- Opowiadanie: belhaj - Lepsza przyszłość

Lepsza przyszłość

Opowiadanie zostało wyróżnione w konkursie Czarno to widzę na antyutopijne opowiadanie grozy zorganizowanym przez Magazyn Histeria z okazji przypadającej w tym roku 67 rocznicy śmierci George’a Orwella.

Ukazało się w styczniowym numerze Histerii:

http://magazynhisteria.pl/styczniowa-histeria-3/

Klimatyczna ilustracja autorstwa Joanny Widomskiej za, którą jeszcze raz serdecznie dziękuję.

Podziękowania należą się również bemik za jak zawsze użyteczną betę :)

Mam nadzieję, że tekst się spodoba.

 

P.S. Wybrać tagi to czasem większe wyzwanie niż napisanie samego opowiadania.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Lepsza przyszłość

 

 

1

 

– W budynku znajdują się trzy cele – zakomunikował beznamiętnym tonem głos z centrali. – Według przewidywań nie są uzbrojeni ani nie spodziewają interwencji. Skala zagrożenia została określona na cztery.

– Cztery? – Garrido prychnął pogardliwie. – Wysyłają cały oddział przy tak niskiej skali?

– Mogę cię tam wpuścić samego! – krzyknąłem i zmierzyłem podwładnego wzrokiem. – Nie pamiętasz, co się stało z grupą Colungi w Barrio-4 dwa tygodnie temu?

– Pamiętam, sargento. Przepraszam.

Roberto Colunga wraz ze swoim oddziałem dostał zlecenie na likwidację nielegalnego zgromadzenia w jednym z bloków socjalnych. Według prekognitów z Wydziału Przyszłych Zbrodni kilku z mężczyzn tam przebywających miało w przyszłości przewodzić ruchom rewolucyjnym coraz częściej pojawiającym się w mieście. Niestety, specjaliści źle ocenili zagrożenie, bo organizacja już działała, a w budynku zgromadzono broń oraz wiele środków wybuchowych. Podczas interwencji doszło do strzelaniny, w wyniku której śmierć poniosło dwanaście osób, w tym czterech funkcjonariuszy. Dwóch kolejnych doznało trwałego kalectwa, a jeden do dziś był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej.

– Szykować broń. W razie jakiegokolwiek zagrożenia strzelać bez ostrzeżenia. To ma być szybka i gładka robota. Żebym potem nie musiał pisać zbędnych raportów. Zrozumiano? – spytałem. Wszyscy podwładni pokiwali głowami. Nie była to nasza pierwsza, wspólna interwencja. Wiedzieli, czego od nich oczekuję, a jakich zachowań nie toleruję. Uśmiechnąłem się i powiedziałem: – Świetnie.

 

2

 

Dom pogrążony był w ciemności. Mieszkańcy niczego nie podejrzewali. Funkcjonariusze byli już na pozycjach, czekali tylko na mój sygnał. Jeszcze raz na szybko przeanalizowałem sytuację. Raporty prekognitów były dość dokładne odnośnie rozkładu pomieszczeń, pokrywały się ze zdjęciami satelitarnymi. 

Celami było trzech studentów, którzy za parę lat mieli przeistoczyć się w przywódców młodzieżowego buntu przeciw rządowi. Wizje prekognitów pokazywały, że najmłodszy z nich, Luis Anibal Salzedo, miał w przyszłości stać się groźnym agitatorem. Jego mieliśmy pojmać żywego, pozostałych zlikwidować na miejscu.

Mrugnąłem, okiem aktywując tryb bojowy i dając znak do rozpoczęcia akcji.

Garrido wyważył drzwi, stojący za nim Jaquez wrzucił granat ogłuszający. Odczekali parę sekund aż usłyszeli huk wybuchu i wpadli do budynku. Dotarły do mnie krzyki i kilka stłumionych wystrzałów. Odbezpieczyłem broń i również wbiegłem do środka.

Wszystko poszło gładko. Dwaj studenci nie zdążyli wstać z łóżek, leżeli z dziurami w głowach. Jeśli mieli szczęście, nawet się nie obudzili. Garrido schwytał Salzedo. Chłopak był bokserkach i zmiętej koszulce, wodził błędnym spojrzeniem po pomieszczeniu, nie mogąc zogniskować wzroku. Przelewał się przez ręce wyraźnie oszołomiony i zdezorientowany. Podszedłem do niego i spytałem:

– Luis Anibal Salzedo?

Student spojrzał na mnie, ale jego wzrok był nieobecny, z kącika usta wyciekała strużka śliny. Uderzyłem go w twarz otwartą dłonią. To najlepszy sposób na otrzeźwienie.

– Nazywasz się Luis Anibal Salzedo?

– Tak… – odpowiedział piskliwym głosem. Był wyraźnie przestraszony, na majtkach wykwitła plama moczu. – O co chodzi?

– Jesteśmy funkcjonariuszami Wydziału Przyszłych Zbrodni. Zostałeś oskarżony o spiskowanie przeciwko rządkowi przez Sąd Prekognicyjny. Zabieramy cię do centrali w celu przesłuchań.

– Ale… – Salzedo był w wyraźnym szoku. Nie miałem pewności, czy dotarły do niego moje słowa. – Ale ja nic przecież nie zrobiłem.

– Jeszcze nic. Lecz niedługo byś zrobił. – Uśmiechnąłem się. – Zabrać go i zwijamy się.

 

3

 

Droga do centrali przebiegała bez przeszkód. Funkcjonariusze dowcipkowali, zadowoleni z udanej akcji. Ja również byłem usatysfakcjonowany. Wykonaliśmy zadanie podręcznikowo, bez strat własnych ani wśród przypadkowych przechodniów czy cywilów. Zlikwidowaliśmy wskazane cele, a głównego podejrzanego schwytaliśmy żywcem.

Który to już rok nienagannej służby, pomyślałem. Czy w końcu doczekam się upragnionego awansu? Może chociaż za zasługi dostanę przydział na pobyt w Los Barejos. Położony nad oceanem, rządowy ośrodek wypoczynkowy dla prominentnych działaczy i funkcjonariuszy był marzeniem każdego oficera służącego w Wydziale Przyszłych Zbrodni. Nigdy nie miałem wątpliwości co do znaczenia i słuszności mojej służby. Chciałem również, żeby została ona należycie doceniona.

Zobaczyłem migającą ikonkę przychodzącego połączenia i mrugnięciem odebrałem rozmowę.

– Część, syneczku – powiedziałem, widząc uśmiechniętą twarz mojego pięcioletniego syna, Miguela.

– Cześć, tato. – Chłopak wyszczerzył się w szczerbatym uśmiechu. Niedawno wyleciały mu dwa przednie mleczaki. – Kiedy będziesz w domu?

– Zejdzie mi się jeszcze kilka godzin. Muszę odstawić groźnego przestępcę do więzienia.

– Łaaa – krzyknął uradowany Miguel. – Kto to jest? Co zrobił?

– Nie mogę ci powiedzieć. – Chłopak zrobił smutną minę. – Chyba, że będziesz grzeczny?

– Będę, będę.

– Pomyślę wieczorem. A teraz muszę kończyć. Do zobaczenia.

– Paa, tato.

Zakończyłem rozmowę i wyjrzałem przez holowizjer. Lecieliśmy nad rozświetlonym neonami miastem, zmierzając w kierunku budynku Sądu Prekognicyjnego. Na pojmanego przez nas Salzedo czekało już grono jasnowidzów, którzy mieli zdecydować o jego dalszym losie. Podejrzewałem, że resztę życia spędzi w więzieniu na wyspie San Cebrero. W odosobnionej, położonej na klifie celi, w której ledwo można się wyprostować, a jedynymi jego towarzyszami będą szczury i insekty. Chyba że jego przyszłe zbrodnie okażą się poważniejsze niż dotychczas sądzono. Wtedy zostanie zlikwidowany w trybie natychmiastowym.

Zamigotała kolejna ikona przychodzącego połączenia. Tym razem dzwoniła Maria Pelegrino, moja bezpośrednia przełożona i szefowa Wydziału Przyszłych Zbrodni.

– Sargento Aguilar. – Odebrałem mrugnięciem i przedstawiłem się zgodnie z procedurą.

– Misja zakończona powodzeniem?

– Tak, szefowo. Wszystko w jak najlepszym porządku. Właśnie dolatujemy do Sądu Prekognicyjnego i przekazujemy Salzedo.

– Dobrze. – Na chwilę zawiesiła głos. – Kiedy wrócisz do centrali, przyjdź do mnie. Mam pewną sprawę do omówienia.

– Coś się stało? – spytałem lekko zaniepokojony.

– Wszystkiego dowiesz się na miejscu. – Uśmiechnęła się i zakończyła połączenie.

Ciekawe, o co może chodzić, pomyślałem. Czyżby upragniony awans?

 

4

 

Odstawiliśmy Salzedo i wróciliśmy do centrali. Garrido i reszta ucieszyli się z zakończenia służby i rozeszli do domów. Szybko spisałem raport z akcji, a następnie udałem się do biura szefowej wydziału.

Kiedy wszedłem, Maria Pelegrino siedziała pogrążona w myślach. Widząc mnie, wstała i uśmiechnęła się lekko.

– Oto raport. Wszystko poszło podręcznikowo, więc jest krótki i zwięzły – powiedziałem, wręczając jej czytnik z dokumentacją.

– Dziękuję. Proszę, usiądź.

Spocząłem na wygodnym fotelu i zapytałem:

– O czym chciałaś porozmawiać?

– Chcę ci coś pokazać. – Włączyła rzutnik na tablecie i na jednej ze ścian ujrzałem obraz.

Wielokrotnie już zdarzało mi się oglądać w jej gabinecie podobne projekcje przyszłości wygenerowane przez rządowych jasnowidzów. Ta przedstawiała młodego, może dwudziestoletniego chłopaka o ciemnych włosach i ostrych rysach twarzy. Stał na ulicy z pistoletem w dłoni, w tle płonął budynek Sądu Prekognicyjnego. Wokół szalały zamieszki, wojsko ścierało się z tłumem. Latały kule, strzelały armatki wodne, na niebie widać było wojskowe drony i działka powietrzne. W pandemonium krzyków, wybuchów i ognia wyróżniała się postać chłopaka. Kroczył na czele uzbrojonej grupy i wykrzykiwał jakieś hasła, których w panującym hałasie nie sposób było zrozumieć. Po chwili obraz zbladł i zgasł. Nagrana wizja się zakończyła.

– Jak rozumiem to nasz kolejny cel? – spytałem.

Maria powoli kiwnęła głową. Wydawała się dziwnie milcząca, przeważnie podczas podobnych odpraw dużo mówiła i tłumaczyła założenia misji i konsekwencje jakie mogą towarzyszyć ewentualnemu fiasku.

– Kim jest ten chłopak?

– To twój syn, Miguel.

 

5

 

Wracając do domu miałem mętlik w głowie. Po obejrzeniu projekcji przyszłości, Pelegrino wręczyła mi raport jasnowidzów. A ten nie napawał optymizmem i nie pozostawiał złudzeń.

Ze złością zakląłem i uderzyłem zaciśniętą pięścią w pulpit pojazdu. Aire-turismo na chwilę zmienił kurs, jednak szybko złapałem za ster i wyrównałem lot. Muszę wszystko przemyśleć, ochłonąć i przeanalizować sytuację. Tak jak to robiłem przed każdą akcją w Wydziale Przyszłych Zbrodni. Miałem jeszcze trochę czasu. Do domu powinienem dotrzeć za około dwadzieścia minut.

Miguel w wieku piętnastu lat miał zacząć spotykać się z grupą rewolucjonistów planujących obalenie rządu i obecnie panującego porządku. Uważali oni, że prekognicja to oszustwo mające na celu manipulowanie społeczeństwem. Że każdy ma prawo do wytyczania własnej ścieżki życia, a skazywanie ludzi na śmierć i więzienie za zbrodnie, które rzekomo mieli popełnić, to rodzaj represji służący zastraszaniu mieszkańców państwa.

Początkowo jedynie agitował, najpierw w szkole, potem na uczelni. Następnie razem z kilkoma bojówkarzami zaczął podkładać ładunki wybuchowe pod komisariaty policji i mniejsze budynki rządowe. Ostatecznie jego działania miały doprowadzić do wysadzenia siedziby Sądu Prekognicyjnego i ogólnokrajowego buntu.

Nie mogłem w to uwierzyć. Jak mój mały syn, od niemowlęcia wychowywany jako przestrzegający praw i obowiązków obywatel, mógł zejść na tak złą drogę. Co gorsza z tej drogi nie było odwrotu. Według raportów jasnowidzów żadne podejmowane działania nie mogły go odwieść od takiej przyszłości. Każda ścieżka jego życia prowadziła w to samo miejsce.

A to oznaczało, że miałem tylko jedno wyjście.

 

6

 

Kiedy wszedłem do domu, Miguel rzucił mi się na szyję. Uniosłem go w górę i obróciłem kilka razy. Po chwili postawiłem syna na podłodze i poczochrałem mu włosy.

– Stęskniłeś się?

– Tak. Miałem już iść spać. Jutro muszę iść do szkoły, a mamy jechać na wycieczkę do kanionu El Chorrito, więc muszę wstać bardzo wcześnie. – Wpadł w tak uwielbiany przeze mnie słowotok.

– Byłem tam kiedyś, piękne miejsce – powiedziałem cicho.

W drzwiach od kuchni stanęła moja żona.

– Zjesz coś? Zrobiłam paelle z owocami morza.

– Może później.

– Ciężki dzień w pracy? – spytała Rosita, widząc moją zmęczoną twarz.

– Tak, nawet bardzo.

– Tato, tato! – krzyknął Miguel, tarmosząc mnie za rękaw. – Miałeś mi opowiedzieć o przestępcy, którego dzisiaj zatrzymałeś.

– Chodź do twojego pokoju. Opowiem ci.

Przechodząc, pocałowałem żonę w policzek.

Położyłem Miguela do łóżka. Opowiadałem mu o różnych sprawach, czekając aż zaśnie. Kiedy w końcu zamknął oczy, odczekałem jeszcze chwilę, aż zapadł w sen. Usiadłem na podłodze tak, by moja twarz znalazła się dokładnie na wysokości jego buzi. Wypatrywałem oznak buntu, czy złości, ale nie znalazłem nic. Jego twarzyczka była tak samo niewinna i słodka, jak kilka godzin temu, przed ogłoszeniem wyroku. Dobry Boże, dlaczego? Zagryzłem zęby, żeby nie krzyczeć. Miguel oddychał spokojnie i głęboko, na podłożoną pod policzek rączkę wyciekała odrobina śliny z rozchylonych ust. Tak jak u Salzedo, gdy go schwytaliśmy. Co zrobiłem nie tak? Jaki błąd popełniłem? Dlaczego nie można tego zmienić? 

Sięgnąłem do kurtki i z wewnętrznej kieszeni wyjąłem rewolwer. Pogłaskałem syna po głowie i przystawiłem do niej pistolet.

– Przepraszam – wyszeptałem, łkając i pociągnąłem za spust.

Poduszki, ściana, pościel, moja twarz i ubranie w sekundę pokryły się krwią i kawałkami mózgu. Osunąłem się  na podłogę. Zaalarmowana hałasem Rosita wpadła do pokoju. Po jej spojrzeniu widziałem, że nie rozumie, co się stało. Że nie chce rozumieć i uwierzyć w to co widzi.

– Coś ty zrobił? – krzyknęła roztrzęsiona i podbiegła do ciała Miguela. Przytuliła syna, jej dłonie i przedramiona pokryły się krwią. Zaszlochała i odwróciła się w moją stronę. Odsunąłem się w stronę drzwi, broń rzuciłem na podłogę i wpatrywałem się we własne ręce, nie mając odwagi spojrzeć Rosicie w oczy.

– Coś ty zrobił? – wrzasnęła histerycznie. Upuściła ciało syna i dobiegła do mnie, okładając mnie drobnymi pięściami i krzycząc. Przyjmowałem ciosy z pokorą, po chwili objąłem ją i przytuliłem. Szarpała się i odpychała mnie, odwracając głowę, jakbym nagle stał się kimś obcym. Przyciskałem jej ciało do siebie, starając się ją uspokoić.

– Zapewniłem nam przyszłość – powiedziałem płacząc.

Koniec

Komentarze

Zacząłem czytać, a opowiadanie ciekawe bardzo. Chyba daleka reminiscencja “Raportu mniejszości”. 

Jedna uwaga na początek – w budynku znajdują się trzy cele. Zdziwiło mnie to zdanie, bo odebrałem je tak, że w budynku są trzy pomieszczenia więzienne. Chyba lepiej byłoby napisać “trzy obiekty” albo “trzy obiekty-cele”. Pełna jasność.

Wrócę jeszcze.

A ilustracja bardzo dobra.

Pozdrówka.

W takim razie czekam na pelniejsza opinię.

Czołem!

Według przewidywań nie są uzbrojeni ani nie spodziewają interwencji

Chyba powinno być:

Według przewidywań nie są uzbrojeni ani nie spodziewają się interwencji

I tu:

Zostałeś oskarżony o spiskowanie przeciwko rządkowi przez Sąd Prekognicyjny

Powinno być chyba rządowi

Opowiadanie mnie również skojarzyło się z “Raportem mniejszości”. Zakończenie mocno zaskakujące. Całość czytało się przyjemnie, chociaż ta końcówka dla mnie osobiście była trochę trudna do przełknięcia. Podziałała na mnie bardzo emocjonalnie, ale po zastanowieniu – tak to chyba powinno właśnie działać smiley

Pozdrawiam

Przeczytałem. Więcej niż dobry tekst, może nawet piórkowy. 

Z uwag – nierównomierna kompozycja. Opis ataku na budynek ma znaczenie, bo wprowadza w kreowany  świat i pokazuje opisywaną rzeczywistość, ale za bardzo przykrywa główny wątek opowieści. Trochę za dużo wstępu, za mało rozwinięcia i zakończenia. A w związku z tym końcówka wyszła nieco skrótowo i pośpiesznie. 

Chyba jednak należało napisać “sierżant”, bo na początku nie wiadomo, czy ten hiszpański wyraz przypadkiem nie jest imieniem.

Rewolwer to nie pistolet, a pistolet to nie rewolwer. Dwa różne typy broni krótkiej. Pistolet trzeba po prostu zastąpić wyrazem broń.

Ale to szczegóły. Dobre opowiadanie, na pewno, według mnie, co najmniej biblioteczne.

Pozdrówka.

Warsztat coraz lepszy, ale do mnie nie trafiło. Mam wrażenie, że za słabo poznajemy psychikę bohatera i to co nim kieruje. Pierwszy akapit jak dla mnie taka bójka i w sumie później idzie jak po sznurku do schwytania złoczyńcy.

Pomysł na policję działającą pod wolą jasnowidzów, bardzo dobry i to na duży plus, ale po telefonie syna od razu rozgryzłam, co będzie dalej. Także nic odkrywczego się później nie wydarzyło. Może gdyby tekst byłby dłuższy, całość prezentowałaby się znacznie lepiej. Jak na taką historię zbyt płytko potraktowany. Bardziej podobałoby mi się, gdyby ojciec (SPOJLER!!!!!!) nie zabił dzieciaka, bo nie jest w stanie, by mimo wszytko spróbował go uratować wbrew wszystkiemu. Nawet gdyby po drodze zginęła żona, a ostatecznie syn stałby się najgorszym wrogiem władzy. O! I to by mnie satysfakcjonowało. :P

Wiem, że wybrzydzam, ale oczekuję od Ciebie, Belhaju, czegoś więcej, zwłaszcza po Diamencie i cyrkonii, która mi się bardzo podobała. I wiem, że potrafisz lepiej. :)

Zresztą możesz moją opinię wsadzić głęboko gdzieś, w końcu ja sama nie opublikowałam w internetach jeszcze nic. Także łatwo mi się mądrować. :P

 

 

A i oczywiście gratuluję publikacji. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Od mocnej inspiracji Dickiem nie ucieknę, ale chodziło mi po głowie coś takiego od dawna. Co do sierżanta, to z hiszpańską nazwą to celowy zabieg, chciałem stworzyć taki powiedzmy iberyjski klimat w tym opowiadaniu.

Rogerze dzięki za Bibliotekę :)

Morgiano – zakończenie to celowy zabieg. Może nie do końca udało mi się pokazać, że bohater to bezduszny służbista, który jest w stanie poświęcić wszystko dla reprezentowanego przez siebie systemu. Bohaterów, którzy się buntowali przeciw władzy było wielu, ja chciałem wykreować innego. Dzięki za przeczytanie i opinię :)

Jeszcze jedno, co rzuciło mi się w oczy – syn chyba jednak spotykał się z grupą rewolucjonistów, a nie kontrrewolucjonistów.

Pozdrówka. 

Racja – już zmieniłem. Dzięki Roger :)

Czytałam już kiedyś. Belhaj w dobrej formie :)

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Dziękuję fleur :) za odwiedziny, klika i dobre słowo :)

Konkretny w treści i formie tekst :) Ma to swoje duże plusy, ale też minusy ( nieduże;)). 

 

Całość jest poprowadzona w jasny, logiczny sposób. Akcja ciekawie się rozwija,  przynajmniej do końcówki, w której zabrakło mi jakiegoś takiego dramatyzmu:( Wydaje mi sie, ze to przez przewagę opisu czynnosci nad słowami. Długie, złożone zdania też pewnie trochę obdarły tę końcówkę z emocjonalności. Rozumiem też, że mógł to być sposób na zaprezentowanie oziębłość sierżanta, a przy tym działalności państwa polegającej na indoktrynacji swoich obywateli by wiernie temu państwu służyli. Mimo wszystko oczekuję jednak, że jakkolwiek zindoktrynowany obywatel by nie był,  gdzieś tam istnieje granicą za którą się załamie i za którą zada sobie pytanie o sens tego wszystkiego– myślę,  że śmierć dziecka to jedna  z takich granic. A u Ciebie bohater rzeczywiście miał jakieś tam przemyślenia na ten temat, ale był w tym wszystkim trochę bezwiedny. Przełożeni wyznaczyli mu takie zadanie i ot, on je zrobił. 

 

Moim zdaniem też trochę nadmiernie wyłuskałeś niektóre rzeczy, np. na początku trzeciego fragmentu bohater pozytywnie ocenia swoją pracę,  a w następnym akapicie robi to znowu. Znaczy mówi też przy okazji o innych ważnych sprawach i to po raz pierwszy, i to w taki sposób,  że widać to antyutopijne zaslepienie ;),  ale w tym zdaniu z nienaganną jakby się powtarza. A dwójka to rozmowa z synem, kiedy mówi cześć syneczku, a potem, że to jego syn. Ale poza tym to płynność akcji – klasa :) 

 

Ciekawy pomysł z tym sądem i karaniem za niepopełnione zbrodnie:) 

 

Spodobał mi się jeszcze ten fragmencik, kiedy ojciec z rozczuleniem mówi o słowotoku dziecka. Jest w tym jakiś żal, który częściowo odsłania przed czytelnikiem zakończenie, ale nie w taki beznadziejny sposób,  jakby niechcący drąc kurtynę w jednym miejscu, tylko delikatnie uchylając jej rąbka i podsycajac ciekawość:) Szkoda, że potem w końcówce nie utrzymałeś tego na dłużej:( To już to o czym pisałam wyżej :) Dopiero w ostatnim zdaniu pobrzmiewa ten dramatyzm i żal.

 

Tytuł jest dobry. Pasuje do zakończenia i w ogóle świata przedstawionego :) Antyutopia w pełnej krasie :)

Cała rzecz rozgrywa się w ciągu zaledwie kilku godzin. Jak dla mnie, zbyt szybko. Rozumiem, że oddział błyskawicznie wykonał zadanie, ale nie pojmuję ekspresowego tempa, w jakim sierżant podjął tak trudną dla siebie decyzję. Czy może to był rozkaz? Zastanawiam się w takim razie, czy w tego rodzaju przypadkach najbliżsi powinni być w ogóle informowani o sprawie, czy takiej misji nie należałoby zlecić całkiem obcym funkcjonariuszom i np. upozorować wypadek. Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że tatuś był aż takim służbistą.

Zakończenie mnie nie zaskoczyło, bo skoro wcześniej, w połowie opowiadania, pojawił się synek, to zapewne w jakimś celu.

 

kilku z męż­czyzn tam prze­by­wa­ją­cych miało w przy­szło­ści prze­wo­dzić ru­chom re­wo­lu­cyj­nym coraz czę­ściej po­ja­wia­ją­cych się w mie­ście. – …coraz czę­ściej po­ja­wia­ją­cym się w mie­ście.

 

Chło­pak był w sa­mych bok­ser­kach i zmię­tej ko­szul­ce… – Skoro był w samych bokserkach, chyba nie mógł być też w koszulce.

Może: Chło­pak był w bok­ser­kach i zmię­tej ko­szul­ce

 

Ude­rzy­łem go w twarz z otwar­tej dłoni. – Czy miał twarz z otwartej dłoni?

Proponuję: Ude­rzy­łem go w twarz otwar­tą dłonią.

 

La­ta­ły kule, strze­la­ły ar­mat­ki wodne, na nie­bie widać było woj­sko­we drony i dział­ka la­ta­ją­ce. – Czy to celowe powtórzenie?

 

Do domu po­wi­nie­nem do­trzeć za około dwa­dzie­ścia minut – Brak kropki na końcu zdania.

 

Zro­bi­łam pa­el­le z owo­ca­mi morza.Zro­bi­łam pa­el­lę z owo­ca­mi morza.

 

od­cze­ka­łem jesz­cze chwi­lę, aż za­padł sen. – Pewnie miało być: …od­cze­ka­łem jesz­cze chwi­lę, aż za­padł w sen.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Lenah dzięki za ciekawą i wyczerpującą opinię :)

Czyli nie do końca udało mi się zrobić z bohatera bezdusznego służbistę, choć starałem się jak najlepiej umotywować jego działania.

Reg dzięki, że zajrzałaś :)

Wprowadziłem sugerowane poprawki. To fakt, że opowiadanie rozgrywa się na przestrzeni kilku godzin, nie chciałem go nadmiernie rozciągać, choć może walka bohatera z samym sobą też byłaby ciekawym zabiegiem. Choć straciłoby na tym tempo akcji i moje ogólne założenia. 

Ooo dzięki za klika :)

Mam pewien problem z tym opowiadaniem. Napisane dobrze, akcja nawet niezła, jest zaskoczenie na początku i końcu. Fajnie się czyta. Ale… zaskoczenie na końcu jest tak dziwne, aż trudno mi je zaakceptować. Nie żeby było złe, ale brakuje mi w opowiadaniu bardzo silnego uzasadnienia, na zachowanie bohatera. To, że prekogniści po prostu przewidzieli to, hmm… za mało, dla mnie, może inni czytelnicy mają inaczej. Druga sprawa to odległość w czasie, jaką przewidują prekogniści, (w ogóle ten myk z przewidywaniem – nawet u Dicka – mi się nie podoba) bo to bardzo daleka przyszłość, a w momencie jej odkrycia – podmuchu skrzydełek motyla, nie sposób jej poznać. Ale to moje widzimisię.

Dobrze napisane, fajnie się czytało, ale nie przekonało zakończenie, bo być może za krótko i przez to za słabo uzasadnione zachowanie w końcowej scenie. 

Ciekawy pomysł z tym wydziałem prekognicyjnym, ale opowiadanie mnie nie przekonało. [UWAGA DALEJ SPOJLERY] Po pierwsze – przewidywalne. Gdy tylko pojawił się syn, wiedziałam co będzie dalej. Po drugie – brak jakiejś refleksji czy zawahania u bohatera, ot tak w kilka minut podejmuje taką decyzję – chociaż przecież ‘niebezpieczeństwo’ ma się wydarzyć za jakieś 10 lat. Nie kupuję tego pośpiechu. No i przy indoktrynacji sięgającej głębiej niż instynkt rodzicielski czy zdroworozsądkowy, czemu facet w ogóle miał rodzinę, zamiast żyć tylko pracą? Po trzecie – reakcja żony. Kobieta zareagowała, jakby gość ukatrupił co najwyżej jej ulubionego pieska. IMHO, większość matek w takiej sytuacji złapałaby za ten rzucony rewolwer :P

Z początku miałem spore deja vu z Raportem mniejszości – i to raczej z opowiadaniem, a nie filmem. Bardzo, bardzo mocne skojarzenia. Na moment przyćmił mi je świetny opis zabicia chłopca, ale końcówka ponownie je przywołała.

Dlatego trudno mi pod względem fabularnym ocenić tekst. Bo niby sceneria bardziej latynoska, ale wnioski bardzo zbliżone do Dicka. Czułem, że już to gdzieś czytałem. Na szczęście warsztatowo wykonane jest dobrze i czyta się w łatwo.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ciekawy tekst, dobrze się czyta. Ogólnie mi się spodobał.

Uwaga, będą spoilery. Starałam się minimalizować, ale jednak.

Bardzo zgrzytała mi jedna rzecz – o której wspomniała również Reg, a potem inni – posłuszeństwo bohatera. Takie jakieś bezproblemowe. No, sprawa nie jest prosta (za to ciekawa), IMO przydałoby się jakieś uzasadnienie. Dlaczego w ogóle to on dostał ten rozkaz. Innych żołnierzy w jednostce nie było? OK, może prekognici wywróżyli, że to dobre rozwiązanie, bo inaczej facet zabiłby egzekutora. Ale fajnie byłoby o tym wspomnieć. No i brak problemów z wykonaniem polecenia. Rozkaz to rozkaz. Jakoś nie widzę aż tak głębokiej indoktrynacji w protagoniście. Powinien się bardziej pomęczyć. Może w ramach wyrzutów sumienia nakarmić dzieciaka lodami?

 

Aha, i gratuluję dobrego wyniku w konkursie. :-)

Babska logika rządzi!

Fascynujące jest to jak skrajne opinie budzi twój tekst. Jedni chwalą i wspominają o piórkach, pozostali zaś wydają się być zupełnie nie przekonani.

Osobiście znajduję się w tej drugiej grupie. Do kwestii technicznych ciężko mi się przyczepić, jednak sam styl budzi u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony suchy, bezduszny wręcz styl bardzo pasuje do wizji antyutopii i pozwala wczuć się w bohatera, wykonującego swoje obowiązki niemal z mechaniczną obojętnością. Z drugiej, jeśli już wspominamy tu o Dicku, zdecydowanie bardziej wolę jego, filozoficzno-metafizyczny styl, który nadaje ponurym wizjom świata przyszłości dodatkowej głębi.

Co zaś się tyczy samej fabuły, podobnie jak Bellatrix czy Regulatorzy, zacząłem domyślać się zakończenia już w momencie telefonu Miguela do ojca. A gdy Pelegrino zaraz potem wezwała Aguilara do siebie bez żadnych wyjaśnień, to wszystko stało się bardzo oczywiste. Zakończenie przez to straciło na impecie. Przyznam też, że liczyłem na jakiś inny twist. Jaki, nie wiem sam.

I jeszcze jedna sprawa, odnosząc się do komentarza Blackburna, jeśli jasnowidze przewidzieli (i to z tak dużym wyprzedzeniem) przyszłe zbrodnie danej osoby, to dlaczego nie istniał sposób na uniknięcie takiej przyszłości? Jeżeli coś tak banalnego jak wyeliminowanie jednego ze czynników zmieniało przyszłość i zapobiegało rewolucji, to czy Aguilar nie mógł wykończyć przyszłych przyjaciół rewolucjonistów zamiast swojego syna? Gdyby ich nie spotkał, nigdy nie miałby szansy wyrobić sobie tak ekstremalnych poglądów i mógłby dalej żyć.

Chyba, że wcale nie o to tu chodzi i walić możliwość zmiany przyszłości, bo liczy się tylko bezwzględne posłuszeństwo Aguilara, który nawet nie ma zamiaru kwestionować rozkazów.

 

 

Finklo – dlaczego niby spoiler? Po prostu komentarz.  Zwrócę jednak uwagę na coś, co przewija się w trzech komentarzach, albo nawet czterech – przykładanie osobistej, współczesnej miary do wykreowanego przez belhaja świata. A to wyraźny fałsz, bo ten świat jest zupełnie inny, i zachowania ludzi też mogą być inne, nie takie, jak obecnie. Na tej zasadzie można stwierdzić, że zachowania ludzi i świat, wykreowany przez Orwella w “Roku 1984” są do kitu i nieprawdziwe, bo przecież ludzie nie zachowaliby się tak i nie daliby się w ten sposób zindoktrynować. Wcale nie, i liczne przykłady z najnowszej historii pokazują, że tak może być. 

Zastrzelenie syna wcale nie jest nieprawdopodobne. 

Uwagi zachęciły mnie do nominowania tekstu do “piórka”, właśnie, miedzy innymi, dlatego, że belhaj w krótkim tekście bardzo umiejętnie wykreował obraz świata przyszłości, prawda, że ponury, za to całkiem realistyczny.

Pozdrowka. 

Pospałem trochę, a tu tyle komentarzy się pojawiło. Ogólnie cały czas powtarza się zarzut o motywację głównego bohatera. Jak już pisałem wcześniej mogłem jego zachowanie i bezmyślne posłuszeństwo trochę bardziej rozbudować i uwiarygodnić. Inspiracji Dickiem się nie wyprę, mimo, że konkurs na, który wysłałem opowiadanie miał być Orwellowski to jednak teksty tego pierwszego o wiele bardziej pomogły mi w stworzeniu powyższego opowiadania. Nie chciałem też tworzyć kolejnego bohatera-buntownika, który walczy z systemem gdy ten miesza się w jego osobiste życie. Od początku planowałem tekst w taki właśnie sposób, jako kontrast i pokazanie różnych spektrum ludzkich zachowań. 

Dzięki wszystkim za odwiedziny, przeczytanie i komentarze, a Finkli za klika :)

Witam belhaj

 

Chłopak był bokserkach i zmiętej koszulce, wodził błędnym spojrzeniem po pomieszczeniu, nie mogąc zogniskować wzroku.

brakuje „w” przed „bokserkach

 

Część, syneczku – powiedziałem, widząc uśmiechniętą twarz mojego pięcioletniego syna, Miguela.

wkradło się „ę” przez pomyłkę.

 

Z opowiadania płynie przykry wniosek, że praktycznie nie mamy wpływu na naszą przyszłość. Chodzi mi o te, że ojciec powinien dostać szansę, aby choćby odizolować syna od społeczeństwa, poświęcić mu więcej czasu, co być może zmieniłoby bieg zdarzeń w przyszłości. Czemu od razu zabijać?

Dobrze się czytało, ciekawa ta opcja z przewidywaniem przyszłości, przydałoby się to w krajach zachodniej Europy :D

Może lepiej żeby taka przyszłość pozostala jedynie fantastyką. Dzięki za przeczytanie i komentarz wojowniku :)

Kiedy pojawia się synek, jest jasne, że to on stanie się celem.

Trudna decyzja psychologicznie. Ojciec za łatwo ulega. Dodaj mu kilka feblików, natręctw, niech ma umówioną wizytę u psychiatry, od której zależy jego praca. W takich sytuacjach wykorzystuje się alkohol, narkotyki, skoro on praworządny, posłuż się lekomanią. Ukaż trudności z przełożonymi, że się stara, znajduje pod presją, ulega szefom. W pracy kapciowy. Któryś z kolegów mógł mieć problem, rozwiązał go, inny został wywalony. Dodaj przymus ekonomiczny, brak pracy, łamiący opory moralne, ogólna wśród funkcjonariuszy znieczulica, bo praca to praca, nic więcej.

Ale tu mamy inaczej. Dom.

A w nim zabicie syna. Tabu! Póki co decyzja mało przekonująca.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Zwrócę jednak uwagę na coś, co przewija się w trzech komentarzach, albo nawet czterech – przykładanie osobistej, współczesnej miary do wykreowanego przez belhaja świata.

 

@Rogerze, to jest naturalna sprawa, że się przykłada osobistą miarę. Negowanie takiego podejścia jest jakby zaklinaniem rzeczywistości. Ja też przyłożyłem osobista miarę. Czy to dziwne? Uważam, że nie. Uwagę jaką miałem, to właśnie taka, że w tekście nie widzę uzasadnienia, na zachowanie bohatera – nic mnie do tego nie przekonało, czyli zabrakło “dyskusji” autora z przekonaniami/osobisą miarą czytelnika. Walka wewnętrzna bohatera, w której zarysowałaby się mocniej indoktrynacja – bo jak to jest zrobione, że manipulacja wygrała z wybitnie silnymi uczuciami ojcowskimi. Nie twierdzę, że zachowanie bohatera jest niemożliwe, ale że mnie nie przekonało – chodzi o konstrukcję. Przykład powieści Orwella jest dobry – czytając ją, byłem mocno przekonany, że świat nie jest niemożliwy. A tu, nie mam tego przekonania, i taką opinię wyraziłem, mając nadzieję, że belhaj zwróci na to uwagę w przyszłości, bo to moim zdaniem ważne, a nie dostrzegłem tu kontrargumentów, do których chętnie bym się doniósł. Moje intencje są takie, aby zwrócić na to uwagę. Jeśli ktoś chce, aby go tylko głaskać, bo chce zrobić karierę pisarza i się tylko promuje, to wystarczy info na priv i więcej nie skomentuję, co nie znaczy, że nie przeczytam. Brak uzasadnienia wypchnięcia uczuć ojcowskich uważam, że jest ziejącą czarną dziurą w opowiadaniu.

 

Pozdrawiam.

Blackburnie jedyną osobą przez, którą chce być głaskany jest moja dziewczyna :)

Oczywiście zdaje sobie sprawę z błędów jakie popełniam i staram się je eliminować. Po to między innymi wrzuciłem opowiadanie na portal, aby dostać solidny feedback, zobaczyć co w tekście się podoba, a co nie.

Uwiarygodnienie motywacji bohaterów jest chyba jednym z najtrudniejszych zadań jakie stają przed początkującym (próbującym) pisarzem. Chodzi też o to, żeby stawiać przed sobą jakieś wyzwania, aby każdy kolejny tekst stawał się lepszy, bardziej dopracowany.

Teraz wiem, że mogłem dodać więcej szczegółów dotyczących bohatera, w jaki sposób system sprawił, że stał się takim człowiekiem.

Jastek dzięki, że zajrzałeś :) Owszem jakieś tabu chciałem przełamać, połowicznie się udało jak sądzę.

belhaju, dlatego napisałem moje uwagi, że być może pomogą Ci w tym. Jeśli nie mam racji, to chętnie przeczytam kontrargumenty – czegoś się nauczę. Uwiarygodnienie motywacji postępowania bohatera jest czymś kluczowym i zgodzę się, że jet to bardzo trudne.

B

Twoje uwagi już pomogły – uświadomiły mi, że muszę się starać bardziej.

Rogerze, komentarz jak komentarz, ale żeby wyjaśnić, o co mi chodzi, musiałam wspomnieć o wydarzeniach z opowiadania. Gdyby ktoś to przeczytał przed tekstem (nie polecam takiego podejścia, jednak się zdarza), straciłby część przyjemności z lektury. Dlatego wolałam uprzedzić.

Tak, to moje osobiste odczucia – bez uwiarygodnienia postawy bohatera opowieść wydaje się niepełna.

Orwell wiele miejsca poświęca na pokazanie opresyjności systemu. Tutaj mamy tylko prześladowania przyszłych wywrotowców.

Babska logika rządzi!

Belhaju, moją opinię na temat opowiadania już znasz, dlatego ograniczę się do krótkiego: podobało mi się i dziękuję za lekturę ;). 

Dzięki za odwiedziny, Lukaszu :)

Ja dołączę do grupy czytelników, do których opowiadanie nie trafiło. Wyjaśniłeś już swój pomysł na tekst i według mnie dobrze go zrealizowałeś, ale to właśnie ten pomysł nie do końca przypadł mi do gustu.

Głównie z trzech powodów. Po pierwsze, z bardzo zbliżonymi koncepcjami spotkałem się już niejednokrotnie i oprócz zakończenia, w „Lepszej przyszłości” zawarłeś bardzo niewiele, co by ten tekst wyróżniło wśród innych utworów o karaniu za przyszłe przestępstwa. Po drugie, opowieść aż do zakończenia mocno przewidywalna, dopiero na koniec wyłamujesz się ze schematu. Po trzecie, mimo że końcówka rzeczywiście poprowadzona w nietypowy sposób, według mnie nie ma w niej nic pomysłowego – o ile czytelnik w trakcie lektury odrzuca możliwość takiego zakończenia, na pewno przejdzie mu przez myśl, że historia tak właśnie mogłaby się zakończyć.

Co prawda ponarzekałem sobie, ale czytało się nawet przyjemnie. Opis pierwszej akcji w mojej opinii bardzo dobry – jeden z lepszych sposobów na wprowadzenie czytelnika w świat. Akcja idzie cały czas do przodu, czyta się płynnie. Styl –  prosty, nie kwiecisty – dobrze tutaj pasuje.

Tylko właśnie ten pomysł na opowiadanie wydał mi się nieco płytki. Wygląda to trochę tak, jakbyś pomyślał: „a co, jeśli bohater rzeczywiście byłby bezdusznym służbistą i zabił syna?” i po prostu opisał naciśnięcie za spust, pomijając warstwę psychologiczną. Ale widzę, że niektóre opinie są zupełnie inne, więc pewnie dużo tutaj zależy od gustu.

Perruxie cóż mogę dodać ponad to co już napisałem we wcześniejszych komentarzach. Zdaję sobie sprawę ze słabych stron tekstu, no i że pomysł nie jest nowy. Pozostaje mi podziękować za przeczytanie :)

Nawiązania do „Raportu Mniejszości” bardziej niż ewidentne. A główny bohater – psychologicznie niewiarygodny, niestety. W sumie to opowiadanie jest kalką już wcześniej wymyślonego i mocno wyeksploatowanego pomysłu. Ale nie łam się: „Dobrzy artyści kopiują; wielcy – kradną”. Pozdrawiam ; )

...always look on the bright side of life ; )

Celami było trzech studentów,

Bardzo niezręcznie to brzmi.

Jeśli mieli szczęście, nawet się nie obudzili.

Granat hukowy ich nie obudził? :O Mogę sobie tylko wyobrażać w jakim byli stanie, kiedy kładli się spać, no ale wiadomo, studenci ;]

A ten nie napawał optymizmem

Koleś będzie musiał zabić własnego syna i komentuje to tylko w taki sposób? Hmm…

 

W ogóle mnie ten tekst nie przekonał. Wszystko tutaj wydaje mi się bardzo naciągane, zaczynając od powyższej reakcji. Zupełnie nieprawdopodobne wydaje mi się, aby szefowa Wydziału Przyszłych Zbrodni powierzyła zadanie zabicia własnego syna bohaterowi, dużo rozsądniejsze byłoby zlecenie roboty innemu oddziałowi, przecież prawdopodobieństwo dezercji jest w tym przypadku kolosalne.

Sam patent z rządem kontrolującym społeczeństwo w taki właśnie sposób też nie jest nowy.

Napisane porządnie, bardzo prostym stylem, w kontekście narracji pierwszoosobowej wypranej z emocji maszyny do zabijania nawet pasuje. No tylko ta maszyna nie pasuje. :/

No nieźle.

Jacku, Skoneczny dzięki że zajrzeliście ;)

Odczekali parę sekund aż usłyszeli huk wybuchu ← czy przed aż nie powinno być przecinka?

 

+wartka akcja

+niezły klimat, choć przyznam, że wolałbym coś latynoamerykańskiego zamiast paelli. Cały czas wyobrażałem sobie, że akcja toczy się w tamtych rejonach – bardziej kojarzą się z różnymi juntami. Zmieniłbym paelle na paellę, bo ta pierwsza forma nie jest ani po hiszpańsku, ani po polsku.

+ zaciekawiło

+/– spodziewałem się innej końcówki, więc ta jest na plus, ale zgodzę się z tymi, dla których opis przeżyć ojca był co najmniej nienaturalny

– temat raczej wtórny, nie zauważyłem jakichś istotnych, nowych elementów

– opowiadanie było bardzo przewidywalne, w zasadzie każdy kolejny fragment wizualizowałem sobie w głowie kilka linijek wcześniej. Do pewnego stopnia zaskoczyła mnie tylko końcówka, bo spodziewałem się, że ojciec będzie chciał ocalić syna, system go zabija i w ten sposób stworzy mściciela.

 

Swoją drogą dziwne, że skoro sierżant był takim zuchem, zwierzchnicy nie wpadli na pomysł, by upozorować śmierć chłopca w wypadku. Wydawałoby się to prostsze.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Według przewidywań nie są uzbrojeni ani nie spodziewają interwencji.

Wciąż nie poprawiłeś brakującego “się”.

Nie była to nasza pierwsza, wspólna interwencja.

Bez przecinka. Z nim oznacza, że nie była to ich pierwsza interwencja, a zarazem nie była to ich wspólna interwencja. 

Czytałem z zaciekawieniem, ale wszystko rozegrało się zbyt szybko, a zakończyło zupełnie nieprzekonująco. Taki mocny finał jak zabicie syna – szczególnie, że ojciec ma uczucia, zwraca uwagę na brakujące zęby, uwielbia słowotok – potrzebowałby dłuższego umotywowania. To mogłoby być ciekawe wyzwanie, żeby napisać historię, dzięki której czytelnik zrozumie, dlaczego ważniejszy jest system niż rodzina.

Słabo rozegrane jest też to, że bohater otrzymuje rozkaz zabicia syna zaraz po rozmowie z nim – nie ma czasu na napięcie, zmylenie czytelnika, od razu wiadomo, o kogo będzie chodzić. Wypadałoby rozdzielić te dwie sceny w czasie. Może rozmowa z synem na początku, by bohater wydał się ludzki i czytelnik mu kibicował? To mogłoby wyjść ciekawie: miękki wobec dziecka człowiek chwilę później staje się bezwzględnym twardzielem-zabijaką. 

Ogólnie nieźle, ale pozostaję z wrażeniem zmarnowanego potencjału.

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Nevaz plusów jest trochę więcej od minusów więc mam jakieś powody do zadowolenia :)

Fun cieszę się, że zaciekawiło. Z wad tekstu zdaję sobie sprawę, odrobinę źle to wszystko rozegrałem.

Dzięki za przeczytanie :)

Przeczytałem kolejny tekst i nie będę nic owijał w bawełnę. Opowiadań masz sporo, sporo w bibliotece, ale w mojej opinii, także sporo trzeba poprawić.

Nie będę przywoływał cytatów, osobiście trochę mnie irytują, coś jak wytykanie palcami. Poprzestanę więc na wzmiankach. Tempo, o tym pisali już inni, jak karabin maszynowy. Często piszesz o rzeczach oczywistych, które irytują, a nie informują. Typu: “raport krótki i zwięzły”, a jaki ma być od fachowca?, czy retoryczny rozkaz “w przypadku zagrożenia, strzelać bez ostrzeżenia”. Do tego dochodzi drewniany dialog funkcjonariuszy, naprawdę nie trzeba pracować w policji, żeby go uwiarygodnić. “Tak szefowo. Wszystko w najlepszym porządku”, na litość boską, kto tak mówi w policji po akcji w terenie?

 Cały układ uczuciowy (ojciec i syn) i zależny (funkcjonariusz i zwierzchnictwo) leżą. Zakładam, że ojciec przyszłości miał być całkowicie sprany mózgowo, dlatego w kilka minut zabił syna. Nie wynika to zupełnie z tekstu. Facet analizuje, realizuje, MYŚLI samodzielnie i nic na to nie wskazuje.

Mam nadzieję, że nie potraktujesz mojego komentarza jako złośliwości, jestem bardzo daleki od tego. Naprawdę nie przypominam sobie też, abym wypowiadał się personalnie, ale teraz muszę, wybacz. Normalnie mam uczucie jakbyś łupał dużo w gry na komputerze i później przenosił te płaskie scenariusze/pomysły do opowiadań.

Zapodaj mi tekst, które chwyci mnie za jaja i po którym będę musiał się z powyższego wycofać.

Szkoda, że nie podeszło Darconie. Wiem, że nie jest to tekst idealny, wręcz odwrotnie wiele mu brakuje. Kreacja ojca nie do końca mi wyszła, choć nie chciałem silić się na zbyt rozwlekły opis jego emocji, na rzecz zaskoczenia w końcówce.

Co do grania w gry to masz rację, lubię sobie popykać, jednak nie szukam pomysłów wśród scenariuszy. Choć pewnie w podświadomości wiele rzeczy zostaje i ma potem wpływ na to co piszę. 

I właśnie w tym jest cały szkopuł. Nie można zaskoczyć gwałtem, nie można zaskoczyć morderstwem małego dziecka, nie można zaskoczyć pobiciem matki przez syna (w zwykłej historii, a nie horrorze czy kryminale). Tym można walnąć czytelnika w łeb, przytłoczyć lub wzruszyć. Wziąłeś na warsztat bardzo poważny temat, jeden z najbardziej empatycznych – śmierć małego, niewinnego dziecka. Ja się zorientowałem w połowie jaki będzie finał, ktoś tam jeszcze szybciej. Nie miałeś szans nikogo zaskoczyć. Należało poprowadź tę opowieść z jasnym finałem i mocno nakreślonym dylematem moralnym. Czytelnik powinien WIEDZIEĆ, że wszystko zmierza do tego zabójstwa, ale powinien cały czas w głowie temu zaprzeczać, mieć nadzieję, że jednak tak się nie stanie. Gdybyś tak ojca pokazał niepogodzonego ze swoją pracą, z dylematami, czy tak powinno się robić, z zachodzącą w nim zmianą, ze służbisty i wzorowego funkcjonariusza, do człowieka odczuwającego ból i empatię. Do tego jeszcze bardziej podkreślił miłość do dziecka i wtedy BUM! Wiadomość o synu. Wtedy każdy chciałby przeczytać ostatni akapit, co on wtedy zrobi.

Przy takich tematach polecam rozpisanie “drabinki dylematów” głównego bohatera, od początku do końca. Jego przemiana musi być logiczna i udokumentowana. Start, jest taki i owaki, zrobił tamto i siamto, zmienił się trochę w tę stronę, znowu coś musiał zrobić i znowu się zmienił, życie go ciśnie, w końcu stawia go pod ścianą i bohater nie ma już wyjścia, albo rybki, albo akwarium! ;)

Gdybyś to zrobił, zobaczyłbyś, że w twoim opowiadaniu nie ma związku przyczynowo – skutkowego, że coś się w tej historii nie klei.

Nowa Fantastyka