- Opowiadanie: Diossos - Bazyliszek i Fiounalla

Bazyliszek i Fiounalla

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bazyliszek i Fiounalla

Sara usiadła na murku, na placu zamkowym w Warszawie i zamknęła oczy. Bardzo lubiła to miejsce. Stare miasto po wojnie zostało odbudowane z zegarmistrzowska wręcz precyzją. Wszystkie zdobienia, rzeźby, freski, a nawet nadbudówki na dachach kamienic, wszystko było stare i nowe zarazem. Gdy tylko wkraczała na plac zamkowy odnosiła wrażenie, że przenosi się w inną epokę. Tempo życia toczyło się tu innym, zwolnionym trybem. Ta część Warszawy to było miasto w mieście. Stare kamienice, sklepiki i kawiarenki, kamienne schodki i ruiny barbakanu, odbudowane na zgliszczach, na ziemi przesiąkniętej krwią setek tysięcy powstańców i cywilów– zmuszały przechodniów, zakochanych i turystów, żeby zwolnili tempo i poczuli się jak mile widziani goście na świętej ziemi. Ona także lubiła to miejsce, odpoczywała tu i wiedziała, że jest czymś więcej niż jedynie mile widzianym gościem, że jest częścią tego miejsca, które żyje w innej czasoprzestrzeni. Zawsze opowiadała wszystkim znajomym o bohaterstwie, odwadze i człowieczeństwie obrońców Warszawy. O człowieczeństwie, którego nie zatracili nawet w obliczu największego bestialstwa i okrucieństwa ich oprawców. Z jakichś przyczyn ta wiedza i przekazanie jej, wydawało jej się bardzo ważne, przynajmniej kiedyś, bo od kiedy poznała Ruperta zapomniała o swojej misji i zaczęła żyć innym życiem. Magii dodawał miejscu także fakt, że gdy siadała na murku i spoglądała w kierunku Wisły na rozciągający się pomiędzy wieżą kościoła św Anny, a Zamkiem Królewskim balustradkę, to chłodny powiew znad Wisły i krzyk mew sprawiały, że wyobrażała sobie iż jest nad morzem i że stoi na klifach zachodniego wybrzeża Irlandii ojczyzny jej matki, tam spędzała niemal każde wakacje.

 

-Cześć księżniczko Fionualla! – Sara, poczuła zapach wiatru i morza i uśmiechnęła się. Aidan lubił nazywać ją jej drugim Irlandzkim imieniem.

-Aidan , jak dobrze Cię widzieć!

 

Aidan był jedyną osobą, której nie mogła odmówić spotkania. Gdy zadzwonił, wahała się, bo od kiedy poznała Ruperta zerwała kontakty ze wszystkimi znajomymi, zaczęła nawet unikać rozmów z matką. Jaj matka zawsze miała przed nią zbyt wiele sekretów, by stały się sobie bliskie. Sara podjęła decyzję. Jutro miała się potajemnie wyprowadzić z domu, ale Aidan to była jej bratnia dusza. Wydawało jej się wręcz niezwykłe, że przyjechał z Dublina w chwili tak dla niej ważnej i chciała się z nim pożegnać.

Spojrzała na niego, jego rude, kręcone, długie włosy targał bezlitośnie wiatr. Kiedyś brała je w palce i delikatnie rozdzielała poplątane pasma, ale teraz powstrzymała ten odruch.

 

-Zmieniłaś się siostrzyczko od kiedy widzieliśmy się ostatni raz– powiedział wpatrując się w nią Aidan.

-Czy myślisz że smoki są dobre i szlachetne?– spytała uśmiechając się jak łobuz, zadowolony że udało mu się zmienić temat.

-Pytasz znawcę tematu jak wiesz, ale znawca musi coś przekąsić, bo od przyjazdu z lotniska nic nie jadłem– podsumował żartobliwie

 

Pizza pod wieżą św Anny była wyśmienita, tylko kelner kazał na siebie długo czekać.

Sara zamówiła wodę i kategorycznie odmawiała zjedzenia choćby kawałka pizzy. Rupert ustawił jej nową dietę, dzięki której miała oczyścić organizm i przejść następny próg wtajemniczenia, ale o tym nie chciała nic wspominać Aidanowi.

-Mówisz, że nie zjesz ani kawałka pizzy ze starym przyjacielem?– spytał Aidan udając wściekłego, po czym rzucił w nią oliwką. Zaśmiała się i zrewanżowała mu się tym samym,. Zaczęła się prawdziwa bitwa na oliwki, ale pojawił się kelner, więc szybko oboje przybrali poważne miny. Aidan wykorzystał moment i błyskawicznym ruchem wsadził jej kawałek pizzy w buzię. Nie wypadało go wypluć, gdyż kelner akurat patrzył w ich kierunku. Smak ją oszołomił. Od paru miesięcy pożywiała się wyłącznie ziołami, sałatkami i pastami warzywnymi, a tu jej kubki smakowe zaatakowała istna harmonia smaków: boczek, salami, czosnek, oliwki, kapary, ostra papryka, właściwie wszystko co było jej zakazane.

-Ech– machnęła ręką i zabrała się za jedzenie pizzy.W duchu gnębiły ją wyrzuty sumienia, ale miała nadzieję, że Rupert nic nie zauważy, a ona nie miała zamiaru mu o niczym wspominać, ani o obżarstwie, ani o spotkaniu z Aidanem.

-Pytałaś o smoki?– niespodziewanie zaczął Aidan

-A nic żartowałam. Wszystkie twoje komiksy wypełnione są smokami i dlatego pytałam– próbowała zbagatelizować temat Sara

-Uważaj na smoki. Bez względu na to czy są poczciwe, czy złe, czy im po drodze z tobą czy też nie . Nigdy, pamiętaj nigdy, im nie ufaj. One zawsze kłamią; nie potrafią inaczej– jego odpowiedź wydała jej się zastanawiająco poważna jak na taki bajkowy temat

-Myślisz, że one naprawdę istnieją?– spytała, mrużąc tajemniczo oczy i zniżając głos.

-Nie wiem , ale jak jakiegoś spotkasz, to mi go koniecznie przedstaw– powiedział Aidan, śmiejąc się pod nosem

Sara poczuła się odprężona jak za starych dobrych czasów, ale jednocześnie bała się, że dla Aidana jest przeźroczysta, że może czytać z jej myśli jak z książki.

-Wiesz muszę już iść– przerwała szybko– naprawdę nie powinnam była tyle jeść. Może spotkamy się u mnie w domu w niedzielę. Moja mama na pewno zaprosi cię na obiad, jak tylko dowie się, że tu jesteś.– mówiła to, żeby jej nie zatrzymywał, była pewna, że w niedzielę, będzie daleko stąd i nikt nie powinien wiedzieć gdzie. Ona sam nie wiedziała gdzie to będzie.

-Jasne, chętnie,– odparł -poczekaj odprowadzę cię.-Aidan uregulował rachunek i wyszli. Gdy wsiadała do autobusu, wsadził jej w rękę mały krzyżyk celtycki.

-Miałem ci to dać jak przyjdę do was do domu, ale czuję, że teraz będzie lepiej. Wewnątrz jest woda święcona.

-Dziękuję– Sara zrobiła niepewną minę. Z kościołem także przecież zerwała, ale przez sympatię do Aidana udała, że podarek jej się podoba

-I nie zapominaj, smoki zawsze kłamią– krzyknął Aidan, gdy drzwi autobusu zamykały się już .

"Ech Aidan z zielonej wyspy, dobrze było się z tobą pożegnać"-pomyślała uśmiechając się do siebie, ale jednocześnie poczuła wewnątrz ogromny smutek.

 

 

***

 

Szponiasta łapa z niezwykłą delikatnością gładziła łuskowate cielsko, stwór zadrżał i obudził się.

-Panie znalazłem ją i jest już prawie gotowa. Przyprowadzę ją, gdy księżyc będzie w nowiu.– powiedział niski, hipnotyczny głos

-Nie popełnij błędu sługo, w twoich rękach jest nasz los– odpowiedział syczący głos smoka– możemy nie dotrwać do następnej próby. Czy pewny jesteś, że płynie w niej szlachetna krew?

-O tak panie, w jej żyłach płynie krew starodawnych władców celtyckich.

-Odejdź już !

-Tak panie.

W ciemnościach rozległ się trzepot skrzydeł, a bazyliszek zamknął ślepia szykując się do snu.

 

 

***

 

Sara i Rupert podeszli do małej bramki. Rupert otworzył ją i znaleźli się w świeżo zrekonstruowanych ogrodach królewskich. Poszli w kierunku stajni, które znajdowały się u stóp zamku na dole skarpy. Stare wnętrza stajenne były w trakcie renowacji. Rupert otworzył przejście w jednej ze ścian. Zapach wilgoci i stęchlizny sprawił, ze Sara poczuła się słabo i przystanęła. Rupert pociągnął ją za rękę i wzdrygnęła się. Jego dłoń wydała jej się lodowata, a gdy na nią spojrzała, jego piękna smukła dłoń wydawała się być koścista i blada jak szpony. Chciała się cofnąć, ale Rupert wzmocnił uścisk. Jego czarne oczy w mroku , wydawały się być olbrzymie, a twarz drobna i ciemna. Jego spojrzenie zahipnotyzowało ją i dała się prowadzić podziemnymi korytarzami bez buntu. Nic prawie nie widziała i nie chciała widzieć. Bała się. Szli tak ze 20 minut, aż w końcu dotarli do wielkiej komnaty. Pomiędzy zdobnie rzeźbionymi i złoconymi filarami, które podpierały niknące w ciemnościach sklepienie– leżało olbrzymie cielsko gada. Było tak duże, iż nie mogła dostrzec całości. Widziała tylko fragmenty łusek pomiędzy filarami, połyskujące w świetle pochodni. Odruchowo wsadziła rękę do kieszeni płaszcza i złapała krzyż celtycki, który wczorajszego dnia ofiarował jej Aidan. Rupert prowadził ją w kierunku głowy gada. Minęli wielki łeb i podeszli jeszcze parę metrów, aż wreszcie ustawił ją na wprost gigantycznej głowy, a właściwie oczu. Od kiedy Sara spojrzała w oczy gada, wszystko inne dla niej zniknęło. Widziała tylko srebrzysto złote łąki, lasy, jeziora i góry. Potem wydawało jej się, że szybuje do słońca pośród gwiazd. Wszystko było piękne i lekko wirowało. Chciała więcej tego piękna. Zaczęła więc powoli, krok za krokiem zbliżać się do źródła tych cudowności i była szczęśliwa.

Bazyliszek zadrżał z rozkoszy. Była piękna, miała delikatne rysy elfów i smukła silną sylwetkę. Przywodziła mu na pamięć starodawne księżniczki. Zwykła śmiertelniczka zginęłaby od jego jednego spojrzenia, a ona ciągle żyła. Jego sługa tym razem go nie zawiódł– pomyślał i z zachwytu wziął głęboki oddech. Nagle przymknął oczy z obrzydzenia, poczuł zapach czosnku.

-Ten zapach! -zawył

Gdy gad przymknął oczy, wizja znikła i Sara nagle znalazła się o metr od wstrętnego potwora. Jego oczy były przymknięte, a potworne szczęki wykrzywione. Z jej gardła dobył się niekontrolowany krzyk, jakby krzyk łabędzia. Zaczęła uciekać tak szybko, jak tylko potrafiła.

-Łap ją!- zawołał syczący wibrujący głos, po czym usłyszała jak powietrze rozdziera trzepot ogromnych skrzydeł. Biegnąc obejrzała się i w ciemnościach ujrzała zarys gigantycznego nietoperza.

Trzepot skrzydeł był coraz bliżej, odruchowo odkorkowała krzyżyk ze święconą woda, który ściskała w dłoni . Gdy wydawało jej się, że zaraz na plecach poczuje olbrzymie szpony, chlusnęła wodą na odlew za siebie. Usłyszała krzyk i dźwięk upadającego cielska, ale nie obejrzała się. Bała się.

Wydawało jej się , że biegnie już całą wieczność. Co chwila wpadała na jakąś ścianą. Nic nie widziała. Chciało jej się płakać. Gdzieś w oddali usłyszała, że stwór znowu wzbił się w powietrze. Traciła już nadzieje, gdy nagle ktoś chwycił ją za rękę i wciągnął w boczny korytarz, którego w ciemnościach nie widziała. Chciała krzyknąć, ale ciepła dłoń zasłoniła jej usta. Poczuła zapach wiatru i morza.

-Ciii -powiedział Aidan

Po czym pociągnął ja za rękę. Wątłe światło latarki oświetlało im drogę. W końcu w oddali ujrzeli jaśniejszą plamę i po chwili mogli już oddychać świeżym nocnym powietrzem. Aidan nie pozwolił jej się zatrzymać. Noc była bezksiężycowa, bardzo ciemna, ani jednej gwiazdy. W oddali usłyszała znany jej trzepot skrzydeł. Biegli dalej, aż Aidan dopadł do samochodu. Gdy odpalał silnik, Sara ujrzała przez okno czarny zarys na ciemnym niebie. Jej wzrok przykuły niezwykłe oczy zwierza, to były oczy Ruperta. Cała zdrętwiała.

Aidan ruszył spiralną Kapucyńską i podjechał pod same drzwi kościoła, przy klasztorze braci mniejszych. Wyskoczyli z auta i wpadli do środka świątyni, w ostatniej chwili unikając szponów czarnej bestii.

Siedziała przytulona do Aidana i próbowała zrozumieć, co się właściwie stało. Nie mogła uwierzyć, że jej piękny, ukochany i delikatny Rupert, który nawet bał jej się dotknąć, który otaczał ją niemal zabobonną czcią, chciał ją skrzywdzić i dlaczego? kim jest?

-Kim jest?– wyrwało jej się bezwiednie

-Kim ty jesteś? – odpowiedział jej Aidan

-Jak to kim ja jestem?-spytała zdziwiona

-Musisz jeszcze się dużo dowiedzieć moja mała siostrzyczko. Zwłaszcza teraz, kiedy oni mogą już wiedzieć kim jesteś, nie możesz tu zostać, przynajmniej na razie.

 

 

***

 

Sara stała na krawędzi klifu. Widok był majestatyczny. Klify mieniły się srebrem i złotem na tle granatowego, ciemnego nieba. Zamknęła oczy. Rozmyślała o tym, co przekazał jej Aidan i pozostali bracia, których dopiero co poznała. Było ich czworo – ona i trzech braci, a właściwie kuzynów. Byli potomkami dzieci króla Lira. Król Connaught rozpuścił legendę, że dzieci króla Lira zmarły zaraz potem, jak stały się ponownie ludźmi i otrzymały chrzest. Chciał w ten sposób ochronić je przed złą i zazdrosną Aoife. Z czasem jednak, Aoife dowiedziała się od złych duchów, że dzieci stały się na powrót dziećmi i żyły jeszcze przez 300 lat. Każde z nich miało po jednym dziecku i każde z nich także żyło po 300 lat. Ich potomkowie mają niezwykłe moce przeciwstawiania się złu i kłamstwu. Wiedziała, że niewidzialna Aoife, wiedźma, która zamieniła ich przodków w łabędzie, nie spocznie i zrobi wszystko by ich odnaleźć i zniszczyć. Oni– pół ludzie, pół łabędzie mają być zawsze tam, gdzie wiedźma i inne sługi diabła sieją zło i zniszczenie Ich zadaniem jest ustrzec i zapamiętać tyle dobra ile zdołają. Są strażnikami pamięci o tym co dobre. Mają oddzielać prawdę od kłamstwa i za to wiedźma nienawidziła ich z całej swojej czarnej duszy.

 

Myśli Sary były jasne ale w sercu był cierń. Wspomnienie ukochanych i znienawidzonych oczu Ruperta kłuło ją w serce lodowatą igłą. W końcu była tylko człowiekiem, miała nadzieje i bała się, że jeszcze go spotka.

Sara Fionualla rozłożyła ramiona i już za chwilę szybowała wysoko po niebie. Ludzie na dole słyszeli jedynie, zdawać by się mogło, bolesny krzyk łabędzia, ale w ich serca przenikała pieśń o prawdzie, miłości i dobroci.

 

Rupert zwinął skrzydła i przysiadł na fasadzie budynku. Miasto spowijała noc. „Gdzie popełniłem błąd, kim ona była, że nie zginęła od pierwszego spojrzenia bazyliszka" Myśli nie dawały mu spokoju. Było w niej coś o czym nie wiedział i czego musiał się dowiedzieć. W głębi ducha jednak znał odpowiedź na pytanie– gdzie popełnił błąd. Czuł to i bał się do tego przyznać. W końcu, poza wszystkim był jeszcze człowiekiem i miał nadzieje, że kiedyś jeszcze ją spotka. Rozłożył skrzydła i uniósł się w powietrze, a wraz z jego świstem do ludzi trafiała pieśń o zadufaniu, sile i władzy, o sile rozumu, przebiegłości i braku nadziei. Pieśń, która uwiodła już wielu.

 

koniec

*****************************************

Baśń nawiązuje do legeny o bazyliszku i irlandzkiej legendy o dzieciach króla Lira, zamienionych w łabędzie przez złą macochę. Aoife za karę stała się niewidzialna. Dzieci jako łąbędzie żyły po trzysta lat w różnych rejonach Irlandii, dzięki czemu doczekały dotarcia tam chrześcijaństwa. Gdy na powrót stały sie ludźmi były umierające ale przed śmiercią zdążyły przyjąć chrzest.

 

Koniec

Komentarze

I dlatego drogie dzieci warto jeść czosnek! (i nosić przy sobie krzyżyk ze swięconą wodą) - dzięki temu, przy odrobinie szczęścia, smok/bazyliszek alergik na czosnek nie zamieni Was w kamień. Strzeżcie się również Ruperta - Człowieka Nietoperza i dietetyka zarazem.

Styl niestety kiepściutki, stężenie absurdów dość duże.

Daje 2,5 na zachętę za najśmieszniejszy i najgłupszy opis jedzenia pizzy, jaki w życiu spotkałem.

No i gdzie to 2,5? Trzeba szanować swoje słowa, a jak osiągniesz 2.5, to już nie moja sprawa, może użyj czosnku i wody święconej ;) Baśń to nie jest instrukcja obsługi.

Tekst napisany jest w zasadzie poprawnie, ale sama historia niestety mnie nie wciągnęła. Czekam na następne bardziej pasjonujące :).

Dla tych co nie znaja legend irlandzkich, wspomnę, że opowiadanie nawiązuje do starej baśni o dzieciach króla Lira, które zostały zamienione w łabędzie przez złą macochę Aoife , no a bazyliszek to wiadomo skąd.

Dodam, że Aoife za karę stała się niewidoczna. Irlandczycy maja fajne baśni, jak ktoś chce poczytać legendę, to w wyszukiwarke wystarczy wpisać. Dzieci króla Lira
Pozdrawiam i dzięki za komentarze.

powinno być niewidzialna

Nawiązania są dobre. Zresztą świadczą one też o nakładzie pracy jaką autor włożył w stworzenie opowiadania.

Z tym nakładem pracy, to bardzo miłe biorąc pod uwagę, że ze mnie leń nad lenie, a czytanie to uzaleznienie. Bardzo dziękuję.

Tak po przeczytaniu większej ilości opowiadań. Widzę swój błąd :(((

W moim opku o zgrozo: nic się nie dzieje!!!

Nikt nikogo nie przefilcował w spektakularny sposób; Nikt nie zwalił sie pijany w trzy dupy pod stół wołając "azaliż, wżdy"; smok nie powiedział nic zabawnego, no i co najgorsze księżniczka nie okazała sie być kurwą i nie była w dzieciństwie przez nikogo wykorzystywana. Wprawdzie z czytania wiele się nauczyć można, ale poprawiać już nie będę.

Irlandzkie baśnie, i w ogóle mitologia celtycka, mimo że eksploatowana do granic możliwości, ciągle jeszcze potrafi nas zaskoczyć i ciągle wiele tematów czeka na swoje odkrycie. Bardzo mi się podobało, że odwołałeś się do tej legendy. I ta magia warszawskiej starówki ;)

W twoim opowiadaniu dzieje się, i to całkiem sporo, niestety, nie do końca poradziłeś sobie z budowaniem napięcia i nastroju i ich utrzymaniem. Na przykład, jeden z najważniejszych punktów w opowiadaniu, gdy oczy smoka okazują się oczami Ruperta, przemyka niezauważenie.

Bład, jaki popełniłeś, polega na tym, że nie przekazałeś tego, co miałeś na myśli. Zakładasz, że czytelnik wie to samo, co ty, a tak nie jest. Końcowy akapit jest nie wiadomo skąd i po co, nie lepiej było wpleść tę legendę jakoś umiejętnie w tekst? Nie lepiej, żeby opowiedział ją ktoś z bohaterów? Na forum masz możliwość wyjasnienia, że chodzi o irlandzką legendę i odesłanie nas do googlów, ale komentarze autora nie są częścią tekstu. Tekst musi bronić się sam, bez adwokatów.

Dreammy

Dziękuję za cenne uwagi.

Mieszkam w Irlandii i baśń ta znana jest tu każdemu dziecku jak u nas z Warszawie baśń o bazyliszku i zapewne prze to, wydawało mi się, że imiona z baśni oraz podanie niektórych faktów wystarczą jako nawiązanie i ożywią legendarnych bohaterów.

Jakkolwiek to głupio zabrzmi to wszystkie spisane przeze mnie opowiadania przyśniły mi się i widać przyśniły się niewłaściwej osobie, bo nie dość, że nigdy nie było moim marzeniem zostać pisarzem to jeszcze na dodatek mam dysleksję ;)

Niestety tez nie jestem zachwycona :(
Sporo błędów stylistycznych, gramatycznych, interpunkcyjnych, frazeologicznych. Pewnie, że nie jest to najważniejsze w opowiadaniu, w końcu od czego jest korekta, ale jednak publikowanie tekstów w takim stanie sprawia, ze całe opowiadanie ciężko jest traktować do końca poważnie. Generalnie, na poziomie językowo-stylistycznym przyjemność raczej mierna.
Jeśli chodzi o fabułę, cóż, tez mnie nie porwała. Zabrakło napięcia, bohaterowie tez jacyś tacy niewyraźni. Faktycznie, mógł to być sen, bo większość rzeczy taka niewiadomo skąd wzięta, jak ta dieta chociażby i ten czosnek i ten pierwszy tekst o smokach wypowiedziany przez bohaterkę...
 

Nowa Fantastyka