- Opowiadanie: Draquo Storm - Charon - Część 1 cyklu Belisarius

Charon - Część 1 cyklu Belisarius

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Charon - Część 1 cyklu Belisarius

Jego samolot wylądował na lotnisku w Pyrzowicach z niewielkim opóźnieniem. Przez okienko obserwował pas startowy oraz inne poruszające się samoloty skąpane w jasnych promieniach słońca. Po odprawie odebrał swój samochód z przylotniskowego parkingu i ruszył do domu. Wracał właśnie z całotygodniowej konferencji w Berlinie i nie marzył o niczym innym jak tylko o powrocie do domu i do swojej żony Małgosi. Był w dobrym humorze, a niemal bezchmurne niebo i ciepłe promienie słoneczne dobrze współgrały z jego nastrojem. Wyobrażał sobie kolację, jaką mu przygotuje Gosia, jak razem pooglądają telewizje, a on nabierze sił przed kolejnym tygodniem pracy. Ta ostatnia myśl nie napawała go optymizmem i radością mimo, iż lubił swoją pracę, ale był po prostu bardzo zmęczony. Jechał właśnie autostradą A4 wzdłuż Rudy Śląskiej, kiedy w jego głowie eksplodował ból. Było to tak niespodziewane, a ból tak wielki, że na chwilę stracił panowanie nad samochodem i wóz zatańczył gwałtownie. Szybko odzyskał kontrolę i jakoś udało mu się zjechać na boczny pas. Nie mógł prowadzić, bo przed oczami latały mu mroczki i ledwo widział drogę przed sobą.

– Co jest kurwa! – z jego gardła wydobył się charkot, który miał być krzykiem

Miał ochotę wyć z bólu, ale gardło miał dziwnie zaciśnięte, więc mógł tylko jęczeć i modlić się w duchu by przeszło. Jego ojciec cierpiał na potworne bóle głowy spowodowane guzem mózgu, więc pomyślał, że to może być dziedziczne i właśnie dopadło jego. Ojciec na szczęście przeżył, bo chorobę zdiagnozowano w miarę wcześnie, ale on nie musiał mieć tyle samo szczęścia. Cierpienie rozsadzające mu czaszkę nie zamierzało ustępować, a to co czuł do tej pory okazało się jedynie tylko przygrywką do prawdziwych męczarni. Na całe szczęście ludzki układ nerwowy ma ograniczoną wytrzymałość i szybko zapadł się w błogi niebyt nieświadomości.

 

Nie wiedział ile czasu był nieprzytomny, ale budząc się czuł jakby budził się po wielogodzinnej popijawie z kacem gigantem. Jednakże taki ból był po pierwsze znajomy i do zniesienia, a po drugie nadzwyczaj szybko ustępował. Spojrzał przez okno samochodu i zamarł zdumiony. Znajdował się w środku jakiegoś miasta, ale nie miał pojęcia jak tu trafił. Czytał gdzieś historie o ludziach, którzy lunatykując prowadzili samochody, rozmawiali z ludźmi i robili jeszcze inne rzeczy, ale widział z całą pewnością, że nie jest lunatykiem. Myślał nad tym przez chwilę, ale nie potrafił wymyślić żadnego sensownego wyjaśnienia tego, jakim cudem przeniósł się z autostrady A4 do nieznanego sobie miasta. W dodatku to miasto było jakieś dziwne, był pewien, że na Górnym Śląsku nie ma takiego. Przywodziło na myśl Baker Street rodem z filmów o Sherlocku Holmesie, które kiedyś oglądał. Te same kamieniczki, latarnie i brukowana ulica. Jedyna różnica polegała na tym, że owe latarnie były elektryczne, a przy krawężnikach stały samochody. Kolejną niezwykłą rzeczą było to, że nigdy wcześniej nie widział na ulicy tylu pojazdów z różnych okresów motoryzacji. Były tam nowoczesne samochody jak na przykład ta toyota avensis, która była zaparkowana przed jego samochodem. Po drugiej stronie ulicy stały co najmniej dwa fordy k, czyste i lśniące. Wysiadł z samochodu przytrzymując się drzwi, nie był bowiem pewien czy nogi utrzymają go. Była już noc więc jedynym źródłem światła były te wiktoriańskie latarnie i światło padające z części okien kamienic. Ulica wydawała mu się z początku wyludniona, ale wydawało mu się, że zauważył jakiś ruch na granicy kręgu światła jednej z latarni.

– Halo?! Jest tam kto?! – zawołał niepewnie

Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, ale miał uczucie bycia obserwowanym. Nagle w świetle tamtej latarni pojawiły się trzy postacie, który pasowały do tej okolicy jak pięść do nosa. Ogolone na łyso głowy, t-shirty, dżinsy. Nie wyglądali zachęcająco. W tej chwili coś błysnęło w dłoni jednego z nich. Nóż. Pozostali też byli uzbrojeni, jeden w kij baseballowy, a drugi w metalową rurkę. Zaczął się powoli cofać w stronę samochodu, od którego odszedł na parę kroków. Jeszcze się na niego nie rzucili, obserwowali go czujnym wzrokiem drapieżców. Kiedy był już przy drzwiach rzucił się do środka zatrzaskując za sobą drzwi. Nacisnął guzik zamykający wszystkie drzwi i wtedy okno po jego lewej rozprysło się w milionach odłamków. Silne ramię wywlokło go z samochodu prosto na bruk drogi. Pierwszy cios spadł na jego plecy, gdy próbował się podnieść. Kolejne posypały się na niego nie pozwalając mu dojść do siebie po pierwszym. Uderzenia były metodyczne i niespieszne, oprawcy najwyraźniej nie bali się, że ktoś im przerwie. Ból znowu zagościł w jego ciele, ale tym razem nie koncentrował się w jednym konkretnym miejscu. Pojawiał się we wszystkich miejscach, na które spadały uderzenia kija i pałki. A kopniaki? Nie zapominajmy o kopniakach dosięgających jego brzucha i żeber. Na razie nie użyli noża, ale co będzie jak obecna zabawa im się znudzi? Nagle rozległ się dźwięk, który znał jedynie z filmów o Rambo i innych tego typu obrazach. Seria z AK-47, kałasznikowa. W tym momencie uderzenia ustały, a on został na miejscu kontemplując swój ból. Poczuł, że ktoś przewraca go na plecy.

– Are you all right? – przez zasłonę bólu przedarło się pytanie

„Co on, kurwa ślepy?! Przecież właśnie niemal został zakatowany na ulicy. Czy on myśli, że mu powiem: I'm fine but this road is very uncomfortable?!" – pomyślał

Otworzył oczy i spojrzał na swojego wybawcę. Wyglądało na to, że to jakaś pieprzona noc cudów, bo oto stał przed nim facet z kałachem, ubrany w mundur polskiego antyterrorysty mówiącego po angielsku z niezłym akcentem.

– A jak myślisz idioto? Czuje się zajebiście, jak zawsze gdy trzech łysoli próbuje mnie zajebać na środku ulicy. – powiedział próbując się podnieść

– Polak? – zdziwił się antyterrorysta – Co ty człowieku robisz w takim miejscu o tej porze? Dzielnica 2301 to nie miejsce na nocne spacery.

Jaka znowu dzielnica 2301? Co to za miasto? Słyszał, że w Paryżu numeruje się dzielnice, ale daleko tam było do takiej liczby. Tymczasem poziom bólu jaki odczuwał w całym ciele obniżył się przechodząc w tępe pulsowanie.

– Rozepnij koszule, muszę sprawdzić czy nie połamali ci żeber. – powiedział policjant

Rozpiął koszulę, a policjant obmacał mu żebra wywołując syknięcia bólu.

– Masz szczęście, nie jestem lekarzem, ale uczyli mnie kiedyś na kursie jak poznać, czy ktoś ma połamane żebra. Twoje są całe. Chyba skończy się na samych siniakach. – powiedział antyterrorysta – Jestem Arkadiusz Domagalik. Pomogę ci wstać.

– Tomasz Orzeł. – przedstawił się kiedy policjant pomagał mu wstać

– Miło mi. – powiedział Domagalik – Więc jak, powie mi pan co robił w takiej dzielnicy po zmroku?

– Wróciłem z konferencji w Berlinie i właśnie jechałem A4-ką, kiedy nagle rozbolała mnie głowa. – opowiadał Orzeł zapinając koszulę – Straciłem przytomność i ocknąłem się tutaj.

– Miał pan wypadek samochodowy? – spytał Domagalik

– Spójrz pan na mój samochód, czy tak wygląda wóz po wypadku na autostradzie? – spytał retorycznie Orzeł – Zjechałem jakoś na boczny pas, więc nie ma raczej szans na to, że ktoś się ze mną zderzył.

– W tej sytuacji stan samochodu jest bez znaczenia. – stwierdził Domagalik – Twierdzi pan, że nie miał wypadku?

– Nie miałem żadnego pieprzonego wypadku! Ile razy mam to powtarzać?! – krzyknął zirytowany Orzeł

– Niech się pan uspokoi. Wiem, że przeżył pan tutaj paskudne spotkanie z tymi trzema, ale wrzeszczenie na mnie w niczym panu nie pomoże. – powiedział spokojnym głosem Domagalik – Mogę panu pomóc, ale musze wiedzieć dokładnie co się stało.

Orzeł wziął głęboki oddech i powiedział:

– Było jak mówiłem. Ból głowy, utrata przytomności i pobudka tutaj. Szukałem informacji o tym gdzie jestem i napotkałem tych trzech. Potem pojawił się pan. No właśnie, co to za miasto?

– To, co pan mówi jest nieprawdopodobne. Nie słyszałem o tym, żeby ktoś trafił do miasta w taki sposób. – powiedział Domagalik powoli

– Dowiem się w końcu, co to za miasto? – spytał Orzeł

Policjant spojrzał na niego niepewnie, jakby nie wiedział czy odpowiedzieć na to proste pytanie.

– To jest Zaświat. – powiedział powoli Domagalik

– Zaświat? Takiego miasta nie ma na Śląsku, a nawet w całej Polsce. – powiedział Orzeł zdziwiony

– To prawda, ale my nie jesteśmy w Polsce. – odparł policjant – Zaświat to miasto, do którego ludzie trafiają po śmierci.

Orzeł spojrzał na policjanta zastanawiając się czy nie ma przypadkiem do czynienia z wariatem. To, co mówił Domagalik nie miało sensu, bo on Tomasz Orzeł żył. Z drugiej strony, skąd się wziął w tym dziwnym mieście? Orzeł czytał książki sensacyjne i oglądał filmy, więc mógł sobie wyobrazić, że w samolocie podano mu wolno działającą truciznę lub narkotyk, a następnie porwano z autostrady. Ten cały Domagalik mógł być szefem jakiejś grupy i teraz odstawiał przed nim jakiś teatrzyk, ale po co? Pokręcił w myślach głową, wiedział, że takie rzeczy nie zdarzają się takim jak on, zwykłym ludziom. A może to ja wariuje? – zadał sobie pytanie. Nie to niemożliwe! Kiedyś myślał o studiowaniu psychologii i wiedział, że wszystkie psychozy narastają stopniowo. Nie pojawiają się nagle waląc człowieka w mordę i wysyłając go do wymyślonych zaświatów. Postanowił, że weźmie za dobrą monetę to, co mówi policjant, ale będzie się uważnie rozglądał. Będzie szukał dowodów na to, że to tylko zwariowany sen na jawie.

– Próbuje mi pan wmówić, że trafiłem do zaświatów, ale to nie ma sensu, bo ja żyje! – powiedział Orzeł

– Żyje pan, albo tylko tak się panu wydaje. – powiedział Domagalik – Wiele osób nie przyjmuje do wiadomości tego, że umarli. Zaprzeczają faktom, a czasem wymyślają nowe.

Orzeł pokręcił tylko głową, chociaż miał ochotę wrzasnąć facetowi w twarz by skończył to psychologiczne pieprzenie, bo nic sobie nie wymyślił. Po prostu jakimś cudem trafił do tego miejsca.

– Tak czy inaczej możemy to szybko ustalić w fabryce. – powiedział Domagalik

Orzeł miał już spytać, o jakiej znowu fabryce mówi ten gliniarz, ale przypomniał sobie serial, który oglądał jakiś czas temu na „dwójce" – Pitbull. W nim właśnie nazywano komendę policji fabryką.

– Jasne, czemu nie. – powiedział – Możemy jechać na komendę.

– Świetnie, mój radiowóz jest niedaleko. – powiedział Domagalik uśmiechając się

– A co z moim samochodem? – spytał Orzeł przypominając sobie o swoim pojeździe

– Myślę, że nie ma powodu by nie jechać w dwa samochody. – odparł policjant – Podrzuci mnie pan, panie Orzeł do radiowozu a potem pojedzie za mną.

– W porządku. – odparł Orzeł

Wsiedli do samochodu i już po chwili Domagalik przesiadał się do swojego samochodu by kontynuować jazdę na komendę miejscowej policji. W momencie, kiedy dojechali na miejsce Orzeł przeżył szok. Parkował przed nieźle utrzymaną ceglana kamienicą, przed którą stał rząd radiowozów. Nad głównym wejściem złotymi literami napisano: Komenda Policji miasta Zaświat, dzielnica 51. To właśnie ten napis wywołał u Orła szok, bo dopiero on uświadomił mu dosadnie, że to, co mówił Domagalik to prawda. Gapił się na ten napis do momentu, kiedy policjant nie postukał palcem w szybę po jego lewej.

 

Komendantem był wysoki szpakowaty mężczyzna o surowych rysach twarzy. Przedstawił się jako Jerzy Bielski.

– Proszę spocząć panie Orzeł. – powiedział miłym głosem – Uprzedzono mnie i pana przybyciu. Wiem co pana do mnie sprowadza i już posłałem po specjalistę, który rozproszy nasze wątpliwości.

– Ja nie mam żadnych wątpliwości. – powiedział Orzeł – Żyje i trafiłem tu przez pomyłkę.

Uprzejmy uśmiech pojawił się na twarzy Bielskiego.

– Oczywiście, ale musi pan zrozumieć, że taka sytuacja nie zdarza się często. Będę z panem szczery, jeszcze nigdy nie słyszałem o takim przypadku, a trochę już tu jestem. – powiedział komendant – Słyszałem co prawda o pewnych błędach w przeszłości, ale one wyglądały inaczej.

– To znaczy? – spytał Orzeł

– Dawno temu zdarzyła się podobno taka pomyłka. Ktoś wysoko postawiony pomylił się i wpisał nie właściwą osobę do księgi umarłych. Tamta osoba nie zniknęła jednak, ale umarła gwałtowną śmiercią. Pan zaś twierdzi, że trafił tu za życia razem z ciałem. – wyjaśnił Bielski

– Jak mogę potwierdzić moją wersję? – spytał znowu Orzeł

– Uznałem, że najszybciej będzie, jeżeli skontaktuje się z Charonem i zapytam. – powiedział Bielski

– Jest pan na ty z mitycznym przewoźnikiem? – spytał zdziwiony Orzeł

– Oczywiście, że nie. – roześmiał się komendant – Za wysokie progi dla mojej skromnej osoby. Charon to nazwa firmy przewozowej, której właścicielem jest człowiek o tym imieniu. Jego pracownik przyjedzie tutaj z właściwymi dokumentami i sprawdzimy jak to z panem jest. To chwilę potrwa, więc może napije się pan czegoś? Kawy? Herbaty? Czegoś mocniejszego?

– Poproszę kawę z mlekiem. – powiedział Orzeł

Bielski podszedł do jednej z szafek, która okazała się zabudowaną kuchenką wyposażoną w zlewozmywak, czajnik elektryczny i mikrofalówkę. Już po chwili czajnik zabulgotał i komendant zalał dwie kawy, jedną czarną i jedną z mlekiem.

– Proszę. – powiedział kładąc filiżankę przed Orłem

– Dziękuje bardzo. – powiedział uprzejmie Orzeł – Szczerze mówiąc nie tak to sobie wyobrażałem.

– Słucham? – Bielski nie zrozumiał

– Niebo. – wyjaśnił Orzeł – Mimo tego, że zostałem napadnięty i pobity, to miasto nie przypomina piekła. Gdzie się podziały anioły i oświetlająca wszystko światłość Boga?

– Musze pana rozczarować, nie jesteśmy w niebie. – powiedział Bielski i zaraz dodał uspokajająco – W piekle oczywiście też nie jesteśmy, ani w czyśćcu.

– Więc gdzie jesteśmy? – spytał zdziwiony Orzeł

– To trudno wytłumaczyć. – westchnął komendant – Zaświat to miejsce gdzieś pomiędzy światem żywych, niebem, piekłem czy też czyśćcem. Trafiają tu ludzie, którzy nie pogodzili się ze swoją śmiercią, którzy kurczowo trzymają się poprzedniego życia. Miasto powstało, aby dać im czas na oswojenie się z faktem, że nie należą już do świata żywych.

– A kiedy już to nastąpi trafiają tam, gdzie ich miejsce? – spytał Orzeł, gdy już przetrawił to co usłyszał – A jeśli taka osoba chce tu mimo wszystko zostać?

– Przenisienie jest natychmiastowe. – odparł Bielski – Każdy z nas wcześniej czy później odejdzie stąd.

– Widzę, że tak jak na Ziemi i tutaj policja musi pilnować porządku. Gdyby nie interwencja pana Domagalika tamci zakatowaliby mnie na śmierć i wtedy byłbym pełnoprawnym obywatelem tego miasta. – powiedział gorzko Orzeł

– Niestety Zaświat jest bardzo podobny do Ziemi i policja jest potrzebna. – powiedział ze smutkiem Bielski

– A tak z ciekawości kto tym wszystkim zarządza, to znaczy miastem? – spytał Orzeł

– Rozumiem, że pyta pan czy rządzą nami faceci z skrzydłami czy też ci z rogami? – spytał Bielski, a gdy Orzeł potwierdził powiedział – Ani jedni, ani drudzy. Mamy demokrację i sami wybieramy naszych rządzących.

– To ciekawe i nikt z góry lub dołu nie wtrąca się do tego, co robicie? – spytał zaintrygowany Orzeł

– O ile nie stanie się coś co wymusi taką reakcję to nie. Szczerze mówiąc nie słyszałem o takim przypadku. – odparł komendant

Zapadła cisza, którą jednak przerwał dzwonek telefonu.

– Proszę wybaczyć. – powiedział Bielski podnosząc słuchawkę, a Orzeł tylko kiwnął głową – Słucham? Proszę wpuścić.

– Przyjechał człowiek z Charona. – powiedział do Orła po odłożeniu słuchawki

Po chwili drzwi do biura komendanta otworzyły się i stanął w nich człowiek o potężnych rozmiarach. Ubrany był w grafitowy garnitur opinający jego wydatny brzuch.

– Nazywam się Max Stoiber, jestem przedstawicielem firmy Charon. – przedstawił się mówiąc z wyraźnym niemieckim akcentem. Podał rękę najpierw Bielskiemu, a następnie Orłowi. Po tym powitaniu spojrzał na Orła uważniej – Domyślam się, że to pan jest powodem, dla którego mnie tu wezwano.

– To prawda. – powiedział Orzeł – Trafiłem tu przez pomyłkę, ja żyje!!

– No cóż, zaraz się przekonamy jak to z panem jest. – powiedział Stoiber

Przedstawiciel Charona usiadł na drugim krześle i otworzył torbę, którą trzymał do tej pory w lewej ręce. Wyciągnął z niej laptopa.

– Musi pan wiedzieć jedno. – powiedział zwracając się do Orła – Wiele nowych osób w mieście na początku nie może, albo nie chce uwierzyć w swoją śmierć. Bardzo prawdopodobne, że pan jednak nie żyje.

– Tłumaczyłem już, że to niemożliwe. – Orzeł starał się być cierpliwy – Poczułem olbrzymi ból, prawie nic nie widziałem, ale zdołałem jakoś zjechać na boczny pas autostrady. Nie miałem wypadku!

W między czasie system operacyjny komputera załadował się. Toiber otworzył właściwy program i poprosił Orła o podanie swoich danych. Po tej operacji kliknął przycisk szukaj i już po chwili był wynik. Na czole Stoibera pojawiła się zmarszczka, najwidoczniej coś było nie tak. Sprawdził jeszcze raz dane podane przez Orła, spytał go czy są poprawne, a on potwierdził. Popatrzył niespokojnie na Orła jakby temu nagle wyrosła trzecia ręka.

– To niewiarygodne. – powiedział tylko

– Więc jednak żyje? – spytał Orzeł z nutką zadowolenia w głosie

– Tak żyje pan, ale z czymś takim nasza firma nie miała do czynienia od bardzo, bardzo dawna. – powiedział Stoiber – Została na pana rzucona klątwa Lughara.

– Co to za cholerstwo? – spytał Orzeł zdenerwowany bo zrozumiał, że jego i tak nie łatwa sytuacja właśnie się skomplikowała

– To stare przekleństwo stworzone przez czarnoksiężnika o imieniu Lughar. – wyjaśnił Stoiber wyłączając laptop – Nie spotykaliśmy się z jego ofiarami już od wieków.

– Ta klątwa przenosi człowieka za życia w zaświaty? – spytał Orzeł coraz bardziej zdenerwowany

– Dokładnie tak, ale nie to jest w niej najgorsze. – powiedział Stoiber – Musi pan natychmiast pojechać ze mną do Charona inaczej nie wróci pan do świata żywych.

– Jak to? Dlaczego? – spytał Orzeł zrywając się z krzesła

– Po upływie doby umrze pan naprawdę. – powiedział Stoiber chowając komputer do torby

– Doba to chyba wystarczająco dużo czasu by wysłać mnie z powrotem? – powiedział niepewnie Orzeł

– Nie zna pan tutejszej biurokracji. – odparł Stoiber

 

Biurowiec korporacji Charon mieścił się oczywiście w dzielnicy portowej Zaświata, a z jego okien rozciągał się widok na Styks. Orzeł patrzył na rzekę z wysokości ósmego piętra skąd doskonale widział długie molo, przy którym obecnie cumowało dziewięć ogromnych promów. Sama rzeka przypominała raczej morze, ponieważ drugi brzeg był niewidoczny.

– Za rogiem widziałem automat z napojami, napije się pan czegoś? – spytał Domagalik, którego komendant wysłał by dopilnował spraw Orła – Ja stawiam.

– A może przejdziemy na ty? W końcu zawdzięczam panu, co nieco. Co pan na to? – spytał Orzeł

– Bardzo chętnie! – odparł Domagalik wyciągając do Orła rękę – Arek.

– Tomek. – powiedział Orzeł i uścisnął rękę policjanta – Szczerze mówiąc to napiłbym się czegoś mocniejszego. Raczej nie znajdziemy niczego takiego w tym automacie.

– Raczej nie. – przyznał Domagalik – Znam miłą knajpkę tu w okolicy, możemy tam pójść jeśli chcesz.

– A jeśli w międzyczasie przyjdzie Stoiber, żeby mnie wysłać do domu, a nas tu nie będzie? – spytał Orzeł

– Po pierwsze nie sądzę by zdążył to załatwić przed naszym powrotem, a po drugie powiem jego sekretarce, dokąd idziemy. Pasuje? – zaproponował Domagalik

Pasowało.

 

Knajpa, o której mówił Domagalik rzeczywiście znajdowała się niedaleko siedziby Charona. Był to dość duży drewniany budynek, nad którego wejściem wisiał szyld „U Tess".

– Często tu bywasz? – spytał Orzeł

– Właścicielka jest moją dobrą znajomą, więc przychodzę tu, co jakiś czas. – odparł Domagalik

Wszedłszy do środka Orzeł zatrzymał się i zapatrzył na scenę rozgrywającą się właśnie przy barze. Dwie kobiety całowały się namiętnie, a jedna z nich wychylała się przy tym zza lady. Orzeł nie był świętoszkiem i nieraz zdarzyło mu się widzieć lesbijskiego pornosa, ale mimo to czuł się jakoś niezręcznie obserwując taką scenę na żywo. Na szczęście nie trwało to długo, kobiety pożegnały się, a ta która nie stała za ladą wyszła mijając Orła i Domagalika przy drzwiach.

– Co cię tak zamurowało? – spytał Domagalik z uśmiechem obserwującego reakcję Orła

– Po prostu nie spodziewałem się zobaczyć czegoś takiego. – powiedział Orzeł, a następnie dodał szczerze – Do dzisiaj takie rzeczy to tylko na filmach widziałem.

– Zawsze musi być ten pierwszy raz. – odparł Domagalik klepiąc Orła po ramieniu – Poza tym Monika jest biseksualna, więc nic straconego.

Orzeł uśmiechnął się tylko i podszedł razem z policjantem do baru. Zamówili po piwie i usiedli przy stoliku. Okazało się, że Domagalik nie żyje od paru lat więc Orzeł opowiadał mu co się zmieniło w świecie żywych.

– Jeszcze trochę formalności i wrócę do siebie. – westchnął Orzeł pociągnąwszy łyk złocistego napoju

– Tylko pozazdrościć. – powiedział policjant z uśmiechem, ale zaraz spoważniał – Uważaj tylko żebyś tu nie wrócił szybciej niż powinieneś.

– Co masz na myśli? – spytał Orzeł patrząc uważnie na Domagalik

– Nie zapominaj, że gdzieś tam jest ktoś, kto Cię tu wysłał. Może zrobić to jeszcze raz – wyjaśnił Domagalik

W całym tym zamieszaniu Orzeł zapomniał o tym fakcie i teraz sposępniał.

– Będę musiał namierzyć tego kogoś i go unieszkodliwić. – powiedział ponuro – W końcu przyda mi się to czego nauczyli mnie w wojsku.

– Masz na myśli definitywne unieszkodliwienie? Ten kto Ci to zrobił to niezły sukinsyn, ale uważaj bo jak Cię złapią to odpowiesz jak za człowieka. – powiedział Domagalik – Nie mówię już nawet o tym co cię za to spotka po śmierci.

Orzeł zamyślił się na chwilę, a potem skinął głową.

– Rozumiem, odstrzelenie mu łba raczej nie wchodzi w rachubę. – mruknął Orzeł

– A więc byłeś w woju? – spytał policjant po chwili

Orzeł skinął głową:

– Byłem snajperem.

– O! – zdziwił się Domagalik – Dobrym?

– Myślę, że niezłym. – odparł Orzeł

Dalej pili już w milczeniu.

 

Po powrocie z baru musieli czekać jeszcze pół godziny zanim na korytarzu pojawił się Stoiber. Szybko podszedł do nich, a na jego ustach cały czas gościł szczery uśmiech.

– Mam dobre wieści panie Orzeł. – powiedział radośnie – Wszystkie formalności zostały załatwione. Brakuje nam już tylko pana podpisu na jednym dokumencie i będziemy pana mogli wsadzić na prom płynący na drugą stronę Styksu.

– Co to za dokument? – spytał Orzeł idąc za urzędnikiem Charona

– Oświadczenie, że nie ma pan pretensji do firmy Charon za zaistniałą sytuację. – wyjaśnił Stoiber

– Dlaczego miałbym mieć do was pretensje? – zdziwił się Orzeł – Przecież mi pomagacie!

– Oczywiście, naszym obowiązkiem jest panu pomóc. – zapewnił Stoiber – Chodzi tylko o to, że nasza reakcja mogła nie być tak szybka jak powinna. Niestety nie wykryliśmy pana pojawienia się od razu i dopiero policja musiała nas o tym powiadomić. Nasza firma posiada pewną renomę i nie chcielibyśmy jej stracić.

– Proszę się nie martwić nie zamierzam robić wam czarnego PR-u. Jestem wdzięczny za pomoc. – odparł Orzeł

– Dziękuję w imieniu firmy, to dla nas wiele znaczy.

 

Jak wielu uczniów przed nim Orzeł uczył się w młodości o mitach greckich. Z tych lekcji wyniósł pewne wyobrażenie mitycznego przewoźnika po rzece umarłych. Wyobrażał sobie małą łódeczkę, trochę podobną do weneckich gondoli sterowanej przez przewoźnika wyposażonego w długi drąg służący do odbijania się od dna. Okazało się, że to wyobrażenie to, co najwyżej zamierzchła przeszłość. Przed nim cumował wielki prom nieróżniący się niczym od promów, które zdarzyło mu się widzieć na Ziemi. Ten też był zdolny przewieźć wiele pojazdów i ludzi.

– Pora się pożegnać panie Orzeł, prom odpływa za dziesięć minut. – powiedział Stoiber – Pana samochód jest już naturalnie na pokładzie.

– Jeszcze raz dziękuje. – powiedział Orzeł ściskając jego dłoń

– Mam nadzieję, że nie nawalisz i zobaczymy się za ileś tam lat. – powiedział Domagalik, gdy Orzeł uścisnął mu dłoń

– Postaram się.

Orzeł wsiadł na pokład i od razu zauważył swój samochód stojący przy lewej burcie.

– Kapitan prosi by pan wsiadł do swojego pojazdu panie Orzeł. – powiedział człowiek stojący na prawo od Orła

Orzeł podszedł do samochodu i wsiadł do niego. Zobaczył kluczyki samochodu leżące obok dźwigni zmiany biegów. Wziął je i wsadził do stacyjki. Był gotowy do drogi. Nawet nie zauważył, kiedy prom ruszył, w pewnym momencie obejrzał się i zobaczył oddalające się nadbrzeże Zaświata. Zastanawiał się czy jeszcze kiedyś zobaczy to miasto. Jeżeli załatwi sprawę z tym, kto go tu wysłał to możliwe, że już nigdy. Ta ostatnia myśl trochę go zasmuciła ponieważ zdążył polubić Domagalika. Zastanawiał się jak długo potrwa podróż statkiem i gdzie wyląduje na Ziemi. Miał nadzieję, że nie tuż przed rozpędzonym Tirem.. Pomyślał, że mógłby wysiąść z samochodu i zapytać kogoś z załogi, ale właśnie wtedy spłynęła na niego ciemność i stracił przytomność.

 

Nie pojawił się przed rozpędzoną ciężarówką, ani nawet przed rozpędzonym cinquecento. Stał na jakiejś bocznej drodze. Rozejrzał się i stwierdził, że chyba tu już kiedyś był. To chyba był Wirek, dzielnica Rudy Śląskiej. Był, więc około trzydziestu minut od domu. Już wkrótce zobaczy Małgosię. Zerknął na komórkę i zaklął, oczywiście się rozładowała. Gosia pewnie się zamartwia, bo w domu powinien był już być od dawna. Zerknął na zegarek i stwierdził, że nie było go zaledwie kilka godzin, więc może nie będzie, aż tak źle. Jadąc do domu zastanawiał się jak jej wytłumaczyć to spóźnienie. Przecież, jeżeli jej opowie, że trafił do Zaświata wskutek klątwy jakiegoś czarnoksiężnika to mu nie uwierzy. Jeszcze mnie wyśle do psychologa, pomyślał. Najlepiej będzie jak powie, że samolot miał opóźnienie z powodu awarii i z Berlina wyleciał trochę później. Jeżeli spyta, czemu nie zadzwonił to powie, że komórka się rozładowała, a on nie pamięta numeru jej telefonu. To akurat była prawda, zawsze zapominał numery telefonu po wprowadzeniu ich do pamięci telefonu. Nie mieli w domu telefonu stacjonarnego, więc odzwyczaił się od wklepywania numeru za każdym razem. No trudno, pojedzie do domu i na miejscu się wytłumaczy. Dojazd do domu zajął mu pół godziny. Jechał właśnie drogą dojazdową do ich posesji, kiedy zauważył jakiś samochód zaparkowany przed ich domem. Nie był to bynajmniej policyjny radiowóz, ale jakiś zwykły Seat. Coś w głowie Orła kazało mu zatrzymać się sporo przed ich domem. Idąc w stronę domu myślał o tym skąd zna ten samochód. Widział go już wcześniej, tego był pewien. W jego umyśle przesuwały się twarze znajomych jego i Gosi. Przypomniał sobie kładąc dłoń na klamce furtki. To był samochód Sebastiana, kolegi Gosi z pracy. Co on tu robił? Ponownie kierując się głosem instynktu nie podszedł do drzwi, ale zajrzał dyskretnie przez jedno z okien i zamarł. Zobaczył Gosię ubraną tylko w czarne koronkowe majteczki i Sebastiana w negliżu. Oboje byli bardzo zajęci sobą. Orzeł odsunął się od okna i oparł się o mur. Był w takim szoku, że nie umiał się skupić. Ruszył w stronę drzwi, a z każdym krokiem czuł jak narasta w nim gniew, na żonę i na tego skurwysyna. Był już przed drzwiami, kiedy przez zasłonę gniewu przebiła się myśl. A co jeśli to ten sukinsyn wysłał go do Zaświata? Nie zabije go przecież, nie warto ryzykować piekła dla takiego kawałka gówna. Mógł, co najwyżej spuścić mu łomot i zaryzykować ponowną wycieczkę do Zaświata, gdy ten kutas dojdzie do siebie. Poczuł jak gniew opada i zastępuje go chłodna kalkulacja. Jeśli to on mi to zrobił to jak? Proste, rzucił zaklęcie. Skąd je znał? Przecież sam go nie wymyślił! Albo ktoś go nauczył, ale ma jakąś księgę zaklęć. Jeśli miał nauczyciela to z nim też będzie musiał sobie poradzić. Załóżmy jednak, że chodzi o księgę zaklęć, gdzie ją trzyma? Przy sobie? W domu? Trzeba to sprawdzić. Podszedł do samochodu Sebastiana i zajrzał do środka przez szybę. Nie dostrzegł niczego interesującego na siedzeniach i podłodze wozu, za to zobaczył, że samochód nie ma alarmu. Pewnie gdyby ten sukinsyn trzymałby to w samochodzie to w schowku albo w bagażniku. Mało, kto wiedział, że Orzeł w młodości nie był zbyt porządny. Gdyby chciał potrafiłby otworzyć ten samochód, ale nie miał odpowiednich narzędzi przy sobie, a rozbicie szyby mogłoby zwrócić na niego uwagę, a na tym mu w tej chwili nie zależało. Mimo wszystko trzymanie czegoś takiego w samochodzie byłoby chyba zbyt ryzykowne, więc należało sprawdzić dom Sebastiana i to teraz póki jest… zajęty. Orzeł rozejrzał się wokoło i nie zobaczywszy nikogo spuścił powietrze z wszystkich kół samochodu i ruszył szybko do swojego pojazdu.

 

Jakiś czas temu po imprezie w firmie żony odwiózł zbyt pijanego by prowadzić Sebastiana do jego domu. Wiedział, więc gdzie ten skurwiel mieszka. Dotarcie na miejsce zajęło mu około dwudziestu minut. Tak jak poprzednio i tym razem zatrzymał się w pewnej odległości od domu i resztę dystansu przeszedł pieszo. Sebastian mieszkał na końcu ulicy w niewielkim jednopiętrowym domku z niewielkim tarasem z tyłu. Tym razem Orzeł nie musiał być szczególnie subtelny. Wszedł na taras, który ze wszystkich stron był zasłonięty wysokim żywopłotem z choinek, owinął dłoń w szmatę z samochodu i rozbił szybę w drzwiach tarasu. Przeszukał cały parter i piętro, ale nic nie znalazł. Wrócił do salonu na piętrze i chodził po nim jak tygrys w klatce. Czyżby się pomylił? Nagle zatrzymał się i klepnął się ręką w czoło. Ten dom miał piwnicę, widział przecież okienka przy ziemi. W domu nie było żadnego wejścia, ale przecież był jeszcze garaż przytulony do jednej z ścian domu. Wyszedł z domu i podszedł do drzwi garażu, które tak jak taras znajdowały się z tyłu domu. Były zamknięte na kłódkę, ale z tą poradził sobie za pomocą szpadla, który beztrosko leżał koło jednego z piwnicznych okienek. W garażu nic nie znalazł, ale za to w piwnicy było to czego szukał. Na jednym z regałów stała skrzynka przykryta czarnym płótnem. Zanim jej dotknął obejrzał ją dokładnie, nie wyróżniało jej nic za wyjątkiem metalowej płytki przymocowane do drewna. Miała kształt wyszczerzonej głowy diabła. Orzeł zastanowił się, jeśli nie otworzy skrzynki nie dowie się czy w środku jest księga, ale z drugiej strony jeżeli jest jakoś zabezpieczona może nawet zginąć i to ostatecznie. Jeżeli zabierze skrzynkę, a ona będzie w środku pusta to niczego nie osiągnie. Musi mieć pewność, że Sebastian nie rzuci na niego jakiejś innej klątwy, bardziej skutecznej. Wyciągnął rękę spięty, gotowy w każdej chwili odskoczyć i ostrożnie dotknął skrzynki. Mijały sekundy i nic się nie stało, nawet wtedy gdy przesunął dłoń na podobiznę demona. Poczuł ulgę choć tylko na chwilę ponieważ zdał sobie sprawę, że zabezpieczone może być jedynie wnętrze skrzynki lub sam obiekt w jej wnętrzu, o ile coś w niej było. Z głośno bijącym sercem otworzył diabelską skrzynkę i zajrzał do środka. Wnętrze było obite czerwonym aksamitem, a na dnie leżała książka. Orzeł sięgnął po nią i wyciągnął, spodziewał się że coś może się zdarzyć, uderzy go piorun albo spłonie żywcem, ale nic się nie stało. Dopiero teraz obejrzał dokładnie księgę. Właściwie był rozczarowany, spodziewał się grubego tomiszcza, z metalowymi okuciami, być może zamkniętego na kłódkę, albo jakiś magiczny zamek. Tymczasem miał przed sobą książkę na oko około trzystu stronicową w czarnej twardej oprawie bez żadnych napisów. Słowem, nic specjalnego niemniej to musiało być to, w przeciwnym razie całe to włamanie traciło sens. Mógł po prostu schować księgę z powrotem do skrzynki i zabrać wszystko ze sobą, ale pod wpływem impulsu postanowił zajrzeć do środka. Otworzył ją i westchnął rozczarowany. W środku były tylko lekko pożółkłe kartki świecące dziewiczą czystością. Czyżby jednak się mylił? Jeśli tak to czemu Sebastian trzymał coś takiego w piwnicy ukryte pod tą szmatą? Jego wzrok błądził przez chwilę po piwnicy i w pewnym momencie dostrzegł długopis. Leżał niedaleko miejsca, gdzie stała skrzynka. Może to działa tak jak w tej japońskiej kreskówce, jak jej było… Notatnik Śmierci. Wpisujesz imię i nazwisko i ktoś umiera. Spojrzał jeszcze raz na twarz diabła szczerzącą się z skrzynki. Mógł się mylić, ale ten diabeł wskazywał na satanistyczne, albo wręcz diabelskie pochodzenie. Myśl o tej kreskówce przypomniała mu film o Harrym Potterze, w którym młody bohater rozmawia z wspomnieniem młodego Voldemorta przez jego pamiętnik. Powoli dochodził do wniosku, że jedynym sposobem by się czegoś dowiedzieć na pewno, jest napisanie czegoś w książce. Sięgnął po długopis i zamarł z nim centymetr nad papierem. Co napisać? Jeżeli w tej książce zamknięta jest czyjaś osobowość to chyba na początek wypadało się przywitać.

Witaj" – napisał

Przez kilka sekund nic się nie działo, ale potem litery zaczęły znikać niemal tak jak na filmie. Miał przed sobą pustą kartkę.

Witam, z kim mam przyjemność? Bo czuję, że to nie Sebastian" – litery nagle pojawiły się tuż poniżej miejsca, w którym pisał

Nie było mowy o oszustwie, właśnie rozmawiał z kimś tak jak Harry Potter w filmie, z tymże to nie był film. Co robić? Schować książkę do skrzynki i uciec z nią?

Masz rację, nie jestem Sebastianem. Jestem Tomek" – napisał. Podał prawdziwe imię bo podejrzewał, że ta istota może wyczuć fałsz tak jak wyczuła, że nie jest Sebastianem – „Kim ty jesteś? Człowiekiem czy demonem?"

Zdecydowanie tym drugim. Nazywam się Belisarius" – odpowiedź była szybka

Dlaczego jesteś w tej książce? Kto cię tam umieścił?" – napisał Orzeł. Sam widział dwie możliwości, albo był to potężny czarnoksiężnik, albo…

Niosący Światło" – odpisał Belisarius

A więc jednak – pomyślał Orzeł

Dlaczego Lucyfer to zrobił?" – napisał

Zawiodłem go" – odpowiedział demon

Podświadomie Orzeł czuł, że Belisarius nie ma ochoty o tym mówić, a on nie powinien teraz drążyć tego tematu. Czas zająć się tym co bezpośrednio go dotyczyło.

Czy to ty próbowałeś mnie zabić wtedy na autostradzie? Czy to Sebastian kazał ci to zrobić?" – zapytał

Tak i tak." – odparł demon

Musisz słuchać jego rozkazów?" – zapytał

Każdy rozkaz wpisany w tą księgę musi być wypełniony." – odpowiedział Belisarius

To by znaczyło, że księga należy do tego, kto ją aktualnie ma i każdy może z niej skorzystać. – pomyślał Orzeł – Trzeba by się jednak upewnić.

A gdybym tak wsadził Cię do tej skrzynki i zabrał Sebastianowi, próbowałbyś mnie powstrzymać?" – napisał

Jako demon nie mam nic przeciwko kradzieży, nawet jeżeli dotyczy mojej skromnej osoby." – odpisał diabeł

Orzeł zamyślił się. Belisarius nie powstrzyma go przed kradzieżą księgi, ale pozostawał jeszcze Sebastian. Orzeł nie wątpił, że zauważy on zniknięcie księgi, a kiedy wyjdzie na jaw, że powrócił z Zaświatów. Sebastian będzie wiedział, że to on ma księgę. Na pewno będzie chciał ją odzyskać. Nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł.

Czy możesz sprawić by Sebastian zapomniał o tej księdze i Tobie?" – napisał

Bez problemu." – odparł demon

Orzeł odetchnął, to rozwiązywało jeden z problemów, ale co z jego romansem z Gosią? Belizariusz mógł zapewne sprawić by straciła zainteresowanie Sebastianem i była mi wierna, ale czy mógłby z nią żyć? Ze świadomością jej zdrady? Jakimś rozwiązaniem byłoby, gdyby demon sprawił, żeby zapomniał o romansie. Nie, nie chciał by diabeł grzebał mu w mózgu, poza tym jak wyjaśniłby sobie dlaczego pojechał do Sebastiana. Może kiedyś przebaczę Gosi – pomyślał

Belisariusie chcę abyś pozbawił Sebastiana wszelkich wspomnień o Tobie, o tej księdze i skrzynce. Jeśli powiedział o Tobie mojej żonie Małgorzacie, to niech ona też zapomni. Spraw też, aby przestała z nim romansować." – napisał

Wedle życzenia." – odpisał demon

Orzeł szybko wpakował książkę do skrzynki i owinął ją tamtym materiałem. Szybko opuścił posesje Sebastiana i odjechał.

 

Na dodatek jakiś palant spuścił mi powietrze z opon. – pomyślał Sebastian stając przy swoim samochodzie.

Spojrzał jeszcze raz na dom Gosi. Co mu się stało? Nigdy nie miał problemów z wzwodem, a tu nagle coś takiego. W bagażniku miał pompkę ciśnieniową, więc była szansa, że odjedzie zanim mąż Gosi wróci. Dobrze, że jego samolot się spóźnił.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Źle zapisujesz dialogi i notorycznie nie kończysz ich kropką. Jakieś drobe literówki i zgrzyty się zdarzyły, poza tym bez większych błędów.

 

Co do treści - jest dobrze. A nawet rozwinę wypowiedź - jest dość dobrze. Czyta się płynnie, fabuła może nie zaskakuje (od momentu "witamy w zaświatach"), ale też nie boli (poza sceną z księgą...). Tylko jedna uwaga - nie mów wprost o wszystkich myślach, odczuciach i planach bohatera. Wtedy człowiek od razu wie, co bohater zrobi za chwilę i chce już tylko przeskoczyć scenę... Czasami lepiej coś przemilczeć i poprowadzić suchą narrację. To rozbudza ciekawość.

widział z całą pewnością, że nie jest lunatykiem - literówka
okno po jego lewej rozprysło się w milionach odłamków - na milion kawałków
nie właściwą osobę do księgi umarłych - "niewłaściwą" pisze się razem

Przeczytałem z przyjemnością i z rosnącym zainteresowaniem. Parę razy się uśmiechnąłem.
Pomysł ma potencjał - z pewnością można go rozwinąć równie ciekawie jak wspomniany w tekście Death Note.

Czekam na kolejne części.

Ode mnie - 5.

Czekam na kolejne części.

To raczej fabuła zamknięta. 

 

Tytuł sugeruje coś innego.

Ah, pardą. Przeoczyłem. 

Przeczytaliśmy oboje z Żoną i mam garść spostrzeżeń.

Zacznę może od minusów…

1. Masz bardzo dużo powtórzeń. Słowo „domu” wystąpiło cztery razy w dwóch zdaniach, a to stanowczo za wiele ;).

2. Robisz ten sam błąd, który ja na początku popełniałem i na który agazgaga zwróciła mi uwagę – niepotrzebnie kończysz dialogi „powiedział”, „zapytał”, „stwierdził”. Jeśli w rozmowie bierze udział dwóch mężczyzn (bohater i policjant czy komendant), wtedy wiadomo, kto mówi i można to wyczytać z kontekstu.

3. Cały czas określasz głównego bohatera tak samo, tzn. jego nazwiskiem. Skoro się przedstawił i Czytelnik wie, jak ma na imię, możesz tego używać zamiennie lub w ogóle pominąć.

Teraz czas na plusy:

1. Ciekawa fabuła. Naprawdę bardzo ciekawa i wciągająca, oboje chcieliśmy przeczytać do końca, żeby wiedzieć, co będzie dalej i jak to się potoczy.

2. Mimo powtórzeń, braku przecinków i kropek na końcu niektórych zdań… czyta się szybko. Te drobne błędy nie przeszkadzają w odbiorze, ani tym bardziej w śledzeniu fabuły.

3. Dość łatwo wyczuć charakter opisywanych postaci i różnią się one od siebie.

4. Podobało Nam się nawiązanie do współczesnego świata i tego, co jest aktualnie w telewizji ;). Każdy na miejscu Orła by zapewne pomyślał tak samo, że jego przeżycia przypominają mu jakiś film i możliwe, iż w swych poczynaniach by się na nich wzorował. Jak w przypadku czajenia się pod domem, czy pisania w księdze.

5. Płynnie przechodzisz z jednej części fabuły do drugiej. Mamy podróż samochodem, nagły ból głowy, potem przeniesienie, przez chwilę poznajemy miasto… potem powrót, szukanie księgi i ładne zakończenie. Nie przeciągasz w żadnym miejscu, ani nie skracasz. Wszystko ma dokładnie taką długość, jaką powinno, by niczego nie zabrakło i nie było przesytu.

6. Nawiązanie do mitologii i humor w kilku miejscach są jak najbardziej na plus :).

Moja ocena to 4 -. Błędy (powtórzenia, brak przecinków) są, ale od takich rzeczy jest przecież korekta. Za sam pomysł dałbym 5, ale niestety chwilami bardziej się zwraca uwagę na „zgrzyty” niż na sam tekst. W wolnej chwili postaram się przeczytać kolejne Twoje opowiadania i możesz liczyć z mojej strony na szczerą, solidną wypowiedź.

Od razu zaznaczam, że nie jestem krytykiem ani recenzentem. Piszę, co myślę i jakie miałem odczucia w trakcie czytania oraz po przeczytaniu. Wypowiadam się jedynie jako czytelnik i jako taki uważam, że opowiadanie jest dobre, ciekawe, przemyślane.

Acha, mojej Żonie się nie podobało, że Gosia zdradziła swojego męża ;). Widzisz, jak się zżyła z bohaterem? :D

Przeczytałem zachęcony częścią piątą (więc trochę nie po kolei) i muszę przyznać, że całkiem fajne opowiadanie. Te demoniczne elementy fajnie tworzą klimat.  Poza tym całość czyta się szybko i przyjemnie.
Dałbym 5, ale mam za niską rangę ;(

Ciekawy tekst, na poziomie i przyjemny w czytaniu.

@Gedeon

Dziękuję za komentarz i zachęcam do czytania i komentowania pozostałych.

Nie przepadam za polskimi imionami w książkach i nazwami, ale to moje zdanie. Opowiadanie dobre...

Nowa Fantastyka