- Opowiadanie: krisbaum - "Lucek, syn Władcy Piekieł" cz.2 i ostatnia

"Lucek, syn Władcy Piekieł" cz.2 i ostatnia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

"Lucek, syn Władcy Piekieł" cz.2 i ostatnia

Ewa pochyliła się nad biurkiem i spojrzała Lucyferowi w oczy.

– Chwilunia. Ja tu czegoś nie rozumiem. Mam się uganiać za jakimś bachorem?! A co ja jestem do jasnej cholery, jakiś psycholog dziecięcy? Odkąd przekabaciłeś mnie na swoje usługi, zajmuję się wyłącznie uwodzeniem mężczyzn. Nie ma mowy.

– A kogo mam wysłać? Jednego z tych cymbałów, co to maszerowali przed Hitlerem? Wiesz że ten cwaniak zanim uciekł urządził tu defiladę? Najpierw przekabacił jednego strażnika, i tak się tym rozzuchwalił, że zaczął przemawiać do reszty. Namieszał im we łbach, ustawił ich w kolumny, kazał maszerować i oddawać mu honory! Swoją drogą, ma kurdupel gadane. I nie żaden bachor, tylko mój syn!

– To wyślij jakąś diablicę!

– Zwariowałaś!? Sukkuba? Do dziecka? Dobrze wiesz w czym one się specjalizują. Zresztą, zobaczy taka jakiegoś przystojniaka i od razu zapomni o misji. Poza tym, ty jedyna masz doświadczenia z dziećmi.

– Sam wiesz co to potem z tego wyrosło. Jeden morderca, jeden trup, a pozostali byli już tak nieudani, że ich imion praktycznie nikt nie zna.

– Ewa, nie prosiłbym cię, gdyby to nie było dla mnie ważne.

– Dobra szefuńciu, zrobię to. Ale wiedz, że zaciągasz u mnie dług jak stąd do Timbuktu.

– Wszystko co zechcesz, tylko odszukaj go jak najszybciej.

– A kto się zajmie Hitlerem?

– Jego biorę na siebie, choć muszę przyznać, nawet nie bardzo wiem jak się do tego zabrać.

– To taki problem znaleźć jednego starucha?

– W tym sęk. Nie było precedensu. Nikt nie wie jak wygląda i zachowuje się dusza ludzka w świecie zewnętrznym. Tydzień czasu. Jesteśmy w gównie po uszy.

 

***

 

Hitler cieszył oczy zachodem słońca. A w zasadzie nie oczy, tylko jedno czarne, galaretowate wybrzuszenie na podłużnym, śluzowatym cielsku, podobnym do larwy.

"Nawet jeżeli mnie złapią, warto było. Dla tej jednej chwili. Nie widziałem słońca chyba dobre kilkadziesiąt lat. Warto było. Nawet jeżeli teraz wyglądam jak półtora metra robaka. Ale może da się coś z tym zrobić? Jeżeli się skupię potrafię z tej galarety wykształcić macki. Ta galareta to chyba ektoplazma jest. Szkoda że nie ma tu Himmlera. Cały czas ględził o magii i okultyzmie, wszyscy się z niego śmiali, a tu skubany miał rację."

Rozejrzał się niepewnie.

"Na razie nie widać żywej duszy w tym parku, no może poza moją, ale lepiej nie ryzykować. Trzeba wyszukać jakieś schronienie, gdzie mógłbym przez noc spokojnie poćwiczyć zmiany postaci. Na razie postarajmy się o jakieś nóżki".

 

– Właadziu! No mówię cii poo… popatszsz, tam taaki śmieszny rrobal na… na nóżkach chodzi.

– Kurwa przestań pierdzielić! Idź spać!

– Ale Władeczku! Noo o no spójrz!

– Głupi kurwa jesteś?! Nie wiesz że to od dykty? Zamknij się i śpij wreszcie!

– Ale jaa aa go widzę, pszszszeecież…

Bezdomny poderwał się z ławki.

– A ja się kurwa kiedyś biłem z niedźwiedziem! Rano okno wybite, łapy pocięte, a niedźwiedzia ni chuja! Śpij bo cie flaszką pierdolnę!

 

***

 

Ewa zasunęła suwak swego ulubionego czarnego kombinezonu, który podkreślał jej talię i uwypuklał piersi. Zapaliła papierosa.

– Masz szczęście szefuńciu, że mam do ciebie słabość. – mruknęła do siebie – Zresztą co to za problem odnaleźć jakiegoś szczeniaka. Chwila! Szczeniaka! To jest to!

Wybiegła ze swojego biura i chwyciła pierwszego napotkanego diabła za poły płaszcza.

– Mów szybko gamoniu gdzie jest Cerber!

– Co? A, Cerber? U dzieciaka w pokoju. Strasznie za nim skamle i za diabła nie chce pilnować bramy. A co?

– Gówno. Skoro do tej pory nie załapałeś, to i tak nie zrozumiesz.

Puściła go i pobiegła w kierunku schodów. Diabeł popatrzał za nią przez chwilę, wzruszył ramionami, obrócił się na pięcie i poszedł.

 

Z pokoju dzieciaka dobiegał żałosny skowyt.

"Robi tyle hałasu, a jeszcze żaden cymbał na to nie wpadł. Oj źle się dzieję w Piekle szefuńciu. Do tej szkoły to chyba powinieneś wszystkich wysłać".

Stanęła w drzwiach. Psisko podniosło środkową głowę, spojrzało na Ewę smutnymi oczyma, pozostałe łby zaczęły warczeć.

– Słuchaj pchlarzu! Postawmy sprawę jasno! Ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz mnie. Ale teraz chodzi o dzieciaka. Normalny pies byłby w stanie go wytropić, a co dopiero ty. Masz trzy pyski i tyle samo nosów. Zapach małego znasz lepiej od jego rodzonej matki. Gdyby w tym całym burdelu ktoś miał choć trochę oleju w głowie, dzieciak już dawno byłby w domu. To jak, pomożesz mi?

Cerber poderwał się i pobiegł w kierunku bramy.

"Dobrze że na powierzchni noc, będą niezłe jaja jak cię ktoś zobaczy".

 

***

 

Lucek szedł alejką w odludnej części parku i chlipał w rękaw. Uciekając z domu biegł przed siebie, nie zwracając uwagi na drogę, i teraz zupełnie się zagubił.

"No pięknie. Jak ja teraz wrócę do domu? Zresztą, po co miałbym wracać. Tatuś jest pewnie teraz piekielnie wściekły. Kurcze co ja narobiłem… Najpierw skrzywdziłem Krzysia, a teraz cały świat się może rozlecieć. Nie ma co, niezłe ze mnie ziółko".

Usiadł pod drzewem, schował ręce w ramionach i zaczął płakać. Naraz poczuł, że ktoś trąca go butem. Lucek wstał i uniósł głowę do góry. Przed nim stało dwóch dresiarzy.

– Te! Gnojek! Wyskakuj z komórki i kasy!

– Głuchy jesteś kurwa?!

– Opróżniaj kieszenie, bo ci wyjebię!

– Ale ja nic nie mam!

– Wyjeb mu Zdzisiu! Widać że głupa wali.

Zdzisiu zdjął kaptur, odchylił się do tyłu i wymierzył Luckowi potężnego byka. Chłopiec nawet nie drgnął, a dresiarz zachwiał się, jak gdyby uderzył łbem w kowadło.

– O ja pierdolę, Łysy, to jest jakiś dziwoląg! – wystękał i stracił przytomność.

– Takiś kurwa cwaniak? – powiedział Łysy i wyciągnął nóż.

– Schowaj ten scyzoryk chłopczyku, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę!- powiedział spokojny damski głos.

– Te niunia! Pokaż się gdzie jesteś, to inaczej pogadamy! Będzie z ciebie lepsza zdobycz niźli z tego gnoja. No pokaż się kurwo, to się zabawimy!

– Jestem tutaj kochasiu! – Ewa pomachała mu opierając się o drzewo. – Tylko musisz wiedzieć, że nie jestem sama. Wzięłam na spacerek pieska.

– To spuść tego kundla! Zobaczymy co jest wart!

– Jak tam chcesz, tylko potem nie mów, że cię nie ostrzegałam.

Zza krzaków powoli wychylił się Cerber. Spojrzał na dresiarza przekrwionymi oczyma i zjeżył sierść na karku. Jego wielkie zęby błyszczały w blasku księżyca. Pod każdym z pysków na trawie tworzyły się kałuże śliny. Cerber powolnym krokiem kierował się w stronę Łysego, warcząc przy tym niczym traktor, a im bardziej się zbliżał, tym bardziej stawało się jasne, że nóż w rękach opryszka w porównaniu z zębiskami strażnika piekielnej bramy, to najwyżej wykałaczka, którą demoniczne psisko może sobie podłubać w zębach. Łysy stał jak sparaliżowany, nie zdając sobie sprawy, że od paru sekund nie kontroluje pęcherza. Próbował krzyczeć, lecz udało mu się wydusić z siebie tylko cichutki jęk. Brakowało mu powietrza.

– Nie! Cerberku! Zostaw go! Niech sobie idzie!

Pies odwrócił łby w stronę Lucka i spojrzał błagalnym wzrokiem, typowym dla psa zaglądającego swemu panu do talerza.

– Nie wolno psinko. Jeszcze nie teraz. Ale jak nadal będą niegrzeczni, to jeszcze ich znów zobaczysz. Wtedy będziesz mógł się z nimi pobawić. A teraz chodź do pana!

Cerber ruszył galopkiem w kierunku Lucka, machając kikutkiem ogonka. Zupełnie nie przypominał bestii sprzed paru sekund. Położył się na grzbiecie, pozwalając chłopcu głaskać się po pysku i brzuchu.

– Grzeczna psinka! Znalazłeś pana, tak! Dobry piesek, dobry!

– Nie tylko piesek. W zasadzie to ja cię znalazłam dzięki jego pomocy. Ale o tym za chwilę. Ty! Zaszczaniec! Pozwól na chwilę!

– Jjj…ja?

– N-nie, jjj… ja! – powiedziała przedrzeźniając. – Co tak stoisz i się gapisz? Nic nie zaszło! Zabieraj koleżkę i spieprzaj w podskokach! I lepiej zapomnij co tu widziałeś. Albo nie, lepiej wbij to sobie dobrze w ten pusty ogolony łeb!

– Ale… Ale skąd wyście się wzie… wzięli, pie… pierdolone dziwolągi?

Chwyciła go za bluzę i przysunęła do siebie. Patrząc mu prosto w oczy wycedziła przez zęby:

– Jesteśmy twoją pierdoloną przyszłością. Jesteśmy z tego miejsca, do którego po śmierci trafiają takie ścierwa jak ty. Dobrze nas sobie zapamiętaj, bo coś mi mówi, że się jeszcze spotkamy. A teraz wynocha!

 

***

 

Powoli wschodziło słońce. Hitler przyglądał się swojej sylwetce. Po kilku godzinach ćwiczeń zmiany postaci w opuszczonej ruderze, udało mu się wytworzyć zupełnie niezłą iluzję ciała człowieka.

"Ręce i nogi niczego sobie. Postura niezła, nie przesadzajmy z muskulaturą, nie warto zwracać na siebie czyjejś uwagi. Szkoda tylko że z włosami nie idzie tak łatwo, czuję się jakoś tak łyso bez swojego wąsika. W zasadzie to cały jestem łysy… No ale tu wreszcie mogę sobie co nieco poprawić".

Pochylił głowę, kierując wzrok na genitalia.

"Triumf myśli nad materią! I wreszcie triumf białego człowieka. Niech no mnie teraz zobaczy jakiś murzyn!".

Uśmiechnął się zadowolony.

"W sumie ta cała sytuacja niesie za sobą miliony możliwości. Jako zmiennokształtny, jestem w stanie zawojować cały świat!".

– A ty koleś co tak bez ubranka? Lubimy poczuć wiatr na jajkach? Czy za dużo się wczoraj wypiło? No? Odzywaj się, jak do ciebie mówią! Dokumenty!

"Scheiße! Sądząc po mundurach to chyba policja. Diabli ich nadali! Akurat teraz!".

Hitler próbował wydukać jakieś słowo, lecz tylko poruszał ustami jak ryba wyciągnięta z wody. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z faktu, że nie potrafi mówić.

– Nie ma co gadać, Zenek. Jakie dokumenty? Gdzie je ma mieć? W kieszeniach? Od razu widać, że to jakiś wariat…

– Czekaj, może spił się po prostu. Chuchnij no!

Hitler nadal usiłował wydać z siebie jakikolwiek odgłos.

– Czujesz alkohol?

– Nie. W zasadzie to nic nie czuję. On jest jakiś dziwny. W ogóle nie ma zapachu!

– Może zwiał spod prysznica. A jak nie wali gorzałą, to bierzemy go od razu do wariatkowa, szkoda dla niego czasu na komendzie. Zaoszczędzimy na papierkowej robocie. No świrek! Dawaj do radiowozu!

"Za słaby! Jeszcze jestem za słaby! Ale jeszcze zobaczycie! Jeszcze pożałujecie!".

Hitler dał się zaprowadzić jak dziecko.

– Ty, Zenek, widziałeś jaką on ma fujarę?

– Widziałem. Ale pamiętaj Franek, nie można mieć wszystkiego. On ma kutasa, ja mam niezłą brykę, a ty fajną żonę.

 

***

 

– Zrozum dzieciaku, że twoja mama się o ciebie martwi, musimy wrócić do domu!

– Nigdzie nie pójdę! Sama widziałaś że nic mi nie grozi.

– Nie grozi, nie grozi! A wystraszony byłeś jak małe dziecko!

– Nigdzie nie pójdę dopóki nie znajdę Hitlera! Muszę naprawić to co zepsułem!

– Zebrało ci się na rolę skruszonego diabła! Zadośćuczynienie to nie nasza brożka! A jak ty go w ogóle myślisz odnaleźć? Całe Piekło nie daje sobie z tym rady!

– Cerberek go wywęszy, tak jak znalazł mnie.

– Nic nie wywęszy. Widziałam w parku ślady gluta. To ektoplazma, nie materia. Nie ma zapachu. Ten pchlarz nie przyda się na nic. Nie zwęszy Hitlera nawet gdyby mu siedział na nosie. Zresztą, pies musi wracać jak najszybciej do Piekła. Już dosyć ludzi go widziało.

– A dlaczego pani nie poszła po tych śladach?

– Bo nie takie miałam zadanie. Miałam odnaleźć ciebie.

– Tatuś pani kazał?

– Tak. Szefuńciowi bardzo na tobie zależy. I nie mów mi per pani. Ewa jestem.

– Lubisz mojego tatusia?

– Znamy się od bardzo dawna. Od zarania dziejów. To stara przyjaźń.

– Jesteś tą diablicą, która kiedyś była pierwszym człowiekiem?

– Tak.

– Za co trafiłaś do Piekła?

– Kradłam jabłka.

 

***

 

Hitler leżał przypięty pasami do łóżka.

"Donnerwetter! Jak mogłem być taki głupi! Skupiłem się na wyglądzie, a zapomniałem o swym największym atucie, o głosie porywającym tłumy! No tak, na usprawiedliwienie mam to, że nie było z kim pogadać. Może wtedy tę ułomność zauważyłbym wcześniej. Zresztą, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Szpital dla obłąkanych to niezłe miejsce na ćwiczenia. Nawet jeżeli na początku będę wydawał z siebie dziwne jęki i wrzaski, u czubków to normalne, nikt nie zwróci na to uwagi".

– No, jarzynka! Otwieraj gębę! Najpierw ładnie połkniesz wesołe pigułki, a potem podstawowe badania medyczne. Tylko się nie wygłupiaj, bo pan Staszek nie lubi opornych. – to mówiąc salowy wskazał ruchem głowy na wielkiego faceta opierającego się o ścianę. Pan Staszek spoglądał na Hitlera specyficznym wzrokiem. Fuhrer znał to spojrzenie. Widział je wielokrotnie na gębach śledczych z Gestapo i SS. Były to pozornie spokojne oczy sadysty, które z utęsknieniem oczekiwały na najmniejszy przejaw buntu, pretekst, pozwalający wkroczyć do akcji. Hitler nie mógł ryzykować z nim konfrontacji, jeszcze nie teraz. Posłusznie połknął pigułki. "Pewnie nawet nie mają na mnie żadnego wpływu, nie posiadam ludzkich organów".

– Grzeczna jarzynka! Teraz zmierzymy ci ciśnienie. Poluzuję trochę pasy, by uwolnić ci rękę, a ty będziesz rozsądną jarzynką i nie zrobisz żadnych głupstw, prawda?

Adolf pokiwał głową na znak że się zgadza.

– Stachu! On chyba jednak coś kuma! Dałbym se łeb uciąć, że odpowiedział mi skinieniem głowy!

– Pierdolenie. Głupol pewnie nawet nie wie jak się nazywa i gdzie jest.

– Wkładamy łapkę, spokojnie.

"Verfluchte!!! I co teraz? Jak ja zasymuluję ciśnienie?".

– Tylko mi się teraz nie wierć, kochanieńki! Maszynka włączona, jak usłyszysz pikanie, to będzie to twoje serduszko.

Hitler skupił się na ręce, rytmicznie wybrzuszając mały jej fragment, tuż pod sensorem miernika. Na chwilę obecną nie mógł zdziałać nic więcej.

– Puls w normie, ale z ciśnienia znowu wyszły jakieś głupoty. Staszek, chyba trza będzie wreszcie zabrakować to chińskie dziadostwo, niech nam kupią nowe.

– Załatwimy to gdy przyjdzie ordynator. Włóż mu jeszcze do pyska termometr i idziemy.

– Słyszałeś pana Staszka? Teraz wsadzę ci do gęby termometr i wrócę za dziesięć minut. Byłoby lepiej dla ciebie, żebym go wtedy znalazł tam gdzie włożyłem.

"No to klops! Teraz domyślą się, że coś jest ze mną nie tak".

 

Hitler rozglądał się nerwowo po sali, rozpaczliwie szukając żródła ciepła.

"Kaloryfery zimne, gorących napojów brak, żarówki wygaszone. Cholera, że też nie mogli mnie tu przywieźć wieczorem!".

Zrezygnowany wejrzał na śpiącego obok faceta.

"Nie ma wyjścia. Brzydzę się tej zaślinionej mordy ale nia ma wyjścia. Bądź twardy! Nie możesz zwracać na siebie uwagi. Nie masz kubków smakowych, nic nie poczujesz! Bądź twardy!".

Wydłużył swe ręce niczym macki. Jedną dłonią lekko rozwarł usta śpiącego wariata, drugą włożył mu termometr. Nadstawił uszu, wyczekiwając odgłosu kroków na korytarzu. Gdy je usłyszał, szybko włożył sobie mokry od śliny termometr do ust.

"Zemszczę się! Jeszcze wszyscy pożałujecie!".

 

– No widzisz! Jak to miło gdy jarzynka współpracuje. Nie to co ten obok. Wczoraj wieczorem był bardzo wyrywny, więc pan Staszek zafundował mu swój firmowy cios w żołądek. Głupol rzygał przez całą noc.

"Scheißeeeee!!! Scheiße! Scheiße! Scheiße!".

 

***

 

– Już świta. Musimy się zbierać.

– Weź Cerbera i wracaj, ja nigdzie nie idę!

– Tylko proszę bez scen mi tu! Wiesz jakie mam zadanie.

– Tak. Miałaś mnie odnaleźć i odnalazłaś. Misja wykonana. Teraz możesz wracać.

Ewa uśmiechnęła się.

– Jesteś bystry jak na swój wiek.

– Ale nie tak bardzo jak ty. – przerwał na chwilę – Ewo, czy ty potrafiłabyś go odnaleźć?

– Hitlera? Myślę że mam większe szanse, niż cała reszta razem do kupy wzięta.

– To dlaczego mi nie pomożesz? Przecież przy tobie nic mi nie grozi. Wydaje mi się, że wolałabyś szukać właśnie jego, zamiast tracić czas na upartego dzieciaka. Proszę, pomóż mi go odnaleźć. To dla mnie naprawdę ważne.

Spojrzała w jego wielkie wilgotne oczy i głęboko westchnęła. Odpięła od pasa komunikator.

– Powiedz psu, żeby wracał do domu. Ja porozmawiam z twoimi rodzicami. Niech wiedzą, że z tobą wszystko w porządku.

Lucek objął Ewę i ucałował ją w policzek.

– Dziękuję!

– Jeszcze nie dziękuj. Nie wiadomo czy szefuńcio się zgodzi.

 

***

 

– To jest ten nowy przywieziony o świcie?

– Tak panie ordynatorze. Wymyty, ubrany, zapięty. Puls w normie. Ciśnienia nie dało się zmierzyć, ale to już mówiłem, ten miernik do wymiany. Temperaturka trochę podwyższona, ale mieści się w normie. Pigułki dostał, śpi teraz grzecznie jak dziecko.

– Objawy?

– Policja znalazła go, gdy latał na golasa po jakiejś ruderze. Nie rozumie pytań albo niemowa. Albo jedno i drugie. Wygląda na klasyczną jarzynę.

– Już ci mówiłem Pietrasiuk, że nie życzę sobie byś tak mówił o pacjentach. Trochę szacunku dla istoty ludzkiej.

– Tak jest, panie ordynatorze!

– Dobrze. Zróbcie mu jeszcze zdjęcie i wrzućcie do sieci. Może ktoś go właśnie szuka.

 

 

***

 

– Mówiłem ci cymbale! Szukamy czegoś naprawdę nietypowego! Jeszcze raz pokażesz mi złamaną gałązkę, każę cię wykąpać w wodzie święconej!

– Tak radzi "Poradnik Tropiciela", pisany przez Indian z lasów tropikalnych.

– Rozejrzyj się idioto! Jesteśmy w środku miasta! Widzisz tu gdzieś lasy tropikalne!?

– No ale ludzie mówią, że to miejska dżungla…

Lucyfer ukrył twarz w dłoniach i ciężko westchnął.

"Litości… Z tymi głupolami prędzej wytropię tu słonia niźli Hitlera".

Naraz rozległ się dzwonek komunikatora.

– Ewa? Zaklinam cię, powiedz że przynajmniej ty masz dla mnie dobre wieści.

– Poszukiwania nie idą najlepiej?

– Zabranie tych kretynów to jedna wielka pomyłka. Zachowują się jak gdyby chodziło o zabawę w chowanego. Zaglądają do śmietników, pod samochody, nawet do domków dla ptaków. Ale mniejsza z tym, mówże wreszcie co u ciebie?

– Lucek jest ze mną. Pies wytropił go w niecałą godzinę.

– Cerber? No tak! Ze też na to nie wpadłem!

– Miałeś co innego na głowie szefuńciu. Jest tylko jeden problem.

– Coś mu się stało?!

– Spokojnie, z Luckiem wszystko w porządku. Tylko nie bardzo chce wracać do domu.

– A cóż to znowu za fanaberie! Mariolka odchodzi od zmysłów! Dzwoni do mnie co piętnaście minut czy już coś wiadomo. Nie dość że tu użeram się z tymi bałwanami, to co chwila mam żonę na karku!

– To przekaż jej, że z małym już wszystko w porządku. Słuchaj, Lucek chciałby pomóc w poszukiwaniach.

– Mowy nie ma! Dosyć mam kłopotów!

– Będzie ze mną, nic mu nie grozi.

– Ma wracać do domu! Słuchaj! Jeżeli zaraz…

– Nie! Teraz ty mnie posłuchaj! Wybrałeś mnie, bo mam doświadczenie w kontaktach z dziećmi. Pozwól zatem, że przypomnę ci jednego z nich. Pamiętasz dzieciaka, który pragnął akceptacji swego Ojca? Pamiętasz jak harował w polu, i jaki był dumny, gdy swe plony zaniósł mu w prezencie? A pamiętasz co zrobił, gdy spotkał się z odtrąceniem? Pewnie że pamiętasz, tak łatwo ci wtedy poszło… Chcesz by teraz tak właśnie poczuł się Lucek? Dzieciak czuje, że strasznie cię zawiódł i jedyne czego teraz pragnie, to tego byś na powrót był z niego dumny. Nie wolno ci zabierać mu tej szansy, rozumiesz?! Nie masz prawa!

– Dobrze… Jakoś to wyjaśnię żonie.

 

***

 

– Tu kończą się gluty. Pewnie zaszła w nim jakaś przemiana.

– To źle?

– Bardzo źle. Skubaniec szybko się uczy. Parę kilometrów od Piekła i już potrafi zmieniać formę. Spójrz na te dołki. Wykształcił prymitywne nogi. Ale sądząc po śladach, poruszał się dosyć pokracznie.

– Powinien nieco potrenować.

– Dobrze kojarzysz mały, ale nie mógł robić tego na widoku. Musiał rozejrzeć się za jakąś kryjówką. Na razie pójdziemy po śladach. Martwi mnie tylko to, że park się pomału kończy. Na asfalcie nic nie zobaczymy.

– Może powinniśmy powiadomić tatusia?

– Twój tatuś ma jedną zasadniczą wadę. Otacza się idiotami. Przyniosą tu więcej szkody niźli pożytku. Pchlarz który pilnuje bramy ma więcej rozumu niż ta cała piekielna chałastra.

– Zauważyłem, że nie bardzo lubisz Cerberka.

– Jak to się mówi, nadepnął mi kiedyś na ogon. Odpłaciłam mu tym samym.

– To ty ucięłaś mu ogonek?

Ewa odpowiedziała mu uśmiechem.

– Skąd wiesz tak dużo o tropieniu?

– Pamiętaj że nie zawsze byłam diablicą. Gdy skończyła się sielanka w Rajskim Ogrodzie, trzeba się było nieźle nachodzić za czymś do żarcia.

 

***

 

– No otwieraj japę pierdolona jarzyno! Nie mam całego dnia!

Hitler aż kipiał z bezsilnej złości. Minęło kilka godzin, odkąd się przebudził, ale pomimo starań nie potrafił wykształcić w krtani czegoś, co choć odrobinę przypominało by struny głosowe. Każda próba wydobycia z siebie jakiegokolwiek dźwięku w najlepszym wypadku przypominała gulgot indyka. Teraz pielęgniarz wpychał mu do ust kolejne łyżki czegoś, co wyglądało jak papka dla niemowląt, a Fuhrer w żaden sposób nie potrafił dać mu do zrozumienia, że nie życzy sobie być traktowanym niczym małe dziecko.

"Zabieraj to do jasnej cholery! Nie chcę żreć! Nie potrzebuję tego, rozumiesz! ZABIERAJ TO GÓWNO!!!".

– Hę? – pielęgniarz rozejrzał się zdziwiony.

"Usłyszał mnie? Musiał mnie usłyszeć! EJ! GŁUPOLU!".

– Ktoś mnie woła? – pielęgniarz był coraz bardziej zmieszany.

"JA CIĘ WOŁAM PIERDOŁO! ZABIERAJ TO PRZEMIELONE GÓWNO!".

– TY?… Ale jak?

"JESZCZE NIE WIEM. NA RAZIE WYJAŚNIJMY SOBIE INNĄ KWESTIĘ. PRZYPOMNIJ MI PSIE, BO MOŻE SIĘ MYLĘ, NAZWAŁEŚ MNIE PRZYPADKIEM JARZYNĄ?".

Zanim Pietrasiuk zebrał się na odpowiedź, na jego szyi zacisnęła się macka.

 

***

 

– Miałeś rację Lucku. Ta rudera to niezła kryjówka.

– Myślisz że Hitler był tutaj?

– Z pewnością. Widzisz te ślady na pyle? Tutaj mamy owalne odciski, tu coś co przypomina ludzką stopę, ale bez palców. A tu już normalna stopa. To tutaj ćwiczył zmianę postaci. I wygląda na to, że już mu się udało.

– A tu but! Potrafi już robić nawet buty!

– Nie, raczej nie. Przyjrzyj się uważnie. Są dwa równoległe tropy. Ktoś tu był i zabrał go ze sobą.

– Może tatuś go znalazł?

– Powiadomiłby nas. To mi wygląda na typową podeszwę wojskowego buta. Na mój nos, to zawinął go patrol policji.

– Dałby się tak po prostu zabrać?

– Znam tego zasrańca lepiej niż myślisz. Pewnie jest jeszcze słaby. Hitler nigdy nie ruszał od razu do ataku. Najpierw przyczajony zbierał siły. Sądząc po tempie w jakim się uczy, niedługo może stać się naprawdę niebezpieczny.

 

***

 

Wariat leżący obok Hitlera przyglądał się Protasiukowi. Pielęgniarz tańczył w powietrzu, rozpaczliwie próbując zaczerpnąć powietrza. W końcu wyprężył się i znieruchomiał, opuszczając bezwiednie ręce. Hitler już miał zwolnić żelazny uścisk macki, gdy naraz poczuł dziwne mrowienie. Ciało ofiary promieniowało energią. Fuhrer czuł ogarniającą go euforię. Jego siła wzrosła. Wstał z łóżka zrywając pasy.

"Zmiana kształtu! Telepatia! A teraz okazuje się, że mogę żywić się ludzką energią! Świat będzie leżał u mych stóp! Tylko muszę jeszcze się wzmocnić!".

Spojrzał na uśmiechającego się w jego kierunku wariata.

"Nie! Tfu! Trzeba mieć jakieś standardy! Zresztą nie wiadomo jaki wpływ może mieć na mnie energia podludzi. Całe szczęście jest tu w pobliżu góra mięśni. Zobaczymy czy mnie usłyszy. PANIE STASZKU!".

 

***

 

Ewa skupiła myśli. Jej czarny kombinezon zmienił się w policyjny mundur.

– Musisz tu poczekać. Sama rozegram to na komendzie.

– Dlaczego nie mogę ci pomóc?

– Nie możemy tam wejść i najzwyczajniej w świecie zapytać, czy nie spotkali przypadkiem Hitlera.

– To powiemy że szukamy zaginionego wujka.

– Pomysł niby dobry, ale ma jedną wadę. Co będzie gdy spytają się o rysopis? Przecież my nawet nie wiemy jak on teraz wygląda. Proszę cię, nie upieraj się. Nie możemy marnować czasu na sprzeczki. Uwinę się w pięć minut. A ty schowaj się za tamtym samochodem, żeby cię jakiś gliniarz nie zauważył.

– No dobrze. – powiedział smutnym głosem i schował się za radiowozem, którym zazwyczaj wozi się policyjne psy.

Ewa podeszła do drzwi komisariatu, które otwarły się z hukiem. Grupa gliniarzy z prewencji biegła w kierunku radiowozów. Diablica pokiwała głową z dezaprobatą.

– Dżentelmeni, kurwa ich mać! Nawet słowa przepraszam.

Weszła do środka i podeszła do okienka oficera dyżurnego.

– Piekarska. Wydział wewnętrzny. Pokażcie no raporty z dzisiejszych zatrzymań.

– A chodzi o coś konkretnego?

– Spokojnie, rutynowa kontrola.

 

– Ktoś wie o co w ogóle chodzi?

– Wiemy tylko tyle, że jakiś wariat szaleje w domu dla obłąkanych. Ordynator zabarykadował się w swym gabinecie i zadzwonił po pomoc. Bredził coś o zmiennokształtnym. Pewnie mu się udzieliła atmosfera miejsca. Wysłali tam patrol ale nie odpowiada na wezwania.

"To musi być on! To na pewno Hitler!".

Barczysty glina otworzył tylne drzwi radiowozu, za którym ukrywał się Lucek.

– Kurwa mać! Zostawiłem pałkę na komendzie!

– To biegnij fujaro, tylko się uwiń, nie mamy kurwa czasu!

Dzieciak wykorzystał okazję i wszedł do auta. Nakrył się kocem.

Po chwili zdyszany gliniarz powrócił. Pośpiesznie zamknął tylne drzwi i wskoczył za kierownicę. Radiowozy ruszyły na akcję.

 

Ewa utkwiła w raportach.

– Nieźleście tego naprodukowali.

– Na mieście sporo się dzieje. Włamania, rozboje, pobicia. No i każą opisywać każdą najmniejszą pierdołę. Standardy unijne.

 

Na korytarzu znów ktoś przebiegł.

– Duży tu u was ruch dzisiaj.

– Pilne wezwanie. Coś się dzieje w wariatkowie. To już kolejny raz dzisiaj jedzie tam patrol. Rano przywieźli tam jakiegoś gołego świra.

Ewa zerwała się z fotela jak oparzona i wybiegła z biura.

Oficer dyżurny pokiwał głową z dezaprobatą.

– Wszystkim dzisiaj odbija. Koniec świata.

 

Na parkingu przed komendą było pusto. Ani radiowozów, ani Lucka.

– Nie! Nie! Ty głupi dzieciaku!

Wybiegła na ulicę i wskoczyła przed maskę przejeżdżającego samochodu.

– Policja! Nagły przypadek! Wysiadaj!

Kierowca już chciał zaprotestować, lecz zanim otworzył usta, Ewa jednym ruchem ręki wyszarpała go ze środka i rzuciła na chodnik.

– Nie mam czasu na głupoty!

Ruszyła z piskiem opon. Sięgnęła po komunikator.

– Ewa? Jak tam u was?

– Hitler jest domu wariatów, ślij tam jak najszybciej jednostkę uderzeniową.

– Aż tak się pali? Coś taka zdenerwowana?

– Tam jest Lucek…

– O żesz kurwa mać! Jak to się stało?! Jeżeli coś mu się…

Ewa rozłączyła się.

– Wiem szefuńciu. Ja sobie też nigdy nie wybaczę.

 

***

 

Na korytarzu domu wariatów trwała kanonada.

– Zabił Rafała!

– Kurwa mać! Tego skurwiela nie imają się kule!

– Jezus Maria! Co to za potwór!

– Trzynastka! Tu centrala, zgłoście się! Co się tam kurwa dzieje!

– Tu jest jakieś ogromne bydle! Mam pięciu zabitych! Wycofujemy się! Dajcie wsparcie! Sami nie damy rady!

– Kurwa Bartosiak, wiesz że nie mamy ludzi!

– Powiadom główną, niech dają wszystko! Kurwa nawet czołgi! Rozumiesz?! Nie zatrzymamy tego! Ja pierdolę! Chwycił mnie!

 

Hitler nie dbał już o ludzki wygląd. Przypominał teraz gigantyczną ośmiornicę, wypełniającą korytarz. Trzymając policjanta za nogę, podniósł go góry i podsunął przed coś, co kiedyś było twarzą Fuhrera.

"TAK, DOBRZE! NIECH PRZYSYŁAJĄ KOLEJNYCH! MOJA MOC DZIĘKI TEMU TYLKO WZROŚNIE, GŁUPI MAŁY CZŁOWIECZKU!".

– Kim ty kurwa jesteś? Diabłem?

– On nie. Ja jestem diabłem.

– Boże… Dzieciaku… Uciekaj stąd… – wystękał policjant.

"ZAMKNIJ MORDĘ!". Hitler machnął macką i Bartosiak poleciał wzdłuż korytarza niczym szmaciana lalka.

"JAKA MIŁA NIESPODZIANKA! MAŁE DIABELSTWO! BEZ TEGO HEŁMU NIE WYGLĄDASZ TAK GROŹNIE ZASRAŃCU! CHODŹ, POBAWIMY SIĘ! TERAZ JA CI POKAŻE MOJE SZTUCZKI!".

– Jestem Lucek. Syn władcy piekieł. I nie boję się ciebie!

"BO TY MNIE JESZCZE NIE WIDZIAŁEŚ W TEJ POSTACI DZIECINKO, NIE WIESZ CO POTRAFIĘ. ALE NIE MARTW SIĘ, ZARAZ UDZIELĘ CI LEKCJI.".

– Nie waż się go tknąć gnido!

Hitler stanął jak wryty na dźwięk znajomego głosu.

"NIECH MIE DIABLI PORWĄ! EVA BRAUN?! MOGŁEM SIĘ OD RAZU DOMYŚLEĆ! TO TY WYSTAWIŁAŚ MNIE SZATANOWI, ZDZIRO!".

– To nie było trudne. Zawsze byłeś zepsutym do szpiku kości skurwysynem.

"I POMYSLEĆ, ŻE DLA CIEBIE STRZELIŁEM SOBIE W ŁEB!".

– Dzisiaj też odeślę cię do Piekła!

Hitler odepchnął Lucka.

"NIE GNIEWAJ SIĘ MAŁY, POBAWIMY SIĘ PÓŹNIEJ. TA PANI MA PIERWSZEŃSTWO!".

 

Ewa ruszyła. Z kocią zwinnością ominęła atakujące macki i wymierzyła potężnego kopniaka między oczy. Monstrum nawet się nie zachwiało.

"ŚWIETNIE, WIDZĘ ŻE JESTEŚ W FORMIE! DAJ Z SIEBIE WSZYSTKO!" szydził Hitler.

Diablica wysunęła szpony. Uchyliła się przed wielką macką, która opadła z donośnym plasnięciem na podłogę i dwoma szybkimi ruchami przeorała pazurami monstrualną gębe. Bruzdy zniknęły tak szybko jak się pojawiły.

"HA! ZUPEŁNIE JAK PODCZAS NOCY W BERCHTESGADEN! TYLKO RANY SIĘ TAK SZYBKO NIE GOIŁY. PAMIĘTASZ NASZE WSPÓLNE ZABAWY?".

– Pamiętam że byłeś największym impotentem z jakim kiedykolwiek poszłam do lóżka!

"NO NIEŁADNIE! PROWOKUJESZ MNIE BYM SZYBCIEJ SKOŃCZYŁ ZABAWĘ! I TO POMIMO TEGO WSZYSTKIEGO CO NAS ŁĄCZYŁO.".

– Przyjmij to w końcu do wiadomości debilu! Łączył mnie z tobą wyłącznie kontrakt na twoją duszę!

"ZARAZ POŁĄCZY NAS COŚ WIĘCEJ! PRAWDZIWE ZESPOLENIE! NIE TO CO TEN MARNY ŚLUB W BUNKRZE!".

I wtedy dopadła ją macka.

 

"A jednak się boję. Nie potrafię się poruszyć. O czym ja kurcze myślałem? Jestem tylko małym dzieckiem. Nawet Ewa nie dała mu rady. A teraz umiera, bo przyszła mnie ratować. To wszystko moja wina. Moja wina".

 

Stał i patrzał jak Ewa słabnie.

 

"Nie!!! To nie moja wina! To jego wina! Ja dałem mu okazję do ucieczki, ale to on postanowił znowu zabijać! Nie jestem małym dzieckiem! Jestem Diabłem! Zadaniem Diabła jest sprowadzać złych ludzi do Piekła! Jestem Diabłem!".

– Słyszysz mnie potworze! JESTEM DIABŁEM!!!

 

Lucek wpadł w szał. Jego ciało roztaczało ognistą aurę. Jego oczy płonęły niczym czerwone pochodnie. Jego szpony i rogi urosły o kilkanaście centymetrów. Hitler odwrócił głowę i zamarł z przerażenia. Takiego czegoś nie widział nawet na seansach z jego ojcem. Diabeł rzucił się w kierunku monstrum niczym opętana bestia. Jednym szybkim susem doskoczył do jego głowy, uniósł ręce do góry i natychmiast zatopił szpony w ciele potwora.

"TY PIEPRZONY GÓWNIARZU! CZEKAJ… JA CI ZARAZ…".

Upuścił Ewę na ziemię i wszystkimi mackami bił i próbował wyrwać z siebie tego małego Diabła. Lecz Lucek nadal tkwił wczepiony, jak gdyby zamiast szponów miał małe harpuny. Hitler wił się i rzucał niczym byk na rodeo, lecz szpony paliły go nadal. I słabnął. Po chwili zaczął się kurczyć, a jego macki nie uderzały już z taką siłą. Tracił kontrolę nad swoją postacią. Lecz słabnął też Lucek. Czuł że pomału opuszczają go siły.

"Wytrzymam. Muszę wytrzymać. Jestem Diabłem. Muszę wytrzymać! Nie wytrzymam… Przepraszam…".

– Na stanowiska!

"Tata…".

 

Ewa z trudem podniosła się na łokciach. Jak przez mgłę dostrzegła sylwetki potężnych diabłów, członków elitarnej formacji D.D.Z.S.

– Macie panowie wyczucie czasu, jak w jakimś pierdolonym westernie – wysapała i opuścila głowę, delektując się zimnem podłogi.

 

W ułamkach sekund, na masywnym trójnogu, piekielni komandosi rozstawili system pożerania dusz – słynne działko dwufazowe "Behemoth". Jedna wysokoenergetyczna wiązka rozbijała obronę przeciwnika, druga, ustawiona w przeciw fazie, zasysała energię ofiary do środka. Dzięki sprzężeniu zwrotnemu, pozyskana energia podsycała wiązkę pierwszą.

– Stanowisko melduje: system gotowy!

– Ognia!

Potężny strumień energii uderzył w Hitlera.

 

***

 

– Możesz wstać?

– Spróbuję… Ale powiem ci szefuńciu, że dawno nie oberwałam tak po dupsku. Z Luckiem wszystko w porządku?

– Tak, właśnie wiozą go do matki.

– A Hitler?

– Zbierają go do pudełka. A raczej to co z niego zostało.

– Nie lepiej spalić tego śmierdziela i pozbyć się go raz na zawsze?

– Przyznam ci się, że też mnie korci, ale to by była zbyt mała kara. Poza tym mamy swoje dyrektywy.

– Widziałeś Lucka w akcji? Skąd ten malec wykrzesał tyle mocy?

– Sam się dziwię. Wydaje mi się, że to była interwencja z Góry.

– Myślisz że ON wsparłby diabła?

– Lucek nie jest zwyczajnym diabłem. Ty, ja i cała reszta, wszyscy jesteśmy diabłami z wyboru. Ja kiedyś byłem aniołem a ty człowiekiem. Każdy z nas zdecydował. A Lucek się taki urodził. Wydaje mi się, że on nadal ma wybór, że nie jest Potępionym.

– Brzmi niegłupio. Ma dzieciak szczęście. Albo i nie. Czasami wygodniej jest, gdy decydują inni. No i teraz jeszcze jedno pytanko, co zrobimy z nim?

– Z kim?

– No z nim – wskazała głową Bartosiaka, który siedział oparty o ścianę i rozglądał się z niedowierzaniem, nieustannie kiwając głową. Trzęsły mu się przy tym ręce.

– Aaaaa… z nim. Z nim to pogadajmy.

 

– Kim wy kurwa jesteście? I co się tu dzieje? – powiedział głosem typowym dla człowieka na krawędzi załamania nerwowego.

Lucyfer przykucnął.

– Powiedzmy, że jesteśmy taka specyficzna służba więzienna. Ale to nie ważne. Ważne czy ci się tu podoba?

– Co?

– Widzisz, wiem że ci ciężko, bo właśnie straciłeś kilku ludzi z oddziału i widziałeś rzeczy, których nie powinieneś widzieć, i których nie pojmujesz. Tylko postaw sobie zasadnicze pytanie: kto ci uwierzy? Masz dwa wyjścia. Albo udawać amnezję, i liczyć że kiedyś może wrócisz do zawodu, albo paplać o tym co tu widziałeś. Ale wtedy możesz sobie tu rezerwować pokój. Rozumiemy się?

– To ja sobie może stracę przytomność…

 

– Słuchaj, wiem że nie poszło do końca tak jak się zobowiązałam…

– Grunt że dobrze się skończyło. Wiem co chcesz powiedzieć. Mam u ciebie dług. O co chodzi?

– Chciałabym… spotkać się ze swym synem.

– Gdyby to zależało tylko ode mnie. Ale dobrze wiesz, to ON obłożył go znakiem. Nikomu nie wolno się do niego zbliżać. To dotyczy nawet mnie.

– Rozumiem.

– Słuchaj, wezmę skontaktuje się z Górą. Niczego nie obiecuję i to z pewnością potrwa, ale tyle mogę dla ciebie zrobić. A teraz chciałbym żebyś wyświadczyła mi jeszcze jedną przysługę.

– Coś niewymagającego, mam nadzieję?

– Prościzna. Chciałbym wyrównać rachunek z pewnym kolesiem, przez którego zaczęła się ta cała historia.

 

***

 

Eugeniusz Koniuszko siedział przy barze i popijał małe piwo. Na krześle obok usiadła rudowłosa dziewczyna, sącząca przez słomkę drinka. Spojrzała na niego zalotnie.

– Witaj przystojniaku! – zatrzepotała rzęsami.

Eugeniusz obejrzał się za siebie.

– Kto? Jja? – spytał niepewnie.

– Tak, ty. Przecież nikogo więcej tu nie ma.

– No bo żaden ze mnie przystojniak. – odparł zmieszany.

– Ale masz inteligentne oczy, nie to co ta wataha pustogłowych kretynów w okół.

– Tak pani uważa?

– Pewnie. Wiesz ile kobiet szuka faceta takiego jak ty?

– Pewnie nie wiele.

– Nie żartuj. Każda marzy o chwili zapomnienia od egoistycznych maczo lub małoletnich lalusiów, spędzających więcej czasu u kosmetyczki niźli niejedna kobieta. Pewnie jesteś już zajęty?

– W sumie to nie – powiedział chowając dłoń do kieszeni, starając się dyskretnie zsunąć obrączkę.

– To może pójdziemy na górę, porozmawiać na osobności? Mam tam milusi pokoik i wygodne łóżko.

Kurator oświaty nie mógł uwierzyć, że dzisiaj ma takiego farta. Jego żona przypominała wieprzka w wałkach na głowie, i nie liczył, że kiedykolwiek pójdzie do łóżka z czymś lepszym, a tu podrywa go prawdziwa seksbomba. Jak zahipnotyzowany chodził po schodach, dając prowadzić się Ewie za krawat. Weszli do pokoju, oświetlonego jedynie nikłym światłem lampki na stoliku koło łóżka.

– Rozbieraj się i kładź się do łóżka przystojniaku, a ja wejdę pod prysznic się nieco odświeżyć.

Eugeniusz raz dwa pozbył się odzieży i wskoczył na koc. Był tak podniecony, że minuty ciągnęły mu się niczym godziny.

– Kochanie, jestem już gotowy!

– Ja też zaraz będę przystojniaku. A teraz zgaś lampkę, bo jestem nieco nieśmiała.

Zgasił lampkę. Po chwili usłyszał, jak drzwi łazienki otwierają się, a skrzypienie drewnianej podłogi wskazywało, że jego ślicznotka zbliża się powolnym krokiem. "A niech mnie diabli, musze cię zobaczeć" pomyślał i włączył lampkę. Tuż nad nim usmiechała się rogata, brodata gęba.

– Ostrzegałem cię suchotniku, byś się pilnował…

Koniec

Komentarze

Według mnie opowiadanie cierpi na "syndrom sequela". Trochę przydługie i nudnawe. Nie zrozum mnie źle- jest dobre, według mnie +4/-5, ale w porównaniu z pierwszą częścią wychodzi bardzo słabo. Ciągle miałem wrażenie, że było pisane w zbytnim pośpiechu.

Mnie osobiście się spodobało. Jest początek, środek i zakończenie, i raczej nie jest nudne.

A moim zdaniem nadal dobre. Jeden wątek niedomknięty: co ze szkołą i z Krzyśkiem?

Jednak to już nie to samo. Druga część chyba była pisana w zbytnim pośpiechu. Nie chodzi mi już tylko o samą historię (bo tamta było znacznie zabawniejsza w części pierwszej), ale również o styl. Jest gorzej, co tu dużo gadać. Jednak trzeba patrzyć na tą historię jako na całość. Więc ogólnie to opowiadanie wypada całkiem dobrze :)
Dodam jeszcze jedno - wkurzały mnie strasznie te dziury w tekście. I nie mówię tutaj (tylko) o tych, które były oznakowane przez "***" gwiazdki, ale o tych które się pojawiały znikąd. Ktoś coś mówi, jest dialog, nagle, przerwa, i znowu dialog i okazuje się, że już rozmawia kto inny... itp. Wypadałoby to uzupełnić jakąś wzmianką.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Prawda, nadal jest dobre. Nadal śmieszne, ale i mnie zabrakło tego czegoś. Wybacz, to wkurzajace słowa, bo nawet nie mówię, czego konkretnie ;)
Nie będzie 6 ;p

Dodam jeszcze jedno - wkurzały mnie strasznie te dziury w tekście. I nie mówię tutaj (tylko) o tych, które były oznakowane przez "***" gwiazdki, ale o tych które się pojawiały znikąd. Ktoś coś mówi, jest dialog, nagle, przerwa, i znowu dialog i okazuje się, że już rozmawia kto inny... itp. Wypadałoby to uzupełnić jakąś wzmianką


Nie mam większych problemów z dialogami ale opisy to moja pięta achillesowa.Wychodzą braki słownictwa, słaba znajomość synonimów. Opis wypada konstruować poprawną polszczyzną. O wiele łatwiej wprowadzić postać pijaka z nizin, który opowiada co widzi. Dla przykładu, opiszcie Hitlera-robaka przemykającego się parkiem. Nie łatwiej oddać go jako majaki bezdomnego amatora denaturatu? Stąd te dziury w opisach, brak mi doświadczenia.

Postaram się to jakoś nadrobić. Pamiętajcie, że jestem dopiero początkującym pisarzyną i szwankuje mi warsztat :) 

Moim skromnym zdaniem mega świetne.
Wcxzytałam się, zapominając o bożym świecie (o ironio!) :D

Nowa Fantastyka