- Opowiadanie: PaniPanda - Medycyna (nie)naturalna

Medycyna (nie)naturalna

Tekst zgłoszony do Coperniconowego konkursu o Pióro Metatrona. Żadnego miejsca ani wyróżnienia nie zdobył. Temat: urban fantasy. Limit znaków ze spacjami miał widełki od 3600 do 7200.

Wiem, wiem, mam problemy z dialogami i interpunkcją. Ale starałam się.

Może komuś się spodoba :)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Medycyna (nie)naturalna

 Metty od wczoraj nie czuła się dobrze. Gdy żołądek odmówił jej posłuszeństwa w czasie obiadu, a rodzicielka uznała to za obrazę swych zdolności kulinarnych, dziewczyna postanowiła wymknąć się do Centrum Medycznego w Thoruniu. Zasłaniając się koniecznością udania się do Biblioteki, wyszła na przystanek i wsiadła w pociąg odjeżdżający w stronę Miasta.

 Jadąc tak, dziękując w imieniu swojego żołądka za gładko sunące pojazdy magnetyczne i magiczne wspomaganie procesów ich wytwarzania, myślała o tym jak Thoruń zawsze jednocześnie ją odstraszał i fascynował.

 Z racji sfiksowanych na punkcie natury rodziców wychowała się na obrzeżach Miasta. Elfki i driady, studiujące wraz z nią na Uniwersytecie Magicznych Konceptów, czuły się w Metropolii lepiej niż ona. Nie miały problemów ze skomplikowanym systemem komunikacji miejskiej, przyzwyczajone też były do wszechobecnych, wyświetlających się przed oczyma jaskrawych reklam. Aż ciężko było uwierzyć, że ich przodkowie mieszkali w lasach.

 Po krótkiej przejażdżce Metty wysiadła z pociągu i skierowała się do najbliższego Centrum Medycznego.

 W CM jak jest – każdy wie. Standardowa procedura, jak w każdej służbie zdrowia. Wita Cię rząd pięknych pielęgniarek. Z tą, która wpadnie Ci w oko, wspólnie udajecie się do kapsuły diagnozującej. Dostajesz napitek w zależności od potrzeb (Chrypex dla osób z bolącym gardłem, setka wódki dla skacowanych osobników zgodnie z zasadą „czym się zatrułeś, tym się lecz”), siadasz wygodnie i czekasz.

 Fale prześwietlają każdy skrawek Twojego ciała. Mija chwila i dostajesz wydruk na podstawie którego pielęgniarka prowadzi Cię do kapsuły leczniczej (wersja dla chorych), gabinetu specjalisty (jeśli potrzebujesz porozmawiać z lekarzem w cztery oczy), albo do wyjścia (wersja dla symulantów).

 Najczęściej jednak pacjenci udają się do kapsuły leczniczej. W zależności od postawionej diagnozy, pozostają tam na czas od dwóch minut (przeziębienie) do dwóch godzin (poparzenia magiczne).

 Metty szybko przeszła przez wszystkie kroki. Wyszła właśnie z kapsuły leczniczej, ale… momentalnie chwyciła się za brzuch, z trudem opanowując mdłości. Pielęgniarka, która miała odprowadzić dziewczynę do wyjścia, zamarła. Coś takiego nie powinno mieć miejsca! Po chwili konsternacji wzięła chorą pod rękę i zawlokła do gabinetu specjalisty.

 Lekarz kransolud, z początku zakładający symulację pacjentki, zaciekawił się, gdy po odczycie chipu z dłoni Metty ujrzał miejsce jej zamieszkania.

Ponad dwadzieścia lat temu, na wysoko rozwiniętych technologicznie obrzeżach metropolii Thoruńskiej (tak, to tam mieszka Metty z rodzicami!), doszło do małej katastrofy elektrowni atomowej. „Oj tam, oj tam, elektrownia nie piwo, krzywda się nie stanie, jak trochę wycieknie”, stwierdzili orkowie – pracownicy zakładu, którzy obecni byli przy zdarzeniu. Właściciele elektrowni zacisnęli zęby i zapłacili za oczyszczenie skażonego środowiska, jak również postarali się o wynagrodzenie dla nielicznych rodzin mieszkających na tamtych terenach. Jako, że poza Miastem domy mieli jedynie maniacy „natury” i „otwartej przestrzeni” (jedynie w okolicach przemysłowych zachowało się parę lasów czy pól), sprawa w mediach szybko ucichła.

Mimo szczerych zapewnień przedstawicieli elektrowni, że wyciek tego rozmiaru nie będzie miał wpływu na zdrowie mieszkańców skażonych terenów, prawda okazała się inna. Faktycznie – nikomu nie wyrosła trzecia ręka (szkoda, ja bym takiej mogła tylko pozazdrościć, pomyślcie o możliwościach!) ani nie odpadło ucho. Wszyscy wydawali się zdrowi do czasu…

Do czasu aż przypadek Metty pokazał, że mogą mieć oni problem z reakcją na uzdrawiające fale.

Lekarz podrapał się w brodę, nie wiedząc, co począć z takim przypadkiem. Przypadłość wydrukowana przez sprzęt diagnozujący nic mu nie mówiła. Nikt nie uczył się już żadnych prehistorycznych choróbsk, z którymi uzdrawiające fale radzą sobie w oka mgnieniu.

Każdy nierozwiązany przypadek to jednak spora ujma dla reputacji specjalisty. A ujma dla reputacji oznacza niższą premię.

–  Obawiam się, że Pani przypadek nie jest uleczalny.

 Metty, co mogło wydawać się niemożliwe, zbladła jeszcze bardziej.

–  J-jak to… czy ja… – Zrobiła wielkie oczy widząc, jak lekarz z powagą kiwa głową.

–  Proszę miło wykorzystać pozostały Pani czas. Pozdrawiam. – Krasnolud

machnął ręką, na co pielęgniarka podeszła i zaczęła wyprowadzać szarpiącą się i żądającą wyjaśnień Metty w kierunku wyjścia.

–  Dziękujemy za wizytę! – Pielęgniarka ukłoniła się, wypychając zdezorientowaną

dziewczynę na schody. Ta przez chwilę kręciła się w miejscu, nie wiedząc, co z sobą począć. W żołądku skręcało ją coraz mocniej.

Z rozmyślań wyrwał ją znajomy głos.

–  Metty? Co się stało?

 Odwróciwszy się dziewczyna zauważyła swoją znajomą ze studiów – El, rzadkiego rodzaju szarą elfkę.

Pokrótce objaśniła jej swoją sytuację.

–  Nie chcę umierać… – Zakończyła Metty, zakrywając twarz dłońmi.

–  Cicho, cicho, coś zaraz wymyślimy! – Zaczęła uspokajać ją elfka, gdyż tłum ludzi

przechodzących obok CM zaczął rzucać im dziwne spojrzenia. Wyrwała kartkę z diagnozą z jej dłoni i uważnie ją przestudiowała. – Może znam kogoś, kto będzie w stanie Ci pomóc.

Desperacja przemawiająca przez Metty pozwoliła zatroskanej El na zaciągnięcie jej do uliczki obok.

 Mimo, że główne drogi i chodniki naziemne Miasta były tak zadbane, że niemal sterylne, wystarczyło odejść na kilka kroków, by poznać drugą twarz Metropolii. Walające się śmieci, bezdomne psy i przede wszystkim smród, który normalnie oddzielany jest od ulic powietrznymi kurtynami.

 El, rozejrzawszy się wcześniej na boki, kucnęła na ziemi tuż koło okrągłej, metalowej kratki.

–  Zaczekaj tutaj. Zaraz wrócę – powiedziała, po czym, z pewnym wysiłkiem, odsunęła kratkę na bok i z gracją… wskoczyła do dziury.

 Metty zerknęła w dół. Ścieki.

Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do panującej tam ciemności, zauważyła dwa kształty szybko przemieszczające się po labiryncie podziemnych korytarzy. Czyżby…?

Po paru minutach z dziury wyłoniła się uśmiechnięta głowa El.

–  Czy tam w dole… – Zaczęła, a uśmiech jej koleżanki potwierdził przypuszczenia

Metty. – Żartujesz! Myślałam, że to tylko legendy!

–  Ależ skąd. Ścieczne elfy istnieją i mają się dobrze – powiedziała elfka, wychodząc

ze ścieków i przykrywając z powrotem dziurę.

–  Tam zresztą są znacznie bliżej natury niż na powierzchni… Przynajmniej tak twierdzi moja babcia – mrugnęła łobuzersko, widząc niedowierzanie malujące się na twarzy Metty. – Babcia mówi, że nie masz się martwić. Od tego całego „zatrucia pokarmowego” się nie umiera. Twoje dolegliwości same miną najpóźniej za dwa dni. Masz unikać tego, co jadłaś ostatnio, podobno Twój żołądek uznał to za paskudne.

 Metty głośno odetchnęła z ulgą, po czym sięgnęła pamięcią do wczorajszej uczty z okazji urodzin jej taty i zamarła.

 Jak powiedzieć mamie, że po zjedzeniu jej dań lekarz postawił na niej krzyżyk?

 

Koniec

Komentarze

Ciekawy koncept opowiadania i nawet zabawna puenta, gdyby nie jedno pytanie – co takiego gotuje matka Metty? ;)

Natomiast odczuwam, że samo uniwersum nie zostało wykorzystane w pełni. Gdybym zastąpił te wszystkie elementy zwykłym światem – to nic by się nie zmieniło. To raczej dekoracja, tło, a nie pełnoprawna część tekstu.

Technicznie parę potknięć widzę, ale żadne specjalnie nie utrudniało czytania.

Podsumowując: małe wybuchy, ale nic wielkiego. Widzę tutaj trochę niewykorzystanego potencjału.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Zgadzam się z NWM – jest jakaś puenta, ale mogła wybrzmieć lepiej. I brzytwie Lema tekst chyba by się nie oparł.

Spodobał mi się pomysł elfów ściekowych (wcześniej nie słyszałam o takiej rasie, a to przecież wypisz, wymaluj urban fantasy), szkoda, że nie pociągnęłaś w tę stronę.

Wita Cię rząd pięknych pielęgniarek.

Ty, twój itp. w narracji drugoosobowej pisałabym małą literą. W dialogach obowiązkowo.

Babska logika rządzi!

Chyba trochę się powtórzę. Tekst ma dużo niewykorzystanego potencjału, a szkoda. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o świecie, który opisujesz.  Momentami trochę kojarzyło mi z twórczością Anety Jadowskiej. 

Jeśli chodzi o samo pisanie, moim zdaniem jest całkiem nieźle. Przede wszystkim, opowiadanie czyta się płynnie i widać, że masz dużo pomysłów. Mam nadzieję, że rozwiniesz je w następnych tekstach. Powodzenia. :) 

Momentami trochę kojarzyło mi z twórczością Anety Jadowskiej. 

Może przez “Thoruń”? ;-)

Babska logika rządzi!

Trochę ciężko było rozwinąć świat mając do dyspozycji jedynie 7200 znaków :c Może popełnię jeszcze jakieś dłuższe opowiadanie w tym świecie, bo w sumie przyjemnie mi się o nim pisało. Dzięki za wszystkie komentarze :)

Xiclu!

Finklo, tak. :) 

Kiedy przeczytałam o “Thoruniu” od razu zaczęłam się zastanawiać, skąd ja to znam. :D 

 

PaniPando, chciałabym dowiedzieć się więcej o Thoruniu i jego mieszkańcach. Może napiszesz w tym uniwersum jakiś dłuższy tekst? Ściekowe elfy to zbyt dobry pomysł, by go nie wykorzystać. Mnie tekst, mimo widocznych usterek, podobał się. Był sympatyczny, utrzymany w lekkim tonie, a postaci dawały się lubić (może prócz lekarza i pielęgniarki – paskudy >:). Mocno uderzyła mnie Twoja wstawka jako narratorki, która niewiele wnosiła, a trochę mąciła w odbiorze. Moim zdaniem w tego typu tekstach, lepiej unikać podobnych komentarzy odautorskich. Fajny utworek, przyjemnie się czytało, pracuj dalej nad warsztatem, a sądzę, że masz szanse zgarniać nagrody :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Mnie się nawet podobało, chociaż zgadzam się z poprzednikami – tekst i koncept miał potencjał, przyduszony limitem znaków. Czytałam z zainteresowaniem i uśmiechem, zdając sobie sprawę z tego, że to, co miło się zaczęło, musi zaraz skończyć i nawet nie zdąży się rozwinąć. No i puenta, mimo pewnej dowcipności, dla mnie jednak trochę taka mdła.

Publikując opowiadanie na tej stronie, nie musiałaś ograniczać się do limitu znaków wyznaczonego w konkursie, tekst by na tym zyskał, a w obecnej formie, mimo niezłego pomysłu, opowiadanie niespecjalnie przypadł mi do gustu.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

cięż­ko było uwie­rzyć… –> trudno było uwie­rzyć

 

Metty szyb­ko prze­szła przez wszyst­kie kroki. Wy­szła wła­śnie z kap­su­ły lecz­ni­czej… –> Jak przechodzi się przez kroki? Powtórzenie.

Proponuję: Metty szyb­ko prze­szła wszyst­kie etapy. Opuściła wła­śnie kap­su­łę lecz­ni­czą

 

z któ­ry­mi uzdra­wia­ją­ce fale radzą sobie w oka mgnie­niu. –> …z któ­ry­mi uzdra­wia­ją­ce fale radzą sobie w okamgnie­niu.

 

–  Oba­wiam się, że Pani przy­pa­dek nie jest ule­czal­ny. –> –  Oba­wiam się, że pani przy­pa­dek nie jest ule­czal­ny.

Formy grzecznościowe, podobnie jak zaimki, piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Pie­lę­gniar­ka ukło­ni­ła się, wy­py­cha­jąc zdez­o­rien­to­wa­ną

dziew­czy­nę na scho­dy. –> Zbędny enter.

 

– Za­czę­ła uspo­ka­jać ją elfka, gdyż tłum ludzi

prze­cho­dzą­cych obok CM… –> Jak wyżej.

 

Za­czę­ła, a uśmiech jej ko­le­żan­ki po­twier­dził przy­pusz­cze­nia

Metty. –> Jak wyżej.

 

po­wie­dzia­ła elfka, wy­cho­dząc

ze ście­ków… – Jak wyżej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zaczęło się, skończyło, dało się dość gładko przeczytać, bo niedługie i w sumie tyle. Wymyślone realia  – na plus, parę nieco zbyt szkolnych zdań – na minus (np. wspomniana przez Rosebelle wstawka narracyjna). Ogólnie średnio, przy czym widać pole do rozwoju i kolejne opowiadania mają szanse być lepsze.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Ciekawy pomysł i fajne wykonanie, do tego trochę humoru, choć chyba czegoś mi w tym końcu brakuje, czegoś więcej o mamie Metty i jej kulinarnych poczynaniach :)

Mi się bardzo spodobało :) Świat jaki wykreowałaś w tym krótkim opku bardzo mi odpowiada – przedstawiłaś go na tyle, że z łatwością w wyobraźni można sobie domalować całą pozafabularną otoczkę :) I zabawne zakończenie oczywiście na plus :) Pozdrawiam!

Verman

Odrealniony opis polskiej służby zdrowia od razu klasyfikuje tekst jako urban fantasy. :)

Rozumiem limit znaków, ale temat ledwo liźnięty. Powrzucałaś kilka interesujących informacji zaciekawiając czytelnika, by po tym błyskawicznie przejść do finału. Historia urywa się, kiedy zaczyna się rozkręcać. A szkoda, jest pole do działania w zakresie ściekowych elfów. 

 

Wiem, wiem, mam problemy z dialogami i interpunkcją. Ale starałam się.

Akapity w niektórych miejscach też się rozjechały. ;)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Fajne

Lęk przed przegraną gwarantuje porażkę.

A mi się podobało tak jak jest :) Może te zatrucie w finale nie jest tym, czego oczekiwałem, ale całość dobrze się broni. Ja tam widzę świat i taki mi pasuje. Myślę, że warto trzymać się tego uniwersum i coś tam jeszcze napisać. Przyjemny tekst, który czytałem z zaciekawieniem. Pozdrawiam.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka