- Opowiadanie: krisbaum - Lucek, syn władcy piekieł cz.1

Lucek, syn władcy piekieł cz.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Lucek, syn władcy piekieł cz.1

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

ACHTUNG!!!

 

Poniższy zalążek historyjki zawiera odwołania do szeroko pojętej mitologii chrześcijańskiej, potraktowanej z przymrużeniem oka. Jeżeli jesteś wrażliwy na tego typu treści, uprasza się odpuścić sobie czytanie.

 

DZIĘKUJĘ!

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Jego Piekielna Wysokość Lucyfer z trudem utrzymywał koncentrację wymaganą dla podsumowania ksiąg rachunkowych. Z pokoju syna rozlegało się donośne szczekanie Cerbera, w kuchni wrzeszczało radio. Jak by tego było mało, jakiś uparciuch od dwudziestu minut dobijał się do drzwi.

– Mariolka wyłącz to dziadostwo i zobacz wreszcie co to za cymbał puka!

– Nic z tego kotek, właśnie pomalowałam paznokcie.

– Ale ja prowadzę księgi!

– Co to, to nie! Umawialiśmy się, że nie będziesz przynosił pracy do domu.

– Ech, do diabła, chwili spokoju… – westchnął Lucyfer, z łoskotem zamknął księgę inwentaryzacyjną i odganiając łapą chochlika udał się do drzwi mieszczących się we wschodnim skrzydle.

– O cholera, drzwi zewnętrzne!? Kogo diabli tu niosą? – pomyślał i otworzył masywne, bogato zdobione wrota. Za nimi stał mały, zasuszony człowieczek w zgniłozielonym garniturku, wiekowym meloniku, w ręce trzymał teczkę.

– Dzień dobry. Eugeniusz Koniuszko z kuratorium oświaty.

– Ee? Dobry… Czego?

– Doszły nas słuchy, że w tym lokalu zamieszkuje dziecko w wieku szkolnym, które nie korzysta z dobrodziejstwa edukacji. Dobrodziejstwa OBOWIĄZKOWEJ edukacji.

– Że jak? Czekaj koleś, niech skumam, że niby mój syn ma chodzić do szkoły? Buchachacha!

– Nie widzę w tym nic zabawnego szanowny panie. Fakt, że pański syn nie uczęszcza do szkoły jest jawnym pogwałceniem przepisów.

Lucyfer zdusił śmiech, wyprostował się, poprawił palcem małe okularki w złoconej oprawie, przyjął dystyngowaną minę i odparł:

– Pan chyba nie zdaję sobie sprawy z kim rozmawia!

– Wiem doskonale, jednakże proszę się nie trudzić, przed wizytą odbyłem sakrament pokuty, na chwilę obecną mego sumienia nie obciąża żaden grzech, nie ma więc pan żadnej możliwości uczynienia mi krzywdy.

– No i dobra, jeden zero dla ciebie pierniku. Teraz za to powiedz jak mnie zmusisz bym posłał syna do waszej zasranej szkoły.

– Mamy ku temu stosowne regulacje prawne.

– A wiesz gdzie ja je mam? O tu! – to rzekłwszy wypiął się na urzędnika owłosionym zwierzęcym zadkiem, podniósł do góry mały ogonek i zaczął tańczyć tyłkiem przed jego twarzą.

– I w tej kwestii muszę pana rozczarować, istnieje bowiem starożytny zapis, który ustanawia nasze przepisy obowiązującymi w Niebie. W myśl interpretacji naszego ministerstwa ustalenia takie tyczą się również Piekła, ponieważ obowiązują was te same zasady.

Lucyfer zastygł w bezruchu a z tyłu głowy poczuł małe ukłucie. "Cholerny suchotnik może mieć rację!" pomyślał.

– Ale to wszystko bez sensu! Lucek jest inny niż reszta dzieci!

– Proszę się nie obawiać, nasze oświecone ministerstwo wprowadziło program "Zero Tolerancji", pana syn otrzyma mundurek i nie będzie się wyróżniać wyglądem od innych dzieci, a wszelkie przejawy nietolerancji ze strony innych uczniów będą bezwzględnie tępione.

– Co będzie jeżeli odmówię?

– Możemy uznać to jako powód do wystąpienia do sądu o odebranie praw rodzicielskich…

– Czekaj żesz ty urzędasie! – to mówiąc rzucił się na zasuszonego funkcjonariusza kuratorium, próbując rozszarpać go na strzępy, lecz niestety ten sprawiał wrażenie twardego jak granit. Lucyfer bezskutecznie miotał łapami w akcie bezsilnej złości.

– Czy teraz, skoro przekonał się pan, iż nie kłamałem w kwestii spowiedzi, byłby pan łaskaw zabrać ze mnie swe łapska?

Lucyfer westchnął i zrezygnowany opuścił ramiona, nie miał nad nim żadnej władzy, urzędas był czysty. Władca piekieł chwycił się ostatniej deski ratunku. Zmaterializował pomiędzy dłońmi kuferek pełen złotych monet i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Gienek, byku stary, bierz prezencik i zapominamy o sprawie.

– Łapówka? No wie pan, na to też mamy paragraf.

– Arrghhh! Ten mnie nie dotyczy, mam licencję na kuszenie.

– Sprawdzimy. A teraz przejdźmy do rzeczy, jaka jest pańska ostateczna decyzja?

– Dobra, pierwszego poślę Lucka do szkoły ale ciebie sobie zapamiętam! Pilnuj się facet! Najmniejszy grzeszek i jesteś mój!

Trzasnął drzwiami.

 

Eugeniusz obrócił się na pięcie, z teczki wyjął jedwabną chusteczkę i otarł spocone czoło. "Niech no teraz odmówią mi podwyżki" pomyślał.

 

***

 

Lucyfer wściekły wpadł do kuchni, otworzył lodówkę, wyciągnął puszkę piwa i zatrzasnął drzwiczki.

– Bezczelność ludzi nie ma granic! Do czego to doszło, żeby mnie rozkazywać! Mnie! Władcy Piekieł! Cholera!

– Ale kotek opanuj się i powiedz co się stało.

– Wiedziałem, psiakrew, wiedziałem żeby zamurować tamte drzwi, żeby przenieść adres piekła do jakiegoś normalnego kraju! Boruta już dawno mówił żeby stamtąd spieprzać, bo tam możliwe jest wszystko.

– Ale powiedzże wreszcie o co chodzi!

– Musimy zapisać Lucka do szkoły.

– Ha!Ha!Ha! Nie, no nie żartuj.

– Nie żartuję. Mogą nas zmusić, syn tego tam z góry, wiesz, ten hipis, nadał im kiedyś nieopatrznie pewien przywilej. Nie da rady tego obejść. Arrgghhh! Mam ochotę na mały Armagedon!- Lucyfer zrobił się trzy razy większy, roztaczając wokół woń siarki i rozświetlając kuchnię ognistym blaskiem.

– A wiesz w sumie może to i lepiej. Jak się tak zastanowić, to Lucek nie ma tu żadnych rówieśników. Ciągle tylko z psem się bawi. A jak pozna ludzi, będzie mógł lepiej kusić ich w przyszłości. Godnie zastąpi tatuśka. – to mówiąc zmieniła się w wężowca, owinęła się wokół Lucyfera, pogłaskała go po łysiejącym czole, okręcając kędziorek włosów wokół długiego na dziesięć centymetrów paznokcia i czule cmoknęła w policzek.

– No ale żeby mi jakiś urzędas rozkazywał… – Lucyfer topniał.

– Wiesz co kotku, może pójdziemy pomęczyć grzeszników, to zawsze cię uspokajało, pamiętasz co mówił psycholog?

– Ale… Ale… Ech, no dobra. Ale będę mógł ich kiedyś za to unicestwić?

– Tak skarbeńku, teraz już chodźmy, Hitler nie może czekać.

 

***

 

Pierwszego września mały Lucek, jak wszystkie dzieci, dostał od rodziców piękny tornister, pełen zeszytów, książek i przyborów do pisania. Na sobie miał nowiutki mundurek. Był gotów na swój pierwszy dzień w szkole.

– Tatusiu, czy mogę zabrać ze sobą Cerberka?

– Wiesz synku, nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł.

– A dlaczego?

– Uwierz mi chłopcze, paradowanie po powierzchni w asyście trzygłowego psa to nie najlepszy pomysł.

– A dlaczego?

– Bo trzygłowce to tutaj, jakby to powiedzieć, rzadkość. Wystarczy, że tatuś i mamusia musieli zmienić postać a tobie podpiłować rogi.

– A dlaczego?

– Dlatego że ludzie to wstrętne bestie, z niechęcią odnoszący się do wszelkich przejawów inności, a ich kurduplowata forma przejawia w tym szczególne okrucieństwo.

– A dlaczego?

– Synku, pamiętasz co ci mówiłem o szkole? To miejsce w którym nauczyciele z wielką przyjemnością będą udzielać odpowiedzi na wszelkie twe pytania.

Mały Lucek uśmiechnął się do tatusia promiennie. Lucyfer zauważył, że wcześniejsza wściekłość na wszystko co związane z oświatą ustępuje uczuciu współczucia.

– Mariolka, jak już będziemy w domu, przypomnij mnie, co bym dał miesiąc odpustu zupełnego i zmniejszył stopień mąk piekielnych wszystkim grzesznikom parającym się zawodem belfra.

 

***

 

Tymczasem dotarli do szkoły. Odnowiony w czasie wakacji budynek podstawówki zapraszał maluchy otwartymi na oścież drzwiami oraz ustawioną przy wejściu tablicą z napisanym kredą zwyczajowym sloganem: "Witaj Szkoło!". Rozklejone na korytarzu kartki wskazywały, że uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego odbędzie się w auli szkoły. Pomału zbierali się tam rodzice wraz z maluchami, ktoś instalował mikrofon, dyrektor szykował się do przemówienia. Nagle Lucek poczuł kopnięcie w kostkę, po chwili kolejne, nie żeby bolało, bo diabły nie czują bólu, lecz po trzecim razie stało się to lekko irytujące. Odwrócił głowę i zobaczył wytknięty w jego stronę język małego Kazia Kowalskiego, swego rówieśnika. Lucek postanowił zignorować jawną obelgę, gdyż mamusia prosiła go by nie odpowiadał na zaczepki innych dzieci. Nie minęła minuta, gdy poczuł kolejne kopnięcia. Kazio najwyraźniej nie miał zamiaru dawać za wygraną. Lucek ponownie odwrócił głowę.

– A twój stary to łysy grubas – usłyszał.

Tego było za wiele, "nikt nie będzie obrażał tatusia" – pomyślał Lucek.

– A twój stary, gdy nikogo nie ma w domu, nosi pończochy i damską bieliznę. Robi to właśnie w tej chwili, dlatego wymigał się z rozpoczęcia roku szkolnego.

Mały Kazio wpadł w konsternację, lecz to nic w porównaniu z tym co poczuła mama Kazia. W jednej chwili wszystko stało się jasne: potargane rajstopy, znikające biustonosze, podejrzany entuzjazm męża gdy kupywała bieliznę, nie przejawiany gdy chodziło o inne zakupy. Poczerwieniała na twarzy i ciągnąc Kazia za rękę opuściła aulę.

 

***

 

Dyrektor nerwowo przeglądał akta.

– No to mamy jeszcze ważną kwestie do omówienia. Czy życzą sobie państwo, by Lucek uczęszczał na religię?

– A cóż to za diabelstwo? – Lucyfer podrapał się po łysinie.

– No wie pan, nasze państwo jest neutralne światopoglądowo, nie mniej jednak umożliwiamy uczniom naukę wiary ich ojców, jak to się ładnie przyjęło mówić.

– Ich ojców? Lucek ma tylko mnie za ojca! Mariolka!

– Tu chodzi o przodków, kochanie.

– No właśnie, świetnie to pani ujęła.

– Lucek nie ma żadnych przodków, jestem jedynym przodkiem! Żadnej wiary się uczył nie będzie!

– Rozumiem. Zatem dziecko jest ateistą. No to będzie mały problem. Lekcje religii wypadają mniej więcej w środku zajęć. Państwa syn będzie się nudził przez godzinę. Może jednak zdecydują się państwo na udział w lekcjach religii? Nasza katechetka ma świetne przygotowanie pedagogiczne.

– Absolutnie wykluczone!

– Jak też państwo chcecie, ale w takim razie ja nie biorę odpowiedzialności, cięcia etatów, rozumiecie państwo.

 

***

 

Lucek błąkał się samotnie po korytarzu szkoły.

– Cześć młody! Też nie chodzisz na religię?

– Tak. Tatuś mi zabronił, mówi że to nie dla mnie, że o tej całej religii wie więcej, niźli niejedna katechetka.

– Mój stary też. Twierdzi, że dokładniej czytał Biblię, niźli niejeden ksiądz. Jest świadkiem Jehowy, jak ponoć ja. Nazywam się Krzysiek, ale wołają na mnie "kocia wiara".

– Ja jestem Lucek, ale wołają na mnie "cebula". Ponoć jakoś tak dziwnie zalatuję – Lucek spuścił nos na kwintę.

– Coś jest na rzeczy młody, ale to chyba raczej siarka, nie cebula. Jak bym wierzył w te dyrdymały starego, wziąłbym cię za diabła.

– Ale ja jestem diabłem. Tatuś spiłował mi rogi żeby…

– Dobre młody! Dawno się tak nie uśmiałem. Nie dziwię się, że w klasie mają cię za dziwoląga.

Lucek wykrzywił usta w podkówkę.

– Jesteś taki sam jak reszta. Nikt mnie tu nie lubi i wszyscy się ze mnie śmieją. A mój Cerberek pewnie teraz za mną szczeka. Tylko on mnie rozumiał.

– Cerberek powiadasz? Twój stary pewnie ma nieźle namieszane pod kopułą, skoro tak nazwał twojego psa. Kim jest? Pewnie studiował informatykę albo matematykę. Te kierunki dziwolągów przyciągają jak magnes.

– Mój tatuś nic nie studiował, on tylko rządzi Piekłem.

– HAHAHAHHAHHAHA! Ubawiłeś mnie młody. Serio. Gadasz zupełnie jak mój stary, co to wieszczy Dni Ostateczne. Jeszcze powiedz mi, że twój stary to Lucyfer.

– Tak. To po nim jestem Lucek.

– Dobre! A nie chciałem dziś wbić do budy, bo na otwarciu to zawsze śmiertelna nuda! A do tego Piekła to mnie oczywiście zaprosisz, jak to kumpla?

– Jeżeli chcesz.

– To dawaj, kumplu, idziemy! HAHAHHAHAHAHHAA!!!

 

***

 

– Tylko ostrożnie, bo drzwi trochę skrzypią. A tatuś nie mówił mi czy mogę sprowadzać kolegów.

– Wiesz młody! Z początku się śmiałem, ale teraz dowcip mi nieco oklapł i nie wiem czy chcę zwiedzać twą rezydencję. Te wszystkie gargulce i gotycki wystrój. Ja może…

– No co ty Krzychu, nie bój się! Teraz będzie naprawdę fajnie. Zaraz mnie wyczuje i przybiegnie.

– Kto przybiegnie?

– No wiesz, mój piesek.

– Jezus Maria!!!

 

Pokraczne cielsko trójgłowego psa galopowało naprzód. Z wszystkich pysków tryskały fontanny śliny. Cerber podbiegł w kierunku Krzycha, prezentując trzema paszczami pełen garnitur zębów.

– Cerberku! To mój przyjaciel!

Cerber przygasił płomienie w oczach, położył po sobie nastroszoną sierść. Środkowa paszcza wystawiła język i oblizała Krzyśka od stóp po czubek głowy.

– Młody, jak masz może ręcznik, to poproszę. A jak nie, to się nie przejmuj.

 

***

 

– Psiakrew! To jest niesamowite! Ty jesteś najprawdziwszym diabłem!

– A to jakaś wielka heca? Lucek jestem po prostu…

– Ty wiesz ilu ludzi chodzi po ziemi i nie wie czy te wszystkie biblijne bajki to prawda? Mój stary co środę rozdaje gazetki na ulicach, a ludzie zlewają go na maksa. I naraz spotykam Ciebie, syna samego Lucyfera! No, tylko jest jeden problem…

– Coś nie tak? O co chodzi Krzysiu?

– Widzisz młody, twój stary nie cieszy się dobrą opinią.

– Nie lubią tatusia?

– Gorzej. Mają go za kanalię.

– Przecież on nic takiego złego nie robi! On tylko męczy grzeszników! Tatuś mówił mi, że robi to, czego chcą od niego ludzie! Gdy tylko umiera jakiś zły człowiek, ludzie domagają się sprawiedliwości. I tatuś im ją daje. Ludzie cieszą się, że źli ludzie nie unikają sprawiedliwości po śmierci. Wprost przeciwnie. Dopiero wtedy zaczynają się ich męki.

– No a co z tym całym kuszeniem do złego?

– Tatuś mówił mi, że kuszenie polega na pokazywaniu złej drogi, to od człowieka zależy czy ją wybierze. To tylko taki test.

– A macie tu jakiś ciekawych grzeszników?

– Mój tatuś lubi męczyć Hitlera. Możemy go odwiedzić.

 

***

 

– Kurde, nie tak to sobie wyobrażałem. Wiesz, mówi się raczej o kotłach ze smołą, wiecznym ogniu, kręgi piekieł i takie tam. A tu zwykłe białe pokoje i drzwi bez klamek.

– Tatuś mówił, że wszystko to co ludzie widzą i czują, to i tak tylko wirtualna interprecja, nie to nie tak. Interpracja… Inpretacja?

– Interpretacja.

– Właśnie, to co powiedziałeś. To wszystko ludzki umysł tworzy, w oparciu o to co im przekazują zmysły. Więc nie ważne jak tu to wygląda. Grzeszników męczy się zakładając specjalny hełm na głowę, wtedy można im przekazywać obrazy, cokolwiek się pomyśli. Bawiłem się tym już parę razy. No jesteśmy. Tu właśnie mieszka Adolf Hitler.

Weszli do małego pomieszczenia, w którym na kozetce leżał mały podniszczony człowieczek z charakterystycznym wąsikiem. Na widok wchodzącego Lucka i Krzysia podniósł się i westchnął smutno:

– Donnerwetter! Znowu? Miałem mieć wolne do przyszłego tygodnia…

– Ty! Lucek! A co on taki malutki? Nawet ci do kolan nie sięga!

– Bo taka mała jest jego dusza. Im więcej dobra człowiek uczyni na zewnątrz, tym bardziej jego dusza rośnie. A on uczynił wiele złego.

– Dobro i zło to pojęcie względne, tak mawiał Friedrich Wilhelm Nietzsche – wtrącił Hitler.

– Dlatego ma pokój niedaleko – odparł Lucek.

– A dlaczego ja go w ogóle rozumiem? Nigdy nie uczyłem się niemieckiego.

– Bo tutaj tak na prawdę nie wypowiada się słów, tylko porozumiewa myślami.

– No tak, brzmi logicznie, tu są dusze, nie ciała. To jak ty gadałeś na powierzchni?

– Diabły już jakoś tak mają. Tatuś mówił, że inaczej nie potrafilibyśmy kusić.

– Dobra, to teraz mi pokaż jak się obsługuje ten hełm. Z chęcią bym wypróbował.

– To nic nie da, ludzie nie mogą go używać, jest blokada, bo to byłaby zemsta. A gdy robi to tatuś lub inne diabły, to wtedy jest kara.

– Ale mówiłeś że ty możesz? Pokaż chociaż jak to ustrojstwo działa.

– No dobra, ale ja jeszcze nie mam takiej wprawy jak tata.

 

Lucek włożył hełm i przymknął powieki. Po chwili otwarł oczy, które zaczęły świecić krwistoczerwonym blaskiem, ogarniającym całe pomieszczenie. Hitler padł na ziemię jak rażony piorunem. Zwinął się w kłębek, zakrywając dłońmi twarz. Zaczął jęczeć, wić się i pocić. Po chwili jęki przeszły w wycie, w nieludzki skowyt. Krzysiek patrzał na to z przerażeniem, jego serce zaczęło bić szybciej, włosy zjeżyły się, a po kręgosłupie przebiegł lodowaty dreszcz. Wtedy zdał sobie sprawę, że jeszcze nigdy w życiu nie był tak wystraszony. Nawet nie zauważył kiedy ugięły się pod nim nogi.

– PRZESTAŃ!!! PRZESTAŃ!!! COŚ JEST NIE TAK! BŁAGAM CIĘ PRZESTAAAAAŃ!!!

Lucek ocknął się z transu, jego oczy na powrót wyglądały normalnie. Wejrzał na Krzysia skurczonego w kącie pokoju, szybko zrzucił hełm.

– Ja… Ja przepraszam… Nigdy nie robiłem tego przy drugim człowieku. Nie wiedziałem, że aura działa na innych w pobliżu.

Krzysiek z trudem łapał oddech, powoli dochodził do siebie.

– Kurwa mać… Nigdy nie miałem takiej zwały… Nie chciałbym wiedzieć jak to wyglada, gdy tą zabawkę ma na łbie twój stary.

– Czekaj, pomogę ci wstać.

– Ja pierdzielę, nogi mam jak z waty. Musisz mi pomóc jakoś doczłapać się do wyjścia.

– Ale odwiedzisz mnie jeszcze kiedyś?

– Jako koleś być może, ale wolałbym wtedy pograć na kompie.

 

Krzyś wsparł się na Lucku i powłócząc nogami wyszli z pomieszczenia.

 

Hitler otrząsnął się z amoku. "Nie było tak źle, dzieciak nie ma jeszcze takiej mocy jak stary"– pomyślał. Wsparł się na rękach i powoli podniósł głowę. Nie dowierzał własnym oczom. Dzieciaki wychodząc zapomniały zamknąć drzwi.

 

***

 

Hitler błąkał się po Piekle.

– Verfluchte! Żebym jeszcze wiedział gdzie tu jest wyjście! Po tylu latach nareszcie nadarza się okazja nawiać, a ja nawet nie mam planu! Zaraz dopadnie mnie ten przeklęty kundel albo napatoczy się jakiś diabeł wartownik.

Oparł się o ścianę i usiadł zrezygnowany.

– To wszystko na nic. Nigdy stąd nie ucieknę. Wszystkie korytarze wyglądają tak samo, nawet nie wiem jak wrócić do swojej celi. I pomyśleć, że kiedyś byłem wodzem. Fuhrerem! Przewodziłem narodom, drżał przede mną cały świat. I co? Siedzę w Piekle i rozklejam się jak jakaś ciamajda. Nie! Nie wolno mi się poddawać! Muszę coś wymyślić do jasnej cholery!

 

I wtedy usłyszał czyjeś kroki, dochodzące zza rogu. Poderwał się na równe nogi i przyjął postawę pełną pruskiej buty. "A co mi szkodzi spróbować, gorzej i tak już być nie może". Pewnym krokiem ruszył ku strażnikowi.

 

Diabeł wybałuszył gały na maleńką postać dumnie kroczącą ku niemu.

– A co ty tu u licha robisz, mały człowieczku!?

– To ja się pytam, co tu się u licha dzieje! Co to za porządek! Dostaję rozkaz powrotu na ziemię, strażnik wyprowadza mnie z celi, prowadzi w jakieś labirynty, a potem każe czekać! I tak tu stoję jak baran! Ty wiesz kim ja jestem!

– No coś kojarzę. Ten mały Austryjak? Poznałem po wąsie.

– Właśnie gamoniu! A wiesz co to rozkaz?! Mam wrócić na zewnątrz i rozpętać prawdziwe piekło, przy którym to co się działo ostatnim razem to pryszcz! I co? Marnuję tu cenne minuty! Niech no się o tym dowie wasz szef! Mam nadzieję, że da wam wszystkim do wiwatu! Pruski dryl! Tego wam widać brakuję!

– Ale…

– Keine ale! Achtung! Wyprostuj się! Postawa gamoniu! Tak ma niby wyglądać strażnik! W SS mógłbyś najwyżej pucować latryny!

Diabeł przyjął postawę na baczność, zarzucając widły na ramię, niczym karabin.

– No… Prawie dobrze. Tylko broda wyżej! A teraz Eins! Zwei! Drei! Prowadzić do wyjścia! Jak się uwiniesz, to nic nie powiem Lucyferowi!

– Jawohl! Proszę za mną!

 

Hitler przyjął minę pełną surowości, lecz w duchu uśmiechał się.

 

***

 

Lucyfer siedział w gabinecie ślęcząc nad papierkową robotą. Ogniste cyfry w Piekielnym Rejestrze Przyjęć zmieniały się na bieżąco jak zawsze, jednak suma przestała się zgadzać. Władca piekieł drapał się po karku, nie mogąc zrozumieć co jest nie tak z tabelami. Naraz zadzwonił telefon.

– No tak, cholera, jeszcze mi tego teraz potrzeba – westchnął i sięgnął po słuchawkę – Słucham. Tak tu tata Lucka…. Jak to nie było go na lekcjach? Przecież odprowadziłem go rano do szkoły… Nie wrócił na zajęcia po lekcji religii?… Dobrze… Wyjaśnię to… Tak… Może mu się pomyliło coś, pierwszy raz chodzi do szkoły… Tak… Dobrze… Tak… Dziękuję.

Lucyfer odłożył słuchawkę i zaczął masować spocone czoło.

– Mariolka kochanie! Pozwól na chwilę.

– Tak kotek?

– Lucek już wrócił?

– Jeszcze nie, przecież jest jeszcze w szkole.

– No właśnie nie jest. Przed chwileczką dzwonił dyrektor. Lucek chyba wybrał się na wagary.

– No pięknie! Jeżeli mu się coś stanie to chyba zwariuję!

– Spokojnie, to diabeł jest, nie zapominaj, nic mu nie grozi.

Rozmowę ponownie przerwał dzwonek telefonu. Lucyfer zastygł w bezruchu.

– No odbierz, na co czekasz! Może to o Lucku!

– Nie tym razem. Widzisz niebieskie światełko? To z Góry dzwonią. Nie dzwonili od tysięcy lat.

Powolnym ruchem przełączył na głośnik

– Piekło, słucham.

– No witam. Święty Piotr z tej strony. Pogadajmy sobie jak strażnik ze strażnikiem.

– Ale o co chodzi?

– Widziałeś księgi, coś tam się nie zgadza, no nie?

– No jest jakaś taka mała plątaninka z cyframi, ale pewnie do wyjaśnienia.

– Wyjaśnienie jest proste, jeden ci uciekł.

– Ale jak?! Jak to możliwe?!

– Spytaj syna. Zaprosił kolegę ze szkoły i nie zamknęli drzwi. Uciekł ci sam Hitler bałwanie! Czy wiesz co to oznacza?!

– O nie! – krzyknęła Mariolka.

Lucyfer zamarł.

– Tak, dobrze się domyślasz. To burzy cały Boski plan, cały porządek! Bóg zsyła grzeszników do Piekła, ucieczka jednego z nich podważa jego boską moc! Co to za Bóg, od którego wyroków można się wywinąć! Wiesz co to oznacza? Załamanie się praw fizyki, zmianę stałej grawitacyjnej i tym podobne! Tydzień czasu i cały wszechświat trafi szlag!

– A to ON, Wszechwiedzący i Wszechmocny nie może go tu ściągnąć, tego Hitlera?

– Właśnie ci głupolu tłumaczę! Nie ma już Wszechmocy i Wszechwiedzy! Wszechmoc podważyła ucieczka. Wszechwiedzę to, że tej ucieczki nie przewidział. Bóg teraz całą swą uwagę skupia na tym, by jakoś utrzymać wszechświat w kupie. Poza tym to twoja komórka dała ciała! Masz to załatwić jak najszybciej, bo z tej Apokalipsy nikt i nic się nie wywinie! To tyle, bierz się do roboty zamiast gadać!

 

Lucek stał w drzwiach do gabinetu. Jego oczy błyszczały od napływających łez. Dopiero wtedy dostrzegli go rodzice.

– Synku… Coś ty nawyrabiał?

Lecz Lucek nie słuchał, rzucił się przed siebie płacząc. Zanim Lucyfer i Mariolka spostrzegli się co się dzieje, Lucek był już na zewnątrz. Podstarzały władca piekieł nie miał najmniejszych szans dogonić zwinnego malca. Stał w drzwiach, wołając rozpaczliwie:

– Lucku! Wracaj, błagam cię! LUUUCKUUU!

Lecz odpowiadało mu tylko echo.

– Kochanie, co my teraz zrobimy? – Mariolka miała łzy w oczach – Musisz go odszukać!

Lucyfer ujął jej mokrą twarz swymi wielkimi dłońmi.

– Wiesz że nie mogę. Sama słyszałaś. Muszę najpierw odszukać Hitlera.

– Stawiasz jakiegoś grzesznika nad własnego syna?

– Jak nie znajdę Hitlera w ciągu tygodnia, to i tak wszystko trafi szlag! Lucka, ciebie, mnie, wszystko! Poza tym Lucek może się mnie teraz bać, i będzie się ukrywał, bojąc się że mógłbym go ukarać. Trzeba za nim wysłać kogoś kogo się nie będzie obawiał, najlepiej miłą kobietę.

– Ja nie mam doświadczenia, prawie nie wychodziłam na zewnątrz.

Lucyfer przytulił ją.

– Wiem kochanie, miałem na myśli jedną z moich agentek.

– Jest dobra? – spojrzała oczami pełnymi nadziei.

– Najlepsza. Stażem przebija wszystkie diabły. Wystarczy rzec, że to ona skusiła Adama w rajskim ogrodzie.

 

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

To tyle na razie. Ciąg dalszy może nastąpi, a może i nie, bo początek tej historii powstał w 2007 roku a potem miałem zawias :)

Koniec

Komentarze

Nie mam niestety czasu na konstruktywną krytykę, ale jedno napiszę- rozwaliło mnie. Miałbym jak nic 6 gdybym miał możliwość oceniania.

Bardzo sprawnie napisane, czyta sie super, fabuła też świetna, tak że ja, który mam mozliwość oceny, dałbym ci 6. Ale nie dam, dopóki drugiej części nie zobaczę :P Taki mały szantaż, co by zmobilizować do napisania.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Masz cholernie wielki atut - dialogi. Literackie ucho Cię w tej materii nie zawodzi.

Dałbym pięć - nie dam, bo nie mogę. No i przede wszystkim dopisz to do końca. Bo to się skończyć powinno. Czekam na następną część.

"(...) do szeroko pojętej mitologii chrześcijańskiej,(...)"
Mitologii ? Widzę, że autor - świadomie lub nie - próbuje mnie wkurzyć :)

Ten tekst jest znacznie lepszy niż poprzednie, które wyszły spod piórka autora. Nie miesza się w bieżące sprawy polityczne i takie tam... W każdym razie było dosyć zabawnie. Nawet jak dla mohera, takiego jak ja. Oceny niestety wystawić nie mogę. 

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dialogi żywe, narracja wartka. Niech będzie 6.
Pozdrawiam.

O człowieku. Sprawnie napisane, fabuła świetna i zaskakująca. Zabawne dialogi. Postać Lucka - bezbłędna.
No co ja Ci mogę postawić..no co... 5?
6 będzie jak dopiszesz do końca ;)

Dziękuję wszystkim za komentarze i oceny, które zmobilizowały mnie do dalszej pracy. Napisałem już drugie tyle opowiadania co tutaj i piszę dalej. Wrzucę to na portal gdy będzie ukończone.

Świetne! Wciągające, żywe, zabawne i prowokujące do refleksji.

Jak obiecałem, tak zrobiłem, daje 6, dwójki jeszcze nie przeczytałem, ale skoro w ogóle się pojawiła, to za pierwszą ci się ta nota należy.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ja się pod tym nie wypowiadałam?! Hm. Weird.

Nowa Fantastyka