- Opowiadanie: Natan - Marta i jej klątwa

Marta i jej klątwa

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

joseheim, NoWhereMan, mr.maras, Lord Vedymin

Oceny

Marta i jej klątwa

Jedynie parkiet był dobrze oświetlony, co bardzo mi odpowiadało, gdyż znalezienie sobie ciemnego kąta przy skraju stołu nie stanowiło trudności. Nigdy nie lubiłam wesel, jednak to jedno stanowiło wyjątek, mogłabym je oglądać w kółko. Patrzeć na roześmianą pannę młodą i mężczyznę, którego kochałam. Technicznie nie dostałam zaproszenia, ale nikt tego nie zauważy. Jak zawsze.

Para młoda właśnie wchodziła do sali weselnej rozdając wódkę osobom tworzącym bramę. Zgodnie z tradycją okup został przyjęty i już chwilę później wszyscy zaproszeni goście ustawili się na obrzeżach parkietu.

– Gorzko! Gorzko! – zakrzyknął wujek Staszek, co szybko podchwyciła reszta zebranych. Młodzi stojący pośrodku gości pocałowali się szybko. Orkiestra zdążyła usadowić się przy instrumentach i zagrała ulubioną piosenkę młodej pary.

Rozpoczął się pierwszy taniec. Marta tańcząc z Kubą wyglądała, jakby osiągnęła pełnię szczęścia. Była pewna, że najgorsze dni jej życia już przeminęły i teraz czeka ją jedynie sielanka.

W przeciwieństwie do mnie, nie wiedziała, jak bardzo się myli…

***

Wprowadzając się do całkiem przestronnego mieszkania ze swoim ukochanym Marta odrobinę się bała. Osiągnięcie prawdziwego szczęścia wiąże się z tym, że od tego momentu może być już tylko gorzej. Zdawała sobie sprawę z irracjonalności tej obawy. Pocieszała się myślą, że może życie sprezentuje jej jeszcze kilka miłych niespodzianek.

– No to ostatnie – sapnął Kuba, stawiając pudło na podłodze. – Oficjalnie jesteśmy wprowadzeni.

– Z taką deklaracją jeszcze bym poczekała. – Marta podeszła do męża i stając na palcach pocałowała go. – Trzeba się rozpakować. A przed tym…

Ręce kobiety powędrował do paska mężczyzny, jednak błogi nastrój przerwał donośny dzwonek.

– Wybacz, kochanie – westchnął Kuba z irytacją w głosie. – To z pracy. Mówiłem ci, że ostatnio mamy napięty okres.

Kuba pocałował ją i wyszedł do kuchni odebrać telefon. Marta westchnęła tak jak sekundę temu zrobił to jej mąż i zaczęła otwierać pudła.

– Tak, rozumiem. Oczywiście…. Nie ma problemu. Już jadę. – Słyszała krótkie przerywane zdania padające w kuchni. Po tym szybkie kroki męża – Skarbie tak strasznie mi przykro, ale muszę jechać do biura.

– Nie przejmuj się – uśmiechnęła się Marta. – Jak mus to mus. Mamy dla siebie całe życie.

– Jesteś wielka. Kocham cię! – powiedział, tak że zrobiło jej się ciepło na sercu, a motylki w brzuchu znów ożyły. Nim zdążyła odpowiedzieć, mąż zniknął za drzwiami.

Marta była szczęśliwa, jednak w jej sercu wciąż tkwiło ziarenko niepokoju.

***

Przezornie jako pierwsze danie pojawił się rosół, a dopiero po nim na stole zagościły większe ilości wódki. Mimo to dobra atmosfera sponsorowana przez procenty szybko zapanowała na sali.

Panna młoda nie miała chwili wytchnienia. Gdy tylko przestawała tańczyć, podchodziła do niej jakaś ciotka, którą widziała kilka razy w życiu. Praktycznie żadnej z nich nie znała, ale bliskie pokrewieństwo wraz z tradycją obligowało do ich zaproszenia.

Marta zastanawiała się czy nie padła ofiarą jakiejś zmowy. Większość rozmów zaczynała się przyjemnie, gratulowano jej wyboru małżonka i pięknej ceremonii. Jednak zaraz potem pytano o dzieci – czy planują, a może już w drodze. Nie chcąc zwierzać się prawie obcym ludziom szybko uciekała na parkiet, urywając tym samym rozmowę.

Pan młody też nie miał lekko. Co chwila przysiadał się do niego jakiś wujek czy inny krewny, polewał i razem wypijali za zdrowie młodej pary. Kuba był pewny, że przez te toasty jutro nie będzie czuł się zdrowo.

***

Dzisiejszy wieczór nie różnił się niczym od wielu innych. Marta czekała ze zjedzeniem obiadu do wieczora. W międzyczasie postanowiła popracować jeszcze nad kodem programu, który pisała. Po kilku godzinach zrozumiała, że Kuba znów nie zjawi się w domu o normalnej porze. Dlatego w samotności zjadła obiad i poszła położyć się po swojej stronie łóżka.

Ze snu wyrwał ją dźwięk tłuczonego szkła. Wyskoczyła z łóżka i szybko pobiegła do kuchni.

– Nie wchodź – usłyszała głos męża. Był zły i porządnie wstawiony. – Jeszcze wleziesz na szkło i będzie problem.

– Czasem zastanawiam się czy już nie jestem problemem. – Marta wiele razy rozpoczynała tę rozmowę, ale w tym momencie wszystkie zaplanowane scenariusze wyleciały jej z głowy. – Nigdy cię nie ma! Codziennie czekam na ciebie z obiadem, którego nie zjadasz.

Długo tłumiony żal wylewał się z kobiety. Kuba patrzył na nią z niedowierzaniem.

– Chyba żartujesz! – wrzasną przerywając jej wywód. – Ja sobie żyły wypruwam, żeby zapewnić nam jakąś przyszłość, a ty z tego robisz problem? Może znajdź sobie jakieś zajęcie, a nie nudź się cały czas w domu!

– Chcę dziecka – powiedziała, zanim pomyślała. Nigdy nie wyartykułowała tego pragnienia, jednak gdy tylko je powiedziała zrozumiała, że tego jej brakuje w życiu. Nie powiedziała nic więcej, a w kuchni zapadła długa cisza.

Kuba podszedł do Marty, czuć było od niego mocno alkohol.

– To zróbmy je sobie – pociągnął ją za rękę do łóżka.

Kobieta nie stawiała oporu. Nie miała ochoty na zbliżenie, jednak nie chciała głośno odmawiać mężowi. Zacisnęła zęby i jakoś to przetrwała. Dziecko od samego początku wymaga poświęceń.

***

Gdy rozpada się większość małżeństw, to przyszli rozwodnicy mogą z czystym sumieniem przysiąc – nic nie wskazywało, że związek skończy się katastrofą.

Młoda para nie miała takiego komfortu, gdyż znaki się pojawiały. Widziałam je już wcześniej, jednak postanowiłam znów być ich świadkiem. Z tego powodu wstałam od stołu i przemknęłam w półmroku, zajmując najlepsze miejsce do obserwacji. Oparłam się niedaleko drzwi od damskiej toalety. To tam wszystko się zacznie.

Coraz lepiej słyszalny stukot obcasów przebijających się przez muzykę anonsuje nadejście Katarzyny – najlepszej przyjaciółki Marty. Z pewnością nie przypuszczała, że chęć przypudrowania noska zmieni jej życiowe plany.

Gdy weszła do toalety odliczałam w myślach: “trzy, dwa, jeden…”

Odgłos mocnego uderzenia dłonią w twarz było słychać nawet przez zamknięte drzwi. Jeszcze wyraźniej dało się słyszeć słowa.

– Ty dziwkarzu! Ty kurwo! – Słodki głosik Kasi nie pasował do bluzgów, którymi rzucała. Ale z drugiej strony należy ją zrozumieć – nie codziennie przyłapuje się swojego narzeczonego na całowaniu innej. Gdybym to ja była na jej miejscu, z pewnością nie zachowałabym powagi i wywlekłabym sukę w potarganej sukience na parkiet, aby wszyscy wiedzieli, z kim mają do czynienia.

Kasia jednak miała więcej manier ode mnie. Jedyne co zrobiła to rzuciła w tłumaczącą się dwójkę pierścionkiem zaręczynowym i szybko wybiegła z toalety, aby nikt nie zobaczył łez napływających do jej oczu.

Traf chciał, że aby opuścić budynek należało przejść przez całą salę. Podczas przedzierania się przez tłum gości potrąciła wujka Zbyszka, któremu miska wypadła z rąk i zupa rozlała się po podłodze.

Ciocia Arleta tak dobrze bawiła się z kuzynem, że tego nie zauważyła, co poskutkowało pośliźnięciem się na rzeczonej zupie i straceniem równowagi. Upadając próbowała chwycić się czegokolwiek. W tym konkretnym przypadku był to kelner niosący kolejne zupy. W efekcie nie tylko ciocia upadła, ale i kelner, natomiast jedna z miskę z potrawą wylądowała na ślicznej sukni, założonej przez mamę Kuby. Z wrzasku kobiety można przypuszczać, że zupa była gorąca.

Cała sekwencja trwała nie dłużej niż dwie minuty, po których orkiestra zorientowała się, że coś jest nie tak i przestała grać. Goście z odleglejszych miejsc sali dopiero dowiadywali się z relacji świadków co się stało. Nikt poza mną nie widział całego zajścia, więc wersji było naprawdę sporo.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Z perspektywy czasu całe zdarzenie można uznać za naprawdę zabawne. Jako że spektakl się skończył, wróciłam na swoje miejsce przy stole.

Po podliczeniu strat okazało się, że ciocia Arleta ma skręconą nogę, wujek Zbyszek uważany za głównego winowajcę przeprosił i zaproponował podwózkę do szpital. Zważywszy na fakt, że ledwo stał na nogach nie skorzystano z propozycji, tylko zadzwoniono po taksówkę. Poszkodowana odjeżdżając do szpitala zobowiązała gości, aby się nie przejmowali całym incydentem i kontynuowali zabawę na weselu, bo inaczej może to przynieść pecha młodej parze.

Kasia zniknęła z wesela, nie wiem czy w ogóle zauważyła, jakie skutki wywołało jej gwałtowne wyjście. Teściowa Marty szybko się opanowała i w spokoju udała się ze swoim mężem do pobliskiego domu, aby się przebrać.

Obsługa korzystając z przerwy w tańcach szybko uprzątnęła z parkietu rozlaną zupę i resztki talerzy.

Po dłuższej chwili zastosowano się do polecenia cioci Arlety i powrócono do zabawy. Wszyscy zachowywali się, jakby incydent się nie wydarzył, jednak atmosfera lekko oklapła.

Znaki pokazały, że temu małżeństwu nie jest wróżona szczęśliwa przyszłość.

***

Marta leżąc na łóżku w pozycji embrionalnej płakała przytulając poduszkę. Nabierała pewności, że ktoś rzucił na nią klątwę sprawiającą, że traci wszystko, gdy przepełnia ją szczęście i radość.

Tak jak w tym przypadku. Ciąża była wspaniała, nawet wliczając w to nudności. Dzięki dziecku mogłaby się poczuć kochaną bezwarunkowo, dodatkowo powróciło zainteresowanie męża jej osobą. Kuba zaczął wcześniej wracać z pracy i częściej się uśmiechał.

Prawdopodobnie to Kuba zawiózł ją do szpitala, gdy zobaczył krew cieknącą po jej nodze. Niewiele pamiętała z tego wydarzenia, gdyż przerażenie przyćmiło jej zmysły. Przyczyna była mała, w przeciwieństwie do rozmiarów powikłań, dlatego nikt wcześniej jej nie zauważył.

Trudno sobie wyobrazić co czuje matka tracąc nienarodzone dziecko. Zdążyła już wybrać mu imię, kupić łóżeczko i co najważniejsze – pokochać. Marta myślała, że gorzej być nie może, jednak po operacji przyszedł lekarz, Kuba trzymał ją za rękę.

– Bardzo mi przykro – zaczął łysiejący mężczyzna w białym kitlu. – W związku z powikłaniami po poronieniu musieliśmy zrobić wszystko, aby uratować pani życie. Operacja się powiodła, ale uszkodzeniu uległa macica. Niestety nie będzie pani mogła mieć już dzieci.

Marta wpatrywała się w lekarza, czekając aż wytłumaczy się ze swojego głupiego żartu. Jednak zamiast tego mężczyzna wyszedł z sali.

– Wszystko się jakoś ułoży – powiedział Kuba.

– Nie – załkała Marta i zamknęła oczy, z których kapały łzy.

Teraz już leżała we własnym łóżku. Do domu często przychodzili jej rodzice, teściowie i przyjaciółki chcące okazać wsparcie, jednak mimo chęci nikt nie potrafił zrozumieć bólu, jaki czuła Marta.

Gdy wróciła ze szpitala, Kuba wziął urlop na kilka dni i opiekował się nią. Najwidoczniej czuł, że tak wypada. Po powrocie do pracy wszystkie złe nawyki męża wróciły, a niektóre nawet się nasiliły. Marta próbowała z nim o tym rozmawiać, ale tłumaczył, że nie może nic z tym zrobić, że potrzebują go w pracy. Karmi mnie kłamstwami, myślała wtedy.

W końcu ból zmniejszył się na tyle, że można było go znieść i kobieta zrozumiała, że się boi. Dziecko mogło spoić małżeństwo, w którym z płomienia namiętności pozostał tylko żar. Jednak to już przepadło.

Na ciele Marty zaczęły pojawiać się siniaki. Wiedziała, że na nie zasłużyła. Nie mogła mieć dzieci, więc nie była już nikomu potrzebna. Koleżanki czasem o nie pytały i wtedy tłumaczyła jaka z niej niezdara. Kuba nigdy nie przejmował się nimi albo ich nie zauważał. Marta czuła, że mąż jest dla niej coraz bardziej obcy.

Okazja aby lepiej poznać małżonka nadarzyła się wkrótce. Komórka Kuby leżała na stole, gdy ten brał prysznic. Szybko przeglądnęła esemesy, zauważyła, że większość kontaktów należy do kobiet. Niewiele czasu zajęło jej odkrycie, że najczęściej jej męża próbuje uwodzić niejaka Klara.

Gniew złagodził ból, nadał jej życiu cel, motywację. Wiedziała, co musi zrobić, zastanawiała się tylko jak.

***

Wesele zdecydowanie należało do udanych, nawet pomimo dość dramatycznego incydentu. Świtało już, gdy ostatni goście odjeżdżali taksówkami lub samochodami trzeźwych znajomych oferujących pomoc.

Marta zamknęła drzwi za ostatnim biesiadnikiem i stanęła przed Kubą.

– Mój mężu – uśmiechnęła się. – Nadszedł chyba czas spełnić swój małżeński obowiązek. Mam nadzieję, że tak wczesną porę można jeszcze uznać za noc poślubną.

– Z pewnością – zgodził się Kuba całując żonę. – Chodźmy na górę.

Szybko pobiegli do wynajętego wcześniej pokoju na piętrze. Małżonkowie chcieli stworzyć w pamięci wspaniałe wspomnienia na całe życie z tej nocy. Jednak gdy tylko położyli głowy na poduszkach, nawet nie zauważyli, kiedy zasnęli.

Marta zastanawiała się czasami, czy klątwa spadła na nią przez nieskonsumowanie małżeństwa w noc poślubną. Nigdy nie doszła do jednoznacznej odpowiedzi.

***

Po kilku tygodniach od utraty dziecka Marta zaczęła w końcu przypominać dawną siebie. Kuba widząc to częściej się uśmiechał. Marta była pewna, że teraz po prostu bardziej przypomina Klarę.

Była sobota – dzień w którym Kuba jeździł po zakupy na cały tydzień. Właśnie wychodził, gdy zatrzymała go Marta.

– Wiesz co – powiedziała jakby od niechcenia. – Nie chcę zostawać sama w domu. Pojedźmy razem.

– Jeśli tylko chcesz – znów uśmiechnął się Kuba. – Zawsze mówiłaś, że nie znosisz zakupów.

– Chcę spróbować czegoś nowego. Zmiany zacznijmy od zaraz! Może ja poprowadzę.

– Jeśli tylko chcesz – zgodził się mąż Marty podając jej kluczyki.

Jechali jakieś dziesięć minut przysłuchując się radiu. Od czasu do czas Kuba odzywał się, widać chciał zacząć rozmowę, jednak Marta nie podejmowała tematów. Zbliżali się do ostrego zakrętu, powstałego przez budynek stojący w niefortunnym miejscu.

Marta spojrzała na murowaną ścianę przed sobą. A więc to teraz, pomyślała wciskając pedał gazu. To było kilka sekund, chwila na tyle krótka, aby mąż nie zdążył zareagować, na to co się dzieje.

Uderzenie wyrzuciło ją przez przednią szybę. Specjalnie nie zapięła pasów.

***

Siedziałam w pustej sali. Myślałam o tym, co czeka pannę młodą. Chciałabym móc temu zapobiec, ale nie da się zmienić przeszłości.

– Marto – aksamitnym głosem powiedział mężczyzna, który pojawił się za mną. – Wspomnienie się skończyło. Oglądałaś swoje wesele już wiele razy. Nie chcesz zobaczyć swojego dalszego życia?

Rozejrzałam się po sali, w której przeżyłam najszczęśliwszy dzień swego życia.

– Pamiętam resztę – powiedziałam w końcu. – Nie chcę przeżyć tego jeszcze raz.

– I tak w końcu będziesz musiała. Takie są zasady. Przed przejściem dalej musisz zobaczyć całe swoje życie. Pamięć jest zawodna, wizje wspomnień nie.

I ruszyliśmy dalej. Widziałam kochającego męża, który chciał mi przychylić nieba. Który nigdy mnie nie zdradził i nie uderzył.

Patrzyłam na anioła zastanawiając się, czy nie jest to przypadkiem anioł upadły. Ale o tym miałam się przekonać dopiero na końcu drogi.

Koniec

Komentarze

Masz mnóstwo literówek, niestety…

 

“znalezienie sobie ciemnego konta przy skraju stołu” – kąta!

 

“Nigdy nie lubiłam wesel, jednak to jedno stanowiło wyjątek, mogłabym je oglądać w kółko. Patrzeć na roześmianą pannę młodą i mężczyznę, którego kochałam. Technicznie nie dostałam zaproszenia, jednak nikt tego nie zauważy.”

 

“…doskonałego szczęścia, które przekracza jej wyobrażenia” – brak kropki na końcu zdania

 

“– No to ostatnie – sapnął Kuba, stawiając ostatnie pudło na podłodze.”

 

“– Z taką deklaracją jeszcze bym poczekała. – Marta podeszła do męża i stając na palcach pocałowała go. – Trzeba się jeszcze rozpakować.”

 

“– Wybacz[+,] kochanie – westchnął Kuba z irytacją w głosie.”

 

“Nim zdążyła odpowiedzieć, maż zniknął za drzwiami.” – mąż

 

“Gdy tylko przestała tańczyć podchodziła do niej jakaś ciotka, którą widziała kilka razy w życiu.” – Raczej: przestawała

 

“– Chyba żartujesz – wrzasną przerywając jej wywód.” – wrzasnął, a skoro wrzasnął, to potrzeba wykrzyknika

 

“Dziecko od samego początku wymaga poświeceń.” – poświęceń

 

“Z tego powodu wstałam ze swojego miejsca na skraju stoły i przemknęłam w półmroku[+,] zajmując najlepsze miejsce do obserwacji. Opieram się niedaleko drzwi od damskiej toalety, bo to tam wszystko się zaczyna.” – Skąd w drugim zdaniu nagle czas teraźniejszy? Poza tym literówka: stołu

 

“Ty dziwkarzu! Ty kurwo! – sSłodki głosik Kasi nie pasował do bluzgów, którymi rzucała. Ale z drugiej strony należy ją zrozumieć…”

 

“Gdybym to ja była na jej miejscu[+,] z pewnością nie zachowałabym powagi i wywlekłabym sukę w potarganej sukience na parkiet, aby wszyscy wiedzieli[+,] z kim mają do czynienia.”

 

“Jedyne co zrobiła to rzuciła, w tłumaczącą się dwójkę, pierścionkiem zaręczynowym” – to wtrącenie raczej bez przecinków, obecny zapis wypada trochę nienaturalnie

 

“Ciocia Arleta tak dobrze bawiła się z kuzynem, że tego nie zauważyła, co skutkowało pośliźnięciem się” – Raczej: poskutkowało

 

“natomiast miska z potrawą” – kelner niósł zupy w liczbie mnogiej, więc raczej: jedna z misek z potrawą

 

“Jako[-,] że spektakl się skończył[+,] wróciłam na swoje miejsce przy stole.”

 

“dodatkowo powróciło zainteresowanie męża jej osoba.” – osobą

 

“Prawdopodobnie to Kuba zawiózł ją do szpitala, gdy zauważył krew cieknącą jej po nodze. Niewiele pamiętała z tego wydarzenia, gdyż przerażenie przyćmiło jej zmysły. Przyczyna była mała, w przeciwieństwie do rozmiarów powikłań, dlatego nikt wcześniej jej nie zauważył.”

 

“czekając aż wytłumaczy się[-,] ze swojego głupiego żartu.”

 

“Do domu często przychodziłyli jej rodzice, teściowie i przyjaciółki chcące okazać wsparcie, jednak mimo chęci nikt nie potrafił zrozumieć bólu[+,] jaki czuła Marta.

Gdy wróciła ze szpitala[+,] Kuba wziął urlop na kilka dni i opiekował się Martą nią.”

 

“Najwidoczniej czół, że tak wypada” – czuł

 

“Karmi mnie kłamstwami[-.+,] myślała wtedy.”

 

“Kuba nigdy nie przejmował się nimi[-,] albo ich nie zauważał.”

 

“większość kontaktów i należy do kobiet.” – albo “i” jest zbędne, albo brakuje jakiegoś słowa

 

“Niedługo zajęło jej poznanie, że Klara najczęściej próbuje uwodzić jej męża.” – To zdanie jest bardzo koślawe – “niedługo”, “poznanie” i cała część zdania dotycząca Klary. Propozycja przebudowy: Niewiele czasu zajęło jej odkrycie/domyślenie się, że najczęściej jej męża próbuje uwodzić niejaka Klara.

 

“Wiedziała[+,] co musi zrobić, zastanawiała się tylko jak.”

 

“Dzień już świtał, gdy ostatni goście odjeżdżali taksówkami[-,] lub samochodami trzeźwych znajomych oferujących pomoc.” – “Dzień już świtał” to takie trochę niezgrabne stwierdzenie. Po prostu: Świtało już, gdy…

 

“Była sobota – dzień w którym Kuba jeździł na zakupy na cały tydzień.” – Lekkie czepialstwo, ale “jeździł na zakupy na cały tydzień” brzmi tak, jakby on spędzał cały tydzień na robieniu zakupów ;) raczej: po zakupy.

 

“Od czasu do czas Kuba powiedział coś, widać chciał zacząć rozmowę” – Powiedział to raz. Jeśli “co jakiś czas” to “mówił”, “odzywał się” itp.

 

“Zbliżyli się do supermarketu, gdyż przed nimi był ostry zakręt.” – Niezgrabne zdanie. Druga część nie wynika logicznie z pierwszej, przynajmniej nie w tej formie.

 

“aby mąż nie zdążył zareagować na to[+,] co się dzieje.”

 

“Myślałam o tym[+,] co czeka pannę młodą.”

 

Szerszy komentarz po zakończeniu konkursu ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Spodziewałem się tego :/ Niestety nikt nie zgodził się na zostanie szaloną betą i byłem zdany tylko na swoje dyslektyczne umiejętności (presja czas nie pomogła). Poprawię w wolnej chwili przed zakończeniem konkursu.

Cóż, pojawiły się błędy, a opowiadanie uważam za średnie. Dość szybko załapałam do czego prowadzi retrospekcja i pomysł nie jest wybitnie oryginalny. Z drugiej strony, tekst ma plusy. Relacja między bohaterami wydaje mi się wiarygodna, natomiast Marta… sama nie wiem. Taka słaba psychicznie, podatna na wpływy, bez poczucia własnej wartości. Nie wiem, czy nie popada to w przesadę, chociaż zaznaczam, że absolutnie nie jestem psychologiem. Niezłym punktem jest zakończenie. 

 

Najwidoczniej czół

 

Popraw to czym prędzej.

Tekst, mimo swego realizmu i tragizmu, jakoś mnie nie ruszył. Może przez to, że nie potrafiłem zżyć się z bohaterką, a może przez odrobinę beznamiętny styl narracji.

Ogólnie pomysł całkiem niezły, podobało mi się przeplatanie wydarzeń z wesela tymi późniejszymi. Sporo błędów, które wytknęło już jose, widać, że pisane na szybko.

 

Powodzenia w konkursie ;)

Błędy poprawiłem. Bardzo dziękuję za ich wytknięcie – postaram się poprawić w przyszłości. Tak samo dziękuję za komentarze – merytoryczne zawsze się przydają.

 

Również życzę powodzenia.

Ciekawy pomysł na konkursowe opko. Czegoś takiego jeszcze nie było.

Chociaż można go było lepiej dopracować. Ale pewnie czas gonił. Bo wykonanie szału nie robi. Zostało trochę literówek, interpunkcja kuleje… To, że bohaterka mnie nie przekonała, to pół biedy. Może są kobiety tak zafiksowane na jednym, może mężowie tuż po ślubie zaczynają późno wracać do domu…

Babska logika rządzi!

Chyba nie rozumiem opowiadania.

Owszem, było wesele obfitujące w różne nieprzewidziane przypadki ale nie bardzo pojmuję, jaki był ich wpływ na życie Marty i Kuby. Nie umiem połączyć tych wydarzeń z późniejszymi przeżyciami małżonków. Czy Marta wierzyła w zabobony i wszystkie niepowodzenia życiowe złożyła na karb rzekomej klątwy? Naprawdę uwierzyła, że skoro goście nie bawili się rewelacyjnie, to je życie małżeńskie legnie w gruzach?

Przykro mi, nie kupuje tego.

 

na­to­miast jedna z mi­skek z po­tra­wą… –> Literówka.

 

or­kie­stra zo­rien­to­wa­ła się, że coś się jest nie tak… –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Po­szko­do­wa­na od­jeż­dża­jąc do szpi­ta­la zo­bo­wią­za­ła gości, aby się nie przej­mo­wać całym in­cy­den­tem i dalej do­brze bawić się na we­se­lu… –> Po­szko­do­wa­na, od­jeż­dża­jąc do szpi­ta­la, zo­bo­wią­za­ła gości, aby się nie przej­mo­wali całym in­cy­den­tem i dalej do­brze bawili na we­se­lu

 

Ob­słu­ga ko­rzy­sta­jąc z prze­rwy w tań­cach szyb­ko uprząt­nę­ła par­kiet z roz­la­nych zup i resz­tek ta­le­rzy. –> Ob­słu­ga, ko­rzy­sta­jąc z prze­rwy w tań­cach, szyb­ko uprząt­nę­ła z par­kietu roz­la­ną zupę i resz­tki ta­le­rzy.

 

ktoś rzu­cił na nią klą­twy spra­wia­ją­cą… –> Literówka.

 

Nie­wie­le czas za­ję­ło jej od­kry­cie… –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Schludnie napisane opowiadanie, Natanie. Dobrze, że finał jest jaki jest, bo inaczej powiedziałbym, że wesele jest na doczepkę, a tak spiąłeś to dobrą klamrą.

Trafiają się czasem zbyt dosłowne i trochę koślawe zdania, typu:

Orkiestra zdążyła usadowić się na swoich stanowiskach i zgodnie z wcześniejszymi instrukcjami, zaczęli grać ulubioną piosenkę młodej pary.

Przecież wiadomo, że siedli przy instrumentach a nie przy stole z jedzeniem. Zazwyczaj gra się ulubioną piosenkę pary.

Orkiestra zdążyła usadowić się przy instrumentach na swoich stanowiskachzagrała zgodnie z wcześniejszymi instrukcjami, zaczęli grać ulubioną piosenkę młodej pary.

Ale to pojedyncze przypadki, nic specjalnie druzgoczącego.

Sam pomysł retrospekcji, wspomnień i tego, co się wydarzyło nie jest zbyt oryginalny, choć napisany lekko i zrozumiale. Czytałem płynie, prawie jak słowo drukowane. Zajrzałem sobie, co czytałem Twojego wcześniej i widzę, że te nieszczęsne “Grzechy pierworodne”, to powiem Ci, że znacznie lepiej trafiłeś w mój gust lub poprawiłeś warsztat, zależy co, kto woli.

Podsumowując, porządny tekst, choć nie błyszczący oryginalnością. Dałbym Ci punkt do biblioteki, ale wolę poczekać na następne Twoje opko, gdzie kliknę (mam nadzieję) bez zastanawiania się.

Kolejne wyłapane błędy poprawię po zakończeniu konkursu.

 

FInkla – dziękuję za docenienie pomysły. Owszem czas gonił, jednak przynajmniej był jakimś motywatorem, żeby opko skończyć. Ostatnio mam duży problem z rozgrzebanymi i nie skończonymi tekstami. A mąż nie koniecznie musiał wracać późno po ślubie – całość jest relacjonowana subiektywnie przez Martę (nawet, gdy narracja jest trzecioosobowa). Oczywiście postaram się poprawić warsztat następnym razem.

 

reg – przykro mi, że nie kupujesz całości. Jak dla mnie Marta miała zbyt duże oczekiwania od życia i nie była przygotowana, że nie zawsze jest różowo. A że rzecz dotyczyła małżeństwa to szukała przyczyn na początku, czyli ślubie i weselu.

 

Darcon – dziękuję za opinię. Po opiniach przy moich opowiadaniach wnioskuję, ze lepiej wychodzi mi krótka forma. Jak tylko opowiadanie ma ponad 40-50k znaków to wszyscy na nie narzekają :P Będę musiał nad tym popracować.

Faktycznie można byłoby niektóre zdania przyciąć – przyglądnę się temu po zakończeniu konkursu.

Liczę, że kolejny mój tekst Cię nie zawiedzie.

Dlatego, Natanie, takiej Marty nie kupuję.

Po prostu nie mieści mi się w głowie, że współczesna dziewczyna za powód źle zaczynającego się małżeństwa, uznaje niefortunne wydarzenia na weselu i zamiast albo próbować coś naprawić, albo wywalić niewiernego i porywczego męża, świadomie powoduje śmiertelny wypadek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rozumiem i szanuję Twoją opinię.

Niemniej nie byłbym pewien tego, że mąż był niewierny lub porywczy. Wciąż to subiektywny opis Marty, która mogła wyolbrzymiać lub inaczej zapamiętać, niż to było naprawdę.

I obiecuję – jako autor już nie będę sugerował możliwej interpretacji.

Więc tym bardziej nieracjonalna wydaje mi się jej decyzja. Wydaje wyrok śmierci na ich oboje, nie mając żadnej pewności, ani dowodów winy Kuby. To chore.

I rozumiem jej stan po stracie dziecka, ale to też nie powód, by odbierać życie innym.

Z trudem, ale mogłabym starać się zrozumieć Martę, gdyby popełniła samobójstwo i zostawiła Kubę z ogromnymi wyrzutami sumienia, które mogłyby towarzyszyć mu do końca życia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Teksty obyczajowe nie należą do moich koników, ale pomysł na przeplatanie wesela/kary/motywu fantastycznego z tragicznym żywotem Marty przypadł mi do gustu. Bardzo fajnie przez to miksujesz chwile radosne i tragiczne.

Bohaterowie jak to bohaterowie obyczajówek – jaki pomysł za nimi stoi, reprezentują w sumie znane przywary. Ni ziębią, ni grzeją.

Podsumowując: obyczajówka to nie mój koncert fajerwerków, ale doceniam pomysł. Zwłaszcza przeplatanie dwóch wydarzeń oraz zakończenie. Stąd masz klika :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przeczytane.

Tekst zyskuje na gorzkim zakończeniu, jednak całościowo niezbyt mi się podobał. Przede wszystkim, podobnie jak dla Reg, i dla Counta wydarzenia z wesela nie miały związku z tym, co stało się później. Tragedia zaczynała się od utraty dziecka… Swoją drogą, jeśli Marta straciła w wyniku poronienia obydwa jajniki, to musiała mieć naprawdę niewyobrażalnego pecha… Traktuję to jako element fantastyczny ;)

Dialogi nie bardzo. “Jeśli tylko chcesz” – co on, podśpiewuje Borysewicza i Kukiza? Przecież tak się nie odpowiada, gdy kobieta chce prowadzić samochód…

 

Co zrobić – na długo ten tekst w mojej pamięci nie pozostanie. Wydaje mi się, że lepiej wypadasz w komediowej konwencji, bo chociażby Smocze flaczki były super ;)

 

Tyle ode mnie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Znalazłam parę usterek, na przykład: 

Marta tańcząc z Kubą wyglądała, jakby osiągnęła pełnie szczęścia.

W przeciwieństwie do mnie, nie wiedziała[+,] jak bardzo się myli…

Wprowadzając się do całkiem przestronnego mieszkania ze swoim ukochanym Marta odrobinę się bała. Osiągnięcie pełni szczęścia wiąże się z tym, że od tego momentu może być już tylko gorzej. Zdawała sobie sprawę z irracjonalności tej obawy. Pocieszała się myślą, że może jeszcze nie osiągnęła doskonałego szczęścia, które przekracza jej wyobrażenia.

Chwilę wcześniej też mamy pełnię szczęścia.

Gdy tylko przestawała tańczyć[+,] podchodziła do niej jakaś ciotka, którą widziała kilka razy w życiu.

Do domu często przychodzili jej rodzice, teściowie i przyjaciółki chcące okazać wsparcie, jednak mimo chęci nikt nie potrafił zrozumieć bólu[+,] jaki czuła Marta.

Może bohaterka ma zaburzenia psychiczne i stąd ta fiksacja na przebiegu wesela i podejmowanie takich decyzji?

Przynoszę radość :)

Bo to jednak jest hardcore, będąc facetem, pisać opowiadanie w narracji pierwszosobowej, z kobiecą narratorką. Dziewczyny zawsze skrytykują, że niewiarygodne psychologicznie ;)

Ja akurat na pomysł weselnej klątwy nie narzekam, dość długo myślałem, że narratorka jest niezaproszoną wróżką chrzestną. W fantastyce kupuję taki mix nowoczesności i ożywających nagle starych przesądów. Bardziej razi mnie wątek obyczajowy, nie chcę powiedzieć, że banalny, ale całkowicie pozbawiony oryginalności, sztampowy (późne powroty, utrata dziecka, numery w telefonie) – chciałoby się czegoś świeżego jako ekwiwalentu każdego z tych motywów.

Narracja poprawna, nic więcej. Śmieszy mnie trochę zdanie “Przezornie jako pierwsze danie pojawił się rosół”.

Zakończenie mnie zaskoczyło. I otwarciem nowej perspektywy podniosło tekst o pół stopnia wyżej.

Pomysł na opowiadanie ciekawy. Spodobał mi się motyw Marty oglądającej cały czas tylko swoje wesele, nie chcącej “iść dalej”. Fajnie, że historię opowiadasz tylko z pozycji jednej strony – w jakiś sposób dodaje to wiarygodności, bo widzimy rzeczywistość Marty przefiltrowaną przez jej wyobrażenia i lęki.

 

Motyw poronienia wydał mi się niezbyt wiarygodny, szczególnie że skończyło się naprawdę poważnymi powikłaniami. Dodatkowo niektóre “kobiece” zachowania też dość mocno stereotypowe – chociażby scena w łazience. Samo wesele – niektóre sytuacje nie do końca mnie przekonały, chociażby scena z zupą, ten wujek to z tą miską stał, że zupa wylądowała na podłodze a nie na stole? I ile tam było ludzi, że osoby z dalszych miejsc sali dowiadywały się o całym zdarzeniu z relacji innych?

 

Wykonanie – interpunkcja nie najlepsza, trochę dziwnych konstrukcji czy niezgrabnych zdań, parę literówek. Ale ogólnie czytało się dobrze.

It's ok not to.

NoWhereMan – dzięki za klika i cieszy mnie, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. Szczerze powiedziawszy też nie przepadam za obyczajówkami :P Na pewno trochę minie zanim wrócę co tego gatunku, jeśli wrócę.

Count – przykro mi, że tym razem opowiadanie Ci się nie spodobało. Widać powinienem zgłębić wiedzę medyczną co do możliwych powikłań powodujących bezpłodność. Muszę przyznać, że faktycznie lepiej czuje się w komedii i jestem teraz w trakcie jej pisania.

Anet – pomysł z zaburzeniami psychicznymi moim zdaniem też jest bardzo możliwy. Dziękuję za wskazanie błędów, które poprawię po zakończeniu konkursu. 

cobolt – muszę się zgodzić, że problemy w wątku obyczajowym są trochę sztampowe. Niestety, gdy w mojej głowie wyklarowała się cała koncepcja opowiadania zostało mi bardzo mało czasu na jego napisanie i wymyślenie czegoś oryginalnego – moja wina. Co do zakończenia – nie wiem czy ktoś tak jeszcze ma, ale zwykle wymyślam opowiadanie od pomysłu na zakończenie, tak jak w tym przypadku. Muszę popracować nad ścieżkami do niego prowadzącymi.

dogsdumpling – dziękuję, że pomysł Ci się spodobał. Rozumiem zarzuty stereotypów i obiecują popracować nad tą skłonnością, aby się zbyt często nie ujawniała. Co do miski – wójek trzymał ją nad parkietem, bo widać był głodny i niósł ją od kelnera. Impreza była huczna, tak między sto a dwieście osób, więc coś mogło umknąć uwadze gościom nie będącym bezpośrednio zamieszanym w wypadek.

Co do błędów interpunkcyjnych – muszę z przykrością stwierdzić, że jest to moja zmora.

Przeczytałem. Byłem pewien, że temat konkursu większość uczestników potraktuje przewrotnie i niewiele będzie radości w tych opowiadaniach. I Twój tekst Natanie jest jak na razie najbardziej przygnębiający. Duży plus za takie interesujące podejście do tematu. Konstrukcja bardzo ciekawa. Rzeczywiście koniec bardzo fajnie dopina całość. 

Oczywiście jest sporo literówek i innych błędów. Są też niefortunne sformułowania typu:

Kasia zniknęła z wesela, nie wiem czy w ogóle zauważyła, co spowodowało jej gwałtowne wyjście.

Raczej co było skutkiem gwałtownego wyjścia.

 

Takich małych zgrzytów było jeszcze kilka, ale nie psuło to przyjemności czytania. Styl masz nieco sprawozdawczy. Nie bawisz się w językowe rokoko. I w tym opowiadaniu to się dobrze sprawdza. Jest tutaj odpowiedni klimat. Przygnębienia i beznadziei. Można tekst rozkładać na czynniki pierwsze, ale ja lubię klimaty. I jeśli autor dopasował wszystkie elementy do treści, wywołując odpowiednie nastrój u czytelnika ma u mnie plusa. I klika.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dziękuję za tak ciepłe przyjęcie opowiadania i klika. Oj, będzie dużo poprawiania po zakończeniu konkursu :P

Jakoś nie przekonała mnie ta historia. Brakuje mi jakiegoś mocniejszego akcentu w weselu, który spowodował, to pasmo nieszczęść. U samej Marty doszukiwałabym się jednak zaburzeń psychicznych. Trauma po stracie dziecka jest zrozumiała, ale Kuba znikał z domu jeszcze zanim to się stało. Być może już wtedy uznał, że z Martą coś jest nie tak i wolał spędzać czas z kimś innym. Zakończenie rzeczywiście mocne. Uważam, że tekst jest niezły, ale mógłby być jeszcze lepszy.

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Dzięki za komentarz. Zdecydowanie następne teksty postaram się bardziej dopracować.

Po pewnym czasie podczas lektury poczułem znużenie i tak już zostało do końca. Usypiające trochę to wesele. ;)

Niestery historia nie przypadła mi do gustu, a styl opisowy nie pomagał w odbiorze. Ale to tylko mój odbiór, więc powodzenia w konkursie. 

Przykro mi, jednak muszę się z Tobą zgodzić, że narracja nie porywa. Był to eksperyment z mojej strony i z narracją i obyczajową historią. Wnioskując po komentarzach niezbyt udany. Postaram się następnym razem zaprezentować coś ciekawszego.

Przeczytałem.

Cieszę się i dziękuję za punkcika do biblioteki.

Przygnębiające. Przez większość tekstu myślałem, że narratorka okaże się personifikacją jakiegoś pojęcia: przyczyny, przeznaczenia, czy czegoś w tym stylu. Wesele jest przedstawione realistycznie, z charakterystycznym anturażem, ale dość zdawkowo. Nie mam usystematyzowanej wiedzy w dziedzinie psychologii, ale zwracanie uwagi na te wszystkie drobne wypadki traktuję jako paranoję bohaterki, mechanizm obronny, mający jakoś tłumaczyć pasmo krzywd, które nie miały z tym nic wspólnego i na które nie miała dużego wpływu, a na koniec jeszcze przerzuca się na nią winę. Jest w tym zamysł i konsekwencja, przydałoby się bardziej efektowne wykonanie.

Nie przekonuje mnie przeplatanka – wesele i późniejsze życie w małżenstwie. Nie widzę powiązania. Nie dostrzegam też tytułowej klątwy. A anioł w końcówce nie ratuje w moich oczach tekstu jako fantastycznego, tym samym największym zarzutem z mojej strony będzie brak fantastyki.

I jeszcze jedno. Specem nie jestem, ale jeśli Marta straciła tylko jajniki, a macica pzostała nieuszkodzona, to taka sytuacja chyba nie wyklucza definitywnie kolejnej ciąży – np. poprzez in vitro. Niech mnie poprawią fachowcy, jeśli się mylę.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Podczas czytania zdecydowanie drażniła mnie mnogość literówek i drobnych niedoróbek. Rozumiem, że interpunkcja jest niełatwa, ale akurat literówki (i ten ortograf!) w miarę łatwo wyłapać samemu. No ale…

Opowiedziana przez Ciebie historia jest prosta. Czasami wydawała mi się trochę niewiarygodna, opisana dość sztywno, nienaturalnie. Relacje między Martą i mężem są ledwo nakreślone. Niby więcej nie potrzeba, ale ani jakoś nie czuć tej wielkiej miłości na początku, ani niechęci potem (tudzież przemocy, strachu Marty itp.). Fajny zabieg z przeplataniem życia „codziennego” ze wspomnieniami z wesela. Samego wesela jest dość mało, w sumie, jeśli chodzi o opisy, ale stanowi punkt wyjścia no i na końcu wyjaśnia się, o co kaman. No właśnie, końcówka jak dla mnie jest zdecydowanie na plus, spodobała mi się. Sama końcówka, gdy wyjaśnia się, że tajemniczy duch (bo od razu wiadomo, że to jakaś forma ducha), to jest Marta.

Nie podoba mi się za to wypadek. Raz, że co to za kobieta, co to zakupów nie lubi (;P ja w sumie też nie przepadam, ale wolę robić sama niż tłumaczyć chłopu, co dokładnie ma kupić). Dwa, że mimo wszystko dziwne, że facet bez oporów dał dziewczynie prowadzić, mimo że ewidentnie miała dłuższą przerwę (z kontekstu wynika, że głównie siedziała w domu), a na dodatek że nie zwrócił jej uwagi na pasy. Co nowsze samochody zresztą od razu ostrzegają, że pasy są niezapięte, a patrząc na zaharowującego się całe dnie męża można sądzić, że samochód mają właśnie nowszy, a nie starszy. Podsumowując – to drobiazgi, jasne, ale jakoś mnie ta scena z wypadkiem, cała jej konstrukcja, nie przekonała, mimo że ostatnia scena z aniołem jest już fajna.

Powiem tak – jakbym to widziała na becie, to chętnie powalczyłabym o doszlifowanie pewnych kwestii, tak by uzyskać w miarę niezgrzytający, spójny efekt końcowy. Teraz trochę dziur widzę, ale ogólnie tekst jest niezły ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Warsztatowo nieciekawie. Przecinki zastrajkowały i wyszły z tego opowiadania. Musisz o nich pamiętać tym bardziej, że nadużywasz imiesłowów, jednocześnie ignorując konieczność oddzielenia fragmentów je zawierających od reszty zdania. Kiepskiej interpunkcji nie pomagały momentami dziwnie skonstruowane zdania, często wielokrotnie złożone. Potykałem się o nie, poczynając choćby od tego otwierającego tekst. Wreszcie masa literówek. Widać pośpiech. :<

Fabularnie miał być dramat. I jest, choć ma gorsze i lepsze momenty. Uważam, że decydując się na taką konwencję, trzeba być szalenie ostrożnym w doborze słów, w kreowaniu dialogów, sytuacji. Tragedię tworzą detale – małe gesty, które budzą z tyłu głowy czytelnika wrażenie, że coś jest nie tak. Tymczasem Twoje postaci skaczą sobie od razu do gardeł, narracja krzyczy wprost, że małżeństwo się sypie. No sypie się, ale nie trzeba rzucać tym bezpośrednio w twarz, bo dramat zaczyna ocierać się o karykaturę.

Na koniec jeszcze nie mogę się powstrzymać od wytknięcia researchowego faux pas, na które zwrócił uwagę już Count. Krawienie z dróg rodnych to zazwyczaj sprawka macicy i wycięciem macicy także osiągnąłbyś u bohaterki bezpłodność (aczkolwiek czytałem, że urodziło się już pierwsze dziecko z przeszczepionej macicy ;). Rozwalając młodej kobiecie oba jajniki (swoją drogą ciekawe to – wybuchły?), bezpłodność to najmniejszy problem, gdy na scenę wkracza przedwczesna menopauza i osteoporoza. :>

Dzięki za udział!

 

Dopisek dla śniącej: Z samą macicą nie sposób zajść w ciążę, bo taka kobieta, niezależnie od wieku, bez jajników miałaby menopauzę. Chyba że by w nią wlewać hormony, ale to już wyższa, endokrynologiczna szkoła jazdy.

Jestem pod wrażeniem jury – chyba nie widziałem na tym portalu tak szybko rozwiązanego konkursu – szczególnie zważywszy długość niektórych opowiadań. I jeszcze wszystkie obszerne komentarze pojawiły się błyskawicznie. Dziękuję.

Dodatkowo jestem przyjemnie zaskoczony, że ktoś zechciał obdarować to opowiadanie dwoma punktami – jeszcze bardziej dziękuję!

Lord Vedymin – Dziękuję za dostrzeżenie potencjału. Po tak licznych mieszanych komentarzach nie wypada mi nic innego jak się zgodzić. Muszę jeszcze mocno popracować nad formą. Mam nadzieję, że moje następne teksty będą lepsze.

śniąca – W wersji poprawionej zgodnie z sugestiami znikną uszkodzone jajniki i albo pojawi się zgodnie z sugestią macica, albo nie zostanie wspomniana przyczyna – nauka na przyszłość, nie opisywać dokładnie zagadnień medycznych skoro ich nie znam. Co do fantastyki uważam, że jednak jest – nie tylko anioł na końcu, ale i odtwarzanie przeszłego wesela przez ducha uważam za całkiem fantastyczne. Stosując brzytwę Lema wyleciałoby pół opowiadania wraz z zakończeniem.

joseheim – W pierwszej kolejności bardzo przepraszam za błędy i literówki, mnie samego drażnią u innych, a swoich wyłapać nie mogę :P Cieszę się, że końcówka zadziałała – jak już wcześniej pisałem od niej wyszedłem (i może to był błąd). Wypadek faktycznie wyglądał lepiej w planach, niż w tekście – myślałem o akcji Marty w stylu śledzenia męża, hakowaniu komórki itp., co miało w oczach męża sugerować jej pozbieranie się, jednak doszedłem do wniosku, że takie zabiegi kompletnie nie pasują do wcześniej obranej stylistyki. Zastanowię się jeszcze nad tym wypadkiem.

Mr Beightside – Wiedzę, że Tobie najbardziej nie podszedł mój tekst. Przykro mi, ale rozumiem. co do przecinków, to chyba kupię sobie jakiś podręcznik do interpunkcji bo jednak to jest dla mnie największa magia. No i już słyszałem wcześniej, że muszę ogarnąć imiesłowy – obiecuję, że spróbuję. Dziękuję za cenną radę – faktycznie w dramacie najważniejsze są szczegóły, jeśli jeszcze kiedyś porwę się na ten gatunek to z pewnością będę miał to w pamięci.

Miałeś nawet ciekawy pomysł, ale czytało mi się tak sobie. Ani źle, ani dobrze.

Główna bohaterka raczej na plus, ponieważ wzbudza współczucie, nawet zacząłem jej kibicować, żeby coś zrobiła.

Zabieg teraz-później fajny, różnica pokazuje, jak bardzo się wszystko popsuło.

Ogólnie całą historię mogłeś przedstawić lepiej, teraz czułem taki mały chaos. Ale nie wynudziłeś mnie, tak jak pisałem wyżej, czytało się ani źle, ani dobrze :)

 

Cały czas czekałam na objawienie tytułowej “klątwy” i… niestety się nie doczekałam. Chyba, że klątwą było to, że bohaterka prowadziła totalnie zwyczajne życie? Że miała te same problemy, co większość ludzi? Nie, jakoś tego nie kupuję…

Moim zdaniem to opowiadanie jakoś nie trzyma się kupy… Czyjaś zdrada na weselu ma być sygnałem, że małżeństwo młodej pary nie będzie udane? Zdradzał, czy nie zdradzał? Bił, czy nie bił? Wydaje mi się, że osią opowiadania miał być ten “twist” w końcówce, a reszta tekstu została dopisana “żeby była”. Kilka pierwszych z brzegu schematów, zakończonych niestety także dosyć schematycznym “twistem” to jednak nie jest przepis na dobre opowiadanie.

Czytalo się natomiast w miarę dobrze, ale styl odebrałam jako dosyć “suchy”. Taki, wiesz, jak opowiadasz komuś historię na przykład przy kawie. Wyciągasz z niej esencję wydarzeń, pomijając te drobne szczegóły, które budują klimat, malują przed czytelnikiem świat. Tak więc przeczytałam bez problemu, nawet z zainteresowaniem, ale nie ma tu niczego, dzięki czemu zapamiętałabym to opowiadanie na dłużej.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nowa Fantastyka