- Opowiadanie: rosebelle - Płaszcz z foczej skóry

Płaszcz z foczej skóry

Dawno nic nie wrzucałam i choć wiem, że okres konkursowy nie jest najlepszym na dodawanie tekstów, to jakoś ostatnio strasznie korci mnie, żeby się czymś podzielić. Wprawdzie tekst nie jest nowy, a wręcz można powiedzieć, że jest dość antyczny, ale zwojowałam nim drugie miejsce w konkursie “Kwiatkowskiej” w roku pańskim 2017, a potem publikowałam w Silmarisie – było zatem moim literackim debiutem. Od dłuższego czasu chciałam się z wami podzielić tym tekstem i cóż... Nadszedł ten dzień. Mam nadzieję, że nie zginie ;) Ciekawa jestem waszych opinii. 

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Płaszcz z foczej skóry

Kubrak z wełny merynosa był ciepły i miły w dotyku, jednak nie najlepiej sprawdzał się w starciu z deszczem i zimnym wiatrem. Deidra opatuliła się mocniej i skuliła pod parasolem, trzymanym przez ojca. Pogoda nie dopisywała, odkąd przyjechali do Wicklow. Byli rozczarowani, ale starali się tego nie okazywać. Na rynku odbywał się właśnie jarmark. Stragany ociekały wodą, większość turystów kłębiła się w barach, a sprzedawcy, pociągając nosami, starali się przekonać nielicznych śmiałków do kupienia wystawionych dóbr. Niewielki kamienny plac skrzył się w blasku wieczornych latarni, zaciągnięte chmurami niebo wisiało nisko, jakby miało za chwilę runąć wszystkim na głowy.

Nastolatka obserwowała ten przesiąknięty wilgocią świat, poszukując w nim namiastki magii, o której opowiadała matka. Zadrżała – może z zimna, a może na wspomnienie ukochanej osoby, poszukiwanej teraz w każdym kamieniu, oknie i cieniu. Odchodząc ludzie pozostawiają po sobie pustkę, którą ich bliscy mogą zapełnić jedynie wspomnieniami.

– Może wrócimy już do hotelu? – zaproponował Aidan, szarpiąc się z parasolem.

Porywisty wiatr wyginał ramiona deszczochronu, jakby chciał podpisać się pod sugestią mężczyzny. Córka Amerykanina nie słuchała jednak.

Skoncentrowała się na jednym straganie. Stara kobieta, skulona na taborecie przy stoisku, świdrowała Deidrę spojrzeniem. Uśmiech sprzedawczyni był zachęcający, a w oczach skrywała się mądrość. Dziewczyna poczuła nagle, że właśnie tam może znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania, nawet te, których jeszcze nie zadała.

– Nie możemy jeszcze iść – zaprotestowała. – Chciałabym zobaczyć, co sprzedaje ta pani. – Ruchem głowy wskazała kierunek.

Ojciec podążył wzrokiem we wskazywane miejsce. Jego głos wydawał się napięty, gdy odpowiedział:

– Nie, Deidro. Sprzedaje ten sam badziew, co wszyscy. Daj spokój, chodźmy już. – Pociągnął ją w przeciwnym kierunku, ale córka wyszarpnęła się i popędziła w stronę staruszki i jej kramu. Aidan zaklął siarczyście pod nosem i pobiegł za nią.

Spotkali się przy stoisku.

Deidra po raz pierwszy od śmierci matki zainteresowała się czymkolwiek. Z fascynacją przeglądała kolorowe kamienie i naszyjniki z celtyckimi symbolami. W przeciwieństwie do innych produkowanych w Chinach pamiątek, te wydawały się prawdziwe. Wyraźnie nadgryzione zębem czasu cuda, przesiąkły esencją przeszłości, której echa, można było niemal usłyszeć.

Aidan kurczowo ściskał parasol i, łypiąc nieufnie na starą, z niecierpliwością tupał nogą.

– No już, popatrzyłaś. Teraz wracajmy.

– Podobają mi się, chcę coś kupić, na pamiątkę. Na pamiątkę po mamie.

Mężczyzna westchnął zrezygnowany. Nie potrafił walczyć z tym argumentem. Właśnie dlatego przyjechali do Wicklow, w Irlandii, tak daleko od dobrze znanej i cieplejszej Arizony. W ojczyźnie Celtów poznał ukochaną żonę i choć sam nie był gotowy stawić czoła wspomnieniom, nie potrafił odmówić córce, która chciała lepiej poznać i zrozumieć postać ze zdjęć. Były do siebie podobne jak dwie krople wody: rude, falowane włosy i oczy koloru zachmurzonego nieba. Spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu tylko smutny grymas. Po nim Deidra odziedziczyła jedynie średni wzrost, wyraziste brwi i ośli upór.

– Pamiętasz jej bajki? Kiedy byłaś mała, nie chciałaś zasnąć, dopóki ci jakiejś nie opowiedziała – powiedział łagodnym tonem.

– Jasne – odparła chłodno. – Bajki i kołysanki to moje ulubione wspomnienia. O! Spójrz! To jest Gawain, z legendy o królu Arturze. – Nagłe przejście z oziębłości do ekscytacji oszołomiło ojca dziewczyny. Ona zaś zachwycona podniosła wisiorek. Odlana w srebrze twarz z liści, optymistycznie spoglądała przed siebie czarnymi oczyma. – Jego hełm był zielony i…

– Przepraszam, że się wtrącam – powiedziała nagle sprzedawczyni, która pojawiła się tuż obok, nie wiadomo kiedy. – Gawain to jedynie jego wcielenie. To Człowiek Zieleni, bóg wiosny i lata, symbol śmierci i wskrzeszenia, patron kreatywności. Doskonały wybór dla młodej panienki, ale mam coś lepszego. Panience zimno. Mam coś specjalnie dla panienki. Jeden momencik. – Podreptała za stragan i wróciła po chwili, trzymając w ręce piękny kożuch z foczej skóry. – Idealny na tę pogodę.

Aidan wzdrygnął się i szarpnął córkę.

– Wracamy – zarządził. Deidrze jednak rozkaz nie przypadł do gustu.

– Co w ciebie wstąpiło?! Dziwny jakiś jesteś! Jak chcesz iść, to idź! Mam swoje oszczędności, jak będę chciała coś kupić, zrobię to!

– Aha! Mam cię tu zostawić samą? Oszalałaś?!

– Odkąd przyjechaliśmy, leje! Prawie w ogóle się do siebie nie odzywamy! Myślałam, że opowiesz mi coś o mamie, ale wciąż milczysz! Chcę sobie sprawić jedną przyjemność, więc jeśli masz mi też to popsuć, to może lepiej sobie idź! – Jej słowa były jak wprawnie wymierzone ciosy bokserskie. Pokonany mężczyzna pokręcił głową.

– Zaczekam na ciebie w tamtym barze. Rób, co chcesz. – Odszedł, garbiąc się pod parasolem. Drink mógł dobrze podziałać na przemarznięcie i nerwy, a córka powinna zaraz opamiętać się i wrócić do niego. Smarkula. Kochał ją, ale potrafiła być naprawdę nieznośna.

Deidra pociągnęła nosem i otarła z policzka łzy lub krople deszczu. Odwróciła się do sprzedawczyni i spojrzała na płaszcz. Bardzo szybko zatęskniła za ojcem i jego parasolką, ale była zbyt dumna i uparta, by pobiec za nim z przeprosinami.

– Przepraszam za tatę. Nie lubi futer. Ja zresztą też nie. Nie chcę płaszcza z biednej foki, to podłe tak zabijać zwierzęta. – Kolejny zimny powiew skłonił ją jednak do szybkiej rewizji poglądów i założenia płaszcza. Pasował idealnie, a jej natychmiast zrobiło się ciepło.

– Widzi panienka, jak pięknie leży? Zresztą, to nie jest żaden płaszcz z foki. To płaszcz selkie.

– Selkie? Coś mi to mówi… Mama mi chyba kiedyś opowiadała.

– Ja znam jedną piękną historię. Wydarzyła się tutaj, w Wicklow… Nawet nie tak dawno temu, może dwadzieścia lat będzie, chociaż ja to już wtedy stara byłam. – Zachichotała, trochę jak małe dziecko – Opowiedzieć ci?

– Tak. Tylko… Tu jest mokro.

– Załóż kaptur. Zaprosiłabym cię do siebie, ale tata pewnie nauczył cię, by nie chodzić nigdzie z obcymi? – staruszka zaśmiała się, a Deidra uśmiechnęła i skinęła głową. Nałożyła kaptur; deszcz i wiatr przestały jej dokuczać, zrobiło się przyjemnie, jakby wypiła kubek gorącego kakao.

– Opowiedz mi tę historię.

***

To był sztorm stulecia. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek widziałam tak wzburzone i wściekłe morze. Żaden rybak nie śmiał wypływać na połów. Żaden, z wyjątkiem jednego młokosa, który chciał udowodnić swoje męstwo, a może głupotę. Gdy jego rodzice spostrzegli, że brakuje jednej z łodzi, chcieli rozpocząć poszukiwania, ale ratownicy nie ośmielili się zmagać z żywiołem. Pozostawało więc czekanie. Pocieszałam płaczącą matkę i zdruzgotanego ojca. Tłumaczyłam, że morze lubi mężnych głupców, dlatego ich syn z pewnością wróci. Godziny dłużyły się niemiłosiernie, aż w końcu z kłębowiska chmur przebiły się pierwsze promienie wschodzącego słońca. Śmiałka znaleziono na plaży o poranku, był wycieńczony i przemarznięty, ale żył. Łódź przepadła. Gdy wydobrzał na tyle, by opowiedzieć, co go spotkało, przyznał, że rozbił się o skały, zanim jeszcze dobrze oddalił się od brzegu. Próbował wrócić wpław, ale potężna fala wepchnęła go pod wodę. Targany siłą kolejnych pływów we wściekłych odmętach, desperacko machał ramionami, jednak bezskutecznie. Kolejne fale podtapiały go i zabierały ze sobą, próbując odciągnąć jak najdalej od piaszczystej plaży, niczym łup. Wtedy pojawiła się selkie. Młoda foka delikatnie ujęła zębami nadgarstek nieszczęśnika i wyciągnęła go na powierzchnię. Przerażony człowiek zaufał dziwnemu zjawisku bez zadawania pytań, objął ją i wspólnie dotarli na ląd. Tam foka przeistoczyła się w dziewczynę niespotykanej urody, ubraną wyłącznie w płaszcz z foczej skóry. Podobno upewniła się jeszcze, że nic mu nie jest, po czym wskoczyła z powrotem w morskie fale i ponownie przybrała zwierzęcą formę.

Naturalnie nikt mu nie wierzył. Uznali, że doznał szoku lub wstrząsu. Nie ja. Ja pamiętam o Ludziach Fokach i Człowieku Zieleni. Wiem też, że żaden mężczyzna nie oprze się urodzie kobiety-selkie. Chłopak wrócił do nas zdrów, ale nie cały. Dziewczyna skradła mu serce. Całymi dniami snuł się po plaży, z nikim nie rozmawiał, a lokalne panny wręcz ignorował. Przykry to widok, gdy zrozpaczony mężczyzna rozsiewa swój smutek wokół, łamiąc serca niewinnych dziewcząt.

Po kilku tygodniach takiej udręki przyszedł do mojej chatki. Może przysłała go zaniepokojona matka, a może sam doszedł do wniosku, że tylko ja mogę mu pomóc. Wszyscy mieszkańcy Wicklow wiedzą, że nawet w dzisiejszych czasach, tam gdzie naukowcy załamują ręce, rozwiązać problem może ktoś, kto zgłębił pradawną wiedzę. Ktoś taki jak ja.

Zastukał do drzwi zdecydowanie i mocno, jak człowiek, który wie, czego chce. Zaprosiłam go do środka. Rozejrzał się po skromnym wnętrzu, jakby spodziewał się czegoś więcej. Jego oczom ukazała się ciemna nora, nie wstydzę się tego powiedzieć. Wszystkie moje skarby, bezwartościowe dla reszty świata, posiwiały pod grubą warstwą kurzu.

– Ty mi wierzysz, prawda? Możesz mi pomóc? – zapytał. Patrzył na mnie jak rozbitek na tratwę pośrodku oceanu. Jakże mogłam mu odmówić? Skinęłam głową i zaczęłam kręcić się oraz grzebać wśród bibelotów. Delikatny powiew morskiej bryzy wkradł się przez okno i zakołysał zwisającymi spod sufitu nićmi pajęczyny. Podążyłam za morskim westchnieniem, wiedząc, że wskazuje mi drogę do tego, czego szukałam. Ogromna muszla w kształcie rogu, opustoszały dom morskiego ślimaka, tak się zabrudziła, że gdy w nią dmuchnęłam, kłąb pyłu uniósł się w powietrze. Zakaszleliśmy oboje. Gdy opadła siwa kurtyna, spostrzegłam zza niej pytające spojrzenie chłopaka.

– Wypłyń w morze i zadmij w róg – poleciłam. – Zda ci się w pierwszej chwili, że cię oszukałam, albowiem muzyka, którą masz zagrać, słyszalna będzie wyłącznie dla istot morskich. Bądź zbrojny w cierpliwość, czekaj, ale zagraj wyłącznie raz. Przypłynie do ciebie. Jako że pochodzicie z dwóch różnych światów, musisz odebrać jej to, co przywiązuje ją do ojczystych słonych wód. Jej płaszcz.

– Mam zabrać jej płaszcz? – zapytał z niedowierzaniem. – Jak mam to zrobić?

– Jakkolwiek, byle skutecznie. Przemoc, błaganie, wybór należy do ciebie. Wypłyń dopiero gdy będziesz gotów i pewien, że tego właśnie chcesz.

Skinął na znak, że zrozumiał.

– A zapłata? – zapytał, wiedząc, że nic w świecie nie można otrzymać za darmo. – Przynieś mi to, co jej zabierzesz: foczą skórę – odparłam. – Jeśli kiedykolwiek ją znajdzie, wróci do morza. Taka jest natura selkie.

***

– Zaraz, kazałaś mu ją pobić i okraść? Ona ocaliła mu życie!

Staruszka westchnęła i pokręciła głową.

– Wcale nie powiedziałam, że musi ją bić. Był nieszczęśliwy, poprosił o pomoc, a selkie… Uwięziona, zwykle jest dobrą żoną, zadowoloną. Tęskni jedynie. Nie chcesz wiedzieć co było dalej?

– Chcę – przyznała nastolatka po chwili wahania.

***

Odszedł w zadumie i długo go nie widziałam. Zaczynałam podejrzewać, że może się rozmyślił, albo zwyczajnie mnie oszukał. To byłaby dopiero nowina! Jednak pewnej burzliwej nocy, gdy paliłam fajkę przy kominku, znów usłyszałam to zdecydowane, mocne stukanie. Śmiałek powrócił i wręczył mi płaszcz, wywiązując się z umowy.

Nigdy nie opowiedział mi, jak udało mu się zdobyć skórę selkie. Przypuszczam więc, że zastosował metody raczej brutalne, którymi nie chciał się chwalić. Jego narzeczona wzbudzała powszechny zachwyt, posiadała grację nimfy i była bezgranicznie oddana ukochanemu. Stanowili piękną i szczęśliwą parę, ale niebawem pytania o pochodzenie dziewczyny stały się uporczywe. Wyjechali, nie mówiąc nikomu dokąd, i już nigdy nie wrócili.

Czasami zastanawiam się, czy rzeczywiście opuścili miasto z powodu wścibskich gospodyń, czy może młodzian obawiał się, że któregoś dnia jego piękna żona zapuka do mych drzwi i odzyska to, czego potrzebowała, by wrócić do domu? Nawet głupiec wie, że historie miłosne z udziałem selkie, nigdy nie kończą się szczęśliwie. Selkie zawsze musi wrócić do morza.

***

Deidra słuchała opowieści jak oczarowana, coraz mocniej zaciskając palce na kołnierzu płaszcza. Wiedziała, że musi go mieć, ale bała się pytać o cenę, zwłaszcza że w tej chwili w jej głowie kłębiły się istotniejsze pytania:

– Co było dalej?

– Nie wiem. Selkie na pewno nie odzyskała płaszcza, więc może żyją jeszcze razem, może mają dzieci, może ostatni rozdział tej opowieści nie został jeszcze napisany. – Staruszka uśmiechnęła się tajemniczo. – To jak? Chcesz ten płaszcz? Posiada piękną historię, warto go mieć.

– Naprawdę chcesz się go pozbyć? – Młodej dziewczynie trudno było uwierzyć, że można wystawić na sprzedaż coś tak niezwykłego. Nie miało już dla niej znaczenia, że sprzedawczyni zwyczajnie ją naciąga. Chciała wierzyć w opowieść o selkie i że znalazła w Irlandii namiastkę magii, co, jak sądziła, zachwyciłoby mamę. Owinięta w ciepły kożuch, czuła obecność zmarłej jak nigdy dotąd.

– Nie chcę się go pozbyć, chcę go sprzedać – wyjaśniła radosnym tonem handlarka.

– Nie mam dość pieniędzy, żeby…

– Ktoś coś mówił o pieniądzach?

Serce Deidry przyspieszyło. Nie miała pojęcia, co innego mogłaby tej kobiecie dać w zamian. Zresztą, handel wymienny należał do przeszłości, w czasach kart kredytowych nikt już o nim nie pamiętał. Nikt prócz starej kobieciny, która pamiętała też o Człowieku Zieleni i zapewne wielu innych rzeczach, istniejących już tylko w legendach.

– Nie mam nic cennego…

– A ten wisiorek na twojej szyi? – staruszka wskazała palcem srebrny naszyjnik, a Deidra mimowolnie dotknęła go czubkami palców. – To celtycki węzeł miłosny. Kto ci go dał?

– Dostałam go od taty…

– Od taty powiadasz? Jakie to nietypowe! Tymi wisiorkami wymieniają się kochankowie, w dawnych czasach zastępowały obrączki.

Speszona słowami dociekliwej sprzedawczyni dziewczyna spuściła wzrok.

– Wcześniej należał do mamy. Tata dał mi go, gdy zmarła.

– Zmarła? Przykro mi to słyszeć…

– Tak… Kiedy miałam siedem lat. – Pociągnęła nosem i znów wbiła spojrzenie w czubki swoich przemokniętych butów.

– To straszne. Naprawdę, bardzo mi przykro. Zatem wisiorek jest niezwykle cenny – zauważyła posępnie handlarka. – Może nawet zbyt cenny. Nie będę cię prosić, żebyś z niego zrezygnowała, skoro to twoja pamiątka po mamie, choć bardzo chciałabym go mieć. Jestem kolekcjonerką, wiesz? Takich właśnie przedmiotów z historią. Wracam do domu, patrzę na moje skarby i czuję się otoczona życiem, rozumiesz? Bo życie to historie, opowieści o miłości, zdradzie i przebaczeniu.

Dziewczyna uśmiechnęła się i skinęła głową. Zdjęła płaszcz. Zimno i wilgoć dopadły ją jak wściekłe psy, aż zadrżała. Już miała oddać sprzedawczyni kożuch, ale nagle rozmyśliła się, włożyła go z powrotem i zdjęła naszyjnik.

– Ten wisiorek to wspomnienie mamy takiej, jaką była z ojcem. Ja chciałabym znać ją z… wcześniej. Dlatego błagałam go, żebyśmy tu przyjechali. Oprócz tego, że stąd pochodzi, niewiele wiem o jej młodości, nigdy nie miałam okazji dowiedzieć się, jaka była, kiedy miała tyle lat co ja. Takiej jej teraz potrzebuję. Wersji ojca zawsze mogę posłuchać. – Otarła łzy, które zaczęły spływać po policzkach, gdy przyznawała się do tego, co chowała w cichych zakamarkach młodzieńczego serca.

Staruszka nie próbowała przekonywać jej do zmiany zdania. Szybko wzięła zapłatę i czułym gestem wygładziła płaszcz, który zmarszczył się trochę na ramionach nowej właścicielki.

– Leży jak ulał – skwitowała.

Pożegnały się serdecznie, obie zadowolone z dobitego targu.

***

Deidra wkroczyła do ciasnego, zadymionego baru, zsunęła kaptur z głowy i rozejrzała się, by po chwili zlokalizować tatę przy jednym ze stolików, pochylonego nad szklanką whiskey. Dziewczyna westchnęła ciężko. Od śmierci matki zbyt wiele razy widziała go w podobnym stanie.

– Może faktycznie lepiej już wracajmy – zaproponowała, gdy udało jej się przedrzeć przez gęsty tłum i przysiąść obok rodzica.

Zgodził się, ale potrzebował pomocy, żeby podnieść się z krzesła. Kątem oka Deidra spostrzegła, jak barman kręci głową z dezaprobatą. Z tym większą determinacją, pociągnęła ojca ku drzwiom.

Na zewnątrz chłodne powietrze nieco otrzeźwiło mężczyznę.

– Więc go kupiłaś. – W jego głosie słychać było obrzydzenie, ale nic więcej nie powiedział. Zresztą i te słowa wyartykułował z niemałym trudem.

Deidra rozejrzała się po placu, który już niemal całkiem opustoszał. Zrobiło się późno, nigdzie nie było widać staruszki i jej stoiska, a ona nie miała pojęcia jak trafić do hotelu. Posadziła ojca na mokrej ławce i obiecała, że zaraz wróci.

Aidan machnął tylko ręką w odpowiedzi i zwiesił głowę, która wydała mu się zbyt ciężka, by utrzymać ją w pionie.

Młoda dziewczyna zaczęła biec wzdłuż placu z błyskiem niepokoju w oku. Nie pierwszy raz musiała zająć się pijanym ojcem, ale teraz była w obcym mieście, w nieznanym kraju i narastające przerażenie zaczynało rozsadzać jej pierś od środka i zaciskało się jak obręcz na gardle. Na szczęście udało się złapać jeszcze jednego handlarza, który właśnie kończył zwijać swój kram, on wskazał uliczkę, gdzie mogła złapać taksówkę. Wróciła po rodzica, ponownie zarzuciła jego ramię na swoją szyję i pomogła mu się dźwignąć.

Milczeli całą drogę do hotelu. On przysypiał, ona patrzyła na ociekającą deszczem szybę. Odgłos wycieraczek, szum silnika, miarowe stukanie kierunkowskazu, pociąganie nosem i kasłanie taksówkarza. Te wszystkie odgłosy wydawały się ogłuszające i nie do zniesienia. Droga dłużyła się, a czas wlókł, jakby gęsta niczym sadza cisza spowalniała wskazówki zegara.

Patrząc na ścigające się na szkle krople, Deidra myślała o selkie i podłym mężczyźnie, który ją uwięził. Czy ta biedna istota mogła być szczęśliwa w niewolniczym związku?

– To tutaj – oznajmił taksówkarz z wyrazistym lokalnym akcentem.

Dziewczyna zapłaciła za przewóz, ocuciła ojca i pomogła mu dowlec się do pokoju. Padł na łóżko, ale nim zasnął, usłyszała, że tata coś mamrocze. Przykucnęła przy nim i zaczęła słuchać, może było mu niedobrze? A może chciał wody?

– Przepraszam – wybełkotał cicho. – Nie powinienem cię zostawiać. Coś mogło ci się stać. – Jego słowa były posklejane ze sobą i zniekształcone, ale córce udało się je zrozumieć.

Uśmiechnęła się i czule odgarnęła mu z głowy kosmyk włosów.

– Nic się nie stało – wyszeptała, pochyliła się i ucałowała go w czoło.

Kilka razy jeszcze przepraszał, nie wiadomo kogo i za co, bo jego słowa przestały mieć sens. W końcu zasnął, a ona jeszcze długo siedziała i wpatrywała się w morze. Wzburzone fale nie wyglądały tak groźnie za zamazaną szybą. Były piękne. Po raz pierwszy od przyjazdu doceniała widok, za który ojciec musiał sporo dopłacić.

***

Pierwszą rzeczą zarejestrowaną przez Aidana po przebudzeniu był potworny ból głowy. Po krótkiej chwili dopadły go też nudności i znajome uczucie odrazy do samego siebie. Podniósł się powoli, próbując uniknąć zmasowanego ataku migreny, której wojska, przyczajone w kłębowiskach żył, czekały tylko, aż podniesie się do pionu. Dopadły go mimo ostrożności. Spojrzał na zegarek: południe.

– Deidra… Bądź kochana i przynieś mi szklankę wody – poprosił, ale nie otrzymał odpowiedzi.

Podniósł wzrok z podłogi, wytrzymując kolejną kanonadę bólu, którego przyczyną tym razem był kontakt z rozlanym po całym pomieszczeniu światłem. Poderwał się gwałtownie, gdy dostrzegł, że córki nie ma w pokoju. Migrenowa artyleria mogła teraz dokazywać, nie zwracał na nią uwagi, choć znacznie spowalniała jego ruchy. Zajrzał do łazienki: pusto. Śniadanie już dawno się skończyło, więc Deidra powinna być w pokoju. Nie pierwszy raz się upił, ale pierwszy raz zgubił dziecko. Wprawdzie córka była już prawie dorosła, ale jakiś dziwny strach ściskał mu żołądek i był pewien, że nie chodziło tylko o kaca. Usiłował przypomnieć sobie wydarzenia wczorajszej nocy, ale przez mgłę przedzierały się tylko urywki rozmów i scena przy stoisku, choć niekompletna. Nie potrafił sobie przypomnieć, dlaczego zostawił ją samą. Z rosnącym niepokojem zaczął przeszukiwać hotel, ignorując wzgardliwe spojrzenia innych turystów, półszeptem komentujących nieświeży wygląd mężczyzny. Wypytywał obsługę, ale nikt nie potrafił mu niczego powiedzieć.

Zrozpaczony wrócił do pokoju – może zdążyła wrócić? Zrobiłby jej nie lada awanturę. Pusto. Sięgnął po komórkę i wybrał numer, żałując, że nie wpadł na to, zanim rozpoczął akcję poszukiwawczą, śmierdząc gorzałą. Pozostali goście składali się w większości z emerytowanych par, co tłumaczyło w jakiś sposób ich oburzenie, gdy wtargnął do lobby w brudnych spodniach i rozpiętej koszuli.

Komórka Deidry odezwała się na parapecie. Zaklął pod nosem, rozłączył się i wziął telefon nastolatki z nadzieją, że znajdzie w nim coś, co podpowie mu dokąd się wybrała. Wyjrzawszy za okno, zauważył błękit nieba, spokojne morze, a przede wszystkim sylwetkę dziewczyny do złudzenia przypominającej zaginioną córkę.

Wypadł na zewnątrz, jakby goniła go sfora zdziczałych ogarów. Wybiegł na plażę, łapczywie chwytając każdy oddech. W jego stanie sprint okazał się zbyt dużym wyzwaniem.

– DEIDRA!!! – wykrzyczał ostatkiem tchu i padł na kolana.

Dziewczyna jednak nie odwróciła się, może go ignorowała, a może złośliwy wiatr porwał jego głos i poniósł gdzieś w świat. Widział tylko jak córka, opatulona w nowy płaszcz, powoli wchodzi do wody, wpatrzona w horyzont.

***

Staruszka siedziała na ganku i w zadumie paliła fajkę. Wiatr zakołysał gałęziami

świerków.

– Deidra? – powiedziała nagle, nie wiadomo do kogo i wyjęła z kieszeni naszyjnik, który wymieniła wczoraj na płaszcz z foczej skóry. – Kolejna historia – wyszeptała i z uśmiechem przyłożyła wisior do policzka. – Chyba będziesz moją ulubioną… Tak długo czekałam na zakończenie…

Koniec

Komentarze

Kobieta ratuje mężczyznę by potem stać się jego niewolnicą i ofiarą przemocy zarazem. Powrót do morza, jako odzyskanie utraconej wolności i zemsta zarazem. Alkoholizm ojca i gdzieś tam tlący się wyraźnie incest dziecka / córki. 

 

Chyba, że czegoś nie zrozumiałem.

 

Tematy stare jak świat, niemalże oklepane, lecz podane w interesującym klimacie zielonej, lecz deszczowej wyspy, magii, legend.

 

Dobrze się czytało.

 

 

 

 

darbozek

O matko, gdzie Ty tam widziałeś incest o.O

 

EDIT:

Tzn, dzięki za wizytę i komentarz i w ogóle, ale zaskoczyłeś mnie tym, bo zupełnie nie miałam takiej intencji, zastanawiam się, gdzie to w tym tekście jest XD

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

 

 Tutaj:

 

“– A ten wisiorek na twojej szyi? – staruszka wskazała palcem srebrny naszyjnik, a Deidra mimowolnie dotknęła go czubkami palców. – To celtycki węzeł miłosny. Kto ci go dał?

– Dostałam go od taty…”

 

darbozek

No tak, ale zaraz potem jest: “– Wcześniej należał do mamy. Tata dał mi go, gdy zmarła.”

 

Może faktycznie tak to jest napisane, że może coś sugerować, ale jakoś nigdy wcześniej na to nie wpadłam XD Dlatego zawsze fajnie jest dostać jakiś nowy komentarz nawet do starego tekstu. Ile głów, tyle będzie wersji tekstu :) 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

No cóż, tak jak podoba mi się legenda o selkie, tak zupełnie nie kupuję pomysłu przeniesienia jej do współczesności. Jakoś nie przemówił do mnie ten ciąg wydarzeń sprzed lat, których finał zobaczyłam w ostatniej scenie.

 

trzy­ma­jąc w ręce pięk­ny ko­żuch z fo­czej skóry. ―> O ile mi wiadomo, kożuch to wyprawiona skóra owcza, nie focza.

 

Chcesz ten płaszcz? Po­sia­da pięk­ną hi­sto­rię… ―> Płaszcz nie może niczego posiadać.

Proponuję: Chcesz ten płaszcz? Wiąże się z nim piękna historia

 

Owi­nię­ta w cie­pły ko­żuch… ―> Płaszcz/ futerko z foki nie jest kożuchem.

 

Młoda dziew­czy­na za­czę­ła biec wzdłuż placu… ―> Dziewczyna jest młoda z definicji, poza tym wiemy, że bohaterka jest nastolatką, więc może wystarczy: Dziew­czy­na za­czę­ła biec wzdłuż placu

 

od­gar­nę­ła mu z głowy ko­smyk wło­sów. ―> Włosy rosną na głowie, jak więc można odgarnąć je z głowy?

A może miało być: …od­gar­nę­ła mu z twarzy/ z czoła/ z policzka ko­smyk wło­sów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A mnie wciągnęło… Lubię legendy i mitologię, lubię jak ktoś potrafi stworzyć magiczny klimat. Incestu córki i ojca nie zauważyłam… To normalne, że daje się córce wisiorek oo matce. Dobrze sobie wyobraziłam postaci i choć od początku jak przeczytałam sielkie domyślałam się jak to się zakończy to przyjemnie mi się czytało do końca. Dialogi spoko… Konkretne :) nie dziwię się, że opowiadanie zaszło daleko w konkursie:) Irlandia to w ogóle magiczne miejsce , a Wicklow mi się marzy :) 

N.S.N.P

Reg, dziękuję za wizytę i wyłapanie błędów. Jakoś dzisiaj na pewno je poprawię. Przykro mi, że pomysł na opowiadanie Ci się nie spodobał, ale rozumiem, że nie każdemu da się dogodzić. Żal tylko, że nie miałaś przyjemności z lektury.

 

Marto, dzięki bardzo za wizytę, cieszę się, że Ci się podobało. No z tym zaskoczeniem na koniec to wiem, że nie wyszło, bo już beta-czytelnicy zwrócili uwagę, że jakoś w połowie można odgadnąć, kto jest kim, ale sądziłam, że chociaż twist ze staruszką na koniec, będzie minimalnie zaskakujący. 

Irlandia właśnie z tych względów, o których piszesz, jest wysoko na liście miejsc, które bardzo chciałabym kiedyś odwiedzić. Na razie czerpię głównie z wyobraźni i znajomych legend. No, ale Szkocja już zaliczona, więc może kiedy skończy się pandemia, uda się także Irlandię odwiedzić :D

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Polecam rosebelle! Ja byłam w październiku na kilka dni w Killarney … Wspaniałe widoki i dużo miejsc do zwiedzania. A co do twistów, moim zdaniem w tym opowiadaniu nie musiało ich być… :)

N.S.N.P

 

Na początku kobieta ratuje mężczyznę.

 

Motyw typowy. Wiele kobiet pragnie zmienić / uratować swojego mężczyznę poprzez miłość i poświęcenie. Bardzo często ten mężczyzna jest nieodpowiedzialny, skłonny do ryzykownych czynów ( wypłynięcie w morze ) i nadużywający alkoholu ( oczywistość w tekście ).

 

Udaje się? Bardzo rzadko. Znacznie częściej kobieta z ratownika staje się ofiarą. Mężczyzna gwałtem zabiera kobiecie płaszcz i czyni w ten sposób z niej posłuszną kobietę, nawet szczęśliwą – pozornie, zabiera jej wolność, za którą jej prawdziwa natura tęskni. 

 

Jest to model opisywany w literaturze jako relacja sprawca – ofiara, gdzie ta ostatnia żyje zastępczym życiem, w swoich złudnych nadziejach i wyuczonej bezradności. Bardzo często w rodzinach alkoholowych. Ten model jest opisany w tym opowiadaniu. W mojej opinii.

 

Kobieta umiera. Pozostaje córka do złudzenia przypominająca matkę; prawie dorosła. Dostaje od ojca wisiorek po mamie, będący czymś co jest symbolem relacji miłosnej, prawie obrączką. Nie jest to równoznaczne z incestem ale pachnie na odległość.

 

Ja bym się zastanowił cz dałbym mojej córce coś takiego. Raczej nie.

 

Tym bardziej, że córka pełni wobec ojca rolę dorosłego dziecka. Zaprowadza go pijanego do łóżka, opiekuje się nim, przyjmuje przedwcześnie rolę dorosłej będąc de facto dzieckiem ( no: dziewczyną ) wreszcie uwalnia się od niego odnajdując swoją prawdziwą naturę; uwalnia się od toksycznej relacji z alkoholikiem.

 

Pachnie na odległość freudowskim kompleksem Elektry i / lub bardzo częstym w takich rodzinach wykorzystaniem seksualnym, a przynajmniej tego rodzaju nadużyciem, w którym dziecko zmuszane jest do zachowań charakterystycznych dla dorosłych.

 

To co teraz napisałem jest psychologiczną hermeneutyką tylko i wyłącznie.

 

Opowiadanie bardzo dobre – w mojej opinii – jest o uwalnianiu się kobiet z opresji stworzonej przez mężczyzn oraz odnajdywaniu swojej prawdziwej natury, która jest dla mężczyzn niezrozumiała, z innego świata, której się boją i często muszą użyć siły fizycznej, żeby ją okiełznać.

 

Ciekawie prezentuje się postać staruszki.

 

Terapeutka, która pomaga odzyskać dziewczynie wolność ( dojrzałość, samodzielność )?

 

Zabiera jej “miłosny” wisiorek ( uwalnia od toksycznej relacji z ojcem ) i daje nową skórę…

 

Hmm…

 

:)

 

 

 

 

 

darbozek

Bardzo fajna ta analiza, darbożku! Dziękuję Ci za nią. Miło mi się czytało ten komentarz i podoba mi się Twoja interpretacja :) Dużo trafnych obserwacji. Wyłoniłeś też z tekstu rzeczy, które znalazły się tam, choć pewnie nie do końca świadomie. Tak czy inaczej, miło się czyta takie komentarze i cieszę się, że uważasz opowiadanie za dobre. Choć nie ukrywam, że zdziwiłam się Twoją ponowną wizytą!

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Po pierwsze chciałem się wytłumaczyć z incestu ;) a po drugie jest w tym opowiadaniu coś intrygującego, co mi pozostało w głowie i chyba sam sobie chciałem to poukładać pisząc powyższy komentarz. :)

darbozek

Powrót do przeszłości :)

Fajnie, że wstawiłaś to opowiadanie, rosebelle. Miło było wrócić do tego tekstu, nadal ślicznego, jak i do naszych komentarzy. Moje uwagi to po prostu hit, nie wierzę, że to zaledwie dwa lata temu było XD No cóż, nie da się ukryć, że trochę pewności siebie mi przybyło.

Gratuluję publikacji w Silmarisie, bo przegapiłam :)

I klik klik.

www.facebook.com/mika.modrzynska

No, taki forumowy wehikuł czasu uruchomiłam :P

Twoje uwagi były bardzo pomocne!

Dzięki za powrót do przeszłości i tego obiecanego przed laty klika do biblioteki ;)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Hmmm, a to czytałam przecież, pamiętam, tylko już nie wiem gdzie – w którymś z sieciowych zinów chyba. Lubię teksty inspirowane mitologią i legendami. 

Było w Silmarisie! Fajnie, że czytałaś i zajrzałaś ponownie. Cieszę się, że lubisz takie teksty :) Ja też!

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Skądś znam ten tekst. ;-)

Babska logika rządzi!

Czytało mi się przyjemnie.

Myślę, że na etapie, kiedy stara kobieta dochodzi do wyjazdu młodzieńca z selkie, większość czytelników wie już, jaki będzie finał opowiadania. Dalej pozostaje im kontemplować różne drobiazgi.

Być może warto było jeszcze polawirować, zaskoczyć czytelnika jakimś zachowaniem bohaterów, dać nadzieję na happy end, zmylić tropy. A nie tak prosto do celu. Z drugiej strony nie narzekam, prostota też ma swój urok. Poza tym, tak czy inaczej, opłacało się czekać na epilog, który ładnie opowiadanie zamyka. 

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Fajnie, że znalazłeś czas i zajrzałeś, Jerohu. No, brak zaskoczenia jest wadą tego opowiadania, ale właściwie założenie było takie, żeby wykorzystać tę legendę o selkie,  która ma jakiś swój kanon i tylko minimalnie go przekształcić. Poza tym, konkurs na który powstał tekst ma ograniczenie 10 stron i nie sposób było bardziej namotać w fabule, nie zwiększając objętości. Niemniej, może kiedyś przerobię to opowiadanie na bardziej rozbudowane?

Jeszcze raz wielkie dzięki, że zajrzałeś i napisałeś komentarz <3

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Rose, wyszedł ci bardzo sympatyczny tekścik! Kojarzy mi się z książkami przeznaczonymi dla odbiorców w wieku nastoletnim, gdzie mamy bohaterkę w tymże przedziale wiekowym, magię, nawiązania do mitologii i jakąś ukrytą tajemnicę. Raczej nie moja bajka, ale czytało się przyjemnie.

Z usterek nie znalazłam większych rzeczy, ale troszkę drażnił mnie headjumping. Przykład:

 

Zaczynasz narrację z perspektywy Deidry, wszystko ładnie i nagle bam! Pojawia się 

Drink mógł dobrze podziałać na przemarznięcie i nerwy, a córka powinna zaraz opamiętać się i wrócić do niego. Smarkula. Kochał ją, ale potrafiła być naprawdę nieznośna.

Co jest już perspektywą jej ojca. A następnie znów wracasz do głowy Deidry pisząc o jej uczuciu tęsknoty:

Deidra pociągnęła nosem i otarła z policzka łzy lub krople deszczu. Odwróciła się do sprzedawczyni i spojrzała na płaszcz. Bardzo szybko zatęskniła za ojcem i jego parasolką, ale była zbyt dumna i uparta, by pobiec za nim z przeprosinami.

 

W tekście jest tego więcej, to jeden z przykładów. Na przyszłość lepiej tego unikać :)

 

Ogólnie opowiadanie ma swój urok – gratuluję publikacji :)

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

A z tym headjumpingiem to ostatnio była cała dyskusja na SB, a potem w hydeparku. Czy robić, czy nie robić. Zasadniczo chyba wniosek był taki, że o ile jednych czytelników to drażni, to innym nie przeszkadza i w sumie różne rozwiązania wybierają różni autorzy. Tutaj chciałam mimo wszystko oddać perspektywy zarówno ojca, jak i dziewczyny, więc headjumping był konieczny, ale wiem, że w tak krótkich fragmentach tekstu raczej nie działa to zbyt dobrze. 

Dzięki za wizytę i komentarz! <3

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Rose, ja należę do starej szkoły, która nie uznaje headjumpingu, albo go dopuszcza tylko w osobnych fragmentach. Trzy akapity to jednak dla mnie za wiele. 

Tak czy siak zgłosiłam tekst do biblioteki, mam nadzieję, że szybko trafi :)

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Jasne, rozumiem i absolutnie przyjmuję. Teraz, mam nadzieję, mam większą świadomość tego, kiedy to robię i że to jest złe. 

Dzięki wielkie za posłanie tekstu do biblioteki, jest bliski mojemu sercu i miło mi, że tam trafił :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

A ja akurat nie mam nic przeciwko takim rozwiązaniom, jeśli są wplecione zgrabnie w resztę. Z tego opowadania nie zapamiętałam jakichś potknięć w tym względzie, więc znaczy to, że jak dla mnie było OK. 

Czytałam to już, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

@Beatrycze_Nowicka – no właśnie i ja potem mam problem ze zdecydowaniem, kiedy jest dobrze, a kiedy źle. 

@Anet – to nie to samo, co Twoje legendarne “Fajne”, ale i tak się cieszę, że zawitałaś i że tekst Ci się podobał. No i że czytałaś go wcześniej!

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Dobra, klimatyczna opowieść, mocno nasączona słoną poetyką morskich legend. Dobrze to wszystko napisane, udało Ci się stworzyć odpowiedni nastrój bez bawienia się w poetycko-baśniową stylizację, a to niełatwe. Kilka bardzo ładnych zdań jest jak kolorowe muszelki na błyszczącym, srebrnym piasku Twojego tekstu. I to wystarczy, zbytnie przepoetyzowanie stylu raczej by mu zaszkodziło. 

Z pierdółek:

Dwa albo trzy razy piszesz o Deidre "młoda dziewczyna". Niepotrzebnie, bo to brzmi sztucznie. Wiemy, że jest młoda i nie trzeba tego podkreślać. Sprawia wrażenie, jakbyś za wszelką cenę starała się uniknąć jakiegoś powtórzenia. 

Z kręcenia nosem:

Wydaje mi się, że zaistniał tu fabularny skrót, zapewne ze względu na limit. Szybko przeskakujesz od opowieści sprzedawczyni do puenty, co rodzi pytania. Deidre jest potomkinią selkie. Ale czy córką? Jeśli tak, to Aidan jest tym śmiałkiem, który porwał selkie. Nie poznał więc sprzedawczyni? Nie widział jej? Nie wiedział o działaniu futra? Zostawił córkę samą w centrum magii, która mogła mu odebrać dziewczynę? 

A może Deidre to wnuczka selkie z opowieści staruszki. To tłumaczyłoby fakt, że Aidan nie wiedział co jest grane. Zatem czy "selkowatość" tak łatwo przechodzi z pokolenia na pokolenie? 

Zabrakło mi też napięcia i jakiejś wewnętrznej walki u Deidre po tym, jak usłyszała zew morza. Znała przecież tylko swoją ludzką naturę, dlaczego więc natura owa tak szybko poddała się foczej? Futro – widok morza za oknem – chlup. Za szybko i za łatwo. 

Oczywiście nie są to poważne zarzuty, jeno spostrzeżenie, że gdyby nie limit, tekst mógłby być lepiej dopracowany fabularnie, bez szkody dla nastroju. 

Z nieistotnego czepialstwa:

Wnosząc z długości sceny, opowieść sprzedawczyni i całe spotkanie przy straganie trwało jakieś kilkanaście minut. Zresztą deszcz, wiatr i ruchliwe targowisko to niezbyt sprzyjające okoliczności do snucia i wysłuchiwania długich historii. Zatem, żeby Aidan w tym czasie znalazł się w opisanym przez Ciebie stanie, musiałby niemal z biegu wychylić całą butelkę whiskey, co w warunkach irlandzkiego baru jest w zasadzie niewykonalne. 

Cóż, pewnie znowu jakieś skróty fabularne :-) 

Ale dość czepiania się, bo tekst jest naprawdę dobry. Świetna robota. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Thargone, dzięki wielkie za wizytę i rozbudowany komentarz. 

Oczywiście masz rację, co do tych skrótów. W zamyśle Deidra miała być córką, a Aidan śmiałkiem, który zniewolił selkie. Staruchę poznał, ale nie sądził, że Deidra może ulec magii, bo właśnie była córką, nie selkie czystej krwi. Poza tym sądził, że jak ją zostawi, to ona się przestraszy i zaraz popędzi do niego, a potem wpadł w objęcia barmana i jego whiskey no i… wiadomo, jak się reszta potoczyła. Wiem, że z tym upiciem trochę za szybko poszło, ale… Cóż, znowu był to skrót.

Zgadzam się, że rozbudowanie mogłoby tekstowi dobrze zrobić, ale raczej się za to nie zabiorę, bo nie lubię dłubać w starych tekstach. Wolę tworzyć nowe, lepsze rzeczy. 

Cieszę się, że jednak miałeś przyjemność z lektury i miło, że zawitałeś :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Właściwie większość z tego, co mi się przed oczami pojawiało, napisał już Darbozek, więc nie będę powtarzać. Choć przy takiej interpretacji trochę nie gra mi postać ojca. Za łatwo uległ córce, tak w przypadku wyjazdu do Irlandii, jak i zostawienia jej ze staruszką. Byłby bardziej zaborczy. Córka, podobnie jak wcześniej żona, byłaby jego własnością, raczej przedmiotem niż podmiotem.

I coś za łatwo dziewczyna plusnęła do wody. Pozbywając się wisiorka zerwała emocjonalną więź z ojcem, a płaszcz umożliwił jej poznanie prawdziwej natury matki. To powinno jej dać siłę poszukania własnej drogi życiowej. Miała więcej możliwości niż tylko wybór między tatusiem a morzem. I w tym punkcie się z Dabrozkiem nie zgadzam. Staruszka nie była terapeutką, nie była kimś, kto chce dobra bohaterki.

Dobra, dość marudzenia, ładnie napisane, ciekawy pomysł, podobało mi się, choć rozbudowa opku by nie zaszkodziła :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, dzięki za komentarz i wizytę :)

 

Jeśli chodzi o Twoją interpretację, to cóż, podobnie jak analiza darbożka, jakkolwiek ciekawa, ale niekoniecznie zgodna z założeniami tekstu. Może to mój błąd jako autora, bo coś źle zrobiłam, ale jeśli chodzi o ojca to: Aidan naprawdę zakochał się w swojej żonie, nie była dla niego przedmiotem. Była to jednak miłość magiczna, więc nie potrafił jej się oprzeć i aktem przemocy zdobył ukochaną. Nie był z tego dumny, czemu dałam chyba wyraz w opisie jego zachowania, gdy przekazywał płaszcz starusze. Nie wiedział jak inaczej zdobyć dziewczynę, a miłość była jak jątrząca się rana. Nie rozumiem dlaczego miałby traktować córkę jak przedmiot. Zresztą wspomniane jest w tekście, że na wyjazd do Irlandii wcale nie przystał tak od razu. Generalnie nie starałam się go kreować na “złego człowieka”. Raczej takiego, który mam problem z opieraniem się pragnieniom, popędliwego – alkohol i brutalne pojmanie selkie są tego wyrazem. 

Jeśli zaś chodzi o udanie się w stronę morza – znów w grę wchodzi magia. Bycie selkie nie jest “wyborem” tylko naturą. Z chwilą przybrania płaszcza ta natura się objawiła, tak jak ubjawia się u selkie zawsze w legendach. Jeśli spojrzeć na romanse z selkie w roli głównej, zazwyczaj dziewczyna, która zostaje żoną kocha swojego męża, ale odzyskując płaszcz MUSI wrócić do wody. Nie potrafi oprzeć się jej wezwaniu. Tak było z Deidrą. Choć ona była córką dwóch światów, więc teoretycznie można by to jakoś rozbudować, pokazać jakieś rozdarcie. Ale konkursowy limit to 10 stron, więc nie było już na to miejsca. 

Staruszka była wiedźmą. XD Duh. Kiedy pisałam ten tekst miałam mega fazę na wiedźmy i praktycznie wszystko co pisałam w jakiś sposób zawierało taką bohaterkę. 

Dla jasności, nie kłócę się z Twoimi obserwacjami, tylko wykładam swój punkt widzenia, przedstawiam, co ja miałam w głowie, pisząc ten tekst, ale nie kwestionuję, że w odbiorze może być interpretowane inaczej – być może nie dość jasno napisałam niektóre rzeczy. 

 

Jeszcze raz, dziękuję za poświęcenie czasu na lekturę i rozbudowany komentarz :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Dobrze się czytało. Interesujące

 

Nowa Fantastyka