- Opowiadanie: rogas - Z magią na armaty

Z magią na armaty

Przysłowie – Nie kupuj kota w worku.

Może wywoła komuś uśmiech z rana ;)

Bardzo dziękuję lenah za betę i cenne rady.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Z magią na armaty

– Czemu te pokraki jeszcze nie atakują? – zagrzmiał Magnus i potarmosił długą brodę.

– W ostatniej potyczce zabiliśmy im szamana – przypomniał Torfin swojemu władcy. – Zapewne to ich opóźnia.

Magnus spojrzał ponownie przez lunetę. Ze szczytu wieży obserwacyjnej doskonale widział rozbity w dolinie obóz orczej hordy. Oceniał, że dzieli ich jakaś godzina marszu.

– Jak idą przygotowania do obrony? – zapytał mistrza inżynierów.

Torfin był starym krasnoludem, jego włosy i broda już dawno nabrały barwy śniegu.

– W zasadzie, to ich opieszałość jest nam na rękę – odpowiedział po chwili namysłu. – Zużyliśmy już zapasy naszego prochu, a gildia alchemików nie ma materiałów do produkcji nowego…

– Co takiego? – wzburzył się Magnus. Luneta niemal wypadła mu z rąk. – Więc twierdza jest pozbawiona obrony?

– Mamy proch – uspokoił go starzec. – W zeszłym roku książę Hordik z gór Zachodnich ofiarował nam kilka beczek. Już rozkazałem wytoczyć je z piwnicy.

Magnus złożył lunetę. Spojrzał na mury obronne i pilnujących ich gwardzistów.

– Jesteś pewien, że armaty będą gotowe? – zapytał z trwogą w głosie.

– Za stan armat ręczę głową – odparł bez wahania Torfin. – A proch… To przecież prezent od twego brata i następcy tronu, mój królu.

Magnus pokiwał powoli głową.

– I to mnie właśnie martwi – mruknął i zaczął schodzić po kamiennych schodach.

***

Herszt Wargol stał na wielkim głazie, który zalegał w środku obozu. Czekał, aż jego horda wyjdzie z szałasów i zbierze się dookoła. Orków przybywało z każdą chwilą. Pokiwał głową z zadowoleniem. Straty po ostatnim nieudanym ataku nie były jednak tak wielkie, jak przypuszczał.

– Słuchajcie! – zagrzmiał ponad głowami swoich wojowników.

Zielonoskórzy zamilkli, a ich oczy zwróciły się w stronę herszta.

– Szaman Bombor zginął z rąk krasnoludów, bo był słaby! Nie zatrzymał armatniej kuli swoimi czarami! Pozwolił, by urwała mu głowę!

– Bombor słaby! – Orki zawtórowały okrzykiem swojemu hersztowi.

Wargol uciszył ich warknięciem.

– Horda musi być silna!  – krzyknął. – Potrzebny nam potężny szaman!

Wskazał ręką na swój szałas, przed którym stał związany człowiek w białych szatach. Dwóch strażników przyprowadziło go do głazu.

– Patrzcie! – Herszt chwycił jeńca za kołnierz i wciągnął go do siebie na górę.

– Złapaliśmy tego czarownika dziś rano! – ryknął. – Siedział w wieży, którą spaliliśmy na przełęczy!

Orkowie zaczęli przekrzykiwać się i tłuc bojowo toporami o trzymane w rękach tarcze.

– Zamknąć się! – uciszył ich Wargol. – Ten człowiek obiecał, że uczyni nas silnymi! Jeśli kłamał, urwę mu głowę i zjem jego serce!

Związany mężczyzna przełknął głośno ślinę i rozejrzał się ze strachem po twarzach wiwatującej hordy. Herszt przyciągnął go gwałtownie do siebie i spojrzał mu z bliska w oczy.

– A teraz… – powiedział cicho. – Zacznij warzyć swoje mikstury, czarowniku. Inaczej zginiesz.

***

– Atakują! – krzyknął Magnus.

Wraz ze starym inżynierem obserwował ze szczytu wieży nadciągające  z doliny orki.

– Popatrz na nich, Torfinie! – powiedział z rosnącym niepokojem. – Jeszcze nigdy nie poruszali się tak szybko! W tym tempie będą tu za dwadzieścia minut!

– Odeprzemy ich, mój królu – zapewnił białobrody krasnolud.

Magnus jeszcze raz spojrzał przez lunetę na wściekłą hordę, która pędziła w stronę twierdzy.

– Musi wspierać ich jakaś silna magia… – mruknął pod nosem. – Otwórzcie ogień, jak tylko znajdą się w zasięgu! – dodał znacznie głośniej.

Torfin pokiwał głową i wydał rozkazy.

***

Z blanków krasnoludzkiej twierdzy odezwały się armaty. Po niebie rozniosły się huki podobne do gromów. Kule zaczęły eksplodować i rozrywać orków na strzępy.

Wargol stał u podnóża wzniesienia i obserwował bezradnie, jak jego horda zmienia się powoli w krwawą miazgę.

– Ty! – ryknął na związanego człowieka – Okłamałeś mnie, czarowniku!

– Ale… Ja nie jestem czarownikiem! – wyjąkał mężczyzna. – Jestem tylko kucharzem!

Wargol przyciągnął go do siebie gwałtownie.

– Brednie! Warzyłeś magiczne mikstury w swojej wieży, widziałem! – Herszt ścisnął człowieka za gardło.

– Sosy… To tylko sosy… do pieczeni… – wydusił z trudem kucharz.

– Czytałeś magiczne księgi! Miałeś ich tam setki! – wydarł się opętany gniewem ork.

– Przepisy… i książki… kucharskie… – Twarz mężczyzny zaczęła sinieć.

Herszt puścił gardło jeńca i odwrócił się w stronę pola bitwy. Jego wojownicy zostali zmasakrowani, na wzniesieniu leżały już tylko ciała.

Kucharz leżał na kolanach i łapał z trudem powietrze.

– Obiecałeś miksturę, która uczyni nas silnymi… – powiedział załamany Wargol.

– I zrobiłem ją! Przecież zjedli moją potrawkę! – bronił się człowiek. – Baranina ma dużo białka, jest bardzo dobra na mięśnie!

Ork zacisnął mocniej dłonie na trzonku swojej broni. Odwrócił się do jeńca, ryknął i wziął szeroki zamach. Głowica jego młota bojowego opadła z impetem, skąpana w deszczu krwi. Kula armatnia rozerwała głowę herszta niczym dorodny arbuz, a ciało opadło bezwładnie na ziemię.

***

– To już chyba wszyscy – powiedział z uśmiechem Magnus. – Cofam swoje podejrzenia wobec brata. Jestem mu winien beczkę piwa za ten proch! – Zarechotał.

– Tam, królu! Jest jeszcze jeden! – Wskazał palcem Torfin.

Magnus uniósł do oka lunetę i spojrzał w dół wzniesienia. Przez dolinę mknęła w podskokach jakaś postać w białych szatach.

– Do wszystkich demonów, jest już poza naszym zasięgiem! – powiedział z rozczarowaniem.

– Nie dla naszej największej armaty, stara Olbrzymka jeszcze go dosięgnie – zapewnił stary inżynier.

Magnus odstawił lunetę od oka.

– Starczy nam do niej prochu? – zapytał.

– Została jedna beczka –  odparł Torfin bez wahania.

– Ładować! – rozkazał król i uśmiechnął się szelmowsko.

***

Kucharz przewrócił się, gdy ziemią targnął wstrząs, a powietrze rozdarł huk. Obejrzał się i zobaczył, jak twierdza na wzniesieniu znika w kłębach ognia. Jej mury pękły i rozpadły się na kawałki, a wieża obserwacyjna runęła w dół zbocza.

– Orki, krasnoludy, a teraz jeszcze to! – Kucharz podniósł się z ziemi i otrzepał ubranie. Wyjął z kieszeni kawałek pergaminu i spojrzał na niego ze złością.

“Trzypoziomowa wieża zlokalizowana w ustronnej, urokliwej okolicy – idealna dla pustelników i osób poszukujących spokoju od zgiełku miasta – w wyjątkowo niskiej cenie i dostępna już od dziś”.

– Niech ja tylko znajdę tego handlarza nieruchomościami! – Podarł kartkę na strzępy i ruszył w stronę miasta.

 

Koniec

Komentarze

Cześć!

Mógłbym napisać, że wykorzystujesz stare kilsze, i nie dodałeś nic ciekawego do konwencji fantasy. Mógłbym też napisać, że znowu tylko wojna, wojna i raz jeszcze wojna.

Ale tego nie zrobię – podobało mi się Twoje opowiadanie! Może i to nic nowego, ale nihil novi sub sole! Stworzyłeś naprawdę dobrego szorta, przyjemnego w odbiorze i wprawnie napisanego. Puenta z kucharzem również udana, i uśmiech pozostanie na mojej twarzy nieco dłużej, niż tylko rano :)

Świetnie wykorzystałeś też znane przysłowie, operując zaskakujący “twist”. Tak trzymaj! :)

 

Pozdrawiam!

Jai guru de va!

W zeszłym roku książę Hordik z gór Zachodnich ofiarował nam kilka beczek.

Nie jestem pewien, ale słowo “góry” chyba też z dużej, tak jak Morze Bałtyckie. 

Fakt, nie opowiadasz niczego nowego, ale rozumiem, że nie o to chodziło. Czytało się dosyć szybko, końcówka jest pomysłowa, ale jak dla mnie taka trochę od czapy. No i podobała mi się rozmowa kucharza/czarownika z dowódcą orków. Ogólnie na plus, ale nie porwało :)

 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Sprawnie napisane, humorystycznie. Spodobał mi się kucharz – ​czarownik :) Ogólnie bardzo przyjemnie mi się czytało. Dzięki :)

Przykro mi, ale mnie jakoś szczególnie do gustu nie przypadło. Nie mam za bardzo nic do zarzucenia, ale nie jestem zachwycony.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Pokiwał z zadowoleniem. 

Coś jest nie tak z tym zdaniem :D Tekst mnie nie zachwycił, nie moje klimaty.

O, mój dyżur :D To ja słów parę powiem, że mi się podobało,  bo może i nic nowego, ale sympatyczne i sympatycznie napisane :) Co z kolei w Twoim przypadku też nie jest niczym nowym, więc teraz to już tylko czekać na jakiś przyzwoicie długi tekst :) 

Zabawne było wplątanie w środek walki kucharza, który, mając zamiary wyłącznie handlowe, przypadkiem zjawił się w okolicy.

Dość bezsensowne wydaje mi się wykorzystanie największej armaty i beczki prochu na jednego uciekającego. A może wplątało się tu powiedzenie o strzelaniu z armaty do komara?

 

Ma­gnus wyj­rzał po­now­nie przez lu­ne­tę. Ma­gnus spojrzał po­now­nie przez lu­ne­tę.

Wyjrzeć można przez okno/ zza węgła/ z ukrycia, luneta zaś służy do patrzenia przez nią i obserwowania tego, co jest daleko.

 

Po­ki­wał z za­do­wo­le­niem. – Czym pokiwał?

 

Ja nie je­stem cza­row­ni­kiem! – wy­ją­kał z sie­bie męż­czy­zna. – Wystarczy: Ja nie je­stem cza­row­ni­kiem! – wy­ją­kał męż­czy­zna.

 

ryk­nął gło­śno i wziął sze­ro­ki za­mach. – Masło maślane. Czy można ryknąć cicho?

Wystarczy: …ryk­nął i wziął sze­ro­ki za­mach.

 

a ciało opa­dło bez­wied­nie na zie­mię. – Pewnie miało być: …a ciało opa­dło bezwładnie na zie­mię.

 

Obej­rzał się za sie­bie i zo­ba­czył… – Masło maślane.

Proponuję: Obej­rzał się i zo­ba­czył… Lub: Spojrzał za sie­bie i zo­ba­czył

 

i do­stęp­na już od dziś.” – Kropkę stawia się po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zabawne i podobało mi się bardzo zakończenie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Kupuję cały tekst z dobrodziejstwem inwentarza, czyli każdym nieporozumieniem i dziwnością (np. wspomniana wielka armata na jednego człeka). Cieszę się, że nieszczęsny kucharz cało wyszedł z opresji, a całość odbieram jako dobrą humoreskę, która mnie ubawiła.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję za wszystkie komentarze. Ciesze się, że tyle osób mogło się dzięki mnie uśmiechnąć wink

Reg – dzięki za wskazania błędów, już poprawione. Jeszcze kiedyś napiszę tekst, w którym żadnego chochlika nie znajdziesz! smiley

Wiem, Rogasie. I chciałabym, aby stało się to jak najszybciej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Już kolejny twój tekst, Rogasie, po którym mam wrażenie, że sprawdziłbyś się jako autor współczesnych baśni i bajek :D Masz takie lekkie podejście do historii, które opowiadasz, dość oszczędny, ale za to bardzo przejrzysty styl. Realizujesz pomysły nieskomplikowane, jednak robisz to w niezły sposób :) Tak jak już napisano wyżej: nie porywa, ale jest takie twoje i sympatyczne ;)

Sympatyczny tekst, lekki. Spodobało mi się przedstawienie walki z perspektywy przypadkowego kucharza.

Babska logika rządzi!

Strasznie nie lubię takiej konwencji fantasy, ale no nie mogę, spodobał mi się motyw kucharza i uśmiechałam się w trakcie lektury. Było sympatycznie, zabawnie, w bardzo przejrzystym i prostym stylu.

“Krótki szort…” – W odróżnieniu od długiego szorta… ; p

 

Melduję, że przeczytałam ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Całkiem zabawne, przeczytałem z przyjemnością. Nic mnie nie raziło, nawet wielka armata na koniec. W żartach na wiele rzeczy przymykam oko ;) Miało być śmiesznie i było. Pozdrawiam.

Ma ręce i nogi.

W sensie – to opowiadanie. Kilka wątków, wszystkie domknięte, gładko się czyta.

Dobro (?) zwycięża.

 

Kula armatnia rozerwała głowę herszta niczym dorodnego arbuza” – tu jednak biernik, nie dopełniacz.

Poprawione. Dzięki, coboldzie. smiley

Sympatyczna historia. Chyba jest za dużo “pokiwał głową” oraz lunet, a edycję tekstu zdecydowanie należałoby poprawić. Ale, w sumie, sprawnie napisana, lekka opowieść.

Czytało się nieźle.

Pozdrówka.

Przeczytane :)

Przyjemne. Lekkie i zabawne. Sam pomysł z kucharzem-czarownikiem fajny, aczkolwiek od razu wiadomo, że czarownik najpewniej czarownikiem nie jest. Dobre zakończenie.

Czytało mi się dobrze.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Mogłeś uczynić język orków jeszcze odrobinkę dzikszym – np. “Słuchać!” zamiast “Słuchajcie”. Odniosłem wrażenie, że chcesz przedstawić zielonoskórych jako dzikusów.

 

20 “minut” trochę mi nie pasowało do stylu opowiadania, ale to była zachęta, żeby przypomnieć sobie, skąd pochodzi słowo “minuta”. 

 

stara Olbrzymka jeszcze go dosięgnie – zapewnił stary inżynier.

To powtórzenie nie wygląda zbyt elegancko. Powtórzenie w tym miejscu mogłoby mieć swój urok, ale niekoniecznie ze słowem “stary” i w tej formie.

 

Ogólnie całkiem satysfakcjonująca lektura. Idealnie wyważyłeś długość tekstu, obyło się bez salw śmiechu ale z chwilą niezobowiązującej rozrywki, która pozostawiła przyjemne wrażenie. Raczej zapomnę, ale w tej chwili jestem zadowolony ;)). A teraz bęc w bibliotekę.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dzięki za uwagi i komentarze. Naniosłem poprawki, które zasugerował Nevaz smiley

Rogasie, termin nanoszenia poprawek minął 3 lipca o północy. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Och, zapomniałem o konkursie… no dobra to cofnę i naniosę po rozstrzygnięciu!

EDIT: Gotowe!

Typowa lekka łatwa i przyjemna fantasy. To nie jest żaden zarzut. Chyba takie właśnie miało być wg zamysłu autora. Określiłbym to, podobnie jak RogerRedeye, jako sympatyczne. Nawet w pewnym stopniu błyskotliwe. Jednak nie powiem, żebym umarł ze śmiechu. Ale może to tylko dlatego, że jestem niereformowalnym smutasemsmiley.

Szacun za zachowanie zwięzłości i spójności jednocześnie. Nie każdemu to się udaje.

Kliszowaty humor, treść też mocno przewidywalna, ale mi przypadło wszystko do gustu :) Zwłaszcza puenta – noż jakbym widział fragment sesji DnD, gdzie nasza drużyna dorobiła się jednej wieży czy zamku (pamięć już nie ta, wybaczcie). I wszystkiego, co było pod nią. Wszystkiego – a muszę nadmienić, że nasz MG miał bogatą wyobraźnię ;)

Podsumowując: jest fajnie, nawet jeśli bez fajerwerków :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nadrabiam:

 

No nie kupiłeś mnie jakoś. Miało być lekko i zabawnie, ale z jakiegoś powodu nie trafił do mnie ani pomysł z kucharzem, ani to, że twierdza pod koniec wylatuje w powietrze (tym bardziej, że to łatwe do przewidzenia po wzmiance o następcy tronu). Technicznie – odniosłam wrażenie, że miejscami jest troszkę za dużo zaimków, mogłabym się też w niektórych przypadkach przyczepić do kwestii zapisu dialogów. Taki już ze mnie malkontent ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

A mi się podobało. Uśmiechnęłam się i to nie raz (może nie uśmiałam, ale uśmiechnęłam), a lektura sprawiła mi sporą przyjemność. Mimo że na początku zdradzasz nieco zakończenie, ale to nie szkodzi.

Biedny ten kucharz, chciał tylko odrobinki spokoju, a tu proszę, orkowie, latające kule, wybuchające twierdze. Na jego miejscu jednak nauczyłabym się paru czarów i odwiedziła tego handlarza nieruchomościami.

Fajne :)

Jam również z tych raczej zadowolonych. W fotel nie wgniotło, ale wyszło zupełnie sympatycznie, nawet mimo rozczarowująco oczywistego zakończenia.

Nie bardzo, prawdę mówiąc, wiem, co mógłbym tutaj jeszcze dodać. Że czytało się fajnie, że humor podszedł, że z tym porannym uśmiechem Ci się zasadniczo udało (choć czytałem, tradycyjnie, w środku nocy), że drażni mnie zwrot “krótki szort”, użyty w przedmowie, bo to pleonazm, który sugeruję poprawić, że cieszy niedosłowność prezentacji przysłowia, które wziąłeś na tapetę? Hmmm… chyba nie chce mi się o tym pisać.^^

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Rozbawiło. Dobry końcowy twist.

Nowa Fantastyka