- Opowiadanie: Fałszywiec - Short o Zmorach

Short o Zmorach

Cześć. W tym serwisie zwę się Fałszywcem i zapraszam serdecznie do szorta, który napisałem zainspirowany pewną starą grą ‘’Myth’’. Znacie może? Miłego!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Short o Zmorach

 

Miałem dobre życie. Ha, żywot złodzieja, rzezimieszka, rozbójnika, czy jak tam mnie tłuszcza miejska nazywać zwykła był piękny. Ach, wolność, towarzysze broni, miód, polowania, portowe dziewki… było piękne. Lecz krótkie.

Myślałem, że to bajki tych leni tytułujących się, tfu, Czarownikami, ale jestem żywym (albo raczej martwym) dowodem na to, że nasz spokojny las tętniący zwierzyną i bogatymi jegomościami zaroił się od szkieletów. Nie, nie mam zwidów. Dobrze zapamiętuje się istotę, która pchnęła ci lodowaty sztylet prosto w serce. Miałem dobre życie. Teraz nie mam nic.

Ale wciąż esencja mojej istoty się nie rozproszyła. Wspomnienia wracają i się zacierają. Czuję się, jakbym stał na skraju przepaści, ale nie mógł sko… Inaczej. Mam wrażenie, jakbym dochodził. Może oszczędzę szczegółów, ale moja sesja trwa, drżę kompulsywnie, ale nie mogę rozładować napięcia w męski sposób. Śmierć poetom. Jeśli zaraz się rozpłynę, to chociaż jeszcze zniesmaczę tego, kto czyta moje myśli. Jeśli ktoś w ogóle je czyta. Mam bowiem wrażenie, że w tej wszechciemności jestem tylko ja… i ta żelazna dłoń, która mnie trzyma na skraju urwiska.

Zaraz się wykrwawię. Za chwilę kostucha pomoże mi dojść.

Pani, albo wóz, albo przewóz. Nie chcę tu być.

Pani?

Kurwa, trafiłem do piekła.

A co jeśli ten ksiądz, który mnie straszył miał rację? Może trzeba było go nie napadać?

Zaraz. Klecho, martwy klecho! Gdzie ogień? Siarka? Miałem spaść na samo dno istnienia. A ja wiszę. Za gardło pomiędzy ludźmi a umarłymi.

 

MILCZ

 

Widzę płaczące dziecko o moim imieniu.

Czuję jego nienawiść, wyczuwam jego gniew – straciło kogoś.

Rodzi się w nim bunt wobec kraju, który go zdradził.

Opuszcza miasto. Widzę jak kradnie, pije i wymiotuje.

Widzę jak zabija. Widzę siebie.

 

Dotyk. Coś mnie dotknęło. Coś właśnie maca moje plecy. Nie rozumiem. To tak można?

Czuję stęchliznę i smród. Skupiam się i jestem już prawie pewien, że mój zmysł powonienia także wrócił. A ja to przetwarzam. A więc siedzę w ciele. Żyję, choć nie mogę się ruszyć. Zimno mi.

Chcę napiąć mięśnie, które jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Wyraźnie odczuwam barierę. Mur. Albo trumnę, która jest tak idealnie dopasowana, że ogranicza każdy, nawet najmniejszy ruch.

 

SPOCZNIJ

 

Mur pęka niczym skorupka jajka, a ja jak to płynne żółtko rozlewam się i głucho uderzam tyłem głowy o kamienną, niegościnną posadzkę. Nie widzę nic, choć rozpaczliwie mrugam powiekami. Trzęsą mi się ręce i tłukę piętami o ziemię. Muszę wyglądać jak epileptyk, jeśli mnie ktoś obserwuje. Brakuje mi tylko piany z ust. To nie cynizm – w moim gardle zaległa pustynia.

Naprawdę umarłem. I za karę będzie mną coś miotało. Myślałem, że ciała się zakopuje, bo nie da się ich zabrać dalej. Boże przepraszam. Myślałem że cię nie ma.

 

Widzę twarze ludzi, którzy dzięki mnie opuścili ten świat. Wydają się do mnie szczerzyć.

Widzę wiele, cholernie wiele twarzy.

Widzę tych, którzy mnie nienawidzili.

Widzę pozostałych renegatów, lecz oni są ślepi.

Widzę starca w czarnej szacie. Jego nie znam.

 

POWSTAŃ

 

Nienaturalny skurcz sprawia, że mechanicznie podnoszę się nawet nie zginając nóg. Paraliż puścił. Choć wciąż jestem ślepy, jestem stanie się z trudem poruszać.

Obmacuję się po klatce piersiowej i brzuchu i wyczuwam nierówności – coś się nie zgadza. Mój tors stał się krajobrazem pełnym gór i przełęczy. Pełnym nienaturalnie rozłożonych wzgórz i kotlin. Z trudem moja, ale jakaś obca ręka zjeżdża w dół i dotyka się po pękatym, zdeformowanym i naciągniętym worku skórnym, którym kiedyś był mój umięśniony brzuch. Z odrazą szczypię się w okolicach pępka i percypuję coś sypkiego w środku. Skądś wiem, że tym samym wypełnione są płuca. Tak mi się wydaje – przecież nie oddycham.

 

Boję się.

Niech ten sen się skończy.

Boże przebacz. Szatanie, odejdź.

 

IDŹ

 

Głos sprawił, że moja egzystencja nabrała sensu. Uświadomiłem sobie, że to moja jedyna szansa na powrót, a jedyne czego chcę, to wykonać rozkaz. Ruszam niezgrabnie lewą nogą i próbuję ją wyciągnąć przed siebie. Jest gruba i musi być nieregularna. Zataczam się na boki, ale wkrótce łapię równowagę. Idę przed siebie bezwolnie. Stawiam pierwsze kroki i próbuję sobie przypomnieć cokolwiek między tak odległym normalnym życiem, a momentem, w którym stałem nad przepaścią między życiem a śmiercią. Jednakże czerń jest nierozerwalna, a wiatr mych myśli cichnie.

 

Jest tylko czarny sztylet.

Wbity mi w serce przez szkielet.

 

Idę wciąż przed siebie. Pokaleczonymi, nabrzmiałymi stopami wyczuwam zmarzniętą ziemię. Czuję roztapiający się pod nimi śnieg. Dziwne. Umarłem latem.

Czas się zatrzymał. Rzeczywistość, podobnie jak moje ciało uległa zaburzeniu. Nie wiem czy tak niezdarnie brnę kilka minut, czy tygodni. Nawet nie próbuję krzyknąć – otwór gębowy mam zaszyty nićmi. Jakby był dziurą w spodniach. Badam dalej ciało idąc. Prawa ręka wciąż zwisa bezwładnie, więc biorę ją jej lewą siostrą i wyginam na boki. Odkrywam, że jest zaciśnięta w pięść i trzyma nóż. Ostry. Mam kogoś zabić?

Już nie chcę.

Ale pokornie idę dalej .

 

*****

 

– Sir! Sir! Alarm! Widzę jednego człowieka za murem! – Podekscytowany giermek rycerza pełniącego wartę w jednej z ostatnich odpierających nieumarłych warowni wskazywał palcem wyłaniającą się z lasu drogę – Jest chyba ranny. A więc nie jesteśmy sami!

Stary Sir Anderson ze strachem w oczach napiął łuk.

– To nie człowiek. Nie pozwól mu podejść.

 

*****

 

Nie przeszkadza mi brak wzroku. Cel jawi mi się bardzo jasno. Wyczuwam go bardzo blisko. Niemalże mogę go dotknąć. Przyspieszam.

Nagle coś wbija mi się w klatkę piersiową. Ze zdziwieniem wyciągam z torsu strzałę. Nie bolało, lecz wybiło mnie z rytmu. Ruszam znów z trudem. Muszę dojść do celu. Kolejna wbija mi się w oko. Nieważne. I tak wzroku mi nie zwrócono.

Trzecia strzała wbija mi się prosto w kolano.

Kto do mnie strzela?

Czwarta – tuż obok pierwszej.

Piąta.

Dajcie mi spokój. Potrzebuję pomocy.

Nie znalazłem odpowiedzi, bo zderzyłem się z przeszkodą. Me ciało zatrzymało się na ścianie. To cegły. Stoję przy murze. Może mojego znienawidzonego miasta? Lecz przestrzeń, w której się znajduję jest sprawą drugorzędną. Jak pokonać mur? Chcę przejść. Drapię przeszkodę zdrową ręką, by dać upust frustracji. Fiksuję. Cel jest za ścianą. Muszę się tam dostać jak najszybciej. Lecz jak to osiągnąć?

 

TNIJ

 

Cel znika. Przestaję go percypować, jakby nigdy nie istniał. Za to czuję mrowienie w głębi wnętrzności, które momentalnie przeradza się w ucisk. W kilka sekund później moje flaki płoną żywym ogniem spazmatycznego bólu. Kamienie, które mi wrzeszczący ludzie zrzucają na głowę stają się nieważne. Ja się spalam od środka, a moje neurony pękają od ilości bodźców, które muszą przekazać. Teraz już wiem, że to piekło i moja pokuta.

Rozrywam zaszytą szczękę wyjąc rozpaczliwie tak, aby cały świat mnie usłyszał. Wyczuwam przypływ siły w prawej ręce. Cały czas była wolna od sypkiej substancji.

Wiem co mam zrobić. Wbijam sztylet w podbrzusze i ciągnę w górę zgodnie z brzusznym szwem.

Nie czuję już nic. Puszczam nóż.

 

A żelazna ręka puszcza mnie.

Skaczę w przepaść.

 

*****

 

– Co to było do cholery? – zapytał jeszcze jeden król, o którym historia zapomniała.

– Mur sforsowany, panie… Właśnie jakiś demon wybuchł i zmienił w piach naszą nadzieję…

Obecny władca przyszłych ruin po raz ostatni chwycił za miecz.

 

*****

 

– Co tu się stało? Jakim urządzeniem można skruszyć takie grube mury? – zapytał ktoś wiele lat później przyglądając się wypalonej, imponującej wyrwie, gdzie ostatecznie dokonałem żywota. Odpowiedział mu zakapturzony wędrowiec.

– A wojna była z dwie setki lat temu. Był nekromanta. I były zmory, które uszył.

– Zmory?

– Obrzydliwa sprawa – wędrowiec przytaknął – ciała ludzkie napełnione jakimś alchemicznym specyfikiem, który w obecności powietrza szybko się spala i rozsadza bęben. Trochę magii i poruszysz nieboszczykiem tak, żeby podszedł gdzie chcesz i rozorał trochę świata. Chodząca śmierć. Szczęście, że dziś nie ma nekromantów.

– Okrucieństwo…

– Czy ja wiem? Mówi się, że i tak nic nie czują. Raczej profanacja.

 

Koniec

Komentarze

Ciekawy szort i jego temat :) Jak dla mnie fajnie napisane. Podobały mi się te “cięcia”, dzielenie na fragmenty. Szybko się czytało :)

O, interesujący pomysł. Okazało się, że to coś więcej, niż można przypuszczać.

Ten strumień świadomości jest dość męczący, ale zaskoczenie w końcówce wynagrodziło.

Babska logika rządzi!

Dobrze, że to szort, bo w pewnej chwili poczułam znużenie monologiem bohatera. A ponieważ do końca nie zorientowałam się, kim on był, zaskoczenie było spore. ;)

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia. Szczególnie interpunkcja mogłaby być lepsza.

 

nasz spo­koj­ny las tęt­nią­cy zwie­rzy­ną i bo­ga­ty­mi je­go­mo­ścia­mi… –> Co to znaczy, że spokojny las tętni zwierzyną i jegomościami?

 

Choć wciąż je­stem ślepy, je­stem sta­nie się z tru­dem po­ru­szać. –> Czy to celowe powtórzenie?

 

Ob­ma­cu­ję się na klat­ce pier­sio­wej i brzu­chu… –> Ob­ma­cu­ję się po klat­ce pier­sio­wej i brzu­chu

 

Z od­ra­zą szczy­pię się w oko­li­cach pępka i per­ce­pu­ję coś syp­kie­go w środ­ku. –> … per­cy­pu­ję coś syp­kie­go w środ­ku.

 

Niech ten sen się skoń­czy –> Brak kropki na końcu zdania.

 

Wbity mi w serce przez szkie­le­ta. –> Wbity mi w serce przez szkie­le­t.

 

Nawet nie pró­bu­ję krzyk­nąć – otwórz gę­bo­wy mam za­szy­ty nićmi. –> Literówka.

 

– Sir! Sir! Alarm! Widzę jednego człowieka za murem! – podekscytowany giermek… –> – Sir! Sir! Alarm! Widzę jednego człowieka za murem! – Podekscytowany giermek

Może przyda się poradnik o zapisywaniu dialogów: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Prze­sta­ję go per­ce­po­wać, jakby nigdy nie ist­niał. –> Prze­sta­ję go per­cypo­wać, jakby nigdy nie ist­niał.

 

Jakim urzą­dze­niem można skru­szyć takie grube mury?– za­py­tał… –> Brak spacji po pytajniku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo ciekawy punkt widzenia. Jednak ostatni moment, jak go rozsadza jest trochę za bardzo Deus ex Machina. Poza tym wszyscy przecież oczekują że ten ożywiony bohater rzeczywiście zabije tego króla w mieście, a nie skończy się pod murami.

Bardzo ciekawy koncept. Podoba mi się opowieść z perspektywy istoty, która zwykle uważana byłaby za potwora, który właśnie… Nic nie czuje. Wkradło się parę błędów, które przedmówca już podkreślił więc nie będę tego powielać, ale… Nie bardzo rozumiem jakim cudem on może nadal prowadzić narrację po tym jak się wysadził. Z jednej strony rozumiem, że chciałeś opowiedzieć co się z nim stało, kto się nim posłużył i w jakim celu, ale skoro on już przepadł, “wpadł w przepaść” to nie mógł być świadkiem owej rozmowy, a jeśli był, to braknie mi tutaj objaśnienia w jaki sposób jego świadomość pozostała na tym świecie, czy przestał być zmorą a stał się duchem? Bo do tego momentu sprawiało to wrażenie jak gdyby zachował świadomość przez czary nekromanty, a skoro i jego już nie ma… To skąd on? Jedynym rozwiązaniem byłaby tutaj zmiana perspektywy narratora, ale taki zabieg w tak krótkim tekście sprawiałby chyba wrażenie naciąganego. W każdym razie, pomysł super, ale technicznie wymaga dopracowania. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Rosebelle, przyznam że nie przyjrzałem się temu zagadnieniu tak dokładnie. Faktycznie, prowadzenie dalej strumienia sugeruje, że bohater mimo że ‘’skoczył w przepaść’’ wciąż zachował jakąś cząstkę Ja. Muszę o tym pomyśleć.

 

Regulatorzy, dzięki za przeczytanie i znalezienie chochlików, już się biorę do poprawki. Nasz bohater był kiedyś bandytą – dla niego bogaci kupcy, którzy przejeżdżali przez las byli jak zwierzyna, na którą się poluje. Skoro las tętni zwierzyną, to jegomościami również mógłby!

Fałszywcze, ale napisałeś, że las był spokojny, a to, co spokojne, chyba nie tętni. W takim lesie życie płynie raczej sielankowo. Spokojny las, moim zdaniem, mógłby, co najwyżej, tętnić śpiewem ptaków.

 

Jeśli pozostałe uwagi uznałeś za przydatne, to cieszę się, że mogłam pomóc. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Gdyby nie wzmianka o “Myth” (uwielbiam tę strategię – wszystkie trzy części) oraz dwie narracje z zewnętrznej perspektywy, to bym się nie skumał, kim jest bohater. Wzięcie na warsztat perspektywy żywego trupa jest niezwykle oryginalne. Tylko opowiadanie traktuje je mocno po macoszemu – brak jakiegokolwiek otoczenia, brak jakiejkolwiek wskazówki. To nie oznacza, że tekst jest zły – jako krótki szorciak się sprawdza, ale aż prosiło się o rozwinięcie tematu. Przynajmniej ja to tak odbieram.

Aha – tytuł do bani. Mnie nastawił negatywnie, bo częściowy “polglisz” nie pachnie oryginalnością, ale kiczowatością.

Podsumowując: niezwykle oryginalny pomysł, dany jednak w zbyt krótkiej formie. Jedno, spore bum i nic poza tym.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Podobało mi się, szczególnie sam pomysł i dobre przedstawienie przerażającej perspektywy kogoś, kto jest uwięziony we własnym ciele. Zgadzam się natomiast z przedmówcami, że wykonanie, interpunkcja i styl szwankują, niektóre zdania brzmią dość niezgrabnie. Monolog trupa też jest trochę za długi i momentami, jak na mój gust, nieco zbyt poetycki.

Głównie to strumień świadomości, który chyba miał sprawić, aby czytelnik poczuł się jak bohater. Opowiadanie czytałem wczoraj, nieźle się czytało, ale specjalnie zostawiłem komentarz na pózniej, żeby sprawdzić, czy tekst zostaje w pamięci. Niestety nie, musiałem zerknąć na śródtytuły. Także tego… ogólnie nieźle się czytało, ale nie zrobiło wrażenia. 

Tytuł z rodzaju “Nie-wiem-co-tu-wpisać”. Zobaczywszy go, spodziewałem się najgorszego, a chyba nie o to chodziło…

Ale aż tak źle nie było. Doceniam eksperymentowanie z kompozycją, śródtytuły, tajemnicę osnutą wokół tożsamości narratora. 

Niestety, w ostatecznym rozrachunku wydaje mi się to przekombinowane, chaotyczne i wręcz nieeleganckie. Trudno było się wgryźć w ten tekst, znaleźć punkt zaczepienia: co, kto, gdzie, kiedy? Może właśnie przez te dziwne cięcia i nieprzemyślaną perspektywę zmarłego? 

Wykonanie nie za dobre. Wskażę kilka błędów, ale ostatecznie sam musisz nauczyć się poprawnego pisania. 

Ach, wolność, towarzysze broni, miód, polowania, portowe dziewki… było piękne.

Było z dużej litery, bo to jest tak jakby nowe zdanie, odnoszące się do życia, a nie do tego wymieniania. 

Poza tym gubisz podmiot. We wcześniejszym zdaniu mówisz o żywocie, który jest rodzaju męskiego, a nie nijakiego jak życie. 

No i do tego dochodzi powtórzenie “był”. Pierwszy akapit powinien błyszczeć, zachęcać do dalszego czytania. Usuń powtórzenie, dopasuj odpowiednie formy gramatyczne i staraj się pisać trochę prościej. 

nasz spokojny las tętniący zwierzyną i bogatymi jegomościami zaroił się od szkieletów.

Spokojny wydaje mi się przeciwieństwie tętniącego. Poza tym, czemu las tętni bogatymi jegomościami? 

A co jeśli ten ksiądz, który mnie straszył(+,) miał rację?

“który mnie straszył” to wtrącenie, a wtrącenia oddziela się przecinkami z obu stron. 

A ja wiszę. Za gardło pomiędzy ludźmi a umarłymi.

Tutaj moja wyobraźnia wysiada. Co to znaczy “wisieć za gardło”? I jeszcze pomiędzy kimś?

Mur pęka niczym skorupka jajka, a ja(+,) jak to płynne żółtko(+,) rozlewam się

Boże(+,) przepraszam.

Wołacze oddziela się przecinkami, z obu stron, jeśli trzeba. 

Boże przebacz. Szatanie, odejdź.

Jak wyżej. Nie rozumiem, czemu jeden wołacz oddzieliłeś, drugi nie. 

Mógłbym jeszcze sporo wymieniać. Może wydaje Ci się, że czepiam się o szczegóły, ale mi takie rzeczy przeszkadzają w czytaniu. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

 Świetny pomysł, łamie zasady jakoby “w tym temacie już wszystko powiedziano” i mam tu na myśli nie tylko ten, ale też inne, o których tak się mówi. Dodatkowo solidnie przyłożyłeś się do truchła od strony psychologicznej, ba, od każdej strony, fizyczność też brzmi przekonująco. Krótkie wstawki z punktu widzenia ludzki takie w sam raz, nie za dużo, nie za mało. To jest dokładnie to, co chciałbym czytać na osiem tysięcy znaków. Brawo.

Klikam “bibliotekę” za ciekawy, oryginalny pomysł. Strumienia świadomości w tak krótkim tekście nie nazwałbym męczącym, natomiast czuć, że warsztat pisarski mógłby stać na nieco lepszym poziomie (patrz uwagi przedmówców). Mnie trochę zazgrzytały neurony – “anachronizmy” w fantasy to stary temat, ale pewne słowa burzą nastrój bardziej od innych. Żeby to chociaż był jakiś alchemik – ale rozbójnik?

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Niezły pomysł na perspektywę i kompozycję, ale jakoś nie mogłam wczuć się w ten tekst. I to nie o strumień świadomości mi chodzi, tylko styl jakiś ciężki…  Więc zamiast mrocznej atmosfery odczułam niestety znużenie.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Pomysł interesujący, ale szczerze powiedziawszy początek mnie nieco znużył. Osobiście proponowałabym go skrócić, bo miałam już ochotę odpuścić dalszą lekturę. A szkoda bo zakończenie całkiem ciekawe.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Całkiem fajne. Przez te śródtytuły-polecenia obstawiałem jakiegoś golema, choć z kolei scena ponownych narodzin i towarzyszących im drgawek wskazywała na potwora dra Frankensteina. Ostateczny charakter monstrum okazał się zatem zaskoczeniem.

Monotonia narracji ciekawie przełamana poetyckimi wstawkami.

Potknąłem się na, skądinąd chyba najładniejszym, fragmencie:

…zapytał jeszcze jeden król, o którym historia zapomniała” – w tym tekście to pierwszy król, stąd uwaga wydaje się mieć charakter uniwersalny, co z kolei wskazuje na nagłe pojawienie się nowego, ultrawszechwiedzącego narratora. Jak dla mnie o scenę za wcześnie. To tylko szort i taki chwyt należy oszczędzić na samą końcówkę (której narrator jest z kolei niejasny).

Obecny władca przyszłych ruin po raz ostatni chwycił za miecz” – a tu jest coś nie tak z następstwem czasów. Skoro ruiny jeszcze ruinami nie są, a król chwyta za miecz już po raz ostatni, to znaczy, że perspektywy czasowe narratora i króla nie są tożsame, a zatem władca nie jest “obecny”, ale co najwyżej “ówczesny”.

 

 

 

Nowa Fantastyka