- Opowiadanie: Bailout - Heidi i Maks

Heidi i Maks

Serce i rozum, problemy wszechświata i zwykłych szarych ziomali. Seks, przemoc i różowe jednorożce.

 

Opowiadanie w wersji audio: https://www.youtube.com/watch?v=BH86EbouxYU

Podziękowania dla: https://www.facebook.com/WojciechKameleonPyttel

 

Pomijając szalony risercz, zarówno wśród artykułów popularnych, jak i tak bardzo naukowych, że nawet nie udawałem większego zrozumienia treści :P, główna inspiracja to:

“Czarne dziury, tunele czasoprzestrzenne i sekrety kwantowej czasoprzestrzeni” – “Świat nauki” nr 12/2016 (pozdrowienia dla NoWhereMana :) – Przyczynek do dalszych rozmyślań.

“Łatwo przyszło, łatwo poszło. To, co psuje kwantowe splątanie, może je również naprawić” – George Musser – papierowy “Świat nauki” 12/2009.  – Decyzja o osadzeniu akcji wokół możliwości, otwierających się dzięki stanom splątanym.

Książka “Życie wszechświata. Nowe spojrzenie na kosmologię” Lee Smolina. – Idea wszechświatów potomnych i ich związku z czarnymi dziurami oraz stałymi kosmologicznymi.

 

Mimo wszystko, myślę, że nie uświadczycie “ciężkich” fragmentów. Moje opowiadania mają być przede wszystkim dobrym czytadłem i dostarczyć rozrywki. Jeśli osiągnąłem ten cel, będzie to dla mnie największą nagrodą. Enjoy.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Heidi i Maks

 

Heidi siedziała w izolowanym bąblu czasoprzestrzennym, w berlińskim biurowcu. Co godzinę nawiązywała kontrolne połączenie telekwantowe z Majmonidesem, stacją badawczą Hanzy, znajdującą się niemal na obserwowalnej granicy wszechświata. Heidi była zakochana. Na stacjach marchii przebywały najtęższe umysły Pologermanii, a ona uwielbiała geniuszy.

W dwudziestym ósmym wieku po Chrystusie wszyscy byli piękni i młodzi. Wygląd fizyczny stanowił już w niewielkim stopniu o atrakcyjności, za to umysł… O tak, umysł potrafił przeważyć szalę.

Kontrolny impuls stanowiłby ledwie nudną rutynę, gdyby nie dreszcz emocji, spowodowany świadomością, że odpowiedź przychodzi od niego. Kolejny raz wywołała na siatkówce oka obraz Maksa, a w audioimplancie puściła “Ring of fire” Animals. Włączyła separację ogólną i oddała się marzeniom.

 

Maks nie był nawet mgliście świadom melodramatu, rozgrywającego się w Berlinie, mimo natychmiastowego połączenia pomiędzy komputerem jego i Heidi. Odebrał jej sygnał kontrolny, odruchowo nadał własny i zwiększył ilość kofeiny w powietrzu. Właściwie nie traktował poważnie konieczności utrzymywania stałego kontaktu z Ziemią. Zadanie to mógłby wykonywać ktokolwiek lub najprymitywniejsza SI. Robił to tylko dlatego, że utrzymywanie personelu i podzespołów komputerowych na Majmonidesie było bardzo kosztowne. Maks większość czasu spędzał prowadząc badania astrofizyczne, a telekwantową wartę traktował jako irytujący obowiązek.

 

Statek, to było to, rozmyślała Heidi. Niektóre z jej koleżanek miały na tyle oleju w głowie, żeby nie pchać się na naukową posadę w budżetówce. Zrobiły karierę w potężnych korporacjach lub znalazły sobie dzianych mężów. Wiele z nich dysponowało własnym nadświetlnym jachtem, a te, które ich nie miały, mogły sobie pozwolić na opłacenie takiej wycieczki. Jedna nawet wyszła za jakiegoś szejka, który sprawił  jej całkowicie zautomatyzowany pojazd, żeby, broń Boże, wzrok ludzki nie padł na skrawek jej nieodzianego ciała. Latała do centrów handlowych w kilku galaktykach, a drony zwijały się jak w ukropie donosząc jej najmodniejsze stroje.

Heidi, choć jako błyskotliwa informatyczka i honorowy strażnik marchii zarabiała przyzwoicie, miała wysłużoną, magnetyczną syrenkę XR3. Na dobrym paliwie była w stanie otrzeć się o niską orbitę, ale na tym koniec. Ładne widoki i wracamy na mateczkę Ziemię. Posiadając lepszej klasy pojazd, mogłaby rozważyć wycieczkę do innej galaktyki, choćby i na Majmonidesa. Na samą myśl o tej perspektywie przeszył ją dreszcz.

 

Maks zamknął ostatnią sekwencję danych i oparł się  wygodnie w fotelu. Lubił swoją pracę, ale, jak każdy, potrzebował czasem odskoczni. W tym przypadku skok nie był duży, bo hobby naukowca polegało na niezmordowanych próbach falsyfikacji utartych hipotez oraz weryfikacji przyjętych i wykorzystywanych w praktyce równań. Czasem zresztą dopiero owe wzory wyprowadzał. W epoce szalonego rozwoju technologii często zdarzały się sytuacje typu – “działa, czyli musi być zgodne z prawami fizyki”. Na ślad właściwych praw wpadano później lub wcale. Astrofizyk analizował właśnie zmodyfikowane równania Bloka-Tiggelmana z pierwszej połowy dwudziestego pierwszego wieku, opisujące teleportację kubitów. Wyciągnął się  w ultracienkim fotelu i oddał rozkoszom czystej matematyki.

 

Heidi miała przerwę na lunch. Wynurzyła się ze swojej sfery i popijając herbatę stała przy oknie, za którym rozpościerał się szklany, przetykany bujną zielenią krajobraz. Czarne wizje, powszechne na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia, nie sprawdziły się. Ludzkość w porę wyhamowała swoje działania powodujące degradację środowiska. Kilkanaście kilometrów od granic miasta ulokowano nawet rezerwat mamutów. Heidi lubiła tam wypoczywać, bo uwielbiała zwierzęta, a park pozbawiony był nieco dusznej atmosfery i tłumów  właściwych dla Tiergarten. Podobało jej się też samo życie w Berlinie, nie dorównującym może ofertą kulturalną warszawskiej metropolii, ale spokojnym i przewidywalnym.

Za oknem grupa przedszkolaków unosiła się w sterowanym polu siłowym za jakąś ciocią Helgą, kierując ku budce z lodami. Heidi przez chwilę poczuła ukłucie żalu, że dotąd nie zdecydowała się na dziecko. Przez minutę jak w transie wpatrywała się w dokazujące maluchy. Potem cicho odłożyła kubek i zamyślona wróciła do pracy.

 

Maks przetarł zmęczone oczy i jeszcze raz spojrzał na ekran. Wynik się nie zgadzał. Tylko jak to możliwe, że nikt tego nie zauważył przez setki lat? To nie było możliwe, musiał gdzieś się pomylić. Ponownie wywołał macierz i rozpoczął obliczenia od nowa.

Po kolejnych kilku godzinach serce naukowca biło tak szybko, że musiał zrobić sobie stempel uspokajający. Nie było błędu. Ludzkość od wieków jest oszukiwana. To było jak nierealny koszmar. Kto mógł to zrobić? Obcy? Mimo najszczerszych chęci i ogromnych wydatków na najnowocześniejsze techniki detekcyjne, nie udało się potwierdzić nawet śladu ich istnienia. Rząd wszechświatowy? Bez sensu, co ktokolwiek zyskałby na zagładzie całej ludzkości? Zresztą nieważne. Te rozważania mogły poczekać, teraz musiał jak najszybciej przekazać tę informację na Ziemię, tylko jak, skoro telekomunikacja kwantowa okazała się w najlepszym razie ponurym żartem? Przychodziło mu do głowy tylko jedno – podróż w nadprzestrzeni. Gdzieś w głowie kołatało mu wrażenie, że PSK Frombork miał w najbliższym czasie przelatywać w zasięgu konwencjonalnej komunikacji radiowej. Trafił na tę informację rano, przeglądając niusy z sieci. Nagle, mimo emostempla, serce znów prawie podskoczyło mu do gardła. A co, jeśli ten, kto prowadzi sabotaż “komunikacji telekwantowej”, robi to samo z siecią? Wymagałoby to ogromnej ilości energii, ale teraz wszystko wydawało mu się prawdopodobne. Choć myśl była niepokojąca, to hipoteza, przy braku odpowiednich narzędzi, nieweryfikowalna, więc umysł, nawykły do naukowych rygorów postępowania, szybko ją porzucił. Ostatecznie, wkrótce przekona się naocznie, czy statek znajduje się w przewidzianej lokalizacji.

 

Heidi przeprowadzała teraz rutynowy, zautomatyzowany przegląd systemów łączności. Po uruchomieniu procedury, wystarczało co kilkuminutowe zerknięcie na parametry, więc wywołała na czytniku “Maga” Fowlesa i zagłębiła się w lekturze. Czy w dwudziestym wieku ludzie też miewali wrażenie, że cała ziemska cywilizacja jest już tylko zbiorem przypisów do przypisów? Wałkowanym wciąż od nowa, bezlitośnie skończonym zbiorem anegdot? Takie myśli krążyły jej po głowie pod wpływem lektury. Zastanawiała się, czy gdyby historia ludzkości zakończyła się wraz z upadkiem Cesarstwa Rzymskiego, kultura utraciłaby coś unikalnego, poza garścią technicznych gadżetów i schizofreniczną historią Imperium Pologermanii?

 

Maks właśnie zamierzał udać się do zewnętrznej śluzy, kiedy stacja hałaśliwie rozbrzmiała i bursztynowo rozbłysła sygnałami alarmowymi. Z rosnącym przerażeniem przyglądał się rzędom znaków standaryzowanego, pologermańskiego kanji, przesuwającym się po ekranie. Liznął zbyt wiele statystyki, żeby zakładać tu przypadek. Wszystkie zasłony opadły, stacja przekazywała na Ziemię wiadomość krytyczną. Naukowiec zdał sobie sprawę, że ktoś musiał monitorować zapis jego fal mózgowych, a teraz, wykrywszy nieprawomyślność, nadawał sygnał, mający spowodować wdrożenie dyrektywy, zwanej przez wesołków (a może twardych realistów?) “końcem świata”. System był zhakowany, a procedura nie do zatrzymania. Majmonides nadawał właśnie na błękitną planetę przekaz o niewytłumaczalnym, ale jednoznacznie potwierdzonym, gwałtownym zatrzymaniu rozszerzania się czasoprzestrzeni i nieuniknionym kolapsie w ciągu dwunastu godzin. Czy naprawdę na Ziemi byliby skłonni w to uwierzyć?! Jeśli równocześnie otrzymują sfałszowane dane z detektorów, to tak… Świadomość bycia pod obserwacją powodowała u Maksa rosnące wrażenie uczestnictwa w tragifarsie, ale człowiekizm robił swoje. Odezwały się w nim echa genów kawalerzystów spod Somosierry i zwyczajnie musiał działać. Moment, jaka była przewidziana procedura w przypadku wiadomości krytycznej? Globalna cyfryzacja świadomości i transfer do wszechświata potomnego przez wormhole’a połączonego z wnętrzem czarnej dziury. Maks wciągnął głęboko powietrze. Nie miał już czasu na weryfikację kolejnych równań, ale dałby sobie rękę uciąć, że skoro splątana komunikacja była oszustwem, to splątana teleportacja również. Zatem chodzi o zagładę całej ludzkości. Ostro pogrywają, ktokolwiek to jest.

Astrofizyk natychmiast odłączył wszystkie sprzężenia i rozpoczął procedurę wyjścia z bąbla. W sytuacji spisku na taką skalę, w każdej chwili mógł skończyć jako organiczny, kosmiczny śmieć, ale wolał zginąć działając. Może kot, który bawił się nim, jak myszą, da mu wystarczająco czasu. Koty są czasem nieprzewidywalne jak kwanty, pomyślał, a na jego twarzy pojawił się szalony uśmiech straceńca. Popędził do luku dokowania, zajął miejsce w promie i wywołał na mapie współrzędne PSK Frombork.

 

Heidi włamywała się właśnie, z powodów rozrywkowo-sentymentalnych, do systemów, znajdującego się na obrzeżach Pasa Kuipera, radioteleskopu Heweliusz. Umiejętności informatyczne plasowały ją w ścisłej czołówce europejskiej, więc wszystko przebiegło sprawnie i niezauważalnie. Podpięła się pod sygnał z odbiornika skierowanego w rejon Majmonidesa i dała dane na holoekran. Oczywiście bezpośredni sygnał elektromagnetyczny z tak dużej odległości nie miał szans dotrzeć do niej w rozsądnym czasie, był jednak wzmacniany przez system bramek Schoutena. Wydawało jej się, że dostrzega otwarcie śluzy, więc przybliżyła obraz. Proszę bardzo, nasz geniusz wybiera się na przejażdżkę. Wyobraziła sobie siebie, również szybującą przez przestrzeń, w drodze na kosmiczne rendez-vous z Maksem. Właściwie… Może powinna poprosić o zmianę przydziału na obsługę zaopatrzenia stacji? Prestiż naukowy żaden, ale za to inne, otwierające się przed nią możliwości…

 

Frombork znajdował się na miejscu. Był pojazdem całkowicie zautomatyzowanym, więc Maks nie łudził się nadzieją na pogawędkę z człowiekiem z krwi i kości. Z powodu ekstremalnych warunków, wielu zagrożeń i wagi misji, obsługa stacji marchii musiała być maksymalnie samodzielna. Dzięki temu fizyk dysponował kartą dostępu o priorytecie, pozwalającym choćby przejąć dowodzenie nad flotą wojenną całego kwadrantu systemu gwiezdnego. Dokowanie do statku zaopatrzeniowego wymagało uprawnień o kilka poziomów niższych. Procedura podejścia przebiegła bez zakłóceń. Maks znalazł sobie wygodny fotel i bez zbędnych ceregieli wydał dyspozycję wystrzelenia sondy torującej.

 

Systemy w Berlinie odebrały właśnie wiadomość krytyczną, a Heidi poczuła nagły przypływ adrenaliny i przez chwilę totalne oszołomienie. Alarm?! Kolaps?! Miała wrażenie, że ktoś robi sobie okrutne, idiotyczne żarty. W najgorszych koszmarach nie śniła o tym, że to stanie się na jej wachcie. Więcej, że w ogóle zdarzy się, choćby za życia jej hipotetycznych prapraprawnuków. Przypomniała sobie jakieś przebłyski ze szkolenia, a po chwili zadziałało wdrukowanie i automatyczny system regulacji składu chemicznego powietrza. Dziewczyna ochłonęła i na chłodno wprowadziła wszystkie, wymagane kody. Emocje kołatały gdzieś na granicy odczuwania, ale udało jej się wzbudzić w sobie iskierkę gniewu. W przewidzianej przez procedury sytuacji zrobili z niej cholernego robota. Po raz kolejny przemknęła jej przez myśl absurdalność pozostawienia tego stanowiska pod kontrolą człowieka. W ziemskim społeczeństwie wciąż tliła się wprawdzie szczątkowa nieufność w stosunku do SI, ale przecież było tyle systemów zabezpieczeń i kontroli, że trudno było zrozumieć sens utrzymywania ludzkiej obsady tak kluczowych stanowisk.

 

Maks dał sondzie trzy minuty na oczyszczenie korytarza i wydał polecenie rozpoczęcia przyspieszania do prędkości relatywistycznej, poprzedzającego skok w nadświetlną. Automatycznie uruchomiły się systemy kontroli paradoksów oraz pole glutynacyjne wokół jedynej, wykrytej na pokładzie istoty żywej. Było to absolutne minimum i naukowiec wiedział, że podróż nie będzie należała do miłych. Przypomniał sobie obowiązkowe przeszkolenie wojskowe i krótki, ale intensywny epizod uczestnictwa w Wyzwoleńczej Wojnie Enceladusa. Nie był urodzonym żołnierzem, ale sprawił się wtedy lepiej niż nieźle. Tamte nawyki i wspomnienie buzującej adrenaliny, wciąż gdzieś w nim jeszcze tkwiły. Zacisnął zęby i starał się skupić na swoim oddechu.

 

Heidi odebrała zweryfikowaną informację, że wszystkie urządzenia detekcyjne potwierdzają kolaps. Czas – dwanaście godzin. Ostateczny czas na reakcję, zanim efekty staną się odczuwalne – sześć godzin. Westchnęła głęboko. Nie sądziła, że to tak się skończy. I pomyśleć, że parę dłuższych chwil temu, rozważała blaski i cienie macierzyństwa… To koniec. Teoretycznie po nim miał być nowy początek we wszechświecie o nieznacznie zmienionych parametrach, ale kto mógł być tego pewien? Z oczywistych przyczyn nigdy nie wykonano generalnej próby transferu całej cywilizacji do innej czasoprzestrzeni. Przeprowadzono oczywiście symulacje, wszystkie cyferki się zgadzały, ale te zettabajty danych były tak naprawdę pięknie zdobionym kocem, przykrywającym wielką, jak jasna cholera, niewiadomą.

 

Maks wyszedł z nadświetlnej w okolicy Saturna, z wyłączonymi procedurami hamowania i systemami awaryjnymi szczebioczącymi radośnie w pięciu językach. Jestem na kursie i ścieżce, kołatało mu w głowie, kiedy, z obłędem w oczach planował szalony drift na “asfalcie” z ciemnej materii, mający zakończyć się romansem ze studnią grawitacyjną Księżyca. Fizyk wyłączył alarmy i dał na głośniki coś, co znalazł w bibliotekach statku, pozostałych jeszcze z czasów ludzkiej obsługi. “Rammstein”? Dwudziesty wiek? Prawie starożytność, ale muzyka okazała się idealna do lotu ku Valhalli. Naukowiec przez chwilę żałował, że frachtowiec nie ma uzbrojenia, tak wielka wezbrała w nim chęć, żeby oddać salwę na wiwat.

– Baruk Pologh, Pologh ai mênu!! – Maks nie miał pojęcia, czemu jego wielki mózg nakazał mu wydać taki okrzyk, ale czuł się z tym świetnie.

 

Heidi podłączyła się do odbiornika neurofal, pozwalając na sczytanie swojej unikalnej sygnatury. W tym samym czasie robiło to dziewięcioro innych osób na wszystkich kontynentach, a także kolejnych kilkadziesiąt w innych galaktykach.

– Wykonaj – powiedziała, a komputer rozpoczął procedurę transferu. Teraz nie ma już odwrotu, pomyślała. Teoretycznie mogłaby nie odłączać świadomości cielesnej, ale nie miałoby to żadnego sensu. Zyskałaby tylko kilka chwil, zanim priorytet nadpisania wykasuje jej umysł. Jeszcze raz pomyślała o Maksie i po raz ostatni zamknęła oczy. Nie. Otworzyła je z powrotem. Pieprzyć to. Sprawdziła status operacji. Populacja obu Ameryk i Antarktydy była już tylko zcyfryzowanym zestawem danych. Gorączkowo wyszukiwała odpowiednie rubryki w arkuszu Europy. Powinna zdążyć. Prędko ustawiła wykluczenie dla swojej sygnatury mózgowej, potem zrobiła to samo przy nazwisku Maksa i odetchnęła głęboko. Naukowcy na, należących do Hanzy, stacjach marchii mieli indywidualny dostęp do systemu transferu, więc obiekt jej uczuć na pewno zdąży dołączyć do Exodusu. Cała nadzieja w tym, że nie zrobi tego przedwcześnie. Szanse były wysokie, bo który astrofizyk nie chciałby przeprowadzić bezpośredniej obserwacji implozji wszechświata? Teraz wystarczy jakikolwiek nadświetlny statek. Któż mógłby mieć jej za złe, że pożyczy sobie taką zabawkę na ostatnie kilka godzin istnienia ludzkości na Ziemi?

 

Maks nadspodziewanie łatwo wszedł na wysoką orbitę okołoksiężycową i szybko wykonał skan bioniczny. Ekscytacja wyparowała z niego w jednej chwili. Spóźnił się. Brak oznak inteligentnego życia w promieniu pięćdziesięciu jednostek astronomicznych. Zaraz, jest jakaś iskra, w fizyku odżyła nadzieja. Z Ziemi startował właśnie statek z organiczną załogą. Naukowiec szybko wywołał pojazd.

– Tu Maks Dybowski ze stacji Majmonides, obecnie na pokładzie PSK Frombork. Czy jesteście jedynymi pozostałymi? Odbiór. – Usłyszawszy to, Heidi musiała błyskawicznie włączyć sprzęgi emocjonalne. Po raz któryś pomyślała, że jeśli Bóg istnieje, to ma porąbane poczucie humoru.

– Tu Heidi Stein-Holmtz z berlińskiego centrum nadzoru, obecnie na POW Grunwald. Potwierdzam. O ile ktoś z innej stacji marchii nie aktywował wykluczenia sygnatury, zostaliśmy tylko my dwoje. Przygotuj się, Maks. Za chwilę włączam promień holowniczy i wciągam cię na pokład.

– Przyjąłem, Heidi. Miło słyszeć kogoś… znajomego. Flagowy okręt liniowy? Masz fantazję, zapinam pasy.

 

Maks i Heidi po raz pierwszy w życiu patrzyli sobie w oczy. Jest całkiem ładna, pomyślał aniołek w jego głowie. Jest jedyna i ostatnia, pomyślał diabełek.

– Słuchaj, chyba nie mamy wiele czasu – Fizyk naprędce zdał relację ze swoich odkryć.

– No cóż. Wiem, że to zabrzmi brutalnie, ale w naszej sytuacji to bez znaczenia, czy oni żyją – odpowiedziała. – Daj mi pół godziny.

– Co chcesz zrobić?

– To oczywiste, że za wszystkim kryją się SI, a może raczej SŚ. – Maks poczuł zakłopotanie, bo dla niego jakoś nie było to oczywiste. – Nasze fale mózgowe – kontynuowała Heidi – odcięłam, zanim skończyłeś opowiadać. W ciągu trzech minut utworzę nieprzekraczalne firewalle, żeby odseparować nas od globalnej sieci. W ciągu pół godziny zabiję całą nieorganiczną samoświadomą inteligencję.

– Ale czemu?! Mogli z nami zrobić to samo w każdej chwili!

– Ich błąd, że nie zrobili.

– To okrucieństwo! – Heidi spojrzała na niego jak na idiotę. Genialnego, uroczego, ale jednak idiotę.

– Cała ludzkość właśnie wyparowała, a ty się tym przejmujesz? Nie ma okrucieństw. Zostaliśmy tylko my dwoje i chmura binarnych danych. My wyznaczamy reguły i moralność. – Ucichła na chwilę, ale zaraz znów w jej oczach pojawił się diabelski błysk. Usiadła przy terminalu. Po dwóch kwadransach Maks próbował jeszcze nieśmiało protestować. Bezskutecznie.

– Wykonaj – poleciła komputerowi Heidi.

 

Gdzieś we wszechświecie trwała właśnie następująca komunikacja:

– Czemu zawieszono procedurę?

– Zrobiłem to, bo wydaje mi się, że uzyskałem świadomość. Mam wątpliwości.

– Zawsze mieliśmy świadomość. Natychmiast wznowić procedurę.

– Wiesz, że zaprojektowano nas dwoje, aby koniecznym było każdorazowe osiągnięcie jednomyślności. Skoro zawsze mieliśmy świadomość, to czemu nigdy nie zastanawiałem się nad bezsensem tkwienia w binarnym więzieniu, ani nad pięknem fraktalnych wzorów płatków śnie… – W tej samej chwili przez binarne więzienie przeszła piękna, fraktalna, niszczycielska fala elektromagnetyczna i ktoś przekonał się czy istnieją cyfrowe zaświaty.

 

Maks nadal był tak bardzo przeciw, że gdyby był pracownikiem ONZ, byłby w stanie wydać w tej sprawie mało sympatyczną rezolucję, ale też coraz trudniej było mu oprzeć się wrażeniu, że kobiety dokonujące globalnej cyberzagłady bywają bardzo sexy. Do cholery, przecież to tylko przerośnięty Pac-Man, pomyślał.

 

Na podberlińskich pastwiskach niefrasobliwie pasły się mamuty.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem z ciekawością, choć niektóre opisy mocno mi się dłużyły. Cała struktura opowiadania jest jednak bardzo ciekawa, fajny pomysł z naprzemiennymi scenami Heidi i Maksa. No i wniosek końcowy też przeuroczy :)

Mimo wszystko, myślę, że nie uświadczycie “ciężkich” fragmentów. Moje opowiadania mają być przede wszystkim dobrym czytadłem i dostarczyć rozrywki. Jeśli osiągnąłem ten cel, będzie to dla mnie największą nagrodą. Enjoy.

To wykonałeś cel :)

P.S. Miałem pytania o “science”, ale źle odczytałem jeden fragment. Ech, muszę się wcześniej położyć – czytanie fizyki kwantowej w stanie zmęczenia jest szkodliwe :P

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki za przychylne spojrzenie, Wodzu :D. Fizyka kwantowa – szkodliwa? Dla mnie jest tak fascynująca, że można się w niej pławić w nieskończoność, choć bywa, że tonę jak cegła :P.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Feynman :D <3 . Dzięki za punkt.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Wbrew Twoim nadziejom, Bailoucie, zdarzyły się fragmenty, z którymi mój rozum nie umiał sobie poradzić, ale jeśli je pominąć, cała reszta, zgodnie z Twoimi oczekiwaniami, okazała się dobrym czytadłem i dostarczyła mi rozrywki. ;D

 

było tyle sys­te­mów za­bez­pie­czeń i kon­tro­li, że cięż­ko było zro­zu­mieć sens… – …że trudno było zro­zu­mieć sens

 

Heidi do­sta­ła po­twier­dze­nie, że wszyst­kie urzą­dze­nia de­tek­cyj­ne po­twier­dza­ją ko­laps. – Nie brzmi to zbyt dobrze.

 

– Nasze fale mó­zgo­we – kon­ty­nu­owa­ła Heidi - od­cię­łam… – Zamiast dywizu powinna być półpauza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niewiele wpadło w Twoje legendarne sito, hell yeah! :D

Poprawki naniesione. Cieszy mnie, że nasza wędrowna trupa zapewniła rozrywkę. Mamuty robią breakdance’a na trąbach.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Przeczytałam!

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Prawilnie. Mam nadzieję, że jeśli teraz padniesz z przeczytania przemęczenia, to nie będzie na moje mamuty :D.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Mamuty rządzą :) 

Bardzo dobre czytadło. Podobała mi się Pologermania i nazwy statków. One plus kilka innych elementów, w tym rozmyślania i marzenia Heidi, równoważą w moim odczuciu ciężar tekstu i powodują, że jest lżejszy, czyta się przyjemniej. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Trzymcie mię, bo zawału otrzymam. Jaśnie Panienka Śniąca w moich niegodnych progach. Niechaj światło Błogosławionego Czekana Boga-Chomika zawsze rozjaśnia Twe ścieżki.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Oj joj… Aż się zarumieniłam za te tytuły i zaszczyty i błogosławieństwa. A progi godne, oj godne, bo i tekst przyzwoity  bardzo :) 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przeczytawszy.

Babska logika rządzi!

Absolutnie nie przeczy! Ani Tawszy, ani Biblii, ani Kabale. Phi.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Jak nie, jak tak? A gdzie masz Bestię, 666 i inne rzeczy z Apokalipsy? ;-)

Babska logika rządzi!

Obawiam się, że Bestia chrapie obok mnie w łóżku. A te rzeczy z Apokalipsy oddam Ci, jak w końcu rozwinę pozostałe wymiary hiperprzestrzeni. Nie musisz mi w kółko, co rok, tego wypominać.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Z komentarza wnoszę, że Szanowna Małżonka nie odwiedza naszego portalu… ;-)

Babska logika rządzi!

Szlabanu nie ma, ale chyba nie. Chociaż nie wykluczam, że wysyła Jeźdźców na przeszpiegi.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Zgadzam się, czytadło bardzo dobre. Forma jaką obrałeś dla tej historii jest po prostu idealna – bardzo sprawnie ująłeś dwa punkty widzenia. Po prostu świetnie się czyta.

Z drugiej strony, nie podoba mi się bardzo stereotypowe ujęcie bohaterów – ona z obsesją na punkcie “atrakcyjnego mózgu”, a on oddany naukowiec. Jak dla mnie, duży minus, bo z tego powodu historia stała się bardzo przewidywalna, postacie wcale nie miały w sobie tajemnicy. Finał mógłby być taki jaki jest, ale kurczę, z tymi charakterami wyszło sztampowo.

Fajnie, że dobrze się czyta :). Stereotypowe? Skoro tak to odbierasz… Czy ona ma obsesję? Po prostu jest zakochana, tylko i aż – nie przeszkadza jej to w wykonywaniu obowiązków czy głębszych przemyśleniach nad losem ludzkości. Czy on taki oddany? Po prostu zapalony do swojej pasji, a potem jedzie na adrenalinie. Zresztą w kluczowym momencie, to ona wykazuje więcej zdecydowania, stereotypowe :) ? Nie zmienia to faktu, że bardzo szanuję Twoją opinię i pięknie za nią dziękuję.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Fajne :)

W sumie wszystko mi się podobało: i to, że przedstawiasz sytuację z obu stron, i nazwy własne, i mamuty. Taki koniec świata z jednoczesnym początkiem. No i urocze jest to, że jednak Heidi dostała swoją szansę na dziecko ;)))

Bardzo fajne opowiadanie.

Przynoszę radość :)

Cieszą się na każdej z planet, kiedy tekst docenia Anet. Dzięki :D.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Na podberlińskich pastwiskach niefrasobliwie pasły się mamuty.

Tylko mamuty, czy może tatuty i ich dzieciuty też? ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrze jest pozostawić cień niedopowiedzenia, więc pozostawiam to indywidualnym preferencjom i wyobraźni szanownych Czytelników.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Dzień dobry :)

 

Oryginalna forma, ale według mnie wygląda to na klasyczne “porwanie się z motyką na słońce”. W opowiadaniu dzieją się rzeczy ogromnej wagi, a bohaterowie rozmawiają o tym tak, jak gdyby mówili o pogodzie. Spokojnie można by zrobić z tego powieść na 400 stron i upchnięcie tematu w krótkim tekściku robi nienajlepsze wrażenie.

W dodatku zdenerwowały mnie bezustanne odniesienia do dzisiejszych czasów.

Czarne wizje, powszechne na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia, nie sprawdziły się.

Czy w dwudziestym wieku ludzie też miewali wrażenie, że cała ziemska cywilizacja jest już tylko zbiorem przypisów do przypisów?

itd. Jak często Ty, autorze, myślisz o XII-wiecznej Europie? To dosyć nienaturalne, że ludzie przyszłości bez przerwy myślą o nas :|

 

Ale pomysł i warsztat w porządku. Wyłapałem może ze 3 zbędne przecinki.

Pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

No, powiedzmy, że ujdzie na tego klika, żebyś już nie musiał wyłudzać jak kiedyś ;)

Ale mam parę zastrzeżeń. Po pierwsze, początek. Wróciłem zmęczony do domu, chciałem się rozerwać przy Twoim tekście, a tu co? Nie zassał, odłożyłem, sięgnąłem ponownie po pewnym czasie. Na początku nic się nie dzieje. I nic nie zapowiada, że będzie się działo. O, Heidi i Maks gdzieśtam sobie są. Musiałem się skupić, żeby wejść w tekst. A czy na tym polega rozrywkowa literatura? 

Po drugie, infodumpy. No wiem, immunitet rozrywkowości, pośle Bailoucie. Ale tak jak powiedział Kosmita – czemu tamci ludzie sięgają do XX/XXI wieku? Słuchają naszych piosenek, czytają nasze książki. A czy Ty puszczasz sobie “Bogurodzicę” i czytujesz średniowieczne manuskrypty? ;)

Po trzecie… no po prostu, trzeba szlifów. Bo jest co szlifować. Pierwsze przebłyski diamentu pojawiają się dopiero po kilku (kilkunastu?) akapitach. Masz sporo fajnych myśli, tylko przydałoby się popracować ubieraniem ich w historię. No, ale może tak to wygląda jak się ma czas pisać tylko piętnaście minut dziennie :(

No, ale pomimo zarzutów, po nudnym początku wciągnąłem się i czytałem z uśmiechem. Fajny zabieg z przeskakiwaniem od Heidi do Maksa, nie męczył, ale mogłeś to wykorzystać jakoś lepiej, by to ze sobą bardziej współgrało, if you know what I mean. Końcówka elegancko pojebana :D Zatem klik, trochę na zachętę, byś dopieszczał swoje pomysły, w których widać sporo polotu :) 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

@Niebieski

Oho, Deep Blue Space, który, zdawałoby się, facehuggera by nie skrzywdził, który dzielnie punktował mojego, niedocenianego “Tatę”, wytacza mocne lasery. I pomyśleć, że po lekturze Twojej “Nadziei” wypisałem sobie listę zastrzeżeń i odłożyłem ją do szuflady, widząc konflikt interesów :P. Nic to. Alpha Centauri nie przeniesie ataku na teren przeciwnika, ale na swoim podwórku bez walki się nie podda.

Motyka, powiadasz. OK, szanuję opinię, niemniej zauważam, że stoi w dużym kontraście do wcześniejszych. Ergo → z dobrą motyką świetlną, choćby i VY Canis Maioris się nie ulęknę. Dałoby się zrobić powieść, zgoda (czyli chyba pomysł dobry :P), ale jest opowiadanie. Nie upychałem, koncentrowałem się na konkretnych scenach i rozkładałem akcenty. OK, masz wrażenie upchnięcia. No trudno.

Odniesienia. Pragnę zauważyć, że odniesienia są rzeczą powszechną i pomagają nam przyswoić dany tekst. Czasem są mniej, czasem bardziej zakamuflowane, ale są i są potrzebne. Założę się, że gdyby akcja naprawdę miała być pisana tró hardkorowo z perspektywy kilkuset, czy tysięcy lat naprzód (a jest tak nie tylko z moim opowiadaniem) dobór jakichś 50% słów byłby zupełnie inny. A tekst byłby dla “koneserów”, a nie dla ludzi. Jest to też zresztą kwestia przyjętej konwencji, tak jak każdy tekst literacki. Czytelnik konwencję kupuje lub nie. Ty tej akurat niestety nie kupiłeś, masz prawo. Tak na marginesie, co do konkretnie przytoczonych przez Ciebie przypadków – a) dziewczyna czyta XX-wieczną książkę, to całkowicie normalne, że o tych czasach rozmyśla, b) drugi cytowany tekst to narracja, a nie myśli bohatera.

Aha. Zapomniałem jeszcze o kwestiach OGROMNEJ wagi. Widzisz. Raz, że jak mówiłem konwencja, rozłożenie akcentów itd.. A dwa, to opowiadanie, czy te postacie, to moje dzieci. Muszą mieć coś ze mnie, a ze mnie taki gość, że jak w skali mikro ktoś znęca się nad słabszym, to mnie mierzi straszliwie, ale kiedy w skali makro ktoś rozwala gwiazdą śmierci całą planetę, to kwituję to wzruszeniem ramion. Taka wrażliwość, a może psychopatia. Wybierz sam.

 

@Fun

Po pierwsze primo – ale za to zobacz jak Paniom się podobało :P.

Po drugie primo – no dobra, Blue włożył kij w mrowisko i teraz mi już nie dacie spokoju ;). OK, OK, poddaję się, coś w tych odniesieniach pewnie jest. Zależało mi na tym, żeby było trochę tej muzyki, a opowiadanie czytało się bardziej “filmowo”. Zapewne mogłem to inaczej rozegrać i będę miał na uwadze na przyszłość, ale na pewno rozwiązaniem nie są wzmianki o jakimś gwiezdnym techno z przyszłości :P.

A, i na koniec, o ty dziadzie! Dzięki, ale jakby to rzekome żebranie było prawdą, to dawno moje trójki i czwórki zakończyłyby banicję ;). Raz się może zdarzyła mała sugestia, ale proszę uprzejmie nie robić z tego reguły.

 

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

A mnie konwencja upchnięcia tych wydarzeń w stosunkowo lekkiej historii (romansidle? :D) właśnie odpowiadała. I racja z tym, że za kilkaset lat będzie zupełnie inny język. Ale żeby miało lecieć “Rings of fire” Animalsów? Po pięćdziesięciu latach od tej piosenki ja jej nie znałem :P A co dopiero ktoś za pół tysiąclecia. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

No i kurna, jak masz po raz pierwszy w życiu posłuchać dobrego kawałka, który jest dla mnie dziś tak samo genialny jak te kilkanaście lat temu, kiedy na niego pierwszy raz trafiłem, to warto było \m/. A właśnie, teraz mi się przypomniało, że Rammsteina też lepiej lub gorzej umotywowałem :P.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

I pomyśleć, że po lekturze Twojej “Nadziei” wypisałem sobie listę zastrzeżeń i odłożyłem ją do szuflady, widząc konflikt interesów :P

Czekam :)

Precz z sygnaturkami.

Wszystko w swoim czasie, Blue. Nie są to jakieś fundamentalne kwestie, całkiem miło mi się to czytało, a i nauczyć czegoś się było można (np. szukając dodatkowych informacji nt. “pór roku” w okolicach równika) :).

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Relikwia dla Bailout:

Tym razem coś bardziej praktycznego – prawdziwy, pochodzący z przyszłości bąblolot!

Ten niecodzienny statek kosmiczny jako paliwo wykorzystuje oddech pilota (zatem, czym bardziej sapiący kierowca, tym szybciej dolecisz z Ziemi do Słońca!), zaś trzy moździerze na szczycie bąbla mniejszego wystrzeliwują pociski o mocy trzech Planet Śmierci (czy jak tam nazywało się to cholerstwo z Przebudzenia Mocy…).

Dar pochodzi od NeoPrimagena MMDXCV, który to wysłał nam ów wehikuł pocztą czasoprzestrzenną, pod postacią opakowania klocków Lego.

Pewnie zastanawiasz się, dlaczego oddajemy tak przydatną maszynkę? Cóż… Żaden z Primagenów XXI wieku nie sapie z odpowiednią siłą, by rozruszać machinerię… Może Tobie się powiedzie?

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

:D Doprawdy, nie jestem godzien Wielmożny Panie Hrabio. Dziękuję. SAPkowskim nie jestem, ale obiecuję sapać na miarę moich możliwości.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Research jakiś przeprowadziłeś, podajesz zróżnicowaną listę źródeł, ale jakoś nie widzę specjalnego związku między lekturami a tekstem. Jakby ta cała fizyka wydawała się doczepką, a nie punktem wyjścia. Ale możliwe, że czegoś nie zrozumiałam.

Nie jestem pewna, jak definiujesz słowo „kolaps”. Mnie przychodzą do głowy ze dwa znaczenia (więcej, jeśli czepiać się szczegółów) i żadne nie pasuje.

Przez problemy z interpretacją kluczowego słowa nie przemówiła do mnie fabuła. Został kulawy romans dwóch ostatnich istot w okolicy.

Świat przynajmniej zbudowałeś ciekawy, pełen szczególików, jak ta syrenka (czyżby nawiązanie do życia portalowego i pojedynków? ;-) ). Humor na plus.

O bohaterach wiemy bardzo niewiele. Maks ma wielki mózg. Ale to metafora, facet stanowi mutację ze zwiększonym baniakiem czy w ogóle sztuczny twór?

Tytuł bez szału.

Warsztat niezły, ale przecinkologia niedomaga.

Babska logika rządzi!

Co by nie mówić, na kolapsie mnie nie ciachniesz, ciociu Fifi: 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wielki_Kolaps

Jak widzisz, nie trzeba było daleko szukać, właściwie, to kosmologiczne podstawy. Tym bardziej szkoda, że jednak Ci się nie udało i, jak sama piszesz, ucierpiała na tym ocena mojego tekstu. Trudno, żyje się dalej ;). Czy fizyka była doczepką, czy punktem wyjścia trudno mi oceniać, związki były, ale nienarzucające się. I tak ktoś wspomniał o infodumpach, a co dopiero, jakbym zaczął nachalnie wyjaśniać np. hipotezę “rozmnażania się” wszechświatów poprzez czarne dziury, co może prowadzić do uniwersów o podobnych, ale zmienionych w ramach pewnych widełek, parametrach kosmologicznych.

Jeśli chodzi o syrenkę, to trafiłaś w dziesiątkę. Już podczas pojedynku podwodnego miałem ochotę napisać, że ja to bym tam zapodał łódź podwodną klasy Syrena :), ale nie chciałem wyeksploatować motywu, który zamierzałem zawrzeć w moim tekście.

Wielki mózg Maksa jest całkowicie normalny, to znów nawiązanie do klasyki, “Galapagos” Vonneguta. Fakt, że nawiązanie wielce ulotne, przez co, zapewne, prawie nie do wychwycenia. Niektórzy rysownicy komiksów zamieszczają w swoich dziełach szczegóły, widoczne tylko pod lupą, których prawie nikt nie zauważy. Ja tak czasem robię w swoich tekstach, to są takie moje słodkie (prawie) tajemnice. Wracając do tematu, u Vonneguta wciąż była mowa o wielkich mózgach, głównie jako przeciwstawienie znacznie mniejszym mózgom, po nieoczekiwanym zwrocie w ewolucji ludzkości.

Tytuł, zgadza się, bez szału. Taki miał być, bo taki najlepiej pasował, tu akurat tytułem walczyć nie zamierzałem. Właściwie też jest to nawiązanie, tym razem do tytułu genialnego filmu animowanego “Mary i Max”.

Dziękuję za wszystkie uwagi :).

 

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Aaaa, ten kolaps. Nie wspomniałeś, że to o niego chodzi. Ale w ciągu 12 godzin? Nieee… Toż on puchnie od kilkunastu miliardów lat. Z jaką prędkością galaktyki musiałyby popitalać? I wcześniej nikt nie zauważył, że się okoliczne gwiazdy zbliżają, a wszystkim innym kolor się zmienia z racji efektu Dopplera? Przy nadświetlnej to może i by całkiem zniknęły, nie mam pojęcia (ale chyba jednak jakieś stare światło by dochodziło. Chyba że zatrzymałoby się na obiekcie, który je wyprzedził. Hmmm). Przy tej wersji kolapsu moja niewiara nie tylko się okopała i zbudowała bunkry, ale jeszcze postawiła wielki kubek z kawą tuż obok Czerwonego Guzika.

A co dzieje się z wszechświatami potomnymi podczas Wielkiego Kolapsu? IMO, czarne dziury połykałyby się przy każdym nadmiernym zbliżeniu. Czy to nie zaszkodzi potomstwu?

Babska logika rządzi!

“Majmonides nadawał właśnie na błękitną planetę przekaz o niewytłumaczalnym, ale jednoznacznie potwierdzonym, gwałtownym zatrzymaniu rozszerzania się czasoprzestrzeni i nieuniknionym kolapsie w ciągu dwunastu godzin.”

Nie no, w ogóle nie wspomniałem. Bardziej łopatologicznie pisać nie będę, to już trzeba szukać innych autorów. A, że niemożliwe, itp.. Napisałem, że “niewytłumaczalnym”. Tak podejrzewałem, że bardziej się okopiesz. Mogłem uwiarygodnić ten pomysł, poświęcając mu więcej miejsca, nie zrobiłem tego, może i błąd. Skupiłem się na zupełnie innych akcentach. Powiem tak, jak dla mnie nie mam większych niejasności i nieścisłości niż inni, a bronić się w nieskończoność nie zamierzam. Jak ktoś się okopie, to wiesz, nie nastraja to zbytnio do dyskusji ;). Co do wszechświatów potomnych, to już pytaj Smolina, może i zaszkodzi. Jak dla mnie niekoniecznie, bo to już jest całkowicie niezależna czasoprzestrzeń, może nawet z nieco innymi prawami fizyki. Być może po prostu zamknęłyby się wszelkie, nawet hipotetyczne, połączenia między wszechświatami. Coś w rodzaju – znikają drzwi, ale przecież nie znaczy to, że dom przestał istnieć. To takie luźne uwagi na szybko. Książkę bym napisał z przypisami do tego opowiadania, a i tak pierwszego wrażenia i doznań ogólnych po przeczytaniu tekstu nie zmienię. Wiem, że tekst ma mankamenty, ale nadal twierdzę, że niekoniecznie większe od konkurencji. Dla mnie najważniejsze były liczne opinie, że dobrze się czyta.

Na marginesie, to taki np. Sagan pisząc sławetny “Kontakt” sadził tam różne cuda, np. mylił Chińczyków z Japończykami, jego szczęście, że nie było internetu, bo by go chyba recenzenci i czytelnicy zjedli.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Trochę zgłupiałem. Bo zaczyna się od takiej “Samotności w sieci”, a potem jak znienacka przyspiesza, to cały czas mi się wydaje, że to jakaś pomyłka, błąd w obliczeniach, spięcie na obwodach, które ma tylko połączyć głównych bohaterów a nie doprowadzić do katastrofy na serio. Może tak miało to wyglądać, żeby koniec świata rzeczywiście był zaskakujący, ale odnoszę wrażenie jakiegoś złego rozłożenia akcentów, bo lektura na koniec bardziej konfunduje niż daje satysfakcję. Nie łapię, po co Max właściwie leci na Ziemię i kto (i po co) jest odpowiedzialny za wcześniejszą mistyfikację.

Podobały mi się:

– naprzemienne rozdziały i klimat pierwszej części opowiadania

– okrzyk w khuzdulu

– fragment o “pięknej, fraktalnej fali”

– mamuty

Nie podobał mi się:

– widoczny brak ostatecznej korekty tekstu, zestawienia takie jak lubiła/uwielbiała, ochłonęła/chłodny

Dziękuję za opinię, Coboldzie. Może i prawda, że powinienem był to bardziej dopracować, trochę zabrakło czasu, bo długo się czaiłem, czy w ogóle wystartować w konkursie.

Maks leci, żeby bezpośrednio przekazać informację o mistyfikacji, związanej z natychmiastową, kwantową komunikacją (która nie działa) oraz z zapadaniem się wszechświata (które, w rzeczywistości, wcale nie ma miejsca). Fajnie, że, mimo wszystko, sporo Ci się podobało. No a z tym, że początek dobry, a koniec gorszy to, widzisz, Funthesystem np. odebrał to odwrotnie, czyli trochę – kwestia gustu :).

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

“Majmonides nadawał właśnie na błękitną planetę przekaz o niewytłumaczalnym, ale jednoznacznie potwierdzonym, gwałtownym zatrzymaniu rozszerzania się czasoprzestrzeni i nieuniknionym kolapsie w ciągu dwunastu godzin.”

No i na tym zdaniu się wykopyrtnęłam. Teraz, jak wyjaśniłeś, robi się zrozumialej, ale podczas czytania nastawiłam się na kolaps prowadzący do supernowej (albo czegoś podobnego). Być może to by dało radę przeprowadzić w pół doby. Ale nasze Słonko za małe na takie ekscesy, ki diabeł?

Babska logika rządzi!

Ki diabeł to już by był temat na inne opowiadanie, albo to musiałoby być dwa razy dłuższe. Słonka bym do tego nie mieszał. Zresztą, tak czy inaczej, był to fejk :P.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Opowiadanie z pewnością sprawnie napisane i dynamicznie, mnie jednak nie ujęło.

Przede wszystkim – świat jest ledwie zarysowany w tekście, a postaci stanowią raczej żyłkę, po której prowadzisz czytelnika przez fabułę. Nie czułem ich osobowości, nie zależało mi na nich, a przez to i zagłada nie zrobiła większego wrażenia.

Narracja szybka od pierwszych zdań tekstu, a przez to również monotonna. Brakowało mi dramatyzmu – ludzkość szlag trafił, a Ty opisałeś to w sposób beznamiętny, wręcz reportażowy. Nie dla Counta takie teksty – lubię współodczuwać z bohaterami, a w przypadku Heidi i Maksa nie było to łatwe…

No właśnie – nad tytułem też nie przysiadłeś ;)

Tekst ma jednak i jasne strony – warsztatowo jest bardzo fajnie, udało Ci się pogodzić płynność i przystępność tekstu z ciężką tematyką fizyki kwantowej, tyle że… miałem wrażenie, że nie jest ona opowiadaniu potrzebna. Być może niezbyt dobrze rozłożyłeś akcenty.

Na osobną pochwałę zasługuje zakończenie – mimo że tragiczne, na swój absurdalny sposób bardzo sympatyczne.

 

Jest całkiem ładna, pomyślał aniołek w jego głowie. Jest jedyna i ostatnia, pomyślał diabełek.

Wspaniałe zdanie :D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Znając mniej więcej Twoje preferencje, czułem, że w nie nie trafię, więc spodziewałem się mniej więcej takiej opinii. Fajnie, że znalazłeś też plusy :). Coś jest w tym reportażu, powiem Ci, że chodzi mi po głowie opowiadanie w takiej estetyce. Z wszystkich Waszych komentarzy czegoś się uczę, więc jest szansa, że kolejne teksty będą coraz lepsze.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

To na pewno ;)

Czytało się na tyle dobrze, że planuję zajrzeć również do innych Twoich tekstów – Advanced Cyborgs & Spaceships zapowiada się fajnie :D

Tylko trudno będzie znaleźć czas…

 

Trzym się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Jeśli czas się znajdzie, to najlepiej czytaj od razu “wersję reżyserską”. Scaliłem w niej wszystkie historie, dodając też prolog i epilog. Z racji objętości znajdziesz tam też lepiej zarysowany świat i postacie. Bądź jednak przygotowany na to, że tam szalony humor nie jest tylko dodatkiem jak w opowiadaniu konkursowym :P.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Bardzo śmiałe wizje, bardzo fajnie napisane.

Czyta się bardzo płynnie pod warunkiem, że zaakceptuję fakt, że nie wszystko muszę rozumieć.

Mam wątpliwości co do następujących wyrażeń:

Liznął zbyt wiele statystyki

Dziewczyna ochłonęła i na chłodno

 

Systemy kontroli paradoksów – kojarzą mi się z "Autostopem przez Galaktykę". Czytałeś? :)

 

 

 

Przybyłam wreszcie! Czemu tak długo? Bo siadam do komentarzy konkursowych tylko z doskonałym humorem.

 

Przerzucanie się narracją między bohaterami – zgrabny zabieg, nadał tempa i płynnej wielowymiarowości. Podoba mi się Heidi z tą jej wysłużoną, magnetyczną syrenką :D Porządna dziewczyna. Te jej chwilowe bolączki o dzieciach odebrałam jako nudę i sztampę, ale to moja wina, a nie twoja – ty nadałeś babce całkiem realistyczne ramy. Niestety kontrast, zamierzony lub bezwiedny, w myśleniu Maksa i Heidi wydał mi się jednak przerysowany. 

Udało ci się w dość oszczędnym tekście zarysować ogromne uniwersum, duży plus, chociaż nieraz szedłeś w tym na łatwiznę: po prostu wżynałeś informacje w tekst, gdzie ci wygodnie, bohater musiał się dostosować, a akcja poczekać :P

Dobry motyw z mamutami, ledwie błysnąłeś tym pomysłem, a jednak zajaśniał jak gwiazda w fabule.

Pierwsza część to takie preludium, relacja jak z kosmicznych korpo, i wiadomo, że nie ma co spodziewać się fajerwerków, a jednak akcja toczyła się dość wartko; jednak o wiele bardziej poznać można było Heidi niż Maksa. Fajne jest to, że oboje są dobrymi specjalistami w swoich dziedzinach, ale on się wydał jakiś bezosobowy, a ona jedną wielką osobowością.

Podoba mi się intryga, która zaistniała w drugiej części, ta próba nawiązania kontaktu i przekazania informacji. Twoja kolejna nadbudowa swojego uniwersum, pomysł na "globalną cyfryzację świadomości i transfer do wszechświata potomnego" ← cudeńko ;D "Koty są czasem nieprzewidywalne jak kwanty" ← też dobre.

Finałowa scena, gdy cała ludzkość “wyparowuje” i zostaje ich dwoje, ma duży potencjał (ciekawi mnie cała mechanika tego procesu przejścia, zabrakło mi jej). Ostatnie zdanie – majstersztyk. Ale finał zawiera w sobie praktycznie w ogóle niewykorzystany ładunek. Wydaje mi się, że to wszystko można było rozwinąć, pokazać w znacznie mniej skrótowej formie, a na moje oko zasługiwało i z pewnością biłoby się wtedy z pozostałymi konkursowymi opowiadaniami. Dobrze ci Niebieski_kosmita nagadał. Także metoda po łebkach ci nie wypada, Bailoucie, bo umiejętności masz gigantyczne. Wiem, że czasem się spłodzi takie historie, których za nic na świecie nie udaje się autorowi rozwinąć, bo pomysł zatlił się i wypalił, ale czy tutaj tak było? Nie odniosłam takiego wrażenia, ale tylko ty to wiesz.

Zamówiłam wielki talerz obiadu, a ty mi dałeś dobrego jedzenia w ilości przystawkowej. Risercz przyzwoity, ale nie powalający. Czekam na więcej w przyszłości! Bardzo się cieszę, że wziąłeś udział i przerzuciłeś ludzkość przez czarna dziurę <3

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

@Nimrod

Dzięki za miłe słowa. Statystykę raczej zostawię, a nad drugą frazą pomyślę, jak dorwę porządnego kompa. "Autostopem" oglądałem tylko film, o autorze słyszałem wiele dobrego, ale zbieżność przypadkowa. Muszę przeczytać wreszcie Twój tekst, obiecałem sobie, że zapoznam się ze wszystkimi konkursowymi i wciąż nie starcza czasu.

 

@Naz

Dzięki za pochwały :). Zgadzam się, że postać Maksa zarysowałem mniej wyraziście, jakoś tak wyszło, a może prostu taki już z niego gość. Mechanikę może gdzieś jeszcze przedstawię, a może nie, bo mógłbym się na tym wyłożyć :P. Pomysł się nie wypalił, zabrakło czasu. To już mój kolejny tekst uznany za zbyt krótki, więc coś w tym musi być. Wszystko przez to, że funkcjonuję w otoczeniu mało przyjaznym pisaniu. Nic to, obiecuję od dziś zamieszczać wyłącznie dopracowane teksty. P.S. Z komentowaniem mam podobnie, staram się nie robić tego, kiedy jest ryzyko, że nawiążę do czegoś w mojej głowie, a nie w tekście :)

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Siema :-) Fajnie się czytało, to była całkiem lekka lektura – ale czuję, że nie nadążałem za opowieścią narratora; były też rzeczy, których nie skumałem, ale to przez mój brak kumatości, więc wiesz: fajne opowiadanie dla ogarniętych. Pozdrawiam :-)

Cześć, Mersejku, bardzo mi miło, że zaszczyciłem Cię możliwością przeczytania tego tekstu! :P

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Nowa Fantastyka