- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Spacer w mroku

Spacer w mroku

Fragment przedstawiony poniżej jest pierwszym rozdziałem pełnej książki nad którą pracuje. Rozdział nosi tytuł “spacer w mroku” i prezentuje jednego z wielu bohaterów. Zapraszam do lektury : – )

Oceny

Spacer w mroku

Dzień uchylał się ku końcowi. Ogniści kochankowie, dwie gwiazdy nieba zaszły już za granicę horyzontu, pozostawiając na niej coraz słabszy błękitny ślad . Noc zawitała do miasta. O tej porze Palenisko budziło się do życia,a jego wąskie uliczki powoli jaśniały migotliwym blaskiem kolorowych lamp. Gdzieś na niebie tańczył energial, stworzenie na pierwszy rzut oka przypominające ożywioną zorzę polarną. Niczym meduza powoli pląsał i lawirował swoimi mackami na tle tysięcy gwiazd. Bruk jeszcze mokry od popołudniowego deszczu, był od lat niezmiennie brudny, pełen czarnych kałuż. Palenisko było dzielnicą zamieszkiwaną głównie przez robotników pracujących w dwóch kopalniach, kolejno: węgla, oraz żelaza i srebra. Są to dwa główne powody mieszkańców po pierwsze do dumy, po drugie do nocnego picia. Wielu z dumnych obywateli czerpało swoje poczucie wartości z faktu że swą ciężką pracą wyrywają matce ziemi skarby, które napędzają gospodarkę i rozwój znanego im świata. Jeszcze większa cześć była dumna z tego że wyrwała się lepkim rękom  – jak to  zwykli mówić – nieuczciwej władzy, gdyż znaleźli się w tym miejscu ze względu na ciążące na nich wyroki. Właściciele kopalń wykupywali skazańców z zakładów więziennych oferując im specjalne kontrakty. Część recydywistów trafiała też do wycinki lasów w puszczy okalającej miasto od wschodniej strony i do pracy w dokach.  Winni wszelakich zbrodni pracowali na swoją wolność w pocie czoła, oddając część wypłaty swojemu dobroczyńcy. W końcu haracz się kończył a wraz z nim nietypowa odsiadka. Dla większości z nich Palenisko pozostawało domem jeszcze na długo po uzyskaniu prawnej wolności. Miasto oferowało możliwość zdobycia majątku. Bądź co bądź pracownicy – nawet Ci pozyskani z zakładów więziennych – otrzymywali wynagrodzenie które pozwalało im godnie żyć. Dzięki ciężkiej pracy nikomu nie brakowało grosza na strawę, większości nie brakowało też na burdele i alkohol. To kolorowe pozornie nieprzyjazne miejsce żyło po zmroku. Co prawda po przybyciu tutaj trzeba się przyzwyczaić do wilgotnego powietrza i zatęchłego zapachu ulic. Trzeba pogodzić się też z częstymi opadami po których z nieba staczał się  na miasto skwar. Ale o ile pracowało się pod ziemią pogoda nie doskwierała człowiekowi tak bardzo, a wieczorem i tak można było o niej zapomnieć wlewając w siebie wszystko na co przyjdzie ochota. Tak przynajmniej widział Palenisko Meletes Sifof, przy czym trzeba zaznaczyć że jego osobliwa ocena była bardzo subiektywna. W tym miejscu nie brakowało rzezimieszków, dezerterów, morderców i wszystkich tych którzy chcieli uciec przed ręką sprawiedliwości bądź własną przeszłością i sumieniem.

Meletes poruszał się wielkimi krokami. Ukryty pod czerwonym płaszczem i kapeluszem,spod którego opadały kaskady długich włosów. Przez ramie przewieszony miał futerał z instrumentem muzycznym, a w ustach tlił mu się papieros.  Mijał drugą zmianę górników, którzy wracając z pracy poszukiwali swoich ulubionych barów i knajp, a tylko czasem własnego domu. Górnicy – mieszkańcy Paleniska – ludzie hardzi, czy to odważni czy też głupcy nie stronili od zaczepek i bójek. Sifofa jednak obchodzili szerokim łukiem. Rzadko i na krótko ktokolwiek łasił się na kontakt wzrokowy. Było coś w tym bladym wysokim mężczyźnie co przyprawiało o ciarki na plecach. Usuwali się mu nawet Ci którzy być może nigdy nie zdołają odkupić swoją ciężką pracą, jeszcze cięższych zbrodni. Szaleńcy odnajdywali w sobie resztki zdrowego rozsądku robiąc dla niego miejsce. Wędrował w fioletowych, pomarańczowych i zielonych barwach rzucanych przez lampy naftowe. Dzięki kapeluszowi i światłom latarni jego twarz okrywał mocny cień, ukazując Palenisku tylko cyniczny szeroki uśmiech, spowity tytoniowym dymem. Postać ekscentryczna, można rzec -w tych okolicznościach – swoiste dziwadło. Mimo to nie pozostawał na ustach skonsternowanych przechodniów na długo, szybko wymykał się ich pamięci. Kochał mrok i chciał w mroku pozostać, o ile to możliwe. "Biedne i grzeszne istoty, usnułyście sobie całkiem obskurne gniazdko w środku cuchnącego lasu."– pomyślał odpalając kolejnego papierosa. Poprawił instrument na ramieniu i wznowił krok. Gwarnie rozprawiający na wszelkie tematy kordon górników cichł gdy Meletes nadchodził, by później wrócić do swoich spraw jak gdyby nigdy nic. Gdy tłum górników-recydywistów przestał go interesować uniósł swój wzrok ku górze. Kolorowe światła padały teraz na jego nos. Skupił się na energialu leniwie przemierzającym nieboskłon. Ta istota – cudowna, ogromna! Nie można było jej objąć wzrokiem gdy rozciągała swoje ramiona, by później zwinąć je do granic możliwości. Krok niemal taneczny, groteskowy z lekka. Meletes nagle poczuł że jego lewe ramie zdeżyło się z czymś mocno – Jasna cholera! – pomyślał wyrwany z rozmyśleń na temat energiali… albo powiedział na głos? może nawet krzyknął ? sam nie wiedział, był mocno zdziwiony tym co zaszło. Jakaś młoda kobieta odbiła się od jego tułowia i najwyraźniej straciła równowagę, bo aktualnie podnosiła się z kałuży. Stracił ją z oczu zwracając swój wzrok szybkim ruchem głowy w stronę człowieka który krzyczał:

-Niech ktoś zatrzyma tą kur…

Krzykacz zatrzymał się w pół zdania napotykając wzrokiem spojrzenie Meletesa.  Poczuł zimny dreszcz, ale otrząsnął się widząc że dziewczyna zniknęła. Mocno zdenerwowany wykrzyknął pare przekleństw i pobiegł jej śladem. Wyminął znacznym łukiem Meletesa, śląc w niebiosa wiązanki z dodatkiem czegoś w rodzaju próśb o zrobienie przejścia. Meletes Sifof był zdziwiony i sam przyznawał sobie w duchu że rzadko mu się to zdarza.  "Można by rzec że jestem nawet zaintrygowany. Niebywałe." Rozmyślał, błądząc wzrokiem wokoło, po czym zmienił kierunek marszu. Przyśpieszył kroku, skutecznie lawirując między przemieszczającymi się miejscowymi. Intuicja podpowiadała mu by skrócić sobie drogę wchodząc w boczną uliczkę. Poruszał się bezszelestnie, po ciemnych błotnistych korytarzach pełnych sadzy i kałuż, między śmietnikami i gniazdami szczurów. Zatrzymał się u wyjścia na mały owalny plac. Plac był oświetlony kolorowym blaskiem latarni. On by pozostać w mroku uliczki, wykonał dwa kroki w tył. Obserwował jak zrezygnowany człowiek z grymasem na twarzy tłumaczy coś najwyraźniej swojemu znajomemu. Był to krzykacz, a ze sceny wynikało że pogoń nie była owocna. "Najwyraźniej coś mu ukradła, może coś ważnego" pomyślał. Następnie przykucnął i kierując swój wzrok prosto w oczy młodej dziewczyny ukrywającej się za elementami starego rusztowania powiedział: – Coś mu ukradłaś tak? Zamiast odpowiedzi poczuł mocne uderzenie w czoło -Ahh! Kamień?! Kto Cię uczył ogłady ?! – Dziewczyna nie słuchała, popędziła przecinając biegiem mały plac. Udało się jej ponownie zdobyć atencję krzykacza, który potwierdził to głośnym i wyraźnym – Mam cie kurwo!. Po czym rzucił się w ponowną pogoń wraz z kompanem. Meletes podnosząc się na równe nogi ruszył za nimi, by w pierwszej kolejności uciszyć krzykacza. Dziewczyna wyraźnie go intrygowała a krzykacz nadwyraz zdawał się chcieć jej zaszkodzić. Po przejściu małego placu określając mniej więcej gdzie podąża pogoń, skręcił w boczne nieoświetlone uliczki. Minął trędowatego człowieka. Minął stertę śmieci, w których coś wydawało nieznane mu dźwięki -"może warto to zbadać ?" pomyślał. Ale nie przerywając kroku podążał mrokiem uliczek. Udało mu się w ciągu kilku uderzeń serca przekroczyć dwoma potężnymi krokami na wskroś oświetloną brukowaną ulicę. Wstępując w cień uliczki leżącej naprzeciwko tej z której wyszedł, trzymał oburącz krzykacza za gardło. Zanim osobnik zdążył się zorientować co zaszło, jego ciało mocno uderzyło o drewnianą ścianę budynku. Opadł nieprzytomny na błotnistą ziemię. Meletes powracając na oświetloną arterię uśmiechnął się życzliwie do przerażonego kompana krzykacza i ruszył dalej.

Długo śledził dziewczynę. Była młoda, między szesnastym a dwudziestym drugim rokiem życia. Miała ciemną karnację, długi czarny warkocz i intrygującą barwę oczu. Możliwe, że wiedziała że jest śledzona, nie był pewny czy go wykryła. Ruch na ulicach zmalał i zrobiło się spokojniej. Dziewczyna uprzednio rozglądając się dookoła minęła dwóch dryblasów i wytatuowaną kobietę, kiwając głową najwyraźniej na powitanie. Trójka osobników odwzajemniła gest i zrobiła dla dziewczyny przejście by mogła dostać się do środka drewnianego budynku. Nad wejściem wisiał szyld, był to najwyraźniej jakiś lokal, bar czy inna pospolita knajpa. Może burdel. Sifof zastanawiał się czy dla niego ta trójka też będzie taka przyjazna. Podchodząc wskazał gestem dłoni w stronę drzwi i spytał – czy można? Na ich twarzach widać było stres i wrogość. Wytatuowana kobieta i mniejszy mężczyzna pożegnali się i odeszli w swoją stronę. Trzeci – tęgi facet z ogromnymi ramionami – zrobił gest otwartą dłonią i niepewny rzekł – t-tak zapraszam.  Środek lokalu wypełniony był jednolitym pomarańczowym blaskiem. Tęgi facet wprowadził go do środka i udał się nerwowym krokiem za ladę barową. Wymienili spojrzenia, Meletes z uśmiechem kiwnął głową w stronę tęgiego barmana, ten jednak spuścił wzrok i powziął się za czyszczenie kufli. Obiekt był większy niż mogłoby się wydawać z zewnątrz. W środku przy kilku ławach znajdujących się najblirzej baru biesiadowało kilkanaście osób. Każdy komu przyszło do głowy podnosić wzrok na nowego przybysza szybko kończył z grymasem na twarzy. Kilka kolejnych ław stało pustych. Na sali znajdowała się też ława, schowana we wnęce pod schodami. Prawdopodobnie na piętrze, można było za opłatą zagwarantować sobie nocleg. Przy niej odnalazł obiekt swojego zaintrygowania. Dziewczyna patrzyła w jego stronę w skupieniu. Nie wyglądała jakby miała zamiar uciekać, raczej jakby się go spodziewała.Nie potrafił jej rozgryźć.

-Wita…-podszedł do niej z zamiarem rozpoczęcia rozmowy jednak dziewczyna szybko mu przerwała. Mimo to postanowił się przysiąść.

-Kim, albo czym jesteś? I czemu mnie śledzisz?– zapytała. Jednak nie wyczuł w jej głosie wrogości ani strachu, którego się spodziewał. Za to jej akcent był dla niego zupełnie czymś nowym, Palenisko było mieszanką wszystkich narodowości wielkiego kontynentu, mimo tego jej głos brzmiał wyjątkowo. Był w jakimś stopniu wybrakowany, wręcz pozbawiony akcentu.

-Raczej kimś, chociaż może trochę czymś. Każdy z nas jest czymś. Na imię mi…

-Nie obchodzi mnie twoje imię, nie wiem jaką magią się parasz, nie chce wiedzieć kim jesteś, chociaż wiem że nie jesteś człowiekiem. Obchodzi mnie jedynie czego chcesz i czemu tu za mną przyszedłeś?

-Magią haha – zaśmiał się– Moja Droga…– zaczął. Dziewczyna mimo iż nie okazywała swoją twarzą wielu emocji, teraz zmrużyła lekko oczy– otóż faktycznie. Nie jestem…. a raczej nie do końca jestem człowiekiem. I nie śledzę Cię, znaczy się nie do końca. – Ściągając z ramienia skrzypce zauważył że ktoś schodzi po schodach znajdujących się nad nimi -A podążam za tobą z ciekawości. Mianowicie ciekawi mnie to że nie odczuwasz przede mną lęku, mimo iż twoja dusza w środku kona z przerażenia. I z tego powodu rodzi się we mnie ciekawość, a z niej pytanie, czym Ty jesteś? – kończąc Meletes rozłożył na ławie dłonie, uśmiechając się szeroko i ciepło. Dziewczyna najwyraźniej nie zrozumiała jego zamiarów. Szybkim ruchem obu rąk uprzednio schowanych przed wzrokiem rozmówcy, postanowiła go zaskoczyć i najwyraźniej jej się to udało. Lewą ręką wbiła nóż w prawą dłoń Meletesa, przybijając ją do stołu, prawą wycelowała prochowy dwustrzałowiec w jego czoło. Wydał z siebie głośne: "Kurwa mać!" czym zwrócił uwagę wszystkich gości lokalu. Osoba która schodziła z piętra stała teraz za nim, nie wyczuwał jej intencji, była podobna do dziewczyny. W myślach miał mętlik, zastanawiał się nad ich naturą, podziwiał cud technologii jakim był dwustrzałowiec w rękach dziewczyny i starał się stłumić w sobie złość i rozsądnie to rozegrać by nie dopuścić do rozlewu krwi. -Nie jestem człowiekiem ale kurwa czuje ból! – krzyknął ponownie, jednocześnie przesuwając przybitą dłoń ku sobie. Siłował się z dziewczyną, mając nadzieję że ona odpuści chwyt, ale skończyło się na tym że rozszarpał całą dłoń a krew sączyła się obficie. Widząc jego zachowanie osoba stojąca z tyłu zareagowała w ocenie Meletesa zbyt nerwowo. Chciał nawoływać by wszyscy się uspokoili, że nie ma złych zamiarów, ale z podciętego gardła wydobywał się jedynie chrapliwy dźwięk. Nie wytrzymał. "To już za wiele!" Rozbrzmiał ohydny nienaturalnym głos, który zaczął się odbijać wielokrotnym echem w uszach wszystkich zebranych. Głos huczał jak wicher i wzbierał na mocy zamiast milknąć. Meletes  wygiął nienaturalnie za siebie prawe ramię. Dziewczyna nie była gotowa na taki widok, nie wiedziała co zrobić, pierwszy raz w życiu odczuwała to co teraz. Słyszała jak kości Meletesa łamią się wielokrotnie. Jego dłoń złapała osobę winną poderżnięcia mu gardła za potylicę i następnie z dużą siłą roztrzaskał nią ławę. Teraz widział że był to młody mężczyzna, zupełnie nie podobny do dziewczyny. Rodziną nie byli na pewno. Początkowo z oczu i ust następnie z ramion i z całej sylwetki Meletesa wystrzelił pionowo w górę słup ognia, i rozpostarł się po całym sklepieniu pomieszczenia. Dwustrzałowiec i nóż upadły z brzękiem na drewnianą podłogę obok nieprzytomnego chłopca. Reszta gości w panice uciekał z budynku, tęgi barman próbując wypełznąć na czworakach modlił się i całował święty medalion. W uszach słyszał tysiące słów na raz, tysiące głosów i języków. Czuł grozę, strach, smutek i pustkę. Jeszcze przez chwilę w środku szalały płomienie i nagle wszystko ucichło.

-Wybacz, przesadziłem… nie chciałem– Meletes Sifof powiedział patrząc na dziewczynę. Z jej oczu płynęły łzy, teraz widział na jej twarzy emocje. Była przerażona.

-Ja… ja płaczę? Jak to możliwe? nie potrafię tego zatrzymać…

-Zacznijmy jeszcze raz – Meletes spojrzał na chłopca, oddychał.– Nie przyszedłem was skrzywdzić. Chcę Ci zadać tylko parę pytań i odejdę. Żeby przybliżyć Ci moje zamiary chciałbym zaznaczyć że prowadzę jedynie swojego rodzaju pracę naukową.– Uśmiechnął się życzliwie, sięgając do wewnętrznej kieszeni płaszcza po zapalniczkę i papierosy – Nazywam się Es Otis Meffel.

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Przeczytałam jakąś jedną trzecią i nie wciągnęło.

To jeden duży infodump. Lepiej stopniowo przemycać wiadomości o swoim świecie na tle fabuły. Sporo błędów różnych kalibrów.

Z wykonaniem słabo. Sugerowałabym poczekać z pisaniem książki, aż podszlifujesz warsztat. Bo potem okaże się, że masz sto stron do przepisania od nowa.

Interpunkcja kuleje, słowa użyte niezgodnie z przeznaczeniem, inne rzeczy… Myślniki od reszty zdania oddzielamy spacją. Obustronnie.

Dzień uchylał się ku końcowi. Ogniści kochankowie, dwie gwiazdy nieba zaszły już za granicę horyzontu, pozostawiając na niej coraz słabszy błękitny ślad . Noc zawitała do miasta.

Co według Ciebie znaczy “uchylał”? Po co “nieba”? W tym kontekście wiadomo, że nie chodzi o gwiazdy estrady. Jeśli słońca zaszły, to już była noc, a nie kończący się dzień. Zaszły, pozostawiając? Taka konstrukcja zakłada jednoczesność czynności. Zbędna spacja przed kropką.

Niczym meduza powoli pląsał i lawirował swoimi mackami na tle tysięcy gwiazd.

To meduzy mają macki i pląsają?

Miasto oferowało możliwość zdobycia majątku. Bądź co bądź pracownicy – nawet Ci pozyskani z zakładów więziennych – otrzymywali wynagrodzenie które pozwalało im godnie żyć.

Ty, twój, pan itp. zazwyczaj piszemy małą literą, tylko w listach dużą. Tym bardziej “ci” w znaczeniu “ta grupa”. BTW, przecinek przed “które”.

Zaprezentowany rozdział okazał się dość monotonny, znużyło mnie błądzenie mrocznymi uliczkami i śledzenie dziewczyny. W końcówce zaczęło się coś dziać i może byłabym skłonna dowiedzieć się, co dalej, ale fatalne wykonanie odbiera mi wszelką chęć do poznania dalszego ciągu.

Zgadzam się ze wszystkim, co napisała Finkla i do wymienionych przez nią błędów dodam, że źle zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Dzień uchy­lał się ku koń­co­wi. –> Dzień chylił się ku koń­co­wi.

Można uchylać się przed czymś, ale dzień tego nie potrafi.

 

Pa­le­ni­sko bu­dzi­ło się do życia,a jego… –> Brak spacji po przecinku. Ten błąd pojawia się kilkakrotnie także w dalszej części tekstu.

 

pra­cu­ją­cych w dwóch ko­pal­niach, ko­lej­no: węgla, oraz że­la­za i sre­bra. –> Czy w jednej kopalni wydobywano i żelazo, i srebro?

 

Rzad­ko i na krót­ko kto­kol­wiek łasił się na kon­takt wzro­ko­wy. –> Czy na pewno łasił się?

Proponuję: Rzad­ko i na krót­ko kto­kol­wiek decydował/ odważał się na kon­takt wzro­ko­wy.

Za SJP PWN: łasić się  1. «o zwierzętach: ocierać się pieszczotliwie» 2. «przymilać się»

 

można rzec -w tych oko­licz­no­ściach – swo­iste dzi­wa­dło. –> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Ten błąd pojawia się wielokrotnie także w dalszej części tekstu.

 

uniósł swój wzrok ku górze. –> Zbędny zaimek. Czy mógł unieść cudzy wzrok?

 

jego lewe ramie zde­ży­ło się z czymś mocno… –> …jego lewe ramie zde­rzy­ło się z czymś mocno

 

– Jasna cho­le­ra! – po­my­ślał wy­rwa­ny z roz­my­śleń na temat ener­gia­li… –> Literówka.

Tu dowiesz się, jak zapisywać myśli. http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

może nawet krzyk­nął ? –> Zbędna spacja przed pytajnikiem. Ten błąd pojawia się kilkakrotnie także w dalszej części tekstu.

 

-Niech ktoś za­trzy­ma kur… –> –> Niech ktoś za­trzy­ma kur

 

wy­krzyk­nął pare prze­kleństw… –> Literówka.

 

"Można by rzec że je­stem nawet za­in­try­go­wa­ny. Nie­by­wa­łe." –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

na mały owal­ny plac. Plac był oświe­tlo­ny… –> Czy to celowe powtórzenie?

 

Udało się jej po­now­nie zdo­być aten­cję krzy­ka­cza… –> Obawiam się, że to nie była atencja.

Może: Po­now­nie zwróciła na siebie uwagę krzy­ka­cza

Za SJP PWN: atencja «szczególny szacunek, względy okazywane komuś»

 

– Mam cie kurwo!. –> – Mam cię, kurwo!

Po wykrzykniku nie stawiamy kropki.

 

krzy­kacz nad­wy­raz zda­wał się chcieć jej za­szko­dzić. –> …krzy­kacz nad­ wy­raz zda­wał się chcieć jej za­szko­dzić.

 

skrę­cił w bocz­ne nie­oświe­tlo­ne ulicz­ki. –> Czy na pewno skręcił w więcej niż jedną uliczkę?

 

Ale nie prze­ry­wa­jąc kroku po­dą­żał mro­kiem uli­czek. –> Co to znaczy przerwać krok?

Proponuję: Ale, nie zwalniając kroku, podążał mroczną uliczką.

 

Wstę­pu­jąc w cień ulicz­ki le­żą­cej na­prze­ciw­ko tej z któ­rej wy­szedł, trzy­mał obu­rącz krzy­ka­cza za gar­dło. –> Kiedy go złapał, skoro wstępując w cień, już go trzymał?

 

spu­ścił wzrok i po­wziął się za czysz­cze­nie kufli. –> …spu­ścił wzrok i zabrał się do czysz­cze­nia kufli.

Za SJP PWN: powziąć  1. «zdecydować o czymś» 2. «zacząć żywić jakieś uczucie w stosunku do kogoś, czegoś»

 

znaj­du­ją­cych się naj­bli­rzej baru… –> …znaj­du­ją­cych się naj­bli­żej baru

 

jakby się go spo­dzie­wa­ła.Nie po­tra­fił… –> Brak spacji po kropce.

 

nie wiem jaką magią się pa­rasz, nie chce wie­dzieć kim je­steś… –> Literówka.

 

– Moja Droga…– za­czął. – Dlaczego wielka litera? Brak spacji po wielokropku.

 

Dziew­czy­na mimo iż nie oka­zy­wa­ła swoją twa­rzą wielu emo­cji… – Emocji nie okazuje twarzą, ale emocje mogą uwidocznić się/ malować się/ odzwierciedlać się na twarzy.

Proponuję: Dziewczyna, mimo iż nie okazywała szczególnych emocji

 

W my­ślach miał mę­tlik, za­sta­na­wiał się nad ich na­tu­rą… –> Czy w opisanej sytuacji na pewno miał czas, aby zastanawiać się nad naturą myśli?

 

jed­no­cze­śnie prze­su­wa­jąc przy­bi­tą dłoń ku sobie. –> Skoro dłoń była przybita, to jak mógł ją przysunąć?

 

Głos hu­czał jak wi­cher i wzbie­rał na mocy… –> Raczej: Głos hu­czał jak wi­cher i przybierał na mocy

 

zu­peł­nie nie po­dob­ny do dziew­czy­ny. –> …zu­peł­nie niepo­dob­ny do dziew­czy­ny.

Przeczytałem pierwszy, mega akapit. Niestety, Anonimie, Twoje pisanie jest na granicy grafomanii.

Dzień uchylał się ku końcowi.

Uchylić się można od ciosu.

zamieszkiwaną głównie przez robotników pracujących w dwóch kopalniach, kolejno: węgla, oraz żelaza i srebra.

Kolejno? Nie ma ich tak dużo, że trzeba je odliczać.

Część recydywistów trafiała też do wycinki lasów w puszczy okalającej miasto od wschodniej strony i do pracy w dokach.

Wschodnia strona jest istotna, czy dodana jako wypełniacz tekstu?

Winni wszelakich zbrodni pracowali na swoją wolność w pocie czoła, oddając część wypłaty swojemu dobroczyńcy. W końcu haracz się kończył a wraz z nim nietypowa odsiadka.

W pierwszym zdaniu piszesz o dobroczyńcach, w drugim o haraczu. Rozumiem zamysł ale zdania źle sformułowane. Dalej są też kolorowe, ale nieprzyjazne miejsca i osobliwa ocena, która była bardzo subiektywna.

Próbujesz malować słowem, ale nie do końca Ci to wychodzi. Opisy zamiast uzupełniające są raczej męczące. Sporo jeszcze pracy przed Tobą, ale skoro książkę już masz, to tylko nad nią pracować.

 

Nowa Fantastyka