- Opowiadanie: hircus - Wędrownica

Wędrownica

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Wędrownica

Twarz zachodzącego słońca wisiała nisko nad horyzontem, barwiąc niebo płynnie przenikającymi się barwami fioletu i czerwieni. Złociste morza zbóż, uginały się pod dotykiem wietrznych dłoni. Jednak Lidia nie zwracała zbytniej uwagi na piękno krajobrazu, przeklinając pecha, który od jakiegoś czasu ją prześladował. Wracała od przyjaciółki mieszkającej w sąsiedniej miejscowości, biedaczka złamała nogę. Zamiast wybrać okrężną, ale za to świeżo wyasfaltowaną drogę, pojechała „na skróty” polną drogą wysypaną żwirem i ostrymi kamieniami. To one okazały się zabójcze dla opony jej roweru, z której z głośnym sykiem ulatywało powietrze, aż do chwili, gdy zmieniała się w martwy flak. Lidia zmuszona była przebyć niemal trzy kilometrowy odcinek pieszo, prowadząc rower.

Słońce już skryło się za linią horyzontu, gdy zdyszana wspięła się na stromy pagórek, na którym znajdował się miejscowy cmentarz. Prowadziła do niego wysłużona drewniana furtka, był otoczony solidnym ogrodzeniem z betonowych przęseł. Zmierzchało. Nienaoliwione zawiasy zaśpiewały skrzekliwym głosem, ktoś otworzył bramę niezdarnym ruchem. W wejściu pojawiła się zgarbiona postać. Starsza kobieta, odziana w szare, nijakie ubranie, skrywała twarz w cieniu obszernej chusty. Naraz podniosła głowę. W cieniu dało się dostrzec jedynie przenikliwe świtało oczu, które zdawały się oglądać świat przez lata, których nie sposób objąć rozumem.

Lidia spuściła wzrok, nie mogąc znieść jej spojrzenia. Przyśpieszyła kroku. Jednak w mgnieniu oka kobieta znalazła się przy niej i nie odezwawszy się słowem, chwiejnym krokiem ruszyła obok. Gęstniejąca, ołowiana cisza coraz bardziej ciążyła dziewczynie.

– Dobry wieczór! – głos Lidii mimowolnie zadrżał.

Staruszka nie odpowiedziała. Na moment z rękawa wysunęła się jej dłoń, nienaturalnie blada, jakby przezroczysta skóra zdawała się obciągać gołe kości. Lidia wzdrygnęła się.

– Idzie pani do miejscowości Dziady? – Znów odpowiedziała jej cisza.

Dziewczyna czując się coraz bardziej niepewnie w towarzystwie kobiety, przyśpieszyła kroku. Jednak staruszka bez trudu za nią nadążyła, choć wydawało się, że ledwie powłóczy nogami. Gdzieś z głębi świadomości wypłynął irracjonalny strach, który dotąd skrzętnie skrywany, wydostał się na wolność, zaciskając lodowate dłonie na sercu i żołądku.

Ostatnie promienie słońca, przyćmił blask księżyca.

Kiedy Lidia dostrzega, w oddali, na skraju lasu znajomy, rzęsiście oświetlony budynek, niemal biegła, a mimo to, staruszka wciąż dreptała tuż obok. Gdy bez tchu dopadła do furtki, z ulgą stwierdziła, że wreszcie uwolniła się od niewygodnej towarzyszki. Zatrzasnęła za sobą bramę i odruchowo, niemal bez przyzwolenia umysłu, obejrzała się przez ramię.

Ścieżka mijająca jej dom wbiegała dalej do lasu, rozrzynając go niemal na pół. W cieniu pierwszych drzew, majaczył ciemny kształt.

Wtem jakby księżyc skupił cały swój blask właśnie na nim. Wszytko zamarło. Błotnistą kałużę zbieliła tafla lodu, gałęzie sosen przyozdobione kłującą szadzią, ugięły się. Zaś pośrodku tej bajkowo-magicznej sceny królowało odrażające pataszydło, miary rosłego człowieka. Rozwarło zakrzywiony, lśniący czernią dziób w parodii uśmiechu. Zamaszyste, smolistoczarne skrzydła tańczyły w rytm niesłyszalnej melodii, a paciorkowate oczy zdawały się być odbiciem najgorszych koszmarów, głęboko ukrytych w umyśle Lidii.

Dziewczyna ze wstrętem odwróciła spojrzenie. Z trudem opanowała torsje. Gdy ponownie zerknęła na ścieżkę niknącą pośród drzew, obmierzły, makabryczny spektakl zniknął. W z nagła zgęstniałych ciemnościach nic nie zwracało szczególnej uwagi.

Lidia z ulgą zawarła za sobą solidne drzwi domu. Jej rozszalały umysł powoli uspokajał się. W myślach rozważała to, co ją spotkało. Ostatecznie stwierdzała, że to wszystko było koszmarną, iluzją mroku i cienia, źle zinterpretowaną przez zmęczony, całym dniem umysł. Jednak gdzieś w najgłębszych zakamarkach świadomości pozostała niepewność.

Podobnie jak wciąż powracający obraz ptaszyska wypalony pod powiekami, który już nigdy nie miał zniknąć z jej pamięci. 

Koniec

Komentarze

Jeśli to jest Twój debiut, to chylę czoła. Całkiem fajne, podobał mi się obrazowy język, zwłaszcza niesamowity był opis ptaszydła i ostatnie zdanie.

Trafiło się kilka literówek i źle postawionych przecinków, ale to szczegóły ;)

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

To one okazały się zabójcze dla opony jej rowera, – roweru

Masz sporo literówek i innych niedoróbek, powtórzenia, czy niezręczne zdania, ale jak na debiut jest ok. Polecam poprosić kogoś o pomoc i skorzystać z betalisty przy następnym tekście :) Dobrze, że na początek wrzuciłaś coś krótkiego :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Szczerze mówiąc nie rozszyfrowałem tej scenki. Bo to jest ledwo scenka. Opis chwili strachu. Nic poza tym. Używasz bardzo kwiecistego stylu, ale chyba jednak sobie z nim nie radzisz. Jeśli to debiut to lepiej nie szaleć z poetyckim językiem, bo może wyjść zabawnie. Do takich prób potrzeba jednak bardziej wyrobionego pióra.

 

Trochę rzeczy w tekście się posypało. Wymienię kilka dla przykładu. Od przecinków i literówek są lepsi fachowcy tutaj, a takich błędów jest też sporo.

 

Wracała od przyjaciółki mieszkającej w sąsiedniej miejscowości, biedaczka złamała nogę. Zamiast wybrać okrężną, ale za to świeżo wyasfaltowaną drogę, pojechała „na skróty” polną drogą wysypaną żwirem i ostrymi kamieniami(…)

Wtrącenie o złamanej nodze powoduje u czytelnika poczucie zagubienia. Czytałem dalej nie będąc pewny czy chodzi o przyjaciółkę czy jednak bohaterkę.

 

(…) których nie sposób objąć umysłem.

Dałbym rozumem zamiast umysłem.

 

Kiedy Lidia dostrzega (literówka), w oddali, na skraju lasu rzęsiście oświetlony budynek, niemal biegła(…) a potem Ścieżka mijająca jej dom(…). 

Pogubiłem się. Piszesz jakby był to jakiś budynek. Potem okazuje się, że to jednak dom bohaterki.

 

Twarz słońca wisiała​ a potem znowu srebrzysta twarz księżyca. (jest tu literówka)

Masz nieco ograniczone porównania dla obiektów astronomicznych ;)

 

królowo odrażające​ – chodzi o królowało?

 

w paradoksyzmie uśmiechu -​ co to znaczy, chodzi o paroksyzm? Nawet wtedy nie bardzo pasuje.

 

makabryczny spektakl zniknął​ – ​spektakl chyba prędzej może się skończyć niż zniknąć. Ale to moja opinia.

 

Zatrzasnęła za sobą uliczkę – jak to się robi?

 

Są w tekście zdania ładne. Jest jakiś klimat. Wystarczy wziąć nieco na wodzy poetyckie natchnienie i dodać fabuły. No i przygotować coś na finał, żeby zaskoczyć czytelnika, też by się przydało.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dziękuje za komentarze :) Zwłaszcza twój mr.maras, literówki to moja pięta achillesowa. :(

Jak wspomniałam jestem tu nowa i w niektórych kwestiach jestem jeszcze zielona… 

Jak rozumiem betalista, to coś w rodzaju notatnika, do którego mają dostęp inni użytkownicy i mogą na na bieżąco komentować moje teksty??

Nie do końca też rozgryzłam, kiedy opowiadanie przeskakuje z poczekalni do biblioteki?

Z góry dziękuje za odpowiedź. :)

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

Całkiem niezły debiut. Chociaż nie jestem szczególną wielbicielką nadmiernie poetyckiej formy, to nie utrudniło mi to odbioru. 

Pozdrawiam :)

Hircus. Wrzucasz opowiadania na betalistę i informujesz o tym w specjalnym wątku. Tam ktoś może się zaoferować i wysłać Tobie propozycje betowania. Betujesz tylko w gronie betujących. Jest to niewidoczne dla innych na portalu. Betujący poprawiają, sugerują, doradzają, szlifują tekst razem z Tobą. Ty decydujesz kiedy go z betalisty przerzucić do poczekalni i pokazać czytelnikom.

 

Edit. Możesz tez poprosić kogoś o betowanie w prywatnej wiadomości. Żeby tekst trafił na betalistę oznaczasz przy jego wklejaniu tutaj że to kopia robocza i że ma trafić na betalistę.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ok. Rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie, czy można dodawać inne tagi, niż te na proponowanej liście np.: “ptak”? I kiedy opowiadanie trafia do biblioteki z poczekalni?

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

Jak na debiut, wcale nieźle.

Starasz się używać kwiecistego, bogatego języka w opisach, ale to pociąga za sobą pewne niebezpieczeństwa. Z jednej strony łatwo jest z tym przesadzić, a wtedy, zamiast wprowadzić czytelnika w odpowiedni nastrój możesz wywołać rozbawienie. Poza tym w zbyt rozbudowanych opisach czytelnik może ugrzęznąć, mając poczucie, że akcja nie porusza się do przodu. Odpowiednie ich wyważenie nie jest łatwe. Ponadto kwieciste opisy wymagają stosowania bardziej rozbudowanych zdań, a te trzeba mieć zdecydowanie pod kontrolą, aby czytelnik nie musiał się zastanawiać, do czego się odnoszą. Tutaj podam przykład:

Otoczy solidnym płotem z betonowych przęseł, na który prowadziła nieco wysłużona drewniana furtka.

​Pomijając literówkę na początku (zapewne powinno być “otoczony”), ze zdania wynika, że furtka prowadziła na płot. Wiem, że chodziło o cmentarz, który wystąpił jako podmiot w poprzednim zdaniu, ale w tym podmiotem jest płot. Pomieszanie podmiotów może być całkiem zabawne (co zdarzało mi się wykorzystywać) ale Tobie zapewne nie o to chodzi.

To, że nie należy przesadzać z kwiecistością i poetyzacją języka, jeśli się nad tym za bardzo nie panuje, to jedno. Druga sprawa jest taka – czy taki język pasuje do tego, co chce się napisać? Ty masz tu scenkę (bo to też fakt – trudno Twój tekst uznać za takie stuprocentowe opowiadanie), chyba współczesne lub w miarę współczesne, o dziewczynie, której zepsuł się rower i przydarzyło coś dziwnego. Sama piszesz, że nie zwracała ona uwagi na okoliczności przyrody, które starałaś się tak ładnie opisać. Wydaje mi się, że sensowniej byłoby wczuć się w dziewczynę, spróbować opisać jej frustrację i wkurzenie. Bo idzie tu dziewczyna, prowadzi na jakimś zadupiu rower z przebitą dętką, jest z tego powodu zła, a Ty o jakichś twarzach słońca, złocistych morzach zbóż czy śpiewających zawiasach. ;)

Chociaż, jak mi się wydaje, potencjał jest, tylko jeszcze trochę schowany. ;)

 

W cieniu dało się dostrzec jedynie przenikliwe świtało oczu, – tu też coś dziwnego się zaplątało.

Podpisuję się pod poetyzacją. Łatwo przesadzić i rozbawić czytelnika.

 

Zatrzasnęła za sobą uliczkę i odruchowo, niemal bez przyzwolenia umysł, obejrzała się przez ramię. – he?

4 tyś. znaków, a błędów mnóstwo. Przeczytaj tekst głośno przed publikacją, pomoże to wyłapać przynajmniej część błędów.

Jak na debiut nie jest źle, ale to tylko krótka scenka.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Całkiem, całkiem. Co prawda w mój gust nie trafia, bo zbyt wiele przymiotników czyni tekst powolnym do przesady, ale fakt, że to krótka scenka wystarcza, by się za mocno nie zmęczył. Jako debiut okej, teraz czekam na prezentację czegoś większego ;)

I myślę, że warto byś przemyślała komentarze Ochy i Unfalla odnośnie kwiecistości języka :)

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nie do końca też rozgryzłam, kiedy opowiadanie przeskakuje z poczekalni do biblioteki?

​Samo nie przeskakuje. Część użytkowników ma możliwość oddania głosu na opowiadanie. Jeśli takich głosów uzbiera się pięć, opowiadanie dostaje się do biblioteki – to taka forma selekcji z jednej strony, z drugiej uznania dla autora, jeśli wykonał dobrą robotę.

Jeśli poprawisz literówki, na pewno zwiększysz szanse tekstu na dostanie się do biblioteki, bo spora liczba błędów jest najczęściej czynnikiem dyskwalifikującym, nawet jeśli opowiadanie jest ciekawe.

Bardzo szybko i w sumie sprawnym piórem poprawiłaś niektóre miejsca, w tym te, na które zwracałem uwagę. Np. ten znajomy budynek od razu zmienił bardzo dużo. A księżyc, jak widzę, nie ma już twarzy :) Tylko co z tym zamknięciem uliczki? Jak można zamknąć uliczkę? Postawiła kordon policji?

 

Edit. Zatrzasnęła uliczkę? A nie chodzi Tobie o furtkę lub bramkę jakąś?

Po przeczytaniu spalić monitor.

Unfall – Dzięki. :)

Mr.maras – Uliczka poprawiona. :)

NoWherMan – nowe opowiadanie czeka w betlistach. :)

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

I ja dopisuję się do uwag o poetyckim i kwiecistym języku. Tym chętniej, że sama za nim nie przepadam, nawet jeśli autor ma już nieźle wytrenowane pióro.

Trochę mi zazgrzytał upływ czasu. Na początku słońce jeszcze nie zaszło, a na końcu już atramentowe niebo (bez przesady, latem – a na to wskazują złociste zboża – nigdy nie robi się tak naprawdę ciemno). A bohaterka ma do przejścia raptem trzy kilometry, czyli jakieś pół godzinki. Co się stało z resztą czasu? Przy okazji – to kolejny powód, żeby uważać na te rozbuchane opisy.

Twarz słońca wisiała nisko nad horyzontem, barwiąc niebo płynnie przenikającymi się barwami fioletu i czerwieni.

Powtórzenie. Później też ich trochę jest.

Lidia zmuszona była przebyć niemal trzy kilometrowy odcinek pieszo, taszcząc rower.

Trzykilometrowy łącznie. A po co niosła? W zupełności wystarczy, jeśli będzie go prowadzić.

Starsza kobieta, odziana w szare, nijakie ubranie, skrywała twarz w kapturze obszernej chusty.

Czy chusty mają kaptury?

Babska logika rządzi!

Skoro droga do domu prowadziła obok cmentarza, to należało się spodziewać, że Lidię spotka coś niezwykłego. I tak się stało, czego dowodzi powyższa scenka. Chciałabym jednak wiedzieć, czy to była wyobraźnia dziewczyny, czy na cmentarzu i w lesie naprawdę straszy.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia, ale o tym już napisali wcześniej komentujący.

Mam nadzieję, że przyda Ci się ten poradnik: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

prze­kli­na­jąc pech, który od ja­kie­goś czasu ją prze­śla­do­wał. –> …prze­kli­na­jąc pecha, który od ja­kie­goś czasu ją prze­śla­do­wał.

 

był oto­czo­ny so­lid­nym pło­tem z be­to­no­wych przę­seł. –> Płot jest ogrodzeniem drewnianym.

Proponuję: …był oto­czo­ny so­lid­nym ogrodzeniem z be­to­no­wych przę­seł.

 

ktoś otwo­rzył ulicz­kę nie­zdar­nym ru­chem. –> Co to znaczy otworzyć uliczkę?

Dziewczyna jest na wsi, na polu, skąd tam uliczka?

 

skry­wa­ła twarz w kap­tu­rze ob­szer­nej chu­s­ty. –> Chusta, nawet obszerna, pozostaje chustą,  nawet jeśli skrywa twarz, nie stanie się kapturem.

 

skóra zda­wa­ła się ob­cią­ga­łać gołe kości. –> …skóra zda­wa­ła się ob­cią­gać gołe kości.

 

w to­wa­rzy­stwie ko­bie­ty, przy­śpie­szy­ła kroku. Jed­nak ko­bie­ta bez trudu… –> Powtórzenie.

 

od­ru­cho­wo, nie­mal bez przy­zwo­le­nia umysł, obej­rza­ła się przez ramię. –> Literówka.

 

Wszyt­ko zmar­ło. –> Pewnie miało być: Wszystko zamarło.

 

Zaś po środ­ku tej baj­ko­wo-ma­gicz­nej sceny kró­lo­wa­ło od­ra­ża­ją­ce pa­ta­szy­dło… –> Co się stało ze środkiem sceny, po którym teraz królowało ptaszydło?

Winno być: Zaś pośrod­ku tej baj­ko­wo-ma­gicz­nej sceny kró­lo­wa­ło od­ra­ża­ją­ce pta­szy­dło

 

lśnią­cy czer­nią dziób w pa­ro­di uśmie­chu. –> …lśnią­cy czer­nią dziób,pa­ro­dii uśmie­chu.

 

W zna­gła zgęst­nia­łych ciem­no­ściach… –> W z na­gła zgęst­nia­łych ciem­no­ściach

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuje, za wszystkie poprawki :)

Potwory nie boją się świała, to my boimy się ciemności...

Jeśli uwagi okazały się przydatne, to bardzo się cieszę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A ja tam lubię (czasami!) poetyckie, kwieciste opisy i ładne porównania. Ale, jak już zauważyli przedpiścy, do tego trzeba mieć warsztat. Fajnie, że próbujesz, ale do takich opisów to jeszcze troszeczkę musisz potrenować :) Niemniej niektóre metafory naprawdę wywarły na mnie wrażenie.

Troszkę mnie zdziwiło, że widok ptaszyska wzbudził w Lidii torsje i w ogóle był taki obmierzły i “ble”. W mojej wyobraźnie ta scena nie wyglądała aż tak obrzydliwie. No ale może dlatego, że nie spotkałam na swojej drodze takiego cmentarnego upiora ;) (ale i tak podejrzewam, że po prostu bym się zsikała w gacie, a nie powstrzymywała wymioty ;P).

Tekst wciąż wymaga nieco poprawek, jak kiedyś znajdziesz czas, to nad nim przysiądź.

Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej, trzymam kciuki :) 

Brakuje trochę fabuły, albo chociaż twistu pod koniec, bo wyszła Ci po prostu scenka, jak napisał ładnie wyżej mr.maras opis chwili strachu. Choć jak na debiut nie jest źle. Na pewno ciekawa tematyka, idąc w kierunku takiego horroru można napisać naprawdę ciekawe rzeczy (albo przynajmniej takie, które ja lubię :P). Powodzenia z dalszymi tekstami.

 

Coś tam złapałem z pierwszego akapitu:

Złociste morza zbóż, uginały się pod dotykiem wietrznych dłoni. → bez przecinka

 

Wracała od przyjaciółki mieszkającej w sąsiedniej miejscowości, biedaczka złamała nogę. Zamiast wybrać okrężną, ale za to świeżo wyasfaltowaną drogę, pojechała „na skróty” polną drogą wysypaną żwirem i ostrymi kamieniami. → Coś tu się dziwnego stało z podmiotem. Wygląda to tak, jakby koleżanka ze złamaną nogą wracała na skróty.

trzy kilometrowy → trzykilometrowy

Nowa Fantastyka