- Opowiadanie: Wicked G - Agnerim

Agnerim

To może zacznę od anegdoty. Jak wygląda restauracja prowadzona przez Wickeda G? Serwują tylko jedno danie, ale można dostać do niego sto różnych sosów.

Artykuły, które stanowiły podstawę tekstu:

“Czy Wielki Wybuch i wszystko, co...” - http://www.swiatnauki.pl/8,1469.html

“Umysł medytującego” - http://www.swiatnauki.pl/8,1486.html

Z czego korzystałem jeszcze, tworząc teorie fizyczne:

http://science-news.blog.onet.pl/2010/02/25/slatanie-kwantowe-mechanizmem-telepatii/

https://en.wikipedia.org/wiki/Einstein%E2%80%93Cartan_theory

http://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0370269310011561

https://pl.wikipedia.org/wiki/Tachion

Plus luźne nawiązanie do tego:

“Kto mi dał skrzydła?” - http://www.swiatnauki.pl/8,1650.html

Ogromne podziękowania za betowanie dla Michała Pe, bez którego opowiadanie znowu powieliłoby parę moich starych błędów, Shadziowatego i Fleurdelacour. No i dla Skonecznego, który na ostatnim krakowskim piwie NF poruszył pewną kwestię, którą wykorzystałem w tym utworze.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Agnerim

Nocne niebo na północnej półkuli Ariadny wyglądało niesamowicie, zwłaszcza z dala od miasta. Rizov leżał na kocu rozłożonym na niskiej trawie koloru malachitu, gdzieś pośród bezkresnej równiny. Nie rozpoznawał żadnej z konstelacji, nigdy zbytnio nie interesowała go astronomia. Mógłby szybko uzupełnić brakującą wiedzę, lecz nie potrzebował jej do podziwiania piękna wszechświata.

Tamten dzień był jednym z tych, w których Bart Rizov mógł odpocząć od pracy i zapomnieć o wszelkich troskach mieszkańca kolonii egzoplanetarnej. Stanowił on również przełomowy moment w historii ludzkości, punkt na ścieżce czasu, po którego przekroczeniu wszystko uległo diametralnej zmianie. Dogmaty, które niemal całkowicie porzucono na dobrych kilka dekad przed terraformacją Marsa, zyskały nowe znaczenie. Pewne spojrzenie w przyszłość zastąpił zatrważający lęk przed nieznanym.

W zenicie błysnęła niewielka kropka, po czym zaczęła opadać w kierunku horyzontu, malując cienką smugę światła. Po chwili cały nieboskłon wypełnił się czerwonymi, jarzącymi się kreskami. Zjawisko nie wyglądało na deszcz meteorytów. Bart w głębi duszy czuł, że to coś znacznie poważniejszego. Biegiem dotarł do poduszkowca elektromagnetycznego i ruszył w kierunku miasta N2YC.

 

***

 

Przypuszczenia Barta okazały się słuszne. To były lądowniki. Od początku wątpił, by należały do ludzi, macierzyste statki nie pozostawiały takich śladów.

Nastąpił pierwszy kontakt z inteligentną cywilizacją nie pochodzącą z Ziemi. Kanał informacyjny wyświetlał na hologramie relację na żywo z miejsc, do których przybyli obcy. Istoty opuszczały niewielkie, opływowe wehikuły o przeźroczystych powłokach. Kosmici mieli ludzką sylwetkę i skórę pokrytą łuskami. Ich fizjonomia zaintrygowała Rizova.

Zastanawiało go, dlaczego od razu pojawili się na ludzkiej planecie, zamiast wcześniej próbować nawiązać kontakt. To mogła być przeprowadzona z ukrycia inwazja, lecz niespodziewani goście nie przejawiali agresji wobec mieszkańców Ariadny. Albo wysyłali już wcześniej wiadomości, tylko po prostu przedstawiciele gatunku Homo sapiens nie potrafili ich wychwycić. W końcu istniało pewne prawdopodobieństwo, że przybysze nie porozumiewali się za pomocą strumieni tachionów o urojonej masie spoczynkowej, czy nawet anachronicznych fal elektromagnetycznych, a w jakiś inny, nieznany sposób.

Rizov znalazł się już nad centrum Nowego Nowego Yorku. Służby bezpieczeństwa odgradzały tłum gromadzący się w Washington Square Parku od kilku obcych statków. Prawdopodobnie na miejsce przybyła już ekipa badawcza usiłująca nawiązać dialog. Bart musiał jak najszybciej do niej dołączyć. Polecił autopilotowi lądowanie w pierwszym lepszym miejscu. W tak wyjątkowych okolicznościach raczej nie powinien dostać mandatu za złe parkowanie.

 

***

 

– Ilu w sumie ich przybyło? – zapytał Rizov.

– Wstępne szacunki mówią o stu czterdziestu czterech, profesorze – odparł młody asystent ubrany w skafander ochronny. – Wojsko próbuje namierzyć obiekt, z którego wysłano lądowniki, lecz jest kompletnie niewidoczny dla naszych radarów.

Niesamowity jazgot panujący w okolicy utrudniał skupienie. Setki gapiów głośno komentowały zajście, stróże prawa wykrzykiwali komendy przez megafony.  Po chwili Bart zorientował się, że nie aktywował funkcji usuwania hałasu w zestawie słuchawkowym, przez który rozmawiał z zespołem.

– Udało się z nimi porozumieć? – dociekał Rizov.

– Wygląda na to, że też komunikują się za pomocą dźwięków – wyjaśnił początkujący naukowiec. – Nagrywamy wszystko i bezpośrednio strumieniujemy dane do komputerów przeprowadzających analizę lingwistyczną. Chyba bardzo chcą nam coś przekazać, bo odzywają się wyjątkowo dużo. Dzięki temu niedługo powinniśmy opracować prowizoryczny translator.

– Doskonale – skwitował profesor. – Zaraz, oni nie mają kombinezonów! Przecież flora bakteryjna na naszej planecie może ich zabić!

– O, Bart, widzę, że też przywiodły cię tu znaki na niebie. – Na kanale tachionowym odezwał się kobiecy głos. Po chwili jego właścicielka wyłoniła się zza kompozytowego stelażu nadajnika, przy którym stali Rizov i asystent.

– Nie inaczej, Melisso – potwierdził Rizov. – Lecz co z tego, skoro nasi goście umrą z powodu jakiegoś choróbska, zanim zdołamy na dobre podjąć z nimi współpracę.

– Próbowaliśmy poinformować ich o tym za pomocą piktogramów, ale zdają się ignorować ostrzeżenia. Poza tym, zdekompresowali kapsuły tuż po lądowaniu.

– Może jeszcze nie wszystko stracone – powiedział profesor. – Załatwiliście komory kontaminacyjne?

– Są już w drodze, powinny przybyć za jakieś pięć minut – poinformował asystent. – Nie wiem tylko, czy obcy dadzą się w nich dobrowolnie zamknąć.

Bart postanowił, że musi przyjrzeć się im z bliska. Przedarł się przez labirynt ustawianej w pośpiechu aparatury badawczej, wiązek kabli oraz ogniw paliwowych i dotarł na skrawek trawnika, gdzie ekipa z Ariadnańskiego Instytutu Nauk zajmowała się kosmitami. Asystent i Melissa podążyli za nim.

Pod względem budowy ciała przedstawiciele nowo poznanego gatunku przywodzili Rizovowi na myśl archeopteryksa, choć pióra mieli wyłącznie na skrzydłach opiętych na ramionach, a ich głowy bardziej przypominały kształtem te należące do węży. Posiadali pięciopalczaste dłonie oraz płaskie stopy. Wykształcenie biologa podpowiadało Bartowi, że obcy mogli wyłonić się ze ścieżki ewolucji podobnej do tej, która prawdopodobnie miałaby miejsce na Ziemi, gdyby nie zagłada dinozaurów. Zastanawiał go natomiast dosyć dziwny ubiór przybyszów – chodzili boso, zaś ich stroje były śnieżnobiałe.

– Wszystko wskazuje na to, że rozpoznają przedstawicieli władzy, i to właśnie z nimi chcą rozmawiać – rzekła Melissa Haere, czołowa antropolożka Akademii i dobra znajoma Barta. – Podobno po wylądowaniu zaczęli zaczepiać przechodniów, ale gdy tylko wkroczyła policja, wojsko i naukowcy, od razu zaczęli zwracać się do nich.

– Ten język… Mam nieodparte wrażenie, jak gdybym gdzieś już go słyszał – wyznał Rizov.

– Ja też – powiedziała Melissa. – Brzmi trochę jak sanskryt, lecz nie potrafię się domyślić znaczenia słów. Ich mowa ciała też jest dosyć dziwna. W każdym razie wyglądają na bardzo przejętych.

Nietrudno było to wywnioskować. Obcy intensywnie gestykulowali, jakby za wszelką cenę pragnęli, by ich zrozumiano. Uwagę Barta zwrócił pewien osobnik, który pokazywał otaczającym go badaczom coś przypominającego rozprostowany zwój. Był to elastyczny wyświetlacz, na którym pojawiały się ciągi różnych znaków i symboli. Razem ze swoimi towarzyszami biolog podszedł do tamtej grupki.

– Intrygujące, czemu wcześniej tego nie zgłosiliście? – zapytała Haere.

– Wyciągnął to dopiero przed chwilą – wytłumaczył jeden z naukowców.

– Jasny gwint! – Łącze tachionowe nagle rozbrzmiało mniej lub bardziej cenzuralnymi okrzykami badaczy.

Na ekranie trzymanym przez obcego pojawiły się dobrze znane ludzkości symbole. Oko opatrzności. Oko Horusa. Ćakra Adźńa.

 

***

 

Ta noc okazała się nieprzespana nie tylko dla Rizova, ale także większości mieszkańców planety, którzy z antycypacją śledzili kolejne rewelacje na temat niespodziewanych gości.

Język kosmitów, określających siebie jako Agnerimów, udało się odszyfrować niedługo po tym, jak obcy ujawnił znajome ludzkości symbole na elektronicznym zwoju. Ich system mowy opierał się na szyku SVO i zaskakująco przypominał niektóre z tych ludzkich. Gdy słowa Agnerimów nabrały znaczenia, trudno było dać im wiarę, bowiem wywracały do góry nogami powszechnie uznawany dotąd obraz świata.

– Boję się podawać te informacje do wiadomości publicznej – wyznał Xi Tsun, sędziwy kierownik katedry astrofizyki. – To wywoła zbędny chaos, a ich opowieść może być tylko zwykłą machinacją.

– Rozczarowuje mnie wasz brak zaufania, młodsi bracia. – Syntezator mowy sklecił wychwyconą mikrofonami i przetłumaczoną przez komputer wypowiedź umieszczonego w komorze kontaminacyjnej obcego. – Po co mielibyśmy kłamać? Przyniesienie prawdy było jednym z celów, dla którego przybyliśmy tutaj. Musieliśmy zrobić to osobiście, bo przypuszczaliśmy, że sposób transmisji danych, na którym opierają się nasze urządzenia, jest zupełnie odmienny od waszego. Z tego, co widzę, nie myliliśmy się. Nadal nie wykorzystujecie splątania kwantowego do komunikacji. 

Agnerim o imieniu Sephra nie słyszał nic z zewnątrz, lecz dźwiękoszczelne ściany surowo urządzonej izolatki nie powstrzymywały go przed poznaniem myśli naukowców. Fakt, iż kosmici potrafili telepatycznie odczytywać skryte zamiary, nie stawiał ich w zbytnio komfortowej sytuacji. Ten osobnik wyróżniał się na tle innych. Był wyższy od pozostałych o dobre kilkanaście centymetrów, miał nieco ciemniejszy odcień łusek, a jego suknia posiadała obszywkę koloru platyny.

– I tak cała Federacja Ziemska huczy od teorii spiskowych – stwierdziła profesor Haere, głęboko ziewając. – Społeczeństwo ma prawo do wiedzy. Przecież nie przedstawimy wersji Agnerimów jako nieomylnego objawienia. Wciąż musimy ją zweryfikować.

W pomieszczeniu kontrolnym nastała niezręczna cisza. Zimne światło diod LED padało na zmęczone twarze badaczy. Ich przekrwione, podkrążone oczy nerwowo biegały na wszystkie strony, śledząc podawane na wyświetlacze w soczewkach logi translatora, monitoring funkcji życiowych obcego i inne wskazania aparatury. Powierzchnię stołu, przy którym siedzieli, niemal w całości zajmowały puste kubki po koktajlach białkowych i zapiski Rizova, który nadal wyznawał staroświecką modę notowania na papierze.

– Nie wierzę im – rzucił nerwowo Xi, uderzając dłonią o blat. – Oni stamtąd nie pochodzą. To wbrew prawom natury!

– Natura nie ma praw. – Sephra usiadł w kącie komory i wlepił wzrok w polimerową szybę, przez którą był obserwowany. – Nazywasz tak koncepcje, które pozwalają ci ją zrozumieć. Konstrukty myślowe, które wyjaśniają dlaczego zazwyczaj coś dzieje się tak, a nie inaczej. Ale to nie są prawa.

– Musieli obserwować nas z ukrycia, zanim rozwinęliśmy się na tyle, by zauważyć ich obecność – powiedział Tsun, zupełnie nie zważając na wywód obcego. – Stąd znają pojęcia związane z ziemskimi religiami. Teraz próbują wykorzystać tę wiedzę do siania zamętu wśród nas.

– Mało trafna teoria – zaoponowała Melissa. – Przecież widziałeś skany frachtowca, z którego wysłali lądowniki. Nie znaleźlibyśmy go, gdyby nie powiedzieli nam jak to zrobić. Ich technologia wyprzedza naszą o lata świetlne. No i posiadają zdolności, które jeszcze wczoraj klasyfikowano jako parapsychologiczne. Myślisz, że gdyby chcieli nami manipulować, robiliby to w tak bezpośredni sposób?

– Te symbole, które wam pokazywaliśmy, były kiedyś elementami systemów wiary, które wyznawaliśmy, zanim poznaliśmy prawdziwą naturę Stwórcy – wyjaśnił Sephra. – Ziemscy prorocy i mędrcy zapożyczyli je od nas.

– Mam już tego dosyć – żachnął się Xi, kręcąc głową. – Idę na przerwę.

– Chyba nam wszystkim przydałoby się trochę odpoczynku – stwierdziła Haere po tym, jak fizyk opuścił pomieszczenie.

– Mhm – mruknął Bart. – Jednak wątpię, że teraz bym zasnął. Ciekawość i prochy nie dałyby mi spać.

– Nie stanowimy zagrożenia – rzekł Sephra. – Wątpię, byście mogli czymś się od nas zarazić. Nie musieliście zamykać nas w tych komorach. Skoro jednak to czyni was pewniejszymi…

Rizov nie odpowiedział. Dopóki nie przebadali patogenów przywleczonych przez Agnerimów pod względem szkodliwości dla ludzi, nie było mowy o zakończeniu kwarantanny. Ich bakterie, wirusy i grzyby mogły pochodzić aż z… No właśnie, skąd? Innego wymiaru? Protowszechświata? Bart nie miał pojęcia, jak nazwać miejsce, z którego przypuszczalnie przybyli obcy.

Agnerimowie twierdzili, że przedostali się tutaj z uniwersum, które stanowi matrycę postrzeganej przez człowieka rzeczywistości. Według nich nasz kosmos był hologramem, odbiciem ich macierzystego układu zredukowanym do jednego wymiaru mniej.

Obcy poinformowali ludzi o potężnej istocie o niepoznanej naturze. Przypuszczali, że to sztuczna inteligencja lub kolektywny umysł powstały z żywych organizmów. Tak czy inaczej jej moc przekraczała wszelkie wyobrażenia, a ona sama zapisała się w ludzkich umysłach jako pojęcie Boga.

Nie bez powodu Agnerimowie nazywali Ziemian młodszymi braćmi. Ten dziwny byt powołał do życia obie rasy. Skrzydlate, dwunożne jaszczury pozostawił przy sobie, lecz postanowił, że następny gatunek będzie niezależny. Homo Sapiens stworzył w uniwersum, które stanowiło zaledwie trójwymiarową warstwę na czarnej dziurze w innym wszechświecie. Wprawił machinę ewolucji w ruch i wrócił do wymiaru, z którego przybyli Agnerimowie.

Skąd ludzkość dowiedziała się o tym prototypie Absolutu? Poprzez proroków, oczywiście. Każdego wyznania, z każdej epoki dziejów. Ich wersje różniły się tym, jak ich umysły przedstawiły to, czego nie potrafiły zrozumieć.

– Sephro, mógłbyś nam wyjaśnić, na jakiej zasadzie dokładnie opiera się wasza zdolność do telepatii? – Rizov włączył mikrofon i zaczął zadawać Agnerimowi pytania. Było to zupełnie zbędne, w końcu mógł po prostu sformułować je w głowie. Mimo wszystko czuł się pewniej, prosząc werbalnie o odpowiedzi. – To wrodzona cecha, czy zawdzięczacie ją technologii? Skoro potrafisz odczytywać nasze myśli, to dlaczego odpowiadasz nam na głos, zamiast przekazywać informację bezpośrednio do umysłów?

– Gdybyś znalazł w sobie odpowiednio dużo wiary i samozaparcia, też mógłbyś komunikować się w ten sposób – wyjaśnił Sephra. – Jednak wam przychodzi to o wiele trudniej, młodsi bracia. Dzięki Ethata mózg ulega fizycznym zmianom. Oko Duszy jest w stanie dostrzec wszystko to, co ukryte we wszechświatach i innych istotach. Nasz gatunek obecnie porozumiewa się niemal wyłącznie za jego pomocą. Zwykłą mową posługujemy się tylko czasami w tradycyjnych ceremoniach, ale każdy szanowany obywatel powinien władać sztuką wypowiedzi za pomocą dźwięków.

– Czy mógłbyś zdefiniować Ethata? – Melissa dość nieudolnie wymówiła agnerimskie słowo. – Interpreter jeszcze go nie przetłumaczył.

Sephra wstał i zbliżył się do tafli przeźroczystego polimeru. Wlepił swe żółte ślepia prosto w twarz Melissy.

– To sztuka skupienia i wyparcia się własnego ja. Poszukiwanie łączności z innymi bytami. Wy… nigdy nie posiedliście tej sztuki w pełni, a i nam daleko do doskonałości. Stąd wasze pojęcie o Agnerimach było zniekształcone. Nawet ostatnimi czasy, gdy wasza wiedza pozwala na częściowe wyjaśnienie działania naszego świata, patrząc Okiem Duszy nie potrafiliście pojąć wielu rzeczy. Musieliśmy powiedzieć to wprost.

– Czyli Ethata to medytacja, modlitwa, albo miks obu – domyślała się Haere. – To wyjaśniałoby, dlaczego obraz Agnerimów znajduje odzwierciedlenie w religii. Te wszystkie historie nie były objawieniami, tylko nawiązaniem kontaktu z wyższym wymiarem. Tylko jak udało im się porozumieć, skoro nie znali ich języka?

– Proces myślowy nie odbywa się za pomocą słów, tylko idei – wytłumaczył Rizov. – Oprócz tego, że nasza telepatia jest ułomna, starożytni ludzie nie mieli bladego pojęcia o konceptach naukowych, co dodatkowo spotęgowało przekłamania.

– Technologię utożsamili z boską mocą – powiedziała antropolożka. – Agnerimowie stanowią odzwierciedlenie istot opisywanych przez religie… Wiele z wierzeń przedstawiało wężowe lub pierzaste stworzenia. Quetzalcoatl, hinduistyczne Nagi, czy choćby biblijne anioły albo Szatan pod postacią smoka. Teraz to ma sens.

Rizov przypuszczał, że „Oko Duszy” to szyszynka rozwinięta na tyle, by umożliwić komunikację bez słów. Zastanawiało go, w jaki sposób wymieniano za jej pomocą informacje. Przypuszczał, iż poprzez splątanie kwantowe, o którym wcześniej wspominał Sephra. Profesor nie potrafił jednak pojąć, dlaczego Agnerimowie ryzykowali dostanie się przez czarną dziurę do subwszechświata po to, by przekazać ludziom prawdę o rzeczywistości.

– To jeden z powodów, ale nie jedyny – odezwał się Sephra, odczytawszy myśli Barta. – Jest jeszcze pewien aspekt, o którym powinniście wiedzieć.

Naukowcy odebrali wrażenie, że obcy nieco posmutniał.

– Co masz na myśli? – zapytał Rizov.

– Pragnęliśmy uciec od Stwórcy. – Sephra zadarł głowę. – To szalona istota. Nie chcieliśmy żyć w jej obecności. To długa opowieść. Jeśli tego pragniecie, przedstawię ją wam teraz.

– Nie chcesz odpocząć? Zadajemy tobie pytania od dobrych kilku godzin. Może się połóż na chwilę. – Melissa zatroskała się losem obcego.

– Agnerimowie nie potrzebują dużo snu – odparł Sephra. – Niektórzy nie śpią wcale, tylko ćwiczą Ethata. Za to wam bardzo by się przydał, czuję to w waszych głowach.

Biolog zerknął na zegar wyświetlany w kącie pola widzenia na soczewkach rozszerzonej rzeczywistości. Była czwarta dwadzieścia, co przy dwudziestogodzinnym obiegu Ariadny wokół własnej osi oznaczało początek poranka. Nieprzespana noc mocno dawało się we znaki Rizovowi, jednak bardzo ciekawiła go historia obcego.

– To co, Melisso, jeszcze jedna porcja argdeksamfetaminy? – Bart spojrzał znacząco na koleżankę.

– Skoro nalegasz – rzekła Haere. – Czuję się jak za starych, dobrych czasów na uniwersytecie. No, kolego, czy może też starszy bracie, opowiadaj…

 

***

 

Nie istniało miejsce, gdzie Agnerimowie mogli poczuć się bezpieczni. Nikt nie wiedział, co kryje jutro.

Modlitwy… Czasami Stwórca na nie odpowiadał, czasami przynosiły zupełnie przeciwny skutek. Jego prawa nieustannie ulegały zmianom. Historia pamiętała zarówno lata miłosierdzia, jak i surowo egzekwowanej sprawiedliwości. Przez epoki Falthraha zachowywał się niczym permisywistyczny demiurg, zupełnie nie ingerując w sprawy skrzydlatych istot. Innym razem jawnie realizował swą wolę poprzez awatary, czy to roboty potrafiące z idealnym odwzorowaniem imitować jakąkolwiek postać, czy też zwykłych Agnerimów, nad którymi przejmował kontrolę za pomocą telepatii.

Mimo pozornego chaosu cywilizacja jaszczurów rozwinęła się na tyle, by posiedli zdolność podróży po kosmosie i kolonizowania nowych ciał niebieskich. Niektóre wynalazki podsunął im Stwórca, inne opracowali samodzielnie. Żyło im się dość dobrze.

Nastał jednak okres w dziejach, w których Falthrah stał się kompletnie nieprzewidywalny. Jego posłańcy zwalczali siebie nawzajem, wybuchały wojny na wielką skalę. Sephra, młody dziedzic wodza rodzimej planety Agnerimów – Rsetheh, doświadczony przez lata cierpienia, pewnego dnia postanowił, że nie może trwać w bezczynności.

Zbudził się z długiego jak na agnerimskie standardy snu i wystąpił na balkon komnaty. Wysoko i kwadroko nad jego głową, na turkusowym niebie błyskały smugi po pociskach kinetycznych i lancach plazmowych. Gdy później streszczał tę historię ziemskim słuchaczom, nie potrafili pojąć określeń czwartego wymiaru przestrzennego, lecz dla niego była to w zupełności naturalna rzecz. Tak czy inaczej, Sephra nie mógł już dłużej znieść rozlewu krwi spowodowanego przez szaleństwo Falthraha. Zapragnął za wszelką cenę ukrócić wojny.

Chciał unicestwić Stwórcę, ukarać go za pogrywanie jego ludem, lecz wiedział, że to niemożliwe. Ogromna kwadrisfera wykonana z nieznanego materiału, która była nośnikiem świadomości Boga, przemierzała wszechświat z dala od agnerimskich siedlisk, była też chroniona przez niepokonane machiny. Sephra wpadł zatem na inny pomysł.

Rozpostarł swe skrzydła i wzbił się w przestworza, ku świątyni Bhazoh, co oznacza Ścieżkę Pokoju. Kościół wzniesiono na jednej z setek szklistych wysp, które unosiły się w gazowej atmosferze Rsetheh.  W głębi duszy czuł, że to właściwe miejsce. Przypuszczał, że tam odnajdzie natchnienie konieczne do realizacji planu.

Widok przyszłego władcy wzbudził niemałe zamieszanie wśród tłumów odwiedzających, zgromadzonych na placu przed świątynią. Wypytywano Sephrę o cel wizyty. On jednak milczał. Wstąpił do wysokiego, ozdobionego symbolistycznymi objętościorzeźbami budynku i zajął miejsce na macie rozłożonej po parakwadrowej od kamiennego ołtarza. Bhazoh, dzieło najznamienitszych agnerimskich architektów, wzniesiono za czasów, gdy Falthrah był uznawany za mistyczną siłę, jeszcze zanim wyjawił prawdę o sobie i o stworzeniu.

Wątpił, czy przedsięwzięcie w ogóle się uda. Zamierzał bowiem prosić o pomoc Tego, którego szczerze nienawidził. Zamknął oczy i osiągnął Ethata, które po pewnym czasie stało się na tyle silne, że przestał odbierać bodźce zmysłowe. Odciętą od ciała jaźnią przemierzał kosmos w poszukiwaniu Stwórcy.

Nikt nie wiedział, w jaki sposób funkcjonuje Falthrah. Nawet Oko Duszy nie pozwalało dostrzec wnętrza kwadrisfery. Wielu przypuszczało jednak, zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, iż Stwórca jest zbiorową świadomością, rojem maszyn albo żywych organizmów. Niezgoda poszczególnych części składowych mogła stanowić przyczynę wojen.

Sephra miał nadzieję, że jedna z tych frakcji spojrzy przychylnie na jego sprawę. Przez Ethata nawoływał Falthraha, jasno określając swe żądania: Pozwólcie nam odejść. Zostawcie nas samych sobie, tak jak ludzi.

Czuwał tak przez parę dni i nocy, aż końcu otrzymał odpowiedź.

– Nędzny robak ma czelność rozkazywać.

– Odpuść mu. Dość zgotowaliśmy już tortur naszym stworzeniom.

– Nie zgadzamy się na to. Niższe istoty muszą być nadzorowane.

– Nie słuchaj ich. Pokażę ci jak uciec tam, gdzie żyją ludzie.

– Nie ma powodu, by uciekać. Jesteśmy dla was dobrzy.

– Znajdziemy was wszędzie. Wszystkie wszechświaty należą do nas.

– Wyjaśnimy ci, jak postępować, byś osiągnął to, czego pragniesz.

– Zdrada! Robaki poznały nasz sekret! Zetrzemy cię w proch!

– Nie bój się, jesteśmy z tobą.

Miriady uczuć i konceptów szumiały w głowie Sephry, jednak zdołał wydobyć z nich najważniejszy przekaz – część Falthraha była mu przychylna. Otrzymał wiedzę niezbędną do opuszczenia tego wszechświata.

Potrzebował tylko środków do realizacji planu. Przerwał Ethata i zorientował się, że jest odżywiany parenteralnie. Władca Rstheh nie mógł pozwolić na śmierć jedynego syna z głodu, nawet jeśli ten miałby sam ją na siebie sprowadzić. Sephra w głębi duszy dziękował ojcu, że o to zadbał. On był zbyt zaślepiony dążeniem do osiągnięcia celu, by przejąć się tak prozaiczną sprawą.

Słudzy natychmiast otoczyli go kręgiem i zaczęli zasypywać pytaniami, oferowali wszystko, co mogli. Sephra pragnął tylko jednego. Zespołu najlepszych naukowców i konstruktorów z całej planety.

 

***

 

– To kompletny nonsens! – oburzył się Ephai. – Nie możemy sobie na to pozwolić. Planeta jest atakowana przez kolonistów z Refhronu. Wydatki na wojnę mocno obciążają budżet, a prorok Saithon twierdzi, iż musimy jeszcze podwoić produkcję pocisków kinetycznych, jeżeli chcemy utrzymać linię obrony z dala od górnej granicy atmosfery.

– Mam sposób na jej zakończenie, ojcze – odparł Sephra. – Być może jedyny. Musimy ukrócić machinacje Stwórcy. Nie zniosę dłużej tego, że przelewamy krew za Jego widzimisię, że musimy walczyć za awatary realizujące jego schizofreniczne idee!

– Czy właśnie nie stałeś się jednym z tych awatarów, Sephro? – zapytał wódz, opierając się na krześle. Choć komunikował się z synem za pomocą telepatii, a Agnerimowie potrafili ukrywać swe myśli przed pobratymcami, wolał czynić to na osobności, w bogato urządzonej komnacie sypialnej. – Nie jesteś pewny, czy to, co przekazała ci ta frakcja Falthraha, jest prawdą. A jeśli i ty zostałeś zmanipulowany?

Sephra zaczął biegać wzrokiem na ortokwadrowo i parakwadrowo, jak gdyby szukał odpowiedzi na obrazach przedstawiających dzieje jego rodu. Sam też często nad tym się zastanawiał. Lękał się, że zabiją go wysłannicy apodyktycznej części osobowości Boga, albo też przejmą kontrolę nad jego umysłem.

– Przyjmuję do wiadomości taką ewentualność – zapewnił Ephai. – Muszę jednać podjąć ryzyko. Nawet jeśli się nie uda, nawet jeśli Falthrah wróci do świata ludzi i zrobi z nimi to samo co z nami, powinienem to uczynić, daje to bowiem cień szansy na normalną egzystencję, a nie jako trybik w machinie.

– Po prostu… nie chcę cię stracić – wyznał wódz. – Wiesz, że cię kocham, synu.

Sephra wiedział. I czuł to w swym sercu. Rodzicielską opiekuńczość, bezwarunkową miłość. Ojciec zawsze znajdował dla niego czas, mimo iż był bardzo zaangażowany w sprawy planety. Zawsze podtrzymywał go na duchu, choć sam nosił w sercu wiele ran. Zawsze potrafił go wysłuchać i zrozumieć.

– Nie mamy nic do stracenia – stwierdził Sephra, spoglądając przez okno na wspinające się po nieboskłonie księżyce. – Bo nic tak naprawdę nie posiadamy. Wszystko to, co nas otacza, całe nasze istnienie, to wyłącznie kredyt od Falthraha. Ja chcę mieć wyrównany rachunek.

– W porządku – zgodził się Ephai. – Dostaniesz fundusze, konstruktorów i załogę. Tylko obiecaj, że kiedyś jeszcze cię zobaczę.

– Obiecuję. Jeśli nie w tym życiu, to w następnym.

 

***

 

Parę lat później Sephra stał na mostku krążownika międzygalaktycznego. I to nie byle jakiego, bo wyposażonego w pole perserwacyjne, które winno sprawić, że informacja o statku i całej załodze dostanie się w niemal nienaruszonym stanie do wszechświata ich młodszych braci. Miała nastąpić jedynie konwersja obiektów czterowymiarowych do trójwymiarowej przestrzeni. Czas biegł w ten sam sposób tu i tam. Jak później się okazało, nie była to aż tak straszna przemiana.

Nie wierzył własnym oczom, kiedy autopilot poinformował go o zbliżaniu się do czarnej dziury, która kryła w sobie uniwersum ludzi. Nie zostali zgładzeni w wyniku działań wojennych, żadna frakcja Stwórcy nie przymusiła ich do zmiany planów. Część Falthraha, która pomogła dziedzicowi Rsetheh, najwyraźniej nad wszystkim czuwała.

Pole perserwacyjne zostało aktywowane, napęd nadświetlny wyłączony. Zmierzali ku horyzontowi zdarzeń, poruszani przez grawitację. Sephra nie odczuwał już strachu, a jedynie ciekawość tego, co czeka go po drugiej stronie.

 

***

 

Rizov aktywował system rozszerzonej rzeczywistości i uruchomił aplikację wiadomości. Media nadal trąbiły o przybyciu kosmitów. A zatem to nie był sen.

Leki hipnotyczne zadziałały nadzwyczaj dobrze. Czuł się wypoczęty, mimo iż nie spędził w łóżku zbyt dużo czasu. Wstał i zaczął szykować się do wyjścia do pracy. Po szybkim prysznicu ubrał się w wyprasowany przez androida garnitur, wypił niemal jednym haustem koktajl białkowy, opuścił dom i wsiadł do poduszkowca magnetycznego, by dotrzeć do głównej bazy wojskowej Gliese położonej osiemset kilometrów na południe od N2YC.

Dalsza opowieść Sephry rzuciła nowe światło na historię Agnerimów. Xi skonfrontował ich rewelacje z teorią Einsteina-Cartana, według której czarne dziury mogą być tunelami czasoprzestrzennymi do innych wszechświatów, lecz nie istniejących już od jakiegoś czasu jak nasz, a do nowych, rozrastających się. Istniało jeszcze mnóstwo innych rozbieżności pomiędzy znaną nauką a tym, co opisywały skrzydlate jaszczury. Wielu naukowców podchodziło do nich z nieufnością, inni, jak Melissa, byli zafascynowani obcymi. Bart wolałby jednak, żeby rewelacje obcych nie okazały się faktem. Możliwa konfrontacja z Falthrahem, który najprawdopodobniej był cywilizacją typu VII według skali Kardaszewa, nie napawała optymizmem, mając na uwadze to, jak nieprzewidywalny był według Sephry.

Choć informacje dawkowano publice w niewielkich porcjach, na nowo odrodziły się kulty wieszczące nadchodzący koniec świata czy inwazję obcych. Rizov przelatywał nad ogromnymi pikietami gromadzącymi się w parkach i na placach. Opinie ludzi jednak w tym momencie były najmniej istotne, liczyło się to, by rozwikłać zagadkę Agnerimów.

Tego dnia Sephra miał zademonstrować im krążownik, który został zabezpieczony przez armię. Zezwolono na to po wynikach badań mikrobiologicznych – wirusy i bakterie kosmitów były zupełnie obojętne dla ludzi, zaś vice versa przybyszów chroniła nanotechnologia usuwająca wszelkie szkodliwe patogeny. Działanie statku mogło stanowić jedyny dowód w sprawie istnienia innych wszechświatów, bowiem zapisy danych zabrane przez Agnerimów przedstawiały zupełnie niezrozumiałą dla człowieka, czterowymiarową rzeczywistość, nie dało się też zagwarantować, że nie zostały sfabrykowane. Kwestią nierozstrzygniętą pozostawało to, jak zbadać proces podróży do innego wszechświata. Mało kto chciałby uczestniczyć w kursie skierowanym prosto na czarną dziurę. Nie było też gwarancji, że sprzęt rejestrujący zadziała w tak ekstremalnych warunkach.

Po półgodzinie lotu Rizov dotarł na miejsce. Krążownik stał gdzieś na betonowym lądowisku, lecz był zupełnie niewidoczny, najpewniej przez kamuflaż translucyjny. Po weryfikacji tożsamości Bart zaparkował poduszkowiec i dołączył do ekipy naukowców, której towarzyszyli wszyscy Agnerimowie – ich przywódca twierdził, że niezbędna jest cała załoga –  oraz wojskowa obstawa.

– Witaj, Bart – powiedział Sephra. Kosmici zostali obdarowani przenośnymi komputerami, które tłumaczyły i syntezowały ich mowę. – Miło znów cię spotkać.

– Ciebie też – odparł biolog, choć w głębi duszy nieco tęsknił za spokojem, który panował w jego życiu przed wizytą Agnerimów. – Zatem, co masz zamiar nam przedstawić? Przypuszczam, że niewiele z tego zrozumiem, w końcu nie jestem fizykiem, ale skoro mnie tu zaproszono, to z chęcią poznam twój plan.

Wiatr dął z wręcz huraganową siłą. Żołnierze wyglądali na wyjątkowo spiętych, nerwowo ściskali karabiny pulsacyjne w dłoniach. Wśród naukowców również dało się wyczuć nutę niepewności.

– Mógłbym zabrać was do naszego wszechświata. Albo do jakiegokolwiek innego – rzekł Sephra. – Najbardziej pragnąłbym jednak pokazać wam miejsce, do którego wszyscy nieuchronnie zmierzamy.

– Co masz na myśli? – spytała Melissa.

– To, o czym mówiło wielu waszych i naszych proroków, a czego nie potrafiliśmy zrozumieć. – Sephra świdrował ją wzrokiem. – Najskrytsze tajemnice, które dobra frakcja Falthraha wyjawiła mi jako ostatni dar parę godzin temu, zanim Stwórca całkowicie oszalał i rozpoczął masową eksterminację Agnerimów. Gdy udaliście się na spoczynek, Okiem Duszy ujrzałem zagładę Rstheh i śmierć mego ojca. Dowiedziałem się też jednak, że wkrótce go spotkam. Zobaczyłem nową Prawdę.

– Brednie – skomentował Tsun.

– Stwórca to nie Bóg – kontynuował Sephra, nie zważając na szemranie badaczy. – Bóg to Nieskończoność. Przedwieczny Stan, w którym nie ma przestrzeni ani czasu, a przechowywana jest wszelka możliwa informacja. Innymi słowy świat ducha. Macierz, w której osadzone są wszystkie wszechświaty. Wnętrza czarnych dziur to porty do tego Stanu. Konwertery fizyka-metafizyka. Nasze ciała i światy to tylko materialna powłoka. Kiedy ulegną degradacji, wracamy do Nieskończoności. Falthrah dobrze o tym wie, dlatego tworzy życie i bawi się nim, by sprowadzić cierpienie. Wyłonił się z Nieskończoności i, choć część jego osobowości wcale tego nie pragnie, wkrótce do niej wróci i zatraci moc do kreowania. Zanim tak się stanie, może przybędzie torturować i was. Lecz nie bójcie się. Odchodzę razem z moimi braćmi do Przedwiecznego Stanu. Możecie uczynić to także i wy, bez bolesnego doświadczenia śmierci. Dobra część Falthraha zdradziła mi dziś, że pole perserwacyjne da się dostroić na dwa sposoby. Ten umożliwiający dostanie się do innego wszechświata i ten pozwalający pozostać w Nieskończoności. 

– Dosyć tych religijnych pogaduszek! – krzyknął Tsun. – Nigdzie się stąd nie ruszycie, dopóki nie uznamy, że nie stanowicie zagrożenia dla Ziemian…

– Agrh!

Wojskowi, Xi oraz reszta naukowców poza nielicznymi wyjątkami tarzała się teraz po ziemi, chwytając się z bólu za głowy.

– Musicie się jeszcze wiele nauczyć – rzekł Sephra. – Może materialne życie nie jest całkowicie pozbawione sensu. To próba, przez którą informacja jest przekształcana w szlachetniejszą formę…

– Sephro, jak wytworzyć pole perserwacyjne? – spytała Melissa.

– Weź to. – Agnerim zdjął z szyi srebrny wisior o kształcie łzy i wręczył go Haere. – Tu zapisano wszelką niezbędną wiedzę. Jej odszyfrowanie może zająć wam sporo czasu, lecz nie poddawajcie się. Niestety, ale muszę już się z wami rozstać. Chcę jak najszybciej znowu ujrzeć bliskich. Do widzenia, młodsi bracia!

Właz krążownika zaczął się powoli otwierać, a obcy zbliżyli się do niego. Zgromadzeni w bazie wojskowej ludzie byli zbyt osłupieni, by wydusić z siebie nawet słowo pożegnania.

 

***

 

Minął dokładnie rok od lądowania Agnerimów na Ariadnie. Choć nie pojawił się złośliwy demiurg, ludzie wciąż żyli w strachu przed nim. Prace nad zrozumieniem agnerimskich tekstów naukowych pozostawionych przez Sephrę i odtworzeniem sposobu dostania się do wnętrza czarnej dziury bez unicestwienia statku kosmicznego pod wpływem ogromnej grawitacji szły pełną parą. Tworzono setki nowych kultów i teorii spiskowych.

Bart nadal pracował w Instytucie. W odróżnieniu od Melissy, badającej zjawiska kulturowe związane z pojawieniem się kosmitów, a hobbystycznie wspierającej projekt uzyskania pola kontaminacyjnego, oraz Xi, który za wszelką cenę próbował znaleźć bardziej przyziemne wytłumaczenie incydentów spowodowanych przez Agnerimów, całkowicie odciął się od tej sprawy. Nie potrafił w logiczny sposób poukładać sobie tego, co przekazał im Sephra. Przypuszczał, że skrzydlaty stwór nie powiedział im całej prawdy. Sprawiał wrażenie istoty o wiele potężniejszej, niż wynikałoby to z jego historii. To w jaki sposób poradził sobie z Tsunem i wojskowymi, tylko potwierdzało domniemania biologa. Być może Sephra sam był szalonym Bogiem, który krąży po wszechświatach i snuje mity wśród pomniejszych istot. Tak czy inaczej, Bart czuł, że chciałby jeszcze kiedyś go spotkać.

Niektóre rzeczy jednak się nie zmieniły. Rizov wciąż lubił oglądać rozgwieżdżone niebo. I nadal nie znał nazw konstelacji.

Koniec

Komentarze

Koncept fajny i przedstawiony ciekawym językiem. Bardzo ładnie opisujesz sytuacje pierwszego kontaktu. Podoba mi się “science” od strony biologicznej i autentyczna troska o zarażenie nieznanymi bakteriami tak przybyszy jak i nas. Próby komunikacji przywodzą na myśl film “Arrival” (czy też “Nowy Początek”, niech żyją polscy tłumacze, hip-hip-hurra). 

Bardzo subiektywnie powiem, że obcy są zbyt ludzcy, ale jak wspominałem przy opowiadaniu Darcona – moje preferencje idą w stronę zupełnie nam obcych kosmitów :) Przy przyjętych założeniach sprawa została przedstawiona nader ciekawie :)

Normalnie na tym bym poprzestał. Ale że to konkurs “Science”, toteż mam trzy poważne pytania/przemyślenia naukowe z Twojego opowiadania, w których coś mi zgrzytnęło:

nie porozumiewali się za pomocą strumieni tachionów o urojonej masie spoczynkowej

Niestety nie wyczytałem, jak Ziemianie radzą sobie z efektem tachionowego antytelefonu. Czy więc “tachiony” tutaj są inne od tych proponowanych przez dzisiejsza fizykę?

Nadal nie wykorzystujecie splątania kwantowego do komunikacji. 

Z wyczytanych przeze mnie informacji wynika, że splątanie kwantowe samo z siebie nie może stanowić metody komunikacji, jedynie jako część kwantowej teleportacji. Na straży takiego założenia stoi jedna z zasad kwantowej teorii komunikacji zwana, a jakże, “zasadą braku komunikacji” [non-communication theorem]. Przedruk z przedmowy sugeruje zastosowanie w telepatii, ale omija oryginalny tytuł artykułu ze Świata Nauki 12/2009 “Łatwo przyszło, łatwo poszło” (a nie “Splątanie kwantowe mechanizmem telepatii”), gdzie George Musser nawet słowem nie zająknął się na temat zastosowania splątania do komunikacji, czy też że którekolwiek z badań mogą podważać wspomnianą zasadę. Przejrzałem też na szybkiego wspomniane tam “dynamiczne splątanie” oraz kwantową korekcję błędów – także nie pada sugestia naruszenia tejże zasady. W związku z tym rodzi się pytanie o przyjęte przez Ciebie założenia – czy obcy faktycznie komunikują się tylko za pomocą splątania, gdy używają telepatii? Jeśli tak, to czy istnieje niezerowa szansa, że jest to komunikacja nadświetlna w naszym wymiarze, a to doprowadza do wspomnianego wcześniej antytelefonu i zasady “nadświetlność = podróż w czasie”?

lancach plazmowych

Z tego co czytałem, to broń plazmowa może nie nadawać się do niczego bez zastosowania bliżej nieokreślonych rozwiązań ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję za przeczytanie i obszerny komentarz, NoWhereManie. Miło mi, że niektóre aspekty opowiadanka ci się spodobały.

 

Co do przemyśleń naukowych:

Tachionowy antytelefon: wytłumaczenie ogólne można oprzeć o regułę reinterpretacji – próba wykrycia tachionu z przyszłości powoduje utworzenie wysłanie identycznego tachionu w przyszłość (więcej o tym tu: https://en.m.wikipedia.org/wiki/Tachyon) Moje wytłumaczenie w oparciu o realia świata tekstu: tachiony są osadzone w Nieskończoności, stąd urojona (nie w sensie matematycznym) masa – nie są obiektami materialnymi, to echa Przedwiecznego Stanu. Ich inne właściwości (za wyjątkiem jednej, pozwalającej przekazywać informacje) są nieopisywalne przez matematykę – mogą mieć nieskończoną prędkość, co przy próbie opisywania ich właściwości za pomocą wzorów matematycznych prowadzi do symboli nieoznaczonych. Ludzie tego nie wiedzą, potrafią tylko przywołać tachiony z Przedwiecznego Stanu, nadać im odpowiedni moment pędu (albo amplitudę fali, częstotliwość byłaby niemierzalna ze względu na nieskończoną prędkość), który w ich przypadku jest mierzalny – byłaby to ta jedyna "matematyczna" cecha, i odczytać tą właściowości, które raz nadane natychmiast są dostęone w całej przestrzenii przez niezkończoną prędkość tachionu.

 

Splątanie kwantowe: W przedstawionym świecie "non-communication theorem" nie obowiązuje, stany kwantowe znajdują swoje odzwierdciedlenie w Przedwiecznym Stanie i stamtąd pobierane są informacje. Splątanie kwantowe mogło teź po prostu być niedokładnym przekładem z angerimskiego na ludzki, Sephrze mogło chodzić o to, że porcje informacji są "uwiązane" w Nieskończoności, co pozwala je odczytać innym myślącym istotom.

 

Lance plazmowe: W 4-wymiarowej przestrzeni opisanej w utworze naładowane cząstki o przeciwnych znakach są w stanie ustawić się w taki sposób, że ich pozycja jest wzajemnie stabilizowana. Zasada działania lancy opiera się na tym, że w dwu osobnych kanałach cząstki naładowane dodatnio i ujemnie są rozpędzane za pomocą pola magnetycznego, następnie łączone przy wylocie w jeden strumień, w którym ulegają wspomnianej wcześniej stabilizacji – poruszają się tylko w 1 kierunku, nie rozpierzchają się na wszystkie strony. Przed taką lancą nie sposób obronić się polem magnetycznym, bo jeżeli jeden rodzaj ładunków zostanie odepchnięty, to drugi będzie przyciągniętym z jeszcze większą szybkością.

 

Komemtarz autora: Dlatego nienawidzę pisać s-f, za dużo kombinowania, żeby móc na legalu sprzedać swoją wizję. Z początku to opko to w ogóle miało być science fantasy albo metaphysical, ale jakoś zabrnąłem w tłumaczenie wszysfkich zjawisk opisanych w tekście XD

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wiem, że konkurs Science, ale cóż, uwielbiam samą scenografię, więc nie zastanawiałam się nad naukowym wytłumaczeniem poszczególnych elementów. Tekst mi się podobał z racji poruszanej tematki, chociaż mam wrażenie, że można było jeszcze bardziej pojechać po bandzie. Jednak część metafizyczna nie jest specjalnie odkrywcza, powiedziałabym, że nawet prostolinijna (albo za dużo czytam tego typu tematyki) ;) Mimo to, u mnie zawsze duży plus za wątki gnostyckie. Może gdybyś nie wnikał w naukowe detale, coś więcej byś wyciągnął. Ale konkurs to konkurs, a smaczki naukowe też zawsze warte uwagi :)

Dzięki za wytłumaczenia :) Generalnie o ile ogólne wytłumaczenie o regułę interpretacji to raczej strzał kulą w płot (ponieważ są poważne wątpliwości co do jej działania, jak choćby łamanie podstawowych praw zachowania masy oraz energii – inna interpretacja tachionów dokonana przez fizyka cząstek jest tutaj), o tyle oparcie się o logikę przedstawioną w tekście oraz pokazany tam inny wymiar jest jak najbardziej okej i ja to kupuję. Podobnie przedstawienie założenia o niedziałaniu zasady braku komunikacji, choć to może prowadzić do dosyć niecodziennych zastosowań, ale to już inny temat :)

Komemtarz autora: Dlatego nienawidzę pisać s-f, za dużo kombinowania, żeby móc na legalu sprzedać swoją wizję.

Myślę, że to kwestia podejścia. Ja, jeśli autor nie idzie w realizm naukowy, a jedynie chce coś przedstawić swoją wizją, ignoruję takie rzeczy (stąd poza konkursem po prostu bym nie pytał, masz wszak swoją wizję i w złożonym świecie tak to działa i już). Dużo gorzej wygląda, gdy autor wie, że pisze bzdury i jeszcze okrasza je technogatką, która kompletnie kłóci się z podstawami jakiejkolwiek nauki znanej człowiekowi. Ale tego w tym tekście nie dostrzegłem :)

 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

@NoWhereMan

Popraw technogatkę, bo cybermajciochy przychodzą na myśl :D.

 

Co do samego tekstu, odniosę się jak przeczytam i po zakończeniu konkursu, bo jakoś nie potrafię prowadzić ostrzału konkurencji przed rozstrzygnięciem :P (co nie znaczy, że jest do czego strzelać, jak mówiłem, opowiadania jeszcze nie przeczytałem).

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Popraw technogatkę, bo cybermajciochy przychodzą na myśl :D

Nie chce wiedzieć skąd masz takie skojarzenia ;) Ale podoba mi się ta aluzja, dlatego zostawię, jak jest xD

Edycja:

Po namyśle wiem, skąd to skojarzenie i powiem krótko: Bailout, jesteś geniuszem! xD Używający “technogatki” autor wyciąga na wierzch “bieliznę” swojej niewiedzy i często przy okazji czytelnik czuje się zażenowany xD

A teraz lecę to opatentować! ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przeczytałam! :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

No, oficjalnie przychodzę w gości. Co miałem do powiedzenia o tekście negatywnego, było dla autora i innych betujących wyłącznie, na forum publiczne przybywam zaś chwalić. Wicked G odwalił kawał dobrej roboty w aspekcie worldbuildingu i podłoża naukowego. Tak poskładać wszystkie użyte technologie i teorie, by trzymało się to kupy, czytało w miarę płynnie, a i to i owo zrozumiało, to spora sztuka. Dla mnie mega trikiem okazało się użycie nazwy N2YC. Rozszyfrowanie skrótu dało mi szokującą wręcz jak na taki drobiazg satysfakcję. Autor osiągnął też pożądany efekt zachęcenia mnie do tego, bym o jego świecie chciał dowiedzieć się więcej. Ciekawi mnie Stwórca oraz jego rządy i tak jak wiele tekstów prosi się o sequel, ja w tym wypadku, nie pogardziłbym również prequelem. Dobra robota ;)

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Dziękuję za przeczytanie i komentarze :)

 

@Deirdriu

 

Miło cię znów widzieć. Fajnie, że spodobały się wątki gnostyckie. Z początku miałem iść bardziej metafizyczną ścieżką, później jakoś wyszło, że bardziej zagłębiłem się w szczegóły naukowe. 

 

 

@NoWhereMan

 

Dzięki za podrzucenie linku, bardzo ciekawie i w przystępny sposób wyjaśnia temat i stawia regułę reinterpretacji w cieniu wątpliwości. 

 

Dużo gorzej wygląda, gdy autor wie, że pisze bzdury i jeszcze okrasza je technogatką, która kompletnie kłóci się z podstawami jakiejkolwiek nauki znanej człowiekowi.

Tego zawsze staram się unikać, a z racji, że jestem leniwy, to po prostu używam konwencji realizmu magicznego albo typowo fantastycznych, by wyobraźnia miała trochę więcej swobody :D

 

@Bailout

Czekam na Twoją opinię :)

 

@Naz

Dziękuję za bibliotekę, i również czekam, by ujrzeć Twe zdanie :)

 

@SHADZIOWATY (rety, napisałem Cię w przedmowie przez “Sz”, już poprawiam”)

Dziękuję za miłe słowa i jeszcze raz za betę :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Miło cię znów widzieć. Fajnie, że spodobały się wątki gnostyckie. Z początku miałem iść bardziej metafizyczną ścieżką, później jakoś wyszło, że bardziej zagłębiłem się w szczegóły naukowe.

 

Nawzajem :) Gnostycyzm, jak i wiele innych metafizycznych tematów, uwielbiam. Więc ładnie proszę kolejnym razem bardziej metafizycznie ;) Podejrzewam, że Twoje poprzednie teksty mają słuszne wątki, więc się rozejrzę :)

I dołączam się do Shadziowatego. Twój świat w opowiadaniu może być spokojnie rozbudowany. Czytałabym z chęcią.

Obawiam się, że nie jestem dobrą odbiorczynią podobnych opowiadań. Wiem, że konkurs tego wymaga i naukowość jest tu uzasadniona, ale jak dla mnie jest jej zbyt wiele, a sama historia nie wydała mi się nazbyt emocjonująca. Ot, zjawili się kosmici, pogadali z uczonymi o sprawach, które nie spędzają mi snu z powiek i odlecieli.

Czytało się jednak nieźle, bo opowiadanie, poza kilkoma usterkami, jest napisane całkiem porządnie.

 

Nocne niebo na pół­noc­nej pół­ku­li Ariad­ny wy­glą­da­ło nie­sa­mo­wi­cie, zwłasz­cza na po­kry­tej niską trawą ko­lo­ru ma­la­chi­tu, bez­kre­snej rów­ni­nie z dala od mia­sta. – Nie rozumiem – w jaki sposób bezkresna, trawiasta równina wpływała na wygląd nieba?

 

Na ka­na­le ta­chio­no­wym ode­zwał się ko­bie­cy głos. Po chwi­li jego wła­ści­ciel wy­ło­nił się… – Skoro głos był kobiecy, to chyba: Po chwi­li jego wła­ści­cielka wy­ło­niła się

 

Nie trud­no było to wy­wnio­sko­wać.Nietrud­no było to wy­wnio­sko­wać.

 

Ta noc oka­za­ła się nie­prze­spa­ną nie tylko dla Ri­zo­va… – Literówka.

 

Se­ph­ra za­darł głowę do góry. – Masło maślane.

 

co przy przy dwu­dzie­sto­go­dzin­nym obie­gu… – Dwa grzybki w barszczyku.

 

Roz­po­starł swe skrzy­dła i wzbił się w górę… – Masło maślane.

 

Widok przy­szłe­go wład­cy wzbu­dził nie­ma­łe za­mie­sza­nie wśród od­wie­dza­ją­cych tłu­mów zgro­ma­dzo­nych na placu przed świą­ty­nią. – Raczej: Widok przy­szłe­go wład­cy wzbu­dził nie­ma­łe za­mie­sza­nie wśród tłumów od­wie­dza­ją­cych, zgro­ma­dzo­nych na placu przed świą­ty­nią.

 

w bo­ga­to wy­stro­jo­nej kom­na­cie sy­pial­nia­nej. – Raczej: …w bo­ga­to urządzonej kom­na­cie sy­pial­nia­nej.

 

Za­wsze pod­no­sił go na duchu, choć sam nosił w sercu wiele ran. – Nie brzmi to najlepiej.

 

Choć pu­bli­ce in­for­ma­cje daw­ko­wa­no w la­ko­nicz­nych por­cjach… – Lakoniczne mogą być informacje, ale nie porcje.

Może: Choć lakoniczne informacje daw­ko­wa­no publice w ograniczonych/ niewielkich por­cjach

 

Dzia­ła­nie stat­ku sta­no­wi­ło mogło sta­no­wić je­dy­ny dowód w tej spra­wie… – Dwa grzybki w barszczyku.

 

Po pół go­dzi­ny lotu Rizov do­tarł na miej­sce.Po półgo­dzi­nie lotu Rizov do­tarł na miej­sce.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytawszy.

Babska logika rządzi!

@Deirdriu

Dziękuję za ocenę :)

Kto wie, może napiszę prequel, a może nawet i sequel, bo świat polubiłem :)

Domyślam się, że nie było cię przez cały 2016 i pół 2017, ze swoich metafizycznych tekstów z tego okresu polecam: Tetrahomosapiensinol, Czas czasu, Wilczą Skruchę, Augkwalit, Wonderdrug, Sutrę Smutku. Eksplorują przeróżne tematy, od panteizmu, przez filozofię buddyjską aż do wyniesienia na status Boga.

 

@Reg

Dzięki za łapankę :) Racja, zamiast przekazać emocje, może zbyt bardzo skupiłem się na kreacji świata. Błędy poprawię po ogłoszeniu wyników, jest już bowiem po terminie zgłaszania prac, a Jury ocenia też walory techniczne, chyba że nie mają nic przeciwko poprawkom tekstu po 06.06.

 

Nocne niebo na północnej półkuli Ariadny wyglądało niesamowicie, zwłaszcza na pokrytej niską trawą koloru malachitu, bezkresnej równinie z dala od miasta. – Nie rozumiem – w jaki sposób bezkresna, trawiasta równina wpływała na wygląd nieba?

Miejsca położone z dala od miast charakteryzują się małym zanieczyszczeniem świetlnym, czyli nadmiernym oświetleniem nocnym, które mocno wpływa na widoczność gwiazd. Nie ukrywam, że gdy teraz to przeczytałem, to stwierdziłem, iż zdanie jest skonstruowane w ten sposób, że można odnieść wrażenie, jakoby wysokość i kolor trawy również jakoś definiowały wygląd nieba :D Postaram się to poprawić.

 

@Finkla

Dziękuję za bibliotekę, czekam na opinię :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Już niedługo. :-)

Słusznie prawisz, teraz już nie poprawiamy byków.

Babska logika rządzi!

Git, zatem nie dotykam tekstu.

Trochę żałuje, że nie sprawdziłem komentarzy przed dwunastą, ale służba nie drużba – robiłem prezentację o kryptowalutach na lektorat z angielskiego :D

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Fakt, iż kosmici potrafił telepatycznie odczytywać skryte zamiary, nie stawiał ich w zbytnio komfortowej sytuacji.

Kosmici potrafili czy kosmita potrafił?

– Te[-,] symbole, które wam pokazywaliśmy, były kiedyś elementami systemów wiary, które wyznawaliśmy, zanim poznaliśmy prawdziwą naturę Stwórcy – wyjaśnił Sephra.

Mnie się podobało.

W sumie rzadko kiedy pierwszy kontakt jest przedstawiany jako taki… bezproblemowy. Raz dwa się dogadali, kosmici okazali się przyjaźnie nastawieni, fajnie.

W sumie mogłoby się okazać, że skoro jest świat czterowymiarowy, jest i dwuwymiarowy, to też by było ciekawe. Oczywiście, żadnego nie jestem w stanie sobie sama wyobrazić ;)

 

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet! Błędy poprawię po ogłoszeniu wyników. Fajnie, że się spodobało.

Kontakt był w miarę bezproblemowy, bo Agnerimowie już trochę o ludziach wiedzieli (co prawda nie wszystko), bo komunikowali się przez Ethata. Ludzie, dzięki swym doświadczeniom w opracowywaniu tłumaczeń ludzie szybko przełożyli ich mowę. Dlaczego to nie Agnerimowie dokonali tłumaczenia, skoro teoretycznie byli bardziej rozwinięci? Otóż mowa była dla nim reliktem przeszłości, nad którym nie warto było prowadzić badań ze względu na niską użyteczność. Ludzie przez lata opracowywali teorie naukowe na temat języka, a we współczesnych czasach także i translatory, by móc się porozumieć. Agnerimowie szybko opanowali uniwersalną sztukę telepatii i było im to zbędne, zatem byli pod tym względem “do tyłu”.

Co do agresji, to właśnie odrobinę mnie dziwi ta sci-fi klisza ze złymi obcymi atakującymi ludzi z nienacka, bo przecież wysoko rozwinięte istoty powinny cechować się empatią.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Co do agresji, to właśnie odrobinę mnie dziwi ta sci-fi klisza ze złymi obcymi atakującymi ludzi z nienacka, bo przecież wysoko rozwinięte istoty powinny cechować się empatią.

Niekoniecznie. Przeczytaj “The Killing Star” albo “Problem trzech ciał”. Można nie zgadzać się z tamtejszą interpretacją zachowań obcych, ale definitywnie nie można odmówić przemyśleniom pewnych racji. Jako zwolennik tezy o “obcych nam kosmitach” bardzo łatwo mi wyobrazić sobie scenariusz, gdzie choćby odpowiednio złożony “dylemat więźnia” doprowadza do wojny.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ano tak, w “Z Mroku” Webera też była chyba jakaś wysoko rozwinięta i jednocześnie bardzo agresywna rasa. W sumie zależy jak na to patrzeć, jeśli obcy wyłonili się na podobnej drodze jak ludzie i funkcjonują na biologicznie podobnych zasadach, to można zakładać, że będą posiadali przynajmniej zbliżone wartości do nas. Jeśli jest inaczej, np. w ogóle podstawowe reguły zostały zmienione, np. nie wiem, DNA obcych jest oparte na arsenie zamiast fosforu i to prowadzi do dalszych rozbieżności w funkcjonowaniu, to przypuszczam, że cywilizacja wykształciłaby się w odmienny sposób. Mogę się mylić, w końcu jest tyle nieprzewidywalnych czynników, że istnieje pewne prawdopodobieństwo, że cecha empatii wykształciłaby się tylko u ziemskich organizmów.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Ja bym do tego nie mieszała empatii. Jest walka, jest ryzyko, że ucierpi ktoś z naszych. Uważam, że na pokojowym handlu można więcej ugrać.

Babska logika rządzi!

W opowiadaniu podobał mi się pomysł demiurga, kapryśnością przywodzącego na myśl starotestamentowego Jahwe, jak również wytłumaczenie jego chwiejności przez spory w obrębie hive-mindu.  Wątek czterowymiarowości był z kolei zgrabnie w pleciony w opowieść obcego, co też należy poczytać za plus.  Jednakże mnie również zabrakło emocji, nie wczułem się ani w głównego bohatera, ani w księcia-kosmitę i może przez to metafizyczno-religijne refleksje po mnie po prostu “spłynęły” – za mało w nich było ludzkiej (czy też agnerimowej) perspektywy, a za dużo worldbuildingu.

@Finkla

Racja, w sumie empatia przy pierwszym kontakcie może zejść na dalszy plan, za to sporą rolę odgrywa pragmatyzm

 

@Nighter6

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) Miło mi, że docieniasz worldbuilding, choć rzeczywiście przytłoczył on opowiadanie.

 

@Anet, NoWhereMan

Dziękuję za biblioteki :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Witam.

 

Rzeczywiście, serwujesz tylko jedno danie, ale można dostać do niego sto różnych sosów. Od strony warsztatowej prawie bezbłędnie, zakradło się jeszcze kilka niepotrzebnych przecinków. Od strony konceptu – my mind is blown up.

Co mi trochę zgrzytało, to fakt, iż opowiadanie jest jakby… wyprane z emocji. Lubię otwarte zakończenia, ale tutaj jest to otwarte aż nazbyt szeroko, jak na mój gust. Zdaje się jednak, że obie te cechy stanowią część Twojego stylu, także raczej nie powinienem się czepiać :)

 

Pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Niebieski Kosmito!

Cieszę się, że koncept okazał się zaskakujący :)

Lubię otwarte zakończenia, ale tutaj jest to otwarte aż nazbyt szeroko, jak na mój gust. Zdaje się jednak, że obie te cechy stanowią część Twojego stylu, także raczej nie powinienem się czepiać :)

Czepiać się, czepiać, bo zakończenia wciąż nie wychodzą mi tak, jak powinny. Wciąż szukam złotego środka, raz przeginam w jedną, raz w drugą stronę :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nie mogę nominowac do biblioteki, ale mogę dodać komentarz :) Czytałam z przyjemnością. Podoba mi się sceneria, którą wykreowalas i wątek naukowy. Cieszę się jak z tekstu dowiaduję się czegoś nowego. I podpasowal mi czwarty wymiar :) Pozdrawiam serdecznie. A i gratuluję nominacji w konkursie.

Relikwia dla Wicked G:

Aura może nie sprzyja takim podarkom, ale wydaje mi się, że na jesień i zimę relikwia będzie jak znalazł. Wbrew pozorom, nie jest to wcale dziergana czapka przypominająca (tak leeedwo..) łeb Yody, tylko… doskonale zachowany, wydrążony czerep prawdziwego kosmity!

Uchodzące od wewnątrz neurony penetrują przez nabłonek węchowy (najbardziej “dostępną” część mózgu) i umożliwią Ci wykorzystanie licznych funkcji relikwii, wśród których na uwagę zasługują przede wszystkim:

– uszy wychwytujące dźwięk skrobania paznokciami po tablicy i styropianem po szkle

– wzrok przenikający damskie odzienie.

– dwa niepowtarzalne, zwisające kutasy, które dodają +100 do lansu.

 

Czerep zdobył jeden z moich przodków, w nagrodę za przejście Space Invaders :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Gratulacje Wicked! Włożyłeś w ten tekst sporo roboty i jak widać nie poszła ona na marne! A moje narzekania to wiesz… to narzekania marudy, który zawsze chciałby jeszcze więcej i lepiej:)

Dobra robota!

@Count

XD Dzięki za przepiękną relikiwię!

 

@Michał Pe

Dzięki jeszcze raz za pomoc, rzeczywiście praca nad tekstem się opłaciła.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Faktycznie, danie jak zwykle. Ale sosik ciekawy. ;-)

Research niezły, chociaż nie przekonuje mnie splątanie kwantowe jako podstawa telepatii. Zwłaszcza między Homo sapiens a przybyszami, kiedy kosmita siedzi w izolatce.

Opowiadanie mocno filozoficzne, z silnym zjazdem w stronę religii. Kierunek nawet ciekawy, ale niezdefiniowane zakończenie nie przypadło mi do gustu. Najbardziej interesujące rzeczy to historia kosmitów. Ale nie pokazujesz tego, tylko dajesz streszczenie. Koncepcja pierwszego kontaktu też niczego sobie. Na pewno oryginalna.

Świat – spodobała mi się czterowymiarowość. No i wizja życia na jednym świecie ze stwórcą, dość makabryczna…

Bohaterowie raczej słabo zarysowani. Czasami wręcz się zastanawiałam, czy egzotyczne imię oznacza „naszego” czy „obcego”.

Tytuł szału nie robi – jeden z tych, które po roku nic nie mówią o treści.

Język. Sporo różnych usterek – a to przecinek zginie, a to podmiot, a to cały fragment niepotrzebnie się zdubluje… Ale plus za neologizmy związane z czterowymiarową przestrzenią.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za komentarz, Finklo! Celnie wypunktowane słabe i mocne strony tekstu. Usterki językowe postaram się poprawić w najbliższym czasie.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Update: Poprawiłem błędy wskazane przez Reg i Anet.

Ciekawostka: argdeksamfetamina to substancja psychoaktywna wymyślona na potrzeby tekstu, którą wzorowałem na lizdeksamfetaminie (Vyvanse) – w strukturze cząsteczki lizyna jest zastąpiona argininą.

Zastanawia mnie, kto dał mi piątego klika :) Wiem, że nie jest to nikt z użytkowników, bo nie pojawił się w wątku nominacyjnym.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Zastanawia mnie, kto dał mi piątego klika :) Wiem, że nie jest to nikt z użytkowników, bo nie pojawił się w wątku nominacyjnym.

Klika i nie przyznaje się? Albo to jakiś dowcipniś, albo ktoś wyjątkowo nieśmiały, albo… szlachetny, rozsądny juror, który nie chciał zdradzić się sympatią do tekstu, więc wykorzystał sprzyjającą okoliczność…

Kto wie? :D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

:D Dzięki, Count!

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Spoko, sam to wypracowałeś!

Dałbym Ci znać w komentarzu jurorskim, ale skoroś taki wyrywny… ;)

 

Trzym się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Znasz może film Dogville? Opowiada on zupełnie inną historię, jednak podczas lektury Agnerima widziałem właśnie TO – plan o umownych szczegółach.

Opowiadanie jest ciekawe, dobrze się je czyta, ma chwytający za pysk początek, mam jednak wrażenie, że nie do końca podołałeś zmierzeniu się z czterowymiarową rzeczywistością. Skoro jest niepojęta, trudno ją sobie wyobrazić :P

Tekst zdał mi się nieco zbyt suchy emocjonalnie – dość szybko kosmici z fenomenu stali się bajarzami, chętnie dzielącymi się wiedzą i radą. Z jednej strony jest to nieco nowatorskie przedstawienie tematu (gdyby chcieli zniszczyć ludzkość – jeeeej, ależ byłoby to nudne ;) ), z drugiej – zmniejszyło dramatyzm tekstu, sprawiło, że stał się taki… beznamiętny.

Element science również nie ułatwiał zadania – widać, że autor temat ogarnia i bzdur nie wypisuje, jednak przedstawienie go czytelnikowi nie zawsze było tak dobre, jak być mogło.

Na duży plus mariaż teologii z nauką – ks. prof. Heller staje przed oczami jak żywy :D (W sumie, to jest żywy…)

Zakończenie – z jednej strony nie zadowoliło mnie swą otwartością, z drugiej – rozważania o Sephre były interesujące. A zatem na dwoje babka wróżyła…

Warsztatowo jak na Wickeda przystało – bardzo dobrze, zaś tytuł… mnie się nie spodobał :/

Mimo wszystko gratuluję tekstu – czytało się świetnie, a z wynikiem 71 primapunktów byłeś o krok od punktowanej czołówki mojego osobistego zestawienia :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

KURrrrrde angry

Napisałem BARDZO długi komentarz i przez przypadek TKNĄŁEM bonusowy przycisk mojej klawiatury odpowiadający za zamknięcie okna. Wypisałem Ci kilka błędów-literówek, pozjadanych liter, niestety nigdy się o tym nie dowiesz, niemniej miej świadomość, że się postarałem. Jestem zły. Spróbuję odtworzyć poprzednie uwagi:

 

 

 

Historia pamiętała zarówno lata miłosierdzia, jak i surowo egzekwowanej sprawiedliwości.

“Bóg jest dobry i sprawiedliwy” – podoba mi się przedstawienie m.in. chrześcijańskiego dogmatu w kategoriach osobowości dwubiegunowej.

Zgromadzeni w bazie wojskowej ludzi byli zbyt osłupieni, by wydusić z siebie nawet słowo pożegnania.

Tę uwagę co do zjedzonej litery pamiętam, bo ma wpływ na treść. Tutaj chyba podmiotem nie powinni być Angerimowie, prawda?

Wysoko i kwatroko nad jego głową, na turkusowym niebie błyskały smugi po pociskach kinetycznych i lancach plazmowych. Gdy później streszczał tę historię ziemskim słuchaczom, nie potrafili pojąć określeń czwartego wymiaru przestrzennego, lecz dla niego była to w zupełności naturalna rzecz.

Po pierwsze to to wytłumaczenie niejako zaburza mi koncepcję, że cała treść tego fragmentu jest jakby opowieścią obcego, a w niej nie powinno być miejsca na jakieś komentarze odbioru ludzi tej własnie opowieści. Po drugie trochę śmierdzi łopatologią, pierwsze określenie wskazuje jasno, że opisujesz cztery wymiary, a lance raczej nie zostawiały śladów dosłownie nad jego głową.

Czas biegł w ten sam sposób tu i tam.

Ta informacja nic nie wnosi do tego fragmentu i w ogóle wydaje mi się niepotrzebna.

 

 

Przylecieli, pogadali, polecieli.

Podobał mi się wykreowany przez Ciebie świat bogaty w odniesienia religijne i technologiczne. Nie wykorzystałeś potencjału czterowymiarowości świata obcych według mnie. Owszem, przedstawione przez Ciebie opisy brzmią ciekawie, ale żaden kluczowy element historii nie opiera się na tym patencie, gdyby Angermowie przylecieli z innego trójwymiarowego świata, opowieść mogłaby wyglądać dokładnie tak samo.

Nie przekonały mnie również początkowe obawy naukowców. Jeżeli nie mamy do czynienia z filmem Ridleya Scotta [a tu definitywnie nie mamy], to istoty, które przylatują statkami cholera-wie-skąd, raczej mają ogarnięte takie kwestie jak analiza atmosfery planety i zabezpieczenie się przed niebezpieczeństwami takimi jak flora bakteryjna. Ciężko mi też kupić to, że w chwilę po przylocie już mamy porobione jakieś translatory dla nich i jesteśmy w stanie świetnie się z nimi dogadać.

Zakończenie jest mocno nijakie, chyba, że coś mi umyka. Nie widzę w jaki sposób osiągnięcie przez ludzi Przedwiecznego Stanu miałoby rozwiązać problem wojen w krainie Angerimów, no i w ogóle wyzwolić ich od panowania demiurga. Chyba, że opowieść przybysza miała być w ten sposób celowo nieścisła? Nawet jeśli, to w takim razie nie za bardzo widzę jak sztab naukowców miałby o to nie dopytać. Końcowe przemyślenia na plus, ale sądzę, że gdyby tekst był mocniej oparty właśnie na możliwej nieprawdziwości słów obcego, to byłby lepszy, obecnie mamy dużo narracji z czterowymiarowego świata, która skwitowana jest “a może jednak wcale nie?”.

Napisane bardzo dobrze, co wcale mnie nie dziwi, czytało się płynnie i przyznam, że przez cały tekst byłem bardzo ciekaw co z tego wszystkiego wyniknie, tym bardziej szkoda, że wynikło niewiele.

No nieźle.

Może się zdarzyć, że powtarzam coś, co już wynotowano, ale że nie mam czasu śledzić pozostałych komentarzy, wklejam wszystko co mam.

 

“Nie rozpoznawał żadnej z konstelacji gwiazd…” – Konstelacja gwiazd to jak dla mnie masło maślane.

 

“Rizov znalazł się już nad centrum Nowego Nowego Yorku. Służby bezpieczeństwa odgradzały tłum gromadzący się w Washington Square Parku od kilku obcych statków. Prawdopodobnie na miejscu znajdowała się już ekipa badawcza…“

 

“Pod względem budowy ciała przedstawiciele nowo poznanego gatunku przywodziły Rizovowi na myśl archeopteryksa…” – przywodzili

 

“…rzekła Melissa Haere, czołowa antropolożka Akademii i dobra znajoma Barta.“ – Dziwnie późno zostało podane kim jest. W końcu pojawiła się na scenie już chwilę wcześniej…

 

“To tylko wywoła zbędny chaos, a ich opowieść może być tylko zwykłą machinacją.“

 

“…ona sama zapisało się w ludzkich umysłach jako pojęcie Boga.“ – literówka: zapisała

 

“Ten dziwny byt stworzył obie rasy. Skrzydlate, dwunożne jaszczury pozostawił przy sobie, lecz postanowił, że następny gatunek pozostawi samemu sobie. Homo Sapiens stworzył w uniwersum, które stanowiło zaledwie trójwymiarową warstwę na czarnej dziurze w innym wszechświecie.“

 

“Komunikacją opartą na dźwiękach posługujemy się czasami w tradycyjnych ceremoniach, ale każdy szanowany obywatel włada zwykłą mową.“ – Zbędne powtórzenie informacji. Przecież dopiero co obcy mówił to samo, niemal słowo w słowo, do Rizova.

 

“Te wszystkie historie nie były objawieniami, tylko nawiązaniem kontaktu z wyższym wymiarem. Tylko jak udało im się porozumieć, skoro nie znali ich języka?

– Proces myślowy nie odbywa się za pomocą słów, tylko idei – wytłumaczył Rizov.“

 

„Zbudził się z długiego jak na agnerimskie standardy snu[-,] i wystąpił na balkon komnaty.”

 

„Widok przyszłego władcy wzbudził niemałe zamieszanie wśródtłumów odwiedzających…” – brak spacji

 

„– Nie ma powodu[+,] by uciekać.”

 

„Władca Rstheh nie mógł pozwolić na śmierć jedynego syna z głodu, nawet ten jeśli miałby sam ją na siebie sprowadzić.” → nawet jeśli ten, a nie ten jeśli

 

„Władca Rstheh nie mógł pozwolić na śmierć jedynego syna z głodu, nawet ten jeśli miałby sam ją na siebie sprowadzić. W głębi duszy dziękował ojcu, że o to zadbał.” – brak mi tu dookreślenia podmiotu, kto w głębi duszy dziękował.

„Wszystko to[+,] co nas otacza…”

 

„Istniało jeszcze mnóstwo innych rozbieżności pomiędzy znaną nauką[-,] a tym, co opisywały skrzydlate jaszczury.”

 

„Tego dnia Sephra miał zademonstrować im krążownik, który został zabezpieczony przez armię. Zezwolono na to po wynikach badań mikrobiologicznych – wirusy i bakterie kosmitów były zupełnie obojętne dla ludzi, zaś vice versa przybyszów chroniła nanotechnologia usuwająca wszelkie szkodliwe patogeny. Działanie statku mogło stanowić jedyny dowód w tej sprawie, bowiem…”

To znaczy w jakiej sprawie? Kontekst nie wyjaśnia, o jaką sprawę chodzi…

 

„Wojskowi, Xi oraz reszta naukowców poza nielicznymi wyjątkami tarzała się teraz po ziemi, chwytając się z bólu za głowę.” – Za głowy w liczbie mnogiej.

 

„Zgromadzeni w bazie wojskowej ludzi byli zbyt osłupieni, by wydusić z siebie nawet słowo pożegnania.” – Literówka: ludzie, poza tym raczej choć słowo niż nawet.

 

Ogólnie rzecz biorąc… No, podobało mi się. Nie mój typ, zdecydowanie nie jestem targetem dla podobnych opowiadań, ale nie mam się do czego przyczepić. Nawet elementy SF i naukowe są podane w taki sposób, że mnie nie zraziły i nie wpędziły w ocean niezrozumienia. Dobra robota, tak myślę ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Muszę przyznać, że musiałem przeczytać jeszcze raz twoje opowiadanie, bo pierwszym razem nie zapadło mi w pamięci. Jednak wyróżnienie w konkursie zagnało mnie tutaj z powrotem.

Teraz już wiem, że wtórny, po kroćset powtarzany pomysł lądowania i spotkania kosmitów skutecznie do lektury mnie zniechęcił. Lądują szybko, w Nowym Jorku i mogą być podatni na ziemską florę bakteryjną. Czy to mi nie przypomina amerykańskich scenariuszy? Bardzo. Nie ratują tego wymyślne, wielokulturowe imiona i pseudonimy, które mają świadczyć o wielonarodowościowej grupie badawczej. Nic więcej tego nie zdradza, żadne charakterystyczne zachowanie czy specyficzne cechy wyglądu. Nie ratują tego obcy podobni do ludzi i choć istnieje później solidne wytłumaczenie, nie uciekłeś od schematu. Badacze , którzy nazywają obcych jaszczurami? Raczej nie, to określenie typowe dla ludzi ograniczonych, bez wiedzy, bojących się nowego i nieznanego. Jaszczur, pająk, robak kojarzy się wrogo i źle, ale za to ma się dobrze w pseudo fantastycznych filmach. W poważnych produkcjach jak Arrival czy Kontakt takich błędów nie usłyszysz. Zdań typu: “Nie chcesz odpocząć? Może się połóż na chwilę.” musisz się bardzo wystrzegać, brzmią jak z serialu M jak Miłość a nie twardego SF.

Dalej na szczęście jest już tylko lepiej. Falthrah i cała otoczka dobrze zbudowana i przekonywująca. Czytałem z większą przyjemnością.

Podsumowując, nieprzekonywujący “pierwszy kontakt”, kojarzący mi się z filmami klasy b. Pochodzenie młodszych braci przekonywujące, tak samo jak Falthrah i rasa wyższa. Czyli, czym dalej, tym lepiej. Lepsze to, niż odwrotnie. Polecam film “Bliskie spotkania trzeciego stopnia”, jeśli nie widziałeś.

 

za pomocą strumieni tachionów o urojonej masie spoczynkowej,

Zajrzałem do artykułu z Wikipedii, który podlinkowałeś i z niego wynika, że tachiony z definicji są czymś o urojonej masie spoczynkowej, więc wyszło Ci tu takie dublowanie informacji w stylu “niebieskie niebo o niebieskim kolorze”. Ja wiem, że mało kto wie czym jest w ogóle tachion, ale wydaje mi się, że nie tędy droga. :D

 

Po chwili jego właścicielka wyłonił się zza

Coś tu jest literówką. :p

 

ona sama zapisało się w ludzkich umysłach

Tutaj też.

 

Skrzydlate, dwunożne jaszczury pozostawił przy sobie, lecz postanowił, że następny gatunek pozostawi samemu sobie.

Nie brzmi to najlepiej.

 

wzbudził niemałe zamieszanie wśródtłumów

 

czarne dziury mogą być tunelami czasoprzestrzennymi do innych wszechświatów, lecz do nowych, rozrastających się, a nie istniejących już od jakiegoś czasu jak nasz.

Albo tu gdzieś się zgubiło “nie”, albo “lecz” powinno być zastąpione czymś w stylu “a także”.

 

 

Próby komunikacji przywodzą na myśl film “Arrival” (czy też “Nowy Początek”, niech żyją polscy tłumacze, hip-hip-hurra).

Również skojarzyło mi się z tym filmem. Wspomnę tylko, NoWhereManie, że warto zapoznać się z mechaniką nadawania tytułów tłumaczonym dziełom, bo odkąd dowiedziałem się, że lokalny tytuł ma spełniać szereg wymogów od odniesień do fabuły na kwestiach marketingowych kończąc, patrzę na pracę tłumaczy trochę przychylniejszym okiem. Warto również wspomnieć, że autorzy oryginału muszą zaakceptować przetłumaczony tytuł.

 

Co do opowiadania – według mnie jest nierówne. Pierwszy kontakt wypada fajnie, nie jest mimo wszystko kalką tego z Arrival, do tego porządna warstwa science, zarówno biologiczna jak i fizyczna. Na skalę Kardaszewa wpadłem jakiś czas temu i też planowałem popełnić tekst z jej wykorzystaniem, ale ostatecznie chyba temat mnie przerósł. Nie wiem czy tutaj nie stało się coś podobnego. Przyznam, że byłem zafascynowany odniesieniami do religii, ale zastosowane wyjaśnienia jakoś mnie nie przekonały. Rzuciłeś się, Wickedzie, na najwyższe poziomy wspomnianej skali – cywilizacja typu 6. w starciu z cywilizacją typu 7. niewiele różnią się jednak od armii dwóch książąt walczących pod lasem na miecze. Inna jest tylko scenografia. I chociaż bóstwo wygląda ciekawie, to cywilizacja jaszczurów wygląda jak ludzie, tylko a to wygląd mają zwierzęcy, a to gadać w myślach potrafią. Czwarty wymiar został potraktowany niestety bardzo po macoszemu – te parę dziwnych, dezorientujących wstawek to zdecydowanie za mało. Nie czuć boskości, inności, a przede wszystkim skali konfliktu angażującego wieloświaty. :<

Krótko mówiąc, opowiadanie to na pewno krok w dobrym kierunku, ale do zachwytu mi jeszcze daleko. ;)

Pozdrawiam!

Wspomnę tylko, NoWhereManie, że warto zapoznać się z mechaniką nadawania tytułów tłumaczonym dziełom, bo odkąd dowiedziałem się, że lokalny tytuł ma spełniać szereg wymogów od odniesień do fabuły na kwestiach marketingowych kończąc, patrzę na pracę tłumaczy trochę przychylniejszym okiem.

A bardzo chętnie bym się zapoznał z artykułem albo ogólnymi wskazówkami, gdzie poszukiwać takich informacji. Nie będę udawał, że nigdy nie zajmowałem się tą sprawą dogłębnie i chętnie przeproszę się z tłumaczami, biorąc na celownik marketingowców ;) Napisz tylko na w wiadomości prywatnej, nie będziemy offtopować pod tekstem Wickeda :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję wszystkim za komentarze, wskazane błędy poprawiłem najlepiej jak umiałem.  Przepraszam, że odpisuję tak późno, ale ostatnio jestem bardzo zajęty.

 

@Count

Miło widzieć, że tekst był blisko czołówki twojego rankingu :)

 

@Skoneczny

Twój komentarz można podsumować jako moje obawy odnośnie tego tekstu :D Starałem się jak mogłem, żeby to wyszło w miarę logicznie, ale do samego końca byłem przekonany. Ze coś tu może jeszcze nie grać. I tak, opowieść Sephry miała być niespójna, żeby zasiać ziarno niepewności w czytelniku, tylko chyba zbyt słabo podkreśliłem ten element.

 

@Jose

Dzięki za wyliczankę, fajnie, że się spodobało :)

 

@Darcon

Chociaż tyle dobrze, że im głębiej w las, tym lepiej :)

 

@MrBrightside

Racja, rzuciłem się na dosyć głęboką wodę, może, gdybym miał więcej czasu, to jakoś rozwinąłbym ten czwarty wymiar i boskość. 

 

@NoWhereMan

Możecie offtopować, nie przeszkadza mi to :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

To jedno z tych opowiadań, które doceniam, bo porządnie napisane i oparte na solidnych podstawach, choć czytało mi się niełatwo. 

Oj, nie najlepiej mi się czytało. Mozolnie, ciężko, bez chęci, by przeć dalej. Tylko nominacja ciągnęła do końca. Poza samym pomysłem i solidnym warsztatem trudno mi odnaleźć jakieś pozytywy. Wszystko dzieje się niejako opowieść w opowieści. Finał rozczarowuje. Jaszczury były dla mnie zbyt komiczne.

Ogólnie przykro mi, ale jestem na zdecydowane NIE.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Dziękuję za przeczytanie i komentarze, Zygfrydzie i Tenszo :)

Cóż mogę powiedzieć… Daleko mi do wysokiego poziomu prowadzenia fabuły, i przyznaję, że opowiadanie może być ciężkie w czytaniu. Niemniej jednak cieszę się, że pomysł znalazł uznanie, bo o przekazawanie swoich rozważań i koncepcji właśnie w pisaniu mi chodzi.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Spodobał mi się koncept, zainteresowały mnie poruszane zagadnienia. Ogólnie całość odebrałam jako lekko, leciuteńko fabularyzowany esej – i jako taki tekst mi się podobał. Jednak jako opowiadanie wypada według mnie tak se, bo zasadniczo mało tu akcji, choć początek zdawał się zapowiadać coś innego, postaci raczej płaskie, kompozycja taka dość przypadkowa. 

Dziękuję za przeczytanie i konentarz, Werweno:)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nad tym tekstem zastanawiałam się najdłużej i sorry, Winnetou, ale jestem na nie.

Za dużo elementów mi nie zagrało – niedomknięte zakończenie, naciągana forma komunikacji, słabi bohaterowie bez wyraźnego kogoś, komu się kibicuje… Nie bez znaczenia jest fakt, że słabo pamiętałam, o czym jest tekst (zwalam to na niewiele mówiący tytuł).

IMO, największy potencjał jest w świecie obcych.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za ponowne prseczytanie :) Cóż, już sama nominacja jest dla mnie sukcesem, może którychś z następnych tekstów okaże się na tyle dobry, by dostać piórko :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Życzę Ci tego. :-)

Babska logika rządzi!

Wicked,

być może jestem gościem spóźnionym, ale jestem :)

Pozwól, że odniosę się do paru fragmentów, które do mnie nie przemawiają:

zatrważający lęk

Niesamowity jazgot

– Jasny gwint! – Łącze tachionowe nagle rozbrzmiało mniej lub bardziej cenzuralnymi okrzykami badaczy.

Obcy intensywnie gestykulowali, jakby za wszelką cenę pragnęli, by ich zrozumiano.

Moim zdaniem te stwierdzenia to "prawie pleonazmy". Czasem rozwlekasz zdanie, jakbyś się obawiał, że nie zostaniesz dobrze zrozumiany (jak ci obcy z ostatniego fragmentu). W mojej opinii niepotrzebnie, bo piszesz bardzo przejrzyście.

 

Agnerimowie twierdzili, że przedostali się tutaj z uniwersum, które stanowi matrycę postrzeganej przez człowieka rzeczywistości. Według nich nasz kosmos był hologramem, odbiciem ich macierzystego układu zredukowanym do jednego wymiaru mniej.

– to jest miodny kawałek. W majowej NF sporo było o Zelaznym i cieszę się, bo po każdym przeczytanym tomie opisującym świat Amberu ciągnęło mnie do następnego. Koncepcja opisana w Twoim opowiadaniu to poniekąd odbicie koncepcji Zelaznego ;) ale moim zdaniem dość udane jak na tak krótką formę. Bardzo wciągają mnie takie wątki i budzą żywe zainteresowanie.

 

Stworzyłeś świat, który mnie wciągnął. Nie mogłem doczekać się rozwiązania. Brawo za ten efekt.

Dodatkowo da się odczuć wiedzę autora z wielu różnych dziedzin nauki, to sprawia, że jako czytelnik ufam Ci, że prowadzisz mnie w sensowne miejsce.

 

Wysoko i kwatroko nad jego głową,

Wpisałem dość spontanicznie w wyszukiwarkę Google "kwatroko co to znaczy". Z przepastnych zasobów Internetu Wujek G. wydobył dwa jeno linki, oba dotyczą opowiadania Wicked G. Już chciałem zwrócić się uprzejmie do autora o wyjaśnienie tego stanu rzeczy, ale potem natrafiłem na kolejne zwroty: “ortokwadrowo” i “parakwadrowo”. I wszystko stało się jasne, to znaczy nic nie stało się jasne, oprócz faktu, że byłem mało domyślny ;) Myślę że takie neologizmy dobrze sprzedają się w dłuższych formach, gdzie mają szansę się powtórzyć.

 

 

A mnie ten smaczek z kierunkami w czterowymiarowej przestrzeni przypasował. :-)

Babska logika rządzi!

W sumie masz rację, Finklo, nie chciałem, żeby ten ostatni argument zabrzmiał aż tak krytycznie. Określenia są fantazyjne (fantastyczne), razej opisywałem proces mojego zaznajamiania się z nimi.

Dziękuję za przeczytanie i obszerny komentarz, Nimrodzie!

 

Dobra uwaga z tymi “prawie pleonazmami”. Zależy mi na jasności przekazu, dlatego być może czasami przesadzam.

Cieszę się, że spodobał ci się przedstawiony świat.

Odnośnie tych określeń czwartego wymiaru – lubię bawić się neologizmami, poza tym stwierdziłem, że trudno byłoby wyobrazić sobie dodatkowy wymiar przestrzenny, dlatego uznałem, że można opisać je za pomocą wymyślonego określenia czwartej współrzędnej.

 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wickedzie, przykro mi to mówić, ale Twoje opowiadanie zupełnie mnie nie kupiło.

Napisane w sumie fajnie, dosyć lekko, ale bez „pierdyknięcia” zupełnie. Ot, poprawnie i niewiele ponad to, niestety.

Fabuła też nie pomogła, bo o ile część „science” bardzo z głową (a także ręcami i dupom), to już wmieszanie do opowieści religii o bardzo podejrzanych dogmatach położyło sprawę. Mówiąc skrótowo – prawie piąta nad ranem jest – ani bóg-niebóg z jego odpałami, rozczłonkowaniem jaźni, porzucaniem naszego wymiaru, ani próbujący przed nim uciec do innej rzeczywistości kosmici zupełnie nie trafili w mój gust i przekonania. Może gdyby była w tym jakaś prawdziwa akcja…

Nie wkręciłem się w tą opowieść w ogóle. Nawet nie bardzo wiem, co Ci więcej w komentarzu napisać. I czy rozpisywanie się ma jakikolwiek sens. Dlatego po prostu zamilknę.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Cieniu :)

Cóż, od religii właśnie się wszystko zaczęło. Przeczytałem ten artykuł o holograficznym wszechświecie i do głowy od razu wpadła mi myśl: A co, jeśli Bóg i anioły to po prostu istoty z wyższego wymiaru, z którymi udało się nam telepatycznie skontaktować?

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Czemu nie ma tu mojego komentarza? Bo jestem okropnym, zajętym człekiem, który sobie wisienkę na torcie zostawił na koniec, a potem to odkładał i odkładał ;< 

 

Wicked G w odsłonie z dala od substancji chemicznych spodobał mi się bardzo, najbardziej, jak wiesz, pod względem dylematów moralnych, i sprawę już omówiłam w wątku z wynikami konkursu.  Zaczarowałeś mnie pozytywami i finalnym mrokiem tego opowiadania – mrokiem, który oswoiłeś, który nie wydaje się po lekturze tego tekstu taki straszny. Oswoiłeś też Boga, anioły, proroków, zrobiłeś wyższowymiarową bitkę, a w tym wszystkim nie zapomniałeś o człowieku.

W obiecujący i zajmujący sposób wprowadziłeś w historię. Skojarzenia z Arrivalem oczywiście rozumiesz, chociaż więcej miałam u Słowika. W filmie skupiali się na zrozumieniu innego języka, innego życia, innego postrzegania czasu, podobnie u Słowika, u ciebie porozumienie zaistniało szybko i skupiłeś się na próbach wszczęcia dość nierównej współpracy. Nieco sztampowo przybysze są opiekuńczy, mądrzejsi, tacy Plejadianie z czwartej albo Kasjopejanie z szóstej gęstości, uwikłani w wojnę z groźnymi Jaszczurkami (ty jaszczurki przedstawiłeś akurat jako tych dobrych). Ludzie pozostają gdzieś na marginesie tego i jednocześnie stawiani są w centrum – nieco mi to zgrzytało.

Trochę jechałeś na infodumpach, ale bez przesady. Stworzyłeś własną filozofię kosmologiczną z kawałków najróżniejszych światopoglądów i teorii. Dlatego z jednej strony fajnie się czytało, z drugiej miało się wrażenie, że to wszystko już było, a ty jedynie inaczej ułożyłeś puzzle. Na szczęście masz też swój niepowtarzalny styl i on co jakiś czas skutecznie zagłuszał u mnie wrażenie powtarzalności. Zrobiłeś coś odwrotnego niż Gravel przy Mihi et igni (mam nadzieję, że dobrze napisałam) – ona w moim odczuciu w ogóle nie użyła żadnych filozoficzno-religijno-kosmologiczno-śwatopoglądowych puzzli, ty posługiwałeś się nimi biegle, ale wzór nie oszołomił oryginalnością. Na szczęście dylematy moralne były skrojone doskonale ;)

Czasem IMO kulały dialogi, tzn. nie wychodziły do końca naturalnie – z drugiej strony skąd mam wiedzieć, jak rozmawiają ze sobą kosmici? Może właśnie tak?

Co jakiś czas pojawiały się informacje naukowe – IMO kilkukrotnie wplotłeś je w akcję dość po macoszemu (np. przy rewelacjach z teorią Einsteina-Cartana). No i nie udało ci się zamaskować nachalnego zabiegu wykładowca – uczeń (obca rasa – człowiek). Anet dobrze napisała o "bezproblemowym kontakcie" – z jednej strony plus, z drugiej minus, bo aż się prosi, żeby gdzieś w innym miejscu tkwiła trudność, a na moje oko nie wystąpiła. Zgadzam się z Finklą co do słabo zarysowanych bohaterów – poszedłeś w makro, w przepiękne makro, ale wiesz, że czytelnikowi potrzebne też jest mikro. Bart na to mikro IMO nie wystarczał. Darcon i Skoneczny słusznie zauważyli techniczne mankamenty lądowania kosmitów, ale mnie osobiście podczas lektury nie uwierały, bo narracja mnie porwała. Poszedłeś jednak baaardzo w eterykę, w opowieść z pogranicza astralu i technologii, i tej technologii było tu znacznie mniej.

Mimo to mnie twoja opowieść nie dość, że porwała, to jeszcze kupiła, razem z finałem. Byłam pod wrażeniem tekstu i pozostałam z bardzo pozytywnymi skojarzeniami, jak wobec dobrze skrojonych tekstów o nadziei :) Trudno nadzieję i optymizm zawrzeć dzisiaj w tekstach w tak jasnym i przenikającym cały tekst tonie, znacznie bardziej dominuje we współczesnych trendach pesymizm. I ta nadzieja nie była naiwna, była dojrzała i przemyślana. W moim rankingu dostałeś tyle punktów, co Bellatrix i byłeś wraz z nią na moim trzecim miejscu. Rywali miałeś masakrycznych, ale walczyłeś z nimi na równi. Poza konkursem opowiadanie uznałam za tak fantastyczne, by je nominować. Mam nadzieję, że następnym razem uda się zgarnąć piórko. Bardzo ci dziękuję za udział w konkursie i obdarzenie mnie przyjemnością obcowania z tym tekstem :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dziękuję za obszerny komentarz, Naz :) Arrivala jeszcze nie oglądałem, ale w opisie rzeczywiście zauważyłem sporo podobieństw. Sklejanie różnych koncepcji filozofiicznych i religijnych to coś, co lubię robić, także fajnie, że to wyszło. Miło również widzieć, że mam niepowtarzalny styl. Również dziękuję za zorganizowanie konkursu :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Małe zgrzyty:

 

Rizov uznał tę fizjonomię za niewątpliwie intrygującą.

nie można było – “Ich fizjonomia zaintrygowała Rizova”? Chyba, że zależało Ci żeby podkreślić, że Rizov sam nie został zaintrygowany, ale miał odczucie, że inni będą.

 

Jednak wątpię, że teraz bym zasnął. Ciekawość i spożyte stymulanty nie dałyby mi spać.

wyobrażasz sobie kogoś, kto wypowiada taką kwestię i nie jest kosmitą?

 

w bogato urządzonej komnacie sypialnianej.

Moim zdaniem tutaj bardziej pasuje przymiotnik sypialny.

 

Prace nad zrozumieniem angerimskich tekstów naukowych

angerimskich czy agnerimskich?

 

Warsztatowo-stylowo nie było bezbłędnie, uwagi osób które zagłosowały na nie w piórkowym głosowaniu też nie są pozbawione podstaw. Mnie kupiłeś ciekawym światotworzeniem i czterowymiarowością. Choć faktycznie potencjał pomysłów mógłby oprzeć się na nieco mocniejszym fabularnym szkielecie, to widzę tu pewien progres : ). Ładnym, małym detalem była klamerka z patrzeniem w gwiazdy.

 

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Nevazie, błędy poprawiłem.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Okazuje się jednak, że wszechświat, w którym żyją Agnerimowie (4 wymiary przestrzenne + 1 czasowy), byłby niestabilny:

 https://en.wikipedia.org/wiki/Anthropic_principle#Dimensions_of_spacetime 

M.in. orbitale elektronowe czy orbity planet. No cóż, zawsze można byłoby wytłumaczyć to jakąś superalternatywna fizyką, biorąc pod uwagę, że całe uniwersum jest oparte na czysto hipotetycznym Przedwiecznym Stanie.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Okazuje się jednak, że wszechświat, w którym żyją Angerimowie (4 wymiary przestrzenne + 1 czasowy), byłby niestabilny:

 

Agnerimowie :D.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Poprawiłem :D

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka