- Opowiadanie: Finkla - Żyli długo i szczęśliwie. Sequel Kopciuszka

Żyli długo i szczęśliwie. Sequel Kopciuszka

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Żyli długo i szczęśliwie. Sequel Kopciuszka

There is no such thing as a free lunch.

 

– Ale jak ja sobie poradzę na dworze? Jedna sprawa zrobić na wszystkich wrażenie podczas balu, ale żyć tam przez cały czas, to już druga kwestia! Na tej uczcie nic nie jadłam, bo bałam się, że wezmę nieodpowiedni widelczyk i wszyscy będą się ze mnie śmiali…

– Histeryzujesz, moja droga. Nie masz poważniejszych problemów? – odparła Dobra Wróżka, krytycznie oglądając plamkę na różdżce. – Jeśli to korniki, będę musiała zamówić sobie nową.

– Co mówiłaś, matko chrzestna?

– Nic, nic… Och, po prostu uczyń mnie swoją damą dworu, a we wszystkim ci pomogę. Nawet w wyborze sztućców.

– Jesteś kochana! – Dziewczyna rzuciła się ciotuni na szyję i uściskała z całego serca. – Co ja bym bez ciebie zrobiła!

 

***

 

W podróż wyruszyły razem, w doskonale znanej Kopciuszkowi poszóstnej karocy. Narzeczona księcia pierwszy raz jechała tą drogą za dnia, więc odchyliła firankę z różowego muślinu, wcale nie arystokratycznie rozpłaszczyła nosek na szybie i oglądała widoki. Nawet nie zauważyła, że Dobra Wróżka wyjęła z atłasowej sakiewki lusterko na rączce z kości słoniowej i słoiczek z maścią pachnącą różami, po czym zaczęła ją wmasowywać w twarz, cal przy calu.

Kiedy konie z łomotem przemknęły po zwodzonym moście, dama dworu rzekła do swojej podopiecznej:

– Zostań w karecie, jako przyszła żona księcia nie powinnaś zadawać się ze stajennymi i resztą pospólstwa. Ja wszystko załatwię.

– Och, dziękuję, Dobra Wróżko, że tak się o mnie troszczysz!

– Nie mów do mnie „Dobra Wróżko”. Jeszcze ktoś zacznie podejrzewać, że omotałaś księcia przy pomocy czarów, a wtedy spalą cię na stosie… – Kopciuszek pisnęła przerażona i zakryła twarz rękoma. – Tobie też wypadałoby przybrać nowe imię. „Kopciuszek” kojarzy się z brudem i sadzą… Wiem, zostaniesz Cinderellą.

Dziewczyna bez słowa pokiwała głową, a matka chrzestna rozkazała stangretowi podjechać pod drzwi do pałacu od lewej strony, aby to jej drzwiczki znalazły się przy krańcu czerwonego dywanu. Wysiadła i oznajmiła:

– Narzeczoną księcia bardzo zmęczyła podróż. Ja jestem pierwszą damą dworu Cinderelli i witam wszystkich serdecznie w jej imieniu. Proszę pokazać mi komnaty przeznaczone dla przyszłej księżnej.

Rozkaz natychmiast wykonano. Dobra Wróżka zlustrowała pomieszczenia. Zażądała odsunięcia łoża z baldachimem od okna, aby zapobiec przeciągom, a potem zasugerowała jeszcze wprowadzenie kilku pomniejszych zmian w umeblowaniu. Dopiero kiedy cała służba zebrana na powitanie przyszłej pani została zaangażowana w spełnianie poleceń, dama dworu wyprowadziła Kopciuszka na dziedziniec.

Owdowiałego starego księcia i jego następcę bardzo zaskoczyła bladość przyszłej synowej i żony. Bez trudu uwierzyli w jej wyczerpanie. Tak się zatroskali, że nawet bankiet powitalny przełożyli na następny dzień.

 

***

 

Nazajutrz Dobra Wróżka poprosiła o przyniesienie śniadania do komnat Kopciuszka. Potem trzy razy odsyłała ledwie napoczęte potrawy, twierdząc, że są niedogotowane, przesolone lub z nieświeżych produktów. Dopiero czwarta taca trafiła do książęcej narzeczonej.

Po posiłku nadeszła kolej na zapoznanie się z damami dworu. Wbiegły do sypialni rozszczebiotane jak stadko beztroskich ptasząt. Matka chrzestna natychmiast je uciszyła, aby nie doprowadziły wrażliwej Cinderelli do migreny. Kopciuszek właściwie nie miała nic przeciwko żartom i śmiechom, ale nie potrafiła uprzejmie zaprzeczyć Dobrej Wróżce więc zmilczała. Zresztą, nie wiedziała, czym jest owa tajemnicza „migrena”, lecz słowo brzmiało groźnie i dziewczyna wolała jej uniknąć.

– Panno Cinderello, cała służba nie może się doczekać, aż cię ujrzy. Ubierzemy cię, uczeszemy i zaprezentujemy wszystkim! – zaproponowała Sensilla, ciesząca się ogromnym autorytetem wśród przyjaciółek. Jej pomysły zazwyczaj okazywały się bardzo dobre.

– Och, przecież służba jest zajęta przygotowaniami do wieczornej biesiady! – zaprotestowała pierwsza dama. – Nie wypada przeszkadzać zajętym ludziom w pracy.

– Wobec tego może oprowadzimy pannę Cinderellę po zamku? – podsunęła Kuriozyta. – Jest tu tyle miejsc wartych poznania: portrety przodków ich wysokości, okna wież, z których można oglądać najpiękniejsze widoki, rzeźby z pachnącego drewna i marmuru w różnych kolorach, biblioteka, konie wierzchowe księcia… Co pannę najbardziej interesuje?

– Ja…

– Zacznijmy od poznania komnat Cinderelli – zadecydowała Dobra Wróżka. – To najpilniejsza sprawa.

Obejrzały więc przydzielone przyszłej księżnej pokoje, najmocniej koncentrując się na garderobie pełnej rozmaitych sukien. Kopciuszek wybrała sobie jedną – zieloną jak młode listki brzozy ze wstawkami z seledynowego jedwabiu widocznymi w rozcięciach bufek i rzędem kokardek z przodu. Zmniejszające się ozdóbki pięknie podkreślały talię młodziutkiej dziewczyny. Dwórki pomogły się jej ubrać, zawiązały liczne tasiemki i tak długo coś poprawiały, marszczyły, fastrygowały, aż były usatysfakcjonowane z efektu. Wtedy posadziły Cinderellę przed lustrem i zabrały się do czesania jej długich jasnych włosów.

– Powinnyśmy zebrać włosy w kok, niezupełnie z tyłu, tylko trochę wyżej – orzekła Pulchrida, śliczne dziewczę z dołeczkami na buzi i sylwetką wprawiającą w drżenie niejedno męskie serce. – O, tutaj. – Chwyciła gładkie kosmyki i przytrzymała je dwa cale za czubkiem głowy. – To nada twarzy idealny kształt i podkreśli promienne oczy naszej Cinderelli.

– Nie, nie, nie! – krzyknęła Dobra Wróżka z przerażeniem. – Koki są niemodne! Teraz na dworze cesarskim nosi się włosy upięte w falę nad czołem.

– Ale oczy! – jęknęła Pulchrida. – Żal chować w cieniu tak piękne zwierciadła czystej duszy.

– Czyżby na dworze książęcym brakowało świateł? Na pewno macie tu chociażby lampki oliwne. Chyba nie chcemy, żeby Cinderella wyglądała jak zacofana chamka z głębokiej prowincji?

To przesądziło sprawę.

Południowy posiłek damy spożyły we własnym gronie. Kopciuszek miała przy tym nieco kłopotów, bo zamierzała naśladować własne dwórki, lecz im nie wypadało zacząć przed panią. Z trudem przekonała dziewczęta, aby jadły, nim ostygnie, podczas gdy ona wysączy kilka łyków wina dla lepszego trawienia. Tylko ciotunia nie przejmowała się niczym i pochłaniała smakowite potrawy. Cinderella wątpiła jednak, czy to dobra osoba do naśladowania, bowiem matka chrzestna mlaskała wniebogłosy.

Po obiedzie kontynuowały rozmowę. Prym wiodły Sulcycja i Malizela. Na wyścigi wymieniały rozmaite wady dworzan i urzędników; kto zezowaty, kto przekupny, kto nie dochowuje wierności żonie lub mężowi… Inne dziewczęta również dorzucały jakąś soczystą ploteczkę, powtarzały stare anegdotki: o trenie sukni uwalanym końskim łajnem, o przejęzyczeniu medyka, który chciał powiedzieć, iż nieboszczka księżna pani miała cztery pudy wagi, ale rzekł coś o czterech dupach, o wstydliwej chorobie giermka, tego z czarnymi włosami i skąpym wąsikiem… Tylko Sensilla nie brała udziału w konwersacji – usiadła w kąciku, wyjęła swoje pudełeczko z robótkami ręcznymi i zajęła się haftowaniem.

Wreszcie nadszedł czas, aby szykować się do bankietu. Dwórki rzuciły się do wybierania najodpowiedniejszej sukni dla narzeczonej, ale Dobra Wróżka wygoniła dziewczęta, twierdząc, że one również muszą się przebrać, a pierwsza dama i Cinderella doskonale poradzą sobie we dwie.

– I jak ci się podobają twoje towarzyszki, Kopciuszku?

– Bardzo miłe i urocze.

– Tjaaa, tylko ta Sensilla jakaś taka gburowata, w ogóle z nami nie rozmawiała… Na twoim miejscu oddaliłabym ją jak najszybciej – zasugerowała starsza kobieta, poprawiając mankiety długiej sukni.

– Tak sądzisz, matko chrzestna?

Podczas kolejnego przeglądu garderoby Dobra Wróżka natknęła się na prostą, białą szatkę – krótką, raptem do połowy łydki, z dużym dekoltem obszytym perełkami. Aż zacmokała z zadowolenia.

– Mmmm… Dopilnuj, żeby twój książę cię w tym zobaczył! Przekonasz się, że oszaleje z zachwytu! Ale teraz załóż to. – Zdjęła ze stojaka ciężką suknię z granatowego aksamitu haftowanego złotą nicią. – Koafiurę masz gotową, nawet nic nie trzeba poprawiać. Dasz sobie radę z ubieraniem, prawda? Zasznuruję ci mocniej gorset i pobiegnę. W moim wieku, aby wyszykować się do balu, już nie wystarczy założyć atłasy i się uśmiechnąć…

Wkrótce Kopciuszek została sama w pięknych komnatach. Nie podobała jej się suknia wybrana przez pierwszą damę. W bardzo podobnej, choć oczywiście nie tak bogatej, pochowano ukochaną mateczkę dziewczyny. Od tego czasu granatowy kojarzył się biedactwu ze śmiercią, duszącym zapachem pogrzebowych kwiatów, chłodem kaplicy i gorącym woskiem kapiącym na dłonie. Na pewno nie z radością i powitalnym bankietem. Po namyśle zdecydowała się na skromną sukienkę, którą przed chwilą pochwaliła chrzestna.

Kiedy odrobinę spóźniona książęca narzeczona wkroczyła do sali biesiadnej, rozmowy umilkły, niektóre w pół słowa. Lokaj potknął się i wylał odrobinę wina na jakiegoś szlachcica w zielonych brokatach. Wszystkie twarze zwróciły się w stronę Kopciuszka. Na każdej malowało się zaskoczenie. Wybranka następcy tronu zdecydowanie wywarła wrażenie. Nikt obecny na bankiecie nie miał nigdy zapomnieć widoku przyszłej władczyni we frywolnej koszuli nocnej.

 

***

 

Winą za cały ten skandal obarczono Pulchridę. Jak mogła pozwolić, aby bielizna zaplątała się między suknie?!

Początkowo stary książę chciał oddalić dziewczynę z zamku, ale po interwencji Dobrej Wróżki poprzestał na zdegradowaniu damy do pokojówki dzierżącej pieczę nad pościelą i obrusami.

 

***

 

– Dobra Wróżko, martwię się.

– Ależ czym, złotko? – Ciotunia zacmokała z dezaprobatą. – Poślubiłaś księcia, po śmierci teścia, oby żył jak najdłużej, zostaniesz władczynią całego kraju… Powinnaś być najszczęśliwsza na świecie i wdzięczna losowi oraz mnie. Inne dziewczęta…

– Tak, tak… – Kopciuszek po wielekroć słyszała już tę śpiewkę. – Ale jestem taka sa… – Ugryzła się w język. Nie należało wspominać o samotności ani o braku towarzyszek do zwierzeń. Matka chrzestna, jak zawsze, odpowiedziałaby, że przecież pozostaje ona: pierwsza dama, zawsze gotowa do rozmów i zdolna do rozwiązania każdego problemu. – Ale nikt na dworze mnie nie lubi ani nie szanuje. Każdy plotkuje i naśmiewa się za moimi plecami.

– Zawiść, moje dziecko – westchnęła Dobra Wróżka. – Każda służąca, aż po ostatnią kuchtę, pragnęłaby znaleźć się na twoim miejscu, w łożu młodego księcia.

– Dobrze wiesz, że mamy oddzielne sypialnie, a szlachetny małżonek rzadko odwiedza moją. – Do pięknych oczu Cinderelli napłynęły gorzkie łzy. – Pierwsze pół roku… Och, wtedy czułam się wielbiona, utulana do snu delikatnymi pieszczotami, budzona słodkimi pocałunkami. A teraz… Książę nawet się nie uśmiecha, kiedy przechodzę obok.

– Ach! Rozumiem! – krzyknęła matka chrzestna. – Od spacerowania po ogrodach cera ci spierzchła i utraciła przyrodzoną świetlistość. Musisz bardziej dbać o siebie, moja droga, więcej czasu spędzać w komnatach, bezpiecznie skryta przed promieniami słonka. Pijesz ziółka, które ci przynoszę? Pozwalają zachować dziewczęcą sylwetkę i powab.

– Piję, piję… Ale ty chodzisz po ogrodach, po dziedzińcach i krużgankach, rozmawiasz z każdym, nawet z wojami wracającymi z łowów… I nic ci to nie szkodzi na krasę! Wyglądasz urodziwie niby moja młodsza siostra, a nie ukochana ciotuchna.

– Och, no dobrze, przekonałaś mnie. – Dobra Wróżka pogłaskała księżną po policzku. – Zacznę ci przynosić dodatkową porcję na wieczór.

Kopciuszkowi niezupełnie o to chodziło – jak pokazywało lustro, wyglądała całkiem ładnie – potrzebowała życzliwej duszy, która mogłaby zrozumieć problemy młodej żony. W końcu raz już zdołała oczarować księcia. Ale nie sposób było wytłumaczyć tego matce chrzestnej.

– Dziękuję, ciociu – westchnęła zrezygnowana.

– A myślę, że można coś zrobić, aby twój dwór cię pokochał. Przekaż mi część swoich dochodów z książęcej szkatuły, a ja zapłacę służbie w twoim imieniu. Kupię ci przyjaźń, miłość i szacunek.

– Uczyńmy tak, Dobra Wróżko.

 

***

 

Długi dzień rozsądzania sporów wśród ludu wreszcie dopełzł końca. Młody książę odciążał starzejącego się ojca, a żona musiała mu towarzyszyć w wysłuchiwaniu litanii żalów na temat podorywanych miedz i krów wchodzących w szkodę. Cinderella całymi godzinami marzyła, aby zamiast niej mogła tu tkwić kukła. Na pewno nikt nie zauważyłby różnicy. Wszyscy mieli jakieś zadania; kroczyli po sali audiencyjnej, wręczali księciu dokumenty, kłaniali się, wprowadzali zwaśnionych chłopów… Ruszali się. Tylko ona nie. Wielka pani zredukowana do wyglądania. Manekin na haftowaną perłami suknię i powierzchnia do rozsmarowania bielideł i różów. Oto rola każdej małżonki głowy państwa! Od dostojnego i nieruchomego siedzenia na tronie Kopciuszkowi zdrętwiał każdy kawałeczek ciała. Język przykleił się do wyschniętego podniebienia, na twarzy zastygł dobrotliwy uśmiech.

Komnata błyskawicznie opustoszała. Książę wybiegł pierwszy, znęcony skrawkiem miodowej sukni Pulchridy widocznym zza zamykających się za ostatnim wieśniakiem drzwi. Wróbelki w ślicznie przyciętych bukszpanowych żywopłotach ćwierkały, że mąż ma romans z piękną służką. Pewnie nie bez podstaw – który mężczyzna w kwiecie wieku zniósłby wstrzemięźliwość, jaka stała się udziałem Cinderelli?

Kopciuszek ostrożnie przywracała do życia zesztywniałe członki. Zaczęła od palców, potem nimi rozmasowała dłonie i ramiona, na końcu nogi. Wreszcie zdecydowała się wstać. Chwiejnie, ale z sukcesem. Spróbowała zawołać służbę, bezskutecznie – ścierpnięte gardło wydało z siebie tylko ciche chrypienie. Rozejrzała się – książę zostawił puchar z resztką niedopitego wina. Małżonka rzuciła się na kielich, aż zęby zadzwoniły o srebro.

O dziwo, dźwięk nie ustał po wysączeniu wina do ostatniej kropli i odstawieniu naczynia. To błazen w fikuśnej czapce wychylił się z wykuszu okiennego.

– Powinnaś bardziej uważać, pani.

– Ależ to wino księcia. Z pewnością nie jest zatrute!

– Kto tu mówi o winie? O tej wasza niefrasobliwa wysokość dowie się wszystkiego z aktu oskarżenia.

– Jakiego oskarżenia?! Nie jestem w nastroju na twoje dziwaczne kalambury!

– Trawki w ogrodzie szumią, że od waszej szczupłej wysokości cuchnie ohydną magią na milę…

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz! – zaprzeczyła księżna, czując, jak blednie pod warstwą pudrów i kremów. Czyżby ktoś dowiedział się o ziółkach na urodę parzonych przez Dobrą Wróżkę? Ale one wcale nie były magiczne, ciotuchna nie dałaby nic tak kompromitującego swojej podopiecznej.

– Jak sobie życzysz, wasza bezpłodna wysokość – odparł błazen, po czym skłonił się przesadnie nisko, aż dzwoneczki na czapce stuknęły o posadzkę, i wyszedł z komnaty, fikając po drodze dwa koziołki.

 

***

 

– Piękny naszyjnik, Kopciuszku. To prezent od księcia? – Dobra Wróżka z namaszczeniem rozczesywała włosy swej pani, lecz oczom pierwszej, a właściwie już jedynej, damy nic nie umykało.

– Tak. – Księżna pogładziła szmaragdowy wisiorek zdobiący dekolt. – Na rocznicę ślubu.

– Cenny. Wydaje mi się, że jego wartość wyrównałaby twój dług.

– Jaki dług?

– Skup się, dziewczyno! Głowę masz jak rzeszoto! Już setki razy tłumaczyłam ci, że za te kryształowe pantofelki musiałam zapłacić górę złota. Czy ty masz pojęcie, ile takie obuwie, a do tego robione na miarę, kosztuje?

Kopciuszek odpięła naszyjnik i położyła na intarsjowanym blacie toaletki. W milczeniu. Słowa uwięzły jej w gardle.

 

***

 

Jeden miesiąc gonił następny, lecz dni zamkowe wcale się nie zmieniały. Tylko widoki z okien komnat odzwierciedlały upływ czasu: do zieleni dołączyły żółcie i czerwienie, które potem stopniowo tonęły w brązach błota. Wreszcie wszystko pokrył całun bieli. A później zieleń znowu zatriumfowała nad bielą. I tak w kółko.

Na zamku działo się wiele, ale zazwyczaj wieści o wydarzeniach nie docierały do Kopciuszka. Och, dowiedziała się o ślubie teścia i Dobrej Wróżki. O tym szczęśliwym ożenku wrzeszczał każdy herold na targowisku, a Cinderellę oczywiście zaproszono na weselisko.

Wieść o ciąży matki chrzestnej została równie głośno podana do wiadomości publicznej.

Ale już zabrakło chętnych do wyjaśnienia, czyje dziecko rośnie w brzuchu Pulchridy. Jednak młody książę podążał wzrokiem za służką, ilekroć ją zoczył, a po jego wargach błąkał się wtedy nieśmiały uśmiech, jakim od dawna nie obdarzył prawowitej małżonki.

Aż wreszcie odmiana wdarła się w życie Cinderelli. Pewnego popołudnia, kiedy chciała wyjść z komnat na zwyczajowy spacer po ogrodzie, jej piersi, wciąż jeszcze jędrne i nie pobłogosławione pocałunkiem niemowlęcych usteczek, napotkały na drzewce halabardy.

– Cóż czynisz, zacny człeku? Pragnę wyjść do ogrodu.

– Przykro mi, pani. Książę rozkazał, aby wasza wysokość pozostała we własnych komnatach.

Nagły ból przeszył serce Kopciuszka, jakby broń strażnika w cudowny sposób przemieściła się o kilka cali. Nogi ugięły się pod Cinderellą, ale kobieta wsparła się o odrzwia i ustała.

– Który… książę? – wykrztusiła.

– Jego wysokość ojciec.

– Czy pozwolono mi przyjmować gości lub służbę?

– Nie wiem, pani. Poślę człowieka z pytaniem.

– Dziękuję. Jeśli odpowiedź okaże się ku naszej myśli, przyślij do mnie… – rozpaczliwie próbowała sobie przypomnieć choć jedną życzliwą osobę – kogokolwiek.

 

***

 

Nikt nie przyszedł.

Dopiero pod wieczór brzęcząca żelazem eskorta zjawiła się, aby zaprowadzić Kopciuszka do komnaty tronowej. Na sąd.

Gruby doradca, pocąc się i sapiąc, odczytywał akt oskarżenia. Cinderella długo nie potrafiła skoncentrować się na słowach dworaka. Komnata z tej perspektywy wyglądała całkowicie inaczej. Trony stały na podeście tak wysokim, że wyglancowane buty rodziny panującej znajdowały się ponad oczyma podsądnej. Jej własne siedzisko już zostało usunięte. Wyrok zapadł. Stary książę zajmował środkowe miejsce. Po lewej ręce miał syna, a po prawej małżonkę.

W końcu treść oskarżeń zaczęła docierać do Kopciuszka:

– …W sprawie szmaragdowego… ekhm! naszyjnika, podarunku od jego wysokości, ustalono, co następuje: uch, uch… Klejnot trafił do rąk… ekhm! zdrajców, którzy knuli przeciw ich wysokościom… – Po komnacie rozszedł się szmer oburzenia. – Łotry… uch… wydłubali szlachetne kamienie i spieniężyli je, a za pozyskane środki nabyli drogą kupna… ekhm! kusze, które planowali wykorzystać do ataku na pałac. Nie ustalono dokładnie, w jaki sposób jej wysokość Cinderella… uch, uch… porozumiała się z przeniewiercami, ale jej wina wydaje się niezaprzeczalna.

– Ale przecież…! – zaczęła Kopciuszek.

Dobra Wróżka nagle złapała się za pokaźny brzuch, jęknęła, zagłuszając protesty młodszej księżnej. Na niecierpliwy gest władcy strażnik szturchnął oskarżoną pałką.

– Milczeć! – syknął.

Doradca podjął czytanie:

– Wszystkie powyższe zarzuty bledną jednak… ekhm! wobec zbrodni parania się czarną magią.

Teraz już wszyscy zebrani ochali i achali bez skrępowania. Dobra Wróżka zarumieniła się i ukryła twarz za drgającym wachlarzem.

– Cisza! – wrzasnął dowódca straży, stukając halabardą w posadzkę.

Grubas kontynuował, dokładając do oskarżenia podwójną porcje kaszlnięć i westchnień:

– Kubek z resztką… ekhm, ekhm! ziół pijanych przez jej wysokość… uch, uch… posłano do do Gildii Magów. Ci… ekhm! stwierdzili ponad wszelką wątpliwość… Wszelką wątpliwość! – powtórzył dobitnie. – Iż dekokt nosi ślady… uch… czarnej magii. Czar ów miał… ekhm! zapobiegać poczęciu…

Dwie czy trzy damy zemdlały, dworacy rzucili się, aby je cucić. W całym tym zamieszaniu Kopciuszek dostrzegła tylko jedno: pełne bólu spojrzenie, które posłał jej ukochany małżonek. Jakże on musiał teraz nienawidzić kobiety, która jego zdaniem zniweczyła plany dynastyczne! Przed takimi zarzutami nawet książę nie mógłby obronić żony. Zresztą, nic nie wskazywało, że w ogóle chciałby.

Wyrok mógł zapaść tylko jeden. Na prośbę Dobrej Wróżki, twierdzącej, iż dym mógłby zaszkodzić upragnionemu dziecku, stos zmieniono na ścięcie. Kat ochoczo zapewnił, że o świcie wszystko będzie gotowe.

 

***

 

Malutka zimna komnatka na szczycie wieży i świadomość rychłej śmierci niewiarygodnie poprawiały jasność umysłu. Kopciuszek dopiero teraz widziała, ile błędów popełniła. Po pierwsze, w ogóle nie należało pchać się na ten nieszczęsny bal i mieszać do spraw dynastii panującej. A później… W każdej chwili mogła przerwać ten łańcuch. Ale nie – z posłusznie zamkniętymi oczyma, krok za krokiem zmierzała w stronę przepaści. Teraz już nie było dla niej ratunku. Ale jeszcze mogła ostrzec najdroższą osobę.

Zawołała do strażnika za grubymi, dębowymi drzwiami:

– Dobry człowieku, sprowadź tutaj mego małżonka!

– Nie mogę, wasza wysokość! Książę zakazał wszelkich rozmów.

No pewnie! Jeszcze rzuciłaby czar na następcę tronu. To nieco komplikowało sprawę.

– Wobec tego przynieś mi papier, pióra i inkaust! A potem zanieś list małżonkowi! Możesz to zrobić po mojej śmierci! Dam ci za tę przysługę kolczyki z perłami!

Wartownik przystał na propozycję.

 

***

 

Mój Kochany Mężu!

Nie proszę Cię o ratowanie mojego żywota. Zapewne na to już za późno. Chciałabym, abyś wiedział, iż nie splamiłam się zarzucanymi mi zbrodniami. Przysięgam na moją miłość mą nieśmiertelną duszę, że jestem niewinna.

Ale nie o tym chcę Ci napisać w tym ostatnim w życiu liście. Błagam Cię na wszystko, byś nie ufał macosze. To ona parzyła dla m kalała się okrutną magią, to ona doprowadziła do mojej śmierci. A teraz nie spocznie, póki jej bękart nie zostanie suwerenem, a to oznacza, że Twoje życie znalazło się w niebezpieczeństwie. Pamiętaj, że ta opętana żądzą władzy kobieta nie cofnie się przed niczym…

 

***

 

Po egzekucji wdowiec wrócił do swoich komnat na śniadanie. Na korytarzu z portretami przodków jeden z żołdaków dogonił go i wręczył list od wiedźmy. Następca tronu cisnął nieotwarte pismo do kominka. Nie zamierzał więcej dotykać niczego, co skalała ręka przeklętej po trzykroć czarownicy.

Wolał myśleć o przyszłości rodu. Gdyby poślubił Pulchridę przed rozwiązaniem, ich syn (a to musi być syn, czuł to) zostałby legalnym potomkiem z wszelkimi prawami do korony…

Koniec

Komentarze

Rany Boskie, Finkla! Antybajka?! I do bety mnie nie zaprosiłaś? Łamiesz mi serce. Nieładnie, oj, nieładnie.

Bo tekst, i owszem, bardzo ładny.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Dzięki, Emi. :-)

No, kajam się. Moje zaniedbanie było spowodowane wyłącznie przekonaniem, że nie masz na to czasu. :-)

Babska logika rządzi!

No tak, rano arabskie haremy, a wieczorem Disney… Zaraz mi się coś w głowie przewróci. A opowiadanie fajne, jak najbardziej. Jakoś od samego początku czułam, że załatwisz Kopciuszka na amen. Wciągająca lektura, świetny język. Jeśli chodzi o fabułę, to nie znalazłam tu nic świeżego. A główna bohaterka taka bezwolna, że nawet jej nie szkoda.

Tylko dlaczego cytat na początku tekstu po angielsku?

www.facebook.com/mika.modrzynska

Dzięki, Kam_mod. :-)

Oferujemy szerokie spektrum opowiadań, na każdą porę dnia i roku. ;-)

W fabule faktycznie – nie odkrywam Ameryki. Kolejna historyjka o źle ulokowanym zaufaniu i że z rodziną to najlepiej…

Cytat. Hmmm. Sama nie wiem, ale ja o nim zawsze myślę po angielsku. Polskie tłumaczenia mi jakoś nie leżą, nie mają tych bogatych konotacji. No i Pratchett nabijał się z tego też po angielsku.

Babska logika rządzi!

Na początek przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać :)

Znalezione obrazy dla zapytania meme traktować jak księżniczkę

Antybajka naprawdę fajna – zresztą uwielbiam dekonstrukcje. Jako tester zarabiam na życie udowadnianiem, że inni schrzanili robotę, toteż myślenie jak wyglądałoby w rzeczywistości sytuacje “bajkowe” z fantasy czy s-f są mi bardzo bliskie. Tutaj kreatywnie podeszłaś do tematu: zazdrość na dworze, oskarżenia o magię, kupowanie pieniędzmi lojalności – ciekawe sprawy, o których baśniopisarze coś nie chcą wspominać :)

Z postaci spodobała mi się (nie)Dobra Wróżka. Kopciuszek, zgodnie zapewne z Twoim planem, wyszła na nieporadną życiowo, więc ciężko mi do końca jej kibicować. Jedna sprawa – bękart księcia na jego słowo może przestać być bękartem. Wystarczy, ze go uzna za swego dziedzica. Dlatego czas urodzenia nie powinien mieć znaczenia. Raczej powinien powziąć myśl, by jak najszybciej ogłosić stosowną decyzję.

Aha, no i po co tan angielszczyzna na początku?

Podsumowując: kreatywna dekonstrukcja znanej baśni. Może nic wielkiego, ale grzmotnęło na niebie.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki, NoWhereMan. :-)

Bardzo fajny obrazek. Doskonała ilustracja losu księżniczek. :-)

W bajkach jest mnóstwo lukru i pomijania niewygodnych faktów czy implikacji.

Wróżka Ci się spodobała? Ech, jednak mężczyźni lubią zołzy i nic się nie da z tym zrobić. ;-)

Kopciuszek. Cóż, pierwowzór nie grzeszył przebojowością. I ten bajkowy, i ten realowy, który zainspirował mnie do napisania opowiadanka.

Bękart księcia. No, nie jestem pewna. Zdaje się, że niejeden władca nieślubnych dzieci miał multum, ale z następcą tronu spory problem (Henryk VIII?). Na pewno taki bękart uznany na słowo będzie miał słabszą pozycję w starciu ze stryjkiem czy młodszym bratem z legalnego związku. Szybki ślub, bo ciasto już rośnie w piekarniku, może ułatwić dzieciakowi życie. Albo popchnie kraj do wojny…

Angielszczyznę już wyjaśniałam Kam_mod.

Fajnie, że coś błysnęło. :-)

Babska logika rządzi!

Większość problemów z bękartami brała się z faktu, że ich matkami były pokojówki, piekarki czy szwaczki, zaś prawowitymi żonami władcy – siostry lub córki królów albo ważnych notabli, najczęściej gotowych wojskiem egzekwować prawa siostrzeńca/wnuka do zasiadania na tronie :) Pozycja bękarta uprawomocnionego słowem też nie była aż tak słaba – raczej spotykały go kpiny, ale i one ustałyby w momencie, w którym poparłby walkę o dziedzictwo siłą armii. A bez takowej to nawet legalnemu synowi nic by nie pomogło w walce z rodziną o tron.

Tak, od oręża wiele w tamtym świecie zależało. Toteż książę może nawet powinien się zastanowić nie nad ślubem, ale jak przekonać nieprzekonanych. Może nawet posunąć się do nadziania ich głów na piki i wystawienia na murach.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

“W drogę wyruszały razem, w doskonale znanej Kopciuszkowi poszóstnej karocy. Narzeczona księcia pierwszy raz jechała tą drogą za dnia, więc odchyliła firankę z różowego muślinu, wcale nie arystokratycznie rozpłaszczyła nosek na szybie i oglądała uciekające w tył widoki.”

Lepiej byłoby tym traktem, tym gościńcem…

“Kiedy konie z turkotem przemknęły po zwodzonym moście, dama dworu rzekła do swojej podopiecznej:…”

A ja zawsze myślałem, że to koła turkoczą. I chyba gdy, a nie kiedy.

Czytam, czytam, no i widzę, że elspozycja wstępna fabuły jest zdecydowania za długa. Tekst jest trochę zamulony.

Pozdrówka.

OK, przemawia do mnie Twój argument. Wiadomo, że papież nie chciał dać rozwodu Katarzynie Aragońskiej, żeby nie podpaść Hiszpanom…

No cóż, mój książę problemu z rodziną Kopciuszka raczej by nie miał. Ani z poślubieniem pokojówki, skoro już raz chajtnął się z nieznajomą… Parę głów na piki można nadziać. Ale przecież nie odpicowany łeb macochy. ;-)

Babska logika rządzi!

Dziękuję, Roger. :-)

Coś z nadmiarem dróg zaraz zrobię. Z końskim turkotem też. Kiedy wydaje mi się całkiem uzasadnione, więc zostawię.

Ekspozycja i zamulenie też raczej zostaną.

Babska logika rządzi!

Ale to smutne. Każde dobro musi zostać ukarane. Z drugiej strony – strasznie mizoginiczny tekst. Same wredne baby (te o których da się coś powiedzieć, bo reszta to tło). Ale znając kobiety – niemożliwe w takim kształcie ;). Któraś dwórka by na pewno podsłuchała i doniosła gdzie trzeba. Nie mówiąc o tym, że na wyścigi rzuciłyby się do Kopciuszkowego pucharu z magicznym napojem. Hulaj dusza, piekła nie ma – jakież to cenne na dworze:)!

Mam kilka uwag. Raczej estetycznych niż merytorycznych, ale może się przydadzą:

– “konie z turkotem przemknęły po zwodzonym moście” – postęp zawitał? Konie na kołach?;

– “doprowadziły do migreny u wrażliwej Cinderelli” – tu właśnie ma wrażenie (tylko), że “u” jest zbędne;

– “kosmyki na (…) górze potylicy” – ta potylica mi tu zgrzyta – Kopciuszek nie jest na wizycie u neurochirurga, tylko fryzurę poprawia; może “na czubku ślicznej główki” albo coś?;

– “szytą perłami”  – znam wyrażenie “szytą grubymi nićmi”, co wskazuje, że nić służy do łączenia różnych kawałków; perły się do tego nie nadają; “naszywaną” raczej?;

– “warstwą malowideł” – “malowidło” oznacza tylko obraz – wiem, że chciałaś użyć słowa typu “tapeciara” w realiach średniowiecznych, ale “malowideł”? Był kiedyś skecz o “freskach”, ale to też chyba nie to.

Parę takich moich mikrych uwag, o które kopii kruszył nie będę :).

Aha, i nie wiem dokładnie jak jest z interpunkcją, ale mnie przeszkadza, że po każdym chrząknięciu doradcy “ekhm” pojawia się wielka litera. Jakoś mi to zaburza sens wypowiedzi doradcy. Bo przecież on nie zaczyna nowej wypowiedzi, tylko sobie chrząka. Coś jak “yyyy”, po którym się chyba nie daje wielkiej litery?

W każdym razie – kawał dobrej, pesymistycznej, smutnej literatury. Akurat na jesień.

 

I na koniec – ta Dobra Wróżka to niedobra kobieta była!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nie, nie, nie, protestuję! To nie tak się skończyło. Wiem, bo już dawno napisałam, jak to się skończyło i na pewno nie tak. Tak skończyła Śpiąca Królewna, nie Kopciuszek, wszystko Ci się, Finklo, pomyliło. ;)

 

A serio – bardzo lubię takie antybajki. Zwiodłaś mnie żartobliwym tonem, fajnie, że finał okazał się taki, jak w antybajkach lubię. 

Podobało się.

Finklo, znowu mnie zaskakujesz. Bajka? U Ciebie?

No, pomijając zaskoczenie osobą autora, napiszę, że przeczytałam jak zwykle z przyjemnością. Szkoda mi biednego Kopciuszka, ale już księcia nie żałuję.  

Za Ochą dokładam klika.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję nowym Czytelnikom. :-)

 

Staruchu, nie zgadzam się z tezą, jakobym twierdziła, że “każde dobro musi zostać ukarane”. Czy Kopciuszek jest dobra? Raczej bezwolna mamaja, która boi się samodzielnie pomyśleć i tylko czeka, aż ktoś rozwiąże jej problemy. Księcia z bajki już w ten sposób złapała… ;-) A ja czasami sądzę, że głupota powinna być karalna.

Czy mizoginiczny? Hmmm. Możliwe, ale tak naprawdę to wredna jest tylko jedna baba. Dla niepoznaki – ta nazywająca siebie “dobrą”. ;-) Ale co potrafi napsuć…

Czy sprawa z ziółkami szybko by się wydała? Możliwe. Ale u mnie tak się nie stało, bo to by rozwaliło historię. A może i któraś te ziółka potajemnie spijała. Ale w przypadku panienek – skutki nikomu nie przeszkadzały. A prawdziwa natura naparu wyszła na jaw dopiero na końcu i nie było szans, żeby to podsłuchać, bo Wróżka nikomu nie opowiadała.

Turkot już usunięty. “U” wywalę, nie jestem do niego przywiązana. Potylica… Nie mam lepszego pomysłu na jej zastąpienie, bo czubek głowy to jednak inne miejsce. A “na górze tyłu ślicznej główki” brzmi okropnie. Z malowidłami coś zrobię. Z dużymi literami chyba też.

Ano racja, niedobra. Ale co jej zrobisz? Dasz radę wyrwać tego chwasta? ;-)

 

Ocho, bardzo możliwe, że pomieszałam bajki. Ale do moich niecnych celów akurat lepiej nadawał się Kopciuszek. ;-)

Miło, że finał jak lubisz, nie mdły… ;-)

Babska logika rządzi!

Dziękuję, Bemik. :-)

Nie no, antybajki mi się zdarzają. Z takimi prawdziwymi jakby gorzej. Poza tym – czy mogłam pominąć okazję, aby popsuć takie znane romansidło? ;-)

Książę… Dla mnie jest postacią niejednoznaczną. Fakt, szybko się zakochał w Kopciuszku, szybko odkochał, kiedy się okazało, że prosta kobieta z ludu potrafi narobić obciachu. Ale z drugiej strony – miał dynastię i musiał dbać o jej interesy, a tu taki zonk.

Babska logika rządzi!

Finklo, czy mogę bezczelnie wkleić u Ciebie linki do moich antybajek? Czyli Kopciuszka i Śpiącej Królewny?

A wklej sobie. :-)

Ale uprzedzam, że po osiągnięciu pewnego poziomu komentarzy (a jestem na dobrej drodze) nikt nie czyta wszystkich.

Babska logika rządzi!

Finklo – Kopciuszek zawsze kojarzyła mi się z tą dobrą. Złe to były przybrane siostry.

Niemizoginiczny? Trzy wyraźniejsze postacie kobiece: harpia (Wróżka), żmija (Pulchrida) i szara myszka (Kopciuszek). Pozytywnych kobiet – zero!

I jeszcze mi się tak myśl nasunęła –  co ta Pulchrida jeszcze tam robi? Jak jej tylko brzuch urósł, Chrzestna Matka zaraz ją powinna wygnać za obrazę majestatu i marnotrawstwo nasienia księcia. I problem bękarta z głowy :). A księciu ziółka jak dla Kopciuszka – i wszyscy szczęśliwi (a najbardziej dwórki).

A co z tym chwastem? Hmmmm, na takie chwasty zabójczo działają tylko teściowe, ale tu, zdaje się, brak ;).

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A wiem, Finklo. Ale co tam. Może ktoś zajrzy, a jak nie, to też dobrze. Dzięki. :)

 

Kopciuszek

Śpiąca Królewna

 

Niezbyt śmieszne. :)

No, w porównaniu z siostrami, to owszem, Kopciuszek jest tą dobrą. Ale i jej matka chrzestna też. ;-)

Pulchrida jest po prostu zwyczajną dwórką. Bardzo ładną i niewinnie zdegradowaną do pozycji, która wręcz zachęca do kręcenia się przy łóżku księcia. Nie nazwałabym jej żmiją. Że romansuje z żonatym facetem? No, na dworach panujących to chyba bardzo popularny proceder był. Książę nie mógł mieć legalnego haremu, ale w chęciach wcale nie gorszy od sułtana. Kasy nie brak…

A pozytywni faceci są? Ot, urok antybajki… ;-)

No, teściowej Dobrej Wróżki to na zamku już chyba od dawna nie ma…

Babska logika rządzi!

Cóż za cudowna profanacja!

 

Dziękuję, Kiejstucie. :-)

Miło, że się profanacja spodobała.

Babska logika rządzi!

Finkla, jak zwykle bardzo udany tekst. Przeczytalam z przyjemnoscia, szczegolnie, ze lubie antybajki :)

Dziękuję, Katiu. :-)

No cóż, ten rodzaj zakończenia mógł Ci przypaść do gustu… ;-) Cieszę się, że zadziałało.

Babska logika rządzi!

Oj, Finkla, dzisiaj rzeczywicie mógl… Dawno mi jeszcze tak wszystko pod gorke nie szlo :( Maszyny niby nie ludzie I na zlosc nie robia… ale… No nic…

Milej nocy :)

Podobało mi się. 

Kopciuszek to bardzo ciekawa bajka, jeśli się ją dobrze zinterpretuje. Gruba impreza była, książę aż zapomniał jak wyglądała jego wybranka, a i ona zaszalała. Żeby buty gubić, to trzeba nieźle zabalować. ;)

Chociaż mamy motyw fantastyczny, świat przedstawiony jest realny. Wielkim plusem jest obraz dworu. Dobra wróżka też mnie przekonała.

Naprawdę, świetnie Ci to wyszło. :) 

Kopuciuszek, to chyba jedna z głupszych bajek. Nigdy, nawet za dzieciaka, nie przemawiał do mnie ten pomysł z bieganiem po mieście z butem. Jak podrosłem, doszły wątpliwości, po co księciu taka żona? Ani to co umie, ani majątku, ani znaczenia politycznego.

Ot, taka bajka dla głupich panienek.

Kiedyś też myślałem o opowiadaniu. W mojej wersji książę po kilku nocach by się znudził i wysłał pannę “na wieś”, a sam poszukał jakiegoś związku dynastycznego.

Do poczytania (styl jak zwykle świetny!), ale zgodzę się z Rogerem, że długo się rozkręca. Po kilku pierwszych tekstach wróżki wiadomo do czego to wszytko zmierza.

Pozdro! :)

 

 

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Szkoda, że zwrot “konie turkotały” zostaje, bo zdanie wyszło po prostu śmiesznie, i to bardzo.

Link → http://doroszewski.pwn.pl/haslo/turkota%C4%87/

Oczywiście, można założyć całkiem fantastycznie, że konie, zamiast kopyt, miały koła z obręczami.

Pozdrówka.

Czy konie mnie słyszą? :D

(Nie mogłem się powstrzymać, aczkolwiek – turkot już poprawiony)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziękuję wszystkim. :-)

 

Katiu, życzę, żeby wszystko jak najszybciej zaczęło się prostować i poszło z górki.

 

Rossso, fajnie, że Ci się spodobało.

Niezłe spojrzenie na bajkę. Właściwie, to nie pamiętam, co tam ona miała mówić w interpretacji psychoanalityków. Ale jeszcze zależy, jakie buty. Klapki bardzo łatwo. ;-)

 

Zalth, Twoja wersja też mogłaby wyjść ciekawie. No i faktycznie trudno zrozumieć księcia. Fetyszysta, czy jak? No, może za długo się rozkręca, ale już nie będę ciąć. Poszło.

 

Roger, ale przecież turkot zniknął już wczoraj.

 

Staruch, konie łby pospuszczały, ale rżą pod wąsem. ;-)

Babska logika rządzi!

Konie? Pod wąsem? To zdaje się znacznie bardziej bajkowy świat niż przypuszczałem :).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A one nie były zaczarowanymi szczurami? ;-)

Babska logika rządzi!

Bardzo dobrze, że zdanie zostało zmienione, chociaż łomot jeszcze nie do końca pasuje. Z stukotem podków, tętniąc podkowami/kopytami, brzmiało jednak chyba lepiej. No, ale ten nieszczęsny turkot kopyt na szczęście zniknął.

Pozdrówka.

Jeszcze myślałam nad łoskotem.

Babska logika rządzi!

Bez słowa. Te uwięzły jej w gardle.

Słowo – liczba pojedyncza, te – liczba mnoga. Jakoś zręczniej by było chyba w jedną, albo w drugą stronę.

Bardzo, hm… prawidłowe to opowiadanie. W sensie – to jest chyba w ogóle mój ulubiony gatunek literatury, jeśli to w ogóle jest gatunek: opowiadanie historii na nowo. I w tym “gatunku” to powyższy sequel jest w porządku, kto jest dobry okazał się zły, kto szczęśliwy – nieszczęśliwy, a co bajkowe – niebajkowe. Więc wszystko prawidłowo.

I teraz pytanie: czy chodziło właśnie o to, żeby było tylko prawidłowo? Jeśli już masz w sobie przekorę i nie wahasz się jej używać, to ja bym Cię namawiał, żeby mocniej docisnąć pedał do podłogi w takich tekstach. Bo mierzyć się z “żyli długo i szczęśliwie” warto zawsze, ja przepraszam co wrażliwszych, na pełnej kurwie, tak myślę. Dekonstuować do samego końca, a nie po powierzchni. Wiesz, jest Shrek i on jest genialny i jest jakiś taki film z Angeliną Jolie, chyba o Śnieżce, i on jest średni. Bo Shrek jest właśnie na pełnej… no, wiadomo, a Śnieżka się prześlizguje, zamienia dobro w zło i tyle. To jest prosty zabieg i na dłuższą metę nie tak efektowny. 

Czyli dla mnie to ta sytuacja, że byłoby w porządku, gdyby nie świadomość, że mogło być mega. Od zdolnych wymaga się więcej, nie? :)

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Co prawda, już sam tytuł naprowadza na rewiry, w których toczyć się będzie opowieść. A pierwsza rozmowa z Dobrą (dobre sobie) Wróżką jeszcze to potwierdza. Ale co z tego? Napisałaś świetnie (cóż za zaskoczenie ;) i, hmm… życiowo. Lubię takie teksty, które odkłamują rzeczywistość.

Czy to jest sygnaturka?

Dziękuję, Panowie. :-)

 

Cerlegu, prawidłowość, powiadasz? OK, wychodzi proste odwrócenie ról. Masz rację… Ale, Shrek (jeden z nielicznych filmów, które oglądałam i rozpoznaję tytuł) miał być komedią. Więc można było skrzyżować smoczycę z osłem i wyszło świetnie. A ja tym razem nie chciałam pisać humoreski (a dałoby się – gdyby czary niekiedy słabo działały i Kopciuszek wyszła z karocy upaprana dynią), te drogi sobie zamknęłam. Chodziło nie tyle o to, żeby było prawidłowo, co tragicznie i alarmująco.

Tego drugiego filmu nie znam.

Ze słowami coś zamieszam.

 

Kchrobaku, miło mi, że się spodobało. No, wydaje mi się, że sam tytuł jeszcze nie zdradza zakończenia. Teoretycznie dało się z tego zrobić lukrowany torcik. Fakt, nudne by to wyszło niemiłosiernie.

Babska logika rządzi!

Oczywiście, że nie zdradzał. Ale znając Twoje dotychczasowe dokonania i tendencje portalowe, oraz oczekiwania społeczne, a także zwykły zdrowy rozsądek zachowując, nie wspominając już (przez wrodzoną skromność) o własnej przenikliwości, można było coś takiego wykoncypować. A o nudziarstwo nie śmiałby Cię podejrzewać.

Czy to jest sygnaturka?

Cholercia, powoli robię się przewidywalna. Czas napisać romans. ;-)

Babska logika rządzi!

Przeczytałem. W sumie ciekawy pomysł i niezłe wykonanie, tyle, że chyba tekst wymaga jeszcze dopracowania. Nadmiar szczegółów, typu: Dobra Wróżka o nakładała coś na twarz Kopciuszka cal po calu jednak zamula opowieść. Moim zdaniem, niepotrzebnie. Niewielkie skróty, wyeliminowanie zbędnych wyrazów i zdań poprawiłyby dynamikę narracji.

Problemem jest to, że bardzo łatwo i szybko można domyślić się, że Kopciuszek zostanie “wpuszczona w kanał”. Pytaniem jest tylko, jak i kiedy. I właściwie całe opowiadanie tak od trzeciego rozdziału sprowadza się do opisu niecnych zabiegów i knowań opiekunki. A ta koszula nocna mnie zdziwiła, Naprawdę Kopciuszek nie wiedziała, co ogląda i co na siebie wkłada? Hmm…

Niezły tekst, ale chyba jeszcze należałoby nad nim popracować.

A Kopciuszek to taka ciapa, że głowa mała… Dziecko we mgle. To też trchę razi, bo jednak w pewnym momencie powinna zorientować się, że coś jest nie tak.Ale to jest do strawienia, bo to jednak bajka na odwrót. 

Pozdrówka.

Eeee, Wróżka nakładała maść na własną twarz, nie Kopciuszkowi. Po to jej lusterko. Cal przy calu ma oznaczać, że dokładnie. Do odgadnięcia pozostawiam, że to glamarye.

Tak, można się domyśleć, dla kogo skończy się źle, ale muszę pokazać, że finałowe oskarżenia są niesprawiedliwe, że z ziołami i naszyjnikiem to całkiem inaczej było. To już opisywanie, jak Kopciuszek włazi w pułapkę.

Koszulę nocną oparłam na prawdziwym epizodzie historycznym. Podobno podczas Rewolucji Październikowej, zdobywcy jakiegoś pałacu czy innej bardziej zasobnej garderoby pozwolili swoim kobietom zabrać suknie. No i przy następnej uroczystości co bardziej bywali faceci nie wiedzieli, gdzie oczy podziać, bo “damy” wystąpiły w halkach. Piękne były, zdobione koronką, elegancja-Francja…

Trochę ciapa, trochę ufa ciotuni, trochę chce się jej odwdzięczyć…

Babska logika rządzi!

Rzeczywiści, to była Dobra Wróżka, sorry, ale to nie ma znaczenia dla skracania tekstu.

chodzi mi o coś takiego. 

Jeden fragment po próbie skrócenia.

“W podróż wyruszyły razem, w doskonale znanej Kopciuszkowi poszóstnej karocy. Narzeczona księcia pierwszy raz jechała tą drogą za dnia, więc odchyliła firankę z muślinu, wcale nie arystokratycznie rozpłaszczyła nosek na szybie i oglądała widoki. Nawet nie zauważyła, że Dobra Wróżka wyjęła z atłasowej sakiewki lusterko na rączce z kości słoniowej i słoiczek z maścią pachnącą różami, po czym zaczęła ją wmasowywać w twarz.”

W ten sposób można wyeliminować w tekście naprawdę dużo zbędnych znaków. Strona powinna zejść.

Ale każdy pisze tak, jak lubi.

Pozdrówka.

Z proponowanych zmian mogę wywalić “uciekające w tył” – one faktycznie nie niosą żadnej informacji. Kolor firanek i cal przy calu – już tak.

Babska logika rządzi!

A mi się podobały uciekające w tył. I jakoś nie miałem poczucia “zamulenia” – konwencja bajkowa uzasadnia, moim zdaniem, niespieszne snucie opowieści. To w końcu nie decydujące starcie obcego, gdzie każda sekunda się liczy. Choć, w sumie, jednak decydujące…

Czy to jest sygnaturka?

No masz ci los! Tak źle i tak niedobrze…

Jakiś rozstrzygający głos w sprawie “uciekających w tył”?

Babska logika rządzi!

Mam dwie uwagi. Primo: na początku brakuje mi czegoś o rozpadzie ich miłości.  W oryginale ją kochał, a tu od początku do końca ma ją gdzieś. Secundo: nie mógł zrobić sobie następcy tronu z jakaś dworzanką czy służką. 

Poza tym, świetny fanfik. Świetnie poprowadzona akcja już od oryginału. Podobał mi się spisek matki chrzestnej. To najwieksza zaleta opowiadania.

Napisane jak zwykle bardzo dobrze :)

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Dziękuję, Pietrku. :-)

W oryginale zakochał się w jeden wieczór. Cóż, nie bardzo wierzę w silne uczucia powstające tak szybko.

Czy książę od początku ma Kopciuszka gdzieś? Hmmm. Kiedy ją widzi po raz pierwszy, jest blada (bo ją Wróżka porządnie postraszyła). Facet bez problemu wierzy, że to skutek męczącej podróży i pozwala dziewczynie odpocząć. A kiedy widzi ją następnego dnia na imprezce, laska jest ubrana wysoce niestosownie. To może zrazić arystokratę.

Babska logika rządzi!

Ależ mi nie chodzi przecież o humor i pastisz, Shrek to pierwszy z brzegu przykład, bo Kopciuszek, ale można by podawać i inne , gdzie właśnie jest na pełnej (piiiiiip), z Jeszuą Ha-Nocrim na czele. Chodzi mi o to, że jeśli się człowiek bierze za opowiadanie historii na nowo, to moim zdaniem najlepiej wychodzi, jak w niej grzebie, rozdrapuje, przeinacza, zmienia punkty widzenia nie o 180, nie o 360, ale o kolejny wymiar, ale tak do samego dna. Mówię – to jest moje ulubione pisanie, mam wielką słabość i nie wystarcza mi tylko prosta podmianka. Wtedy jest tragicznie i alarmująco, tutaj tego nie poczułem po prostu – ale też może taki ze mną pech, bo, słowo honoru, nie ma historii, które bardziej lubię, niż te opowiadane na nowo, to jest moje autentyczne hobby (np. naprawdę uważam, że “Mistrz i Małgorzata” to najlepsza powieść w historii, a moja ulubiona z kolei to “Ostatni Władca Pierścienia”, jeny, jak ja to kocham, mam w domu wszystkie trzy polskie wydania i w wolnych chwilach porównuję redakcje tłumaczenia :)) (bo tłumacze są ci sami, tylko redakcje inne)

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

OK. Chyba lepiej rozumiem, o co Ci chodzi.

Problem w tym, że tutaj inspiracja była całkiem inna. Chciałam pokazać pewien problem i doszłam do wniosku, że będzie go świetnie widać na postaciach z “Kopciuszka”. Nadrzędnym celem nie było przerobienie starej bajki, to tylko narzędzie. Bardzo możliwe, że dlatego zostało potraktowane jak wszystkie narzędzia – przedmiotowo.

Babska logika rządzi!

Ale mi też nie chodzi o “przerobienie” – to rzeczywiście byłoby narzędzie. Mi chodzi “opowiadanie znanych historii na nowo”. To jest moim zdaniem esencja literatury.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Tak, ale tłumaczę, że moim celem było coś innego niż remake: pokazanie, że trzymanie się fałszywych schematów prowadzi do niebajkowego finału.

Opowiadać na nowo stare historie też mi się zdarzało, ale nie tym razem. :-)

Babska logika rządzi!

“Remake” to też nie to słowo, chyba że “Mistrza i Małgorzatę” nazwiemy remake’iem Ewangelii. Nic to, nie umiem może dobrze wytłumaczyć, o co mi chodzi. Peace!

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Możemy “M&M” nazwać remake’iem, nie mam nic przeciwko. ;-) Chociaż, tam chyba pojawia się sporo wątków nie wspominanych w Biblii.

Babska logika rządzi!

Jesteś niezaprzeczalnie okrutna, Finklo! Tak pokarać biednego Kopciuszka! Normalnie serce pęka. :( 

Bardzo dobrze napisana antybajka, aż by się chciało poczytać więcej tekstów w podobnym stylu. Czy kiedyś przypadkiem nie było takowego konkursu? ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dziękuję, Morgiano. :-)

Mogła sama się ruszyć, a nie pozwalać innym urządzać sobie życie.

Kiedyś był konkurs na antybajkę, ale to zanim się zarejestrowałam.

Babska logika rządzi!

Miałam robić coś innego, ale wciągnął mnie smutny żywot Kopciuszka. 

Z jednej strony właśnie smutno, ale z drugiej sama sobie zasłużyła bezmyślnością. Bo to już nawet nie naiwność i wiara w bliską osobę, bo te dziewczyna zostawiła za siedmioma górami i siedmioma rzekami… 

I jak pięknie pokazałaś co może się kryć na scenie, gdy opadnie już kurtyna kończąca wszystkie bajki w tym samym miejscu :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję, Śniąca. :-)

Oj, nie chciałam Cię odciągać od innych zajęć.

Tak, sytuacja Kopciuszka nie jest czarno-biała. Trochę tak, a trochę owak.

Cóż, bardzo wiele bajek urywa się na słowach “I żyli długo i szczęśliwie”, bez pokazywania, jak też pożycie wyglądało. Pszipadek? ;-)

Babska logika rządzi!

Pszipadek? ;-)

Raczej spisek i manipulacja ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

I to przeciwko dzieciom spiskują. Co za wynaturzenie! ;-)

Babska logika rządzi!

Szkoda. Ktoś powinien odtworzyć konkurs. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Właściwie nie mam nic przeciwko. Antybajki są fajne. :-)

Ale jeszcze nie teraz – dopiero zdążyłam rozgrzebać “fantastów”.

Babska logika rządzi!

A liczyłam, że będziesz inicjatorem. :P 

Tak przynajmniej miałabym powód, żeby coś napisać. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ja za bardzo lubię startować w konkursach, żeby je ogłaszać. :-)

Ale nie ma obawy – przeczytam teksty konkurencji. Każdy jeden.

Babska logika rządzi!

Bardzo fajna antybajka. Cała opowieść bardzo skojarzyła mi się z Henrykiem VIII i egzekucją Anny Boleyn. Napisane oczywiście wprawnie, barwnym językiem nasyconym szczegółami (opisy sukien pierwsza klasa). Nic dodać, nic ująć, dobra robota i przyjemna lektura. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Dziękuję, Rosebelle. :-)

Bardzo dobrze Ci się kojarzy – o Heńku też myślałam podczas pisania. Znany przykład króla przedkładającego dobro dynastii nad dobro żon.

Babska logika rządzi!

Całkiem zacna antybajka. Kopciuszek, naiwna i bezwolna jak cielę, wymiksowana z układu przez ciotuchnę, której przyświecał jasno wytyczony cel. Przez moment zdawało mi się, że w niecnych machinacjach przeszkodzi błazen, ale i ten wolał do niczego się nie mieszać, więc wszystko skończyło się jak należy. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Reg. :-)

Miło mi, że antybajka zacna.

Cóż, Kopciuszek mogła posłuchać błazna uważniej. Może wtedy miałaby szanse… Ale z wysokości tronu bardzo słabo słychać głos ludu.

Babska logika rządzi!

Błazen jest ludem nader szczególnym i mądry władca nie puszcza jego słów mimo uszu, jednak Kopciuszek, co tu dużo mówić, rozumem, niestety, nie grzeszyła. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Słusznie, błaznów warto słuchać. I innych kabareciarzy. ;-)

Kopciuszek grzeszyła urodą.

Babska logika rządzi!

Cóż, urodziwa była, rzec można, że aż do samej śmierci. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przynajmniej taki zysk. ;-)

Babska logika rządzi!

Istotnie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po niemal setce komentarzy trudno już dodać coś odkrywczego – nie będę więc powtarzał pochwał, zgadzam się z uprzednio chwalącymi – ale nie mogę się oprzeć pokusie pokręcenia nosem. Chodzi o jedną rzecz (ktoś już oczywiście o tym wspominał) – zbyt gwałtowny rozpad książęco-Kopciuszkowego pożycia. Ja rozumiem, że książę się zauroczył (i to dosłownie, bo przecie czary w tym udział brały), ale gdyby był to jeno przelotny poryw uczuć i namiętności, to powinien Kopciuszka puknąć i odesłać do domu, być może z jakimś rozsądnie kosztownym upominkiem, jeśli miałby dobre serce. Ale skoro odpalił całą procedurę sprowadzenia na dwór, narzeczeństwa, zaślubin, spodziewanego potomka itd, to znaczy, że sprawa była poważniejsza, niźli zwykły romansik. Dlatego bardzo zabrakło tego "szczęśliwie". Odniosłem wrażenie, jakby nieszczęsna Kopciuszek z deszczu trafiła prosto w gówno, bez żadnego okresu przejściowego – jak tylko pojawiła się na zamku książę ją olał i przygruchał sobie dwórkę. Natomiast uważam, że bardzo dużo dobrego w tekście zrobiłoby zaznaczenie, iż przez jakiś czas było im fajnie. Szczęśliwie. Bajkowo niemal. Że księciu nie przeszło tak od razu, że przez jakiś czas się starał. A rzecz rypnęła dopiero potem. Późniejsza antybajkowa katastrofa miałaby dużo mocniejszy, tragiczniejszy wydźwięk. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziękuję, Thargone. :-)

Kręć, kręć… Takie komentarze są najwartościowsze.

Zdaje się, że w bajce oni się chajtnęli, więc nie mogłam poprzestać na wakacyjnym romansie. Chociaż to by dziewczynie wyszło na dobre…

Dobrze, popatrzę, gdzie tu można dodać zdanie o wielkim szczęściu.

Babska logika rządzi!

Co Ci będę pisał w stoktórymśtam komentarzu, że fajny pomysł i ładne wykonanie… Nie, pogrymaszę, śladem Cerlega (cyt.: “Od zdolnych wymaga się więcej, nie? :)“). Wiesz, do czego bym się przyczepił? Że najlepsza była pierwsza scena, a ostatnia jej nie dorównała. W sensie warsztatowym. Początek bardzo ładny i sprytny – i zabawny, i sugerujący, że ciotka gra swoją grę. Potem bardzo płynna narracja, trochę się potknąłem na pierwszym kalamburze błazna – myślę, że ta nagła zmiana semantyki może być zaskakująca, może warto było wprowadzić błazna i zasygnalizować jego styl wypowiedzi gdzieś wcześniej. W dalszym tekście wychwyciłem pojedyncze słowa, które mi nie pasowały – “dostojnicy” jako synonim rodziny królewskiej i ta “kara” (?), którą Wróżka miała zapłacić za buciki. Ale cały czas było fajnie. I nagle nastąpił finał, jakiś zbyt nagły, czy skrótowy (podobne wrażenie miałem w “Wymianie kulturowej”) – odniosłem wrażenie jakbyś przyspieszyła, widząc metę, zmęczona pisaniem. A czytelnik miał jeszcze siły ;)

Ale piątunia się należy (w tym co najmniej jedna gwiazdka za imiona dwórek).

Dziękuję, Coboldzie. :-)

Setki jeszcze nie ma, pogłoski są przesadzone.

Kalambur błazna zostaje. Może to i dobrze, że się na tym potknąłeś. W takim razie nie dziwota, że Kopciuszek też nie skumała. I nie będę dokładać wcześniejszej scenki z błaznem. Już i tak słychać głosy, że to za wolno się rozwija. A czy zagadki i kalambury nie należą do typowych atrybutów błazna?

Zastanowię się, czym można zastąpić dostojników (ale co Ci się właściwie w nich nie podoba?) i karę.

No, niby mogłam opisać scenę egzekucji, ale czy to by wniosło dodatkowe informacje? Wszystko jasne – za co ten wyrok, kto do niego doprowadził, kto jest winien, a kto nie.

Fajnie, że imiona Ci się spodobały. :-)

Babska logika rządzi!

Z tym błaznem to nie jest problem logiczny, tylko konstrukcyjny. Wszystko ma sens, ale trzeba się zatrzymać w lekturze, przeczytać jeszcze raz i powiedzieć sobie “Acha, o to chodziło!”. Wobec wcześniejszej potoczystości lektury, jest to jakaś nagła zmiana rytmu. Chwyt, który można wykorzystać, ale wydaje mi się, że tutaj niecelowy (i niezamierzony).

Z dostojnikami jest tak (nie żebym się czepiał, tak to widziałem): będzie Sąd (powołają jakiś specjalny trybunał?). W sali tronowej (czyli sądził będzie król). Sędziowie siedzą na tronach (jest ich więcej, kto to?). To jacyś dostojnicy (czyli nie król). I dopiero pod koniec akapitu wyjaśnia się, że to jednak była rodzina królewska. “Dostojnicy” to nie jest słowo, którym zwykle określa się monarchów, raczej jest stosowane w odniesieniu do dworzan. Ja wiem, że wcześniej było pokazane rozstrzyganie sporów przez króla, czy księcia, ale jednak analogia między sporem o miedzę a kwestią zdrady księżniczki nie jest oczywista.

A kary nie rozumiem w ogóle.

I wydaje mi się (bo opisuje tu swoje bardzo subtelne wrażenia i wcale nie zakładam, że potrafiłbym to napisać lepiej) że nie chodzi o brak sceny egzekucji, czy w ogóle o jakąś konkretną scenę, ale raczej o proporcje finału do wcześniejszych części, czy dynamikę akcji w końcówce. To taka subiektywna refleksja, jeżeli czujesz coś podobnego, to może skorzystasz w przyszłości, jeżeli nie, to prawdopodobnie tylko moje fantasmagorie.

A o komentarze nic nie bój. Jakoś dociągniemy do tej setki.

Niejasność wypowiedzi błazna jest zamierzona. No, przecież nie może powiedzieć “Ty idiotko, przestań wreszcie pić to antykoncepcyjne świństwo, bo cię spalą”. A jeśli ktoś podsłuchuje? Ale błazen sądzi, że Kopciuszek wie, o czym mowa i że zrozumie ostrzeżenie. A ona idzie w zaparte…

Dobra, dostojników zmieniłam. Może i faktycznie to by sugerowało urzędników wysokiego szczebla.

Kara? No, Kopciuszek jednego buta zgubiła. Ciotka twierdzi, że musiała z tego powodu zapłacić jakąś grzywnę. Jak za zgubienie numerka z szatni albo książki z biblioteki. Tylko że większą…

Aha. Proporcje finału. Hmmm. Chyba wierzę, że jeśli wszystko zaczyna się wyjaśniać, to powinno to trwać krótko, żeby nie rozciągać puenty. I mam wrażenie, że sama tak lubię – jeśli już wszystko jest jasne, a powieść jeszcze trwa przez 50 stron, to mnie to irytuje.

Już widać światełko w komentarzowym tunelu, nie lękam się. ;-)

Babska logika rządzi!

A to ja nie wiedziałem, że buciki były z wypożyczalni. No i zgubiony przecież w końcu się znalazł.

 

Nie miałem na myśli proporcji fizycznych tekstu, tylko rozłożenie jakości. Bo to jest tak: za dobrze, Finklo zaczynasz, równo prowadzisz tekst i już nie ma jak pociągnąć – finał jest tylko pół tonu wyżej, podczas gdy apetyt wzbudzasz na coś zwalającego czytelnika z nóg. Ale większość tutaj piszących mogłaby Ci pozazdrościć takiego problemu.

Bo nie były, Wróżka łgała jak najęta… Ale właściwie – skądś się chyba wzięły. ;-)

No to znowu nie rozumiem. Piszę najlepiej, jak umiem. Kurczę, nie mogę zaczynać słabo, bo nie zahaczę Czytelnika. Dawać słabszy środek też jakoś tak głupio. A nie zawsze pomysł na tekst gwarantuje, że na końcu będzie BUM i WOW. Wot, zagwozdka…

Babska logika rządzi!

Ja pewnie nie będę odkrywczy, jak powiem, że bardzo, bardzo sprawny warsztat. Widzę to to, chociaż czytam dopiero drugie Twoje opowiadanie, F. Szacun zwłaszcza za “fachowe” opisy życia dworskiego, którym sprostała by zapewne tylko osoba z arystokracji. Pochodzisz z Windsorów, koleżanko F.?smiley

Dla mnie osobiście przewidywalne i dlatego nieco nużące. Ale może takie powinno być. Skoro bajki są bajkowo przewidywalne , to i antybajki powinny mieć przewidywalną antybajkowość (?) (Sam się zastanawiam, co ja wygadujęsmiley)

Nie zgadzam się z NoWhereManem, a zgadzam się z Tobą, F.. We wszystkich “klasycznych “ monarchiach europejskich (i średniowiecznych i nowożytnych), na których nasze, europejskie, bajki się opierają, bękart NIE mógł być dziedzicem, niezależnie od uznania monarchy, czy następcy trony.

Zgadzam się natomiast z kolegami Pietrkiem Lecter i Thargone, że brak tu opisania, jak i kiedy książę przestał kochać Kopciuszka. Musiał ją wcześniej kochać, skoro ją, dziewczynę znikąd, sprowadził na dwór i się z nią ożenił. Ograniczyłaś się do lakonicznego i dość enigmatycznego stwierdzenia gdzieś w środku opowiadania, że wstrzemięźliwość “stała się udziałem“ Kopciuszka. To wcale nie jest oczywiste, że człowiek, który się zakochuje od pierwszego wejrzenie, równie szybko się odkochuje. Wstrzemięźliwości, a może wręcz oziębłości, księcia na pewno nie tłumaczy ta historia z koszulą nocną na balu. Choćby z Twojego komentarza, koleżanko F., wynika że była to koszula tak piękna i elegancka, że mogła być wzięta przez prostych ludzi, jak kobiety bolszewików, czy Kopciuszek, za suknię balową. Zresztą jaki facet zraziłby się do swojej ukochanej tylko dlatego, że ją zobaczył nawet w zwykłej koszuli nocnej

Nie widzę tu mizoginii. Tak naprawdę wredna jest tu jedna baba, Dobra Wróżka. Cała reszta kobiet po prostu wpisuje się w swoje role. Zwłaszcza Kopciuszek w rolę słodkiej idiotki. Notabene, z treści opowiadania wynika tak samo głupi książę. Tak samo jak Kopciuszek daje się omotać intrygom Wróżki, co jest dla zakończenia kluczowe.

Skojarzenia z historią Anny Boleyn nasuwają się same.

Na koniec pytanie, bo padło takie zdanie. Jaka konkretnie sylwetka wprawia serce mężczyzny w drżenie?smiley

Świetna bajka ;) Szczególnie że uwiebiam Disney’a i historie, w których Zło zwycięża. Miałem przeczytac kiedy indziej, ale dorwałem się do jednego ze zbiorów opowiadan Pilipiuka, który zaserwowował Disejowo-Wędrowyczową bajkę i naszła mnie ochota na kolejną ;)

A Dobra Wróżka skojarzyła mi się z Wróżką Chrzestną ze Shrecka. I przez cały tekst ta zakazana morda przed oczami :D

 

Dziękuję, Panowie. :-)

 

Mjacku, eeeee, pochodzę z gałęzi tak odległej od Windsorów, że już nawet herbu nie używam. ;-)

Szkoda, że nużyło.

Ale opisanie uczuciowych perypetii książęco-kopciuszkowych jeszcze by tekst wydłużyło. Tak, następca wcześniej kochał i dość szybko mu wychłódło. Ale skandal z kiecką (gdyby zobaczył ją sam jeden, w sypialni, byłby zachwycony. A jaki facet lubi, kiedy jego kobieta pokazuje się obcym ubrana w mniej niż przyzwoitość nakazuje?) uświadomił mu, że to jednak mezalians. No i uporczywy brak potomka. Henryk VIII też mógł swoje żony kochać, jednak bardziej kochał dynastię. Jakoś nie widziałam w oryginalnej bajce głębokiego uczucia, szacunku dla dziewczyny, przyjaźni. Wręcz nie widział różnicy między wybranką a jej przybranymi siostrami, więc nie przesadzałabym z romantycznością.

Sylwetka? No, zazwyczaj to klasyczna klepsydra: i na czym siedzieć, i czym oddychać, a do tego jeszcze wyraźna talia. Może to nie wynika bardzo mocno z tekstu, ale Pulchrida była ładna i seksowna.

 

Karolu, miło, że się spodobało.

To Disney ma dużo bajek ze zwyciężającym złem? Ech, do czego to doszło, żeby nawet w bajkach nie było sprawiedliwości. ;-)

Tak, shreckowską Wróżką też się trochę sugerowałam. To chyba stamtąd moja podświadomość wzięła karetę z różowymi firaneczkami. Ale ta jędza z Harry’ego Pottera też lubiła różowy…

Babska logika rządzi!

No właśnie mało. Właściwie chyba żadnej takiej nie ma ;) Dlatego tutaj jestem podwójnie zadowolony, bo jest i Disney, i zwycięża czarny charakter :D

No to cieszę, że mogę nieść podwójną radość. :-)

A próbowałeś innych antybajek na portalu? Niekoniecznie disneyowskie, ale raczej mało bajkowe.

 

Edytka: Czy ktoś ma ochotę pozgadywać, jakim (powszechnie znanym) wydarzeniem się inspirowałam przy tym opku?

Babska logika rządzi!

Na razie tylko Bajkę o różowej śwince Katii ;) 

No to jeszcze mnóstwo przyjemności przed Tobą. :-) W komciach wyżej Ocha podała dwa linki do swoich tekstów.

Babska logika rządzi!

Pewnie tak ;) Dodałem juz do kolejki.

 

A jeśli chodzi o inspirację, to będzie jakas podpowiedz?

O dobrym warsztacie już się naczytałaś, Finklo, pod swoimi opowiadaniami. ;)

Antybajka całkiem fajnie poukładana, a i przesłanie o naiwności, tak mi się wydaje, że to przesłanie, jest porządnie pokazane. Jako nieskomplikowany tekst z tym przesłaniem, opowiadanie bardzo dobrze się broni. Zacnie to wyszło. I gdyby na tym poprzestać, byłoby okej, ale to antybajka, czyli dla dorosłych… jak dla mnie, bardzo, ale to bardzo nie doceniałaś króla, księcia i całego dworu, który jak zgraja dzieciaków zostali w prosty sposób oszukani. Mi to bardzo zgrzyta. Dlatego moje wrażenia po lekturze są… niezłe, ale zadka nie urywa. 

Karolu, mogę podpowiedzieć, że wpadłam na pomysł pod koniec lipca. :-)

 

Dziękuję, Blackburnie. 

Powiadasz, że dla dorosłych zbyt proste? Możliwe, ale poczekajmy na zdradzenie inspiracji. :-)

Król i reszta dworu… Masz rację, pewnie dałoby się rozbudować ich role i rozwinąć tekst. Może kiedyś mi się uda coś Ci urwać. ;-)

Babska logika rządzi!

Po prostu zakładam, że każda dynastia jest wyjątkowo wyczulona na spiski i dużo przebieglejsza od jakiejś wróżki, dlatego ten “spisek” jest za łatwy, żebym zawiesił niewiarę. ;)

Ale wróżka używa magii. :-) Na pewno poprawia sobie urodę.

Babska logika rządzi!

Yhm… to jak ta dynastia w ogóle zaistniała i przetrwała, jeśli nie ma magicznego ABW? ;P

 

Dobre pytanie. Nie wiem. :-) Nie przemyślałam historii rodu i służb.

Babska logika rządzi!

 Ciekawy i mądry tekst. Muszę przyznać, że mi osobiście ta historia skojarzyła się z … historią. Taką przez wielkie W, dotyczącą autentycznych dynastii panujących i wzajemnych relacji między rządzącymi i rządzić pragnącymi. Oj, nie jeden Kopciuszek w taki sposób poległ.

Dziękuję, Straferze. :-)

Cóż, panującym różnych maści wydaje się, że interesy ich rodziny są ponad takie pierdoły jak życia zwykłych ludzi. Smutne to, ale tak prawdziwe, że aż banalne.

Babska logika rządzi!

Nie lubię dopisywania dalszych ciągów do bajek, tak samo jak alternatywnych historii świata, ale muszę przyznać, że nieźle Ci to wyszło. Czasami męczę się przy Twoich tekstach, bo nie latasz na moich falach, jednak ciąg dalszy o Kopciuszku przeczytałem z dużą przyjemnością. Wartka akcja, świetne dialogi, co się dzieje, Finkla mnie zaskoczyła… Od tej strony Cię nie znałem ;)

 

Dziękuję, Darconie. :-)

Cieszę się, że zakończenie Kopciuszka przypadło Ci do gustu. No, zazwyczaj nadajemy na różnych falach, ale czasem się uda. Ja mam szerokie pasmo i wiele stron. ;-)

Babska logika rządzi!

Wcześniej myślałem już, że rzeczywiście ciężka forma nie jest dla Ciebie, ale zaczynam znowu zmieniać zdanie, jeszcze do niej dojrzejesz.

Wszystko jest dla ludzi. ;-)

Ale fakt, niekiedy odbiór moich tekstów bardzo mnie dziwi. Ludziska widzą humor tam, gdzie ja go wcale nie wkładałam… Ech, co Czytelnik, to uniwersum, ja tylko daję szkice.

Babska logika rządzi!

A mi się smutno zrobiło, bo co ona biedna miała zrobić? Życie to nie bajka. Ogólnie niezły tekst.

Dziękuję, Zygfrydzie. :-)

Dobre pytanie. IMO, postawić się ciotuni. Im wcześniej, tym lepiej. Powiedzieć, że włosy mają być uczesane tak a tak, tamta dwórka jest bardzo sympatyczna i ją polubiła. I samodzielnie rozwiązywać swoje problemy, a nie wierzyć, że Dobra Wróżka magicznie wszystko załatwi.

Oj, chyba nie powinnam tłumaczyć tekstu… ;-)

Babska logika rządzi!

Wiesz, z takim mężem dupą, to choćby pół świata zbawiła, i tak miałaby przerąbane.

Ale nie aż tak przerąbane, jak ma.

Dupowaty mąż miewa zalety. ;-) Teściowa o wiele gorsza…

Babska logika rządzi!

P.S. Uhuhuhu, to moje tysięczne przeczytane opowiadanie :) Dobrze że trafiło na Finklę, a nie na jakiegoś gościa, co go pierwszy raz na oczy widzę. (A Twoje opowiadanie z NF też przeczytam, jestem jeszcze na sierpniowym numerze).

 

Cieszę się, że przyczyniłam się do wejścia w strefę czterocyfrowców. Witam w klubie. :-)

Spokojnie, ja mam jeszcze większe opóźnienia z NF.

Babska logika rządzi!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet. :-)

Babska logika rządzi!

Hmmmm…

Pamiętam betę, aż za dobrze. Gratuluję tekstu, który mocno wbił mi się w pamięć.

Pamiętam, jak byłem w szoku, że oddałaś do bety tekst, który w moim mniemaniu, nadawał się już do publikacji, nie licząc błędu czy dwóch, które tylko wykryłem, a Ty i tak sama wiedziałaś jak najlepiej wyplewić tę grządkę.

Mnie te zimne przestrzenie dworu trochę wtedy przeraziły.

Intryga zaiste okrutna, żal trochę głównej bohaterki, a jej mąż – fajtłapa! :P

Dobra wróżka całkiem okrutna ;)

Aż tak zapadła w pamięć? :-) Chyba się cieszę.

Wiesz, życie na dworze królewskim czy książęcym nie musi być takie fajne, jak się plebsowi wydaje.

No, trochę żal, ale trochę mogła sama zadbać o własne życie, a nie ślepo ufać ciotce… Że mąż fajtłapa to insza inszość. Kto inny zakochałby się na zabój w trakcie balu, a potem zapomniał, jak ta wybranka wygląda?

A Dobra Wróżka to kawał suki.

Babska logika rządzi!

“Chyba się cieszę” :D

Chyba się boję! :P

Bo mogłeś zapamiętać betę, bo tak źle było, ciężko, wykłócałam się o każdą literówkę… ;-)

Babska logika rządzi!

No tak . Z taką ciotuchną na zdjęcie i nie pchać się na dwory. :)

Dzięki, Koalo. :-)

Ale skąd biedactwo wcześniej mogło o tym wiedzieć? Pierwsza wizyta na dworze, potem pierwszy ślub – żadnych danych.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka