- Opowiadanie: jeroh - Kres nieskończoności

Kres nieskończoności

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Kres nieskończoności

Z zawodu jestem architektem światów. Pracowałem w Instytucie Interfizyki Stosowanej, gdzie zajmowałem się symulacjami głębszego poziomu, to znaczy poziomu 1551. Pewnego dnia oczekiwałem właśnie na otwarcie śluzy do głównego laboratorium, kiedy niespodziewanie zostałem złowiony.

Sytuacja, w której się znalazłem, nie miała zapewne precedensu w całej historii wspaniałego gatunku Skorupców. Bezmierny kosmos wypełniały przecież setki miliardów galaktyk i w morzach gwiazd musiało wręcz roić się od stworzeń mniej lub bardziej rozgarniętych. Teoretycznie każde z nich mogło przyciągnąć uwagę architektów egzystujących piętro wyżej. A jednak, zrządzeniem losu, stwórcy sięgnęli właśnie po moją skromną duszę.

Rozumiecie już, że zostałem wyłowiony nie tylko z wody, lecz w ogóle z poziomu 1550. Inaczej mówiąc, uprowadzono mnie z Wszechświata.

 

*

 

Całą okoliczną przestrzeń przenikała czerwonawa mgła. Tkwiąc w utrzymywanym przez nieokreślone pole siłowe wodnistym bąblu, unosiłem się nad czarną, metaliczną płaszczyzną. Najwyraźniej była to podłoga jakiejś olbrzymiej komnaty. Tuż obok, otoczona bańką przezroczystego gazu, na dwóch nogach stała małpa, częściowo obleczona w dziwną, kolorową tkaninę, a poza tym blada, brzydka i bezwłosa. Jedynie łeb miała kudłaty. Przed nami rozciągały się dwa spore, chyba holograficzne sześciany. Wypełniała je wykręcająca wyobraźnię, lecz na swój sposób harmonijna pstrokacizna. Obejrzałem się. Zobaczyłem jeszcze jeden sześcian, przedstawiający białe oraz niebieskawe gwiazdy na tle mgławicy o kształcie ślimaka. Dobrze znałem ów nastrojowy kosmiczny pejzaż. To jasne, że patrzyłem do wnętrza symulacji, z której wyłowiono małpę i mnie.

Tuż obok tego okna na znajomy kosmos stali porywacze. Architekci z poziomu 1549 – uznałem. Stwórcy.

Wrzecionowaty korpus, ósemka długich macek. Różnobarwni. Ogromni. Ich eleganckie, opływowe kształty, wielkie oczy oraz krótkie dzioby prezentowały się nad wyraz dostojnie. Gdyby podobne organizmy występowały na naszej planecie, biolodzy nazwaliby je… nie mam pojęcia jak by je nazwali, nie jestem przecież biologiem. Na własny użytek ochrzciłem te istoty Ośmiornicami, ponieważ miały symetrię osiową i dzioby zupełnie takie, jak nasze dobrotliwe, domowe miorny.

W spokoju czekałem, aż stwórcy zapoczątkują wymianę danych.

Wtedy największa z Ośmiornic skinęła leniwie macką i małpa została pochwycona przez promień trakcyjny. Uniesiony dwunóg machał wszystkimi czterema kończynami i wydawał rozpaczliwe dźwięki, aż nagle promień upuścił go nad jednym z osobliwych sześcianów. Kiedy małpa wpadła do środka, zniknęła. Zniknęła albo może – spekulowałem – stała się niewidoczna przez to, że zmalała do rozmiarów subatomowych, dostosowując się tym samym do skali tej pudełkowatej projekcji, w której środek wleciała. Czy rzeczywiście była to jedynie projekcja? Chwilę później we wnętrzu sześcianu z obcym kosmosem pojawiło się coś na kształt rosnącego cyklonu, potem zaś nastąpił oślepiający wybuch fioletowego światła. Wypełnił połowę trójwymiarowego obrazu, który – jak zdałem sobie sprawę – musiał stanowić okno do świata o fizyce skrajnie odmiennej od naszej. Umieszczenie w tym świecie obcej materii wywołało potężne, rozchodzące się szeroko zaburzenia pól kwantowych. Proces mógł się zakończyć złamaniem jakiejś podstawowej symetrii i kataklizmem obejmującym nawet całe uniwersum.

Ośmiornice dźwięcznie zagulgotały, w krótkim czasie wielokrotnie zmieniając barwę gumowatej skóry. Chyba się śmiały. (Ha, ha, ha, wybuchająca małpa. Normalnie skrzela można wypluć ze śmiechu).

Nie wiem, czy było to naukowe doświadczenie, czy kabaret.

W każdym razie z pewnością nie zamierzałem czekać na kolejny punkt programu. Gdyby mnie, architekta światów, potraktowano niczym nędzną skrzynkę fajerwerków… oznaczałoby to kompletny brak taktu! Niedoczekanie wasze, wy przeklęte glonojady – pomyślałem ze złością. Zobaczycie, kogo wyciągnęliście ze swojej symulacji. Ja nie jestem głupią i bezbronną małpą, o nie!

Wielkie było zdziwienie Ośmiornic, gdy przekonały się, że miałem wbudowaną w duszę pewną dość spektakularną niespodziankę. Żeby wyrazić się fachowo: dawno temu wpisałem sobie do programu autonomicznego tak zwane Rozszerzenie Uniwersalne, produkt wybornego rzemiosła Skorupców. Należałem w końcu do cywilizacji od stuleci świadomej faktu, że świat jest piętrową symulacją. Właśnie dzięki temu zaskoczyłem tych sukinsynów z poziomu 1549.

Rozszerzenie Uniwersalne szybko wykryło drogę do ich programatora światów. Następnie ustaliło fizyczne parametry drgań pola, przez które moja dusza mogła się tam dostać. Opuściłem więc ciało w postaci fali nośnej, po czym przeniknąłem przez implant komunikacyjny jednego ze stwórców i znalazłem się w lokalnej sieci. Miałem tutaj niezły widok na światy poziomu 1550.

Korzystając z okazji, przeskanowałem dwadzieścia siedem wszechświatów, również ten, z którego zostałem uprowadzony. Pobrane przeze mnie informacje, choć pobieżne i przefiltrowane, wystarczyły, aby przytłoczyć ilością nawet potężny umysł Skorupca. Niemniej wchłonąłem je sprawnie i dopiero wtedy, gdy ujrzałem, w jaki obraz się układają, poczułem się naprawdę zdruzgotany.

Nie miałem już żadnych wątpliwości, że stwórcy z poziomu 1549 to pozbawieni empatii, niedorozwinięci zboczeńcy. Dusze istot umierających na poziomie 1550 nie trafiały do raju. Nie czekała ich również reinkarnacja. Ta ostatnia byłaby najwłaściwsza, ale osobiście mógłbym zaakceptować nawet pragmatyczne wykasowanie. Nic z tego. Ośmiornice najwyraźniej całkowicie ignorowały pośmiertny los swoich stworzeń. Nie wiem, czy z lenistwa, wrodzonej złośliwości, czy może z obydwu powodów naraz. W każdym razie pozbawione troski stwórców dusze same z siebie przeżywały śmierć ciała, tyle że w chorej, zwichrowanej postaci. Uszkodzone miały trwać w samotnej pustce do końca symulacji. Miliardy, biliony, tryliony subiektywnych lat.

Stąd też, jak odkryłem, wynikało silentium Universi, owo słynne i tajemnicze milczenie Wszechświata. Odpowiednio zaawansowane cywilizacje od wewnątrz poznawały architekturę symulacji na tyle, że pojmowały pośmiertną nieuchronność kaźni. Niestety, na los zmarłych nic nie potrafiły poradzić – blokady Ośmiornic były szczelne. Kody stworzonych przez nie wszechświatów nie dawały się ruszyć od środka. Uświadomieni rozumni rezygnowali więc z rozmnażania, żeby nie skazywać na męki własnych potomków oraz by nie powiększać sumy wszystkich cierpień. Porzuciwszy myśli o rozrodzie i ekspansji, ostatecznie wymierali. Ewentualnie zanurzali się w stazie Krelfubla, zamrażając własne dusze w odpornych na przewidywalne katastrofy przetrwalnikach. W takim stanie niektórzy mogliby spać pewnie i do końca wieczności. Było to pocieszające osiągnięcie. Mogło jednak pomóc nielicznym.

Śpieszyłem się, wiedziałem bowiem, że programiści Ośmiornic cały czas próbują mnie dopaść. A gdyby im się udało, to kto wie, jakie atrakcje by dla mnie wykombinowali.

Podjąłem decyzję.

Mimo że nie chciałem płynąć tym kursem, nie umiałem uczynić nic lepszego, a jako istota czująca oraz współczująca po prostu musiałem coś zrobić.

Stałem się śmiercią… Niech Zerowy mi wybaczy: obróciłem w niebyt dwadzieścia siedem tętniących życiem wszechświatów. W tej liczbie również mój własny. Dobrze – zbyt dobrze – zdaję sobie sprawę z faktu, że odebrałem istnienie niewyobrażalnej rzeszy myślących stworzeń. Zginęły, ponieważ chciałem oszczędzić im gorszego losu, ale to nie oczyszcza mojego sumienia.

Za chwilę, aby uniknąć pojmania przez Ośmiornice, popełnię samobójstwo. Zwyczajnie wykasuję się z programatora.

Czy w najczarniejszych odmętach oceanicznych wód pali się dla mnie jeszcze światełko nadziei? Czy ktoś tam wyżej zarejestruje tę historię, moje żałosne wołanie? Czy naprawdę istnieje wszechpotężny Zerowy? Czy tworzy zapasowe kopie dusz?

Jeżeli stworzył kopię mojej, teraz powinien ją bez wahania zniszczyć. Jedyną rzeczą, której mam prawo oczekiwać, jest łaska ukojenia w postaci nicości.

Zwłaszcza że rachunek strat nie kończy się na dwudziestu siedmiu wszechświatach poziomu 1550. Przecież wewnątrz każdego z nich znajdowały się miliony kolejnych symulacji, które współtworzyły poziom 1551. A wewnątrz wielu z tych milionów zdążyli narodzić się architekci, powołujący do życia jeszcze więcej kwitnących, a teraz już nieistniejących światów, w których kiedyś, w przyszłości, której już nie było, mieli rozwinąć się następni stwórcy, oni by z kolei…

Tak. Od początku rozumiałem konsekwencje swojego czynu. Wiedziałem, że kto unicestwia choćby jedną symulację, zabija nieskończoność.

Koniec

Komentarze

“Pracowałem w Instytucie Interfizyki Stosowanej, gdzie zajmowałem się symulacjami głębszego poziomu, to znaczy poziomu 1551.” a potem “Rozumiecie już, że zostałem wyłowiony nie tylko z wody, lecz w ogóle z poziomu 1550.” → literówka, błąd logiczny, czy ja czegoś nie rozumiem? (pod koniec się wyjaśnia… chyba, ale nadal nie jestem pewna, czy to ogarniam, więc… nie wiem, czy ta informacja na początku nie gmatwa wszystkiego trochę za bardzo… Chociaż całość i tak jest zagmatwana). 

 

Bardzo ciekawy, acz niepomiernie skomplikowany szort. Podobał mi się koncept, ale momentami gubiłam się w tym natłoku abstrakcyjnych myśli. Największe plusy ode mnie mają początek i zakończenie, sam środek zaś, był zbyt męczący i zagmatwany, jak na mój mały móżdżek. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Zgadzam się z Rosebelle, że szort jest niepomiernie skomplikowany, a od siebie dodam, że niejasny na tyle, iż nie udało mi się pojąć, o co w nim chodzi. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niezła fabuła, ale wydaje mi się, że w gorsecie szorta bardzo jej niewygodnie. Kilkadziesiąt wszechświatów szlag trafia i nawet stosownego epitafium nie dostają. Wydaje mi się, że tę opowieść warto rozwinąć, dołożyć jakieś dialogi albo opisy na gorąco. Bo na razie to wygląda jak relacja spisana na spokojnie.

Technicznie całkiem przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

Żadnych dużych “ułatwiaczy” ani więcej seksu w tym szorcie nie będzie, przepraszam. Nie zamierzam go również przeobrażać w opowiadanie. Rozumiem jednak, że ktoś może preferować inną formułę, niż zastosowałem.

 

Dziękuję za komentowanie anonimowego tekstu.

Rosebelle, dziękuję za to, że byłaś pierwsza i za wyjście poza ogólniki.

(Ale doceniam każdą informację zwrotną).

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Jest naprawdę fajny pomysł, a pierwsza część (do gwiazdki) to niezły haczyk. Przynajmniej ja dałem się na to złapać ;)

Potem jest trochę gorzej, bo mówisz nazwami takimi jak “Skorupcy” bez wytłumaczenia (co najwyżej z małymi poszlakami, ale i to nie zawsze) czy numerami wszechświatów, więc łatwo nie było, ale myślę, że się nie zgubiłem w tym świecie nieludzkich architektów różnych rzeczywistości.

Podsumowując: fajny pomysł, wykonanie szwankuje na poziomie namalowania go w zrozumiały sposób dla czytelnika. Ale spodobał mi się na tyle, że daję klika.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hmmm… Chołota? :) Podobny język tekstu i komentarzy. Jeśli nie, to złośliwości w tym brak – według mnie jest spoko.

Fajny szorcik, pomysłowy i z rozmachem. Dialogi imho niepotrzebne, ani typowa fabuła. Informacji jest i tak więcej niż w niejednym opowiadaniu. Bardzo ok.

NWM. Co do Skorupców. Czy chodzi o to, że miałeś wątpliwości, czy narrator jest przedstawicielem tego gatunku? To miałeś na myśli? Bo chciałem/-am się upewnić.

silver_advent, nie potwierdzam, nie zaprzeczam.

 

Dzięki, miło mi. Utwierdzacie mnie w przekonaniu, że takie pisanie ma sens. To znaczy – również i takie.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Prawdziwe fantasy. Czegoś takiego szukałem, choć nie mogę się oprzeć wrażeniu, że już to gdzieś czytałem… Nie wiem. W każdym razie, ja uważam, że i tak jest to napisane przystępnym językiem. To przecież wojna światów, ktoś mógłby tak pomyśleć, jak inaczej miałoby być to opisane? Pewnie dlatego przypadło mi do gustu, bo wg. mnie zahacza to o Lovecrafta. Czekałem na wielkich przedwiecznych :) Z chęcią przeczytam dalsze koleje losu owego architekta. Wg. mnie Zerowy musi istnieć, albo coś na jego wzór, bo nie kombinacje światów (wariacje) ani wymyślne istoty (spoza naszej wyobraźni) przerażają najbardziej. Tylko świadomość, że jeśli byt nadrzędny nie istnieje, to szaleństwo nieskończoności istotnie nie ma granic. Przeraża mnie myśl, aby zawsze było coś przed, coś nad czymś, ktoś większy i prawda (istota) prawdziwsza. To byłoby szaleństwem, brak czegoś co jest początkiem albo końcem niepodważalnym. Tylko 50% szans, że jednak wszechrzecz ma swój początek albo koniec…

 

Jak dla mnie szort zasługuje na pełnokrwistą kontynuacje. 

Paint it black

Ciekawe wywody, bardzo się cieszę, że szort skłonił do tego typu rozmyślań i wyznań.

Jeżeli chodzi o kontynuację, to prędzej napisałbym o kimś innym w tych lub podobnych realiach. W każdym razie dziękuję za zachętę.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

W pewien sposób fascynujący szort. Nie napiszę, że zrozumiałam wszystko, bo bym skłamała. Natomiast sam pomysł doceniam i bardzo mi się spodobał.

Dobry szort, szczególnie końcówka, która skłania do myślenia. Aż głowa mała, kiedy pomyśli się o ilości wszystkich wszechświatów i wszechświatów w nim zawartych itd. :)

Czytało się płynnie, ładnie przedstawiłeś tragizm sytuacji i dobrze pokazałeś ogrom… tego wszystkiego.

Także podobało się :)

No ciekawy pomysł. Jednak… szort przeszedł obok mnie. :/

Opinie dość zróżnicowane. I dobrze.

ocha, Karol123, Blackburn – dziękuję za komentarze.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Hm. Dla mnie wszystko klarowne. Ale nawet gdyby nie padło słowo “dusza” na które reaguję alergicznie, chyba nie trafiłby do mnie ten tekst. Gdy traktować go niebywale poważnie, to wiadomo, zostaje dziur więcej niż tekstu (jak pokrętne byłoby, dajmy na to, wytłumaczenie, skąd wiedzą, który z kolei to świat? I dlaczego to jednostronna nieskończoność?). Gdy mniej poważnie, to jakoś nie wciąga. Trochę tak jest z tekstami bez fabuły, opartymi na pomyśle, że jak ów pomysł nie chwyta, to nic nie zostaje. Może po prostu tematykę mam przetrawioną, więc reaguję takim modnym “meh”. Bardziej podoba mi się ta anegdotka, wedle której statystycznie rzecz ujmując, to że żyjemy w symulacji jest po prostu najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem (bo zwyczajnie istnieje więcej światów symulowanych, niż prawdziwych).

Technicznie w porządku. Ale za krótkie dla mnie.

Dziękuję, vargu.

 

Ad poważnie:

Ładnie trafiłeś – zabawne, że w pierwotnej wersji tekstu narrator rozwodził się na temat prawa Bostroma-Velazqueza, które na podstawie dryfu stałych fizyki/interfizyki pozwala oszacować poziom symulacji (”który z kolei to świat”). Serio, tak było. Jako autor przytoczonej przez Ciebie "anegdotki” bodaj najczęściej wskazywany jest właśnie Nick Bostrom. Velazqueza wziąłem z kosmosu, nie pamiętam z którego ;) W każdym razie ostatecznie stwierdziłem, że podobne wyjaśnienia to już za duży hardkor, zwłaszcza jak na króciaka. Poza tym na początku bohater był człowiekiem. Kiedy zmieniłem koncepcję, nazwisko ziemskiego transhumanisty przestało pasować do realiów.

W sumie to miło, że takie poważne podejście zaproponowałeś (przynajmniej jako opcję).

Jednostronna nieskończoność: znowu – dużo by pisać.

Naturalnie, że tekst nie miał być superpoważny.

 

Ad mniej poważnie:

OK (tutaj jakaś fabułka chyba jednak jest?)

 

 [edit]

Dziękuję, gary_joiner.

[/edit]

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Dlaczego Kres nieskończoności? Rozumiem unicestwienie iluśtam światów, ale zawsze można stworzyć nowy albo kilka nowych, które mogą się w ten sam sposób rozwijać – i tworzyć nowe nieskończoności.

Podoba mi się pomysł na takie warstwowe istnienia.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Taka mała hiperbola.

Dzięki :)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Nowa Fantastyka