- Opowiadanie: MPJ 78 - Szkoła rabina Abrahama

Szkoła rabina Abrahama

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Szkoła rabina Abrahama

 Kibuc Bene Atarot różni się nieco od wielu mu podobnych w Izraelu. Dla niewprawnego oka wszystko wygląda normalnie, pola uprawne, gaje drzewek pomarańczowych, zabudowania gospodarcze. Tylko osoby z dobrym przeszkoleniem wojskowym dostrzegają, iż budynki ustawiono tak, by mogły wzajemnie się kryć ogniem broni maszynowej, a dostępu do niektórych z nich bronią dyskretnie ulokowani strażnicy. Izrael ma rozlicznych wrogów, toteż takie środki ostrożności, choć wykraczają trochę poza średnią, da się zrozumieć. Nieliczni, najlepiej poinformowani, wiedzą jednak, iż w Bene Atarot znajduje się ośrodek szkoleniowy oddziału specjalnego przeznaczenia „Rav Sariel”, wydziału wojny parapsychologicznej, instytutu do spraw wywiadu i zadań specjalnych, znanego szerzej jako Mosad.

W podziemiach jednego z budynków grupa adeptów wywiadu poznawała właśnie metody tworzenia golemów. Obserwował ich sam tat aluf, Isser Burstin, założyciel i twórca tej formacji. Szkoleni agenci przeszli właśnie od teorii do zadań praktycznych. Mieszanie gliny z wodą i formowanie ciał zajmuje sporo czasu i znacząco brudzi. Tat aluf cenił sobie czystość, toteż dbając o zachowanie nienagannego munduru, usiadł z dala od paprzących się w błocie. Mając chwilę wolnego pozwolił sobie na wspominanie o tym jak sam poznał tajniki tej sztuki.

 

Isser miał swoją bar micwę w wieku trzynastu lat. Większość jego kolegów z chederu kończyła w tym wieku swą edukację, ale on posiadał zarówno zdolności jak i szczęście. Jego rodzice mieli dość pieniędzy, aby ich pierworodny mógł kontynuować studia w brokowskiej jesziwie. Ukończenie tej ostatniej dawało szanse na zdobycie tytułu rabina. Najlepsi uczniowie poznawali tam tajniki kabały, spotykali się też z cadykami słynącymi z czynienia cudów w imię Pana. To właśnie podczas jednego z tych wykładów młody Burstin poznał tajniki tworzenia golemów. Nauczał ich wówczas przybyły z Chełma cadyk cudotwórca Eljahu Szema.

– Rebe, od jak dawna uczeni Izraelici mają tę wiedzę? – Isser starał się być dociekliwy.

– Co najmniej od czasów Salomona – odrzekł Eljahu.

– To czemu ludzie muszą pracować sami, a przecież mogłyby za nich pracować golemy.

– To się nie kalkuluje.

– Jakże to.

– Macie tu dokoła Broku puszczę. Zimą w pocie czoła Żydzi i goje ścinają drzewa i ściągają je nad rzekę by wiosną spławić. Czy mogłyby za nich robić to golemy?

– Mogłyby – stwierdzili po chwili zastanowienia uczniowie.

– A jaki z tego byłby efekt dla chederu i jesziwy? – Abraham zadał proste, zdawałoby się, pytanie.

– Byłoby więcej chętnych do nauki – ostrożnie odrzekł Mosze, jeden z uczniów.

– A czy byłoby ich na naukę stać?

– Nie byłoby – rzekł po dłuższym zastanowieniu Isser. – Jak robotniki w lesie nie zarobią, to nie zarobią też krawce, co im ubrania szyją, ani szewce, co buty robią. Pieniędzy nie będą mieć też kupce sukienne i te, co sprzedają towary kolonialne, nawet browarniki czy piekarze biedę będą klepać. Jak oni będą bez grosza, to i nauczyciel chederu nie zarobi, nikogo też stać nie będzie na naukę w jesziwie.

– I ty dobrze kombinujesz. Tak by właśnie było – pochwalił ucznia Abraham.

– Ja tak też myślę, że jak goje zobaczyliby, iż nasze golemy pozbawiają ich zajęcia, to pogrom gotowy. – Jeden z uczniów, którego rodzina pochodziła z Odessy, drżał ze strachu, kiedy to mówił.

– Rebe, to po co my się tu tej sztuki uczymy, jak ona się nie przyda.

– A po co staremu Szmulowi zegar w kantorku, skoro i tak go nie nakręca?

– Klienty jego na zegarze się nie znają, ale wiedzą, że taki mebel wisi w aptece, a i katoliki tutejsze mówią, że ksiądz ma czasomierz na plebanii. Rozumują więc, iż ten kto ma zegar, ten ma rozum i poważanie. – Tym razem Mosze popisał się dedukcją.

– Jak chcesz, to potrafisz pomyśleć. – Pochwalił swego ucznia Juda Lejb

– Pamiętajcie też, że choć dziś zegar Szmulowi robi za ozdobę, to zawsze można go nakręcić i komuś może się przydać – poważnie rzekł Eljahu.

 

Z perspektywy czasu, Burstin docenił przenikliwość cadyka. Isser, nawet dziś poczuł zimne dreszcze na wspomnienie tego, co zmusiło go do skorzystania z tej wiedzy. Działo się to w roku pięć tysiąc siedemsetnym, a wedle rachuby chrześcijan tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym. Niemcy w Broku, rozbestwieni esesmani rabujący i mordujący Żydów, ucieczka do lasu, spotkanie polskich ułanów, proszenie dowodzącego nimi porucznika o ratunek dla mordowanych. Nie wierzył wówczas, że jego błagania odniosą jakikolwiek skutek, ale Polacy ruszyli w bój przeciw wielokrotnie liczniejszym Niemcom. Części brokowskich Żydów udało się dzięki temu uciec. Tamto doświadczenie sprawiło, iż dziś sam nosi mundur, by nigdy więcej nie mieć tego poczucia bezradności, które mu wówczas towarzyszyło. Przez lata służby zdążył dorobić się nawet stopnia będącego odpowiednikiem polskiego generała brygady. Golema stworzył już po tym jak pochowano zabitych i rzucił klątwę na zabójców. Potrzebował kogoś, kto bez dyskusji i zmęczenia będzie wiosłował pod prąd, gdy będą płynęli Bugiem na południe.

 

Adepci skończyli modelowanie ciał, ale ożywianie stworów zupełnie im nie idzie. Niektórzy z nich głośno wyrażają powątpiewanie, czy to w ogóle możliwe. Czas interweniować.

– Ja was pytam, co wy tak narzekacie? – spytał Isser.

– Panie tat alufie tego nie da się zrobić?

– Ja tam wiem, że to wykonalne

– Nikomu z nas się nie udało.

– Ja wam opowiem pewne zdarzenie z brokowskiej jesziwy.

 

Abraham Juda Leib debatował kiedyś z trzema cadykami, jak rozumieć jeden z zapisów Tory. Uczeni mężowie nie mogli jednak dojść do porozumienia, toteż zrobili głosowanie. Zakończyło się ono stanem trzy do jednego. Abraham był jednak pewien, ma rację, począł więc się modlić do Boga.

– Panie mój! Wiem, że mam rację, a serce moje jest czyste. Pokaż im jakiś znak, żeby wiedzieli, że racja jest po mojej stronie.

Bóg wysłuchał błagań brokowskiego rabina i palma stojąca w kącie zaczęła płonąć, ale ogień jej nie trawił. Widząc to Abraham rzekł

– Oto jest znak od Pana! Płonący krzew. To ja miałem rację.

– No to co, że Pan ci odpowiedział. Nadal my mamy rację, bo jest trzy do dwóch – orzekli cadycy.

 

– Uważacie wiec, iż nie da się ożywić golema?

– Panie generale, to może by tak jakiś drobny znak od najwyższego. – Jeden z kursantów nie zamierzał wierzyć tat alufowi na słowo.

– Ja wam mówię, ludzie małej wiary, patrzcie po czyjej stronie jest prawda.

Isser, mówiąc to zatarł na jednym z golemów napis wykonany przez szkolonego agenta i rylcem napisał słowo „emet”, co po hebrajsku znaczy prawda. Istota natychmiast ożyła. Adepci wywiadu popatrzyli na siebie ze zdumieniem. Dopiero po dłuższej chwili jeden z nich odważył się zadać pytanie.

– Panie tat alufie przecież my robiliśmy to samo, ale żaden z naszych golemów nie ożył?

– Ja zawsze mówiłem. Robić to samo, nie znaczy robić tak samo.

– Czego więc nam zabrakło?

– Wiary – odrzekł spokojnie Burstin.

 

Kilku agentów widząc sukces generała jeszcze raz na ramionach ulepionych przez siebie golemów wyryło słowo „emet”. Tym razem powołując do życia gliniane istoty. Jeden ze szkolonych zapytał.

– Panie tat alufie, a kiedy pan ożywił pierwszego golema.

– Ja zaraz sobie przypomnę. To musiało być, podczas drugiego roku nauki w brokowskiej jesziwie. Ja miałem wówczas około piętnastu lat. Jak ja pamiętam, było to na przełomie roku pięć tysięcy sześćset trzydziestego i trzydziestego pierwszego – odrzekł Isser.

– Coś mi się nie zgadza – powiedział wolno inny z kursantów.

– Ja ciebie pytam, a co tu się może nie zgadzać?

Mamy rok pięć tysięcy siedemset siedemdziesiąty siódmy, jeśli dobrze liczę to pan generał musiałby się urodzić mniej więcej w roku pięć tysięcy sześćset piętnastym i teraz by miał jakieś sto sześćdziesiąt dwa lata.

– Ja tam nie widzę, gdzie tu się nie zgadza? Co się nie zgadza?

– Sto sześćdziesiąt dwa lata? Pan tat aluf wygląda góra na trzydzieści, no może czterdzieści ale nie więcej.

– Ja mogę wyglądać i na dwadzieścia i na sześćdziesiąt jeśli moja misja tego wymaga.

– Wierzę, ale sto sześćdziesiąt? Ludzie tyle nie żyją!

– Co mają nie żyć. Ja się uczył, że Adam żył dziewięćset trzydzieści lat, jego syn Set dożył dziewięćset dwanaście, jego wnuk Enosz dziewięćset. Ja wam mówię, że to wcale nie jest długo, bo Matuzalem żył dziewięćset sześćdziesiąt dziewięć.

– Ale to było kiedyś – zauważyła nieśmiało jedna z agentek.

– Ja ciebie mówię, co było kiedyś może być i teraz. Abraham Juda Leib podczas studiów nad pismem, które prowadził w Broku, odkrył sposób na to, by w pełnym zdrowiu i sprawności ludzie dożywali wieku patriarchów Starego Testamentu – odrzekł Isser.

– I my go poznamy? – zapytała agentka.

– Ja poznałem, to i wy poznacie, co macie nie poznać.

– To czeka nas cudowne życie na emeryturze. – Rozmarzyła się blondwłosa kursantka.

– Ja tak pytam, nie mówili wam przy werbunku, że jeszcze nikt z oddziału „Rav Sariel” emerytury nie doczekał? – Zainteresował się tat aluf.

– Mówili… – tu z ust jednego ekskomandosa padła cała seria przekleństw, hebrajskich, rosyjskich, arabskich i francuskich. – Zawsze takie teksty standardowo się sprzedaje rekrutowanym, by odstraszyć najsłabszych. Sprawdziłem w dokumentach, tam był zapis, że warunkiem przejścia na emeryturę jest osiągniecie biologicznego wieku pięćdziesięciu pięciu lat.

– Czyli będziemy służyć do śmierci bez szans na dłuższy wypoczynek? – Z nieukrywanym smutkiem spytała blondwłosa agentka.

– Ja was nie rozumiem, co wy tak marudzicie? Ja tam służę już prawie siedemdziesiąt lat i nie narzekam. Ja wam powiem więcej, co dwadzieścia pięć lat służby przysługuje nam półroczny ekstra urlop z atrakcjami na koszt firmy.

– I pan tat aluf z niego korzystał? -zainteresował się jeden z agentów.

– Co ja miałem nie korzystać, jak ja w „Rav Sariel” służę tyle lat.

– I jak było?

– Ja powiem wam o tym co mnie spotkało podczas drugiego takiego urlopu. Dostałem do dyspozycji jacht i rezerwacje w hotelach na Hawajach. Ja wchodzę na ten jacht, ja zaglądam do kabiny, a tam, Boże mój przebacz, leży na łóżku piękna naga dziewczyna. Ja ją pytam, co ona tutaj robi? Ona mi mówi, że ma mi towarzyszyć przez cały urlop. Ja ją pytam, kto ją mi tu przysłał? Ona mi tłumaczy. Jak ja tylko usłyszał, to ja łapię za telefon i dzwonię do dyrektora naszej „firmy” i mówię mu, jak on mnie badacza pisma i oficera uraził, jak bardzo, ale to bardzo się na niego gniewam!

– Wyrzucił pan generał dziewczynę z jachtu od razu, czy dał jej czas na ubranie się? – Zainteresował się jeden z kursantów.

– Czemu ja ją miał wyrzucić, po co ja bym ją wyrzucił, przecież na nią, ja się nie gniewał.

Dyskusja się skończyła. Agenci dezaktywowali swoje golemy i zaczęli sprzątać. Czynność ta jest równie brudząca co lepienie z gliny, toteż Isser przezornie znów zajął miejsce z dala od krzątających się kursantów. Jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć, ale wewnątrz był nieco rozczarowany wynikami tej grupy. Owszem z pewnego punktu widzenia, to był świetny materiał na agentów oddziału „Rav Sariel”, wszyscy przepojeni duchem patriotyzmu, zdrowi, wysportowani, mający przeszkolenie wojskowe, nienaganną opinię, ale do tego szkolenia jakie on prowadził, przydaliby się młodsi. W tej grupie wszyscy mieli około dwudziestu lat. W efekcie mieli w sobie za dużo racjonalizmu, a za mało czystej dziecięcej wiary.

W myślach znów powrócił do lat spędzonych w brokowskiej jesziwie. Gdy pierwszy raz mieli własnoręcznie stworzyć golemy z dziewięciu nastoletnich adeptów nie udało się ożywić swego dzieła tylko jednemu. Icchak już wtedy za mało koncentrował się na nauce, a za dużo na rudej Cywi córce piekarza. Potem też nie szło mu z interpretacją pisma najlepiej. Przeczytawszy w pożyczonej od Issera książce mężczyźni, którzy mają bardzo gęste brody są bardzo głupi, postanowił przerzedzić własną. Pamiętał z jesziwy, iż nie wolno jej ścinać, ani golić, toteż użył do tego zabiegu zapalniczki. Oczywiście strasznie się przy tym poparzył, więc na marginesie książki dopisał: „sprawdzone i udowodnione”. Ech stare czasy. 

Koniec

Komentarze

Sympatyczny tekścik, chociaż przedstawiona historia zdaje się niewspółmierna do opisanego na początku kibucu.

Mam wrażenie, że trochę przesadziłeś przy żydowskiej stylizacji. Jakby zaczynała popadać w śmieszność.

Babska logika rządzi!

Z założenia to miał być lekki zabawny tekst na wakacje więc stylizacja faktycznie może być nieco przerysowana. 

 

Przeczytałem do końca, ale mnie nie porwało. Znaczy poprawnie, ale magii jednak brakuje;)

Tekst przypomina trochę zbiór żydowskich dowcipów(przypowiastek) z cyklu ,,Rabin i koza”;) Za bardzo to się nie śmiałem, choć przyznam, ze na końcu jednak szeroko się uśmiechnąłem;) Przerzedzenie brody wypaliło…;) 

 

 

,,Czasem Ty zjadasz niedźwiedzia, a czasem... niedźwiedź zjada Ciebie"

Mam wrażenie, że cała opowiastka powstała po to, by zmieścić w niej kilka żydowskich żartów. Przeczytałam bez przykrości, ale i bez szczególnego zadowolenia. Pewnie dlatego, że szmonces przeczytany nigdy nie będzie przeze mnie odebrany tak dobrze, jak szmonces opowiedziany.

 

ka­to­li­ki tu­tej­sze mówią,że ksiądz… – Brak spacji po przecinku.

 

gdy z będą pły­nę­li Bu­giem na po­łu­dnie. – Literówka.

 

– No to co, że Pan Ci od­po­wie­dział.– No to co, że Pan ci od­po­wie­dział.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

– Ja wam mówię, lu­dzie małej wiary, pa­trz­cie po czy­jej stro­nie jest praw­da – Brak kropki na końcu zdania.

 

ją pytam, co ona tutaj robi? – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wskazane poprawki naniosłem.  Legenda jak to legenda oprócz paru anegdotek zawiera garść informacji historycznych ;)

 

 

Jak zobaczyłem tytuł, to mi się od razu mit o golemie skojarzył. nie myliłem się :)

Bardzo sympatyczny tekst. Podobają mi się te wszystkie stylizowane żydowskie rozmowy – choć czasem też, jak Finkla, czułem, że idą one w kierunku zbyt przesadzonej śmieszności. Ale szczerze rozbawił motyw gołej kobiety na wakacjach firmowych, czy przewagi wyniku głosowania nad ewidentnym cudem Boskim ;)

Czasem też opowieść za bardzo się rozłazi, latając narracją z miejsca na miejsce.

Podsumowując: jest okej, ciekawie, też bez wielkich fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

wojny parapsychologicznej

Nie dość, że psychologicznej, to jeszcze nie do końca? :P Nie jestem przekonany, czy to właściwe słowo…

Przez lata służby zdążył dorobić się nawet stopnia będącego odpowiednikiem polskiego generała brygady.

Jeśli to jest narracja z perspektywy żydowskiej, to powinieneś bezpośrednio powiedzieć, co to za stopień, a tak to wygląda jak taki ukłon w stronę czytelnika, który zaburza mi spójność formy.

– Panie tat alufie tego nie da się zrobić?

Nienaturalnie brzmi to pytanie. Jesteś pewien, że tu miał być znak zapytania?

– Wiary – odrzekł spokojnie Burstin.

 

Kilku agentów widząc sukces generała jeszcze raz

Ta przerwa między akapitami, według mnie, niepotrzebna.

 

Ciekawie. Nie ma to za grosz, żadnego rozwinięcia i zakończenia, bardziej są to takie luźne bajania, powiązane luźnym motywem fantastycznym, ale czytało się bardzo dobrze i brak zwięzłości w tym wszystkim nieźle wpisuje się w koncepcję. Luźne, niezobowiązujące, a przy tym oryginalne w formie i treści.

Fajnie :]

No nieźle.

Dziękuje za uwagi ;)

 

Z jednej strony ciekawa żydowska stylizacja, z drugiej strony zbyt mocna żydowska stylizacja. Czasami przebiegałem tylko wzrokiem po tych nazwach własnych żeby się nie zmęczyć. Przeczytałem przed chwilą a nie pamiętam żadnego imienia, wszystkie trudne do zapamiętania. Co wnosi do utworu możliwość tworzenia golemów to nie wiem, nie widzę w tym głębszego zamysłu. Swój klimat jednak ma. Pozdrawiam.

Podobało mi się, lekki tekst. Żart z Bogiem mnie rozbawił.

 

Gdy pierwszy raz mieli własnoręcznie stworzyć golemy z dziewięciu nastoletnich adeptów nie udało się ożywić swego dzieła tylko jednemu.

Zmieniłbym to zdanie, bo czytając po raz pierwszy, pomyślałem, że to jakiś twist. Koniec opowiadania, a tu czytam, że tworzą golemy ze studentów. Później się zorientowałem, że to zdanie jest dwuznaczne :)

Pomyślę nad tym :)

 

Uśmiałem się, cholera, zdrowo. Nie wiem skąd bierzesz materiał i wiedzę na te wszystkie anegdotki, ale dla mnie bomba. Najbardziej rozwalił mnie ten płonący krzew, ale inne historyjki też dobre. Co ważne i ciekawe, jest nie tylko zabawnie, ale i mądrze. Czytało mi się świetnie, chłonąłem z nieskrywaną przyjemnością. Ale byłoby jeszcze lepiej – dużo, dużo lepiej – gdyby interpunkcja nie fikała koziołków.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu, jak taki cymes, to klikaj. :-)

Babska logika rządzi!

Dyć klikłech.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Aj waj, Ty najpierw klikłeś niewyraźnie, jak goj jakiś. ;-)

Babska logika rządzi!

Ja Ci powiem, co ja kliknął i dlaczego: ja kliknął dobrze, ale nie tam, gdzie trzeba.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Fajny, lekki, zabawny tekst. Lubię szmoncesy, zwłaszcza opowiadane z właściwym akcentem.

Najczęściej są inteligentne. Ja przynajmniej nie znam prymitywnych.

Dziękuję za opinię. 

Nowa Fantastyka