Skończyła się ostatnia rozmowa tej zmiany. Kiedy irytujący głos klienta w słuchawkach wreszcie ucichł, Nick wziął głęboki oddech i odczekał kilka sekund. Zegar na monitorze pokazywał kilka minut do północy. Dioda przy kamerze wpatrzonej prosto w jego twarz mrugała dyskretnie.
Wydech.
– Dobrze ci dziś poszło! – Usłyszał radosny głos w słuchawkach.
Mistrzyni Uśmiechu, Który Słychać Przez Telefon Nawet na Koniec Nocnej Zmiany. Zawsze pełna entuzjazmu, patologicznie pozytywna, tak bardzo dbająca o dobry nastrój wszystkich dookoła. Cholernie chciało mu się spać.
– Nick, jesteś tam?
– Tak, tak, cześć Irmina.
– Bardzo dobrze. Nick sprawiłeś, że czuję się szczęśliwa. Masz dziś sto procent zadowolonych rozmówców! Chłopaku, tak trzymaj, ludzie lubią z tobą rozmawiać, to jest piękne! Właśnie o to nam chodzi!
“Zawsze jesteś szczęśliwa” pomyślał Nick. Jej słuchawkowy szczebiot jeszcze chwilę próbował uszczęśliwiać Nicka, ładować go dobrą energią, dziękować, zachęcać.
Parę sekund przed dwunastą padło tak wyczekiwane przez Nicka “kończymy, dzięki za dziś”. I ku zaskoczeniu Nicka:
– Jesteś zmęczony, wyśpij się.
To ostatnie akurat było nowe. Tak jak Nick stosował w rozmowach z klientami wyświetlane na monitorze podpowiedzi, tak Irmina prowadziła swoje rozmowy z pracownikami call center. Przynajmniej o to Nick ją podejrzewał. Schematy kilkuminutowych podsumowująco-coachingowych rozmów owszem, różniły się, w zależności od wyników z każdego dnia. Omawiali trudniejsze przypadki, nieudane rozmowy z niskim indeksem zadowolenia klientów. Były feedbacki, retrospekcje i rekomendacje.
Jednak starego weterana call center trudno było zwieść, Nick wyczuwał skrypty, utarte szlaki, scenariusze, rozgałęziające się ścieżki konwersacyjne.
Tym razem, Nick naprawdę był zmęczony. I Irmina to zauważyła.
Praktycznie od razu po rozmowie z Irminą, wpadł mail z informacją o przelewie dniówki. Gdy telefon bezskutecznie walczył o jego uwagę dyskretnymi wibracjami, Nick wyplątywał się z zestawu słuchawkowego, wyłączał komputer i kamerę, sprzątał biurko , głównie z dziesiątek zarysowanych postaciami robotów i robocików kartek i karteczek. Kilka z tych machinalnie powstałych rysunków obejrzał i szybko podarł. Cała armia robotów wylądowała w koszu na śmieci.
Nick bardzo lubił wychodzić z ciepłego biura w zimną noc miasta. Rześkie powietrze stawiało na nogi, a odbijająca się echem od szklanych tafli cisza wyludnionej o tej porze dzielnicy biznesowej – działała odstresowująco. Światła neonów, logotypów, LED-ów rozświetlały mgiełkę oddechu uciekającego w chłód nocy. Tego dnia było naprawdę zimno, Nick naciągnął kaptur i szybko ruszył w kierunku czekającego Ubera.
Telefon znów zaczął się dobijać do świadomości Nicka, tym razem skuteczniej, nie był już ograniczony do samych wibracji. Aplikacja poinformowała Nicka, że ktoś jeszcze zamówił kurs i jest okazja na share. Zaakceptował – to ktoś z firmy. Wsiadł do auta, szybko zabezpieczył się przed koniecznością rozmowy z kimkolwiek wielkimi, wypełnionymi basem słuchawkami. Z biura wytoczył się zwalisty facet, też z CC. Rozejrzał się niepewnie i ruszył w kierunku auta.
Nick naprędce stworzył istną fortecę. Od góry zasłaniał go kaptur. Po bokach chroniły go słuchawki. Twarz podświetlał ekran smartfona – pole siłowe Internetu. Nie do zdobycia. Jednak – intruz ośmielił się przypuścić szturm. Coś, jakiś minimalny ruch, kazał Nickowi spojrzeć na kolesia, siedzącego obok. Kiedy napotkał jego podkrążone oczy i zobaczył, że ten coś do niego mówi – nie miał już wyjścia. Twierdza padła. Zdjął słuchawki i zblokował telefon.
– Czy do Ciebie też dzwonią? – Bez wstępu zapytał współpasażer.
– Że co?
Pan Żaba (jak go sobie na początku szybko ochrzcił Nick ze względu na wyłupiaste oczy), przedstawił jako Bart. Po chwili Nick zaczął szukać w głowie innego przezwiska – nawiązującego do naprawdę nieświeżego oddechu który opanował wnętrze taksówki.
– No wiesz, czy dzwonią do Ciebie…
– Nie no co ty, pracuję w CC i nikt do mnie nie dzwoni. – Nick zaczął się nakręcać. – Siedzę 8 godzin rozumiesz, i kurwa zero telefonów!
– Ej spoko, OK? – Bart zabrzmiał trochę groźnie, a Nick właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że tak naprawdę – jest od niego dużo, dużo mniejszy.
– Dobra, nie chcesz gadać, to nie. – Dodał
Nick już zakładał z powrotem słuchawki, Bart jednak mówił dalej, więc się wstrzymał.
– Po prostu miałem dziwną rozmowę, ponoć niedawno zaczęli dzwonić dziwacy w imieniu innych klientów ot co. Nie miałeś jeszcze takich? Tacy… spokojni. Nie wiesz – wkurwiony? – Zadowolony? System też nie jest w stanie tego rozpoznać i źle podpowiada. Możesz być nie wiem jak słodki – jadą tak konkretnie, że nie pogadasz. To chyba jacyś jebani prawnicy.
Bart wyczekująco przyglądał się Nickowi. Na szczęście auto zaczęło zwalniać, by w końcu zatrzymać się pod blokiem Nicka.
– Nie wiem o czym mówisz chłopie, wyśpij się, jesteś zmęczony, nara. Umyj zęby.
Gdyby nie to, że temat dziwnych prawników wrócił dość szybko i dotknął jego samego, Nick zapamiętałby z tamtej nocy wyłupiaste oczy Barta i jego kapciowy oddech.
– Dzień dobry, jestem asystentem państwa klienta.
– Dzień dobry z tej strony Nick, w czym mogę pomóc?
Gość mówił bezbarwnie, zero emocji w głosie. Biometria głosu – niby w porządku, klient został zidentyfikowany – jako klient. Wykres emocji – płaski. Jednak system podpowiedzi na monitorze zachowywał się dość niepewnie. Na wszelki wypadek kazał się Nickowi uśmiechać i dopytać o dane klienta. Dodatkowa weryfikacja poszła bardzo sprawnie. Loginy, hasła abonenckie, numery klienta.
Kolejnych kilka minut szybko zmieniło się w jazdę bez trzymanki. Gość zgłosił reklamację. Sprzęt nie spełniający oczekiwań klienta, zwrot kasy. Nie zepsuty, czy felerny. Po prostu – nie spełniający oczekiwań. Sytuację próbował ratować system, podpowiadając mu propozycje alternatywnych rozwiązań – może wyślemy kogoś, zrobi szkolenie, dołożymy pakiet gratis? Może wymiana? Wszystkie standardowe zagrania pojawiały się i znikały na ekranie ale Nick nie miał nawet możliwości dojść do słowa.
Pan asystent wyrecytował podstawy prawne, wskazał termin zwrotu pieniędzy wynikający z zapisów gwarancji, dołożył jakieś kary wynikające z jakiegoś kodeksu, a na koniec – poprawił prawami konsumenta i regulaminem świadczenia usługi. Na ekranie emocje klienta – nadal zero. Nick był w całkowitej defensywie.
Nagle włączyła się Irmina. Bezceremonialnie odcięła mikrofon Nicka i dość brutalnie wcięła się w rozmowę – bez słowa wstępu wyrecytowała serię przepisów, zapisów, paragrafów i punktów. Nick był pewien, że po takiej serii ciosów facet nie wstanie. Tym bardziej, że pierwszy raz usłyszał Irminę mówiącą głosem tak wypranym z wszelkich emocji, w z tym jej słynnego, słyszanego przez telefon, uśmiechu. Nie brzmiała miło. Gość odpowiedział Irminie sekwencją błyskawicznie zacytowanych przepisów, dokładając do tego wykładnię prawną. Irmina natychmiast przywołała kolejne paragrafy i zrewanżowała się interpretacją profesora którego nazwiska Nick nie zrozumiał. W ogóle, po pewnym czasie Nick przestał rozumieć cokolwiek. Rozmawiali coraz szybciej. Z początku nawet zabawnie brzmiąca, przyspieszona paplanina, przerodziła się w niezrozumiałe pasmo pisków i sygnałów.
Nick był pewien, że coś się zepsuło. Zdjął popiskujące słuchawki i spojrzał tępo w monitor, na którym transkrypcja rozmowy z klientem wyglądała jakby ktoś błyskawicznie wklejał całe bloki tekstu.
Robocik z niedokończonego rysunku na kartce przyklejonej do biurka przyglądał się Nickowi ze złośliwym uśmieszkiem.