- Opowiadanie: LilyDragonfly - Life : VR

Life : VR

Opowiadanie o wirtualnej rzeczywistości

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Life : VR

Dookoła wszystko płonęło. Pot skapywał jej na oczy zasłaniając widoczność. Nie miała czasu by co chwilę przecierać twarz, ale nie mogła też pozwolić sobie by nic nie widzieć. Poprawiła miecz, by pewniej trzymać go

w dłoni, przeniosła ciężar na lewą nogę i czekała obserwując co zrobi jej przeciwnik. Nie musiała się spieszyć, miała przewagę. Nie mogła tylko pozwolić by przeciwnik zmusił ją do wycofania się w tył.

Zamaskowany wróg też czekał. Zdecyowanie wolała walkę przeciwko tym, których twarz mogła widzieć, ale będąc na wojnie nie mogła sobie dobierać antagonistów. Nie widziała go wcześniej, choć poziom w jakim walczył wykluczał, że był nowicjuszem. Nie zachowywał się chaotycznie jak inne świeżaki, wszystko miał przemyślane i wyważone, przewidywał co zrobi niczym doskonały strateg. Przebiegły, zupełnie jak lis na jego masce. Chwycił obiema dłońmi wielki miecz odpinając czerwoną pelerynę, która poleciała

w ogień.

Musiała czekać choć ręka trzymająca miecz zaczynała już słabnąć. Palący dom tuż za nią zawalił się, ale nie mogła nawet odwrócić wzroku to byłoby dla niej śmiertelne, choć dzieliło ich kilka długości miecza już na początku walki zrozumiała, że przeciwnik stawiał na szybkość. Na szczęście wioska była już opuszczona i nikt więcej nie mógł już ucierpieć. Ciemną noc rozświetlał pomarańcz płomieni, ale było cicho. Za cicho.

W końcu ruszył, a ich miecze zetknęły się ze sobą sprawiając, że cisza jaka otaczała palącą się Wioskę Cienia na chwilę została przerwana. Antagonista

w masce wykorzystał zetknięcie ich miecza i wcześniejszy pęd by odbić się, obrócić i zadać cios z pchnięcia w jej bok, przewidziała to. Zdążyła zmienić sposób chwytania rękojeści i odparowała cios. Myślała, że uda jej się wytrącić mu miecz z ręki, ale jego postawa była bez zarzutu. Gdy tylko dotknął ziemi zrobił salto w tył i znowu dzieliła ich bezpieczna odległość.

Walka sprawiała jej ogromną radość, kochała dźwięk zderzanych mieczy, brzęk stali był jej melodią, a do tego już dawno nie walczyła z tak dobrym przeciwnikiem. Brakowało jej jednak czasu. Musiała wygrać teraz. Na materiale białego kimona miała pasek życia, spojrzała na niego. Zapomniała się, a on już był przy niej, a jego miecz był cały we krwi. Jej krwi.

Serce biło szybciej bo próbowało pobrać brakującą krew, a ta tylko wylewała się z dziury w brzuchu. Na jej białej szacie pojawiły się plamy, przypominały kwiaty. Czerwone kwiaty wiśni rozkwitające na białym tle. Coś jej ten widok przypominał, ale nie potrafiła sobie przypomnieć co takiego.

Upadła. Lisia maska została zdjęta ukazując twarz przeciwnika.

– Cholera – wyszeptała ostatkiem sił.

 

– Cholera! – wykrzyczała kobieta ściągając specjalny kask do gier

z wirtualną rzeczywistością.

– No niewierzę… – powiedział chłopak odbierając od koleżanki z pracy biały Gear VR. – Lucy pierwszy raz przegrała. No niesamowite.

– Wszystko okej? – zapytał drugi.

– Tak, jest ok. Zaraz przestanę odczuwać ból. Swoją drogą ostatnie Twoje poprawki są genialne. Tylko nie przeginaj, bo wolałabym nastęnym razem Cię nie zabijać. – powiedziała spokojnie kobieta wstając. Zakropiła oczy

i rozciągnęła się. Pięć godzin turnieju sprawiło, że stawy trochę zesztywniały.

– Nie mogę więcej. Przesyłanie czucia jest ustawione na maksymalnych obrotach, więcej jest już niezgodne z prawem.

Spojrzała na tabelę wyników. Przez miesiąc była na pierwszym miejscu,

a teraz jej pozycja była zagrożona. Cały rok ciężko pracowała na awans: dopinała na ostatni guzik każdy projekt, jej algorytmy były zawsze bez zarzutu, a nocami trenowała by wygrywać każdą walkę. Tak właśnie było dopóki nie pojawił się w firmię znajomy szefa. Natan Daniels nie miał wyników, ale wystarczyłoby żeby wygrał turniej pracowniczy.

XGames właśnie tak rozwiązywała sprawy awansu pracowników, nie wystarczyły tylko umiejętności programowania menadżer projektów musiał też być najlepszym graczem produktów firmy.

– No Lucy bo jeszcze pomyślę, że mam szansę na ten awans! – powiedział Dave Brian klepiąc kobietę po plecach.

– Ty? Wszyscy w firmie musieli by umrzeć i wtedy może miałbyś szansę. Ale tylko MOŻE. – powiedziała szczerząc zęby Lucy.

– Nieźle Cię załatwił…

– Moja wina, popełniłam tak okropny błąd… – Łza zakręciła jej się w oku, więc obróciła się do okna by nikt nie zobaczył jak okazuje słabość. Nie mogła tego zrobić, nie w tłumie facetów, nie kiedy musiała udowodnić, że jest od nich lepsza.

– Hej, o co chodzi? Spokojnie, nic straconego. – powiedział Dave, który od razu wyczuł nastrój swojej przyjaciółki.

– Nierozumiesz.

– No, ale czego?

Lucy Heartfeel szybko otarła pojedynczą łzę, która pojawiła się na policzku. Odwróciła się do Natana, który właśnie się rozciągał i odbierał gratulację od zespołu projektowego.

– Nie chodzi o przegraną, ale o to, że film z walki zobaczy szef. Jak może mnie wybrać skoro przegrałam tylko, dlatego że zajęłam się czymś innym. Rozkojarzyłam się, zajęłam się czymś tak mało ważnym jak pasek życia. Natan wykorzystał nadarzającą się okazję. Kto, więc będzie lepszym menadżerem projektowym ktoś kto się rozkojarza, czy ten co wykorzystuje nadarzającą się okazję?

– Weź nie płacz, bo jeszcze pomyślę, że jesteś babą. – Lucy delikatnie uderzyła Dave pięścią w ramię, ale uśmiechnęła się. Przyjaciel zawsze wiedział jak poprawić jej humor. Oczy kobietyi Natana spotkały się, kiwnęła mu głową

i wyszła z pokoju gier.

Chciała dziś wyjść wcześniej bo miała umówioną wizytę u ginekologa, dlatego musiała skończyć interfejs nowej gry.

Przez korki trochę się spóźniła. Mąż znał ją jednak na tyle, że przestał się temu dziwić, ani zwracać uwagę. Paul Heartfeel wiedział, że żona jest wystarczająco zdenerwowana rozmową z lekarzem by zaczynać jakąkolwiek kłótnię. Wiedział też, że z kobietą jak jego Lucy nie da się wygrać kłótni. Przywitał ją pocałunkiem w czoło i uścisnął ciągle zimne dłonie.

– Będzie dobrze. Na pewno same dobre wyniki ma nam do przekazania doktor Galploom. – powiedział Paul przepuszczając żonę w drzwiach.

Niestety i tym razem nie było dobrych wiadomości. Kolejny zabieg in vitro się nie przyjął, a państwo Heartfeel stracili kolejną szansę na dziecko.

Lucy nie odzywała się przez całą drogę do domu. Nie odzywała się też w domu, więc Paul zostawił kobietę samą. Nie płakała bo już dawno zużyła wszystkie łzy na takie informacje.

Nie miała ochoty grać, ale musiała trenować, więc zadzwoniła po Dave’a

i umówiła się z nim w Wiosce Cienia. Nie umiała spojrzeć mężowi w oczy, więc założenie Gear VR’a ułatwiało jej to.

Przyjaciel jednak był dużo słabszy, więc gdy wygrała z nim dziesięć razy

z rzędu rozłączyła się i zasnęła w kasku.

W firmie zaczęła się seria rewanży, Natan miał o trzy punkty więcej

i wygrywał każdą walkę. Kobieta wiedziała, że wojnę ze znajomym szefa musi wygrać widowiskowo bo będzie to oceniane przez zarząd. W wolnych chwilach obserwowała każdą walkę mężczyzny szukając słabych stron, które mogłaby wykorzystywać.

– Kawa dla mojego rudzielca. – powiedział czule Paul kładąc na stole kubek ze świeżą kawą.

– Może znajdziesz dla mnie czas? – zapytał gdy kobieta odłożyła tablet, na którym wyświetlana była jej walka z Natanem. Zaczął całować ją za uchem

i dodał. – Obejrzymy film, napijemy się wina, później zrobię Ci masaż,

a później wspólnie przeanalizujemy walki.

Kobieta wstała z kanapy i bez słowa udała się do sypialni.

Lucy kiedy tylko mogła próbowała unikać męża; zostawała później w pracy, zakładała kask VR, wieczorami wychodziła na spacer lub kładła się wcześniej spać.

Udawało jej się to przez trzy tygodnie. Niestety nadszedł dzień, w którym musiała towarzyszyć Paulowi na kolacji służbowej, na której mocno się upiła. Tylko alkohol pomagał jej zachowywać pozory, że wszystko jest dobrze. Gdy wracali już do domu mężczyzna musiał ją prowadzić, a kiedy całował ją nie miała siły walczyć. Od roku lekarze powtarzali jej, że nie może mieć dziecka, więc dla niej ta noc i tak nie miała znaczenia.

W końcu nadszedł dzień ostatniej walki, w której wszyscy pracownicy mieli poznać nowego menadżera projektowego.

Tym razem jednak biała wojowniczka i lisia maska znaleźli się przy wodospadzie. Szum zagłuszał myśli, a woda pod stopami nie pozwalała nabrać odpowiedniej prędkości. Zwycięzca finałowej walki musiał cechować się pomysłowością, dlatego mocne strony obu ze stron zostały wyzerowane. Choć oboje mieli broń przy sobie najwięcej obrażeń miał zadawać spryt.

Rzadko walczyła dwoma mieczami, ale tym razem postanowiła z tego skorzystać. Stali naprzeciwko siebie cali mokrzy. Czekali. Analizowali. Planowali, bo menadżer projektowy musiał być doskonałym planistą, bo żaden projekt nie miał szans ruszyć bez dobrego zarządzania, czyli przede wszystkim planowania.

Ostatnim razem szok z zadanego ciosu był tak silny, że mimo bliskości nie pociągnęła Natana za sobą. Tym razem wiedziała co robić. Remis nie dałby jej punktowej przewagi, ale pokazałby, że dla dobra firmy potrafi walczyć do końca.

Szum wody był nieznośny, ale przynajmniej nie musieli martwić się, że zawali im się na głowę płonący budynek lub tym, że co chwila musieli ocierać pot

z twarzy.

Skoczyli w tym samym czasie uderzając od góry. Brzęk stali przebił się przez szum. Kiedy znowu poczuli grunt pod nogami, lisia maska zrobiła krok do przodu i wykonała pchnięcie, które Lucy z łatwością sparowała. Odbiła również trzy kolejne bez wyprowadzania kontrataku. Czekała. Kobieta broniła się na przemian robiąc krok do przodu i do tyłu, nie mogła dać zaprowadzić się w róg, nie mogła pokazać, że cofa się przed uderzeniami. Sama też nie potrafiła zagonić Natana. Czekała. Uderzenie. Krok. Krok. Uderzenie.

W stylu jaki chłopak walczył wiedziała, że również i on analizował jej sposób obrony i zadawnia ciosu. Obie strony dopiero się rozgrzewały, żadna nie grała na poważnie czekając na odpowiedni moment lub błąd przeciwnika.

W XGames Lucy pracowała od początku powstania. Choć była zwykłą programistką wiele projektów zamykała na ostatni guzik, pilnowała by każdy wywiązywał się ze swoich obowiązków zgodnie z wykresem Gantta, a ostatnio to ona była autorką kilku kart projektów nowych gier. Miała więc doświadczenie potrzebne jako menadżer projektowy, a Natan?

Był świeżakiem po studiach filologicznych, który chciał tylko mieć doskonale płatną pracę. Kobieta marzyła o tym awansie od roku, ale bardziej zależało jej na tym by firma nie upadła przy zarządzaniu przez ludzi takich jak Natan.

Znowu się zamyśliła i gdy mechanicznie stawiała krok do tyłu by odbić uderzenie wykonane z półobrotu straciła równowagę na kamieniu wystającym z wody. Dla lisiej maski również było to zaskoczenie bo gdy wykonywał cios obliczył miejsce, w którym znajdzie się miecz, który będzie chciał sparować uderzenie. Liczył, że wtedy odbije się i będzie mógł spokojnie uderzyć poniżej wykorzystując siłę odbicia. Niestety jego miecz nie znalazł oparcia i półobrót wykonał się do końca ustawiając go w niekorzystnym ułożeniu.

Lucy, która straciła równowagę leżąc w wodzie nie miała już czasu by wykonać pchnięcie, jednak udało jej się kopnąć Natana w twarz.

Lisia maska zatoczyła się do tyłu, a biała wojowniczka wstała i teraz to ona nadawała tempo walki. W pokoju gier cały zespół projektowy i zarząd zamarł obserwując bardzo dobrą walkę.

Choć nikt nie śmiał nawet mrugnąć okiem by nie stracić nic z walki nagle na wielkim ekranie pojawił się napis konczący grę.

Pasek życia Lucy był tak mały, że prawie nikt go nie zauważył, ale był w porównaniu do tego należącego do Natana. Kobieta wykorzystała siłę dwóch mieczy, które nie mogły się równać z jednym.

Biała wojowniczka stała i patrzyła jak wodospad pochłania jej przeciwnika, jak zabarwiona krwią woda wraca do swojej naturalnej barwy. Słuchała szumu, wdychała zapach lasu i czekała. Czekała bo bała się wylogować. Bała się zdjąć kask i dowiedzieć się, że to wszystko nie było prawdą i zarząd jej nie wybrał. W tabeli rankingowej oboje byli na pierwszym miejscu. Już nic więcej nie mogła zrobić.

Gdyby miało to od niej zależeć jeszcze długo by się nie wyłączała, ale gdy patrzyła jak uspokojona po walce woda przywołała do siebie małego jelonka złapał ją skurcz w brzuchu. Choć ze stresu nic nie jadła od rana to cała zawartość jej żołądka znalazła się w wodzie. Kiedy ściągali jej Gear VR nie potrafiła nikomu spojrzeć w oczy. Od razu pobiegła do łazienki.

Był czas gdy los się od niej odwrócił i naprawdę martwiła się o swoje życie, ale przeznaczenie, które było z nią silnie związane w końcu ją odnalazło. Nie mogła przyjąć awansu choć obiecali, że stanowisko będzie na nią czekać. W wolnych chwilach, których miała teraz niewiele pisała scenariusze do nowych gier, albo poprawiała kody. Całkowicie nie zniosłaby życia bez pracy, ale teraz priorytetem była córeczka.

Tamtego dnia kiedy znalazła się w łazience od razu wyczuła co jest grane i nim ktokolwiek zdążył ją zatrzymać pobiegła do urzędu, gdzie pracował jej mąż. Nie miał spotkania, więc bez pukania mogła wejść do jego gabinetu. Rzuciła mu się na szyje nim zdążył się zorientować kto wszedł. On również wiedział od razu. Podniósł delikatnie jej brode, tak by ich niebieskie oczy się spotkały i rozpłakał się. Przez kilka minut potrafił tylko powtarzać jej imię.

 

– Lucy… Lucy… Lucy…

Pięćdziesięcioletnia pielęgniarka ściągnęła kask do wirtualnej rzeczywistości swojej pacjentce. Godzinna terapia dobiegła końca, a przedłużanie jej mogło wywoływać u chorych na autoagresję odwrotne skutki. Siostra miewała już różnych podopiecznych, nie każdego znała z imienia, ale tą pacjentkę tak. Jej niedające się rozczesać rude loki i wyblakłe błękitne oczy widziała każdej nocy.

Czasami terapia dawała rezultaty. Krótkie, chwilowe. Później pacjentka znowu wracała

z kolejnymi cięciami na skórze. Jeszcze kiedyś pojawiała się u niej rodzina, od kilku lat jednak kobieta była sama.

Nowa technologia miała być dla pacjentów dziesiątego oddziału szpitala psychiatrycznego złotym środkiem. Wprowadzenie ich w wirtualną rzeczywistość miało pomagać zrozumieć siebie, odnajdywać nowe siły do walki z przeciwnościami losu, pokazywać, że świat jest w gruncie rzeczy piękny

i leczyć niektóre choroby psychiczne. Czasami fałszywa projekcja, która dzięki Gear VRowi oddziaływała na mózg sprawiała, że pacjenci nie wracali – nie chcieli już śmierci, radzili sobie ze złością, nie żyli w kłamstwach przez siebie tworzonych, nie zmieniali jaźni. Jednak w przypadku Lucy Heartfeel medycyna

i technologia były bezskuteczne. Zakład psychiatryczny był domem pacjentki od szesnastego roku życia i tak już chyba miało pozostać.

Pielęgniarka poczekała chwilę nim Lucy wróci do rzeczywistośc, pomogła czterdziestolatce wstać delikatnie podtrzymując jej pocięte ciało i zaprowadziła ją do pokoju, gdzie kobieta miała czekać na wypis. Siostra wiedziała, że to nie ma sensu i kobieta wróci lub w końcu znajdą już tylko jej trupa, ale takie były procedury i musiała się do nich stosować. Pomogła kobiecie się ubrać, wskazała na talerz z zupą mleczną i udała się po wypis. 

Koniec

Komentarze

Puenta może nie nowa, ale całkiem zaskakująca. Do tego w pewien sposób tłumaczy pewne nielogiczności fabularne jak awans w korporacji rozstrzygany za pomocą gry ;) A samo leczenie chorób psychicznych za pomocą VR to ciekawy pomysł :)

Technicznie nie jest najlepiej. Czasem literówki, interpunkcja, do tego te nowe linie, które zapewne powstały przy wklejaniu tekstu. 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

I znów te same błędy i usterki, co w Zleceniu na obcego  i Frankenstein.apk. Poniżej kilka usterek, ale nie jestem w stanie wyliczyć wszystkich, bo jest ich w tekście za dużo. Przez to czyta się fatalnie. 

 

Nie mogła tylko pozwolić(+,) by przeciwnik zmusił ją do wycofania się w tył. – masło maślane, nie można się wycofać w przód, czy na boki

 

Nie widziała go wcześniej, choć poziom w jakim walczył wykluczał, że był nowicjuszem. – na jakim

 

Chwycił obiema dłońmi wielki miecz(+,) odpinając czerwoną pelerynę, która poleciała

w ogień. – jakim cudem obiema rękami trzymając miecz odpiął pelerynę? 

 

Palący dom tuż za nią zawalił się, ale nie mogła nawet odwrócić wzroku to byłoby dla niej śmiertelne, choć dzieliło ich kilka długości miecza już na początku walki zrozumiała, że przeciwnik stawiał na szybkość. – raz: moje pytanie – co ten dom palił?; dwa: to zdanie jest za długie i powinno zostać podzielone na kilka, bo jako całość nie ma za bardzo sensu

 

Na szczęście wioska była już opuszczona i nikt więcej nie mógł już ucierpieć. – brzydkie powtórzenia; masz ich zresztą całą masę w tekście – jak zaczynasz wspominać o mieczu, to słowo to pojawia się w każdym zdaniu, itd. 

 

Antagonista

w masce wykorzystał zetknięcie ich miecza i wcześniejszy pęd by odbić się, obrócić i zadać cios z pchnięcia w jej bok, przewidziała to. Zdążyła zmienić sposób chwytania rękojeści i odparowała cios. Myślała, że uda jej się wytrącić mu miecz z ręki, ale jego postawa była bez zarzutu. Gdy tylko dotknął ziemi zrobił salto w tył i znowu dzieliła ich bezpieczna odległość.

Raz: zetknięcie ich miecza nie ma sensu, bo każde z nich miało swój miecz, czyli były dwa.

Dwa: Kompletnie nie jestem w stanie wyobrazić sobie tej walki, a niejedną widziałam (i na żywo i na ekranie) i opis niejednej czytałam. To jest dla mnie kompletnie nieczytelne. 

 

– No niewierzę… = nie wierzę

 

Wszyscy w firmie musieli by umrzeć i wtedy może miałbyś szansę. = musieliby 

 

– Nierozumiesz. = nie rozumiesz

 

Znów wykonanie na każdym poziomie jak dla mnie pogrzebało pomysł.  

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Kolejny pomysł zamordowany fatalnym wykonaniem. Podejrzewam, LilyDragonfly, że wcale nie czytasz swoich opowiadań. :(  

 

jej prze­ciw­nik. Nie mu­sia­ła się spie­szyć, miała prze­wa­gę. Nie mogła tylko po­zwo­lić by prze­ciw­nik… – Powtórzenie. 

 

Zde­cy­owa­nie wo­la­ła walkę prze­ciw­ko… – Literówka.

 

choć po­ziom w jakim wal­czył wy­klu­czał… – Walczyć można na jakimś poziomie, nie w poziomie.

 

przy­po­mi­na­ły kwia­ty. Czer­wo­ne kwia­ty wiśni roz­kwi­ta­ją­ce na bia­łym tle. – Takie powtórzenia nie brzmią najlepiej.

 

Swoją drogą ostat­nie Twoje po­praw­ki są ge­nial­ne.Swoją drogą ostat­nie twoje po­praw­ki są ge­nial­ne.

Zamki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Błąd pojawia się także w dalszej części opowiadania.

 

wo­la­ła­bym na­stę­nym razem… – Literówka.

 

Przez mie­siąc była na pierw­szym miej­scu, a teraz jej po­zy­cja była za­gro­żo­na. – Powtórzenie.

 

po­ja­wił się w fir­mię zna­jo­my szefa. – Literówka.

 

ale wy­star­czy­ło­by żeby wy­grał tur­niej pra­cow­ni­czy. XGa­mes wła­śnie tak roz­wią­zy­wa­ła spra­wy awan­su pra­cow­ni­ków, nie wy­star­czy­ły tylko umie­jęt­no­ści… – Powtórzenia.

 

otar­ła po­je­dyn­czą łzę, która po­ja­wi­ła się na po­licz­ku. – Od kiedy łzy pojawiają się na policzku, a nie w oku?

 

czy ten co wy­ko­rzy­stu­je nada­rza­ją­cą się oka­zję? – …czy ten, kto wy­ko­rzy­stu­je nada­rza­ją­cą się oka­zję?

 

Oczy ko­bie­tyi Na­ta­na spo­tka­ły się… – Brak spacji przed spójnikiem.

 

wy­szła z po­ko­ju gier. Chcia­ła dziś wyjść wcze­śniej… – Powtórzenie.

 

prze­stał się temu dzi­wić, ani zwra­cać uwagę. – …prze­stał się temu dzi­wić i zwra­cać uwagę.

 

mu­sia­ła tre­no­wać, więc za­dzwo­ni­ła po Dave’a i umó­wi­ła się z nim w Wio­sce Cie­nia. Nie umia­ła spoj­rzeć mę­żo­wi w oczy, więc za­ło­że­nie Gear VR’a uła­twia­ło jej to. Przy­ja­ciel jed­nak był dużo słab­szy, więc gdy… – Powtórzenia.

 

W fir­mie za­czę­ła się seria re­wan­ży… – W fir­mie za­czę­ła się seria re­wan­żów

 

po­wie­dział czule Paul kła­dąc na stole kubek ze świe­żą kawą. – I tym sposobem kawa się wylała, bo Paul powinien kubek postawić.

 

zo­sta­wa­ła póź­niej w pracy… – …zo­sta­wa­ła dłużej w pracy

 

dla­te­go mocne stro­ny obu ze stron zo­sta­ły wy­ze­ro­wa­ne. – Brzmi to fatalnie.

 

Pla­no­wa­li, bo me­na­dżer pro­jek­to­wy mu­siał być do­sko­na­łym pla­ni­stą, bo żaden pro­jekt nie miał szans ru­szyć bez do­bre­go za­rzą­dza­nia, czyli przede wszyst­kim pla­no­wa­nia. – Zdanie pełne masła maślanego i powtórzeń.

 

W stylu jaki chło­pak wal­czył… – W stylu, w jakim chło­pak wal­czył

 

spo­sób obro­ny i za­daw­nia ciosu. – Literówka.

 

W XGa­mes Lucy pra­co­wa­ła od po­cząt­ku po­wsta­nia. – A kiedy wybuchło powstanie?

 

wiele pro­jek­tów za­my­ka­ła na ostat­ni guzik… – …wiele pro­jek­tów zapinała na ostat­ni guzik

 

Miała więc do­świad­cze­nie po­trzeb­ne jako me­na­dżer pro­jek­to­wy… – Miała więc do­świad­cze­nie po­trzeb­ne me­na­dżerowi pro­jek­to­wemu

 

Lucy, która stra­ci­ła rów­no­wa­gę leżąc w wo­dzie… – Jestem przekonana, że straciła równowagę, zanim znalazła się w wodzie.

 

tempo walki. W po­ko­ju gier cały ze­spół pro­jek­to­wy i za­rząd za­marł ob­ser­wu­jąc bar­dzo dobrą walkę. Choć nikt nie śmiał nawet mru­gnąć okiem by nie stra­cić nic z walki… – Powtórzenia.

 

na wiel­kim ekra­nie po­ja­wił się napis kon­czą­cy grę. – Literówka.

 

Rzu­ci­ła mu się na szyje… – Literówka. 

 

Pod­niósł de­li­kat­nie jej brode… – Literówka.

 

ale pa­cjent­kę tak. – …ale pa­cjent­kę tak.

 

nim Lucy wróci do rze­czy­wi­stośc… – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niezła fabuła, interesujący pomysł, a wszystko to skrzywdzone wykonaniem. Dlaczego wskazane błędy nie są jeszcze poprawione?

Nie mogła tylko pozwolić by przeciwnik zmusił ją do wycofania się w tył.

Cały czas po “pozwolić” powinien być przecinek, a wycofanie się w tył to masło maślane.

Palący dom tuż za nią

Ale co palił, fajkę, papierosy, marychę? Płonący albo palący się.

Babska logika rządzi!

Trzy i pół roku to za mało, żeby poprawić choćby najpoważniejsze błędy?

Szkoda.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka