- Opowiadanie: Alvis - Pan Domu

Pan Domu

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Pan Domu

To było tak dawno odkąd żyje w ten sposób. Znam każdy zakamarek tego domu, wiem gdzie skrzypie drewno w podłodze. Jednak nie jestem dumna z decyzji, którą podjęłam z siostrą. Siedząc na dachu willi, którą nazywam domem. Przypominam sobie tamten śnieżny dzień, w którym nasz świat się zmienił.

Nasz dom pochłonął ogień, nikt nie przybył na pomoc. Nasi rodzice zginęli tylko my dwie przeżyłyśmy. Przez kilka dni szłyśmy przez las, bez jedzenia czy picia. Głodne zmęczone w śniegu po kolana. Szłyśmy z nadzieją by dotrzeć do jakiegoś miasta. Śnieżyca nam jednak nie pozwoliła. Obie upadłyśmy na biały puch, nie mogłyśmy się ruszyć. Zimno, głód, zmęczenie odbierało nam życie. Po godzinie dopiero, ktoś do nas podszedł. Nie widziałyśmy za dobrze kim był. Usłyszałyśmy tylko pytanie i zdanie, które dotarło do nas przez wiatr. „ Pomogę wam, chcecie być takie jak ja?” za nim odpowiedziałyśmy minęło parę chwil. Równo odpowiedziałyśmy, że tak. Nie wiedząc na co się piszemy. Obie poczułyśmy ból w szyjach, który pochłonął nas. Dużo z tej chwili nie pamiętam, ponieważ straciłam przytomność. Obudziłam się na drugi dzień w dużej sypialni, z pięknymi i starymi meblami. Czułam się inna, moje zmysły były bardziej czułe. Byłam wypoczęta, ale wciąż głodna. Moja siostra leżała obok mnie. Ciągle nieprzytomna, wstałam i wolnym oraz lekkim krokiem co mnie zdziwiło spacerowałam po pokoju.

Moje wspomnienia przerwał stukot kamienia. Ja nie mogę tylko jego tu brakowało. Skrzywiłam się, strasznie mnie denerwował. Musze go jednak znosić.

– Tisha! Tu jesteś – wskoczył obok mnie kawał kloca. Ten kloc to gargulec, moja i Ali niańka gdy Oskara nie ma. A dość często go nie ma.

– Czego chcesz Indi? – zapytałam nie patrząc na niego tylko na błękitne niebo.

– Indigo się nazywam tak trudno zapamiętać – nie trudno, ale droczenie się z nim to jedyna rozrywka – nie powinnaś przypadkiem iść jeść.

Spojrzałam na niego, miał racje zrobiłam się głodna. Powinnam iść, ale nie lubiłam tego. Westchnęłam zeskoczyłam z dachu na ziemię. Zostawiając na dachu niańkę, weszłam do domu przez szklane drzwi. Na kanapie leżała Ali, czytała jakąś książkę.

– Indigo cię dopadł – stwierdziła nie odrywając się od książki.

– Ta… idę jeść – minęłam ją, udałam się do przedpokoju. Tam przeszłam przez drewniane drzwi prowadzące do piwnicy. Nic w niej nie było, może parę rupieci. Stanęłam przed metalowymi drzwiami, dotknęłam ich. Odczekałam chwilę, otworzyłam je i weszłam do małego pomieszczenia. Na jej środku do łańcucha była przywiązana kobieta w średnim wieku. Miała brązowe włosy, strój obtarty i dużo zabandażowanych miejsc na ciele.

Bała się mnie, to zrozumiałe było. Zamknęłam drzwi wzięłam z pułki apteczkę. Podeszłam do kobiety, pudełko położyłam na podłodze. Chwyciłam ją za rękę.

– Proszę nie – błagała słabym głosem.

– Przykro mi – zatopiłam kły w nadgarstku kobiety. Wypiłam krwi tyle ile było mi trzeba. Po chwili kobieta zemdlała. Zabandażowałam ranne, którą zrobiłam. Odłożyłam apteczkę na miejsce i szybko ulotniłam się z pomieszczenie robiące za jadalnie.

Wróciłam na górę, siostra czekała na mnie przy drzwiach od piwnicy. Co nie wróżyło niczego dobrego. Jej mina nic nie pokazywała, ale czułam smutek, który ją ogarnął. Podeszłam do niej przeczesując swoje krótkie czarne włosy.

– Co jest?

– Pan wraca – razem udałyśmy się do salonu. Pan czyli Oskar właściciel tego domu.

– Kiedy? – obie się go bałyśmy chociaż zawsze nam mówił, że nie powinnyśmy. Uratował nas, ale widziałyśmy jaki jest. Był prawdziwym potworem.

– Za tydzień, Indigo z nim rozmawiał – usiadła na fotelu.

Rozsiadłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Same głupoty leciały, zatrzymałam się na pogodzie. Zbliżał się huragan, nam nic nie groziło ten dom jest zbudowany w taki sposób, że wszystko przetrzyma. Jednak było małe zmartwienie, z pobliskiego miasta mogą uciekać do nas. Pan zabronił ludzi wpuszczać do domu, za złamanie zasady jest bardzo niebezpieczny.

– A wy co macie zamiar oglądać telewizje? – Indigo, który sięgał mi do kolan stanął przed telewizorem.

– Spadaj klocu zasłaniasz – warknęłam na niego.

– Tylko mi bez takich, te swoje kły możesz na mnie złamać – wyłączył telewizor.

– Ale mogę bez problemu cię roztrzaskać – podniosłam się i przygotował do ataku.

– Nie radze – moje zamiary jednak przerwał dzwonek do drzwi. Wszyscy skupili się na wejściu do domu.

– Listonosz – powiedziała Ali – Indigo to twoje zadanie. Przestań drażnić Tishe.

Gargulec ruszył do drzwi w drodze zaczął zmieniać się w młodego kamerdynera w czarnym fraku.

– A tak przy okazji na ile ona nam jeszcze starczy? – zapytała Ali, która sięgała po książkę – jej serce jest coraz słabsze.

– Sądzę, że jakieś 3-4 dni, będzie trzeba znaleźć kogoś nowego – odparłam, zatonęła w ulubionym tomie.

Indigo szybko wrócił, przeglądał pocztę. Większość to były rachunki.

– Klocu potrzebny będzie nam ktoś nowy – oznajmiłam. Spojrzał na mnie nie zadowolony.

– A co z tą kobietą?

– Długo nie pociągnie.

– Rozumiem – udał się do gabinetu Pana i odłożył pocztę. Wrócił do salonu, chwycił telefon i wybrał numer. Zmienił się z powrotem w gargulca i udał się na górę.

Siedziałyśmy w salonie zajmując się swoimi sprawami. Za oknem zaczęło padać, normalne, nie lubiłam deszczu. Ponura pogoda źle na mnie wpływała. Przywołuje wspomnienia, których nie chciałam sobie przypominać. Ali nie rozmawia o tym co się stało. Też uważa, że źle zrobiłyśmy zgadzając się na uratowanie. Jak jesteśmy same w piwnicy – Indigo tam nie wchodzi nie lubi patrzeć jak zabijamy ludzi – rozmawiamy na temat kloca. Naszym zdaniem nie lubi pracować dla Pana. Zawsze jest ponury ciekawiło nas co zrobił Pan by gargulec go słuchał. Nie pytamy go, raz spróbowałyśmy zrobił taką przerażającą mi minę – nie żebyśmy się przestraszyły, ale jednak jego wzrok był nie przyjemny – że więcej nie próbujemy.

Burza zaczęła się, nagle telewizor zgasł. Kurcze nie obejrzę sobie filmu. Błyskało, grzmiało wkurzające coraz mocniej padało.

– Nie cierpię deszczu, burzy tym bardziej – oburzyłam się.

– Nie narzekaj, książkę przeczytaj – odparła Ali nie patrząc na mnie.

– Nie mam co czytać, przeczytałam już wszystkie – powiedziałam ze znudzeniem.

– No to masz pecha – wzruszyła ramionami.

Wstałam, udałam się do swojego pokoju. Nie wiem po co? Nic ciekawego tam nie było. Chciałam pobyć trochę sama, wyjrzałam przez okno widziałam miasto, w którym nigdy nie byłam. A chciałam, przynajmniej cześć normalności mieć. Pan zabronił nam chodzić do miasta, dzięki temu możemy w nim dłużej zostać. Nikt na nas nie zwraca uwagi, gdybyśmy chodziły do miasta ludzie by zauważyli, że nie starzejemy się. Nikt nie wie co by się w tedy stało. Trudno zgadnąć jak człowiek zareaguje na coś przekraczające ludzkie pojęcia. Biorąc pod uwagę, że zabijamy ludzi to pewnie chcieliby nas zabić.

Przez najbliższe dni pogoda się nie zmieniała. Deszcz, burza, silny wiatr, mnie się coraz bardziej nudziło. Ogrywanie Indigo w szachy mi się znudziło. Telewizja w ogóle wysiadła obstawiam, że huragan się zbliża. Miałam racje około południa usłyszeliśmy dźwięk syreny alarmowej. Wymieniałam spojrzenia z Ali, szybko pozamykałyśmy wszystkie otwarte okna. Tylne drzwi również szklane, wszystkie okna wyposażone są w pancerne szyby więc nie było strachu, że się zbiją. Półgodziny później prąd wysiadł, Indigo przyniósł z piwnicy świeczki oświetliłyśmy salon. Po godzinie ktoś walił w drzwi, żadne z nas się nie ruszyło z miejsca. Nie wolno było nam nikogo wpuścić, Ali i ja wiedziałyśmy kto stoi przed drzwiami. Tłum ludzi proszących o schronienie.

– Może jednak otworzyć? – zapytała Ali.

– I co powiemy by sobie poszli – podeszłam do niej – jak tylko drzwi otworzymy oni tu wparują.

Ku naszemu zaskoczeniu, zamek zaczął puszczać ktoś miał klucz. Nie leganie, ponieważ ten dom należał do Pana. Nikt nie miał prawa mieć dorobionego klucza.

– Indigo? – szepnęłam do gargulca. On zmieniał się w człowieka.

– Co ja niby mogę zrobić? – skarżył się, był bezradny.

– Do domu wparował wściekły tłum ludzi. Na ich czele był burmistrz, który miał klucz.

– Dlaczego nas nie wpuściliście? – stanął naprzeciw Indiga. Burmistrz miał ze czterdzieści lat jego czarna czupryna miała oznaki siwienia.

– Wykonuje polecenia – tłumaczył się Indigo.

– Czyje tych małolat? – burmistrz był wściekły. Ludzie którzy z nim przyszli sami się rozgościli w salonie.

– Nie, mojego Pana, który jest w delegacji – nie dawał za wygraną, Indigo nie odpuszcza – proszę o opuszczenie tego domu.

– Nie ma mowy! – wkurzał mnie ten staruch.

– Podeszłam do nich i stanęłam przy Indigo co go zaskoczyła.

– Jakim prawem w ogóle ma pan klucz do tego domu? – zapytałam, burmistrz zbladł.

– Nie twój interes gnoju – gnoju? Nie no teraz to mnie wkurzył. Bez zastanowienia dałam mu z pięści. Nie włożyłam dużo siły, nie chciałam go zabić.

– Tisha! – Ali podbiegła do mnie.

Zszokowany burmistrz jak i ludzie patrzyli na mnie. Miałam to gdzieś, Pan wracał nie długo. A my oberwiemy za to, że ten kretyn miał klucz.

– Zostajecie tu tylko na własne ryzyko! – oznajmiłam – jak właściciel wróci nie ręczę za jego czyny!

– Tisha… – szepnęła Ali.

Ali pobiegła zwykłym ludzki tempem na górę Indigo poszedł za nią z uśmiechem na twarzy. Jak byłam na schodach zatrzymała mnie jakaś mała dziewczynka o blond włosach.

–  Przepraszam, czy dostaniemy jakieś koce? – patrzyłam na nią nadal zła, bała się mnie.

– Zaraz ci coś zrzucę z góry – dziewczynka lekko się uśmiechnęła i uciekła do mamy.

Weszłam na górę, na szczycie czekała Ali z garścią kocy. Indigo opierał się plecami o ścianę. Podeszłam do niej i odczekałam parę minut zanim je zrzuciłam z piętra. Nie poszliśmy do pokoi, staliśmy przy balustradzie. Zastanawiać się co teraz będzie, Pan nam nie daruje. I nie będzie zadawał pytań kto ich wpuścił. Zrobi coś co nas przerazi, im i nam. Przez myśli przeszło mi by stąd uciec. Tylko gdzie i tak by nas znalazł przecież jesteśmy z nim połączone.

Mijały godziny ludzie byli głodni, poniewierali się bez celu po salonie i kuchni. Ali i ja też zgłodniałyśmy. Trzeba było iść do piwnicy.

– Ali choć, nie będziemy głodować – powiedziałam do siostry i zaczęłam schodzić na dół.

– No dobrze.

– Uważajcie by nikt za wami nie poszedł – rzekł Indigo.

– Będziemy – odparłam w połowie drogi.

Zerknęłam co robią ludzie, nic szczególnego. Otworzyłam drzwi do piwnicy puściłam Ali przodem. Weszłam za nią zamykając drzwi za sobą. Szybko udałyśmy się do stalowych drzwi otworzyłyśmy je i weszłyśmy do środka.

– Zamknij je – rzekłam do Ali co uczyniła.

– Nie… – powiedziała słabo kobieta.

Bez ceregieli wbiłam jej kły w szyję, Ali zajęła się ręką. Łapczywie z niej piłyśmy, nie przeżyje tego wiedziałam o tym. Jednak przestało to mieć dla mnie znaczenie. Po skończeniu wytarłyśmy usta i udałyśmy się powrotem na górę. Gdzie usłyszałyśmy otwieranie drzwi wejściowych. Ogarnął nas strach, Ali złapała mnie za ramię i strzęsła się chowając się za mną. Indigo zszedł na dół tak samo przestraszony jak my. Ludzie nas ignorowali nie wiedzieli co się stanie jak on ich zobaczy. Do domu wparował pan, trzasnął drzwiami. Gdy zobaczył ludzi w salonie jego oczy zapłonęły czerwienią. Żal mi było tych ludzi, dzieci, starców, niemowląt, nastolatków, kobiet i mężczyzn.

– CO TU SIĘ DZIEJE DO CHOLERY?! CO CI LUDZIE ROBIĄ W MOIM DOMU?! – jego ton głosu zwrócił każdego uwagę. Był mroczny, wściekły i pełen mordu – INDIGO?!

Gargulec podszedł do niego, od razu dostał z pięści tak mocno, że część jego twarzy się rozpadła. Na oczach ludzi, przerażonych tym co zobaczyli. Indigo był z kamienia i teraz miał dziurę w twarzy z której się odłamki kamienia sypały.

– Panie to nie moja wina – starała się ratować, w jego głosie było słychać przerażenie – tamten – wskazał na burmistrza – miał klucz do Pana domu.

Pan spojrzał na starca potem na każdego z ludzi. Jego wzrok stanął na nas, kiwnął głową byśmy do niego podeszły. Co uczyniłyśmy, bałyśmy się przeciwstawić. Na szczęście nam nic nie zrobił położył tylko dłonie na ramionach.

– Zobaczycie jak każe ludzi za nie przestrzeganie zasad – szepnął lodowatym tonem głosu – macie tu stać i patrzeć co robię, zrozumiano?

– Tak – odpowiedziałyśmy chórkiem.

Pan minął nas, odprowadzałyśmy go wzrokiem. I tak jak kazał patrzyłyśmy co zamierza zrobić. Na naszych oczach rozszarpywał ludzi, nie pił ich krwi tylko zapijał. Nie ważne czy to było dziecko, niemowlę czy staruszek. Wszyscy co do jednego urywał ręce, nogi, głowy wyrywał nawet serca. To był horror, żywy horror, krew była wszędzie, na ścianach, podłodze nawet na suficie. Nikogo nie oszczędzał, burmistrza zostawił na sam koniec. Ten czarno włosy mężczyzna stał wśród kawałków ludzkiego ciała. Trzęsąc się ze strachu, chciał uciekać wypisane miał to na twarzy, ale wiedział, że nie ucieknie. W jego oczach zobaczyłam, prośbę o pomoc. Lekko pokręciłam głową, co spowodowało, że rozpłakał się ze strachu. Pan stanął za nim i wbił swoje kły w jego gardło i łapczywie pił. Aż wypił wszystko w mężczyźnie nic nie zostało. Urwał mu głowę i wyrwał serce, któremu się przyglądał przez chwilę. Potem rzucił za siebie jak śmieć.

Przez wieczność będziemy pamiętać ten widok. Jego furię i groźby, że z nami też może tak zrobić jak go zdradzimy albo złamiemy zasady. 

Koniec

Komentarze

Cóż, przygotuj się na horror w komentarzach. Nie wiem czy ktoś zostawi na tobie choć jedną suchą nitkę… Nie sposób wymienić, co jest źle w tym opowiadaniu, jest tego zbyt wiele. Napisz skąd w ogóle pomysł na pisanie, jak długo piszesz, skąd czerpiesz inspirację. Może uda się coś doradzić.

 

No bez szału, że tak się wyrażę ;D

Widzę kilka powodów dlaczego mi się nie podoba: wampiry to nie mój temat zdecydowanie; napisane niezbyt – te wszystkie błędy bardzo przeszkadzają w czytaniu, nawet mi, człowiekowi który błędów zazwyczaj nie dostrzega w ogóle; postaci z kartonu – jeślibym miał kibicować którejkolwiek z nich, to byłaby to kobieta uwiązana na łańcuchu; nieścisłości w fabule – np. rozumiem, że do domu rodziców żadna droga nie prowadziła, skoro musiały leźć przez las (nie wiadomo w jakim one były wtedy wieku, ale serio, dopiero pożarł domu musiał sprawić żeby one go opuściły, pierwszy raz w życiu – jak wnioskuję z ich rozeznania w terenie?), dotarły do innego domu jakiegoś strasznego kolesia i tam zostały, chociaż miasto było tuż tuż – wszak słychać było syrenę alarmową przed burzą (no chyba, że ustawioną w środku lasu, czemu nie); logika tłumu ludzi z miasteczka jest porażająca szczerze mówiąc – no ale powiedzmy, że mógł to być efekt stada ;D Itd.

Nie jestem na nie, ale na pewno też nie jestem na tak :d Myślę, że pisarze jeszcze z Ciebie będą, tylko trzeba co nie co udoskonalić i poprawić ;)

Verman

Bardzo dużo błędów różnego rodzaju – składniowe, interpunkcyjne, literówki, dziwne sformułowania. Niestety nie sposób skupić się na treści.

 

To było tak dawno odkąd żyje w ten sposób. – coś tu jest ze składnią nie tak, plus literówka

 

wiem[+,] gdzie skrzypie drewno w podłodze. – skrzypi; brakujący przecinek

 

którą podjęłam z siostrą. – podjęłyśmy

 

Siedząc na dachu willi, którą nazywam domem. – w tym zdaniu czegoś brakuje, co się wydarzyło, kiedy bohaterka siedziała na dachu? Chyba że to ciąg dalszy poprzedniego zdania?

 

Dalej wcale nie jest lepiej :(

 

It's ok not to.

Ejkum, kejkum…

Fabuła nie wnosi nic nowego do świata wampirów. Wykonanie… to prawdziwy horror.

Masz błędy wszelkich rodzajów: interpunkcja leży i kwiczy tak głośno, że zagłusza brzmienie zdań, zapis dialogów do remontu, literówki, dziwaczne konstrukcje, słowa użyte niezupełnie zgodnie z przeznaczeniem, czasami gramatyka siada, sporadycznie ortografy…

Standardowa rada, to po napisaniu tekstu odczekać tydzień albo dwa, przeczytać go i poprawić błędy. W razie konieczności powtórzyć. Dopiero potem pokazywać komukolwiek innemu.

Aha, logika też szału nie robi: skąd burmistrz miał klucz? Dlaczego ludzie schronili się u wampira, zamiast w domach? Burmistrz oprowadzał wycieczki pod miastem, nie sprawdziwszy prognozy pogody?

Zamknęłam drzwi wzięłam z pułki apteczkę.

Sprawdź w słowniku, co znaczy słowo “pułki”. Możesz się zdziwić.

– Zobaczycie jak każe ludzi za nie przestrzeganie zasad

Nie odkładaj słownika. “Każe” też sprawdź.

Babska logika rządzi!

Odchodząc od różnego rodzaju błędów interpunkcyjnych czy ortograficznych czy nieciekawego stylu… wiele bardzo ciekawych fragmentów opowiadania zostało zupełnie pominiętych. Zawsze mi szkoda tych momentów. Kiedy je czytam, czuję się jakbym jechała samochodem na siedzeniu pasażera i widziała smutne szczeniaczki siedzące na poboczu. A kierowca nawet się nie zatrzymuje. Z tych małych szczeniaczków, które widzę, mogą wyrosnąć naprawdę wspaniałe psy, niezastąpieni towarzysze… ale nigdy się tego nie dowiem.

Z pomysłu, choć bardzo wtórny, może jeszcze dałoby się coś wydusić, jednak wykonanie woła o pomstę do nieba. Przykro mi to pisać, ale Pan domu, w obecnym kształcie, nie powinien ujrzeć światła dziennego. Wskazałam kilka błędów i usterek, ale do poprawienia, podobnie jak w Drzewie dusz, jest tu w zasadzie wszystko.

Alvis, jeśli masz zamiar kontynuować przygodę z pianiem, musisz jak najszybciej zawrzeć bliską znajomość z zasadami rządzącymi językiem polskim.

 

Przez kilka dni szły­śmy przez las, bez je­dze­nia czy picia. Głod­ne zmę­czo­ne w śnie­gu po ko­la­na. –> Skoro był śnieg, to miały co pić.

 

„ Po­mo­gę wam, chce­cie być takie jak ja?” –> Zbędna spacja po otwarciu cudzysłowu.

 

za nim od­po­wie­dzia­ły­śmy mi­nę­ło parę chwil. Równo od­po­wie­dzia­ły­śmy, że tak. –> …zanim od­po­wie­dzia­ły­śmy, mi­nę­ło parę chwil. Równocześnie/ Jednocześnie/ Obie rzekłyśmy, że tak.

 

nie trud­no, ale dro­cze­nie się z nim… –> …nietrud­no, ale dro­cze­nie się z nim

 

Wes­tchnę­łam ze­sko­czy­łam z dachu na zie­mię. –> Skąd bohaterka wzięła się na dachu, skoro przed chwilą się obudziła i spacerowała po pokoju?

 

we­szłam do ma­łe­go po­miesz­cze­nia. Na jej środ­ku… –> Piszesz o pomieszczeniu, które jest rodzaju nijakiego, więc: Na jego środ­ku

 

Za­ban­da­żo­wa­łam ranne, którą zro­bi­łam. –> Za­ban­da­żo­wa­łam ranę, którą zro­bi­łam.

 

ulot­ni­łam się z po­miesz­cze­nie ro­bią­ce za ja­dal­nie. –> …ulot­ni­łam się z po­miesz­cze­nie ro­bią­cego/ służącego za ja­dal­nię.

 

pod­nio­słam się i przy­go­to­wał do ataku. –> …pod­nio­słam się i przy­go­to­wałam do ataku.

 

– Nie radze… –> Literówka.

 

Prze­stań draż­nić Tishe. –> Literówka.

 

– Sądzę, że ja­kieś 3-4 dni… –> – Sądzę, że ja­kieś trzy, cztery dni

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Spoj­rzał na mnie nie za­do­wo­lo­ny. –> Spoj­rzał na mnie nieza­do­wo­lo­ny.

 

jego wzrok był nie przy­jem­ny… –> …jego wzrok był nieprzy­jem­ny

 

Kur­cze nie obej­rzę sobie filmu. –> Literówka.

 

– Nie cier­pię desz­czu, burzy tym bar­dziej – obu­rzy­łam się. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

A chciałam, przy­naj­mniej cześć nor­mal­no­ści mieć. – Literówka.

 

Pan za­bro­nił nam cho­dzić do mia­sta, dzię­ki temu mo­że­my w nim dłu­żej zo­stać. – Jak można dłużej zostać gdzieś, dokąd nie można pójść?

 

Pół­go­dzi­ny póź­niej prąd wy­siadł… – Pół­ go­dzi­ny póź­niej prąd wy­siadł…

 

Nie le­ga­nie, po­nie­waż ten dom na­le­żał do Pana.Niele­ga­lnie, po­nie­waż ten dom na­le­żał do Pana.

 

Wy­ko­nu­je po­le­ce­nia – tłu­ma­czył się In­di­go. –> Literówka.

 

In­di­go nie od­pusz­cza – pro­szę o opusz­cze­nie tego domu. –> Powtórzenie.

 

Mia­łam to gdzieś, Pan wra­cał nie długo. –> Mia­łam to gdzieś, Pan wra­cał niedługo.

 

Ali po­bie­gła zwy­kłym ludz­ki tem­pem… –> Literówka.

 

cze­ka­ła Ali z gar­ścią kocy. –> …cze­ka­ła Ali z naręczem koców.

 

Zrobi coś co nas prze­ra­zi, imnam. –> Zrobi coś co nas prze­ra­zi, ichnas.

 

– Ali choć, nie bę­dzie­my gło­do­wać… –> – Ali, chodź, nie bę­dzie­my gło­do­wać

 

– Panie to nie moja wina – sta­ra­ła się ra­to­wać, w jego gło­sie… –> Literówka.

 

Jego wzrok sta­nął na nas, kiw­nął głową byśmy do niego po­de­szły. –> Za zdania wynika, że głową kiwnął stojący wzrok.

 

Na na­szych oczach roz­szar­py­wał ludzi, nie pił ich krwi tylko za­pi­jał. –> Jaka jest różnica między piciemzapijaniem?

 

Nie ważne czy to było dziec­ko… –> Nieważne czy to było dziec­ko

 

Wszy­scy co do jed­ne­go ury­wał ręce… –> Wszy­stkim, co do jed­ne­go, ury­wał ręce

 

Ten czar­no włosy męż­czy­zna… – Ten czar­nowłosy męż­czy­zna

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za komentarze potrzebny był mi taki kop, fakt dawno pisałam to opowiadanie. Mój błąd powinnam sprawdzić je zanim wstawiłam. 

Darcon – pisać zaczęłam w liceum potem miałam przerwę znów zaczęłam pisać i ponownie przerwa bo dziecko urodziłam. W liceum wpadłam na to by pisać, miałam tyle pomysłów w głowie musiałam je przelać na papier. Inspiracja… muzyka głównie. Czasem pomysł wpadnie na spacerze czy w snach.

Hej, rzeczywiście dużo tych błędów, za dużo. Przeczytałem do końca – liczyłem, że zakończenie czymś mnie zdobędzie. Nie zdobyło. Wykonanie jak i treść bardzo bardzo słabe. Jeśli pisanie sprawia Ci dużą przyjemność i jesteś zawzięta, to walcz, ale długaaa droga przed Tobą. Pzdr!

,,Czasem Ty zjadasz niedźwiedzia, a czasem... niedźwiedź zjada Ciebie"

Generalnie tekst jest pod każdym względem słaby i nie piszę to złośliwie. Większość osób napisała ci już, co nie gra.

Chcesz pisać o wampirach, to warto pośledzić trochę, co się dzieje aktualnie w “branży”. Ten podgatunek jest teraz w rozkwicie, przynajmniej ilościowym. Dużo dzięki sukcesowi filmowej Sagi Zmierz, gdzie każda z części zarobiła, bagatelka, około 700mln $. Na półkach dużo literatury w tym temacie. Warto po nią sięgnąć i przekonać się, co już było, kto jak pisze. Chociażby dla pogłębienia wiedzy. Bo generalnie dużo pracy przed tobą.

 

Generalnie jak bierze się na warsztat takie temat jak wampiry, to wypadałoby wnieść do niego coś nowego. Wiem z czym sie mierzyłaś, bo sam kiedyś napisałem opowiadanie o wampirach. Ale po opublikowaniu mojego “Cogito ergo sum…” spotkałem się z opiniami, że “stare danie podlałem nowym sosem”. Nie chcę sie wywyższać, tylko wytłumaczyć, o co mi chodzi. Twój tekst nie wnosi nic nowego, a przedstawiona historia nie jest zbyt ciekawa i pełna luk. I ginie pod grubą warstwą przerażającego wykonania. Tekst czyta sie topornie ze względu na błędy każdego możliwego rodzaju. Opowiadaniu brakuje logiki. 

Gratuluję debiutu na stronie, życzę sukcesów i pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Ojej.

Bolą mnie oczy. Boli mnie mózg.

Autorko, moja rada jest taka – przede wszystkim dużo czytaj. Czytaj, czytaj i jeszcze raz czytaj.

Wiem, że tekst powstał dawno temu, sama o tym wspomniałaś, ale należy mu się porządne poprawianie. W zasadzie to należałoby go rozpruć i uszyć na nowo. O ile wtórność tematu jestem w stanie przeboleć (wampirów nigdy za wiele), to wykonanie woła o pomstę do nieba. Na początku sądziłam, że to tekst na “Grafomanię”, ale potem witki mi opadły…

Czytanie i szlifowanie, czytanie i szlifowanie, droga przez mękę, ale czasem tak trzeba :)

Właściwie podpisuję się pod komentarzem Finkli obiema rękami. I od siebie dorzucam parę cennych linków ze strony:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nie mogę się wypowiedzieć, bo za pierwszą próbą odpadłem po pierwszym zdaniu, za drugą próbą – po pierwszym akapicie. Potem zacząłem losowo skakać po tekście w poszukiwaniu punktu zaczepienia, ale wciąż nic. Podziękuj gorąco każdemu z wyżej komentujących, którzy dali radę.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Nie dałam rady. Starałam się, ale jednak nie. Zbyt duża ilość błędów, które chociaż w części nie zostały poprawione. Dużo pracy przed Tobą, ale jak się uprzesz to dasz radę. Ale zdecydowanie, czytaj jak najwięcej i zaglądaj do linków, które zapodał NWM :)

To było tak dawno odkąd żyje w ten sposób.

Ok, pierwsze zdanie cholernie niegramatyczne xD Czytam dalej, ale ze sceptycznym nastawieniem.

Moje wspomnienia przerwał stukot kamienia. Ja nie mogę tylko jego tu brakowało. Skrzywiłam się, strasznie mnie denerwował. Musze go jednak znosić.

Nadal mówmy o kamieniu, czy…?

– Tisha! Tu jesteś – wskoczył obok mnie kawał kloca.

Ok, to jest świetne. Niestety obawiam się, że nie jest to świetne w sposób zgodny z Twoją wolą, autorko.

Za oknem zaczęło padać, normalne,

Nie trzeba podkreślać, że coś jest normalne jak coś jest normalne. [← normalne]

Wstałam, udałam się do swojego pokoju. Nie wiem po co? Nic ciekawego tam nie było.

Trochę szkoda, może by się coś zaczęło dziać w końcu :|

na szczycie czekała Ali z garścią kocy.

Po pierwsze to “koców”, po drugie – co za wielkie łapska. Albo malutkie kocyki.

 

Dobra, bez zbędnych śmichów-chichów.

Tekst napisany jest absolutnie fatalnie. Są nawet błędy ortograficzne. Po pierwszym akapicie stwierdziłem, że dam szansę, bo może jest pomysł na dobrą fabułę, tylko warsztat zerowy. No, niestety, moim skromnym zdaniem, pomysłu na dobrą historię również nie ma.

Jeśli chcesz kiedyś napisać cokolwiek składnego [niestety, raczej nie w najbliższej przyszłości], więcej czytaj. Czytaj DUŻO. I zabierz się do pisania dopiero wtedy, kiedy będziesz miała pomysł, który czymkolwiek by się wyróżniał.

No nieźle.

Przeczytałem całość. Błędy bardzo utrudniają lekturę. Tematyka ciekawa, dałoby się z tego coś niezłego wycisnąć, ale fabuła wyszła Ci szczątkowa. Bohaterki zamienione w wampiry są świadkami rzezi. Z każdym opowiadaniem powinno być lepiej, więc próbuj dalej :)

Nowa Fantastyka