecydowany i nie do pokonania faworyt (nawet mimo rzucających się w oczy literówek). 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Generalnie opowiadanie dobre, bo się je dobrze czyta. Wszystko idzie płynnie, gładko, bez zgrzytów, a to podstawowa cecha fajnego tekstu ;) Treściowo miałam miejscami wątpliwości co do logiki (np. coś podejrzanie szybko Kacper przyjął, że dziad pytający jego siostrzeńców o gościa z obrazka mógł zostać przysłany przez Lilianę.), ale w sumie przyjmuję, że taka jest konwencja – pokazałeś Kacpra jako gościa, któremu się kompletnie odkleiło na temat dziewczyny i jej obrazów i konsekwentnie go prowadzisz takiego samego aż do końca. Przyjmuje wszystko, co mu się trafia i stara się sobie z tym radzić na spokojnie. Dziwne, absurdalne, ale czytało się fajnie ;)

Nie wiem, co by tu dodać więcej… Motyw z innymi światami w obrazach nowy nie jest, ale mnie to nie przeszkadza, jako że został dobrze wykorzystany (np. z „odesłaniem” pana młodego czy „wejściem” na torach). Mam nadzieję, że bohaterom w zimowym krajobrazie dobrze się potem żyło ;)

 

No, także ten, gratulacje! ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jest w tym opowiadaniu coś, co wciąga i nie pozwala się oderwać. Przez to nie czułem nawet tego dość pokaźnego metrażu, jakim jest 45k znaków. W kategoriach rozrywkowych to już zdecydowanie wyższa półka – nie zawsze bowiem trzeba poruszać nie wiadomo jakie tematy czy problemy, by dawać satysfakcję z lektury. Czytanie, ale pisanie również (może nawet i przede wszystkim), to powinna być radocha i, czytając, czułem, że dobrze się bawiłeś podczas pisania. W każdym razie ja tak – podczas czytania. Pisać komercyjnie też trzeba umieć, a po zapoznaniu się z którymś już Twoim tekstem, stwierdzam, że wychodzi Ci to coraz lepiej.

Motyw magicznych obrazów jest nienowy, miałem skojarzenia z „Ręką mistrza” mistrza Kinga i z „Owalnym portretem” E.A.Poego. Cieszę się, że poszedłeś o krok dalej niż oni i oprócz straszenia obrazem, budowania na nim atmosfery, użyłeś go jako realnego rekwizytu, który wchodzi w interakcję z postaciami, a nie stanowi jedynie dekoracji. Pokazujesz malowidło partiami, lecz nie miałem wrażenia, że to oderwane od siebie strzępki. Przeciwnie, czułem, że masz w głowie poukładany ten obraz (być może nawet pojawił się jakiś szkic przed oczami, hm? ;) Rozważyłbym jedynie rozrzedzenie stężenia tych opisów, gdyż momentami mnie nużyły swą liczbą.

Nie mogę nie pochwalić sprytnego oszukiwania przybyszów za pomocą technologii. Magia obrazów kontra magia smartfona – detal, ale bardzo przyjemny; podobnie trik z kamerą.

Doczepię się w sumie do postaci. Główny bohater niezbyt udany, dość jednowymiarowy. Z czasem dowiaduje się coraz to nowych informacji na temat swojej narzeczonej, natomiast brnie za nią przez czas na ślepo w sumie z takim samym zapałem, co tuż po jej zniknięciu. Zabrakło mi momentu refleksji nad istotą dziewczyny, tym, do czego jest zdolna. Nutki lęku, która w takiej sytuacji naturalnie powinna się pojawić gdzieś z tyłu głowy Kacpra. Liliana była przecież częścią nieznanego, z którym obcował, lecz z jakiegoś powodu gość arbitralnie wykluczył ją z kręgu niebezpieczeństw.

Mój drugi zarzut dotyczy niewykorzystanego potencjału. Jest nim Maja. Mogłeś tutaj wykręcić naprawdę niesamowity wątek. Gdy babka zdradziła, że Liliana przyprowadziła dziewczynę ze świata, który namalowała – to mogło być cokolwiek, ona mogła potrafić cokolwiek, przez co mogła mieć dużo większy wpływ na przebieg wesela. Tymczasem sprowadziłeś ją jedynie do roli zakładnika; w sumie mógłby ją zastępować pies czy kot, czy nawet jakaś książka czy amulet. Maja sprawdza się jako niewielki twist, gdy okazuje się, że nie wystarczy po prostu wywlec Lilianę z wesela i spadać, jednak w sumie to tyle. Nie dowiedziałem się, czemu dziewczynka jest taka ważna dla narzeczonej i, nad czym szalenie ubolewam, jaki był świat, z którego przybyła. (bo że w grę wchodzą wymiary nierealistyczne, to udowodnił obraz, w którym przepadł Janek).

Warsztatowo w porządku, ale literówki straszą, zaś momentami przeszkadzała mi delikatna byłoza. Używanie „być” to powinna być ostateczność; inny czasownik zazwyczaj wygląda dużo bardziej elegancko. Dzięki za udział!

Ładnie połączone elementy opowiadania, a najbardziej spodobało mi się deja vu – na początku opowiadania obraz przedstawiający wesele, a potem bohater jest na weselu z obrazu. Mistrzostwo. :)

Wykonanie takie impresyjne i pasujące to motywu obrazów. 

Bardzo mi się podobało. Gratuluję zwycięstwa.

Fabularnie majstersztyk. Ciekawa, niebanalna fabuła, a do tego bardzo zręczne wykorzystanie wszystkich pojawiających się w niej elementów. Aż ciarki mnie przeszły, kiedy ja sam, jednocześnie z bohaterami, od razu wiedziałem, do jakiego obrazu się przeniosą. Wszystkie elementy bezbłędnie “spinają się” ze sobą.

Bardzo podobała mi się też analiza obrazu i motyw, kiedy bohater odkrywa, że to, co wydawało mu się obrazem, w rzeczywistości jest lustrem.

Edit: zamotałem. Chodziło mi o to, że w fabule podajesz dużo informacji, a nie obrazów. :)Z drugiej strony, większa opisowość mogłaby niepotrzebnie rozwlekać opowieść, której siła opiera się jednak na intrydze.

 

Niektóre wydarzenia wyglądały też nieco zbyt prosto i dziwnie, np. tutaj:

Jakiś krewki gość próbował zastąpić im drogę, lecz kobieta pchnęła go tak, że wylądował twarzą w zupie. – trudno mi to sobie wyobrazić, wydaje mi się, że raczej mógłby upaść na stół, zrzucając przy tym talerze z zupą itp.

Albo tutaj:

Mężczyzna patrzył na zdjęcie jak zahipnotyzowany, a potem schował nóż i odszedł, mrucząc coś o dwóch kijach. – jakoś strasznie pokorny ten człowiek i tak łatwo się poddał…

 

Gratuluję zwycięstwa!

 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Twoje opowiadanie ma niewątpliwy urok. Jest to ciekawa, wciągająca historia. Przypomniała mi trochę “Rose Madder" Stephena Kinga – powieść, którą czytałem lata temu (ciekawe, że MrBrightside przytoczył jeszcze inną powieść Kinga). Bohaterowie "Opowieści z Narnii" też używali obrazu jako portalu do innego świata.

Sam obraz opisałeś na tyle dobrze, że skutecznie mnie zaniepokoił i zaintrygował, dzięki czemu od samego początku przykułeś moją uwagę.

Wszedłem w Twoje opowiadanie prawie tak, jak główny bohater przez obraz :)

 

Unikałbym wyrażeń, które nie pasują do prowadzonego przez Ciebie stylu narracyjnego. Generalnie opis zdarzeń jest obiektywny, czasem jednak odczucia Kacpra żywo przenikają do tej narracji:

Już miał włączyć bachorowi Muminki

Liliana popełniła kiedyś bardzo podobny obraz

– słowo “popełnić" jest nadużywane przez artystów, którzy flirtują z odbiorcami ich dzieł, bo są świadomi wartości tworzonej przez siebie sztuki (dlatego podwójnie nie pasuje mi to stwierdzenie).

 

Wyłapałem jeszcze literówki:

Kacper obserwowała dziada cały ranek

– obserwował

powiedział do Liliany poważenie

– poważnie

 

Kacper rozważał wyjęcia noża

– nie jestem pewny, czy nie powinno tu być biernika.

 

Pomimo kilku potknięć, dałem się porwać czarowi opowiedzianej przez Ciebie historii. Pisząc “dałem się porwać”, naprawdę mam to na myśli :) Pobudziłeś moje emocje i poszedłem za Twoimi bohaterami tam, gdzie chciałeś. Gratuluję i gratuluję podwójnie, bo wygranej w konkursie też.

Nazbierało się przez święta nowych komentarzy, więc zbiorczo – dzięki za przeczytanie :)

Pierwsza część tekstu mnie zachwyciła, dosłownie nie mogłem się oderwać. Lubię taką fantastykę, która wkracza do naszego świata. Współczesne realia pozwalają łatwiej utożsamić się z bohaterem. Pomysł na przechodzenie między obrazami nie nowy, ale na szczęście nie to uczyniłeś siłą pierwszej części. Zaginięcie to oczywisty haczyk na czytelnika (jeszcze lepszy niż trup). Fajnie skomponowałeś je z opisem – świetnym opisem – obrazu. I do mnie przemówił opis stanu Kacpra. Kłaniają się różnice we wrażliwości, bo mam przeciwnie niż Darcon – właśnie pierwsza część najbardziej mnie przekonała, a nawet poruszyła. 

Potem zachwyt się sypie. O ile wcześniej bohater zastanawiał się, czy jest przy zdrowych zmysłach, w części drugiej leci na łeb na szyję, a Ty nie opisujesz jego wewnętrznych przeżyć, tylko akcję. Jak na mój gust, wszystko dzieje się za szybko. Na przykład tutaj:

Wtedy włączył się budzik. Kacper aż podskoczył, kciukiem uruchomił dziesięciominutową drzemkę, ale było za późno.

Wstali oboje, nadzy i bardzo zaskoczeni, po czym rozsunęli gałęzie. W kobiecie rozpoznał pannę młodą z Początku drogi. Mężczyzny, a właściwie jeszcze chłopca, nie znał. Nie było go na obrazie.

Co powinien zrobić? Nawet jeśli ucieknie, będą go szukać.

Postanowił pstryknąć im zdjęcie. A potem obrócił telefon i pokazał, jak ładnie wyszli.

– Rozejdziemy się i udamy, że nigdy się nie spotkaliśmy – postanowił. – Inaczej twój mąż przestanie twardo sypiać.

Kobieta spiorunowała go wzrokiem – podobnym nieraz obrzucała go Liliana, gdy coś przeskrobał, nigdy jednak nie było w nim tyle nienawiści – a potem lekko skinęła głową.

Nie czekał, aż się rozmyślą i zabiorą mu telefon. Uciekł.

Pstryknięcie zdjęcia wydało mi się mocno absurdalne, podobnie jak szybka decyzja kobiety i brak jakiejkolwiek reakcji przyłapanego mężczyzny. Wydarzenia dzieją się jedno po drugim, Kacper się nad nimi nie zastanawia, wszystko bierze na wiarę, jakby to była jakaś gra komputerowa. Ksiądz pomaga, babcia pomaga, wszystko idzie za łatwo. Są przeszkody, ale nie ja nie czuję napięcia. Być może przeszkadzały też nieprzemyślane, wybijające z rytmu zdania jak np.:

– Twoja rodzina chyba już nigdy mnie nie polubi – stwierdził, gdy wiązali mężczyznę.

A potem zamknęli go w łazience.

To “A potem” pasuje mi raczej do jakiejś komediowej konwencji.

Albo:

Wyjął smartfon, nie miał zasięgu, ale działał.

Zgubiony podmiot.

Kacper nie bez trudu odnalazł chałupę. Na podwórku nie było psów, zakradł się więc i przez okno podejrzał staruszkę, jak smacznie chrapie w łóżku.

Jakie znaczenie ma to, że “nie bez trudu”? Zresztą, ująłeś to niefortunnie, bo na pierwszy rzut oka widać “bez trudu”. A lepiej byłoby nie stosować zaprzeczenia zaprzeczania, tylko silny, zdecydowany przysłówek. Albo dać coś mocniej przemawiającego do wyobraźni? Spocił się, szukając? Zajęło mu to godzinę? Daj ten trud odczuć kosztem paru słów, jeśli już musi to zostać wspomniane. Jest jeszcze sporo takich niedoróbek, gwałcących zasadę “pokazuj, nie opisuj”. 

Scenka, w której zdradzany mężczyzna zastępuje drogę, a potem zmienia zdanie pod wpływem zdjęcia – moim zdaniem wyszła zbyt groteskowo.

Ogólnie całe opowiadanie nosi znamiona pośpiechu. A szkoda, bo historia ciekawa, początek też niezły, temat wesela fajnie podjęty. Podobało mi się, ale muszę pomyśleć nad decyzją w sprawie piórka. 

Ciekaw jestem, czy zamierzasz doszlifować tekst teraz, kiedy termin nie stoi już na przeszkodzie? 

 

Gratuluję zwycięstwa w konkursie :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Zasłużyłeś na zwycięstwo. Nie będę się rozpisywał, ponieważ wielu mam poprzedników. Wciągająca  i wartka fabuła, która czyni z czytania ciekawą jazdę bez trzymanki. Fajnie wyszłoby to jako film. Taką jakąś miałem wizualizację. Dobry hollywoodzki blockbuster. 

Dobrze piszesz i nie poczułem dużej ilości znaków. 

Szczęśliwego Nowego Roku!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Funthesystem, Pietrek Lecter, dzięki za opinie.

 

Ciekaw jestem, czy zamierzasz doszlifować tekst teraz, kiedy termin nie stoi już na przeszkodzie? 

Szczerze pisząc, to mocno wątpliwe. Tekst powstał, jaki powstał, jego “życie” powoli dobiega końca, większość zainteresowanych już go zna. Wolę swój czas przeznaczyć na kolejny tekst, tworząc już bez pośpiechu.

Strasznie mi się spodobało. Pierwsza część zassała mnie i nie puściła – opis obrazu jest przepiękny, układałam go sobie w głowie pewnie równie uważnie, co narrator. Samo zaginięcie to ciekawy hak na czytelnika, podobnie pierwsze zdanie – podręcznikowy przykład, jak zaczynać opowiadanie.

Dalej było już może bez fajerwerków (namnożyło się trochę pobocznych, mało znaczących postaci – potencjał Janka był chyba niewykorzystany po tym, jak budowałeś napięcie wokół niego przez tyle czasu), ale to nadal kawał solidnej literatury. Z takim warsztatem to już można książki pisać :)

Z usterek rzuciła mi się w oczy “pidżama”.

Gratuluję zasłużonego zwycięstwa :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Dobre to jest :-)

Edit: Początek choć delikatnie mi się dłużył (naprawdę delikatnie) to zaintrygował. Zaginięcie + odkrywanie szczegółów obrazu mnie kupiło.

Dalej jest dobrze nawet bardzo dobrze, ale gorzej niż sam początek. Wszystko idzir jak po sznurku i bohater nie napotyka większych przeszkód, jakoś za łatwo mu poszło :-)

Całość napisana bardzo dobrym stylem.

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mam takie wrażenie, może mylne, że od dawna nie czytałem czegoś tak… no fajnego, no. Znaczy generalnie czytam sporo fajnych rzeczy – inaczej jaki sens miałoby czytanie w ogóle? – ale Twój Początek drogi wyróżnia się klimatem; jest lekko, przygodowo, bardzo interesująco i mega wciągająco. A do tego jakoś tak… ciepło, budująco. Po lekturze człowiek czuje się jakoś tak lepiej.

Podoba mi się też swoista prostota tej historii. Mam nadzieję, że nikt nie odbierze tych słów jako aluzji do własnej twórczości i nie poczuje się urażony, ale teraz, kiedy już została zaspokojona, uświadomiłem sobie, że miałem potrzebę przeczytania czegoś takiego właśnie: z jasnym, prostym i szczęśliwym zakończeniem, bez żadnego zbędnego kombinowania. Nawet swoista czarno-białość postaci mi nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, bo opisana tutaj historia ma w sobie sporo z baśni, a w baśniach taki podział jest zwyczajnie wskazany – truizm, wiem.

Mówiąc krótko czytanie tego opowiadania okazało się czystą przyjemnością, i za to Ci dziękuję.

Gdybym się miał natomiast przyczepić do czegoś, to chyba tylko do tego:

Kobieta nie utrzymywała z krewnymi kontaktu, w ogóle mało o nich wspominała. Na wesele nie miała zamiaru zaprosić nikogo. Jeśli to oni, Kacper nie miał prawa ich znać.

Z tego fragmentu wynika mi, że skoro Kacper nie zna rodziny Liliany, to nawet nie próbował ich szukać. Ani on, ani policja, ani nikt inny. W każdym razie nie ma o tym nigdzie wspomniane, choćby w kontekście fiaska takich poszukiwań, a przecież to powinna być jedna z pierwszych rzeczy, o których myśli się w takiej sytuacji. Co więcej, odkrycie, że takich ludzi nie ma – a przy okazji, że sama Liliana zasadniczo nie istnieje – powinno mieś spory wpływ na wszystkie późniejsze wydarzenia.

Z jednej strony chyba coś już wspominałem o baśniowym wydźwięku opowiadania, więc poniekąd sam założyłem knebel własnemu czepialstwu, ale z drugiej strony, gdy bezsens takiej polityki do mnie dotarł, nie wiedziałem jeszcze, z jakiego rodzaju tekstem mam przyjemność. Zresztą mamy tu pewien dualizm: część opowiadania to bujanie w obłokach, a część (w tym i początek) – twarde stąpanie po ziemi. I w tej właśnie części porządek być musi – a przynajmniej powinien – by człowiek się o własne nogi nie potykał.

Niemniej w całym morzu przyjemności ten zgrzyt jest niczym maleńka kra; z Tytanica nawet jej nie zauważyli.

 

Peace!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Przczytałem z zaciekawieniem. Fabuła wciągnęła mnie bardzo. Dobra robota!

Bardzo dobre opowiadanie i zasłużone zwycięstwo w konkursie. Na temat jego zalet napisano już bardzo wiele i w zasadzie mogę się tylko pod tym podpisać. Dodam tylko, że chociaż pomysł nie jest może rewolucyjny, to jednak warsztat, styl i tempo narracji oraz sama historia wciągają i lektura sprawia czytelnikowi prawdziwą satysfakcję.

Przyczepię sie tylko do dwóch kwestii, ale zastrzegam – nie mają one wpływu na moją, bardzo wysoką, ocenę tekstu.

Po pierwsze, moim zdaniem nadużywasz, Zygfrydzie, imienia głównego bohatera. Wydaje się, że częściej przydałoby się użyć jakichś form zamiennych. Podam przykłady:

 

Kacper zatrzymał się i cofnął o kilka kroków. Ten strach na wróble wyglądał podejrzanie znajomo.

Ciało dziada ktoś nabił na jego kij. Twarz zastygła w paskudnym grymasie, wyprostowane ręce wskazywały przeciwne strony świata.

Kacper oddalił się czym prędzej. Nawet wolał nie analizować, co tu się stało. Jeśli dziad skończył w taki sposób, to co zrobią z nim?

Na tyłach kościoła paliło się światło. Kacper zakradł się i spojrzał przez okno. Ksiądz, ubrany w piżamę, siedział w wygodnym fotelu i przy świetle lampy naftowej czytał opasłe tomisko. Kacper nie miał zamiaru czekać do świtu, całkiem możliwe, że na porannej mszy zbierze się z pół wioski.

 

Jeśli Kacper liczył, że w ten sposób go zaszantażuje, to był naiwny. Nieznajomy uderzył kijem i roztrzaskał telewizor. Ten zgasł i spadł na podłogę, odsłaniając gołą ścianę.

Kacper wykorzystał moment, wyskoczył z szafy i zdzielił dziada w głowę tłuczkiem do mięsa. A potem, nieprzytomnego, przywiązał do krzesła.

Postawił przed nim obraz.

Rana nie wyglądała na poważną, więc dziad niebawem powinien się obudzić. Kacper zastanawiał się, czy zadzwonić na policję, ale policja straciła jego zaufanie, gdy nie potrafiła znaleźć Liliany. To może znajomi albo ktoś z rodziny? Też nie. Nieraz uznali jego dociekliwość za wariactwo, pewnie gdyby podał im dziada na tacy, stwierdziliby, że Kacper wciąż nie jest zdrowy na umyśle, a ten gość jest tylko podobny. Był sam i mógł liczyć tylko na siebie.

Kacper na ekranie podniósł obraz. Prawdziwy schowany był bezpiecznie w wersalce.

– Jesteś tu, dziadu. – Wskazał go palcem. – A co się stanie, jak zrobię to? – Zbliżył do płótna płomień zapalniczki.

Jeśli Kacper liczył, że w ten sposób go zaszantażuje, to był naiwny. Nieznajomy uderzył kijem i roztrzaskał telewizor. Ten zgasł i spadł na podłogę, odsłaniając gołą ścianę.

Kacper wykorzystał moment, wyskoczył z szafy i zdzielił dziada w głowę tłuczkiem do mięsa. A potem, nieprzytomnego, przywiązał do krzesła.

Postawił przed nim obraz.

Rana nie wyglądała na poważną, więc dziad niebawem powinien się obudzić. Kacper zastanawiał się, czy zadzwonić na policję (…)

 

I kolejna sprawa, powiązana z uwagą pierwszą. Bardzo wiele zdań w tekście zbudowanych jest na podobnym schemacie i zaczyna się od imienia bohatera. Kilka przykładów:

Kacper usiadł na podłodze ze łzami w oczach.

Kacper próbował rozpoznać w nim siebie, nie zdołał.

Kacper wrócił do punktu wyjścia.

Kacper nie wiedział, że w głowie Liliany może zrodzić się coś równie potwornego.

Kacper zauważył go wiele dni po znalezieniu Początku drogi, gdy myślał, że zna już dzieło na wylot.

Kacper zerknął na okno, nikogo jednak nie zauważył.

Kacper zostawił Łąkę o zachodzie słońca i podszedł do Początku drogi.

 

Podsumowując – ​świetne opowiadanie, Zygrfrydzie, i raz jeszcze gratulacje! Trzymam kciuki za piórko!

Po przeczytaniu spalić monitor.

To drugie z opowiadań, które przysporzyło mi w tym miesiącu najwięcej rozterek. Bo skonstruowane bardzo sprawnie, potoczyście napisane, klimat i temat, które bardzo lubię. Co więcej tekst (choć chyba zbyt wiele tu zależy od dobrej woli czytelnika) generuje pewien niepokój natury ogólnej i pozwala na snucie rozważań dotyczących istoty poznania. Ale z drugiej strony widać cały czas, że to tekst pisany na termin, na szybko, nie chcę powiedzieć „na kolanie” (a jeśli już, to daj, Panie Boże, wszystkim takie kolana), ale niedopieszczony. No do druku byś tego w tej formie nie posłał ;)

I tak sobie myślałem, co z tym zrobić i odpowiedź przyszła od Ciebie, Zygfrydzie. Napisałeś w swoim komentarzu: „Tekst powstał, jaki powstał, jego “życie” powoli dobiega końca (…). Wolę swój czas przeznaczyć na kolejny tekst, tworząc już bez pośpiechu.” No to chyba jesteśmy zgodni.

Znaczy: jestem na NIE.

Przeczytałam, choć dopiero za drugim podejściem. No i nie wiem, co napisać. Z jednej strony całkowicie uzasadnione zwycięstwo (gratulacje!) – klimat słodko-gorzkiej baśni, idyllicznej, ale momentami szkaradnej opowieści o światomalowaniu jest czymś, co właściwie czyta się samo. To powinno być swoiste pudełko z pralinkami, z którego każdy może wybrać coś dla siebie. Ja z początku pomyliłam czekoladki, ale koniec końców mi smakowały. Trzeba próbować wszystkiego, jak to mówią, i kimkolwiek “oni” są, mają rację.

 

Jeśli ktoś z obecnych zna trzecią część wiedźmińskich gier, a dokładniej dodatek Serca z Kamienia, to być może mnie zrozumie – wątek malarstwa (z portretami, malarką, światem stworzonym z farb i pędzla) kojarzył mi się z małżeństwem Evereców oraz ich losem. Malowany świat mi odpowiadał, bo nie mogłam zignorować podobieństwa. Gdyby nie atmosfera, którą zostawiło mi te porównanie, narzekałabym o wiele dłużej. Bo momentami było chaotycznie i zbyt szybko, za dużo rzeczy naraz. Scena z polowaniem na dziada bardzo udana, z kolei koniec utworu (nie samo zakończenie, tylko to, jak do niego doszło) wcale mi do gustu nie przypadło. Cóż, plus i minus daje… Nowe dzieło sztuki? Tylko żeby nikt z rozpędu przez niego nie przeskakiwał. :)

 

Zostawiam namalowany świat Iris von Everec, może kogoś natchnie – niekoniecznie Autora, bo on już jest odpowiednio natchniony!

 

 

Dziękuję za kolejne opinie.

 

Żonglerze, wspaniały był to wątek i bardzo trudna decyzja na koniec. Ja nie wziąłem od Iris róży.

Zygfrydzie, ja różę zabrałam, bo żal mi było zarówno Iris, jak i jej demonicznych zwierzaków. Czy więc jednak trochę się tym wątkiem inspirowałeś, choćby podświadomie, czy na siłę szukam powiązań? :)

Może i było to jedno ze źródeł pomysłu…

Rewelacyjne opowiadanie :) Bardzo lubię Twój styl pisania, i klimat Twoich tekstów. Dziękuję za bardzo przyjemną lekturę i gratuluję zwycięstwa w konkursie.

Fajne opowiadanie wymalowałeś, Zygfrydzie. Podobał mi się klimat, akcja ładnie sunie się do przodu, w odpowiednim tempie, pomysł też nawet ciekawy (chociaż sporo jest dzieł, w których bohaterowie przełażą przez obrazy).

Postacie raczej nie zapadają w pamięć, a szkoda, bo gdyby tak wykreować chociaż jedną, “lepszą”, tekst na dłużej pozostałby w główce.

Podsumowując – fajne :)

 

Z wierzchu wszystko mi się podobało. Świetny pomysł z obrazami, z całą intrygą, z przedstawieniem bohaterów. Po zwróceniu uwagi na przeoczony element przez Śniącą i końcówka robi odpowiednie wrażenie. Normalnie zachwyt.

Ale po przemyśleniu pojawiają się pewne grzmoty. Początek tak w zasadzie aż tyle nie wnosi do całości, a trochę mi się ciągnął. W czasie wesela bohaterowi też idzie jak po sznurku – kurcze, nawet wpadł wcześniej na niewierną siostrę narzeczonej z przygotowanym smartfonem. No popatrz, popatrz ;)

Jednak nawet po zwróceniu uwagi na te rysy, nie były one jednak w stanie przeważyć zachwytu nad pozostałymi elementami. Są one bowiem na tyle mocne, że przyćmiewają one wady. Czyli koniec końców – jestem na TAK :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

I w tym przypadku wszyscy już chyba wiedzą, że jestem na TAK. Co więcej, uważam, że to najlepsze opowiadanie w grudniowej stawce. No i konkurs zasłużenie wygrało.

Bardzo dobrze operujesz nastrojem. Czytelnik od samego początku kibicuje protagoniście. Może postacie nieco czarno-białe, ale jakoś zauważa się to dopiero po skończeniu lektury. Hmmm, w sumie to nadal nie rozumiem, dlaczego ojciec upierał się, żeby tak głupio wydać córki za mąż…

Jak już wspominałam, metoda podróżowania nienowa. Ale na szczęście nie jest jeszcze jakoś strasznie wyeksploatowana.

Przesłanie szału nie robi, ale i happy end nie krzywdzi oczu.

Wykonanie nieco poniżej piórkowej średniej (kiedy czytałam, potem poprawiłeś), ale rozumiem, że to termin gonił i dyszał w plecy.

Babska logika rządzi!

Wspaniałe opowiadanie, jak praktycznie każde, które napiszesz. Czarujesz słowem i pomysłem. Gratuluję, Zygfrydzie, świetny tekst. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Chyba będę w opozycji do zdecydowanej większości, bo ja w tym tekście widzę sporo wad.

 

Podoba mi się sam pomysł, gorzej z wykonaniem. Spróbuję jakoś usystematyzować:

 

  1. Słabe otwarcie. Brak “haczyka” – nie można zakładać, że czytelnik to coś danego, trzeba o niego walczyć, otworzyć z przytupem, tymczasem napięcie w tej historii jest raczej płaskie, z początku w ogóle nie ma. Mamy wprawdzie info o zaginięciu, ale to obecnie mało, bo ktoś ginie w co drugiej książce, więc to nie działa.
  2. Język z kategorii tych “no ok, nawet poprawnie”, ale w zasadzie nic nie wnosi, momentami dziwne błędy w konstrukcji, dające quasi-komiczny efekt (”Kacper usiadł na podłodze ze łzami w oczach.”) W dialogach jest bardzo płasko, no są, ale emocji już brak, nie czuje się uczuć między Lilianą a narzeczonym.
  3. Jest przemyślana konstrukcja i akcja ładnie idzie od punktu do punktu, nie meandruje, nie gubi się, co jest plusem. Ale z drugiej strony: te kolejne zwroty akcji raczej leniwie wymyślone (para w lesie wprowadzona po to, żeby potem bohater mógł wpaść na kochanka i męża; w nowym świecie idealnie trafia do księdza, potem do babki i już jest we wszystko wprowadzony). Dziwnie też przesunięta jest wag tekstu: bardzo powoli się to rozwija, snujemy się długo na początku, zanim bohater wejdzie w obraz, ale gdy to już się stanie, to hop-siup, jest ksiądz, jest babka, jest wesele, ratujemy Majkę, ratujemy Lilianę i w nogi. Zwłaszcza sceny an weselu strasznie pośpieszne, bez dbania o atmosferę zagrożenia, o napięcie właśnie, wszystko idzie łatwo, a jakiekolwiek przeszkody są pokonywane momentalnie.

Podsumowując: widzę potencjał, bo historia poukładana i ma ciekawy pomysł wyjściowy, ale brakuje tej warstwy ludzkiej, obyczajowej, która nadałby temu wszystkiemu prawdziwej wagi. W ogóle pominięty jest wątek życia z utratą kogoś bliskiego, między bohaterem a Lilianą nie widać żadnego uczucia. Inna rzecz, że od tekstu z malarstwem na pierwszym planie chyba jednak oczekuje się bardzo dobrego opisania tego malarstwa, plastycznego języka, oddania niezwykłości tych obrazów – tu tego brak.

 

Rady:

Gdy w głowie zaświta pomysł na fabułę tekstu, na fantastyczne podłoże, polecam ten pomysł spisać i go odłożyć. Następnie wymyślić do niego opowieść o ludziach, wymyślić tych ludzi, zastanowić się PO CO chcę opowiedzieć tę historię – tylko po to, by napisać o wchodzeniu w obrazy? Tutaj najbardziej zabrakło mi relacji bohater-Liliana, wysiłku, by zbudować ich związek dla nas, byśmy czuli stratę i cieszyli się z ponownego połączenia.

Dzięki za opinie.

Mz, za opinię. Z większością Twoich słów się zgadzam (no może poza tym haczykiem, dla mnie to nie jest element niezbędny dobrego tekstu) i jeszcze raz podkreślę, że nie jest to opowiadanie, z którego jestem zadowolony w stu procentach.

Bardzo fajne opowiadanie, spodobał mi się motyw z obrazami. Ziomkini otwierająca portale do innych światów skojarzyła mi się trochę z Bioshockiem Infinity. Ciekawe zwroty akcji, fajne wykorzystanie smartfona w tym innym świecie. W zasadzie jedyne, co mi nie pasowało, to czarność czarnego charakteru. Zabrakło mi uzasadnienia, dlaczego Janek był taki nikczemny.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ja też tu gdzieś odczułam “Rękę mistrza”. Czytało się bardzo dobrze, choć było kilka luk – nie mogę choćby zrozumieć tego, jak ludzie z innego świata i epoki przyjmują ze spokojem i rozumieniem zdjęcia na telefonie. W ogóle dużo rzeczy istniało w domyśle i działo się, bo tak to sobie zaplanowałeś, nie osadziłeś jednak usprawiedliwień takiego stanu rzeczy w tekście. Niemniej opowiadanie zacne.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Faktycznie jest trochę niewykorzystanych postaci i wątków, ale nie zastanawiałem się nad tym do zakończenia lektury i zapoznania z odczuciami innych odbiorców.

Czytało się płynnie, historia wciągnęła – przy dłuższych tekstach nieraz sprawdzam, ile jeszcze do końca. Nie przy twoich. Skupienie uwagi czytelnika na opowiadanej historii, to dość istotna umiejętność u pisarza. Trudno mi powiedzieć, ile z Początku Drogi będę pamiętał za miesiąc, ale dziś chciałem znać zakończenie jak najprędzej. Myślę, że gdy o to nie musisz się już martwić, poprawianie innych niedociągnięć jest kwestią czasu i praktyki.  

 

Zabrakło mi jakiejś wzmianki, gdzie znajduje się informacja o tytule dzieła (skąd Kacper go zna). Nie znam się na malarstwie na tyle, żeby wiedzieć czy umieszczanie tytułu na obrazie jest standardową praktyką.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

O, naprawdę fajny pomysł. Świetnie wykorzystałeś motyw wesela. Przeczytałam z przyjemnością, ale do pełni satysfakcji sporo mi jednak zabrakło. Rewelacyjnie tworzysz klimat, ale jest w nim coś takiego… hmm, jakby mało wiarygodnego. Coś jak nastrój, ale stworzony przez papierowe dekoracje. Może zabrakło jakiejś głębi, jakiegoś solidnego wysycenia emocjami? 

Pamiętam, że pisałeś pod jednym z moich tekstów że lubisz motyw magicznych obrazów. I tu wykorzystałeś go w pełni. Pomysł mi się podoba, początek przykuł moją uwagę. Jest tajemnica, jest niepokojący obraz, jest facet, który po zniknięciu narzeczonej dostał na punkcie tego obrazu obsesji. Bardzo dobre otwarcie.

Zgodzę się z przepiścami, że później wszystko idzie nieco zbyt szybko i łatwo. Gubi się psychologia, obiecujące postacie pozostają niewykorzystane. Motyw ze zdjęciem robionym telefonem mi zazgrzytał – mieszkańcy wioski przyjęli tego smartfona, jakby codziennie takie widywali. Mimo tych niedociągnięć czytało mi się bardzo dobrze i podobała mi się sama historia. Prosta, romantyczna, z zamkniętym zakończeniem. 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Dzięki za wizytę. Gwiazdka po tak długim czasie zawsze cieszy :)

Super pomysł. Chyba zacznę malować i podróżować. :) Odkurzam piórko i polecam

Nowa Fantastyka