- Opowiadanie: Algir - Obietnica

Obietnica

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy II

Oceny

Obietnica

Trzeciego dnia samotnej wędrówki Thorgal dotarł do granic dobrze znanego świata. Przystanął na szczycie wzniesienia, na tle błękitnego nieba i rozkołysanych traw. Przed sobą miał rozszalałe morze, a każde przybrzeżne drzewo i każdy kamień nie stanowiły dla niego tajemnicy. Dano temu zostały już oswojone w czasie licznych wędrówek z Aaricią.

Wracał do domu.

Wszystko pozostawało niezmienione, być może zmienił się tylko Thorgal.

Zachodzące słońce odbarwiało świat czerwienią i zabierało cienie drzewom. Kiedy schodził ze wzgórza, wchłonęła go ciemność zalegająca w dolinie. Nocą nie palił ogniska, spał ukryty w skłębionych trawach, patrzył też w gwiazdy, próbując odczytać z nich własną przyszłość.

W dalszą wędrówkę wyruszył o świcie. Przed południem powinien dotrzeć do domu. Szedł wysokim brzegiem o które z głośnym łoskotem uderzały morskie fale. Z oddali dobiegało dobrze znane wycie wilków. Na szarym niebie kołowały ptaki. W pobliskich zaroślach krzyczał umierający człowiek.

Thorgal przystanął.

Żałosny krzyk rozległ się ponownie, a krążące dotąd swobodnie ptaki obniżyły lot. Trzepot ich skrzydeł był niemal słyszalny. Krążą nad ofiarą, pomyślał Thorgal. Odruchowo dotknął toporka zatkniętego za paskiem, poprawił również nóż wiszący na piersi. Uspokoił się mając broń w zasięgu ręki. Krzyk rozległ się ponownie i ucichł. Ptaki nieznacznie obniżyły lot.

Thorgal mógł ominąć to miejsce. Do domu było już niedaleko. Wystarczyło, żeby szedł wzdłuż brzegu, a niedługo usłyszy głos Aarici. Nie musiał skręcać w stronę kołujących ptaków. Mógł po prostu wrócić do domu. Do dzieci i Aarici, których nie widział od trzech lat.

A jednak nie poszedł. Z małego woreczka przytroczonego do paska wyciągnął cięciwę, przeciągnął pomiędzy pacami, żeby sprawdzić, czy nie ma żadnych uszkodzeń, potem oparł łęczysko na ziemi i zabrał się do napinania łuku. Szło ciężko. W pięćdziesiątym roku życia naciągnięcie łuku bojowego nie było już takie proste jak kiedyś. Odetchnął z wysiłkiem, gdy napięta cięciwa zabrzęczała na łęczysku.

Z opuszczonym łukiem i strzałą nałożoną na cięciwę, Thorgal ostrożnie ruszył w stronę kołujących ptaków.

 

 

Na pierwszego trupa natknął się po przejściu stu kroków. Mężczyzna leżał w głębokich zaroślach ze strzałą wbitą między łopatki. Musiał uciekać, gdy dopadła go śmierć: w zasięgu jego martwych rąk leżał upuszczony miecz. Thorgal obrócił trupa na plecy. Widok twarzy ściągniętej w przedśmiertnym skurczu nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Przez całe życie oglądał wiele takich twarzy. Przy pasku trupa nadal tkwił woreczek z pieniędzmi. Thorgal zmarszczył brwi: na północy zawsze obdziera się trupy, natomiast martwemu mężczyźnie pozostawiono złoto, drogocenny pas i miecz. Dziwne to bardzo.

Thorgal ostrożnie wyruszył w dalszą wędrówkę. Wkrótce dotarł do niewielkiej polany ze śladem wypalonego ogniska. Teraz ptaki krążyły niemal nad jego głową. Przystanął w cieniu drzew. Ponad uniesionym łukiem dokładnie obejrzał polanę. Tuż przy ognisku leżał kolejny trup. Z pobliskich zarośli ponownie rozległ się krzyk umierającego.

Thorgal wolno obszedł polanę. Kiedy był już blisko miejsca, skąd dobiegał krzyk, drogę zastąpił mu potężny wilk. Thorgal odruchowo uniósł naciągnięty łuk. Pióro strzały przyjemnie załaskotało w policzek. Wilk przechylił kudłaty łeb, chwilę patrzył na Thorgala, a potem odwrócił się i z przeciągłym skomleniem zniknął w lesie.

Thorgal postąpił jeszcze kilka kroków i dostrzegł mężczyznę leżącego w kałuży krwi i wnętrzności. Bladą twarz nieszczęśnika wykrzywiał grymas bólu.

– Odejdź… – wyszeptał obcy mężczyzna.

– Chcę ci pomóc.

Ranny z trudem pokiwał głową.

– Potrafisz wskrzeszać zmarłych? – zapytał.

– Nie.

– Więc wróć jak będziesz umiał. A teraz proszę: odejdź!

Thorgal odłożył łuk na trawę i pochylił się nad rannym. Wystarczyło jedno spojrzenie na jego rozpłatany brzuch: mężczyzna nie miał szans na przeżycie. Takie rany Thorgal również widział wielokrotnie.

– Kto ci to zrobił?

– Zły.

– Tu blisko mieszka moja rodzina. Mogę cię zabrać ze sobą.

– Po prostu daj mi zdechnąć. Albo mnie dobij.

– Nie. Jeżeli w pobliżu czai się niebezpieczeństwo, muszę ochraniać moich bliskich. Powiedz, kto ci to zrobił?

– Daj mi wody.

– Powiesz?

– Powiem. Tylko daj mi wody.

Ranny mężczyzna upił łyk z bukłaka podanego przez Thorgala. Skrzywił się, gdy woda zaczęła wyciekać przez jego wnętrzności. Próbował ją rozpaczliwie powstrzymać, ale w końcu machnął ręką.

– To na nic.

Popatrzył gasnącym spojrzeniem na Thorgala.

– Jeżeli ci powiem, kto to zrobił, to obiecaj, że mnie pomścisz.

Thorgal pokręcił głową.

– Tego nie mogę zrobić. Zbyt dużo już straciłem w życiu przez takie obietnice.

– Ja umieram… Musisz mi to obiecać.

– Nie. Nie możesz tego żądać. Nawet teraz.

– Więc przynajmniej obiecaj, że gdy wyjawię prawdę, postąpisz sprawiedliwie.

– Na to mogę się zgodzić.

Ranny mężczyzna zamknął oczy.

– Powiedz… – szepnął. – Kto jest największym potworem na świecie?

– Człowiek.

– Zgadza się… A wśród ludzi?

– Mój przyjaciel Drewniana Stopa twierdzi, że kobieta.

– Mądry człowiek… Powiedz jeszcze, kto wśród ludzi może bezkarnie czynić zło?

– Dziecko.

Mężczyzna skinął głową. Potem zaczął mówić łamiącym się głosem, a każde jego słowo spychało Thorgala w ciemność, z której nie ma już powrotu.

– Więc już wiesz, kto mi to zrobił – szeptał mężczyzna. – Kobieta i dziecko… Podeszliśmy ogrzać się do ogniska, a ona kazała nam iść precz. Nie mieliśmy złych zamiarów. Byliśmy tylko trójką kupców zagubionych w lesie. Gdy jej nie usłuchaliśmy, podniosła łuk i jedną strzałą zabiła mego towarzysza, Olafa. Co za kobieta! Nigdy takiej nie spotkałem w życiu.

– Córka króla wikingów…

– Mała dziewczynka, która z nią była, zaczęła krzyczeć. Wtedy z ciemności wybiegł wilk i rzucił się na mnie… Jeszcze tylko widziałem, jak ta kobieta zabija kolejną strzałą mojego brata… Zabiła nas kobieta, dziecko i wilk. Jakaż ona była piękna…

Mężczyzna zaczął dławić się krwią. W przedśmiertnym skurczu złapał Thorgala za rękę.

– Pamiętaj, co mi obiecałeś…

 

 

Pochował ich na polanie, gdzie zginęli. Potem jeszcze długo chodził po okolicy, zbierał polne kamienie i układał je na mogile. Każdym gestem pragnął opóźnić chwilę powrotu do domu. W końcu już nie zostało nic do zrobienia i Thorgal wyruszył znajomą drogą wzdłuż brzegu wprost do swojej chaty.

Dym z komina zobaczył już z daleka. Aaricia musiała mocno dokładać do pieca. Ciekawe, czy Jolan jej pomaga? A może już wyruszył w drogę tak jak jego ojciec. Thorgal poczuł, że ogarnia go przedziwny spokój. Przez całe życie postępował w zgodzie z własnym sumieniem, a teraz szczęśliwie wracał do domu. Zasłużył, by znów móc usłyszeć głos Aarici.

W zagrodzie wokół kamiennej chałupy panował dobrze znany porządek. Aaricia dbała o wszystko: o sieci rozwieszone na ścianie, o zapas trawy dla bydła, i naprawę zagrody dla koni. Z wnętrza chałupy czuć było zapach mięsa pieczonego na ogniu. Aaricia siedziała na kamiennych schodach przed wejściem. Na widok Thorgala wstała i czekała ze łzami w oczach. Wciąż tak samo piękna jak przed laty. Z chałupy wybiegła mała Louve i rzuciła się ojcu w ramiona.

– Tata!

Objął ją mocno i wyciągnął dłoń do Aarici. Przytuliła się do niego i pocałowała, jakby od ich spotkania minęło zaledwie kilka dni, a nie lat.

– Kocham cię – wyszeptał jej do ucha.

– Wiedziałam, że dziś wrócisz.

Thorgal zmarszczył brwi.

– Skąd?

– Opowiem ci w domu.

A więc nic się nie zmieniło, pomyślał Thorgal. Ogień radośnie buzował w piecu, w środku chaty czuć było zapach świeżego jedzenia, a na niego czekało ulubione miejsce przy stole. Aaricia postawiła przed Thorgalem drewnianą misę z parującym mięsem.

– Codziennie wychodziłyśmy wieczorem nad brzeg z nadzieją, że wrócisz. Paliliśmy ognisko, żebyś nie zgubił drogi do domu. Noce są takie ciemne.

– Nie bałyście się?

– Skądże! Przecież były z nami wilki Louve.

Dziewczynka podbiegła i usiadła Thorgalowi na kolanach. Pogłaskał ją po głowie. Aaricia patrzyła na nich oczami błyszczącymi z radości. Ponad stołem dotknął jej ręki.

– Minęło tyle lat… A ty wciąż czekałaś.

– Miałam nadzieję, że wrócisz. A od wczorajszej nocy miałam pewność.

– Mhm… Opowiedz mi o tym.

Aaricia podniosła się od stołu, podeszła do pieca i stanęła odwrócona plecami do Thorgala. Nie spojrzała w jego stronę, gdy zapytał:

– Skąd wiedziałaś, że wrócę?

– Bo tak bardzo tego pragnęłam. – Ramiona Aarici zadrżały. Wciąż nie patrzyła na Thorgala. – Bo tak bardzo w to wierzyłam… A gdy wczorajszej nocy napadli nas bandyci, miałam już pewność, że do nas wracasz.

Thorgal głośno przełknął ślinę.

– Bandyci?

– Tak. – Aaricia pokiwała głową. – Wczoraj jak każdego wieczora paliłyśmy dla ciebie ognisko. Żebyś nie zagubił się w mroku. Żebyś mógł do nas wrócić. Kiedy wyszli z ciemności, miałam już pewność, że do nas wracasz.

– Nie rozumiem.

Aaricia opuściła głowę.

– Tak się zawsze dzieje, gdy jesteś w pobliżu. Pojawiają się obcy ludzie i zawsze zdarza się coś złego. To dlatego odszedłeś. Żeby nas chronić przed złem. I przez ostatnie kilka lat nic się nie działo. Żyliśmy sobie spokojnie. Aż do wczorajszej nocy… To znów wróciło… Tak bardzo chciałam, żebyś znów był przy mnie…

Odwróciła zapłakaną twarz w jego stronę. Thorgal zsadził małą Louve z kolan i podszedł do Aarici. Dotknął jej twarzy.

– Ja tylko tak bardzo chciałam, żebyś do nas wrócił – wyszeptała. – Zostaniesz z nami już na zawsze?

Thorgal długo milczał. A potem odpowiedział.

 

Koniec

Komentarze

Ciekawy pomysł, ale wykonanie takie sobie. Potknąłem się już na początku: Thorgal dotarł do granic znanego świata i stanął twarzą w twarz z morzem – czyli tak, jakby opuszczał swoje ziemie, a nie wracał do nich. Potem okazało się, że jednak idzie do domu, a morze jest gdzieś z boku. Scena poszukiwania rannego jakaś taka nieporadna, zdanie o “potężnym wilku” jak z wypracowania gimnazjalisty i wreszcie “kałuża wnętrzności”. Poza tym, skoro Thorgal już po pięćdziesiątce, to czemu Louve jest ciągle dzieckiem?

Mimo pewnego, wskazanego przez Cobolda, braku konsekwencji w opisach, te chyba podobały mi się najbardziej. Klimatyczne i sugestywne. Gore ze środkowej części trochę przesadzony i wybija z nastroju. Efekt pewnie zamierzony, ale Thorgal, mimo gęsto ścielącego się trupa, miał dla mnie zawsze pewien rys familijny i cała ta woda, wyciekająca przez dziury we wnętrznościach… Jakoś nie gra. Puenta natomiast interesująca. Nie wpadł bym na takie, hm, odwrócenie właściwości Thorgala. Dobry tekst. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nie znam historii o Thorgalu, więc nie umiem ocenić opowiadania, ale mogę powiedzieć, że Obietnicę czytałam z pewnym zainteresowaniem i żałuję, że skończyła się tak nagle.

 

Szedł wy­so­kim brze­giemktóre z gło­śnym ło­sko­tem ude­rza­ły mor­skie fale. –> Szedł wy­so­kim brze­giem,który z gło­śnym ło­sko­tem ude­rza­ły mor­skie fale.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O, jest opowiadanie, które nie wymaga znajomości cyklu.

Nie mogę się nadziwić, jak Aaricia dawała radę z tym wszystkim – dbała o sieci i o porządek, w garze mięso, a jeszcze codziennie latała palić ogień dla męża…

Interpunkcja kuleje.

Babska logika rządzi!

Thorgala znam słabo – kilka lat temu przeczytałem chyba z trzy tomiki, więc niewiele kojarzę…

To opowiadanie, choć cechuje je pewna samodzielność, mimo wszystko zdaje mi się mocno osadzone w uniwersum – zakończenie, mając na względzie “właściwości” Thorgala, kwestię tych wilków, relację jego i Aarici, byłoby pewnie pełniejsze i nieco bardziej satysfakcjonujące, mnie niestety nie ujęło.

Kto miał rację – Aaricia czy ten umierający koleś? Jakie postępowanie Thorgala byłoby “sprawiedliwe”?

 

Tyle ode mnie, na koniec dwie uwagi:

Dano temu zostały już oswojone w czasie licznych wędrówek z Aaricią.

Literówka

Ranny mężczyzna upił łyk z bukłaka podanego przez Thorgala. Skrzywił się, gdy woda zaczęła wyciekać przez jego wnętrzności.

Inni już zwracali uwagę na ten fragment. To po prostu nie pasuje do sceny, w której chciałeś zawrzeć trochę dramaturgii, ociera się o kicz. Plus – z medycznego punktu widzenia też trochę bez sensu. Musiałbyś kolesiowi włożyć chyba kran w usta, żeby efekt był tak widoczny…

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Podoba mi się pokazanie dwóch końców kija – i pozostawienie czytelnikowi decyzji, który jest bardziej wiarygodny. Podobnie zakończenie z zawieszeniem w próżni odpowiedzi Thorgala mnie ujęło.

językowo trochę nieporadnie, ale przeczytałem bez większych potknięć.

Podsumowując: ciekawy pomysł na fabułę, choć wykonanie techniczne trochę kuleje. Koncert był, ale nie wykorzystał w pełni potencjału użytych fajerwerków. Tym niemniej – (pośredni) klik na zachętę, bo historia mi się spodobała.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Pomysł całkiem niezły, jednak wykonanie nie jest najlepsze. Sporo powtórzeń, literówek widać, że tekst pisany był na szybko. Zauważyłem również, że większość uczestników konkursu skłoniło się ku pokazaniu ciemnej strony bohaterów komiksu.

Dzięki za opinie! Są jak zwykle słuszne. Martwią mnie trochę uwagi odnośnie wykonania – jeszcze wczoraj byłem przekonany, że jest ok, dziś już nie mam takiej pewności ;) Muszę się temu przyjrzeć. Dzięki!

 

 

Przed sobą miał rozszalałe morze, a każde przybrzeżne drzewo i każdy kamień nie stanowiły dla niego tajemnicy. – wydaje mi się, że w tym przypadku powinno być żadne drzewo i żaden kamień nie stanowiły tajemnicy (niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę). 

 

Zachodzące słońce odbarwiało świat czerwienią i zabierało cienie drzewom. – dlaczego odbarwiało? Odbarwianie to zabieranie, pozbawianie koloru, a zachodzące słońce barwi świat; też nie gra mi zabieranie cieni – nie do końca rozumiem, co tu chciałeś napisać – nisko stojące słońce wciąż stwarza cienie. 

 

Poniżej dwa przykłady fragmentów, w których zaszalałeś z nie za dobrze wyglądającymi powtórzeniami: 

 

Z małego woreczka przytroczonego do paska wyciągnął cięciwę, przeciągnął pomiędzy pacami, żeby sprawdzić, czy nie ma żadnych uszkodzeń, potem oparł łęczysko na ziemi i zabrał się do napinania łuku. Szło ciężko. W pięćdziesiątym roku życia naciągnięcie łuku bojowego nie było już takie proste jak kiedyś. Odetchnął z wysiłkiem, gdy napięta cięciwa zabrzęczała na łęczysku.

Z opuszczonym łukiem i strzałą nałożoną na cięciwę, Thorgal ostrożnie ruszył w stronę kołujących ptaków.

Plus znów kołujące / obniżające lot itp. ptaki, które nazbyt często przewijają się w tych kilku krótkich akapitach poprzedzających cytowany fragment. 

 

Na pierwszego trupa natknął się po przejściu stu kroków. Mężczyzna leżał w głębokich zaroślach ze strzałą wbitą między łopatki. Musiał uciekać, gdy dopadła go śmierć: w zasięgu jego martwych rąk leżał upuszczony miecz. Thorgal obrócił trupa na plecy. Widok twarzy ściągniętej w przedśmiertnym skurczu nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Przez całe życie oglądał wiele takich twarzy. Przy pasku trupa nadal tkwił woreczek z pieniędzmi. Thorgal zmarszczył brwi: na północy zawsze obdziera się trupy, natomiast martwemu mężczyźnie pozostawiono złoto, drogocenny pas i miecz.

 

 

Mnie także zadziwiła scena rozmowy z umierającym i tym nieszczęsnym wylewaniem się wody. Scena jak z kreskówki. Poza tym facet strasznie był żywotny i gadatliwy (płynna mowa, siły na zadawanie zagadek), jak na kogoś, czyje flaki właśnie rozwalają się wokół ciała i kto właśnie ma wyzionąć ducha. Przez to całość wypada jak dla mnie bardzo niewiarygodnie. 

 

Co do pomysłu, to ani mnie ziębi, ani grzeje. Nie znam Thorgala (jednego zeszytu przeczytanego za malucha nie liczę), więc nie wiem, jak opowiadanie ma się do uniwersum i w związku z tym mogę czegoś nie łapać. Z kolei jako niezależny tekst nie powala niczym szczególnym. Jedynie zakończenie, które nie jest jednoznaczne pobudza nieco ciekawość, kto mówił prawdę.

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przed sobą miał rozszalałe morze, a każde przybrzeżne drzewo i każdy kamień nie stanowiły dla niego tajemnicy.

Napisałabym: żadne drzewo, żaden kamień. 

Wszystko pozostawało niezmienione, być może zmienił się tylko Thorgal.

Powtórzeń jest więcej. Na początku kilka razy przeczytałam, że bohater wraca do domu – przyjęłam to do wiadomości od razu ;)

Zachodzące słońce odbarwiało świat czerwienią i zabierało cienie drzewom.

Skoro odbarwiało, to nie dodawało/nadawało koloru.

Ogólnie pomysł fajny.

Przynoszę radość :)

Przede wszystkim szkoda, że nie poprawiłeś błędów i powtórzeń. Dodam od siebie kilka rzeczy, które mi zgrzytają.

W dalszą wędrówkę wyruszył o świcie. Przed południem powinien dotrzeć do domu. Szedł wysokim brzegiem o które z głośnym łoskotem uderzały morskie fale. Z oddali dobiegało dobrze znane wycie wilków. Na szarym niebie kołowały ptaki. W pobliskich zaroślach krzyczał umierający człowiek.

Dlaczego informacja o umierającym człowieku jest w ciągu akapitu opisującego wędrówkę i świat? Teraz brzmi to jak normalna, naturalna rzecz – na przykład krakanie wrony. “Nagle, Thorgal usłyszał, ciszę przerwał”, jakoś trzeba wyróżnić nową sytuację na planie.

 

Denerwujące są ciągle kołujące ptaki.

Thorgal mógł ominąć to miejsce. Do domu było już niedaleko.

Jeśli to było niedaleko domu, to chyba jednak nie mógł ominąć tego miejsca. Chciałby się przekonać, co się wydarzyło tak blisko jego domostwa i czy nic nie zagraża rodzinie.

w zasięgu jego martwych rąk leżał upuszczony miecz.

Ten fragment sugeruje, że reszta ciała niekoniecznie jest martwa.

Thorgal ostrożnie wyruszył w dalszą wędrówkę.

Przecież nie wyruszył w dalszą wędrówkę, tylko dalej sprawdzał, co się stało.

 

Dobrze zauważyła Śniąca, scena rozmowy z umierającym brzmi prawie jak pastisz. Przekomarzanie się umierającego z Thorgalem, czy ma odejść, czy jednak pomóc wręcz mnie rozbawiło. Te zagadki, ta piękna kobieta… Niestety zupełnie nie przemówił do mnie ten dialog.

Każdym gestem pragnął opóźnić chwilę powrotu do domu.

Podkreślasz to, co każdy (czytelnik) podejrzewa, włącznie z Thorgalem, że to Aaricia ich usiekła, ale chwilę później…

A więc nic się nie zmieniło, pomyślał Thorgal. Ogień radośnie buzował w piecu, w środku chaty czuć było zapach świeżego jedzenia, a na niego czekało ulubione miejsce przy stole.

Kobieta się do niego uśmiechnęła i już przestał podejrzewać, co się stało? To przecież nie była zbyt ludna okolica, ale Thorgal dość szybko doszedł do wniosku, że “to nie u niego” coś się stało.

 

Na plus ostatnie, finałowe zdania, które najlepiej wypadają w tej całej historii. Nie jestem jednak usatysfakcjonowany lekturą.

Przede wszystkim szkoda, że nie poprawiłeś błędów i powtórzeń.

Autor nie poprawił ze względu na fakt, że upłynął termin, ołówki odłożone i teraz można tylko czekać na wyniki konkursu i dopiero po ich ogłoszeniu poprawiać. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A, teraz rozumiem. :)

Dzięki, Śniąca, dokładnie tak uważam: to konkurs, więc poprawianie czegokolwiek byłoby nieuczciwe. Walczymy z podniesioną przyłbicą (tak, wiem, z zasłona ;) )

 

Ogólnie, mój ideał, którego zamierzam się trzymać, to autor-glonojad: nie broni swoich tekstów, ale zasysa wszystko, co dostanie ;)

Broni, nie broni, ale podyskutować i odpowiedzieć na komentarze zawsze warto :) 

Podrzucę coś, co kiedyś szukałam i nie umiałam namierzyć, ale NoWhereMan znalazł w czeluściach portalu: Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Od siebie dodam w skrócie, że zawsze przyjemniej się czyta i komentuje, gdy się wie, że autor zareaguje, czyli czyta komentarze. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Pogadać, wymieniać opinie – tak! Zawsze. Ginąć w obronie swojego tekstu – nigdy :)

 

Lubię gadać o pisaniu – dlatego tu przylazłem :D

Prawda, gdy Autor nie reaguje, najczęściej nie bywam już u niego.

Nowa Fantastyka