- Opowiadanie: cobold - Co dwie głowy, to nie jedna

Co dwie głowy, to nie jedna

No dobra, dołączam się do zabawy.

Moje pierwsze fantasy.

Hasło jak w tytule. Choć nie tylko.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Co dwie głowy, to nie jedna

Ostatnia dziewica nie grzeszyła urodą.

Jej wstrzemięźliwość w tym zakresie chwalebnie kontrastowała z otaczającymi okolicznościami przyrody, które śmiało mogłyby stanowić alegorię siedmiu grzechów głównych. Pośród rozrzuconych na polanie orientalnych kobierców, kufrów z kosztownościami, stosów bogato zdobionych sukien i futer poniewierały się wielkie gliniane dzbany i złocone misy z resztkami jadła. Była więc pycha, która kazała władcy małego przecież królestwa zgromadzić w jednym miejscu te wszystkie bogactwa. Była też chciwość, subtelnie ukryta w rozsypanych przy drodze monetach, skutecznie kiełznana tradycją korzystania na wyprawie tylko z jednego wierzchowca. Była nieczystość, widoczna na rzuconych niedbale pod drzewem męskich gaciach i, przewieszonych przez pokrywę jednego z kufrów, jedwabnych damskich pończochach. I była zazdrość, zalewająca falami serce młodego rycerza, kiedy wspominał mijanych wcześniej na szlaku starszych kolegów po fachu. Wracali z góry, unosząc w siodłach uratowane dziewice – wesołe, ochocze, rozśpiewane. I zdecydowanie ładniejsze.

Bo była też ona – istna apoteoza nieumiarkowania w jedzeniu i piciu, spoczywająca pośrodku polany, na stosie piernatów. I on – stojący nad jej ciałem, w lichej, poobijanej zbroi, z uniesioną przyłbicą, z namysłem dłubiący w nosie – chwilowo wyobrażenie lenistwa.

Dziewczyna zamruczała coś przez sen i wolno przewróciła się na drugi bok, odsłaniając zaczerwieniony policzek. Niczym echo, odpowiedział jej z góry inny pomruk, znacznie głębszy i budzący pierwotną grozę.

No właśnie – bo był wreszcie gniew. Dziki, zwierzęcy, nieokiełznany. Przedwieczny. Chwilowo drzemiący, jak ostatnia spośród złożonych mu ofiar. Nikt jednak nie potrafił przewidzieć, kiedy się obudzi.

Świadomość tego faktu sprawiała, że młodzieńcem targały tak zwane odczucia ambiwalentne. W pierwszym momencie, kiedy ujrzał swoją nagrodę, gotów był zawrócić i spróbować kolejny raz w przyszłym roku. Teraz, stojąc przez chwilę u stóp jaskini bestii, nie był już pewien, czy chciałby tu wrócić ponownie.

Może to tylko czary? – pomyślał. Pochylił się nad twarzą śpiącej dziewczyny, zamknął oczy i wydął usta do pocałunku. W nozdrza uderzyła go kwaśna woń sfermentowanego wina. Równocześnie usłyszał niskie dudnienie i poczuł drżenie ziemi pod stopami.

„Lepszy wróbel w garści…” – mawiał w podobnych sytuacjach ojciec. „Jak się nie ma, co się lubi…” – powtarzała często matka. Rycerz westchnął, dźwignął pijaną dziewczynę, zatoczył się pod ciężarem i przerzucił jej bezwładne ciało przez końskie siodło. Rumak obrócił łeb i spojrzał w jego stronę z wyraźnym wyrzutem. Młodzieniec udał, że tego nie widzi. Chwycił za wodze i ruszył w powrotną drogę.

„Darowanej dziewicy nie zagląda się…” – to już powiedzonko, które wymyślił samodzielnie. Szkoda tylko, że końcówka nie chciała mu się zrymować.

Za jego plecami, z jaskini na szczycie góry sączyły się strużki dymu. Dwie.

 

 

– Dwie. W tym właśnie cały problem.

Król Karol, wypowiadając te słowa, pochylił się konfidencjonalnie w stronę, gdzie stał mistrz Fantazy. Mędrzec odruchowo rzucił okiem na wiszący nad tronem proporzec z herbem królestwa. Władca uchwycił to spojrzenie, sam łypnął ku górze, po czym pokiwał głową w zamyśleniu.

– Tak, nie powiem, dwugłowy smok to jest prestiż! Ale normalny, nie takie nie wiadomo co!

Odchylił się do tyłu i zamachał w powietrzu nogami. Mały król, małe królestwo, wielki tron.

– Czy mógłbyś, panie, opisać dokładnie wygląd swojego smoka? – zapytał spokojnie Fantazy.

– Smok, jaki jest, każdy widzi – obruszył się monarcha, wskazując po kolei na proporzec, wiszące nad oknami tarcze herbowe i wreszcie mozaikę na podłodze sali tronowej.

– Ale, tak abstrahując od wyobraźni artysty? Wielkości trzech koni pociągowych? – drążył mędrzec.

– Bliżej jednego… Kuca… Ale takiego wyrośniętego!

– Głowy jaszczurcze?

– Raczej wężowe.

– Łuski krwistoczerwone?

– Wpadające w brudny brąz.

– Tak myślałem – powiedział Fantazy. – To smok mistrza Kraepelina. Zwany również bestią Bleulera. Niezwykle rzadki gatunek. I niezwykle podatny na schisis phrenis draconidae. Smocze rozdwojenie jaźni.

– Schisis-srisis! – zabawnie skomentował Jego Wysokość. – Zwykła pierdoła, niezdolna do zrobienia niczego, co smok robić powinien!

– Przyznasz, panie, że można to traktować jako pewnego rodzaju zaletę? – spytał ostrożnie Fantazy.

– Rzeczywiście… nauczyliśmy się z tym żyć. Nasza królewska małżonka wpadła nawet na pomysł zorganizowania przy smoczej jamie czegoś w rodzaju miejsca schadzek dla niecieszących się powodzeniem panien na wydaniu i ubogich rycerzy. Romantyczne okoliczności, nastrój grozy, garść dukatów na początek wspólnej drogi doprowadziły do zawarcia wielu szczęśliwych małżeństw… Rycerze, ze swoimi wybrankami, rozjeżdżali się potem po okolicach, niosąc opowieść o okrutnej bestii, której odwagą i podstępem wyrwali swoje szczęście. To, że nikt z nich nawet nie widział z bliska smoka, nie miało większego znaczenia.

– W czym więc problem? – nie rozumiał mędrzec.

– Widzisz mistrzu, na moim stanowisku… – Król wyprostował się na tronie. – Muszę myśleć globalnie i przyszłościowo. Smok, z perspektywy państwowej, ma znaczenie strategiczne. Jest po to, żeby chronić swoją ziemię przed smokami innych królestw. – Władca wskazał ponownie na wiszącą nad jego głową płachtę. – Muszę mieć pewność, że w przypadku sąsiedzkiej inwazji zareaguje właściwie i nie pozwoli się zepchnąć z tego sztandaru.

– Myślisz, panie, że ktoś by się ośmielił? Legenda dwugłowej bestii sięga przecież dalekich krajów!

– Legendy, baśnie, mity… To użyteczne sprawy. Ale to nie bajka, my żyjemy w brutalnej rzeczywistości. – Król zmarszczył brwi, wycelował wskazujący palec w mistrza Fantazego i wrzasnął nagle: – Straż!!!

Zza tronu wypadły dwie grupy zbrojnych w halabardy najemników. Żołdacy ruszyli w kierunku Fantazego, ale nim stary mistrz zdążył zrobić krok do tyłu, minęli go w pełnym biegu i skierowali się w stronę wiszącego za jego plecami gobelinu. Zatrzymali się przy ścianie. Jeden z żołnierzy drzewcem broni uderzył w widniejące pośrodku sukna wybrzuszenie. Usłyszeli jęk, bardziej zdziwienia niż bólu, za tkaniną coś się zakotłowało i na posadzkę wytoczyło się zwinięte w kłębek ciało. Strażnicy dźwignęli wystraszonego, pokaźnej tuszy młodzieńca.

– Szpiedzy, wszędzie szpiedzy! – skomentował z oburzeniem król.

– Rzucić go na pożarcie smokowi? – zapytał dowódca.

– Bardzo śmieszne! Przypomnij mi swoje nazwisko, kiedy będę szukał nowego błazna – odpowiedział z krzywą miną władca. – Do celi z myszami!  

Wyprowadzany więzień kierował rozpaczliwe znaki w stronę Fantazego. Mędrzec udawał, że tego nie widzi. Pogłaskał się po brodzie i zwrócił do króla, kontynuując poprzedni wątek rozmowy.

– Smoki Kraepelina mają rzeczywiście pewien problem z decyzyjnością. Echa tego zjawiska odnajdujemy nawet w popularnym dziecięcym wierszyku:

Raz smokowi w żłoby dano

W jeden dziewicę,

W drugi jej wiano…

– Nie musisz mi tego tłumaczyć, mistrzu – podjął król Karol. – Widziałem to wielokrotnie na własne oczy. Wezwałem cię, żebyś wyleczył mojego smoka. Są na to jakieś sposoby?

– Magia. Czary. Zaklęcia. Nawet smocze egzorcyzmy. Ale umówmy się – to średniowiecze.

– Średniowiecze? – zmartwił się król.

– Średniowiecze! – potwierdził Fantazy.

– Coś innego? – zapytał Jego Wysokość.

– Mistrz Antropos Eleuteros proponuje metodę dość radykalną. Lobotomię…

Król pokiwał głową z zadowoleniem. Wyraźnie spodobało mu się słowo „radykalna”.

– Doszczętną… – kontynuował Fantazy.

Entuzjazm władcy nieco zmalał. Niektóre słowa lepiej brzmią w językach obcych.

– Z użyciem miecza dwuręcznego – dokończył mędrzec.

Król niepewnie przesunął kantem dłoni wzdłuż swojej szyi, wskazując jednocześnie drugą ręką na wiszący nad nim wizerunek smoka. Fantazy pokiwał głową. Władca skrzywił się z niesmakiem.

– Masz rację, panie – szybko stwierdził mędrzec. – Osobiście, uważam omawiany sposób za barbarzyński. Żaden z operatorów nie przeżył jeszcze tego zabiegu.

– I tak bym się nie zgodził. Obie głowy muszą pozostać na swoim miejscu – zdecydowanie stwierdził król. – Żądaj, czego chcesz, ale smok ma być nietknięty. Wiesz, ile kosztuje wymiana tej całej symboliki?

– Będę zatem potrzebował przewodnika – powiedział z namysłem Fantazy.

– Zapomnij, nikomu nie mogę zaufać. Wolałbym, żeby nikt poza tobą nie oglądał smoka z bliska.

– Pomyślałem, panie, o tym szpiegu. Zna okolicę, już wie o tajemnicy twojej bestii. Jeżeli uda mi się wyleczyć pacjenta, będzie też najlepszym świadkiem, który poniesie dobre wieści do sąsiednich królestw.

– A co właściwie zamierzasz zrobić, mistrzu? – zainteresował się mały władca.

– Pójdziemy tam i porozmawiamy z tym smokiem. Trzeba rozmawiać.

 

 

– Naprawdę chcesz, mój mistrzu, żebyśmy rozmawiali ze smokiem? – Uwolniony z lochu młody człowiek wybierał z bujnej czupryny ostatnie źdźbła słomy.

– Robinie, sam, przed laty, zdecydowałeś się na taką specjalizację. Mogłeś zostać balwierzem, chirurgiem wojskowym, zielarzem, tym… no tym, co leczy zęby…

– Kowalem – podpowiedział młodzieniec.

– Właśnie, kowalem. A postanowiłeś kształcić się u mnie w szlachetnej sztuce mędrcostwa. Mędrcy słuchają i mówią. Klienci nazywają to rozmową i za to nam płacą. – Fantazy machnął ręką ze zniecierpliwieniem. – Ty na razie uczysz się słuchać. Mów zatem, czego dowiedziałeś się w lochach.

– Nic szczególnego. Król mówił prawdę. Cele są pełne aresztowanych szpiegów z okolicznych krain. Wszyscy powtarzają plotkę o całkowitej niezdatności militarnej smoka. Bestia podobno w ogóle nie wychodzi ze swojej pieczary i kłóci się sama ze sobą.

Robin, doprowadziwszy włosy do ładu, zajął się z kolei przeglądem swojego odzienia. Ze smutkiem obserwował koniec własnego palca przechodzący na wylot przez kolejną dziurę  w płaszczu.

– Mistrzu, tym razem nie spieszyłeś się, żeby mnie wyciągnąć z lochu. Te myszy mogły mnie pożreć żywcem – stwierdził z wyrzutem.

– Co ma wisieć, nie utonie – skwitował filozoficznie Fantazy. – Ruszajmy w drogę, bardzo jestem ciekaw, jak nas powita korona stworzenia.

 

 

– Sss! – Jedna z głów wysunęła z paszczy wężowy język.

– Wrrr! – zawarczała druga, wybałuszając ślepia i odsłaniając zęby.

Sycząca głowa schowała jęzor, spojrzała z niechęcią na swoją sąsiadkę i odezwała się pełnym egzaltacji damskim głosem:

– Nie, nie, nie! W ten sposób do niczego nie dojdziemy! Przepraszam panów na chwilę – zwróciła się do Fantazego i Robina. – Tyle razy ci mówiłam, że „sss” jest lepsze – kontynuowała w kierunku drugiej głowy. – Wszystkie ssaki mają inkorporowany w świadomości atawistyczny lęk przed wężami.

– Ależ, kochanie – odpowiedziała chropawym basem druga głowa. – Uważam, że dysonans poznawczy, związany z archetypem warczącej bestii, powoduje u potencjalnego przeciwnika paraliż decyzyjny, w równie skuteczny sposób…

– To ty doprowadzasz mnie do paraliżu! – krzyknęła damska połowa smoka. – Nie rozumiesz, że groteska, jako chwyt formalny, wymaga od adresata pewnego minimalnego poziomu…

– Przepraszam – wtrącił się Robin. – Jeżeli mogę wyrazić swoje stanowisko, na mnie osobiście większe wrażenie zrobił pan warczący.

– Widzisz! – triumfowała druga głowa. – Uniwersalizm pewnych figur retorycznych…

– Ja z kolei – przerwał Fantazy – jestem pod wrażeniem pierwszego powitania. Doceniam jego klasyczny charakter i spójność formalną.

– Sss! Sss! – syknęła z satysfakcją smoczyca, wyraźnie smakując zaistniałą przy tym aliterację.

– Czy możemy przejść do rzeczy? – wtrącił się ponownie samczy łeb, z wyraźną niechęcią spoglądając na Fantazego. – Proponowałbym pożreć tego z brodą.

– Moim zdaniem, ten grubszy byłby znacznie bardziej pożywny – wyraziła swoją opinię głowa żeńska.

– Kochanie, wiesz, że nasycone kwasy tłuszczowe pochodzenia zwierzęcego…

– Znowu sugerujesz, że jestem za gruba! – Pierwsza głowa wpadła w histerię.

Fantazy i jego uczeń, nieco skrępowani obserwowaną kłótnią, zrobili kilka kroków do tyłu.

– Zupełnie jak u mnie w domu – szepnął Robin. – Rodzice zawsze kłócili się o najprostsze sprawy. Gdyby nie babcia, do której należało ostateczne słowo, byłoby z nami krucho.

– Robinie, doprawdy moje nauki nie idą na marne! – ożywił się Fantazy. – Dotknąłeś istoty problemu. Kłopot naszego pacjenta nie polega bowiem na tym, że ma on dwie głowy, lecz wynika z faktu, że ich liczba jest parzysta! Jak zatem możemy mu pomóc?

– Urżnąć jedną?

– Król nie byłby zadowolony… – Pokręcił przecząco głową Fantazy

– Cóż zatem pozostaje?

– Sam sobie udzieliłeś odpowiedzi! Dajmy smokowi trzecią głowę! Bezstronną, zdecydowaną i obdarzoną odpowiednim autorytetem.

– Nie myślisz chyba, mistrzu, o…

– Pewnie, że to go będzie sporo kosztować. Ale nauczyłem się, że nie sposób przecenić pychy ludzi siedzących na tronie.

 

 

– Pycha, gospodarzu, pycha! – zachwycał się, odrobinę już podchmielony, Robin.

Fantazy zgromił go spojrzeniem. W gospodzie, nawet tak szacownej jak „Pod Śpiącą Dziewicą”, nie należało zwracać na siebie uwagi. Zwłaszcza, jeżeli skrywało się za pazuchą dwie pokaźne sakiewki z królewską zapłatą.

– W istocie, zacne jadło – pochwalił z umiarem.

Spojrzał na młodego właściciela karczmy i dorzucił do stosiku monet jeszcze jednego miedziaka. Chłopak, tyczkowaty chudzielec, zgiął się w pół.

– Przekażę, wielmożni panowie, wasze pochwały mojej małżonce. – Gospodarz wskazał na stojącą za ladą gospody pulchną dziewczynę.

– Ładna z was para – skłamał, z wrodzonej grzeczności, Fantazy.

– A wiesz, panie, że nie od razu przypadliśmy sobie do gustu – ożywił się chłopiec. –  Ale kiedy na pierwszym postoju przygotowała pieczeń z imbirem… Nie jadałem dotąd takich dań. Poczułem w brzuchu coś dziwnego. „Przez żołądek do serca” – jak mawiał mój ojciec. Kiedy potem moja Aurora odziedziczyła po ciotce tę gospodę, nie wahałem się ani chwili i rzuciłem stare rzemiosło. – Chudzielec wskazał na wiszącą na ścianie zardzewiałą i poobijaną zbroję. – Już biegnę, kochanie! – zawołał w kierunku przyzywającej go gestem małżonki.

– Każda potwora znajdzie swojego amatora – skwitował Fantazy za plecami gospodarza.

Dopili swoje trunki i opuścili gospodę. Planowali jak najszybciej przekroczyć granice królestwa. Szeroki dotąd trakt, wiodący ich od samego zamku, w tym miejscu dzielił się na dwie węższe drogi.

– I gdzie teraz, mistrzu? – zapytał Robin.

– Zapytajmy Jego Wysokość! – uśmiechnął się Fantazy podrzucając w dłoni złoty krążek. Dukat poszybował w górę. Podążyli za nim wzrokiem. Nad dachem karczmy dumnie łopotała nowa flaga królestwa. Dwugłowy smok dzierżył w łapach ogromną złotą monetę, z widocznym na awersie profilem władcy.

Robin chwycił opadającego dukata.

– Reszka.

– Jedziemy w prawo – powiedział Fantazy. – I oddaj monetę. Pieniądze szczęścia nie dają.

Koniec

Komentarze

Bardzo mi się podobało, bo sama się często czuję, jakbym miała dwie głowy, które bez ustanku się ze sobą kłócą. Poza tym bardzo ładnie napisane, przynajmnie mi się czytało i ciekawa realizacja przysłowia. Dziękuję.

IMO, najlepsze jak dotąd opowiadanie konkursowe. A nie czytałam tylko jednego.

Rewelacyjne wykorzystanie przysłowia. Po prostu bombowe.

Wykonanie też miodne, z obfitością przysłów wszelakich.

I do tego upchnąłeś więcej niż jeden wątek.

Rewelacja. :-)

Powodzenia w konkursie.

Babska logika rządzi!

Zachwyciła mnie mnogość przysłów i porzekadeł, jakże trafnie i stosownie do okoliczności cytowanych w opowiadaniu. Na ich tle tytułowe dosłownie błyszczy, albowiem pomysł miałeś zaiste przedni, w dodatku okraszony nader zacnym humorem.

Lektura tego opowiadania była czystą przyjemnością. ;D

 

Ry­cerz wes­tchnął, dźwi­gnął pi­ja­ną dziew­czy­ną… – Literówka.

 

Zza tronu wy­pa­dły dwie grupy zbroj­nych w ha­la­bar­dy na­jem­ni­ków. Ru­szy­li w kie­run­ku Fan­ta­ze­go, ale nim stary mistrz zdą­żył zro­bić krok do tyłu, mi­nę­li go w peł­nym biegu i skie­ro­wa­li się w stro­nę wi­szą­ce­go za jego ple­ca­mi go­be­li­nu. Za­trzy­ma­li się przy ścia­nie. – Piszesz o dwóch grupach, więc: Ru­szy­ły w kie­run­ku Fan­ta­ze­go, ale nim stary mistrz zdą­żył zro­bić krok do tyłu, mi­nę­ły go w peł­nym biegu i skie­ro­wa­ły się w stro­nę wi­szą­ce­go za jego ple­ca­mi go­be­li­nu. Za­trzy­ma­ły się przy ścia­nie.

 

Wy­pro­wa­dza­ny wię­zień kie­ro­wał roz­pacz­li­we znaki w kie­run­ku Fan­ta­ze­go. Mę­drzec uda­wał, że tego nie widzi. Po­gła­skał się po bro­dzie i zwró­cił w kie­run­ku króla… – Powtórzenia.

 

Obie głowy muszą po­zo­stać na swoim miej­scu – zde­cy­do­wa­nie stwier­dził król. – Żądaj, czego chcesz, ale smok ma po­zo­stać nie­tknię­ty. – Powtórzenie.

 

kon­ty­nu­owa­ła w kie­run­ku dru­giej głowy.– Wszyst­kie ssaki… – Brak spacji po kropce.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jestem pod wrażeniem! Ta dwoistość natury smoka ujęła mnie ogromnie. Myślę, że to najlepsze opowiadanie konkursowe!  

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Robinie, sam, przed laty, zdecydowałeś się na taką specjalizacje.

Literówka.

 

Klasa, Coboldzie! Zaorałeś konkurencję! Lekki tekst z inteligentnym humorem i wyraźnymi elementami fantastycznymi – wszystko jest na swoim miejscu, łącznie z postaciami, fabułą, całą resztą. Życzyłbym powodzenia w konkursie, ale to innym owe powodzenie będzie chyba potrzebne! :D

Świetne opowiadanie. Zabawne, lekkie, niejedno porzekadło zagościło w treści. Co tu dużo pisać, na wszystkie, które przeczytałam, Twoje moim zdaniem (jak i przedpiśców), przoduje.

„…które śmiało mogłyby stanowić  alegorię siedmiu grzechów głównych.” – zbędna spacja

 

„Lepszy wróbel w garści…” mawiał w podobnych sytuacjach ojciec. „Jak się nie ma, co się lubi…” – powtarzała często matka.” – Brak półpauzy po pierwszym cudzysłowie.

 

„– Przyznasz[+,] panie, że można…”

 

„Król zmarszczył brwi, wycelował wskazujący palec w mistrza Fantazego i wrzasnął nagle[-.+:] – Straż!!!”

 

„– Bardzo śmieszne! Przypomnij mi swoje nazwisko, kiedy będę szukał nowego błazna[-.] – odpowiedział z krzywą miną władca.”

 

„…problem z decyzyjnością.  Echa tego zjawiska…” – zbędna spacja

 

„– Robinie, sam, przed laty, zdecydowałeś się na taką specjalizacje.” – specjalizację

 

„– Sss! – jJedna z głów wysunęła z paszczy wężowy język.” – Zdecydowanie nie da się tego podciągnąć pod „odgłos paszczą” ;)

 

„– Znowu sugerujesz, że jestem za gruba! – pPierwsza głowa wpadła w histerię.” – jw.

 

„– A wiesz, panie, że nie od razu przypadliśmy sobie do gustu  – ożywił się chłopiec.” – zbędna spacja

 

„– Już biegnę, kochanie[+!] – zawołał w kierunku przyzywającej go gestem małżonki.”

 

Melduję, że przeczytałam.

 

Przy okazji melduję, że od razu przyznaję się do niezrozumienia – trzecia głowa to świetne rozwiązanie, ale przecież i tak powoduje konieczność zmieniania wszystkich flag, pieczęci itp.? Co tu zmienia dodanie monety…?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ale ci słodzą, coboldzie :P To ja dokonam dekonstrukcji swojego zadowolenia i rozłożę je na czynniki dziewiczej emanacji i smoczej emancypacji, bez zabarwienia wartościującego, żeby ci się nic nie stało od tych bezwstydnych zachwytów. Wiesz, w twoim wieku… 

 

dźwignął pijaną dziewczyną ← a przypadkiem nie dziewczynę?

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Czytało się bardzo przyjemnie i uśmiechnęło porę razy. Zacnie wplecione inne przysłowia. Trzecia głowa mogła być rozwiązaniem albo pogłębieniem problemu, dlatego byłbym za lobotomią, albo pozbawieniem smoka jednej głowy. Takietam… ;P

Miałem nie pisać komentarza, czasami tak mi się zdarza po przeczytaniu tekstu, ale niejako nakłoniły mnie do tego powyższe odpowiedzi. Najpierw krótka personalna wycieczka, choć zupełnie niezłośliwa, a mająca na celu wprowadzić cię w moje wnioski. Wszedłeś tu (na NF) prawie szturmem, robiąc zawrotną furorę :) I jak najbardziej zasłużenie, dwa czy trzy twoje opowiadania to naprawdę coś… Ale na pewno nie to powyżej. Zupełnie nie rozumiem tych “ochów i achów” i pewnie bym się nie odezwał, gdybym nie czytał większości konkursowych opowiadań. Pomysł droczenia się “męża i żony” nie jest niczym odkrywczym, pomysł wplecenia w dialogi i tekst kilka innych przysłów całkiem zacny i zgrabnie wykonany, ale niewiele wnoszący do opowieści. Rzut monetą jako rozwiązanie konfliktu, też nie jest nowatorskie. Co nie znaczy, że opowiadanie mi się nie podobało. Jest naprawdę całkiem dobre, ale zaorania konkurencji tutaj nie widzę. Cóż, mój komentarz i wytykanie innych palcami nie przysporzy mi nowych przyjaciół, ale mały kop ci się przyda. Coś mi się widzi, że obrastasz w tłuszczyk autorze :) Dalej będę cię czytał, bo poziom trzymasz, tylko jakoś tak coraz mniejsze emocje towarzyszą mi w tym czytaniu. Bez urazy coboldzie :) Mam zamiar wystartować w twoim konkursie :)

Darconie, mnie powaliło połączenie “co dwie głowy, to nie jedna” ze smokiem. To uważam za cudowny pomysł. Reszta jest w porządku. Ale to dwugłowe bydlę… Mmmm. Rarytas. :-)

Babska logika rządzi!

Mnie urzekła ilość użytych przysłów i sposób ich wplecenia. Perełka sama w sobie. Sposób rozwiązania konfliktu też zacny. A że smok dwugłowy… phi, toż siedmiogłowe się w legendach przewijały ;P

Wysłałam do biblioteki :)

Bella, dwugłowy smok to żadne novum (acz dowalenie mu schizofrenii to już dobre zagranie) ale to połączenie z przysłowiem misie strasznie – i nawiązanie do powiedzonka betonowe, i motyw fantastyczny nie do ruszenia.

Babska logika rządzi!

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze!

Pisząc i publikując to opowiadanie, miałem na celu wyłącznie dobrą zabawę. I cieszę się bardzo, że nie jestem jedynym, który się dobrze bawił. Co nie zmienia faktu, że faworytów konkursowych upatruję zupełnie gdzie indziej.

Przepraszam za wszystkie błędy techniczne. Opowiadanie nie odleżało swojego w szufladzie, bo bardzo mi zależało, żeby opublikować je przed 1. lipca. Od kilku godzin jestem już jurorem w konkursie i nie chciałem, żeby mnie zaprzątało coś innego.

Jose – no jak to nie rozumiesz? Królowi znacznie łatwiej przyjdzie wysupłać kasę na promocję własnego wizerunku niż na inne zmiany heraldyczne. A poza tym smok z dwiema głowami i monetą wygląda jednak znacznie lepiej niż smok z jedną głową i kikutem po drugiej ;)

Enazet – sprawdziłem. Wśród rzeczy, których mi zabrania mój geriatra nie ma ekscytowania się pozytywnymi komentarzami ;)

Blackburn – masz rację, efekty mogą być nieprzewidywalne. Dlatego bohaterowie chcieli tak szybko opuścić królestwo. Co do lobotomii i pozbawienia jednej z głów, obawiam się, że w wersji mistrza Antroposa Eleuterosa mogło to oznaczać jedno i to samo. Zainteresowanych tematem zachęcam do przetłumaczenia sobie personaliów mistrza na angielski i odszukanie jego pierwowzoru na Wikipedii.

Darcon – już Cię lubię! Masz sporo racji. Powyższe opowiadanie uważam za swoje najsłabsze, choć wystarczająco dobre, żeby się nim podzielić w celach rozrywkowych. Napisałem je bezpośrednio po innym, znacznie poważniejszym, po to żeby odpocząć i uśmiechnąć się. I żeby sobie udowodnić, że potrafię napisać tekst, w którym nikt nie umiera. Tak dobre przyjęcie “Lothara” na tym forum sprawiło, że ośmieliłem się pisać kolejne opowiadania z myślą o publikacji w czasopismach. Wysłałem je do różnych redakcji i trochę potrwa, zanim będę je mógł tutaj opublikować. Dlatego, żeby nie tracić kontaktu z forum, zdecydowałem się napisać coś krótkiego i wesołego na konkurs. I tyle. 

 

EDIT: Melduję, że wskazane babole wytępione.

 

Finkla, Bella – dzięki za miłe słowa. W nagrodę poznajcie Ladona, braciszka Cerbera, Hydry i Chimery:

 

 

 

źródło: DeviantArt; WestlyLaFleur

 

Cześć, Ladon. Jestem Finkla. Miło mi Cię poznać.

Babska logika rządzi!

Znakomite opowiadanie. Poza świetnym wykorzystaniem tytułowego przysłowia, mamy tu wyśmienite wkomponowanie kilku innych porzekadeł. Pomysł z trzecią głową mnie zachwycił :) Mimo iż to tak krótki tekst, wplotłeś tu jeszcze kilka innych wątków, dzięki czemu opowiadanie nie traci tempa i cały czas jest ciekawie. Dodatkowo, tekst jest zdolnie napisany, fragment obrazujący siedem grzechów głównych był pomysłowy. Może nie dorównuje filmowi Finchera, ale i tak niczego sobie :) Choć nazywanie średniowiecza średniowieczem w średniowieczu nie wiem czy jest poprawne, więc nie nazwę tego błędem. Zgodzę się z poprzednimi komentarzami, najlepsze opowiadanie w tym konkursie.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

– I tak bym się nie zgodził. Obie głowy muszą pozostać na swoim miejscu – zdecydowanie stwierdził król. – Żądaj, czego chcesz, ale smok ma być nietknięty. Wiesz, ile kosztuje wymiana tej całej symboliki?

 

Coboldzie, może ja tępa jestem, ale jak dla mnie odjęcie bądź dodanie jednej głowy to to samo. Dwugłowy smok, widniejący na dotychczasowym sprzęcie króla, przestaje obowiązywać i zmiana tak czy tak jest konieczna i kosztuje tyle samo. Władca nie powinien być z tego zadowolony ; /

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Oj tam, władca zasłaniał się kosztami, ale naprawdę nie chciał, żeby ulubionemu smokowi coś się stało. Albo chirurgowi, bo to na dwoje babka wróżyła… ;-)

Babska logika rządzi!

jak dla mnie odjęcie bądź dodanie jednej głowy to to samo

;)

 

 

 

Z chorągwiami, malowidłami i innymi elementami systemu identyfikacji wizualnej jest jednak przeciwnie niż z kijkiem Pana Jowialskiego. Łatwiej coś domalować niż wymazać. I efekt PR-owy lepszy.

Nie zapominaj do kogo należy trzecia głowa. Wydaje mi się, że odpowiedź na Twoje pytanie zawarłem w słowach:

nie sposób przecenić pychy ludzi siedzących na tronie.

 

 

 

Melduję, że przeczytałam :)

Fajne, lekkie i zabawne.

Przeczytałam z przyjemnością :)

 

Przynoszę radość :)

O mamo! Ale to jest świetnie napisane! Co tu gadać, perełka. Wszystko dopięte jak należy, zgrabne, wiotkie i powabne:) Coboldzie, jestem twoim fanem i biegnę już do księgarni po twoje książki!

Anet – dzięki!

Michale – jeśli te książki się kiedyś pojawią, zgłoszę się do Ciebie po cytat na czwartą stronę okładki. Do Anet w sumie też uderzę – może jej recenzja też się zmieści ;) 

W razie czego jestem w stanie zredukować recenzję do pięciu znaków ;)

Po namyśle: nawet do dwóch ;)

Przynoszę radość :)

Coś jestem spokojny, że pojawią się już wkrótce:) Masz świetne pióro, czysta przyjemność czytać takie teksty.

Jeśli dobrze rozumiem, rozwiązanie problemu ze smokiem rozmyślnie podałeś nie wprost, ufając w spostrzegawczość czytelnika. IMO przedobrzyłeś, jest trochę niejasne, co dokładnie wykombinował Fantazy. Na początku myślałem, że smokowi przyszyli głowę króla. Dopiero po kolejnym przeczytaniu końcówki odrzuciłem tę nieco makrabyczbną hipotezę i domyśliłem się, że smok uległ autorytetowi pieniądza. Ale nieważne, ponieważ tak czy inaczej – opowiadanko podobało mi się nieprzeciętnie. Intrygująca postać smoka ;), dowcipne dialogi, przysłowia, no, generalnie bardzo przyjemna lektura.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Tak właśnie, Jerohu, było i tak miało być (z transplantacyjną zmyłką). Autorytet pieniądza w tym przypadku jest równy autorytetowi kostki do gry, ale że smoki lubią złoto, a król, wyraźnie próżny, chętnie użyczy swojego wizerunku, królewski megadukat był najlepszym rozwiązaniem.

Inna sprawa, że jeżeli miałem jakiekolwiek ambitne plany związane z tym opowiadaniem, to takie, żeby koncept był wreszcie zrozumiały po jednokrotnym czytaniu ;)

Żeś wziął kilka przysłów za rogi, Coboldzie :) I bardzo dobrze, bo wyszło to świetnie. Szczególnie podobała mi się dyskusja pomiędzy smoczymi głowami. Dobry tekst, jak na razie mój faworyt :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Bardzo sympatyczne opowiadanko :) Czyta się lekko i przyjemnie, pomysł na wykorzystanie  wiodącego przysłowia rzeczywiście świetny, humor taki do pouśmiechania się, wplecione przysłowia do docenienia, tak samo jak niezmiennie lekkie pióro. Jestem usatysfakcjonowana czytelniczo, choć raczej nie wgnieciona w fotel ;)

Całe szczęście, że jesteś pod czujnym okiem specjalisty! ;)

Tekst nominowany, więc powinnam coś więcej napisać. Ładne, zgrabne, dojrzałe, zabawne, ale dla mnie trochę za mało na taka. Wyśmienity tekst w kategoriach konkursowych, w szerszej perspektywie po prostu niezłe czytadło. Jak obedrę z bardzo smacznych perełek, gdzieś mi się gubi esencja. Faktem jest, że trudno ocenić chociaż trochę uniwersalistycznie tekst na tak specyficzny konkurs napisany. Finalnie moje ukontentowanie nie wychyla się znacząco poza średnią.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

No cóż, dziewczyny, opowiadanko zdecydowanie nigdy nie aspirowało do ligi piórkowej i niech tak zostanie.

W kajeciku z planami na drugą połowę życia zapisuję: “wgnieść kiedyś Werwenę w fotel”. ;)

Naz, cieszę się, że nie uraziłem żadnym stereotypem, faceci w moim wieku bywają pod tym względem nieostrożni.

:D

Czekam niecierpliwie!

 

Wgnieść Werwenę w fotel? Ale tak publicznie? Oj, rozzuchwaliłeś się, Coboldzie, rozzuchwaliłeś ;D

A ta jeszcze nie może się doczekać, heh…

 

Przeczytałem z zainteresowaniem, licząc, że wspomogę towarzysza broni połową taka, ale niestety… Przykro pisać, ale konfuzjują mnie te Twoje opowiadania konkursowe. To jest chyba najciekawsze z całej trójki, ale właśnie, jest w każdej mierze napisane pod konkurs.

Fajnie wykorzystane przysłowie, humor lekki ale nienachalny, pewna doza worldbuildingu… No i zabawny smok o dwóch głowach, na fundamencie którego (i słusznie!) osadziłeś ten tekścik. Wstawki dietetyczne dobrze ubarwiają tekst, choć również psują nieco immersję. Na dwoje babka wróżyła, skoro jesteśmy w temacie przysłów ;D

Czyta się bardzo przyjemnie, ale mam silne przeczucie, że zabawa w te konkursy tylko podcina Ci skrzydła. Wykorzystujesz niewielki procent swoich możliwości, Coboldzie, a nietrenowany mięsień… sam wiesz ;)

 

Bohaterowie (poza smokiem oczywiście) słabi, fabuła prosta, pozbawiona ciężaru i jakiejś elementarnej “istotności” opisywanych zdarzeń. Wszystko szybko, łatwo i przyjemnie, bo przecież jest też limit znaków. Dialogi ujdą, tytuł (jak na Ciebie) całkiem całkiem ;)

 

A zatem – pozostaję niewzruszony. Piszę komentarz mimo wszystko z uśmiechem, bo wiem, że traktujesz to wszystko również jako zabawę, ćwiczenie, miłe spędzenie czasu, więc nie mam zamiaru dramatyzować i rozpaczać ;D

Niemniej, wiedz, że z utęsknieniem czekam na tekst, którego treść będzie inspirowana przede wszystkim Twoją wolnością twórczą.

 

Trzym się ciepło (acz rześko, cobyś się nie przegrzał w tych letnich miesiącach ;D).

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Count, companero, dzięki za chęci i za szczerość.

Broniłbym się tylko w kwestii dwóch poprzednich opowiadań konkursowych – “Drugie królestwo” uważam za dobry i ważny dla mnie tekst. Choć pewnie w mojej głowie jest on znacznie bogatszy w znaczenia niż na papierze, to na pewno jest to opowiadanie o czymś. “Koniunkcja” to z kolei pierwsza w moim wydaniu próba napisania czegoś na wesoło – wygląda na to że udana. “Dwie głowy” jest w tym aspekcie czymś wtórnym i na pewno pozbawionym egzystencjalnej głębi. Napisałem to opowiadanie, bo bardzo chciałem coś opublikować na portalu, uczestniczyć z Wami we wspólnej zabawie. Choć do pisania przyłożyłem się jak zawsze, to entuzjastyczne komentarze i nominacja piórkowa tego tekstu są również dla mnie źródłem konfuzji. Z drugiej strony zawsze, konsekwentnie powtarzałem, że Czytelnicy są mądrzejsi od autora ;)

Nie bój nic, teksty ambitniejsze też powstają. Powoli, bo ja w ogóle powoli piszę, ale kiedy już są gotowe to próbuję je w pierwszej kolejności wysłać do czasopism. Dlatego nie mogę ich na razie pokazać tutaj, i dlatego postanowiłem na razie ograniczyć twórczą aktywność portalową do udziału w wybranych konkursach.

Saludos!

Fajnie. Zapamiętam sobie i nie będę więcej przesmradzał ;D

Widzisz, Królestwo to ciekawy tekst, ale jest (albo był – czytałem przed poprawkami, które zdaje mi się, wprowadzałeś) dla mnie zbyt mętny, bym dostrzegał w nim “coś więcej”. Właśnie taki portalowy – ludzi tutaj cechuje naprawdę wysoki poziom percepcji i go docenili, ja natomiast jestem tylko szarym czytelnikiem z odległych rubieży ;)

A Koniunkcja była fajna, tylko ja na siłę dopatrywałem się czegoś więcej – może stąd zawód…

 

Dobra, tyle wyjaśnień. Powodzenia w konkursie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

“niezłe czytadło”

“zabawa w te konkursy tylko podcina Ci skrzydła”

“dwa czy trzy twoje opowiadania to naprawdę coś… Ale na pewno nie to powyżej”

Właściwie mógłbym się pod tymi słowami podpisać. 

Ale tylko, jeśli cierpiałbym na schisis phrenis.

Drodzy malkontenci, wskażcie mi chociaż jedno śmieszniejsze opowiadanie, które zostało opublikowane na portalu w ostatnim półroczu. 

Coboldzie, nie słuchaj ich. Chaplin powiedział: “Ci, co rozśmieszają ludzi, cenniejsi są od tych, co każą im płakać”. I jak dla mnie te słowa nie wartościują dzieł śmiesznych jako lepszych niż poważne. Chodzi raczej o to, że trudniej jest rozśmieszyć, niż zasmucić. Widzę po sobie, że humorystyczny tekst wymaga czasem więcej wysiłku. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że wszystkie filozofie świata są nic nie warte w porównaniu do śmiechu, uśmiechu. 

Z drugiej strony zrozumiałe jest, że czytelnicy oczekują czegoś na miarę “Lothara”. Ja miałem tę przyjemność pomagać przy kolejnym poważniejszym opowiadaniu i wiem, że potrafisz. 

A teraz już bez pitolenia, o opowiadaniu. Śmiałem się. I to nie z częstotliwością jednego parsknięcia na pięć tysięcy znaków. Bo częściej. Widać, żeś czytał Pratchetta. Pomysł przedni, a rozwiązanie – świetne. Cieszę się, że wrzuciłeś opowiadanie w lipcu, bo mogę pierwszy raz wykorzystać moc dyżurnego. I wykorzystam, bo trudno napisać coś zabawnego, więc taki kunszt trzeba docenić. Podobało mi się też bardziej niż “Brajan”. 

Jeśli miałbym się czegoś przyczepić, to wplecenia przysłów. Spodziewałem się czegoś zgrabniejszego, subtelniejszego. A początek wieje nudą, bo popisujesz się słownictwem. 

Ale inne rzeczy: imiona, dialog smoków, lobotomia… doszczętna… mieczem dwuręcznym – świetne. 

Dwa królestwa i pół księżniczki dla kogoś, kto napisze śmieszniejszy tekst na 15 tysięcy znaków!

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Ja dołączę do grona zadowolonych, ale nie do zachwyconych. Bo wszystkie smaczki piękne, zgrabne i powabne. Czyta się samo, więc tutaj też nie ma nic do zarzucenia. A powód, dla którego nie jestem zachwycona, jest niezwykle oczywisty i stawiający mnie w opozycji do tego, o czym pisał Fun. Opowiadanie było po prostu wesołe. Tylko tyle i aż tyle ;) Nie będę się rozpisywać, bo z tego co wyczytałam wyżej podejmujesz i poważniejszą tematykę, więc świetnie :)

 

Takie zabawne teksty pewnie są znakomitym ćwiczeniem i nie przeczę, że trudną sztuką. Jednak zdecydowanie wolę, z tego co widać podobnie jak większość, kiedy rzecz traktuje o poważnych problemach i w poważny sposób. Ostatnio nawet sobie rozmyślałam, czy to że smutne teksty są w jakiś sposób gloryfikowane, a wesołe o wiele mnie cenione, wynika z tego, że ludzie raczej wolą popadać w refleksję i zadumę, czy z faktu, że różnego rodzaju sztuką, literaturą itp. zajmują się zazwyczaj osoby skłonne do refleksji i w głównej mierze to za ich przyczyną widać taką wyraźną tendencję do różnego rodzaju smutków i głębszych przemyśleń ;)

Fun, tekst został wstawiony w czerwcu, więc nici z Twojego chytrego planu. Ale już został nominowany, jeśli to Cię pocieszy.

Co do tego, że łatwiej zasmucić niż rozśmieszyć – polemizowałabym. Za to zgodzę się, że zabawne teksty są bardzo wartościowe. Śmiech to zdrowie. :-)

Babska logika rządzi!

A ja sobie ubzdurałem, że 1 lipca został wrzucony :(

Finklo, Ty byś polemizowała, bo sama cierpisz na klęskę urodzaju i nie potrafisz się uwolnić od humorystycznego zabarwienia tekstów? ;~)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

No właśnie – każdy sądzi po sobie, a mnie zabawne jakoś same wychodzą. Nawet kiedy chcę ścisnąć za serce. ;-/

Babska logika rządzi!

Przeczytałam i podobało mi się. Pomysł całkiem fajny. Zaletą tekstu niewątpliwie są postacie, które moim zdaniem dają mu charakter. Jeśli to pierwszy tekst fantasy, to liczę na kolejne i nieco dłuższe. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Lenah, Morgiano,

Czyż jest zacniejsza nagroda dla poety

Niż ujrzeć uśmiech na twarzy kobiety?

 

Fun,

który to już raz przychodzi mi dziękować za wsparcie?

Supermoc zachowaj na lepszą okazję ;)

Właściwie mógłbym się pod tymi słowami podpisać.

Ale tylko, jeśli cierpiałbym na schisis phrenis.

Drodzy malkontenci, wskażcie mi chociaż jedno śmieszniejsze opowiadanie, które zostało opublikowane na portalu w ostatnim półroczu.

 

Drogi Funie – dla mnie chociażby finklowa Partia na kacu. Bawiłem się przy niej znacznie lepiej, choć w coboldowym dziele również dostrzegam “momenty”.

Tobie humor bardzo odpowiadał, mnie mniej. Ty wiesz, że Cobold walczy również “na poważnie”, więc jesteś spokojniejszy, ja dowiedziałem się dopiero teraz. I dzięki temu nie spinam już pośladów ;)

Choć, nadal, uważam, że Cobold bardziej wiarygodnie wypada w poważniejszej tematyce.

Ja jestem malkontent, Ty bezkrytyczny – może trzeci łeb nas pogodzi, bo przecież wiadomo, jak kończą skrajności… ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Humorystyczne fantasy w moim guście – najbardziej spodobało mi się to “średniowiecze”, dowcip niby prosty, ale czy takie nie są często najlepsze? Jestem fanem Pilipiuka, to mój pierwszy wybór, gdy chcę coś do pośmiania się i odpoczynku (choć i poważniejsze teksty ciekawie pisze), a w Twoim opowiadaniu, coboldzie, poczułem podobnego ducha co w “Wędrowyczu”. Zwłaszcza skojarzyło mi się z jednym opowiadaniem, którego tytułu nie pomnę, też o smoku. Ja na Twój tekst nie narzekam, a przeciwnie, chwalę. A nawet jeszcze bardziej przeciwnie – chciałbym przeczytać kolejne w podobnych klimatach. Klasa w swojej klasie, a poza nią też świetnie (choć wtedy martwić może nijakość głównych bohaterów, Fantazy jeszcze ciągnie, lecz i tak siedzi w cieniu smoków, a nawet, małego przecież, króla).

Opowiadanie bardzo mi się podobało, urzekła mnie ilość przysłów wymienionych w tekście, jednak skłonie się do tej frakcji, która w opowiadaniu nie widzi zadatków na piórko.

Tekst miał wesoły ton, choć nie rozśmieszył mnie, tak żeby śmiać się w głos do monitora – uczciwe przyznaję, że to nie łatwa sztuka w moim przypadku :P

Rozwiązanie problemu trochę za bardzo nie wprost. O tym, że trzecia głowa nie była dosztukowywana, a jedynie była monetą dowiedziałem się z komentarzy. Może to ja jestem niedomyślny?

Podsumowując – opowiadanie na plus, choć ma swoje wady.

Reinee – Dzięki. Nawet nie wiesz, jak celnie trafiłeś z oceną postaci. Opowiadanie w pierwszym zamyśle miało mieć innych bohaterów, pochodzących z cyklu, który sobie rzeźbię na boku (i tam dobrze już określonych). Potem jednak zrezygnowałem, zmieniłem imiona, zmodyfikowałem postaci, ale na porządne dopracowanie wizerunków zabrakło już miejsca.

Natan – naprawdę uwierzyłeś w to doszywanie głowy? Jest taki włoski neurochirurg, który twierdzi, że to możliwe. Ale tylko w Chinach.

Serio – w opowiadaniu mamy gadające dwugłowe smoki, jakiś magów i jednocześnie nie można głów doszywać? :P

Może stan medycyny nie ten. Znacznie wcześniej nauczono się obcinać ręce i nogi niż doszywać… ;-)

Babska logika rządzi!

Liczyłem, że magia jest dostatecznie rozwinięta :D

Umówmy się – to średniowiecze ;)

Pomysłowy, dobrze napisany, humorystyczny tekst. Przyjemnie się czytało, parę razy wywołało uśmiech, a o to przecież głównie chodziło :)

.

 

Kolejna nieregulaminowa Kropka. Ten przypadek usprawiedliwię jednak nie czym innym, a Call of Duty. I terminami.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

To było dobre. Błyskotliwe, zabawne, świetnie napisane. Dialogi – rewelacja!

Aha, ale zgodzę się z tymi, którzy uważają, że mógłbyś trochę bardziej młotkiem potraktować finał.

Regulaminowa czy nie, to moja pierwsza kropka!

Szczepiona?

 

Ocho, młotek, powiadasz… Znaczy, że łopata?

U mnie na warsztacie kiepsko z takim sprzętem ;)

Znaczy, że łopata, oczywiście. Chyba nie powinnam się czepiać, skoro młotka od łopaty nie odróżniam. ;/

Sorry, Winnetou, ale dołączę do tych, którzy nie widzą pióra przy tym tekście. Jak na konkurs – świetny (a nawet IMO najlepszy w stawce), ale za cienki w uszach na pierze. Ot, kilka sprytnych żarcików zgrabnie owiniętych wokół przysłów. To nie jest piórkowa liga ani waga.

Babska logika rządzi!

Sympatyczne i fajne opowiadanko, przypadła mi do gustu zwłaszcza wymiana między królem a mistrzem (”Średniowiecze? Średniowiecze!” :) Końcówka też przypadła mi do gustu z tym “zapytaniem jego wysokości” :) Jednak poza tą sympatycznością nie ma raczej nic, co wywoływałoby efekt “WOW”, co wykręciłoby bebechy. Ot, przyzwoity tekst, ale bez wielkich fajerwerków ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Mała łapanka:

 

Jej wstrzemięźliwość w tym zakresie chwalebnie kontrastowała z otaczającymi okolicznościami przyrody / Wynika z kontekstu, zbędne

 

Niczym echo, odpowiedział jej z góry inny pomruk, znacznie głębszy i budzący pierwotną grozę / Bez przecinka

 

Teraz, stojąc przez chwilę u stóp jaskini bestii, nie był już pewien, czy chciałby tu wrócić ponownie / Można stać u stóp góry. W przypadku jaskini będzie raczej – u wejścia, przy wejściu itp. Że bestii, to wiadomo z kontekstu, można wyciąć. Zbędna w sumie jest też ta chwila

 

Za jego plecami, z jaskini na szczycie góry, sączyły się strużki dymu / Przecinek

 

Król Karol, wypowiadając te słowa, pochylił się konfidencjonalnie w stronę, gdzie stał mistrz Fantazy / Niepotrzebnie i przekombinowane. Prościej: Król Karol, wypowiadając te słowa, pochylił się konfidencjonalnie w stronę mistrza Fantazego

 

Widzisz, mistrzu, na moim stanowisku… / Przecinek

 

Wyprowadzany więzień kierował rozpaczliwe znaki w stronę Fantazego / Hm. Wyprowadzany więzień wykonywał rozpaczliwe znaki, próbując zwrócić uwagę Fantazego?

 

Pogłaskał się po brodzie i zwrócił do króla, kontynuując poprzedni wątek rozmowy / Zbędne

 

Król niepewnie przesunął kantem dłoni wzdłuż swojej szyi / Zbędne

 

Osobiście, uważam omawiany sposób za barbarzyński / Bez przecinka

 

Bestia podobno w ogóle nie wychodzi ze swojej pieczary i kłóci się sama ze sobą / Zbędne

 

Ze smutkiem obserwował koniec własnego palca, przechodzący na wylot przez kolejną dziurę  w płaszczu / “Własnego” – kontekst, zbędne. Przecinek po “palca”. Dwie spacje pomiędzy “dziurę” a “w”

 

Sycząca głowa schowała jęzor, spojrzała z niechęcią na swoją sąsiadkę i odezwała się pełnym egzaltacji damskim głosem / Zbędne

 

Moim zdaniem, ten grubszy byłby znacznie bardziej pożywny / Bez przecinka

 

…wyraziła swoją opinię głowa żeńska / Zbędne

 

Przekażę, wielmożni panowie, wasze pochwały mojej małżonce / Zbędne

 

Gospodarz wskazał na stojącą za ladą gospody pulchną dziewczynę / Gospody zbędne

 

…jak mawiał mój ojciec. Kiedy potem moja Aurora odziedziczyła po ciotce tę gospodę / Oba można wyciąć. Albo chociaż jedno

 

Dopili swoje trunki i opuścili gospodę / Zbędne

 

Szeroki dotąd trakt, wiodący ich od samego zamku / Zbędne

 

…uśmiechnął się Fantazy, podrzucając w dłoni złoty krążek / Zbędne

 

Pomysł na interpretację przysłowia (tytułowego), poprowadzenie fabuły i zakończenie – sympatyczne. Językowo sprawnie, lekko i przyjemnie. Rześko, powiedziałbym. Humor niewymuszony, nawet te wszystkie przysłowia udało ci się sensownie wkomponować w tekst. Technicznie jednak znalazłoby się trochę rzeczy do dopracowania – raz, że za dużo zbędnych zaimków, dwa, że lubisz szarżować i opisywać coś dookoła, na okrętkę i dużą ilością słów, bo słowa są takie fajne. (No są, zgadzam się. Ale). Fajny tekst w kategorii: zabawa – ćwiczenie języka i warsztatu – humorystyczne, lekkie fantasy.

Czołem!

 

Nadrabiam:

 

Bardzo fajne, lekkie, sympatyczne opowiadanie. Do tego napisane w przyjemny sposób. Tylko, jak wspomniałam wcześniej, niezależnie od Twoich wyjaśnień rozwiązanie problemu – choć pomysłowe – nie pasuje mi do wcześniejszych słów króla. Gdyby nie było tak wyraźnie zaznaczone, że zmiana liczby głów zdaniem króla nie wchodzi w grę, nie zgrzytałoby mi to, ale było zaznaczone, więc dodanie głowy to dla mnie zgrzyt jak paznokciami o tablicę ; /

 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ale smok nie dostał żadnej głowy – teraz po prostu rzucają monetą, bo na nich jest głowa króla.

Jeśli czegoś nie zrozumiałam, to mogę tylko przeprosić.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ja tego też nie zrozumiałem, ale komentarze powyżej wszystko mi wytłumaczyły :P

Tak czy owak wstyd mi trochę ; p Przyjęłam dosłownie coś, co dosłownym nie było…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jeśli czytelnik nie rozumie, to zawsze jest wina autora. Ale ja lubię podejmować ryzyko zawodowe.

Hmmm. A może sensownie byłoby dać czytelnikom kilka warstw? Jedni skumają najpłytszą, nieliczni sięgną do głębi… Ale to chyba cholernie trudne jest.

Kiedy po raz pierwszy czytałam “Diunę” (w podstawówce) to była dla mnie po prostu powieść o przygodach niesamowitego chłopaka. Dopiero potem dopatrzyłam się tam jeszcze wielu innych rzeczy.

Babska logika rządzi!

No tak się właśnie staram pisać. Nie trzeba wiedzieć, kim był Walter Freeman, ani pamiętać jak miała na imię Śpiąca Królewna, żeby się uśmiechnąć przy lekturze. Ale z tą monetą starałem się, żeby było czytelnie. Specjalnie dodałem motyw losowania drogi.

To Śpiąca Królewna miała jakieś imię?

Babska logika rządzi!

Przynajmniej u Disneya.

Rorschachu, dziękuję za łapankę. Przepraszam że dopiero teraz, ale przełom miesięcy miałem gorący (rozstrzygnięci konkursu + awaria laptopa).

Twoje uwagi skłoniły mnie do ogólniejszych przemyśleń. Zgadzam się, że zaimkoza to zło, ale nie od razu ZUO. Sam obserwuję u siebie skłonność do nadużywania zaimków dzierżawczych; myślę zresztą, że jest to naleciałość z czasów, gdy pisałem wyłącznie teksty naukowe, w których bardziej od elegancji frazy liczyła się jej precyzja. Z drugiej strony nauczyłem się, że nie każdy odbiorca czyta opowiadania w sposób równie wnikliwy jak Ty (szacun!). Dlatego myślę, że pozostawienie tych nadmiarowych zaimków czy w ogóle przydawek pozwala mniej uważnym czytelnikom podążać za tokiem narracji bez niepotrzebnych potknięć. Sądzę, że optymalne rozwiązanie leży gdzieś w połowie drogi między moim wodolejstwem a Twoim puryzmem.

Większość wskazanych przez Ciebie słów do wycięcia wpisałem do tekstu odruchowo, ale są takie, które pojawiły się w nim po którejś z kolei korekcie, co wynikało z troski o to “by odpowiednie dać rzeczy słowo”. Broniłbym np. “jaskini bestii” – bez tego słowa większość czytelników nie ma szansy zorientować się, czym jest miejsce, gdzie toczy się pierwsza scena. Podobnie jest z “moją Aurorą” – myślę, że taka forma jest dość naturalna, gdy wspomina się po raz pierwszy o bliskiej osobie, której imię nie jest znane rozmówcy. Tym bardziej, że imię to jest nietypowe i podane solo może zdezorientować czytelnika (a zależało mi na nawiązaniu do “Śpiącej Królewny”). 

Ciekawe, że zwróciłeś uwagę na zdanie, w którym pierwszy raz pojawia się imię “Fantazy”. Zgadzam się, że brzmi ono koślawo, co więcej pierwotna jego postać była zbliżona do tej, którą proponujesz. Potem pomyślałem, że użycie imienia mistrza w mianowniku wzmacnia grę słowną wykorzystująca nazwę parodiowanego gatunku i zdecydowałem się na takie brzmienie.

Jeszcze raz dziękuję za komentarz.

Przepraszam że dopiero teraz, ale przełom miesięcy miałem gorący (rozstrzygnięci konkursu + awaria laptopa).

Rozumiem aż za dobrze. Strasznie jestem teraz zagrzebany w pracy – od jakiegoś czasu mam w planach nadrobienie tekstów piórkowych i z Płonących Żyraf, ale z czasem wciąż krucho. Więc nie ma za co przepraszać.

Sądzę, że optymalne rozwiązanie leży gdzieś w połowie drogi między moim wodolejstwem a Twoim puryzmem.

Puryzmem, powiadasz? Przyznam, że nieźle mnie tą uwagą zdziwiłeś – bo tak się składa, że czytając/komentując teksty na portalu stosuję coś, co nazwałbym lżejszym podejściem i wypunktowuję tylko te potknięcia, które wg mnie są ewidentne i raczej niedyskusyjne, nie wchodzę już w głębszą warstwę, w sprawy stylistyczne, bo przecież jedną rzecz można powiedzieć poprawnie na wiele sposobów, choć niektóre z tych sposobów będą lepsze, a inne gorsze literacko. Czyli że czytam sobie tak na luzie, jeden raz, i coś tam wyłapuję, traktując to raczej jako rozrywkę i przerywnik, i przy okazji sposobność, żeby może coś tam komuś podpowiedzieć, pomóc. Stąd zdziwienie. Ale zapewne masz rację i jednak trochę purystą jestem.

Sam obserwuję u siebie skłonność do nadużywania zaimków dzierżawczych; myślę zresztą, że jest to naleciałość z czasów, gdy pisałem wyłącznie teksty naukowe, w których bardziej od elegancji frazy liczyła się jej precyzja.

Hm. Wg mnie elegancja frazy często wypływa właśnie z precyzji.

A w trochę mniej purystycznym ujęciu: precyzja na pewno jest jednym z czynników elegancji frazy.

Podobnie jest z “moją Aurorą” – myślę, że taka forma jest dość naturalna, gdy wspomina się po raz pierwszy o bliskiej osobie, której imię nie jest znane rozmówcy. Tym bardziej, że imię to jest nietypowe i podane solo może zdezorientować czytelnika (a zależało mi na nawiązaniu do “Śpiącej Królewny”). 

Oczywiście ostatecznie to ty jesteś autorem i ty decydujesz, nie zamierzam cię tutaj przekonywać! Ale w ramach dyskusji, z mojego punktu widzenia, wygląda to tak, że:

– po pierwsze – z kontekstu bardzo jasno wynika, że Aurora jest żoną właściciela karczmy,

– po drugie – rozumiem, że frazowo “moja Aurora” może ci brzmieć lepiej albo że w ten sposób chcesz podkreślić emocjonalny związek pomiędzy bohaterami, dlatego też proponowałem np. zostawienie “mojej Aurory”, ale usunięcie “mojego” sprzed “ojca” (”…jak mawiał mój ojciec. Kiedy potem moja Aurora odziedziczyła po ciotce tę gospodę…”),

– po trzecie, już zupełnie na marginesie – w świecie, w którym masz Fantazego, Aurora naprawdę nie jest nietypowym imieniem.

Ciekawe, że zwróciłeś uwagę na zdanie, w którym pierwszy raz pojawia się imię “Fantazy”. Zgadzam się, że brzmi ono koślawo, co więcej pierwotna jego postać była zbliżona do tej, którą proponujesz. Potem pomyślałem, że użycie imienia mistrza w mianowniku wzmacnia grę słowną wykorzystująca nazwę parodiowanego gatunku i zdecydowałem się na takie brzmienie.

Nienaturalność, niezgrabność konstrukcji zdania całkowicie wg mnie przysłania jego drugie dno, czyli grę słowną. Tak to już jest z grami słownymi – najlepiej sprawdzają się wtedy, gdy ich odbioru nie zaburza ułomna konstrukcja zdania. ;)

Jeszcze raz dziękuję za komentarz.

Cała przyjemność po mojej stronie.

 

 

Nie traktuj tylko przypadkiem tych słów o puryzmie jako zarzutu. W moich oczach każdy, kto robi łapankę po Reg jest już purystą ;)

Z uwagami dotyczącymi elegancji frazy i konstrukcji gier słownych nie sposób się nie zgodzić. Podsumowując - chodzi o to, żeby pisać precyzyjnie, ciekawie, pięknie i mądrze. Czyli dobrze.

A do lektury opowiadań z “Płonących żyraf” po gospodarsku zapraszam.

 

P.S. Mogę zapytać, czy Twoja praca zawodowa ma coś wspólnego z korektą tekstów? 

Przeczytaj jeszcze raz początek swojego ostatniego komentarza, Rorschachu. Powinieneś dużo poprawić:

 

Rozumiem aż za dobrze. Strasznie [zbędny epitet] jestem teraz [wiadomo, że teraz] zagrzebany w pracy [lepiej “grzebię się w pracy” – bez stony biernej i niepotrzebnego przedrostka] – od jakiegoś czasu [wiadomo, że od jakiegoś czasu, zbędna informacja] mam w planach planuję [niepotrzebna bierność] nadrobienie tekstów piórkowych i z Płonących Żyraf, ale [zbędny spójnik, zamiast niego wystarczy przecinek lub kropka] z czasem wciąż krucho [to już wiemy, i to bez tych wcześniejszych, niepotrzebnych informacji czasie, które przecież wynikają z kontekstu]. Więc [niepotrzebny spónik] nie ma za co przepraszać [wystarczy: nie przepraszaj lub nie ma za co – znowu szarżujesz, okropny nadmiar].

 

Itepe, itede.

 

Cobold miał rację, Rorschachu. Wiele z Twoich uwag ma sens, ale generalnie jesteś zbyt radykalny, zwłaszcza przy wycinaniu zaimków. Nie tylko Ty na tym portalu.

Nadmierne unikanie zaimków, powtórzeń, tak zwanej “byłozy”, doszukiwanie się wszędzie pleonazmów i zagubionych podmiotów oraz przesadne kombinowanie i logizowanie – to prawdziwe plagi, które niejednemu i niejednej wypaczyły styl. Bezrefleksyjne i niepohamowane stosowanie różnych szkolnych wskazówek powoduje, że teksty stają się mało wyraziste, nieczytelne, tracą rytm, a w dodatku bywają rażąco nienaturalne i rozchwiane stylistycznie.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

@cobold

P.S. Mogę zapytać, czy Twoja praca zawodowa ma coś wspólnego z korektą tekstów? 

Z korektą i redakcją. Z tą drugą nawet bardziej.

 

@jeroh

Przeczytaj jeszcze raz początek swojego ostatniego komentarza, Rorschachu. Powinieneś dużo poprawić:

Rozumiem aż za dobrze. Strasznie [zbędny epitet] jestem teraz [wiadomo, że teraz] zagrzebany w pracy [lepiej “grzebię się w pracy” – bez stony biernej i niepotrzebnego przedrostka] – od jakiegoś czasu [wiadomo, że od jakiegoś czasu, zbędna informacja] mam w planach planuję [niepotrzebna strona bierna] nadrobienie tekstów piórkowych i z Płonących Żyraf, ale [zbędny spójnik, zamiast niego wystarczy przecinek lub kropka] z czasem wciąż krucho [to już wiemy, i to bez tych wcześniejszych, niepotrzebnych informacji czasie, które przecież wynikają z kontekstu]. Więc [niepotrzebny spónik] nie ma za co przepraszać [wystarczy: nie przepraszaj lub nie ma za co – znowu szarżujesz, okropny nadmiar].

Kurczę, przez chwilę myślałem, że może zrobiłem jakiegoś orta. A tymczasem… Hm. Przynajmniej trochę uśmiechnąłem się pod nosem. Dzięki!

Cobold miał rację, Rorschachu. Wiele z Twoich uwag ma sens, ale generalnie jesteś zbyt radykalny, zwłaszcza w stosowaniu regułki o nadmiarowych zaimkach. Nie tylko Ty na tym portalu.

Nadmierne unikanie zaimków, powtórzeń, tak zwanej “byłozy”, doszukiwanie się wszędzie pleonazmów i zagubionych podmiotów oraz przesadne kombinowanie i logizowanie – to prawdziwe plagi, które niejednemu i niejednej wypaczyły styl. Bezrefleksyjne i niepohamowane stosowanie tego typu kryteriów powoduje, że teksty stają się mało wyraziste, nieczytelne, tracą rytm, a w dodatku bywają rażąco nienaturalne i rozchwiane stylistycznie.

Po pierwsze – radykalny byłeś Ty w swoich poprawkach do mojego komentarza, ja nawet nie zbliżyłem się do takiego poziomu. Wypunktowałem trochę zaimków, trochę interpunkcji, jakieś powtórzenie, jakąś niezgrabność. Gdybym miał “poprawiać” tak jak Ty, to pokreśliłbym coboldowi cały tekst. I – dodajmy – zrobiłbym to głupio i bez sensu. Żeby się popisać, a nie po to, żeby pomóc. Jak zauważyłeś – nadmierne doszukiwanie się błędów jest szkodliwe. Sam bardzo zgrabnie to udowodniłeś.

Po drugie – dziwnie się składa, że na całym świecie redaktorzy i korektorzy pomagają autorom poprawiać właśnie takie rzeczy, jak np. zbędne zaimki, powtórzenia czy pleonazmy – i ci autorzy jednak zachowują swój styl. Zagwozdka!

Po trzecie – bezrefleksyjne i niepohamowane czyszczenie tekstów właściwie ze wszystkiego, z każdego przejawu indywidualności, jest oczywiście szkodliwe. Tak samo jak bezrefleksyjne i niepohamowane ignorowanie reguł oraz tłumaczenie ułomności “własnym stylem”. W ogóle ośmielę się twierdzić, że bezrefleksyjność sama w sobie jest zła i wszystko, co robimy bezrefleksyjnie, robimy źle. A przynajmniej bardzo, bardzo kiepsko.

Po czwarte – innym zostawiam ocenę tego, czy moje uwagi do tekstów tutaj, na portalu, są bezrefleksyjne. Oczywiście możesz uznać, że są. Twoje prawo, nie zamierzam się kłócić.

Pozdrawiam!

Zdecydowanie przesadziłeś z redukcją. Po prostu.

Oczywiście, że każdy uzna to, co uzna, i że nikt nikomu nie zabroni.

EDIT. Nie bierz do siebie tej bezrefleksyjności, to było ogólnie. Refleksję w Twoich komentarzach jak najbardziej widzę.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Z korektą i redakcją. Z tą drugą nawet bardziej.

Musisz to lubić, Rorschachu, skoro zajmujesz się tym też w wolnym czasie ;) Przyjmujesz zaproszenia do betowania?

 

Jerohu, pozdrawiam. Nie mnie być sędzią w sprawie własnego tekstu, ale dziękuję za fajną dyskusję. W sumie, korektor powinien trochę przesadzać, a autor sam ocenia, co w tekście było potknięciem, a co celowym zabiegiem, którego za nic nie da sobie wykreślić. A do tego, żeby uwierzyć we własne rozeznanie potrzebne są właśnie głosy z obu stron. O tym, że na “byłozę”, “siękozę”, “zaimkozę” trzeba zwracać uwagę, dowiedziałem się właśnie z portalu. Ale potrzebowałem jeszcze trochę czasu, żeby zrozumieć, że nie jest to jakaś zasada bezwzględna, nadrzędna. I tej świadomości bez tutejszych komentarzy też nie zdobyłbym.  

Trzeba świetnie znać zasady, żeby wiedzieć, jak je ładnie i bezkarnie łamać. ;-)

Babska logika rządzi!

nie jest to jakaś zasada bezwzględna, nadrzędna [byłoza, siękoza, zaimkoza]

Otóż to. Właściwie wcale nie są to zasady, zasada konotuje coś fundamentalnego. To raczej pewne wskazówki metodologiczne, regułki (zdrobnienie – znaczące), których nie powinno się zamieniać w dogmaty i drobiazgowo egzekwować. Uogólniwszy wcześniej do absurdu.

(Na wszelki wypadek zastrzegam: Rorschachu, nie próbuję imputować, że zjawiska, które opisałem – uogólnianie czy dogmatyzacja – zaszły w Twojej głowie. Rozumiem, że chciałeś być rozsądnie powściągliwy. Po prostu, mimo wszystko, nie do końca zachowałeś umiar – moim zdaniem. Za to dałeś mi paliwo do ogólniejszych utyskiwań).

Dzięki za ładną sentencję, Finklo ;)

 

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

@jeroh

Nie bierz do siebie tej bezrefleksyjności, to było ogólnie. Refleksję w Twoich komentarzach jak najbardziej widzę.

Rorschachu, nie próbuję imputować, że zjawiska, które opisałem – uogólnianie czy dogmatyzacja – zaszły w Twojej głowie.

Spoko. Ani się nie przejąłem, ani nie poczułem dotknięty, ani nie zmieniłem zdania na temat tego, co jest w tekście dobre, a co złe.

 

@cobold

Musisz to lubić, Rorschachu, skoro zajmujesz się tym też w wolnym czasie ;) Przyjmujesz zaproszenia do betowania?

Z teorii – czemu nie. W praktyce – wszystko zależy od tego, czy będę akurat dysponował czasem. Na przykład teraz do końca sierpnia bardzo, bardzo krucho pod tym względem. Co zresztą widać po tym, że pojawiam się na portalu z doskoku. Ale zawsze można zapytać, chętnie pomogę w miarę możliwości.

Coboldzie – świetna robota! “Powyższe opowiadanie uważam za swoje najsłabsze, choć wystarczająco dobre, żeby się nim podzielić w celach rozrywkowych.” – oj, to chyba muszę ponadrabiać, bo moim zdaniem “Co dwie głowy…” jest naprawdę dobre. Na początku miałam wrażenie, że pójdziesz w stronę hmm mniej rozrywkową, a bardziej ciężką, ale cieszę się bardzo, że się myliłam. Lektura sprawiła mi wiele przyjemności i na mojej prywatnej liście byłeś numerem jeden. Podobał mi się sposób, w jaki zinterpretowałeś przysłowie, a smaczku dodawały inne porzekadła, zgrabnie wplecione w tekst. No i ta przebiegłość królowej – hobbistycznej swatki :D 

Jedynym mankamentem było chyba wykorzystanie Robina jako szpiega. Dość dziwna metoda pozyskiwania informacji, bo zakładam, że Fantazy od początku chciał wykorzystać pulchnego młodziana do wypytywania więźniów. Nie bał się, że mały król zetnie jego podopiecznemu głowę? Ale to już takie moje marudzenie. 

Cieszę się bardzo, że piszesz, a nie zostałeś tym od leczenia zębów… no..kowalem :D

yes

Jakkolwiek nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, nie mogę też powiedzieć, że opowiadanie mnie zachwyciło, ani jako Loża, ani jako Jura.

Owszem, przeczytałem z nieskrywaną przyjemnością, bo fajne, lekkie, rozrywkowe, z humorem, który może nie nadwyrężył mi mięśni pyska, ale z pewnością zmusił je do pracy na podwyższonych obrotach. Bardzo lubię postaci takich kombinatorów, cwaniaków i naciągaczy, bo z ich pomocą zazwyczaj udaje się opowiedzieć fajną historię z interesującym i zaskakującym zakończeniem. Tutaj również się udało (niemal) w całości, więc za bohaterów, choć może nie do końca pasują do powyższego schematu, spory plus. Podoba mi się też, że nie poszedłeś w dosłowność z tematem i nie zobrazowałeś przysłowia, tylko pokazałeś ciekawą – zwłaszcza, że nieco przewrotną – jego wariację. Różnica niby niewielka, ale dla mnie zdecydowanie istotna.

Natomiast jeśli chodzi o słabsze strony, to najbardziej (choć właściwie trudno tutaj mówić o konkurencji) rozczarowało mnie zakończenie, bo z jednej strony niby spoko, niby z pomysłem i w ogóle, ale tak na dobrą sprawę jakoś nie kupuję tego myku z “trzecią głową”. Przekombinowane to jakieś takie i zupełnie mnie nie przekonuje, choć przyznaję, że sam – po krótkiej kontemplacji – nie wymyśliłem nic innego. A już szczególnie nic lepszego.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Coś, Cieniu, ściemniasz…

Bo jakże to tak? Finał najsłabszy, ale Ty byś lepszego nie wymyślił?!

;o)

Po prostu nie mam pomyslu, jak inaczej mozna by to rozegrac, by i smok byl syty, i krolestwo cale (choc nie powiem, nie dumalem zbyt dlugo i szczerze). Taki final mi jednak nie odpowiada mimo wszystko. No i co zrobisz? Nic nie zrobisz. Przykro mi. Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Niech Ci, Cieniu, przykro nie będzie, bo nie taki był cel tego tekstu.

Hmm, najpierw miał przyjemność, teraz mu przykro…

Schisis phrenis!

A nie choroba afektywna dwubiegunowa? ;-)

Babska logika rządzi!

Pomysłowe wykorzystanie przysłowia, a zakończenie nieco mnie zaskoczyło – szukałem innych sposobów rozwiązania problemu! Kto by pomyślał, że wszystko ma rozwiązywać przypadek… Urzekł mnie również humor, co na plus :-)

Mee!

Dla mnie świetne. Lekkie i przyjemne, przysłowia, powiedzonka wplecione nie na siłę a zakończenie na moją miarę pomysłowe. Ale najważniejsze to znów (po PK Brajana – tam padłem), że potrafisz rozbawić a styl taki, że z tekstem się płynie :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dzięki, Mytrix.

Teraz, dla odmiany, planuję trochę posmucić.

Zadowolony miś. Lubi smoki. Dobrze, że smokowi nic się nie stało. Zacne opowiadanie i koncept autora.

Potwierdzam – żadnemu smoku się nawet oczko nie odkleiło.

Nowa Fantastyka