- Opowiadanie: Książkomaniaczka - Smoczy grób

Smoczy grób

Z góry przepraszam za wszystkie błędy. Chciałam po prostu obrać w słowa to, co siedziało mi w głowie.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Smoczy grób

Mówili, że gdy zawrzesz z nią umowę, ujrzysz ją tylko dwa razy.

Istniał rytuał, który trzeba było odprawić. Otworzyć wrota nad Smoczym grobem.

By ją wpuścić.

***

Dwie purpurowe świece paliły się jasno, rzucając cienie na naznaczone czasem, kamienne rzeźby. Dwa, duże demony siedziały po bokach szarego nagrobku, szczerząc kły. Były bardzo stare, jak sam grób. Wiatr i deszcz atakowały je latami, aż zaczęły zatracać ostrość rysów. Dzieci z okolicy nazywały je smokami. Miały duże, błoniaste skrzydła uniesione jakby do lotu i wielkie rogi na głowach. Ostatki tego, co można łatwo było rozpoznać.

Dominik pochylił głowę, zamknął oczy i złożył małe, blade rączki jak do modlitwy, klękając przed Smoczym grobem.

– Pani Czarownico – szepnął drżącym głosem. – Proszę, czy mogłabyś zabrać mojego tatę?

Jedna świeca zgasła raptownie, mimo iż powietrze pozostało nieruchome. Chłopiec ani drgnął.

Po kilku sekundach usłyszał przeciągłe chrobotanie, powolne i złowrogie. Jakby ktoś przesówał ciężką, kamienną płytę nagrobną.

Dominik zaczął drżeć. Powoli rozchylił powieki i uniósł nieco głowę.

Zdołał dostrzec rąbek purpurowego materiału, znikajacego za wysokim, cmentarnym smokiem.

Jego serce waliło niczym oszalałe, sprawiając, że ledwie usłyszał cichy głos, dobiegający zza szarej figóry.

– Każde życzenie, ma swoją cenę.

Kobiecy szept, delikatny i ciepły, niczym głos matki.

Dominik poczuł łzy spływające mu po policzkach.

– Proszę! – Pisnął, unosząc drżące ręce w stronę figóry i tej, która się za nią skryła. – Proszę, pomóż mi! Nie chce dłużej… pomoż mi!

Rozpłakał się, zakrywając dłońmi twarz.

Chłodne palce musnęły jego głowę, lekko mierzwiąc ciemne włosy.

– Już dobrze – szepnęła Czarownica. – Spełnię twoją prożbę, skoro tak bardzo tego chcesz.

– Tak!- Krzynał Dominik, unosząc gwałtownie głowę. – Bardzo!

Zobaczył rękę wyłaniającą się z ciemności. Bladą, okrytą do łokcia zwiewnym, purpurowym rękawem. Dostrzegł również oczy. Małe, niczym pulsujące na wietrze, błękitne płomyki.

– Idź do domu – odezwała się Czarownica, cofając rękę. – Wszystko zakończy się przed świtem.

Chłopiec skinął skwapliwie głową, otarł łzy i wstał. Ruszył w stronę wyjścia z cmętarza, gdy zatrzymał go głos z ciemności.

– Pamiętaj o całym rytuale – odezwała się Czarownica. – Znajdziesz coś. To będzie ode mnie. Jeśli mój czar ma być trwały, jeśli nie chcesz powrotu ojca, będziesz musiał to mieć zawsze ze sobą. Do końca życia. Rozumiesz?

– Tak! Przyrzekam, że tego nie zgubię! – Obiecał chłopiec i popędzil do bramy.

Błękitne oczy zalśniły w ciemności, niczym kocie ślepia.

– Dla czego nigdy nie pytają o cenę?

Czarownica westchnęła i spojrzała na kamiennego demona, za którym sie skryła. Szara paszcza wykrzywiła się w pogardliwym grymasie.

– Na tym polega mój czar… – mruknęła znudzona. – A poza tym… zrozpaczeni żadko pytają o cenę tego, czego tak desperacko pragnął.

– Świt za cztery godziny – odezwał się drógi posąg, unosząc popękane skrzydła. – Nie mamy dużo czasu.

– Tak, wiem – westchnęła Czarownica, wdrapując się na grzbiet demoniej figóry.– Tym razem nie dał nam go za wiele, ale zawsze to Nasz czas.

 ***

Policzek parzył, jakby przyłożono do niego gorące żelasko. Dominik upadł na ziemię, czując eksplodujący ból w głowie.

– Mówiłem ci, żeby się nie szlajał po nocy!

Wielka, zwalista sylwetka jego ojca, zasłoniła światło bijące z niedużej lapy, stojącej na komodzie. Chłopiec uniósł przerażone spojrzenie na wściekłego mężczyznę. Otoczony ostrym światłem, zdawał mu się aniołem śmierci. Gdy się nad nim pochylił, jego czarny wisorek w krztałcie oka, zadyndał chłopcu przed buzią.

– Idź na górę! – wrzasnął ojciec Dominika, szarpiąc go za włosy. – Zaraz dam ci prawdziwy podów do strachu!

Chłopiec, drżąc i płacząc, pognał na ślepo przed siebie, w stronę schodów. Obijając się o ścianę i balustradę, wdrapał się na górę. Zamknął się w swoim pokoju. Nie barykadował już drzwi. Wiedział, że to nic nie da, a tylko sprawiało, że jego ojciec był jeszcze bardziej wściekły.

– Pani Czarownico… – jęknął zrozpaczony. – Proszę… zabierz go!

***

Jonasz, bo tak miał na imię ojciec Dominika, uderzył pięścią w stół.

– Smarkacz nie może się nauczyć! – Warknął, ponownie uderzając w blat. – Tym razem na prawdę udowodnię mu, że nie warto ze mną zadzierać.

Mężczyzna wyprostował się i sięgnął do swojego paska. Odpiął go i owinął wokół dłoni, zaciskając palce na stalowej klamrze.

– Czarownico ze Smoczego grobu, proszę… zabierz go!

Jonasz znieruchomiał. Nawet jego serce zamarło. Jego wisior rogrzał się nagle, niemal parząc mu pierś.

Powoli obócił się i spojrzał w stronę, skąd dobiegł głos.

Zobaczył ją.

W purpurowej sukni, stała lekko oparta o ścianę. Ciemność jakby ją otaczała, okrywała niczym płaszcz. Zaś w tym mroku, tuż za jej plecami, czaiły się kamienne monstra, czekające na jej skinienie.

– Czyż nie to usłyszałam, gdy zapaliłeś dla mnie świecę? – Spytała kobieta drwiąco.

Miała skórę bielszą od śniegu, z fioletowymi bruzdami na szyi i nadgarstkach. Jej gęste, czarne włosy opadały falami na purpurową, zwiewną suknię, która okrywała przeraźliwie chude ciało. Jedynie oczy, błękitne niczym lód, zdawały się mieć w sobie nieco życia.

– Ty… – jęknął Jonasz, próbując się cofnąć. Usłyszał za sobą zgrzyt, światło zamigotało w pokoju. Po chwili mężczyzna poczuł, jak uderza plecami o coś zimnego i twardego.

Obejrzał się. Zobaczył wściekle wykrzywiony, kamienny pysk. Wielkie skrzydła rysowały sufit, szpony orały głębokie bruzdy w podłodze.

– Cóż za żałosna egzystencja.

Jonasz wzdrygnął się. Czarownica stała tóż przed nim. Jej błęitne oczy wwiercały się w niego, niczym dwa sztylety, przebijające jego duszę.

Czerwone jak krew usta, wykrzywiły się w potwornym uśmiechu. Kobieta uniosła rękę i zerwała wisior z jego szyi.

Jonasz osunął się na podłowę. Spojrzał na swoją dłoń, owiniętą skórzanym paskiem i zapłakał gorzko.

– Ty… – jęknął. – Ty… dla czego?

Czarownica uśmiechnęła się jadowicie i pochyliła nad drążym mężczyzną. Niemal czułym gestem pogładziła go po głowie, by po chwili szarpiąc za włosy, zmusiła by spojrzał w jej twarz.

– Ty, twój ojcie, ojciec twojego ojca… każdy z was zadaje to pytanie – mruknęła znudzona – Macie czelność nie pamiętać dla czego.

Uśmiechnęła się i jeszcze mocniej szarpnęła za włosy, tak, że Jonasz spojrzał jej prosto w oczy.

– On wsadził mnie do grobu – syknęła – On mnie torturował, katował i poniżał… aż spalił na stosie! Ten z którego krwi jesteś!

Jej wściekły głos przeszył jego ciało, niczym lodowate ostrze. Czarownica puściła go i wstała, odsuwając się nieco.

– Zabawne… zginęłam za coś, czego nauczyłam się dopiero po śmierci.

Kobieta wybuchła mrożącym krew w żyłach śmiechem.

– Diabeł chętnie zawiera pakty – mruknęła, skupiając swoją uwagę na wisiorze Jonasza. Mężczyzna spojrzał na niego z obrzydzeniem.

– Ta rzecz… ona sprawiała, że ja…

Znowu zaniósł się szlochem.

Czarownica uśmiechnęła się z wyższością.

– Tak bardzo zrozpaczeni, że nie pytają o cenę… – mruknęła z rozbawieniem. – A gdy już zdają sobię sprawę, jak wysoka jest, nie mogą już się cofnąć. Nie zauważają, jak zmieniają się w tych, których nienawidzą.

Zacisnęła palce wokół czarnego oka, które ugieło się pod jej palcami, jakby było zrobione z plasteliny. Czarownica uformowała nowy krztałt. Po chwili na jej dłoni spoczywało czarne serce. Otworzyła je i wlała do środka kilka kropel swojej krwi.

Następnie odeszła do Jonasza. Próbował uciec, lecz kamienna łapa przycisnęła go do ziemi, tak, że ledwo mógł oddychać. Czarownica skinęła na demona. Szary szpon rozdarł ramię mężczyzny. Jrego krew spłynęła na rękę kobiety i otworzony medalion.

 Z szerokim uśmiechem zamknęła serce i położyła na stole. Z namysłem spojrzała w górę, gdzie krył się Dominik.

– Nie… – jękął Jonasz, wijąc się pod łapą demona.

Czarownica spojrzała na niego.

– Jak każdy z twego rodu – zaśmiała się. – Jak i ty, tak i on zapalił dla mnie świecę.

Podeszła do Jonasza, przyklękła na jedno kolano i wbiła palce w jego poszarpane ramię. Mężcyzna lrzyknąl, próbując się od niej odsunąć. Uśmiech nie schodził z jej ust. Pochyliła się, muskając włosami jego policzek, który zaparzył jak po uderzeniu.

– I możesz być pewny, że i jego potomstwo zapali dla mnie świecę – szepnęła mu do ucha. – I tak przez wszystkie pokolenia.

Jonasz zacisnął oczy, z których popłynęły słone łzy. Kulił się na ziemi, jak jego syn przed kilkoma chwilami.

Czarownica wyprostowała się i spojrzała na demona.

– Już czas – mruknęła i spojrzała na okno. Niebo zaczęło jaśnieć. – Czeka na nas.

Wdrapała się na grzbiet kamiennego demona. Drógi, ten który zranił Jonasza, zacisnął drógą łapę wokół jego drżącego ciała i dźwignął z ziemi.

– Nie! – wrzeszczał mężczyzna, próbując się wyszarpnąć. – Zostawcie mnie!

Czarownica przekrzywiła głowę, spoglądając na niego zimnym wzrokiem, pełnym satysfakcji.

– Myślisz, że Diabeł dał mi swoją magię za darmo? – spytała z politowaniem. – Nie bądź śmieszny!

Demony warknęły i skoczyły w ciemność, rusyjąc podłowę i sufit swoimi kamiennymi ciałami.

Wrzask Jonasza ciągnął się do samego piekła.

***

Dominik czekał wiele godzin, na nadejście ojca. Lecz czas mijał, nastał świt, a on nie przychodził. Chłopiec zebrał się w końcu w sobie i ostrożnie zszedł na dół. To co zobaczył, sprawiło, że poczuł radość i strach jednocześnie.

– Czarownica! – krzyknął i rzucił się do drzwi. – Muszę spraw…

Zatrzymał się raptownie. Dostrzegł coś na stole. Podszedł bliżej. To był wisior. Podobny do tego, jaki zawsze nosił jego ojciec. Tyle że ten miał inny kształt.

Chłopiec przełknął głośno ślinę i sięgnał po niego. Był ciężki i zimny.

– Grób!

Wcisnął naszyjnik do kieszeni i wybiegł z domu. Skierował się peosro na cmętarz. Było jeszcze bardzo wcześnie, więc nikogo nie spotkał na ulicy.

Gdy doratł na miejsce, wdrapał się na ogrodzenie, jak wcześniej i przeskoczył na drógą stronę.

Grób Czarownicy był jak zawsze posępny. Skryty w cieniu wysokich drzew, które nie przepuszczały jeszcze promieni wschodzącego słońca. Dwa kamienne demony stały po jego bokach, niczym milczący strażnicy. Dominik zadrżał.

Płyta była odsłonięta. Dróga świeca paliła się dalej.

Drżąc, zbliżył się ostrożnie do grobu. Spojrzał w ciemność. Znieruchomiał.

Patrzyły na niego zimne, blęitne oczy.

– Nie zapomnij o moim darze. – Dobiegł go głos z ciemności. – Zawsze go noś.

Dominik skinął głową. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął wisior. Ostrożnie i z szacunkiem zawiesił go na szyi. Gdy tylko czarne serce dotknęła jego piersi, poczuł ciepło, wnikające w jego ciało.

Oczy zabłysły triumfująco.

Światło dnia wyłoniło się zza drzew.

Świeca zgasła z sykiem. Płyta z hukiem wsunęła się na swoje miejsce.

Dominik cofnął się gwałtownie i upadł.

Mógłby przysiąc, że usłyszał okropne wrzaski.

Męskie głosy.

Płaczące.

Wypowiadające jego imię.

Koniec

Komentarze

Ejkum kejkum…

A po "obraniu" w słowa nie dało się odczekać dłuższej chwili i przeczytać jeszcze raz?

Jest jakiś pomysł, ale skrzywdzony wykonaniem. Mnóstwo ortografów, błędy w zapisie dialogów, literówki…

Jakby ktoś przesówał ciężką, kamienną płytę nagrobną.

Ortograf.

– Proszę! – Pisnął, unosząc drżące ręce w stronę figóry

Tu też. I błąd w dialogu.

"Drugi" pisze się przez u zwykłe.

Babska logika rządzi!

Wybacz, Książkomaniaczko, że po lekturze kilku zdań przerwałam łapankę, ale dręczy mnie pytanie: Cóż stanęło na przeszkodzie, by – ubrawszy w słowa to, co siedziało w głowie – przeczytać wszystko i dokonać poprawek?

Tekst, w obecnym stanie, nie powinien ujrzeć światła dziennego.

 

Dwa, duże de­mo­ny sie­dzia­ły po bo­kach sza­re­go na­grob­ku, szcze­rząc kły. –> Dwa duże de­mo­ny sie­dzia­ły po bo­kach sza­re­go na­grob­ka, szcze­rząc kły.

 

Jakby ktoś prze­só­wał cięż­ką, ka­mien­ną płytę na­grob­ną.>akby ktoś prze­suwał cięż­ką, ka­mien­ną płytę na­grob­ną.

 

ma­te­ria­łu, zni­ka­ja­ce­go za wy­so­kim, cmen­tar­nym smo­kiem. –>Literówka.

 

cichy głos, do­bie­ga­ją­cy zza sza­rej fi­gó­ry. –> …cichy głos, do­bie­ga­ją­cy zza sza­rej fi­gu­ry.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł interesujący, wykonanie fatalne. 

Przyjęłaś nick Książkomaniaczka – to niemożliwe, żeby maniakalnie pochłaniając książki nie nauczyć się ortografii. Czy program nie podkreśla Ci błędów? Popraw przynajmniej błędy ortograficzne, bo oczy krwawią przy czytaniu :-(

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Całkiem fajny pomysł, zarżnięty przez fatalne wykonanie. Najgorsze są te rzucające się w oczy ortografy. Toć nawet edytor strony je podkreśla. Jak to tak, bez przejrzenia… :(

Poniżej garść linków do porad:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Zgadzam się z przedmówcami. Błędy ortograficzne, interpunkcyjne, w zapisie dialogów, nieprawidłowa odmiana wyrazów, literówki… w tym sporo rzeczy, które wyłapałby dowolny moduł sprawdzania pisowni (włącznie z modułem dostępnym tu, na portalu).

Pierwsza zasada jest taka, że po napisaniu tekst należy odłożyć i pozwolić mu się odleżeć, przynajmniej przez kilka dni (a im dłużej, tym lepiej). Następnie się go sprawdza – raz, dwa, tyle, ile trzeba. Podczas takiego czytania odleżanego tekstu zadziwiająco wiele błędów można wyłapać samemu. Nie wszystkie, niestety, ale bardzo dużo. I na przykład rzeczy takie jak ta: “pochyliła nad drążym mężczyzną” na pewno nie przeszłyby niezauważone.

To wspaniale, że masz pomysły i próbujesz pisać. Prawdę mówiąc fabuła tego opowiadania jest wcale niezła, po dopracowaniu i doszlifowaniu to mógłby być całkiem niezły kawałek tekstu. Ale tym, co należy opanować najpierw, jest język, w którym chce się pisać, bez tego ani rusz. Tekstu w obecnej formie nikt tu na portalu nie podejmie Ci się poprawić, to musisz zrobić sama. Spróbuj, warto ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Hej :)

 

Już miałem napisać, że to tak bywa z pierwszym tekstem. Człowiek nie do końca zdaje sobie sprawę, że niedopracowanie psuje wszystko. Że z tą nieodpartą potrzebą twórczego ekshibicjonizmu trzeba walczyć i polerować tekst jak najdłużej, jak najlepiej. A tutaj okazuje się, że to trzeci tekst, a błąd na błędzie…

 

No cóż. Trzeba to poprawić, bo nikt nie zwróci uwagi na to, o czym piszesz, nie wczuje się w klimat. A to byłaby trochę szkoda. Tekst w końcu o czymś jest. Widać w nim zamysł, tekst ma swój rytm :)

 

Oczywiście nie powiem, że to pomysł wyjątkowy. Raczej schematyczny, taka wariacja na temat błędnego koła zemsty ;)

 

Staraj się pisać dobrze, a nie tylko wyrzucaj na papier słowa, a będą lepiej oceniane ;)

 

Pozdrawiam

Czwartkowy Dyżurny

 

 

 

 

Nowa Fantastyka