- Opowiadanie: kchrobak - Albo psikus

Albo psikus

Jeszcze jeden halloweenowy tekst. Mniej okropny niż poprzedni, ale...

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy, regulatorzy

Oceny

Albo psikus

Mel nie chciała iść do domu pani Wilbur. Ale nie chciała też wypuścić z dłoni plecionego uchwytu koszyczka. Dodać trzeba, że prawie pełnego już łakoci koszyczka. Tego samego koszyczka, którego drugi uchwyt spoczywał w dłoni jej starszego o dwa lata brata, Emetta. A Emett, nie dość że starszy i silniejszy, był jeszcze na dodatek koszmarnie wręcz uparty. I ponad wszystko lubił się z małą Mel kłócić.

Mel ciągnęła więc koszyczek w kierunku domu, w górę Park Lane, zaś Emett złośliwie się uśmiechając, ciągnął w stronę przeciwną. W dodatku, bez wyraźnego wysiłku. Oparł się o pień pokrytego czerwonymi liśćmi klonu i nie drgnąwszy nawet o cal, z upodobaniem z niej szydził:

– Biedna, mała Mel. Boi się iść do strasznej pani Wilbur. Patrzcie no… – Rozejrzał się dookoła, jakby szukając widowni. – Zaraz się dziewczynka rozpłacze. Beee…

– Nie będę płakała. – Mel hardo uniosła podbródek. – I wcale się nie boję.

– Nie, nie, wciale sie nie bojam – przedrzeźniał ją brat. – Wciale, a wciale.

– Nie boję się – krzyknęła, na serio już rozzłoszczona – tylko u niej śmierdzi. A ja mam wrażliwy zapach. – Tupnęła nogą.

– Węch, kretynko, węch się mówi – parsknął Emett

Mel przestała ciągnąć koszyczek. Szybko sięgnęła doń dłońmi i napełniwszy piąstki łakociami, wpakowała je do kieszeni ubłoconego już nieco stroju czarodziejki z Hogwartu. Kupionego okazyjnie (w zeszłym roku) przez mamę w Wal-Marcie, ma się rozumieć. Po czym odwróciła się na pięcie i nie zważając już absolutnie na pokrzykiwania i docinki Emetta, ruszyła w kierunku domu. Powstrzymując łzy, które, zupełnie nie wiedzieć czemu, napływały jej do oczu.

 

***

 

– A gdzie jest Emett? – spytała mama, gdy Mel pojawiła się w drzwiach.

– Poszedł do pani Wilbur.

– Uważaj, bo uwierzę – rzuciła mama i pokręciła głową. – Jeśli już nie wychodzisz, to idź się przebierz. Nie widzisz, że jesteś cała ubłocona?

– Naprawdę. Chciał, żebym z nim poszła. – Mel starała się odwrócić tak, by mama nie zauważyła zaczerwienionych oczu.

– Dobrze już, dobrze. Wierzę, że tak ci powiedział. Ale na pewno poczeka pięć minut za rogiem, a potem wróci i będzie ci opowiadał niestworzone historie.

– Też tak myślę. – Uśmiechnęła się Mel, zdejmując kalosze.

 

***

 

Dzwonek do drzwi zaskoczył panią Wilbur. Wydawało jej się, że w ciągu tych dwudziestu lat, jakie spędziła przy Edison Drive, wyrobiła sobie wystarczająco podłą opinię. Wystarczająco podłą, by nikt, a już zwłaszcza żaden paskudny bachor, nie zakłócał jej spokoju. Nawet w pieprzone Halloween. Zwłaszcza w Halloween!

Dzwonek zadźwięczał ponownie. Pani Wilbur odłożyła pergaminowy zwój na komódkę, podniosła się z fotela i ruszyła do drzwi.

Kolejny dzwonek.

– Ja ci zaraz przydzwonię – zaburczała pod nosem.

Schowała macki za plecami, wzięła głęboki wdech i górną kończyną nacisnęła klamkę.

– Cukierek albo psikus – krzyknęła, zanim stojący na progu gnojek zdążył otworzyć usta.

– Ej, to moja kwestia. – Blondasek szybko odzyskał rezon.

– A kto tak powiedział?

– Mama.

– Nieprawda!

– Prawda – upierał się gówniarz.

– A moja mówi, że kto pierwszy ten lepszy – zaoponowała pani Wilbur. – Więc albo dajesz smakołyk, albo ci takiego psikusa zrobię. – Napięła macki…

– No dobra, masz. – Chłopczyk pogmerał w koszyczku i rzucił jej opakowaną w folię, różową landrynkę.

Pani Wilbur zazgrzytała sztucznymi zębami. Lubiła landrynki. Zrezygnowana zerknęła na chłopaka. A co mi tam – pomyślała. I choć, ze względu na wysoki poziom cukru, nie powinna, wpakowała go sobie do ust.

Koniec

Komentarze

Sympatyczne. :) A to psikus spotkał panią Wilbur. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ciekawy, ale ten poprzedni szort był o wiele lepszy.

Czy słowo "go" w ostatnim zdaniu jest zamierzone, czy też powinno być "ją" (że landrynkę)? Bo jeśli zamierzone… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Lubiła landrynki. I choć, ze względu na wysoki poziom cukru, nie powinna, wpakowała go sobie do ust.

Czy pani Wilbur wpakowała sobie do ust Emmeta?

 

Fajne, choć nawet ja widzę, że brakuje kilku przecinków.

Emett chyba już nie wróci do domu… Lekkie, przyjemne, makabryczne ;) W sam raz.

It's ok not to.

Ta kropka w tytule, chyba zbędna? ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Fajne :)

Tylko wywal kropkę z tytułu.

Przynoszę radość :)

Sympatyczne i w porządku – ale bez jakiegoś większego ubawu. Ot, scenka, która ni ziębi, ni grzeje. Bardzo podobała mi się pierwsza scenka, fajnie rozpisana kłótnia rodzeństwa ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Odrobinę poprawiłem ostatni akapit. Bo, jak słusznie zauważył Thargone, było nie za bardzo. I nie tylko On oczywiście :)

 

Czy to jest sygnaturka?

Dobrze, że ktoś zwrócił uwagę na ten zaimek w ostatnim zdaniu, bo ja sama nie zauważyłam tego “podstępu” i wzruszyłam przy zakończeniu ramionami. Po przeczytaniu komentarza wróciłam do końcówki tekstu i puenta dotarła do mojego małego rozumku. I tak – podobało mi się, mało tego – podobało mi się bardzo ze względu właśnie na zakamuflowaną w ostatnim zdaniu grozę. yes

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A ten taki średni raczej.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Nic wielkiego, ale przyjemnie się czytało.

Czyli jednak…

Ale jeżeli tak miało być, to końcówka mnie nie przekonuje. Bo ta informacja o poziomie cukru jakaś taka ni z gruchy, ni z pietruchy. “A co mi tam” zresztą też. Gdyby po rzucie landrynką nastąpiło np. “Spojrzała na niego z czułością. W gruncie rzeczy lubiła taka małych, słodkich chłopców” – o, to bym rozumiał!

Miła krotochwila, w sam raz do kawy. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Oparł o pień pokrytego czerwonymi liśćmi klonu

Oparł się o pień

 

Kiedy pierwszy raz przeczytałam tekst, nie wyłapałam puenty i nie do końca wiedziałam o co chodziło – dopiero komentarze podpowiedziały, że ten zaimek to wcale nie błąd :D Świetny podstęp i prztyczek w nos dla czytelników, aż się uśmiechnęłam. A i czytało się bardzo przyjemnie.

Hmm. Nie przekonało. Miało być “cukierek albo psikus”. Dostała cukierka, więc psikus w tym momencie jest nie fair.

Babska logika rządzi!

Ale ona wolała widocznie innego cukierka ;)

Przynoszę radość :)

Ale przecież landrynki też lubiła…

Babska logika rządzi!

Ja myślę, że zjadła chłopca razem z koszyczkiem pełnym cukierków. Wtedy wysoki poziom cukru ma sens ;)

It's ok not to.

OK, to by tłumaczyło narzekania na poziom cukru. Ale że koszyczek też zeżarła…

Babska logika rządzi!

Może bardzo głodna była… W końcu nikt jej nie odwiedzał…

It's ok not to.

@ Finkla

Ty tak na poważnie? Pani Wilbur pożera dzieciaka, a Ty narzekasz, że skoro dostała landrynkę, to nie powinna robić psikusów…;)

A ja myślę, że tą landrynką narobiła sobie smaku na więcej. Wróciły wspomnienia sprzed 20 lat… Wtedy to były halloweeny… Tak sądzę.

Czy to jest sygnaturka?

Tak. Przecież sama zaproponowała, że cukierek albo psikus. Cukierka dostała. Więc? Uczciwe demony dotrzymują słowa.

Babska logika rządzi!

Pacta sunt se­rvan­da. Popieram. Dlatego nie lubię pani Wilbur.

Czy to jest sygnaturka?

Bardzo mi się podoba takie zakończenie halloweenowego wieczoru. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za uczestnictwo i kliki :)

 

Jeszcze jedno, a propos tego, co był łaskaw napisać cobold:

“Spojrzała na niego z czułością. W gruncie rzeczy lubiła taka małych, słodkich chłopców” – o, to bym rozumiał!

Częściowo się zgodzę – byłoby jaśniej. Ale właśnie o to mi chodziło, by nie było. By dało się złapać (niektórych przynajmniej) na takim: O! Nic się nie stało.

BTW. Zastanawiałem się też przez moment, czy największym zaskoczeniem nie byłoby, gdyby w ogóle nie było zaskoczenia… Zwłaszcza, że wystarczyłoby zmienić “go” na “ją”. Nawet jak na mnie to niedużo roboty :)

Czy to jest sygnaturka?

Ale to nie byłoby zaskoczenie, tylko rozczarowanie :P

Przynoszę radość :)

Ale czy rozczarowanie nie byłoby zaskakujące?

Zawsze to lepiej niż rozczarowujące zaskoczenie…

Czy to jest sygnaturka?

Rozczarowanie zawsze jest złe.

Przynoszę radość :)

Chciał(+,) żebym z nim poszła.

zaś Emett złośliwie się uśmiechając(+,) ciągnął w stronę przeciwną

Sympatyczne, końcówka rozbawiła i nawet trochę zaskoczyła. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dwie uwagi:

Pierwsza – zwrot “doń dłońmi” jakoś mi zgrzytnął, że zbyt podobnie brzmią oba wyrazy i w pierwszej chwili w ogóle się zagalopowałam i przeczytałam “dłoń dłońmi” XD

Druga – w ostatnim akapicie, konkretnie tutaj: Zrezygnowana zerknęła na chłopaka. A co mi tam – pomyślała. I choć, ze względu na wysoki poziom cukru, nie powinna, wpakowała go sobie do ust. → Nie mam pewności, czy zjadła chłopaka, czy landrynkę i nie wiem, czy to celowe, czy po prostu jestem jakaś głupia XD

W każdym razie szorcik bardzo przyjemny i lekkostrawny. Podobał mi się. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

  1. Lubię takie aliteracje. A że czasem nie ułatwiają… Jest to poświęcenie, na które jestem gotów.
  2. Strasznie celowe. By nie było tak ewidentnie i wymagało zastanowienia. Ale landrynkę, to byłoby jednak “ją”.

Czy to jest sygnaturka?

Napisałbym tak jak Zalth, że w sam raz do kawy, ale nie pijam kawy :P.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nowa Fantastyka