- Opowiadanie: annyonne - Zdejmowanie uroków. Szybko i tanio

Zdejmowanie uroków. Szybko i tanio

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Zdejmowanie uroków. Szybko i tanio

Zawieszony na klamce uchylonego okna łapacz snów kołysał się lekko. Rześkie, wiosenne powietrze wślizgiwało się przez szparę do mieszkania na drugim piętrze kamienicy. Ciepłe światło sufitowej lampy o żółtawym kloszu nie rozjaśniało wystarczająco całości wysokiego pomieszczenia, dlatego nad biurkiem, do półki pełnej wypchanych papierami segregatorów, przyczepiono mocną ledówkę. Przy blacie, nad otwartym laptopem, siedziała dziewczyna okutana w luźny sweter. Długie włosy zwinęła w węzeł przytrzymywany odrapaną spinką. Stukała w klawisze zawzięcie, niepomna na popiskiwanie psów wyciągniętych na podłodze. Jeden – czarny, nieco wyłysiały pudel średniej wielkości, o posiwiałej mordce, leżał w godnej pozie na dywaniku, z pyskiem opartym o wyciągnięte łapy. Powagę i skupienie zwierzęcia zaburzało tylko lekkie drżenie, przebiegające pod skórą za każdym razem, gdy dziewczyna poruszała się na krześle. Drugi, krótkonogi kundel bez ogona, podobny z pyska do owczarka, nie miał w sobie tyle spokoju. Leżał w uchylonych drzwiach do przedpokoju, z napięciem wpatrując się w dziewczynę i piszcząc w odpowiedzi na każdy jej gest.

Z zewnątrz dobiegł odgłos silnika samochodu. Kundelek nie wytrzymał napięcia, podniósł się i podszedł do dziewczyny. Oparł pysk o jej udo i zapiszczał głośno, nagląco. Opuściła rękę i poczochrała psa po głowie. Drugą zamknęła laptopa.

– Chodźcie, marudy. Spacerek! – Przeciągnęła się. Kundelek zakręcił się z radości wokół własnej osi, a pudel wstał sztywno, z miną wyrażającą pobłażanie wobec entuzjazmu młodego towarzysza. „A nie mówiłem? Wystarczy cierpliwie poczekać. Musisz jeszcze się wiele nauczyć o życiu, młody”. – zdawały się mówić jego oczy.

 

W świetle latarń tańczyły na płytach chodnikowych cienie młodych, wiosennych liści. Dziewczyna szła zamaszystym krokiem, z rękoma w kieszeniach. Psy karnie truchtały po obu stronach właścicielki, która nagle zatrzymała się przy tablicy ogłoszeń. Obok błyszczącego nowością plakatu, zapraszającego na wiosenny kiermasz ubrań w pobliskiej szkole, pośród szarych, obszarpanych kserówek informujących o korepetycjach z dojazdem do klienta, odpowiedzialnych opiekunkach do dzieci (z referencjami) i serwisach komputerowych, znalazła karteczkę z czerwonym napisem: „Chcesz dopomóc szczęściu? Zadzwoń: 777 481 777. Dyskretnie i tanio”. Rozejrzała się. Szybkim ruchem zerwała kartkę, zmięła i wcisnęła do kieszeni. Gwizdnęła na psy i wszyscy troje zanurzyli się w pachnący wiosną mrok parkowej alejki.

 

Gdy wróciła do domu, powitało ją naglące burczenie wibrującego telefonu. Na ekranie widniały już trzy nieodebrane połączenia, gdy nacisnęła migającą niecierpliwie zieloną słuchawkę. Psy, posapując jeszcze przez nosy pełne wiosennych zapachów, podreptały na swoje posłania.

– Aga, jest nakaz – powiedział męski głos zdecydowanym tonem. – Możemy tam wchodzić. Zbieram ekipę, i chcę wiedzieć, czy możesz.

– Mogę. Jutro?

– Trzeba jeszcze zadzwonić do Doroty. Dziś ma dyżur, więc raczej pojutrze. – Przełączyła na głośnik i odłożyła aparat na biuro.

– Widziałam dziś kolejne ogłoszenie. Skończmy z tym wreszcie, Rafał. – Wyciągnęła z kieszeni zmiętą kulkę z papieru, położyła na kamionkowym spodeczku i rozprostowała.

– Skończymy. Wytarmoś ode mnie sierściuchy – odparł ciepło głos w telefonie. – Będziemy w kontakcie. Do zobaczenia.

Czerwone litery zdawały się falować, jakby próbowały zmieniać kształty, uciekać, gdy posypywała je solą. Pstryknęła zapalniczką. Napis znikł, ale i tak spaliła kartkę, a delikatne płatki popiołu spuściła w sedesie. Psy spały już, gdy przykucnęła obok, przekazując im wirtualne pozdrowienia i chłonąc spokój bijący od szczęśliwych zwierząt.

 

Dom stał w szeregu podobnych do siebie nawzajem, betonowych klocków, z płaskimi dachami i symetrycznymi, kwadratowymi oknami. Część budynków nosiła ślady aspiracji mieszkańców, próbujących zamanifestować indywidualny styl, a to doryckimi kolumnami po obu stronach drzwi, a to pastelowym tynkiem, a to stylizowaną góralską poręczą dorobioną do wąskiego balkonika.

Ten konkretny, otynkowany na szaro dom, nie posiadał cech charakterystycznych. Od ulicy oddzielały go gęste tuje rosnące wzdłuż ogrodzenia. Ścieżka z różowej betonowej kostki prowadziła od obdrapanej bramy do tylnego wejścia. Drzwi od frontu, wyraźnie nieużywane, zasłaniał rozrośnięty krzak bzu, obsypany kwiatami. Wzdłuż ogrodzenia zaparkowały dwa samochody. Szpakowaty mężczyzna stał oparty o maskę srebrnego seicento i palił papierosa, rozmawiając przyciszonym głosem z przykucniętym pod żółtym busikiem barczystym chłopakiem. Aga z Dorotą patrzyły razem w ekran smartfona. Nadjechał radiowóz, wysiadło dwóch policjantów.

– Nie ma na co czekać, zaczynajmy. – Policjant skinął im głową. Mężczyzna z seicento rzucił peta na ziemię i zdeptał niedopałek.

– Oby szybko poszło. Paskudnie to wygląda – mruknęła Aga. Patrzyła ponuro na cichy dom. Wszyscy uścisnęli sobie dłonie i razem podeszli do krzywej furtki. Dźwięk dzwonka zabrzmiał ostro i nieprzyjemnie; zza domu wybiegł truchtem mały pinczerek i obszczekał jazgotliwie stojących pod furtką ludzi. Po długiej chwili szczęknął zwolniony zamek i weszli na zarośnięte chwastami podwórko.

Przechodząc obok krzaku bzu, Aga wyciągnęła rękę i zerwała przyczepiony do gałązki strzępek czerwonej włóczki.

 

Wnętrze domu wyglądało tak, jak zapowiadała szara fasada. Sosnowa boazeria i brązowo-buraczkowy dywan w przedpokoju tchnęły atmosferą lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Kwadratowy pokój, dokąd zaproszono gości, wypełniały ciężkie, niezgrabne meble. Tu i ówdzie, pomiędzy szarymi grzbietami zakurzonych książek, tkwiły zasuszone kwiaty i wazoniki z grubego szkła – zielonego, błękitnego, żółtego – oraz czarno-białe fotografie i kolorowe odbitki kiepskiej jakości, z których uciekła połowa kolorów.

Na suficie ktoś, obdarzony niezłym wyczuciem barw i kompozycji, namalował dwanaście gwiazdozbiorów i ogromny, jasny księżyc w pełni.

Gospodarz, chudy typ w wytartych dżinsach i granatowym szlafroku, trzymał na rękach drżącego nerwowo pinczerka i patrzył nieruchomo na twarze stojących naprzeciwko ludzi. Na jego policzku wił się tatuaż, organiczny ornament obejmujący ucho i wpełzający za kołnierz szlafroka.

– Ja nie wiem, o co się rozchodzi. Państwo zostali wprowadzeni w błąd. Ja prowadzę legalną działalność, możecie mnie sprawdzić. O tu, mam licencję.

Aga zacisnęła szczęki, patrząc przez ramię policjantowi, gdy przeglądał papiery. Legitymacja Związku Praktyków Wróżbitów i Widzących, oczywiście! Najbardziej szmatława organizacja, powołana przez… przez takich, jak ten tutaj, by legalizować wszystkie ciemne sprawki.

Policjant, zaciskając szczęki, uśmiechnął się twardo, oddając dokumenty gospodarzowi.

– Oczywiście papiery są w porządku. Ale my mieliśmy doniesienia, które musimy sprawdzić. Proszę, tu jest nakaz. Jeśli istotnie pańska działalność jest w porządku, nic panu nie grozi.

Typ postawił pinczerka na podłodze i poruszył nerwowo chudymi palcami, których kłykcie były wytatuowane w gwiazdy.

– Panie władzo, to ja państwa oprowadzę. – Skoczył do uchylonych drzwi, koło których stali już drugi policjant i pozostali, i otworzył je szeroko. – Proszę, panie przodem!

Przeszli wąskim korytarzykiem do sporego pomieszczenia o betonowej podłodze, prawdopodobnie byłego garażu. Teraz wzdłuż ścian stały boksy z desek, a w nich znajdowało się kilka psów, różnej wielkości. Aga przyjrzała się uważnie zwierzętom. Były chude, to fakt, ale nie wyglądały na zabiedzone czy chore. Było jednak coś w ich oczach – czujność, nieufność – z jakimi patrzyły na wchodzących ludzi.

– Widzą państwo? Wszystko gra. Dobrze u mnie mają. Dbam o nie, jak o własne dzieci. Proszę spojrzeć, woda jest, jedzenie jest, posłanie też. Na dwór chodzą, a jakże. – Gospodarz pogładził wymownie wiszącą na haczyku brudną, zasupłaną smycz. Aga omiotła wzrokiem pomieszczenie, podczas gdy policjanci zadawali chudemu kolejne pytania, a weterynarz ze srebrnego seicento świecił osowiałemu owczarkowi niemieckiemu lekarską latareczką do uszu. Rafał przyglądał się drzwiom, a Dorota… Dorota stała przy metalowej szafie wsuniętej w kąt. Oparła czoło o ścianę i przymknęła powieki. Na oczach wszystkich żyły na szyi dziewczyny zaczęły przeświecać przez skórę i pulsować bladoniebieskim światłem. Aga poczuła zimny dreszcz płynący prosto z brzucha, przez kręgosłup, aż po czubki palców. Medium znalazło trop.

– Mamy cię, draniu… – wyszeptała pod nosem, gdy mężczyźni odsuwali szafę i podnosili klapę w podłodze. Z ciemnego otworu buchnął odór ekskrementów, strachu i choroby. Światło latarek wydobywało z ciemności kolejne klatki pełne przerażonych psów, we wszystkich rozmiarach i kształtach, często nie do odróżnienia pod warstwą strupów, skołtunionej sierści i oblepiającego ją kału. Adze krew szumiała w uszach, gdy patrzyła na to skumulowane cierpienie, upchnięte w ciasnych klatkach, oczy pozbawione iskierki nadziei, wymieszane martwe i żywe ciała zwierząt traktowanych gorzej niż rzeczy.

Za swoimi plecami słyszała stłumione stęknięcia Doroty powstrzymującej wymioty i głos Rafała, dzwoniącego po wsparcie. Zamrugała, powstrzymując łzy. Naciągnęła na dłonie lateksowe rękawiczki. Na emocje przyjdzie czas później, teraz trzeba działać.

 

Fundacja Nie Na Psa Urok, Facebook.pl, 18 maja 2021

UWAGA DRASTYCZNE ZDJĘCIA

16 maja przeprowadziliśmy, wspólnie z policją i Powiatowym Inspektoratem Weterynarii, interwencję u pseudowróża pod Warszawą. Mieliśmy wiele zgłoszeń o psach używanych do zdejmowania uroków, trzymanych w tragicznych warunkach, jednak to z czym się spotkaliśmy przerosło także i nas. Odebraliśmy ponad 100 psów. Wszystkie zwierzęta przebywały w piwnicy, w koszmarnie brudnych, ciasnych i pozbawionych dostępu do światła i powietrza klatkach. Na wszystkich policyjni wróże znaleźli ślady uroków i klątw, które pseudowróż przenosił hurtowo, nie dbając zupełnie o wytrzymałość zwierząt. Kilkanaście psów było w tak złym stanie, że nie byliśmy w stanie im pomóc :(

Wciąż liczymy, badamy i spisujemy wszystkie odebrane psy. Prosimy o cierpliwość! Przede wszystkim musimy zadbać o dobrostan zwierząt, zebrać środki na pomoc dla nich i znaleźć domy tymczasowe dla części lżej doświadczonych przez los. Wszystkich, którzy chcą pomóc, prosimy o dary rzeczowe: karmę, środki opatrunkowe, lekkie środki magiczne łagodzące uroki, albo o wpłaty pieniężne (nr konta poniżej).

APELUJEMY! Jeśli chcecie dopomóc szczęściu, jeśli uważacie, że dotknął was zły los, że ktoś rzucił na was urok – nie idźcie tam, gdzie „szybko i tanio”! Sprawdzajcie, czy wróże i widzący są zarejestrowani w jednej z międzynarodowych organizacji. Nie pomnażajcie cierpienia zwierząt. Wasz zły los to dla nich wyrok śmierci, jeśli trafią w łapy kogoś takiego, jak ten pseudowróż… :(

 

Było południe. W mieszkaniu na drugim piętrze kamienicy wszyscy spali. Dwa psy zgodnie dzieliły się plamą słońca wędrującą powoli po podłodze. Zmęczona Aga leżała na wznak na nierozłożonej kanapie, przykryta wzorzystym kocem. W oknie nad wezgłowiem kanapy, mimo iż przesycone słońcem powietrze było nieruchome, kołysał się łagodnie i kręcił wokół własnej osi łapacz snów.

Koniec

Komentarze

Psy karnie truchtały karnie po obu stronach właścicielki, która nagle zatrzymała się przy tablicy ogłoszeń.

 

Tyle moje przysypiające oko wychwyciło z błędów.

Ogólnie bardzo fajny tekst, ciekawy pomysł, warsztat bogaty. Umiejętnie prowadzisz historię, tak, że nie nudziłem się, chociaż jak na mój gust zrobiłaś za bardzo szczegółowe opisy. No i kilka zdań nie dało się przeczytać na jednym oddechu :)

Wspomniałem, że masz ciekawy pomysł, ale jak się tak zastanowić, nierealny. I nie chodzi o magię i uroki, a prawo. Nikt, nigdzie (może poza Chinami i kilkoma innymi krajami) nie zgodziłby się na jakiekolwiek uroki krzywdzące zwierzęta. Cała taka działalność, moim zdaniem, powinna być od początku nielegalna. Ale to tylko opinia.

Pozdrawiam

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Cześć, dzieki za komentarz, pochlebną uwagę o warsztacie i za znalezienie błędu. Co do realizmu pomyslu, to jest on w zasadzie bezposrednim "przepisaniem" na motyw fantastyczny problemu z pseudohodowlami zwierząt. Stad interwencja u wroża w asyscie policji. Post "facebookowy" jest oparty o prawdziwe wpisy fundacji zajmujacych się zwierzetami.

Interesujący pomysł, chociaż paskudny świat. Ładnie zagrałaś na powiedzonku.

Po co Ci druga kropka w tytule?

Babska logika rządzi!

Druga kropka, eee, w sumie po nic ;) Poprawię ją, tak jak i podwojne truchty, jutro z komputera, bo na telefonie sie nie da za bardzo. Swiat niestety nie jest bardzo odlegly od naszego w kwestii traktowania zwierząt. Moze zawre to w przedmowie? Choc osobiscie lubie ascetyczne przedmowy. Dziekuje za komentarz i za punkcik, Finklo! Edit: Sama znalazlam jeszcze kilka drobiazgów w stylu brak dużej litery, tam gdzie powinna być, tez je poprawię :)

Ano nie jest.

Eee, nie zawieraj. Z niespodzianką jest lepiej.

Babska logika rządzi!

Ciekawy pomysł, ale rzeczywiście przerzucanie uroków na psy raczej nie byłoby legalne. Choć moze udałoby się wymyślić jakieś przepisy uzasadniające opowiadanie. Tak jak z dopalaczami – teorytycznie są legalne. Może to dygresja, ale jako lokalny patriota muszę dodać, że policja w moim mieście zasłynęła na cały kraj pomysłowością w walce z dopalaczami. Wejście do sklepu z tą trutką zakleili taśmą oznaczającą. budowę i nie można wejść bez złapania mandatu:) Te wzmianki o łapaczu snów też mi się podobały. Ogólnie opowiadanie jest dobrze napisane. Może dziwnie dobrane porzekadło, ale jeśli zostanie uznane to tekst wg mnie ma szanse na konkursie:) Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Mnie osobiście ten garaż z klatkami od razu przywiódł na myśl pseudohodowle psów (swego czasu czytałam wstrząsający artykuł na ten temat). Nawet myślałam, że tu jest pies pogrzebany (he he), ale zgrzytała mi karteczka. Rozjaśniający wpis na facebooku to dobry wybór.

Poza tym wcale nie odebrałam przerzucania uroków na psy za legalne w świecie przedstawionym w opowiadaniu. Wręcz przeciwnie.

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Hmmm. A mnie się wydawało, że było legalne, o ile zwierzętom zapewniono odpowiednią opiekę i nie przesadzano z urokami. Inaczej po co wróż trzymałby te zadbane psy?

Babska logika rządzi!

Racja, umknęło to mojemu zmęczonemu umysłowi. Sądziłam, że gość udawał, że hodował psy, ale jest jeszcze wszak ta Legitymacja Związku Praktyków Wróżbitów i Widzących, której w ogóle nie wzięłam pod uwagę. Zwracam honor i obiecuję solennie nie komentować pod wpływem senności :)

Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)

Oj tam, oj tam. Trochę wprawy i wszystko będzie dobrze. :-)

Nikt nie postrzega tekstu tak, jak Autor to sobie obmyślił i różni ludzie widzą różne elementy.

Babska logika rządzi!

Cieszę sie, ze moj tekst wywołuje zaangażowanie czytających, i to mimo późnej pory :)

 

Faktycznie wyobrazam sobie, ze tak jak w realnym świecie jest legalne testowanie kosmetykow czy lekow, albo inne badania na zwierzetach, tak przenoszenie urokow na zwierzęta tez moze byc legalne-pod pewnymi warunkami-nawet jesli dla wielu osób jest to niemoralne. Hodowle zwierząt, nawet te legalne, nie pseudo, dla wielu osób też są conajmniej wątpliwe moralne. 

 

Mój pseudowróż wykorzystuje tę samą lukę (?) w prawie, która pozwala na działanie pseudohodowli. Poważne stowarzyszenia dbają o standardy, w tym o właściwe traktowanie zwierząt używanych do praktyk magicznych, ale w ustawie nie ma listy organizacji uprawnionych do nadawania licencji. A zatem powstają organizacje, które są gotowe zalegalizować każdą działalność.

 

 

 

Popatrz, świat z magią, a te same problemy co u nas. I po co w ogóle gdzieś wyjeżdżać? :D

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

A pewnie. Możesz już wyjść z szafy. ;-)

Babska logika rządzi!

Przewybornie się czytało. Lubię długie zdania, a Twoje były bardzo eleganckie i nosiły za sobą konieczne informacje. Bardzo mi się też podobał wybrany temat i jak go potraktowałaś. Co do przepisów prawnych, zinterpretowałam, że wróż mógł posiadać na własność psy, ale dana liczba mogła spowodować zainteresowanie służb. Może to trochę naciągane i zbyt ogólne, ale idea i odniesienie do pseudohodowli zacne.

Skull, ja bardzo lubię fantastykę o rzeczywistych problemach, uważam że żaden wyimaginowany problem nie będzie tak straszny jak ten z życia wzięty.

 

Deirdriu, dziękuję za komentarz i miłe słowa. Dość długo “chodziłam” w myślach wokół tego powiedzonka i nie wiedziałam, jak je ugryźć. Jednak gdy złapałam trop, poszło jak burza. Tym bardziej cieszy mnie, że nie tylko mnie się podoba.

Cóż, życie dostarcza najlepszych historii. Zabawne by było, gdyby okazało się, że niektóre z opowiadań kiedyś stałyby się rzeczywistością :)

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Może lepiej nie wypowiadać takich życzeń, nie wiadomo jakie bóstwa nas słuchają/czytają :D

 

W zeszłym roku przeczytałam "Przedsiężycowych”, i od tamtej pory za każdym razem gdy Internety atakują mnie ciekawostkami typu “od 20 lat maluje portrety palcem umaczanym w kawie” mam wrażenie, że to się dzieje naprawdę…

 

lepiej zeby sie takie historie nie spelnialy

Czy wypada offtopować pod opowiadaniami? wink

Przeczytałam :)

Oj! Kwalifikuje się do konkursu?:)

Pewnie,że się kwalifikuje :)

Ze zgro­zą przyj­mu­je do wia­do­mo­ści ist­nie­nie wszel­kich wró­żek i wró­żów, a z nie­do­wie­rza­niem ist­nie­nie ludzi, ko­rzy­sta­ją­cych z ich usług. Na­to­miast wzmian­ka o po­li­cyj­nych wró­żach wpra­wi­ła mnie w kom­plet­ne osłu­pie­nie. Za­kła­dam, że to tylko taki po­mysł, wy­łącz­nie na po­trze­by opo­wia­da­nia.

Wy­ko­na­nie nie­złe, choć mo­gło­by być lep­sze.

 

Za­wie­szo­ny na klam­ce okna ła­pacz snów ko­ły­sał się lekko. Rześ­kie, wio­sen­ne po­wie­trze wśli­zgi­wa­ło się przez uchy­lo­ne okno do miesz­ka­nia na dru­gim pię­trze ka­mie­ni­cy. Cie­płe świa­tło su­fi­to­wej lampy o żół­ta­wym klo­szu nie oświe­tla­ło wy­star­cza­ją­co ca­ło­ści wy­so­kie­go po­miesz­cze­nia, dla­te­go nad sto­ją­cym obok okna biur­kiem… – Po­wtó­rze­nia.

 

– Chodź­cie, ję­czy­bu­ły. Spa­ce­rek! – Raczej: – Chodź­cie, jęczydusze. Spa­ce­rek!

Sprawdź znaczenie słów: jęczydusza/ męczyduszamęczybuła

 

Mu­sisz jesz­cze się wiele na­uczyć o życiu, młody.” – Krop­kę sta­wia­my po za­mknię­ciu cu­dzy­sło­wu.

 

Po­li­cjant uśmiech­nął się twar­do… – Na czym po­le­ga twar­dy uśmiech?

 

Opar­ła czoło o ścia­nę i za­mknę­ła oczy. Na oczach wszyst­kich… – Po­wtó­rze­nie.

 

prze­pro­wa­dzi­li­śmy wspól­nie z po­li­cją i po­wia­to­wym in­spek­to­ra­tem we­te­ry­na­rii… – …prze­pro­wa­dzi­li­śmy, wspól­nie z po­li­cją i Po­wia­to­wym In­spek­to­ra­tem We­te­ry­na­rii

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, dziękuję za wszystkie uwagi. Powtórzenia i kropkę poprawiłam. Jęczybuły zamieniłam na niekłopotliwe marudy ;) Twardy uśmiech – widzę człowieka który zaciska szczęki, ale sytuacja wymaga by zachować grzeczny wyraz twarzy. Powiatowy Inspektorat Weterynarii – faktycznie, nazwy urzędów piszemy od dużych liter, choć we wpisie na Facebooku mogłoby to ujść moim zdaniem – jednak w imię szerzenia poprawnego języka poprawiłam.

Ale przyznasz, że zaimkozy nie ma takiej, jak w pierwszej wersji “Dziewczyny na brzegu”? :D

Od początku nieco mnie zatrzymywały powtórzenia: 

Zawieszony na klamce okna łapacz snów kołysał się lekko. Rześkie, wiosenne powietrze wślizgiwało się przez uchylone okno do mieszkania na drugim piętrze kamienicy. Ciepłe światło sufitowej lampy o żółtawym kloszu nie oświetlało wystarczająco całości wysokiego pomieszczenia, dlatego nad stojącym obok okna biurkiem, do półki pełnej wypchanych papierami segregatorów, przyczepiono mocną ledówkę.

Część budynków nosiła ślady aspiracji mieszkańców, próbujących zamanifestować indywidualny styl, a to doryckimi kolumnami po obu stronach drzwi, a to pastelowym tynkiem, a to stylizowaną góralską poręczą dorobioną do wąskiego balkonika.

Ten konkretny, otynkowany na szaro dom, nie posiadał cech charakterystycznych.

Od ulicy oddzielały go gęste tuje rosnące wzdłuż ogrodzenia. Ścieżka z różowej betonowej kostki prowadziła od obdrapanej bramy do tylnego wejścia. Drzwi od frontu, wyraźnie nieużywane, zasłaniał rozrośnięty krzak bzu, obsypany kwiatami. Wzdłuż ogrodzenia zaparkowały dwa samochody.

Szpakowaty mężczyzna stał oparty o maskę srebrnego seicento i palił papierosa, rozmawiając przyciszonym głosem z przykucniętym pod żółtym busikiem barczystym chłopakiem. Aga z Dorotą patrzyły razem w ekran smartfona. Nadjechał radiowóz, wysiadło dwóch policjantów.

– Nie ma na co czekać, zaczynajmy. – Policjant skinął im głową. Mężczyzna z seicento rzucił peta na ziemię i zdeptał niedopałek.

Tu i ówdzie, pomiędzy szarymi grzbietami zakurzonych książek, tkwiły zasuszone kwiaty i wazoniki z grubego szkła – zielonego, błękitnego, żółtego – oraz czarno-białe fotografie i kolorowe odbitki kiepskiej jakości, z których uciekła połowa kolorów.

Pomysł jest interesujący. Myślę, że czytałoby mi się znacznie płynniej, gdybym nie musiała przedzierać się przez opisy wszystkiego, co było po drodze. Jakoś mnie to zatrzymywało.

Ale ogólnie jest ok :)

 

Przynoszę radość :)

Dziękuję za komentarz. Cóż – lubię sobie czasem poopisywać :)

Istotnie, Annyonne, tym razem zaimkozy się ustrzegłaś. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak już wiem, na co zwracać uwagę, to je widzę. Te wypełzające zaimki ;) Nad powtórzeniami jeszcze pracuję :D

Życzę sukcesów w tej pracy i coraz lepszych opowiadań. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Całkiem przyzwoite opowiadanie, pomysł niby prosty, ale dobrze poprowadzony. Trochę zgrzytał mi pierwszy akapit, stylistycznie nie wszystko mi tam grało, ale dalej poszło już dobrze. Sam nie korzystam z facebooka, ale dodatkowe wyjaśnienia sprawnie upchnięte w fesjowym wpisie, trafione w dziesiątkę. Ciekawa lektura.

Dziękuję za komentarz Darconie. Nieskromnie przyznam, ze z tego wpisu jestem zadowolona :)

Na swój sposób bardzo sympatyczne (pomijając scenę u pseudowróża), a zabawa z powiedzeniem bardzo mnie uśmiechnęła. Żałuję tylko, że wyłapałem je kątem oka przed rozpoczęciem lektury. Ładnie napisane, lekko pomimo dłuższych niż lubię zdań.

Reinee, dziękuję za komentarz i punkcik biblioteczny. Niestety taki był wymóg konkursu, dura lex sed lex ;)

Scena u pseudowróża, choć oparta na prawdziwych relacjach, jest i tak skąpa wobec rzeczywistości :(

„A nie mówiłem? Wystarczy cierpliwie poczekać. Musisz jeszcze się wiele nauczyć o życiu, młody”[-.] – zdawały się mówić jego oczy.”

 

“Gwizdnęła na psy i wszyscy troje zanurzyli się w pachnący wiosną mrok parkowej alejki.

 

Gdy wróciła do domu, powitało ją naglące burczenie wibrującego telefonu. Na ekranie widniały już trzy nieodebrane połączenia, gdy nacisnęła migającą niecierpliwie zieloną słuchawkę. Psy, posapując jeszcze przez nosy pełne wiosennych zapachów, podreptały na swoje posłania.”

Ogólnie ze trzy czy cztery razy podkreślasz, że jest wiosna.

 

“O[+,] tu[-,] mam licencję.”

 

“Aga zacisnęła szczęki, patrząc przez ramię policjantowi, gdy przeglądał papiery. Legitymacja Związku Praktyków Wróżbitów i Widzących, oczywiście! Najbardziej szmatława organizacja, powołana przez… przez takich, jak ten tutaj, by legalizować wszystkie ciemne sprawki.

Policjant, zaciskając szczęki, uśmiechnął się twardo, oddając dokumenty gospodarzowi.”

 

“…dostępu do światła i powietrza klatkach.” – No jakby nie miały powietrza, to by wszystkie od razu zdechły. Świeżego powietrza ;)

 

“…lekkie środki magiczne łagodzące uroki[-,] albo o wpłaty pieniężne (nr konta poniżej)….”

 

Melduję, że przeczytałam ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wiosna mila rzecz :D o takim listopadzie nie warto by bylo wspominac :D

Przyzwoicie napisane, choć niestety nie o tym, o czym chciałbym czytać. W opowiadaniu jest sprawa kryminalna, policjanci, tajemnica, budowanie napięcia – czyli niby wszystko, co potrzebne, by stworzyć wciągający tekst. Jednak zamiast postawić na akcję, postanowiłaś opisywać wszystko po kolei. Co właściwie wnosi pierwsza scena, szczegółowy opis pokoju, psów? Albo to, jak się policjanci zbierali? Zamiast od razu rzucić ich w wir akcji, pod nogi jakieś kłody, to wspominasz o tej nudnej części “za kulisami”. 

Nie potrafię też określić, jaką reakcję miał wywołać u mnie tekst. Z jednej strony jest całkiem sympatycznie, z drugiej temat znęcania się nad zwierzętami fajny nie jest, a z trzeciej – te związki wróżbitów wydały mi się groteskowe, choć opisywałaś wszystko na poważnie. 

Ogólnie przeczytałem bez bólu, ale pozostaję z pewnym niedosytem :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dziękuję za przeczytanie i komentarz. Faktycznie tekst jest raczej impresją, ilustracją dla powiedzenia, niż fabułą. 

Sam pomysł jest całkiem ciekawy, lecz czytając tekst męczyłem się z nadmierną szczegółowością opisów, zwłaszcza na samym wstępie. Dobrze stopniowane napięcie skłoniło mnie jednak do przeczytania całości. Myślę, że trochę za bardzo skupiłaś się na odwzorowaniu rzeczywistości (tj. tego, jak wygląda ratowanie psów etc. w naszym świecie), przez co mnie osobiście jakoś nie usatysfakcjonowało takie rozwinięcie koncepcji przenoszenia uroków na psy. 

Dziękuję za przeczytanie i opinię. Dopiero co wyszłam z szafy ze swoimi pomyslami, i zamierzam wiele się nauczyć :)

Tak jak większość, strasznie się wynudziłem na zbędnych opisach. Sama historia jakoś mnie nie zaciekawiła niestety. Może właśnie dlatego, że za bardzo ten świat podobny do okrutnej strony naszego?

Do Annyone:

Na początku jest taki dialog. Aga umawia się na akcję i pyta, czy może być jutro. Facet na to, że Dorota ma dziś dyżur, więc pojutrze. Dlaczego nie mogło być jutro? Czy Twoim zamierzeniem było, aby facet był nielogiczny? Czy chodzi o to, że do Doroty nie można było się dodzwonić w czasie dyżuru, ani po nim, czy też, że Dorota nie mogła mieć dyżuru dzień po dniu, czy jak?

W jakimś opisie ulicy domy są podobne do siebie nawzajem. A czy mogą być podobne nie nawzajem? Nie mogą być do siebie po prostu podobne?

To chyba przesada powiedzieć, że szara fasada domu zapowiada sosnową boazerię i brązowo-buraczkowy dywansmiley. Chodziło Ci o styl gierkowski?

Jak tatuaż może być organiczny? Ze swojej istoty jest sztuczny. Chyba, że miałaś na myśli, że przedstawiał jakieś wijące się rośliny, węże, czy coś takiego. W takim razie trzeba to było napisać.

Ale to drobiazgi. W sumie to fajne i przyjemnie się czytało. Jednak zdecyduj się, czy opowiadanie to tylko impresja na temat powiedzenia, czy też poruszyłaś poważny problem  społeczny, jakim są nielegalne hodowle psów, gdzie się nad nimi znęcają. Ja, podobnie jak Ty, lubię, gdy fantastyka mówi nam coś ważnego o realu.

 

Do wszystkich:

Wasze rozważania w zakresie tego, czy legalne byłoby używanie psów do zdejmowania uroków są zdumiewającesmiley.  Miłego pobytu w wariatkowie, życzę smiley.  Sam jestem wariatem. Dlatego się do was przyłączyłem. No more comment.

Ale co, całkiem się na nas obraziłeś czy tylko pod tym tekstem więcej się nie będziesz udzielał? ;-)

Babska logika rządzi!

Hej, opowiadanie to impresja, dlatego fabula to nie jest glowne clue (choc oczywiśc przyjmuje slowa krytyki pod tym katem) natomiast impresja tez moze przeciez poruszac powazne tematy. "Styl gierkowski" – nie ma chyba formalnie takiego stylu… ale tak, widzac betonowy klocek (moze jeszcze z takim "barankowym" tynkiem…) mozna sie spodziewac co jest w środku. ;)

Opowiadanie fajnie wykorzystało powiedzenie, mnie zaskoczyło, że akcja miała na celu uratowanie czworonożnych futrzaków :) Bardzo fajnie tworzysz opisy pomieszczeń i tła. Cała reszta jednak jakoś mocno mi nie wryła się w pamięć.

Podsumowując: jest okej, ale bez fajerwerków poza jedną petardą :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan, dzięki za przeczytanie i komentarz. Wszystko wskazuje na to, że powinnam pracować teraz nad rozwijaniem fabuł, żeby nie gubić się w obrazkach, co solennie ślubuję. A czy mi się uda, zobaczymy – mam solidne postanowienie następne opowiadanie rzucić na rozszarpanie Betom i zobaczyć, co z tego wyjdzie!

.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nadrabiam:

 

Podobało mi się, choć na końcu jednak poczułam niedosyt. Jakby czegoś zabrakło… Mimo tego czytało mi się dobrze, bo po prostu fajnie piszesz. Fajne też wybrałaś porzekadło, ładnie postawiłaś na nim historię, dałaś dobry tytuł. Zgadzam się przy tym z przedmówcami, że miejscami opisy są przydługie. Tak czy owak – dobra robota. Chętnie przeczytałabym coś jeszcze w tym świecie. Pewno, że przy dosłownym rozumieniu „na psa urok” zakrawa to wszystko na okrucieństwo wobec zwierząt, ale może są techniki, które dla piesków są bezpieczne? Nikt nie mówi, że jeśli człowieka spotkało coś złego, to dokładnie to samo zło przenosi się na zwierzę. A już na pewno można trzymać psy w lepszych warunkach niż pseudowróż z opowiadania. Ba, może da się wyhodować specjalną rasę odporną na uroki? ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A mi się nie podobało :) Moim zdaniem opisów było zdecydowanie zbyt dużo w porównaniu z treścią. Przez to raczej wynudziłem się podczas lektury, niż zainteresowałem wykreowanym światem.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

A mi się podobało :) Co prawda “tfu, tfu, na psa urok” nie jest przysłowiem, a raczej powiedzonkiem, ale jury przymknęło na to oko.

Ponure opowiadanie, bardzo zahaczające o prawdziwe problemy i przez to tym bardziej smutne. Świetny tytuł i treść też w porządku, solidnie napisane, chociaż przecinki czasem są tam, gdzie być nie powinny ;) Fajne postacie, chociaż na początku zastanawiało mnie po co ich tam tyle polazło ;) Wyjaśniłaś tę kwestię poprzez wpis na fb. Szczególnie przypadła mi do gustu Dorota, ale to nic dziwnego, w końcu najbardziej fantastyczna :D

Choć tekst jest bardzo emocjonalny, a przynajmniej porusza emocje w czytelniku, to brakowało mi trochę jakiejś reakcji bohaterów. Wiem, że policja pilnowała porządku i procedur, ale ja na ich miejscu i tak bym się rzuciła do gardła pseudowróżowi i musieliby mnie odciągać.

Opisy mnie nie znudziły, zbudowały odpowiedni klimat i napięcie.

Ogólnie: przyjemna lektura nieprzyjemnego tematu.

I też chętniej bym poczytała więcej opowiadań osadzonych w tym świecie, bo potencjał jest (tylko niekoniecznie o cierpiących zwierzętach) :)

Dziekuje za wszystkie komentarze, zarowno jurorskie jak i czytelnicze. Ciesze sie z komplementow i biore do serca krytyke. Nie mam pomyslu na razie na rozwoj swiata, ale kto wie, kto wie… :)

Ambiwalencja. Przemądrzale brzmiące, ale adekwatne tutaj słowo. Z jednej strony jest bowiem naprawdę fajne i przewrotne wykorzystanie przysłowia, którego opisanie tylko zyskuje na dosłowności, jest niegłupi (bardzo niegłupi) pomysł, są piesiaki, jest przyzwoite wykonanie i całość układa mi się w zupełnie niezłą opowieść, która jednak, niestety, przeszła bok mnie praktycznie zupełnie obojętnie, co w jakiś sposób jest fenomenalne, gdyż takie historie zazwyczaj poruszają mnie do gołej duszy, a jako Mały Gniewek z chęcią robiłbym radykalne porządki z wszystkimi, którzy są za nie odpowiedzialni.

Być może chodzi o wypomniany Ci już nadmiar opisów – choć mi one w sumie podeszły – a może o to (i ku tej opcji bardziej bym się skłaniał), że jednak przerzucanie uroków nie robi takiego wrażenia jak maltretowanie, głodzenie, przywiązywanie do drzew czy wyrzucanie z samochodów (raz widziałem filmik – nagranie z kamerki samochodowej – jak jakiś skurwiel wypuścił psa na środku drogi i odjechał, a zwierzak biegł za samochodem długo, długo, póki nie stracił go z oczu. To była bodaj najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem w całym zafajdanym Internecie. I jedna z gorszych w mojej biografii w ogóle. Do dzisiaj wspomnienie tego filmiku zwyczajnie boli). Może to przez nierealność całej akcji, a może przez to, że w sensie fizycznym psom nie działa się krzywda w zasadzie. Dopiero odnalezienie ukrytej piwnicy trochę – ale też nie tak, jak powinno i jak zapewne chciałaś – zmienia odbiór sytuacji. No i ten post na końcu. Nietrudno się domyślić, że to parafraza czegoś bardziej prawdziwego. I właśnie dlatego – ale tylko dlatego – mi się nie podobał.

Podsumowując w kilku słowy, jest dobrze, ale czegoś jednak jeszcze zabrakło, by była duchowa miazga, w którą, obstawiam, celowałaś. A szkoda.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dziękuję za wyczerpujący komentarz!

Trudno mi zbyt wiele napisać o tym tekście. Z jednej strony bardzo płynnie się go czytało. Opisy również mnie wciągały. Sam pomysł – bardzo interesujący. Być może rację ma Fish, pisząc, że maltretowanie zwierzaków wydaje się być mocniejsze (bardziej “odczuwalne”), niż zdejmowanie uroków…

Mee!

Nowa Fantastyka