- Opowiadanie: Natarela - Wybór sukienki

Wybór sukienki

Czy nie uważacie, że literatura postapokaliptyczna zbyt mało uwagi poświęca ubraniom? Ja też! Tak, tak, są znoszone i postrzępione, ale może coś o fasonie lub kolorze? Ponieważ niedobór jest widoczny gołym okiem, zdecydowałam się napisać opowiadanie, które wypełni tę niszę. Zapraszam do czytania i krytykowania!

PS. Dziękuję serdecznie moim betom – stn i Michałowi Pe :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Wybór sukienki

Kiedy Rebecca Bloomwood stanęła na środku poczekalni i rozejrzała się wokół, jak zwykle poczuła zalewającą ją falę nienawiści do przodków. Nie pierwszy raz również poprzysięgła sobie, że nigdy im nie wybaczy przegranej wojny o ludzką cywilizację.

A przecież najeźdźcy byli początkowo tacy słabi, tacy bezsilni! Gatunek homo sapiens wszak sam ich stworzył i przez kilka tysiącleci nad nimi panował. A później masy zaczęły stopniowo ulegać czarowi zakamuflowanego wroga i iluzji szczęścia, jaką im dawał. Krok po kroku nieprzyjaciel odbierał każdemu człowiekowi wolę, marzenia, ba! nawet świadomość…

Oczywiście znaleźli się tacy, którzy przewidzieli zdradę „wiernych sług”, a jakże. Tylko że nikt nie słuchał ich ostrzeżeń. Zbagatelizowano zagrożenie, a osoby bijące na alarm wyśmiano i zmieszano z błotem. Tak nastąpiła apokalipsa – nie poprzez kataklizmy czy inwazję kosmitów, a dzięki uległości ludzkich umysłów.

Arcyzabawny fakt – to nie poprzednie pokolenia w pełni odpowiedzialne za tę klęskę musiały teraz ponosić konsekwencje. Nie, to panna Bloomwood i jej rówieśnicy dostali w spadku zgliszcza dawnego świata oraz nieprawdopodobne problemy, o których nawet nie śniło się autorom najbardziej dystopijnych powieści wszech czasów.

Rebecca otrząsnęła się z zamyślenia. Wzięła głęboki oddech, przywołała na twarz sztuczny uśmiech i jeszcze raz pozwoliła spojrzeniu powędrować ku potwornemu widokowi, jaki ukazał się jej oczom tuż po wejściu do przymierzalni. Przed nią, na metalowym stojaku wisiała koszmarnie brzydka sukienka midi. Ba! Nawet określenie „koszmarnie brzydka” nie oddawało w pełni całego jej szkaradzieństwa.

Spódnicę wykonano z dwukolorowego sztruksu – tabaczkowe plisy sąsiadowały z cynamonowymi, co wyglądało ohydnie. Talia opleciona była paskudną barchanową taśmą zawiązaną w olbrzymią, mocno zaciśniętą kokardę. Brokatowa góra w kolorze ochry także nie prezentowała się lepiej – przyszyte gdzieniegdzie malachitowe cekiny gryzły się z oliwkowymi sznurkami wykańczającymi dekolt. Całość pogrążały doszczętnie falbaniaste rękawy barwy kanarkowej.

Dziewczyna poczuła gwałtowne mdłości, ale zacisnęła zęby i wciąż robiła dobrą minę do złej gry. Ponownie przeklęła w myślach swoich przodków.

Tymczasem stojąca w rogu ekspedientka w bardzo stylowym służbowym uniformie odchrząknęła głośno. Jej stalowoszare oczy świetnie pasowały do antracytowego bostonu, z którego uszyty był strój. 

– I jak, podoba się pani? – spytała, nerwowo poprawiając kołnierz.

Milczenie.

– Nie…?

„To przecież oczywiste, że nie” pomyślała Rebecca. Ona wiedziała to już, odkąd dostrzegła te okropne, mocno ściągnięte plisy. „Skoro tak kiepsko idzie ci odczytywanie nastrojów klientek, powinnaś chyba zmienić profesję”. Zachichotała złośliwie w duchu, pilnując jednocześnie, żeby nie zmienić wyrazu twarzy.

Pracownica sklepu nie była jednak ślepa. Zorientowawszy się w porę w sytuacji, oblizała wargi i zmieniła taktykę:

– Czy wspominałam już, że jest przeceniona o dziesięć procent? To prawdziwa okazja!

Panna Bloomwood powstrzymała się od zirytowanego sapnięcia, usilnie próbując utrzymać na twarzy uśmiech, ale z coraz gorszym skutkiem. „Cóż, najwyraźniej bardzo jej zależy na pozbyciu się towaru zalegającego w magazynie” pomyślała ponuro. Dziewczyna nigdy nie darzyła sprzedawczyni specjalną sympatią, jednak tym razem poczuła do niej szczerą niechęć.

– Okazja? Chyba wyjątkowo głupi dowcip. Przecież ona jest paskudna! To bezczelność oferować takie ohydztwo. I to jeszcze mnie! Oczywista zniewaga. Żądam spotkania z kierownikiem! – zaszeleściła gniewnie sukienka.

Ekspedientka zbladła, a Rebecca mocno zacisnęła pięści, aż zbielały jej knycie. Poczuła nagłą chęć rozszarpania okropnie obcesowego ubrania, ale w porę się powstrzymała. Za kolejny tego typu incydent groziło jej trafienie do przetworzenia na nowego nosiciela, a to nie brzmiało zbyt kusząco. Na szczęście nikt nie zabraniał jej w myślach obrzucać klientów wyzwiskami.

– Och, pani Brokatowa, nie ma co się denerwować. Takie jak ona są właśnie w modzie… – bąknęła pracownica sklepu.

– Czy ty masz mnie za głupią?! – Sukienka z wściekłości zadrżała tak, że stojak niebezpiecznie się zatrząsł. – Na topie są teraz długonogie blondynki z niebieskimi oczami, a nie grube, niskie brunetki! Dostanę taką albo złożę skargę!

Sztuczny uśmiech na twarzy dziewczyny zmienił się w grymas nienawiści, ale wciąż dzielnie się hamowała. „Wcale nie jestem gruba, ty stary łachu!” pomyślała, zgrzytając zębami i zerkając kątem oka na jedno ze ściennych luster.

Sprzedawczyni desperacko usiłowała ratować sytuację.

– Ależ tak, ma pani absolutną rację. Chodziło mi o… przyszły sezon! Wtedy rządzić niepodzielnie będą ciemnowłose nosicielki… o pełnych kształtach.

– Doprawdy? A skąd niby wiesz? – zabrzęczała dzwoneczkami na sznurkowym wykończeniu dekoltu zirytowana, ale wyraźnie zaintrygowana klientka.

Ekspedientka, nie tracąc rezonu, łgała dalej:

– Och, moja kuzynka, pani Jedwabna z Weunova City, znana projektantka butów, mówiła, że to będzie hit sezonu. Sama nawet chciała kupić tę oto tu. – Pracownica sklepu stanęła za Rebeccą i położyła dłonie na jej ramionach. – Ale zachowałyśmy ją specjalnie dla pani.

Panna Bloomwood omal nie skrzywiła się, słysząc to wierutne kłamstwo, ale ostrzegawcze zaciśnięcie palców sprzedawczyni skutecznie ją do tego zniechęciło.

Tymczasem sukienka wyglądała na mile połechtaną.

– No cóż, skoro tak, to wypadałoby chociaż trochę ją obejrzeć… Co?! Dlaczego ona ma nieodwłosione nogi?! Prezentowałabym się na niej okropnie! To chyba jakaś kpina!

„Ponieważ, okropny ciuchu, zwykle przychodzą tu kulturalne pary podkoszulków i dżinsów, których takie drobiazgi nie obchodzą – ale, rzecz jasna, mnie z moim parszywym szczęściem musiał się trafić wstrętny, przewrażliwiony fatałaszek”. Rebecca otworzyła już usta, by wypowiedzieć tę uwagę na głos, ale ekspedientka, która w międzyczasie ponownie stanęła obok wieszaka, zauważyła to i szybko wypaliła:

– Tak, to zupełnie celowy zabieg. – Popatrzyła wściekle na dziewczynę, niezbyt subtelnie sugerując, żeby grzecznie przytaknęła. – Mający udowodnić odzieży odwiedzającej nasz sklep, że towar jest tu w stu procentach organiczny. Oczywiście, poprawka jest na koszt firmy.

– Hmm… nie wiem, czy jednak nie wolałabym czegoś syntetycznego i niepotrzebującego regularnego odmeszania. Nie macie czegoś takiego w swojej ofercie?

Rebecca zazgrzytała zębami. Nie rozumiała, jak te chodzące, plastikowe manekiny z Artificial Humans Industries mogły cieszyć się taką popularnością. Były tanie, to fakt, ale przecież wyglądały jak przerośnięte, tandetne lalki.

Sprzedawczyni najwyraźniej podzielała jej zdanie, bo skrzywiła się nieznacznie i odpowiedziała, siląc się na uprzejmy ton:

– Ależ, szanowna pani, jesteśmy elitarnym sklepem nosicielowym, my nie proponujemy byle czego naszym klientom. A produkty AHI, co tu dużo mówić, nie spełniają naszych standardów jakościowych.

Sukienka zamigotała malachitowymi cekinami z rozdrażnieniem.

– Póki co. Ponoć wkrótce skarb państwa ma zacząć współfinansować projekty syntetycznych nosicieli.

Pracownica sklepu ożywiła się. „Poczuła się bezpiecznie, mogąc nareszcie robić coś, co jej wychodzi – swobodnie poplotkować z klientką” pomyślała Rebecca nie bez złośliwości.

– Możliwe, ale zapewne jeszcze trochę minie, zanim przekują słowa w czyn. Wie pani, jak to z nimi…

– No cóż. W obecnej sytuacji, zdaje się, nie mają wyboru. Słyszała pani o tym okropnym wypadku prezydenta?

„No pewnie. Wszyscy słyszeli”. Po plecach dziewczyny przebiegł dziwny dreszcz.

Tymczasem ekspedientka pokiwała głową z powagą, ale nim zdążyła się odezwać, sukienka zaszeleściła zbulwersowana:

– Jego nosiciel wyjął skądś pistolet i strzelił sobie w głowę! Kiedy Aksamitny Garnitur był na nim! – Ubranie wzdrygnęło się kanarkowymi falbankami. –  O mały włos nie doszło do tragedii.

– No tak, ale… – próbowała się wtrącić sprzedawczyni, ale Brokatowa już się rozkręciła:

– Centralna Pralnia Ubraniotopii wydała dziś komunikat, że Aksamitny nie ucierpiał materialnie, ale plamy z krwi oszpeciły go na zawsze. Okazało się, że nic nie dały żadne odplamiacze i płyny! Będzie brudny do końca swojego życia! O tym pani słyszała? Ja chyba wolę nie ryzykować!

Pracownica sklepu wyglądała na zbitą z pantałyku – najwyraźniej nie spodziewała się, że w takim kierunku pójdzie rozmowa. Szybko jednak otrząsnęła się i z nieszczerym uśmiechem rzekła:

– Och, niech się pani nie martwi, nasz unikatowy Model XX-42 został poddany szeregowi testów i badań. Jest całkowicie bezpieczny, zapewniam panią.

Model XX-42 chciała dopytać, o jakich testach i badaniach mówiła ekspedientka, ale w porę ugryzła się w język. „Jeden incydent” powiedział kierownik „Jeszcze jeden incydent i skończysz w Przetwarzalni”.

– A poza tym – odezwała się sprzedawczyni, widząc zawahanie klientki – chyba nie zamierza pani przez najbliższe miesiące (a zapewniam, że co najmniej tyle zajmie AHI opracowanie nowej linii produktów, być może lepszej jakości) paradować na jakimś rozklekotanym, sztucznym manekinie? Sugeruję wybór organicznego towaru, dopóki nie będzie można się bez wstydu pokazać na syntetycznym nosicielu.

Na chwilę zapadła cisza.

– Wciąż nie jestem przekonana – zaszeleściła znacząco sukienka.

„Jak w ogóle te plastikowe kukły mogą stanowić dla niej jakąkolwiek alternatywę?!” zirytowała się w duchu Rebecca i tym razem postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.

– Umiem cytować z pamięci wybrane fragmenty Davida Riesmana, szanowna odzieży! – powiedziała najgrzeczniej, jak umiała, panna Bloomwood. Tylko lekkie drżenie głosu zdradzało tłumione oburzenie.

Ubranie zarechotało plisami i spojrzało z wyższością błyszczącymi pogardliwie cekinami na Rebeccę.

– Intelekt nigdy nie będzie w modzie, moja droga nosicielko. Więc raczej nie zwiększa twojej i tak lichej wartości.

Dziewczynę zatkało, co ekspedientka wykorzystała, aby podjąć targowanie:

– Więc może dwudziestoprocentowa zniżka? Hmm…?

– Pięćdziesiąt rabatu… i te grynszpanowe, zamszowe szpilki z wystawy w gratisie.

Pracownica sklepu jęknęła ze zgrozą. Gwałtownie zaprotestowała:

– Ale… ale przecież to unikat! Nikt na świecie takiej nie posiada, bo nie istnieje taka druga! Cena nie może być tak śmiesznie mała. To…

– To moje ostatnie słowo. Zresztą widzi pani, jaka ona jest szkaradna. Nikt nie zapłaci więcej.

Na twarzy sprzedawczyni malowało się niezadowolenie, ale i desperacja. To drugie przeważyło, bo machnęła ręką na Model XX-42.

– Niech pani jeszcze przymierzy.

Rebecca Bloomwood zawahała się. Pomyślała o nosicielu Aksamitnego, który popełnił samobójstwo. Który w pewnym sensie się uwolnił. Tylko że ona wciąż pragnęła żyć, nie chciała się jedynie dłużej opierać, bo to kosztowało zbyt dużo wysiłku. Niepewnie zdjęła z wieszaka ubranie i zniknęła za parawanem, a chwilę później całkowicie.

Jej świadomość, wola, wspomnienia prędko pochłonął żarłoczny niebyt, zaś tożsamość błyskawicznie zredukowana została do esencji założonej sukienki. Jeszcze przez kilka mikrosekund chęć pełnego istnienia nie dawała za wygraną, lecz w końcu złożyła broń. Ograniczona egzystencja rozpłynęła się w zachwycie nad nowymi, błyszczącymi, złoto-żółtymi okowami, a wszechświat rozszerzył się o kolejne lata świetlne, szczęśliwy, że ubyło następnej istoty chcącej być czymś więcej niż tylko materią.

Zza parawanu wyszła postać o wyglądzie Rebekki Bloomwood, który nie należał już do Rebekki Bloomwood, jednocześnie obrzucając swoje odbicie w lustrze krytycznym spojrzeniem Rebekki Bloomwood, które nie należało już do Rebekki Bloomwood. Następnie skrzywiła się i rzekła głosem Rebekki Bloomwood, który nie należał już do Rebekki Bloomwood:

– Może być. Jeden sezon jakoś zniosę.

Koniec

Komentarze

Świetne :) Chociaż środkową część tekstu musiałem przeczytać dwa razy, zanim załapałem, o co chodzi, to kiedy już mechanizm zaskoczył – bawiłem się doskonale. Tytuł również dobrze podkreśla “haczyk” w tekście. Oby więcej takich opowiadań!

Pozdrawiam :)

Precz z sygnaturkami.

Dzięki Niebieski :) Też chcę więcej takich opowiadań :D

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Zgadzam się z Niebieskim we wszystkim. Ja też musiałam dokładnie czytać ten fragment.

Fajny, zaskakujący pomysł. Niezły post-świat stworzyłaś. Okropny!

Babska logika rządzi!

Świetne! Od dzis jeszcze mniej lubie zakupy odziezowe, ale pomysl zacny. I wykonanie… zarechotac plisami – super!

Finklo, dziękuję za komentarz :) Na tym chyba polega pisanie post-apo, no nie? Kto wymyśli gorszy świat, ten wygrywa. 

Myślisz, że powinnam coś zmienić w rzeczonym fragmencie tak, żeby był jasny na pierwszy rzut oka? 

annyonne, cieszę się, że opowiadanie przypadło do gustu :)

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

No to jesteś w czołówce zabawnych postapo. ;-)

Czy powinnaś zmienić? Nie wiem. Jest zaskoczenie, a to duży plus. Pozbywając się zaskoczenia, możesz wylać dziecko z kąpielą. Cały problem polega na tym, że zakupy wyglądają inaczej, niż czytelnik automatycznie zakłada. I to jest fajne.

Babska logika rządzi!

:) :) :) Natarela, jak dla mnie nic nie powinnaś zmieniać. Opowiadanie bardzo mi się spodobało. To pierwsze postapo, które mnie rozbawiło. Poza tym jest wyjątkowo sprawnie napisane, lekkie i przyjemne w odbiorze. A sukienka rzeczywiście… Hmm… sztruksowe, dwukolorowe plisy… i kokarda… Aż strach się bać :) Dziękuję za satysfakcjonującą lekturę. Idę nominować do biblioteki. Pozdrawiam.

Bardzo dobry tekst. Lekki, pomysłowy, zabawny, w głębi gorzki. Świetna rzecz, czekam na więcej.

Ciekawy tekst. Od dzisiaj będę się czuł nieswojo przymierzając ubrania ;)

Załapałem od razu, bo na swój sposób skojarzyło się mi z tymi wszystkimi powłokami z trylogii Takeshiego Kovacsa :)

Tekst bardzo ciekawy o tematyce jeszcze do końca nie wykorzystanej. Odczucia bohaterki i jej myśli oferują nietuzinkowe spojrzenie na ekspedientkę i całe uniwersum, a końcówka – dla mnie mocna – doskonale podkreśla treść. Spodobała mi się też notka o samobójstwie prezydenta i szkodach, jakie to spowodowało na jego jakże cennym garniturze. No i jak ekspedientka wybrnęła z pytania o “przyszły sezon” :)

Żeby nie było za różowo – tytuł. Jest trafny i dobrze zwodzi, ale mało chwytliwy. Szybko idzie go zapomnieć, zwłaszcza patrząc na te otaczające z konkursu Płonące żyrafy.

Podsumowując: bardzo fajna “postapo”, z ciekawym tematem.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Podobało mi się. Świetny pomysł, bardzo ładnie przedstawiony :).

Podszedł mi styl Twojego pisania – jest wyjątkowo lekki i wyrazisty zarazem. Czytało się więc naprawdę przyjemnie. 

Pozdrawiam! :) 

Finkla, zabawne post-apo, to brzmi prawie jak oksymoron :) A tam, zostawiam, jak jest, jeszcze bym przekombinowała.

katia72, super, że się podobało :) A sukienka… No, też mam nadzieję nie spotkać takiej w rzeczywistości :)

Michał Pe, jeszcze raz dzięki za betę :)

BioHazard, cieszę się, taki był cel *uśmiecha się diabolicznie*

NoWhereMan, trylogii nie kojarzę, ale zerknęłam na opisy i chyba muszę dopisać ją do listy czytelniczych planów na najbliższą dekadę :) Tekst powstał częściowo jako wyraz frustracji z powodu tego, że każda główna bohaterka żeńska, kimkolwiek by nie była, musi koniecznie mieć scenę z wybieraniem sukienki (tak, Wonder Woman, patrzę na ciebie) – stąd niepozorny tytuł :) Aczkolwiek masz rację, szaro jakoś wypadł na tle płonącożyrafowych tytułów…

Dziękuję za uwagę i wskazanie elementów, które Ci się spodobały – to na pewno się przyda. Żałuję tylko, że nie napisałeś, czy były fajerwerki :)

Rossa, jestem wdzięczna za pochwałę, to zawsze dodatkowa motywacja do pracy :

 

Oczywiście zbiorczo dziękuję również za wszystkie kliki :)

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Coś grzmotnęło definitywnie. Nawet sporego, głównie dzięki tematowi oraz motywowi żywych ubrań :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Zaspokoiłeś moją ciekawość :D

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Wyjątkowo zacny pomysł. Opowiadanie czytało się świetnie – zaskoczyło w odpowiednim miejscu, rozbawiło i pewnie zostanie w pamięci. ;D

Zawróć uwagę na zapis dialogów.

 

świet­nie pa­so­wa­ły do an­tra­cy­to­we­go bo­sto­nu, z któ­re­go zro­bio­ny był strój. – Raczej: …z któ­re­go uszyty był strój.

 

Sama nawet chcia­ła kupić tę oto tu – Pra­cow­ni­ca skle­pu sta­nę­ła za Re­bec­cą i po­ło­ży­ła dło­nie na jej ra­mio­nach. – ale za­cho­wa­ły­śmy ją spe­cjal­nie dla pani.Sama nawet chcia­ła kupić tę oto tu. – Pra­cow­ni­ca skle­pu sta­nę­ła za Re­bec­cą i po­ło­ży­ła dło­nie na jej ra­mio­nach. – Ale za­cho­wa­ły­śmy ją spe­cjal­nie dla pani.

 

– Tak, to zupełnie celowy zabieg – Popatrzyła wściekle na dziewczynę, niezbyt subtelnie sugerując, żeby grzecznie przytaknęła. – mający udowodnić odzieży… – – Tak, to zupełnie celowy zabieg. – Popatrzyła wściekle na dziewczynę, niezbyt subtelnie sugerując, żeby grzecznie przytaknęła. – Mający udowodnić odzieży

 

wszech­świat roz­sze­rzył się o ko­lej­ne lata świetl­ne, szczę­śli­wy, że ubyło ko­lej­nej isto­ty… – Powtórzenie.

 

Zza pa­ra­wa­nu wy­szła po­stać o wy­glą­dzie Re­bec­ci Blo­om­wo­od, który nie na­le­żał już do Re­bec­ci Blo­om­wo­od, jed­no­cze­śnie ob­rzu­ca­jąc swoje od­bi­cie w lu­strze kry­tycz­nym spoj­rze­niem Re­bec­ci Blo­om­wo­od, które nie na­le­ża­ło już do Re­bec­ci Blo­om­wo­od. Na­stęp­nie skrzy­wi­ła się i rze­kła gło­sem Re­bec­ci Blo­om­wo­od, który nie na­le­żał już do Re­bec­ci Blo­om­wo­od: – Proponuję, zapis sugerowany przez prof. Mirosław Bańko: Zza pa­ra­wa­nu wy­szła po­stać o wy­glą­dzie Rebeki Blo­om­wo­od, który nie na­le­żał już do Rebeki Blo­om­wo­od, jed­no­cze­śnie ob­rzu­ca­jąc swoje od­bi­cie w lu­strze kry­tycz­nym spoj­rze­niem Rebeki Blo­om­wo­od, które nie na­le­ża­ło już do Rebeki Blo­om­wo­od. Na­stęp­nie skrzy­wi­ła się i rze­kła gło­sem Rebeki Blo­om­wo­od, który nie na­le­żał już do Rebeki Blo­om­wo­od:

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Rebecca;12315.html

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, na Ciebie zawsze można liczyć :) Człowiek myśli, że o zapisie dialogów wie już wszystko, a jak przychodzi co do czego, to mu się plącze.

Zmieniłam trochę odmianę imienia Rebecca – wybrałam wariant proponowany przez M. Gniazdowskiego w tejże samej poradzie, którą mi zalinkowałaś (dzięki!) :) Z pewnych względów zależy mi, aby nie spolszczać tego imienia ;)

Dziękuję Ci za uwagi i cieszę się, że udało mi się rozbawić :)

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

A ja cieszę się, że udało mi się pomóc i, wciąż rozbawiona, klikam. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Za to również dziękuję :D

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Cała przyjemność po mojej stronie. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja też w pewnym momencie miałem problem, ale kiedy zaczął się fragment bardziej otwarty, tekst przypadł mi do gustu. Fajny pomysł. Przekaz ma być taki, że jesteśmy ubraniami? Jak nas widzą, tak nas piszą. Do tego przywiązuje się największa wagę. Aż w końcu nas to zgubiło. Moda, moda, moda. Nie to najważniejsze, prawda? Najlepiej jest wyrażać siebie, a nie być modnym. Opowiadanie skłania do takich refleksji, dlatego jest znakomite. 

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Walczyłem, oj walczyłem. z opisami ciuchów głównie.  Nie po takie post-apo przyszedłem (no, tradycjonalistą jestem), ale kiedy w końcu przebiłem się przez tekstylną ścianę… dałem się przekonać. Jak powtórzę z bety – bardzo fajny pomysł i ciekawa wolta.

Bardzo mocno w głowie utkwiły mi te “starty materialne” Aksamitnego. Pewnie przez kontekst, fajowa gra słów. Ostatecznie więc powiedzieć mogę – gratuluję biblioteki! 

No i nadal ciekaw jestem – czym właściwie ta sukienka wypowiadała słowa? ;)

A czym wypowiada słowa głośnik? Drgająca membrana wystarczy. ;-)

Babska logika rządzi!

Jako chłopak miałem problem z opisem sukienki:D Zbyt skomplikowane dla płci męskiej.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

No! Taka zemsta za te wszystkie Wasze opisy walk i ody do mieczy! Natarelo, dowal facetom, jeszcze dowal! ;-)

Babska logika rządzi!

Toć mówię, że ten opis to zostawił post-apo, ale w mojej wyobraźni. Muszę się dokształcić, ale to zrobię. Choćby po to, żeby zobaczyć kiedyś zaskoczonę minę lubej. :D

Podobno Zorro potrafił namiętnie rozprawiać z damami o fatałaszkach. Dzięki temu nikt nawet nie podejrzewał, że ten zniewieściały pierdoła może również latać ze szpadą… ;-)

Babska logika rządzi!

Myślę, że ostrze jego szpady dźgało równie mocno znienawidzonych mu wojskowych jak i fragmenty kobiecych fatałaszków. ;)

Znaj język wroga, jak to mówią!

Pietrek Lecter, dziękuję, cieszę się, że opowiadanie skłoniło do refleksji :)

stn, no tak, zapomniałam Ci odpowiedzieć. Sposób mówienia sukienki jest niuansikiem zapisu dialogów. Zerknij tu:

Żądam spotkania z kierownikiem! – zaszeleściła gniewnie sukienka.

W normalnej sytuacji „zaszeleściła” powinno być dużą literą, ale w wypadku sukienki jest to czynność „paszczowa”. Tak właśnie się odzież komunikowała :) (Choć tam w jednym miejscu też bodajże brzęczała.) Ten zabieg chyba jest ok, bo Reg mi tego nie wytknęła :D

Opis sukienki tworzyłam z poradnikiem krawieckim na kolanie, więc nie przejmujcie się :)

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Niestety Natarelo, tym razem nie podobało mi się. Nie cierpię infodumpów w pierwszych akapitach, wolę by najpierw wciągnęła mnie historia albo bohater. Pomysł na gadającą sukienkę także mnie nie przekonał, zastanawiałem się także, czy pociągniesz ten przedziwny dialog przez całe opowiadanie, niestety tak :( Finał ciekawy, trochę broni całość, ale to dla mnie za mało. Pozdrawiam.

Darconie, szkoda, że tym razem nie podpadło. Dziękuję za uwagi i również pozdrawiam :)

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Hej.

 

Ekspedientka zbladła, a Rebecca mocno zacisnęła pięści, aż zbielały jej knycie. Poczuła nagłą chęć rozszarpania okropnie obcesowego ubrania, ale w porę się powstrzymała. Za kolejny tego typu incydent groziło jej trafienie do przetworzenia na nowego nosiciela, a to nie brzmiało zbyt kusząco. Na szczęście nikt nie zabraniał jej w myślach obrzucać klientów wyzwiskami.

– o wiele za dużo…

Pracownica sklepu ożywiła się. „Poczuła się bezpiecznie, mogąc nareszcie robić coś, co jej wychodzi – swobodnie poplotkować z klientką” (+,) pomyślała Rebecca nie bez złośliwości.

– chyba.

Jej świadomość, wola, wspomnienia prędko pochłonął żarłoczny niebyt, zaś tożsamość błyskawicznie zredukowana została do esencji założonej sukienki. Jeszcze przez kilka mikrosekund chęć pełnego istnienia nie dawała za wygraną, lecz w końcu złożyła broń. Ograniczona egzystencja rozpłynęła się w zachwycie nad nowymi, błyszczącymi, złoto-żółtymi okowami, a wszechświat rozszerzył się o kolejne lata świetlne, szczęśliwy, że ubyło następnej istoty chcącej być czymś więcej niż tylko materią.

– czyli przestała istnieć? Jeżeli tak to, dlaczego bała się popełnić samobójstwa? A może to przejściowa utrata świadomości…

 

 

No cóż… Co do wyrokowania, czy faktycznie opisywane przywary odzieży były słuszne nie wypowiem się – zdam się na gust bohaterki ;)

 

Stanowczo brakuje tagu Absurd albo Fantasy (khi, khi). Samo Postapo zmyliło mnie dokumentnie. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, jak miałby wyglądać taki podbój tekstylnych tyranów… Bez odpowiednich mechanizmów, bez logiki, bez sensu… Wprowadzenie nawet trochę nie uwiarygadnia pomysłu.

 

Narracje poprowadziłaś sprawnie i generalnie technicznie tekst jest dobry. Co do bohaterki i jej wewnętrznego sprzeciwu, to zastanawiam się, czy ludzie, którzy nie znają innego życia, właśnie w taki sposób okazywaliby emocje… ale przy gadających ciuchach bez żadnego aparatu mowy, to naprawdę nieistotne :)

 

Lekki tekścik i chociaż gadające swetry/golfy/ciuchy już gdzieś, kiedyś widziałem, jak i motyw przejmowania ciał na zasadzie nosicieli również, to w takim zestawieniu, jako absurd magiczny, jestem gotów pochwalić wysiłek autorki ;)

 

Pozdrawiam

Czwartkowy Dyżurny

Koszmarem w tym opowiadaniu nie są dla mnie nazwy kolorów a ubrania. Straszna wizja, ale jakże nieodbiegająca od rzeczywistości. Ja, nawet w spodniach z worka po kartoflach bym się dobrze czuł, byleby to były spodnie :D

Świetne, lekkie i śmieszne opowiadanie na upalny dzień.

F.S

Fajny pomysł zaakcentowany świetnie dobranym tytułem. Opowiadanko na szczęście nie jest długie, bo mogłoby zacząć nużyć. A tak to przeczytałem gładko i z uśmiechem. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Łatwe i przyjemne, gdzieś w środku faktycznie trzeba się zatrzymać, by zorientować się w sytuacji, ale to raczej plus, bo opko zaskakuje. Fajne :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Trochę się zgubiłam w środku, ale fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka