- Opowiadanie: Slomka - ZUCHWAŁY KRADZIEJ MAGII

ZUCHWAŁY KRADZIEJ MAGII

Bardzo krótki opowiadanie. Przepraszam za brak sci-fi.

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

ZUCHWAŁY KRADZIEJ MAGII

Piątunio, grillujemy wieczorową porą. Pachnie świeżo ściętym trawnikiem oraz żółtym kwieciem forsycji wędrującym po bujnym żywopłocie. Kropi. Lekceważymy ciepłe, majowe łzy, ogrodowy parasol chroni stolik wokół, którego urzędujemy paląc, pijąc, popuszczając pasa, za domem Sabiny.

Część gości widzę po raz pierwszy. Przerzucają się miejskimi legendami, co opowieść to lepsza, im dalej w las, tym więcej fascynujących szyszek, im więcej otwartych browarów, tym historie bardziej syte, pociągnięte Nutellą zakazanej przygody – seks (głównie pozamałżeński), polityka, ceny jachtów, kto jest głupi, a kto zmądrzał po szkodzie. Wysłuchałem potężnej dawki grzesznych historii, czeka mnie leżenia przed ołtarzem w pozycji rybaka chwalącego się olimpijskim karpiem. Zwolna wyprztykujemy legendy, gasną szeptane pośród mniejszych grupek biesiadników. Wieje nudą.

Dwie koleżanki naprzeciw mnie. Sabina (po trzydziestce) chodząca reklama kakao, szturcha blondynkę (przed trzydziestką).

– No dawaj – zachęca Sabina.

– Tydzień temu miałam niezłą jazdę w Stowarzyszeniu – mówi drobna blondynka skupiając uwagę znudzonej braci.

Blondynka ma na imię Zuzka, przypominam sobie. Pracuje jako kucharka… Nie, jest wychowawcą wrocławskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Dzieci i Osób Niepełnosprawnych – cytuję Sabinę.

Cisza jak Zuzką zasiał, świerszcz katuje skrzypki, grill skwierczy, chrząszcz brzmi w trzcinie.

– To tam, na przeciw jubilera? – pytam.

Zuzka kręci głową.

– W miejscu jubilera otworzyli „Kalejdoskop” – teatr dla dzieci – wyjaśnia.

– Aha.

– Wczoraj miałam drugą zmianę, ale i tak się spóźniłam.

Słuchamy jak gdyby przyleciała do pracy rower E.T.

– Wchodzę do ośrodka Stowarzyszenia. – Za drzwiami wita mnie podniecony Mareczek, skacze aż drży ziemia, klaszcze, podmuch z dłoni przerośniętego nastolatka dewastuje mi au naturelle. – Zuzka mierzwi blond grzywkę. – „Chodź!” – mówi olbrzym, i gdzieś mnie ciągnie.

Mijamy holl, przelatujemy stołówkę, gabinety dyrekcji, główną salę.

Wtem hamuję i pytam.

– Marek, co się stało? „Mam skrzata!” – woła, „Mam skrzata!”  – Słucham? A on dalej swoje: „Mareczek złapał skrzata, Mareczek ma skrzata!”

Śmigamy koło stołówki, ubikacji, Mareczek wciąga mnie do szatni.

Staje na przeciw rzędu metalowych szafek, depczemy jakieś ulotki. Mareczek, totalnie przejęty, kładzie sobie palec na usta i robi: „Ćśśś…” – Kiwnięciem obiecuję, że też będę „Ćśśś”.

Goście, słuchający Zuzki, roją sobie niestworzone rzeczy odnośnie szafki Mareczka, wiercą zadkami aż skrzypią ogrodowe krzesła.

Zuzka nalewa sobie piwo. Sączy wolno.

Chrząszcz brzmi w trzcinie. Świerszcz demoluje skrzypki rifami a la Steve Vai. Przypalona kiełbaska skwierczy nad zapomnianym grillem. Słuchacze przechodzą metamorfozę, boją się mrugnąć by nie przegapić finału, kamienne posągi z Parku Juliusze Słowackiego we Wrocławiu. Też zastygam jak wosk pod dotknięciem arktycznego wichru, jak karbonit w gaciach Hana Solo.

Blondynka, śledzona mrowiem ciekawskich spojrzeń, odstawia szklankę. Do reanimacji opowieści potrzebuje rąk.

– Gdy Mareczek zdejmuje kłódkę z metalowej szafki, sięgam pod nogi, podnoszę walającą się ulotkę. Szafka staje otworem zmieniając Mareczka w małą dziewczynkę obdarowaną kucykiem – piszczy, podskakuje.

Zuzka czyta wyimaginowaną ulotkę:

– Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków, Teatr Kalejdoskop, czwartek 18.30, zapraszamy.

Ogrodowe krzesła skrzypią, publika nie wytrzymuje.

– Co jest w szafce? – pytam.

– W szafce siedzi mały człowiek a dokładniej karzeł przebrany za skrzata. – zdradza Zuzka.

Wybuchamy śmiechem, jakby pod ogrodowy parasol wrzucono granat. Blondynka ucisza towarzystwo gestem „to jeszcze nie koniec”.

– Skrzat, nosi rajtuzki, szpiczaste butki i czapkę Koszałka Opałka, wkurwiony celuje naręczem ulotek w Mareczka: „I nawet mu nie mogę jebnąć, bo jest chory!” – wrzeszczy.

Po dłuższej salwie śmiechu, blondynka uzupełnia historię karłowatego aktora Teatru Kalejdoskop.

– Mareczek pojmał „skrzata” o dziewiątej rano i więził w szafce, aż do mojego przyjścia na drugą zmianę. Mało brakowało, a wróciłabym do pracy dopiero w poniedziałek. – Rozbawiona kręci głową. –  Skrzat miał szczęście, że nie znalazłam zastępstwa i, zamiast pojechać na koncert Behemothów, musiałam odbębnić piątek.

 

THE ęD

PS Czy też masz wrażenie, że kłopoty Zuzki z załatwieniem zastępstwa wywołała skrzacia magia?

Koniec

Komentarze

Tekstowi na pewno przydałaby się korekta, kuleje szczególnie pod kątem przecinkologii. Poza błędami i trochę karkołomną zmiany narratora czytało się raczej dobrze, choć to nie moje klimaty.

 

ogrodowy parasol chroni stolik wokół, którego urzędujemy paląc, pijąc, popuszczając pasa, za domem Sabiny. 

Przecinek powinien był znaleźć się przed, a nie po “wokół”.

Sabina (po trzydziestce) chodząca reklama kakao, szturcha blondynkę (przed trzydziestką).

Zabrakło przecinka po nawiasie.

– Tydzień temu miałam niezłą jazdę w Stowarzyszeniu – mówi drobna blondynka skupiając uwagę znudzonej braci.

Zabrakło przecinka przed “skupiając”.

– Tydzień temu miałam niezłą jazdę w Stowarzyszeniu – mówi drobna blondynka skupiając uwagę znudzonej braci.

Blondynka ma na imię Zuzka, przypominam sobie

Powtórzenie, obyłoby się bez drugiej “blondynki”.

– To tam, na przeciw jubilera? – pytam.

“Naprzeciw”.

Słuchamy jak gdyby przyleciała do pracy rower E.T.

“Rowerem”.

Goście, słuchający Zuzki, roją sobie niestworzone rzeczy odnośnie szafki Mareczka, wiercą zadkami aż skrzypią ogrodowe krzesła.

Brakuje przecinka przed “aż”.

kamienne posągi z Parku Juliusze Słowackiego we Wrocławiu.

Literówka.

Szafka staje otworem zmieniając Mareczka w małą dziewczynkę obdarowaną kucykiem – piszczy, podskakuje.

Zabrakło przecinka przed “zmieniając”.

– W szafce siedzi mały człowiek a dokładniej karzeł przebrany za skrzata. – zdradza Zuzka.

Po “skrzata” nie powinna była znaleźć się kropka.

Skrzat, nosi rajtuzki, szpiczaste butki i czapkę Koszałka Opałka, wkurwiony celuje naręczem ulotek w Mareczka: „I nawet mu nie mogę jebnąć, bo jest chory!” – wrzeszczy.

Na pewno nie oddzielamy podmiotu od orzeczenia przecinkiem :)

– Mareczek pojmał „skrzata” o dziewiątej rano i więził w szafce, aż do mojego przyjścia na drugą zmianę.

Za to przed tym “aż” przecinek nie powinien się znaleźć.

ironiczny podpis

Może gdybym uczestniczyła w opisanym garden party i wypiła stosowną ilość piwa, historyjka rozbawiłaby mnie, a ponieważ nie byłam, lektura nie zrobiła na mnie większego wrażenia.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

żół­tym kwie­ciem for­sy­cji wę­dru­ją­cym po buj­nym ży­wo­pło­cie. Kropi. Lek­ce­wa­ży­my cie­płe, ma­jo­we łzy… –> Obawiam się, że grillujący nie mogli cieszyć się wonią kwiecia forsycji, albowiem w maju te krzewy już nie kwitną.

 

po­cią­gnię­te Nu­tel­lą za­ka­za­nej przy­go­dy… –> …po­cią­gnię­te nu­tel­lą za­ka­za­nej przy­go­dy

 

Mi­ja­my holl, prze­la­tu­je­my sto­łów­kę… –> Mi­ja­my hol/ hall, prze­la­tu­je­my sto­łów­kę

 

Staje na prze­ciw rzędu me­ta­lo­wych sza­fek… –> Staje naprze­ciw rzędu me­ta­lo­wych sza­fek

 

Przy­pa­lo­na kieł­ba­ska skwier­czy nad za­po­mnia­nym gril­lem. –> Przy­pa­lo­na kieł­ba­ska skwier­czy na za­po­mnia­nym gril­lu.

 

ka­mien­ne po­są­gi z Parku Ju­liu­sze Sło­wac­kie­go we Wro­cła­wiu. –> …ka­mien­ne po­są­gi z parku Ju­liu­sza Sło­wac­kie­go we Wro­cła­wiu.

 

Szaf­ka staje otwo­rem zmie­nia­jąc Ma­recz­ka w małą dziew­czyn­kę ob­da­ro­wa­ną ku­cy­kiem – pisz­czy, pod­ska­ku­je. –> Czy dobrze rozumiem, że szafka, zmieniwszy Mareczka, zaczęła piszczeć i podskakiwać?

 

czwar­tek 18.30, za­pra­sza­my. –> …czwar­tek, osiemnasta trzydzieści, za­pra­sza­my.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja też na trzeźwo…

A gdzie tu fantastyka?

Mnóstwo błędów – literówki, interpunkcja kuleje. Ta skacząca narracja bardzo dziwna, utrudnia zrozumienie.

Babska logika rządzi!

Kurde, niby coś w tym jest, ale irytująco traci się płynność czytania.

Może następnym razem wrzuć jednak tekst na betę, bo jak widzę z warsztatem jeszcze na “ty” to nie jesteś. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

 To mi wygląda na autentyczną historię spisaną na niezłym kacu. Jeśli to opowieść całkowicie wyssana z palca to chylę czoła. Ale tylko wobec naturalnego talentu do pisania jak człowiek na kacu zachwycony jakąś imprezową historyjką.

A historia pisana jest i zakrapiana humorem zupełnie jakby naturszczyk w filmie sprzedawał swoją opowiastkę z popijawy. Humor wycieka z akcji do narracji, narrator ubarwia i koloryzuje jak może i opowiada jakby spieszył do końca historii zanim zapomni puentę. Albo zanim ktoś z imprezowiczów go wyprzedzi i zakrzyczy swoją opowiastką.

A może raczej wygląda to trochę jakby ktoś skacowany lub na rauszu bardzo się ucieszył z zasłyszanej opowieści i uznał, że świat musi ją koniecznie poznać bo jest re-we-la-cyj-na. A nie jest. Na każdej bowiem imprezie goście:

 przerzucają się miejskimi legendami, co opowieść to lepsza, im dalej w las, tym więcej fascynujących szyszek, im więcej otwartych browarów, tym historie bardziej syte, pociągnięte Nutellą zakazanej przygody – seks (głównie pozamałżeński), polityka, ceny jachtów, kto jest głupi, a kto zmądrzał po szkodzie… i historie o skrzatach w szafie (dopisek mr.maras)

​I co z tego, że opowieść wydaje się autorowi godna spisania dla potomnych? Czy jest godna dzielenia się nią na portalu literackim NF? Nie. I nie znaczy to, że ktoś chce te imprezowe historie potem czytać. Poza samymi imprezowiczami oczywiście. Wśród nich i żarty wplecione w narrację i gawędziarski styl zrobiłby wrażenie jeszcze dzień po zabawie. Chyba, że właśnie leczyliby kaca. I nawet pierdyliard literówek i błędów wszelakich nie zepsułby im zabawy. A Sabina mogłaby krzyknąć do Zuzy: Patrz jak to Słomka świetnie opisał. No jak to co? Tę Twoją historię o skrzacie w szafie.

Ale jeśli to wszystko naprawdę jest wymyśloną opowieścią… Nie. Niemożliwe. Bo i po co pisać takie rzeczy?

Bo ja tego zupełnie nie kupuję.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Z przykrością stwierdzam, że czytało mi się fatalnie :( Tekst napisany jest źle. Kilkukrotnie musiałam się zatrzymać, żeby przeczytać to czy inne zdanie – błędy składniowe, zła interpunkcja – skutecznie utrudniają lekturę. W dodatku historia opowiedziana jest bardzo chaotycznie. Czytałam i nie miałam pojęcia, co czytam… Humor też nie rozbawił. Niektórych rzeczy nie zrozumiałam wcale :/

 

Sabina (po trzydziestce) chodząca reklama kakao – ???

It's ok not to.

Podejrzewam, Dogsdumpling, że Sabina była mocno opalona. Ale pewności nie mam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Też mi to przyszło do głowy, ale nigdy nie spotkałam się z takim sformułowaniem… Prędzej z opalenizną na czekoladkę, ewentualnie skwarkę :P

It's ok not to.

Może to miała być reklama solarium?

Babska logika rządzi!

Nie wspominając o strzaskaniu się na heban. ;)

Być może jest tak, że co region, to inne określenie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Solarium “Kakao” nie brzmi zbyt zachęcająco @_o

It's ok not to.

Dwie koleżanki naprzeciw mnie. Sabina (po trzydziestce) chodząca reklama kakao, szturcha blondynkę (przed trzydziestką).

Ale tam nic nie ma o opalaniu/opaleniźnie… Skąd wam to przyszło do głowy?

To inne kakao pewnie.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Może Slomka zechce rzucić światło na sprawę kakao. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kakao to kakao, po co drążyć.

Po przeczytaniu spalić monitor.

O to smakowita lektura. Ciemna jak kryminał noir i gorzka jak dramat obyczajowy. Symbolika gęsta, skondensowana. Wysmakowane opisy, twarda prawda o życiu ale owinięta w sreberko pozornego blichtru i rozrywkowej fabuły. Literacka uczta dla podniebienia.

 

 Edit. To niestety nie o powyższym opowiadaniu ale o pozycji spod linka.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Niestety ja też bez wsparcia nie jestem w stanie do końca zrozumieć humoru tej opowiastki. Technicznie tekstowi przydałaby się solidna korekta. No niestety szorciak do zapomnienia ;( Choć ziarna pomysłu tutaj widzę, przyznaję.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hmmm. Pomysł jakiś jest i nawet mogłoby wyjść zabawnie (tylko nie ma fantastyki, więc to chyba powinno ukazać się gdzie indziej, ale trudno ;P). Niektóre porównania były naprawdę fajne, podobnie jak niektóre zdania. Ale całość niestety pod względem wykonania pozostawia wiele do życzenia. 

A co do fabuły – czy to możliwe, żeby przez weekend nikogo z opiekunów nie było w Stowarzyszeniu? Bo zakładam, że podopieczni byli tam cały czas, skoro pracuje się tam na zmiany…

Nie przypadło mi do gustu. Zostawia czytelnika z “ale o co chodzi”, a jeśli dobrze rozumiem, miało rozbawić.

Nowa Fantastyka