Pierwszy gwóźdź…
Poczuł ból. Przypomniał sobie wszystkie te dobre i złe chwile. Zalała go fala niewymownego żalu za tym, co musiał tutaj zostawić. Z każdym uderzeniem młota, z każdym milimetrem zagłębiającego się gwoździa, czuł jak oddala się od tego miejsca.
Mądry, cichy i spokojny Jan, nie odwrócił się od niego. Zostawał z matką. Zaopiekuje się nią gdy odejdę, pomyślał. Tam, z daleka, będę nad nim czuwał.
Rozejrzał się wokoło. Drgnął na wspomnienie o wielkiej miłości, która wygasła jak płomień z wypalonej lampy oliwnej. Nocą płonął intensywnie, że raził w oczy. Za dnia przygasał, aż zniknął nie wiadomo kiedy.
Rzesze tych… przyjaciół. Gdy pasował do ich wyobrażeń o wielkości musiał ich powstrzymywać przed boskimi hołdami. Spojrzał w dół stoku. Teraz z daleka przyglądali się przybijanym gwoździom. Jakby zawstydzeni, że kiedyś go znali. Przegrałem…? Nie rozumieją niczego. Nigdy nie będą w stanie zrozumieć.
Drugi gwóźdź.
Nigdy nie zrozumieją mojego bólu. Nie zrozumieją mojego szczęścia. Nigdy tutaj nie rozłożą skrzydeł…
Podniósł głowę. I to niebo, zawsze takie samo. Marzył o nim i nawet cieszył się nim w pierwszych dniach, gdy wszystko było takie odległe od tej chwili, ale ta chwila w końcu musiała przyjść.
Dlaczego nie przybył jeszcze ojciec? Oby zjawił się jak najszybciej i zabrał go stąd. Z tego przegranego wzgórza, które było ostatecznym zwycięstwem. Niewiara, nieakceptacja, odrzucenie, izolacja i niezrozumienie. Dostał co chciał, puste gesty, szeptane zaklęcia bez treści, pocałunki, czekoladowe cukierki z nadzieniem goryczy. A potem łzy…
Trzeci gwóźdź.
Kiedy szedł tu z belką na ramieniu wytykali go palcami, bali się spojrzeć w oczy, niektórzy uśmiechali się pod nosem. Przegrał. Byli też i tacy, którzy wzdychali ze zrozumieniem, załamywali ręce. I… to wszystko, na co było ich stać.
A świat wirował dalej w niewyczuwalnym ruchu. Bez zainteresowania tym, co dzieje się na jego grzbiecie. Jak pies, który nie dba o wojny pcheł… dopóki zajęte wzajemnym wyniszczaniem nie myślały o spróbowaniu jego krwi.
Popatrzył jeszcze raz w dół. Kochał to miejsce i jednocześnie czuł do niego odrazę.
Czwarty gwóźdź.
Odsunął się na kilka kroków. Drewniana tabliczka przybita równo do tkwiącej w trawniku belki głosiła. „Dom z działką na sprzedaż od zaraz”. Chociaż tyle. Pomyślał o pieniądzach. Połowa dla niego, połowa dla byłej żony.
Wziął małą skrzyneczkę z narzędziami i zniknął gapiom z oczu.