- Opowiadanie: sergiusz1551 - Kroniki Powszechnej Grozy Regionu

Kroniki Powszechnej Grozy Regionu

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Kroniki Powszechnej Grozy Regionu

Kroniki Powszechnej Grozy Regionu

***

Dawno, dawno temu, po trzech koalicjach, ośmiu ministrach i wielu oszołomach którzy rządzili gorzej niż Madame J. oborą, PGR-y padły. W dalszej konsekwencji spowodowało to trzecią wojnę światową, fale homoseksualizmu, nieurodzaj na banany w Kostaryko, łysienie brody Fidela, a w USA wygranie wyborów przez Szałas DwaMa, szamana mrocznej sekty czcicieli bawełny. W Polsce nie działo się lepiej. Kraj przejęły postacie z kreskówek. Wieść gminna niesie, że podczas morderczej kampanii, sięgano metod tak podłych i okrutnych jak: podmiany tekstów w dymkach, gumkowanie postaci drugoplanowych i kalkowanie. Władzę skradł Donald Cel, dzięki kłamstwom, mydleniu oczu, szamponieniu oczu, oraz parówkom, kiełbasom i gazetom wyborczym. W roku 2044, grupa zdesperowanych śmiałków zhakowała terminatora Te-tuzin, przy użyciu haków rzeźniczych, budowlanych oraz kotwicy na szczupaka. Po zastanowieniu i debatach, zdecydowali, że zamiast zrobić z niego ruchomą bimbrownię dalekiego zasięgu wyślą go w przeszłość, by zmienił koleje dziejowe, Polskie Koleje Państwowe, ordynację wyborczą, oraz by dokonał mutacji genetycznej grzybu typu drożdż z burakiem cukrowym. Robota o roboczym pseudonimie „Sołtys”, reinkarnacji czołgu T-34, buldożera, fiata 126-p, oraz polskiej kuchni polowej wzór 34, wysłano w odległą, precyzyjnie nieokreśloną przeszłość, za pomocą rzadkiego artefaktu kultury siarkowej: wina „Komandos”. Największa przygoda w historii ludzkości, miała się właśnie rozpocząć….

***

Zapis komputera.

Wieś: BłądMrówka; data: wczoraj-wtorek; godzina rano i trzy koguty; temperatura odpowiednia do spożywania schłodzonego wyciągu z szyszek chmielu, świerka i pinii środkowo-europejskiej (wersja nielegalnie nieunijna); komputer w normie;odczyt bodźców w normie; gapienie się tubylców wyjaśnialne faktem nieposiadania ubrań; misja oficjalnie rozpoczęta.

– Josiema masz drobne? – zaryzykował pytanie Jolaos, pełen nadziei na cudowne pojawienie się 5 złotych z kieszeni, mimo pernamentnego ich braku.

– Goń Się. – odparł Te-tuzin, po czym minął ganiającego siebie samego Jolaosa, zerwał pranie z suszarni  typu: słoneczna poprzeczniesznurkowana, przyodział się godnie i rzekł -Jam Ci Sołtys od dziśdzień.

– Tak jest! – odpowiedzieli mu fani koksowania, kradzieży i mordobicia, którzy zdążyli się zbiec w międzyczasie. – Normalnie Ziomek jesteś megakoks!

Te-tuzin, korzystając z programu fałszerskiego, ułańskiej fantazji, plastikowych butelek, muszej krwi i papierków po cukierkach, stworzył komplet dokumentów, ożenił się z córką burmistrza Winiety, stał się właścicielem mieszkania w BłądMrówce, oraz otrzymał emeryturę wojskową, rentę za łysinę i dotację unijne na leczenie przerostu mięśni. Tak oto minął pierwszy miesiąc.

***

Zapis Komputera:

Data: Dziś Środa.

Lokalizacja: BłądMrówka, trzy staje od Doliny Muminków licząc od wschodu; od południa odcięta Siedmioma Górami, krainą niegdyś gościnną, dziś jednak opanowaną przez talibów zbiegłych z Klewek, jak również przez Trzodę Chlewną zbiegłą z chlewek; obie frakcję są sobie wrogie i od wielu lat, prowadzą ze sobą wojnę podjazdową. Gangiem Trzody dowodzi Prosiaczek; wieść gminna głosi, że straszna z niego świnia. Grupą Talibów rządzi Sama.O! Północną rubież zabezpiecza może Be, za którym skrywa się Eryk/Wiking/Pederasta; zachodnią zaś Hogwart, teren odpowiedni do działań dywersyjnych i czasoprzestrzennozmiennych.

Zagrożenia: złomiarze, chrzczona wódka, urzędnicy unijnii – (czepiają się rzekomo świadomego łamania ustawy regulującej dopuszczalną głębokość odcisków lewej stopy, na obszarze podmokłym zamieszkałym przez kumaka paskowanego: gatunkowej żaby, unijnej ryby). Koniec zapisu.

***

– Dzień byl mgielny i suhopyski, aże zkrncalo mnie*– opowiadał Jolaos zasłuchanym w niego wnuczętom. ( *Jolaos robi błędy ortograficzne, nawet gdy mówi) – Wtedy żemse przypomniał co mnie matka mówila, że o tam, otam o, som bunkry niemieckie, a w nich ponóć wina som, te drogie ponóć ino, ale żem se tak dumnął, że na pysk suhy to i takie szato, spić można, ba! trza nawet. Torzem saperke, po dziadku rusku co babke siłom wzioł, wzioł i rzem poszet o tamoj, w zgrozę żem poszedł.*(*Jolaos nie jest osobą /osobom konsekwentną i czasem wypowiada się poprawnie).

***

-Ej, Dżej! –sypnął młodzieżowym skrótem imiennym, sąsiad Jolaosa, Gruby/Cieciuszko– ty sekrwa, nie poczywaj, bo inaczej źle z tobom będzie.  

– Nie odpoczywam, bombę montuję. – Odparł Jolaos zerkając w schemat bomby.

– Ty co? Oczadział? Po naszemu mów, anie;  książkom to się w piecu rozpala, a nie czyta, samo złe przez to, tak mnie komisarz partii gadał. – O! – Wybuchł partyjnym oburzeniem, Maciek Kombajnista.

– Komisarz to głupek. – Odparł Dżej.

– Toć to żona twoja. – rzekł Cieciuszko.

– Znam jom to i mówię co wiem, nie?… – Tą(tom) ripostą celną, Jolaos/Dżej /, uciął dyskusję, zakończył montaż zapalnika zmontowanego z unijnej żarówki ekologicznej zawierającej rtęć (ustawa ue, gwarantowała pełną ekologiczność owej rtęci), siarki wydobytej z dna jabola i owocu przejrzałego granatu.

– Wiejem Pany w te dyrdy, o tamój! – Banda złomiarzy rezerwy (pluton metali ciężkich, kompani dywersyjnego odzysku, brygada zmotoryzowana* (*motorami typu WSK)) zwiała.

– Zapłon, dynamo…. No kręć Cieciuszko! Toć samo nie wybuchnie, to ono! -Instruował Dżej .

– Jak nie wybuchnie to pocośmy biegli? – Wysapał Maciek.

– Nie cwaniakuj ino pysk stul i rower trzym, coby gruby mógł pedałować.

Nagle stało się …iskra z dynamo od ukrainy, przeskoczyła na kabel, z kabla na zapalnik, zapalnik wybuchł, bomba wybuchła, Maciek puścił podniesiony tył ukrainy, Cieciuszko pedałnął mocniej, najwyraźniej wystraszony wybuchem, stanął dęba, a następnymi ewolucjami zawstydził Tony’egoHawk’a – mimo że ten ich nie widział. Ziemia podniosła się i opadła. Dym, opadł; kurz opadł; Cieciuszko smyrnął potrójnego salciocha i też opadł, ło matko na plecy łopadł.

– Hyyyyy, hyyyypohyyyyy,,,,– wyartykułował zwięźle acz niezrozumiale.

– Cicho Ukraińcu* – syknął Dżej. (Cieciuszko zwany był Ukraińcem, ponieważ na codzień ujeżdżał ten szlachetny rodzaj bicykla).

– To se UPA-dł – żartnął Maciek Bizon Kombajnista.

– Hyhyhy – Koledzy zaśmiali się radośnie, by po krótkim szybkim marszu(zostawiając Cieciuszkę, ofkors) odkryć iż wybuch wykonał swoje zadanie wręcz doskonale.

Przed wędrowcami droga do bunkrów stanęła otworem, lecz oprócz spodziewanych win i gorzały, odkrywcy znaleźli coś jeszcze.

– Tejk e lók – przyszpanił Dżej – tam jest jakowaś inna dziura jeszcze.

– Ano– zawtórował kombajnista otwierając trzecią już butelkę 80sięcio letniej śliwowicy.

– Trza obadać – dodał Cieciuszko, doczłapawszy się w końcu.

– Chyba ci głowę – stwierdził Jolaos– weź się napij i nie pitol Cieciu jeden.

– Tylko nie Cieciu – obruszył się tenże, otworzył butelkę i zajął się degustacją.

***

Zapis komputera: Środa/Dziś/późno-ciemno; obserwowane obiekty zajmujące się odrdzewianiem ołowiowych plomb w zębach*(*komunistyczny wynalazek, ue jeszcze nie objęła ustawą nieszkodliwości ołowiu, ale to tylko kwestia czasu), po godzinnym melanżu weszły w dziwną budowlę pełną nieznanych mi znaków, zaczekam 4 godziny aby obiekty uruchomiły ewentualne pułapki, po czym udam się za nimi, ołwer.

***

– Co to je? – Cieciuszko łypał podejrzliwie na osobliwe rysunki na ścianach.

– Eto grafiti, bljać, pewnie rusku po pijaku zdziełali. – Stwierdził Kombajnista.

– A cię pogło czy co? Po pierwsze jakby to ruskie byli, to wódki by nie było, po drugie to mnie na takie łegipskie glify wygląda, takie piramidne one som. – Stwierdził Dżej.

– A tobie skąd ona wiedza w głowie znalazła się – „Ukrainiec” mocniej ścisnął lagę w ręku – ty mnie podejrzany jezdeś!

– Z tv gupku, taki film un był, „Gwiezdne Wrota” zwał się, i tam takie glify były. – Odparł Dżej opanowawszy tym samym zarówno sytuację, jak i Cieciuszkę.

Na ścianach królowały, rzeźby koksów w dredach, walczących z dwunożnymi jaszczurami…

***

Zapis komputera:

Czas: środa późno/późno, dwa obiekty wybiegły z krzykiem z dziwnego budynku,

zadanie: podpytać cele po co biegną i o co biega.

***

– Czego gupki mordy drzycie – huknął na tubylców dwumetrowy Te-tuzin.

– Rwał, rwał toto się rzuciło na Dżeja i mu, za przeproszeniem, ptaka w morde wepchło – wybuchł Maciek

– To co on, Biedronia spotkał? Toć jemu nawet on da radę – zauważył Sołtys trzeźwo*(*tetuzin jest odporny na alkohol z powodu permanentnego braku wątroby).

– Nie, to ośmiornica taka była i hycła i jak tego ptaka mu wepchła, to ogon mu na szyje zarzuciła i zdjąć tego nie idzie… – dyszał Cieciuszko.

– Dobra, pójdę zobaczę o co chodzi, kryjcie mnie – rzekł terminator rozdając wyciągnięte z worka po ziemniakach dwururki , a sam biorąc pompę/szotgana.

– Ja to się wolę sam ukryć – stwierdził Cieciuszko, a Maciek ochoczo mu zawtórował

– Aj bi bak – rzucił stalowy bohater na odchodne i odszedł.

Sołtys szedł ostrożnie, lecz pewnie. Nie interesowały go hieroglify, bo brak mu było odpowiednich programów translacyjnych. Interesujące było co innego, po przejściu około kilometra natchnął się na ciało Jolaosa, coś rozerwało mu od środka klatkę piersiową, więc na dobrą sprawę i zdrowy chłopski rozum, powinien nie żyć. Tak jednak nie było.

– Nowiuśka koszula, Sowa to mnie ubije – Narzekał niemrawo Jolaos.

– Ty żyjesz. – stwierdził fakt Te-tuzin.

– E, nie ma co się dziwować, stara moja w UB robiła, gorzej panie Sołtys bywało.

– Gorzej?

– Ano gorzej – nawijał Dżej nastawiając seklatówę butlą po śliwowicy – raz się po pijaku do roboty szykowała, to robiłem za deskę do prasowania, kiedy indziej znowu…

Jolaos mówił już jednak do siebie tylko, Te-tuzin bowiem ruszył śluzowatym tropem zwierza.( terminator uważa, że wszyscy są śluzowaci, słucha metalu, głównie metaliki i pije wd40)

***

Miejsce: orbita ziemska, statek Predatorów, sterówka. Tu właśnie zebrali się Myśliwi, obudzeni z letargu po kosmicznej podróży, alarmem otwarcia Świątyni Łowów. Pochyleni nad trójwymiarową mapą BłądMrówki, planowali atak i ustalali taktykę, czekając, aż skaczące ośmiornice z „ptakami”, wypełnią swoje zadanie, dostarczając Wojownikom zwierzyny godnej ich umiejętności.

 

 

***

Te-tuzin ponownie wystrzelił i przeładował, i wystrzelił, ostatni nabój; wielkie jaszczurze szkaradztwo, które sądząc po paskudnym Dżejowatym pysku, było tym co rozerwało Jolaosowi klatkę piersiową i kufajkę. Rzuciło Sołtysa o ścianę by zaraz potem przyszpilić go do niej ogonem. Terminator przerwał ogon na pół i kopnął obcego z półobrotu, wyszło mu to tak dobrze, że Chuck Norris wysłał mu dzień wcześniej pocztówkę z gratulacjami. Z odziedziczonej po swym ziemskim nosicielu, przepitej już od narodzin gardzieli, wyskoczył dziki ryk.

– Krrrrrrwaaaaaa! – zaryczało bydlę. Pchnęło Te-tuzina na dziwaczne dzidy, które przebiły go tu i ówdzie, i zbiegło, ochlapując jednak na odchodnym robota dziwnym płynem. Terminator ogarnął się spróbował zidentyfikować płyn, jednak nie udało mu się to, gdyż obcy zniszczył mu receptory smakowo węchowe*. ( *Skomplikowany proces niszczenia owych receptorów jest tak skomplikowany, że komplikacja skomplikowanego procesów budowy oraz działania owych receptorów, jest w porównaniu z komplikacją niszczenia owych prosta). Blaszany wojownik dokonał oceny swojego stanu i stwierdził, że potrzebny jest mu konkretny remont, w takim stanie w jakim był, nie był zdolny by kontynuować zadania. Owinął więc rany szmatami pozostawionymi przez brygadę złomiarzy i ruszył do swojej żony, by wzmocnić się chińszczyzną planowaną na dziś dzień, a konkretnie rosołem ze skutera Vonroude.

***

– Ło matko, ty tak o to pijesz Panie Sołtys? – Maciek Kombajnista rozdziawił gębę.

– Patologia – Kiwnął Cieciuszko z uznaniem – my to choć takie glebomioty przez chleb filtrniem coby nie waliło.

– Olej dobry jest na wszystko – stwierdził Te-tuzin odstawiając plastikowy baniak – ino trza mieć łeb, a teraz se idźta i weźta zróbta com wam kazał.

– Tak jest! – krzyknęli chóralnie złomiarze i pobiegli chyżo wykonać zadanie powierzone im przez Megapatologa. Tymczasem Sołtys wyciągnął „Poradnik Ślusarza” autorstwa inż. Wincentego Czerwińskiego( Wydanie 4-te poprawione, nakład 20 110egz. Wydawnictwo Naukowo techniczne W-wa), po czym za pomocą spawarki typu migomat, drutu kolczastego, betoniarki oraz żoninej prostownicy do włosów, dokonał samonaprawy. Sprawa była poważniejsza, niż można by sądzić. Teraz mając czas na analizę rysunków naściennych w kompleksie, którego mapę sporządził dzięki echolokacyjnym zdolnościom wytresowanych przez siebie zmech/nietoperzy, stwierdził że ten Obcy to nie Obcy tylko Obca. Odłożył więc książkę Ireny Jurgielewiczówny, stwierdzając, że w tym przypadku bardziej przyda mu się lektura  Roberta E. Howarda. Po skończeniu lektury, udał się do opuszczonego PGR-u, by zamówić miecz u starego Kowala. Była to epicka wędrówka, pełna przeciwności losu, zmutowanych przez ruską wódę żuli, gadających szczurów wyłażących ze starej szafy z wielkim napisem: „Made in Narnia”, oraz wielu innych stworów i potworów. Mógł oczywiście zadzwonić przez komórkę, ale uznał, że to mało romantyczne i niemęskie, więc jako Terminator starej daty postanowił dać przykład innym zniewieściałym terminatorom (takim np.: jak T-800, który dał się zabić byle babie).

– Tfu, co za czasy. -wysapał Kowal. – Wyobraź pan sobie, panie Sołtys, że mój syn zmienił se nazwisko jak do Ameryki wyjechał, tfu! – Ślina kowala uderzyła w betonowy chodnik z takim impetem, że ten ostatni pękł. – Wyjeżdżał jako Kowal Franciszek, a teraz… Ech szkoda gadać.

– Aż tak źle? – Spytał współczując staremu ojcu ze szczerego metalowego serca.

– Ech, panie. Teraz to on Funky Koval jest, detektyw kurde, ojciec mój to się w grobie przewraca. Ech…

– Może tylko Walenrodyzuje? – pocieszał starego empatyczny morderca.

– Kto ich tam wie, młodych, wie pan. Ech, nic to, jak mawiał mój kumpel, co się w Kamieńcu wysadził przez idiotów, może i masz pan rację. Dziękuję za dobre słowo. Ech… – westchnął Kowal ponownie, po czym wręczył miecz Te-tuzinowi – To ulepszona wersja Ekskalibura, przekuty w lawie , wzmocniony tytanem, ostrzony laserowo.

– A Skąd Waść oręż ów zdobyłeś, przecież toto zabytek zaginiony niby!

– Wie pan, takiej jednej zdzirze zabrałem, co się w moim jeziorze na golasa kąpała. Ja tu wie pan, prawnuki na wycieczkę zabrałem, a ta mnie młodzież demoralizuje, bladzia celtycka jedna!

– Słusznie, taka będzie przyszłość Narodu, jakie młodzieży chowanie. – Zabłysnął erudycją Sołtys.

– Amen. Cha! Widzę że nie upadło serce w narodzie, szczęśliwy jestem, że są jeszcze ludzie światli. Przyjmij pan ten miecz w nagrodę, bądź niczym Beawulf!

 

Te-tuzin wgrał sobie umiejętność walki mieczem, przeanalizował pojedynki Pana Wołodyjowskiego (Ekskalibur po przeróbce był jednoręczny i szablowaty), smarknął smarem z nosa, charknął zalegającą na płucach ruską ropą, wsiadł na WSK-ę i wyruszył ratować ludzkość.

 

***

Świetlica była oblężona przez jaszczurobale, ludzie siedzieli cicho, ściskając w dłoniach nie zrabowane przez policję egzemplarze broni z wojen wszelkich. Mariusz Makaroniarz stał w drzwiach ściskając w rękach topór z kamienia i czekając na chwilę, gdy Jolaos wystrzeli do końca ostatni pocisk z pepeszy.

– Ostatni – szepnął ze zgrozą Dżej i odchyżał za Mariusza, pierwej capnąwszy widły „Samobijki”– Zgroza i krew sępa, już tu łone som…

– W sumie ano – odparł Makaroniarz ściskając w ręku „Kostuchę”

***

 – Spóźniłem się – pomyślał zerojedynkowo Stalowy Sołtys, słysząc ogromny ryk wściekłości, bólu i rozpaczy. – Juże pewnie pomarli – analizował, ale przyśpieszył kroku wydobywając Szabelkę z gracją motyla-dziewicy. -Ja wam dam, kurza dupa zardzewiała, wioskę mnie wyżynać, – myślał sobie wcale nie dziewiczo-motylo żelazny woj; – psie krwie, pomiocie nierządnicy i zardzewiałej patelni, ja wa…. – T-tuzin zatrzymał się tak mocno, że przez kilka nanosekund, pluton w jego reaktorze przestał się rozpadać, stojąc na wzgórzu, nasz nierdzewny heros dojrzał zniszczenie i chaos, jakiego nawet Google nie widziało…

***

Makaroniarz rozwalił pierwszego, miażdżąc mu łeb tępą stroną topora, drugiego wysłał frontkikiem w stronę zachodzącego słońca, trzeciemu łeb rozrąbał na pół, czwarty skoczył mu na klatę, wbił pazury w klatówę i rozdziawił paszczękę z szeregiem zębiszczy, lecz natenczas skoczył Jolaos, długi, cętkowany, kręty oraz uzbrojony w widły.

-Giń jaszczuro! – wrzasnął przebijając mu szyję skośnie w górę, Makaroniarz wyciągnął pozłacany sierp podwędzony ruskiemu druidowi-komuniście i rozpruł poczwarę od dołu do góry (Mariusz nie lubi standardowych zakończeń, uważa je za zbyt frazesowate); a wtedy na Jolaosa polała się ciecz…

***

Predatorzy nie wierzyli własnym oczom, zmieniali opcje widzenia z podczerwieni na noktowizję z noktowizji na kolor, z koloru ultrafiolet. Nie pomagało nic, nadal widzieli co widzieli. Otóż ubrani w kufajkowate ubranka, dziadopodobne stworzenia, wespół z władcami ortalionu i żelowatymi chłopcami w pantoflach, wylali się z dziwnego budynku, dopadli ofiarę ostateczną i zaczęli wysysać z niej soki. Jaszczury, jeden po drugim, zmieniały się w uschnięte truchełka, lecz kolorowa czerń nie miała dosyć. Łowcy oglądali ten spektakl, aż do śmierci ostatniego z jaszczurów, po czym bez słowa odlecieli szukać zdobyczy, której próba zabicia nie oznacza samobójstwa.

***

– Wóda…? – Stwierdził pytająco heros hartowany. 

– Taaaa – potwierdził Jolaos uśmiechając się błogo – ano – rozpłynął się w kontemplacji owego faktu.

– Wóda – Powiedział T-tuzin do komóry. – Nie potrafię tego wyjaśnić, algorytmy mi się przepalają..

– Mhmm, przepalanka śzfietna – wyseplenił Maciek Kombajnista.

– Chyba wiem o co chodzi – rzekł Ełgeniusz – obcy zaatakował Jolaosa. To ścierwo, Jolaos znaczy, samą wódę chlał przez ostatnie parę lat, więc larwa, gdy zagnieździła się w jego zgniłych bebechach, „uznała” że wóda i spirytus są bardziej toksyczne od jej poprzednich płynów ustrojowych. Gatunek ten jest zaprojektowany do tego, aby przystosować się do jak najtrudniejszych warunków bytowych…

– Rozumiem, ołwer. – Włożył z pewnym żalem nieużywaną szablę do pochwy i odszedł do domu, ale nie martwcie się, On Wróci..!

(asta la wista baby, powiedział odpychając stanowczo stado napalonych osiemnastek).

Koniec

Komentarze

Ciekawe słowotwórstwo.

Absurd nieco mnie przerósł.

Najsłabiej z wykonaniem. Wiem, że niektóre błędy są celowe, ale całość i tak robi słabe wrażenie. Myślniki oddzielamy od reszty zdania spacjami. Obustronnie. Zapis dialogów do remontu. No i różne inne drobiazgi.

pgr-y padły. W dalszej konsekwencji spowodowało to 3 wojnę światową,

Skrótowce literowe dużymi literami. Liczby w beletrystyce raczej piszemy słownie.

Babska logika rządzi!

Dziękuję, poprawiłem, choć pewnie nie wszystko, bo nie cierpię tej dłubaniny i nie mam do tego oka.

Przetrwałem dwa fragmenty, dalej już nie czytałem. Bajka zupełnie nie moja, choć to nie jest tak, że nie lubię absurdu. Był tu taki jeden, który pisał błyskotliwe i naprawdę z jajem. Twój utwór mnie nie ujął, ten absurd i parodia nie są w moich częstotliwościach, choć wróciłem do fragmentów jeszcze raz, patrząc, czy czegoś nie przegapiłem.

Za to widać, że masz rękę do pisania, więc zaczekam na coś na poważnie. Liczę, że takowe się pojawi. Pozdrawiam.

No cóż, Sergiuszu, przeczytałam opowiadanie z największym trudem, potykając się niemal na każdym zdaniu, w dodatku nie mając pojęcia, które błędy są celowe, a które nie. Poziom absurdu przerósł moje możliwości pojmowania tegoż.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą napisane w sposób umożliwiający ich bezbolesne czytanie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kiedyś Śniąca napisała, że absurd wbrew pozorom wymaga precyzji w pisaniu. Przebiwszy się przez tekst muszę się z nią ponownie zgodzić. Mam wrażenie, że pisałeś wszystko, co Ci przyszło do głowy, waląc pomysłami niczym z karabinu maszynowego. Ale jak ogień ciągły jest bardzo niecelny, tak i tutaj – nieliczne żarty dosięgły celu i wywołały raczej uśmieszek niż szczery śmiech. Na twoim miejscu spróbowałbym coś bardziej skupionego i nie tak abstrakcyjnego. 

Słowotwórstwo faktycznie ciekawe, ale większość udziwnień niestety powoduje zmęczenie niż zachwyt.

Podsumowując: nie mój koncert fajerwerków -zbyt dużo abstrakcji, zbyt dużo żartów do mnie nie trafia. Cóż, bywa.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Poddaję się, nie doczytałam :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka