- Opowiadanie: Bard - Miodku złoty, rzeźb potoki, lej się lej, póki kto nie padnie, hej!!!

Miodku złoty, rzeźb potoki, lej się lej, póki kto nie padnie, hej!!!

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Miodku złoty, rzeźb potoki, lej się lej, póki kto nie padnie, hej!!!

&oac"Późny wieczór, szósty dzień tygodnia, dnia pańskiego dwieście dwudziestego trzeciego, ery pierwszej, pobłogosławcie Bogowie miłościwie nam panującemu władcy. Kraj bogaty, miód, wódka, wino, co tylko zechcecie rzekami płyną żłobiąc drogi w sękatych blatach stołów podmiejskiej oberży. Roztańczone światło świec i wesołego, głośno trzaskającego kominka barwi strugi szlachetnych trunków złotem, a długie, dorodne, splątane brody przysadzistych krasnoludów mienią się tęczami barw. A i jaki skacowany czarnomagik się znajdzie chrapiący pod ladą. Słowem– krajobraz urodzaju i powszechnej szczęśliwości. Gwar rozmów, tupot stup, jazgotliwe brzdęki skrzypeczek dręczonych przez jakiegoś gnoma w kącie, piski dziewcząt poddawanych przyjacielskim zaczepkom bywalców karczmy."

 

-Wszystko to– chłop rozłożył szeroko ręce próbując objąć tym gestem każdy zakamarek pomieszczenia– wprowadza w miłą atmosferę, rzekłoby się, aż chce się żyć i bajdurzyć. Tedy i ja wam powiem, historyję, co to się pewnego zimowego dnia w tym samym miejscu, w tych samych okolicznościach wydarzyła, ino ludu trochę więcej wysypało, bo to dzień po ślubie takiej parki było. Co to pan młody wyprawiał w nocy, że po całym mieście było słychać, tyż warto rzeknąć, jeno to insza bajka. Było tedy tak…

 

-Uhh, ty kaczy zadku, moja babka więcej od ciebie wypije! -

"Krzyknął dobrze podchmielony krasnolud, wyśmiewając swojego konkurenta w piciu na czas. Prawda, że efekt popsuło trochę, gdy chwilę później zachwiał się i z głośnym uderzeniem spadł ze stołka, chwały mu jednak nie mogła odebrać nawet głośna reakcja zebranych. Gdy wszyscy zdołali już zaczerpnąć tchu a gderający pod nosem krasnolud z niewielką pomocą wgramolił się z powrotem na taboret, konkurs mógł być kontynuowany."

 

-A szło tu, powiadam wam, o wielką stawkę.– prawił chłop.

"Otóż zwycięzca nie tylko miał otrzymać tytuł brodacza roku, ale również dostawać darmowe piwo przez tydzień, zdobyć mieszek złota i noc z najbardziej obdarzoną przez Bogów niewiastą w mieście. Prawda, ostatnia część nagrody nie została w tym momencie jeszcze ustalona z samą zainteresowaną, ale wiadomo, że po kilku (nastu) kuflach dobrego trunku świat z chęcią przyjmuje wszystko, co jesteśmy mu gotowi zaoferować. Rywalizacja trwała w najlepsze i byłby to najzupełniej zwyczajny, normaln y dzień w królestwie gdyby nie niezwykłe, mroczne i tajemnicze wydarzenia, które zaraz potem nastąpiły."

-Powiadam wam, jam dobry chłop i z magiją to nic a nic mi nie styczno, ino co to czarowników wędrownych na placu, co niedziela widuję, jednak tego dnia, ja wam to mówię, wydarzyły się rzeczy magiczne, straaaszne… -"Aby dodać prawdziwości swojej opowieści chłop dobitnie zaakcentował ostatnie słowo."

 

"Otóż, znajoma nam już parka była to w połowie pojedynku, gdy nagle, z podwórza, rozległy się tajemnicze odgłosy. Śnieg zacinał srodze, przeto kto na pomyślunku zdrowy siedział w ciepełku przy kominku, albo w łożu w domostwie. Gości nikt się nie spodziewał, imaginujcie sobie tedy, jako wszystkich zdziwił tupot końskich kopyt na drodze, która kocimi łbami wyłożona byłą główną drogą do miasta, dlatego też przez chłopów– z rozkazu księcia– czyszczona co wieczór była, nawet w niepogodę. A stuki podkutych, jak pewno każdy kowal z dobrym słuchem słyszał, drogą stalą wykonanych podków coraz to się zbliżały. Gdy były już niemal u drzwi usłyszeli zebrani rżenie końskie, a tak donośnie i przejmujące, że wszystkich naraz dreszcz zdjął.

Smyczek się ze strun ześlizgnął ze zgrzytem, służka stanęła w drzwi wgapiona i nie zwracała już uwagi na dłoń dziadka spoczywającą na jej pośladku, krasnoludy zatrzymały kufle w połowie drogi do ust. Naraz potężne drzwi gospody rozwarły się z trzaskiem uderzając o ścianę, a do wnętrza wkroczył, tupiąc podkutymi butami, wysoki jegomość. Jeno spojrzysz, powiesz, że diabeł jakiś wcielony. Twarz osłonięta, omotana w długi kaptur, cały w czerni, długa peleryna spływa z ramion. Gdy nieznajomy rozłożył ręce i oparł je na biodrach zobaczyli równie ciemne niby krucze skrzydło, albo jaka południowa noc kaftan, przednie wykonany, z najlepszej skóry. Takie same spodnie, długie buty do jazdy konnej. Wszystko to poprzeszywane stalowymi blaszkami i srebrnymi ćwiekami, widać przyjezdny nocnych marków się nie obawiał.

Na ten widok też, jeden zakurzony, oklejony pajęczynami wampir razem z kuflem stoczył się po schodach do piwnicy. Wszyscy wyraźnie usłyszeli, gdy dotarł do celu, przybysz jednak, niczym apostoł apokalipsy, jako bóg śmierci, nawet głowy nie odwrócił. Wszyscy w zniecierpliwieniu oczekiwali na jakiś jego ruch, każdy niepewny, co uczynić. A widok był też tak niezwykły, że co strachliwsi spoglądali niepewnie pod blaty ław i stołów. Otóż stał ten jegomość w wejściu cały mroczny, nic ino ciemna chmura zeszła z nieba, a za nim zawieja wsypuje się do wnętrza izby, dalej jeszcze okrutne bydle, olbrzymi kary koń błyska ino tymi swoimi ślepiami demonicznymi i prycha kudłami pary.

Chwila się dłużyła, wszyscy wciąż trwali w bezruchu.

W końcu, po zdawałoby się, latach, nieznajomy poruszył się, zamknął drzwi, podszedł do szynkwasu i oparł się o niego niedaleko toczących dopiero co bój krasnolud ute;w. Odgarnął kaptur, a wtedy… Oczom zebranych ukazała się piękna złotowłosa elfka, gniewnie patrząca po wszystkich."

-Każdy też ją znał, bo jak to nie znać naszej księżniczki, pięknej, wspaniałej znawczyni trunków?-pytał chłop.

"Kobieta wykrzywiła wargi i wykrzyknęła"

-Toście się przerazili, co, szczurze syny? W domu wam dzieci do łóżka kłaść a nie na wojny wyruszać, tchórzliwe zające! Barman, dawaj mi no zaraz miodu! A wy! -"Spojrzała na dwóch konkurentów" -Jak śmieliście mnie nie powiadomić o konkursie?! Zapłacicie mi za to! – "Mówiła już mocząc usta w złotym płynie."

 

-Tak i oto, młodzi panowie, szlachetne niewiasty, mielimy tu i chwile szczęśliwe i chwile grozy.-podsumował chłop. -Zapewne wspominać mi nie trzeba, kto ów turniej wygrał, ani że z uroków pięknej, obdarowanej przez Bogów dziewoi nie skorzystał. Szkoda, powiadam wam, szkoda. Gdybym ja miał tak ze dwadzieścia wiosenek mniej… Ale to już inna historia.

Koniec

Komentarze

Króciutka historyjka, tak raczej dla zabawy. Zdaję sobie sprawę z niespójności języka, myślałem jednak, że nie będzie aż tak zawadzać. Życzę miłej lektury.

A mógłbyś poprawić formatowanie tekstu? Taki jednolity blok, bez podziału na akapity, w tym narrację i wypowiedzi, niezbyt przyjemnie się czyta.

nieznajomy poruszył się, zamkną drzwi - brak "ł"
Smyczek się ze strun ześlizgną ze zgrzytem - jak wyżej
pobłogosławcie Bogowie miłościwie na panującemu władcy - jaK wyżej

Co do formatowania popieram zdanie Terebki. Jest jeszcze czas na te zmiany.

Opowiastka bardzo zręcznie napisana, z humorem, świetna gawędziarska stylistyka.
Ode mnie - 5.

Chętnie przeczytam coś jeszcze, co wyszło spod Twojego pióra.

Zabawne, sympatyczne. Tylko zakończenie mnie rozczarowało. Rozumiem, że to wprawka stylistyczna?

Arghhhh... WALL OF TEXT. 
Stylizacja bardzo słaba. Zdania normalne przeplatają się z "bardyckimi", archaizmy powtykane niemal na siłę.  
Tak btw - minstrel to bard, nie magik... A magija to nie staroświeckie określenie magii, tylko wynalazek współczesności. Konstrukcja zdań i interpunkcja co i rusz nawala, opowieść krasnoluda brzmi, jakby co drugie zdanie stawał się narratorem, a potem znowu wracał do swojego wymuszonego tonu. Sama opowieść z resztą właściwie pozbawiona fabuły, a finał jest tak niesamowicie prześmiewczy, że dopiero po komentarzach zorientowałem się, że to miało być zabawne... 

Przede wszystkim dziękuję za komentarze. Opowiadanko poprawiłem, zdaje mi się, że jest teraz bardziej przejrzyste. A teraz do rzeczy.

Szara- tak, w pewnym sensie był to taki mały eksperyment, zrozumiałe jest też, że bardzo się do niego nie przykładałem. Uznałem jednak, że samo opowiadanie jest coś warte, więc postanowiłem je zamieścić.

Mortycjan- Ściany się pozbyłem. (; heh. Co do stylizacji, wprowadziłem cudzysłowy aby oddzielić wypowiedzi narratora od (teraz już) chłopa. Jak napisałem wcześniej, zdawałem sobie z tej niespójności sprawę, jednak nie wiedziałem, że będzie aż tak zawadzać. Cóż, teraz już (chyba) nie ma tego problemu. Co do słowa "minstrel" to pomyłka wynikła z mojego kojarzenia osoby wykonującej ten zawód nie tylko z poezją i lutnią, ale też np. z kolorowymi piłeczkami do żonglowania, niekończącymi się chustami z rękawa itp. A taka osoba mogłaby zostać przez chłopa uznana za magika, gdyż nie rozumiałby on tych sztuczek i utożsamiał je z magią.

Co do słowa "magija"- podzielam pogląd ASa, że fantastyka nie dzieje się "gdzieś tam w przeszłości, w średniowieczu", ale w innym świecie, który tylko z pozoru może przypominać nasze, np. średniowiecze. Tym Sapkowski tłumaczył posługiwanie się przez jego postaci, m.in. czarodziejki, językiem naukowym i dosyć skomplikowanym, który absolutnie nie istniałby w NASZYM średniowieczu. Dlatego też i ja, używając tego słowa, jestem całkowicie przekonany, że w świecie który hm, stworzyłem, jest ono na porządku dziennym. (: 

Tak jak mówiłem- braki fabuły są hm, usprawiedliwione? Nie, absolutnie nie, ale to była tylko zabawa słowem, więc liczę, że mi to wybaczycie. Czy zakończenie miało być śmieszne... Zdecydowanie nie liczyłem na więcej niż lekki uśmiech na twarzy czytelnika. Uff... to tyle, czekam na kolejne komentarze, za obecnie jeszcze raz dziękuję. Pozdrawiam

Hm, nie jestem pewna, czy cudzysłowy coś pomogły, zanim nie przeczytałam komentarzy, w tym komentarza Autora, ciężko mi było zakumać dlaczego one się tam znalazły.
Moim zdaniem utwór ma jakiś potencjał ale sporo trzeba by dopracować. Przede wszystkim formę, dalej interpunkcję i w ogóle konstrukcję zdań. Trzy czy cztery zdarzyły się takie że musiałam kilka razy przeczytać i przedrzeć się przez gąszcz przecinków, czasem zresztą dość przypadkowo postawionych. Bywały fragmenty całkiem ładnie, rytmicznie napisane i płynnie wystylizowane, ale także sporo zgrzytów i pewnych niekonsekwencji stylistycznych, no ale tego już Autor sam jest świadom, jak pisze :) Fabuła także mnie nie zachwyciła, ale być może gdybym nie musiała wyławiać jej z mało przejrzystej formy to byłoby lepiej, bo w sumie historyjka taka całkiem w sam raz na opowiastkę chłopa w karczmie. Pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka