- Opowiadanie: klm89 - Szok rzeczywistości

Szok rzeczywistości

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Szok rzeczywistości

Kevin wylogował się z sieci, po czym bezpiecznie wyciągnął wtyczkę z gniazda na szyi. Wstał i spojrzał na nadgarstek. Błękitne cyfry prześwitujące przez skórę pokazywały godzinę jedenastą rano. Uświadomił sobie, że spędził w sieci ponad dziesięć godzin, lecz w ogóle się tym nie przejął. Poczuł jednak głód, więc wolnym krokiem ruszył w stronę jadalni.

Idąc, zastanawiał się w jaki sposób mógłby jeszcze pomóc innym nim odejdzie. Pełnił ważną funkcję i doskonale zdawał sobie sprawę, jak wielki ciężar spoczywa na jego barkach. Miał wykształcenie techniczne. Przed wojną pracował w jednostce odpowiedzialnej za utrzymanie sieci. Takich jak on zostało już bardzo niewielu i, niestety, wszyscy lata młodości mieli już za sobą.

Doszedł do szafki. Otworzył ją. Półki zasypane były różnorodnymi saszetkami. Kevin przyłożył palce do prawej skroni. Jeździł nimi chwilę po skórze, aż wyczuł cztery wypukłości. Wcisnął odpowiednią kombinację. Z umieszczonego tuż pod czaszką, niewielkiego dysku połączonego z ośrodkiem pamięci, odczytał ilość zapasów. Według danych jedzenia w szafce wystarczy mu na rok. Ponadto w spiżarni znajdowały się jeszcze zapasy na kolejne dwadzieścia lat. To i tak nadto, pomyślał, jednocześnie chwytając pierwszą, lepszą torebkę. Z szafki obok wyjął miskę. Wsypał do niej zawartość saszetki – biały proszek, a następnie włożył ją do stojącego niedaleko urządzenia. Spojrzał na ekran wszczepiony w wewnętrznej stronie lewego przedramienia. Z wyświetlonej na nim listy wybrał pozycję „posiłek” oraz odpowiedni dla niego program. Pięć minut później siedział już przy stole.

Zajadając się szarą breją, spoglądał w stronę dużego, bo zajmującego niemalże całą ścianę, okna. Wieżowce majestatycznie wznosiły się na tle ciemnego nieba. Gęsty smog utrzymywał się w powietrzu, a wszędzie dookoła latały pojazdy. Tak, to piękny świat, pomyślał, oblizując ze smakiem łyżkę. Co im w nim przeszkadzało? Nie potrafił tego zrozumieć. Według niego ludzie w końcu osiągnęli szczyt ewolucji. Transhumanizm pozwolił zastąpić wadliwe części organizmu, rozwój techniki zapewnił dobrobyt, a sieć – poczucie przynależności do świata. I z punktu widzenia Kevina, to sieć była najważniejsza. Oprócz dostępu do nieprzebranych ilości informacji, pozwalała również uwolnić świadomość od ciała oraz połączyć się ze wszechświadomością. To było piękne – czuć emocje innych i dzielić się własnymi. Przeżywać wszystko razem.

Jeszcze raz wspomniał ludzi, którzy wywołali wojnę i najprawdopodobniej ją wygrali pomimo śmierci. Nazywali siebie ekologami. Kevin oczywiście spotkał się z tym terminem już wcześniej, ale nigdy nie zadał sobie trudu rozszyfrowania go. Wiedział tylko, że ma on związek z roślinnością, pewnie z tymi paprotkami, które ludzie trzymali na parapetach. I ze zwierzętami. Tak, z całą pewnością mówili coś o jakichś zwierzętach, lecz były one na tyle rzadkie, że Kevin miał jedynie mgliste pojęcie, czym tak naprawdę są.

Oglądanie przez okno ogromnej metropolii uspakajało go. Dzięki temu widokowi nabierał nowych sił oraz chęci do pracy. Wówczas nawet katastrofa, w obliczu której stanął świat, nie przerażała go aż tak bardzo. To właśnie przy tym widoku tworzył nowe algorytmy, za pomocą których wyszukiwał innych techników.

Gdy już wystarczająco nacieszył oczy oraz zaspokoił żołądek, wstał i ruszył w stronę terminalu, aby znów połączyć się z siecią. Zatrzymał się jednak gwałtownie po kilku krokach. Kątem oka dostrzegł coś niepokojącego. A może tylko mu się zdawał? Odwrócił głowę w stronę okna, żeby się upewnić. Niestety, nie było mowy o pomyłce. Miasto zafalowało ponownie. Czy to było możliwe? Owszem, było. Dopuszczał taką możliwość. Monitory okienne, jak każda maszyna czasami szwankowały, ale mimo to, trudno było w to uwierzyć. Niemniej jednak musiał pogodzić się z rzeczywistością, kiedy wyświetlane miasto zmieniło się w czarno-białe pasy.

– Cholera – zaklął pod nosem.

Przyczyn mogło być wiele, lecz zazwyczaj uszkodzeniu ulegał panel sterujący. Kevin podszedł do monitora, uklęknął, po czym wyjął prostokątną klapkę odsłaniając wnękę w ścianie. Niemalże od razu zauważył przyczynę.

– To nie panel sterujący – Powiedział nieco zaskoczony.

Chwycił jeden z przewodów i w miarę możliwości wyciągnął go z otworu, aby dokładniej mu się przyjrzeć. Izolacja była przerwana. Bardzo dziwna rzecz. Jak mogło powstać tego typu uszkodzenie mechaniczne? Nie miał pojęcia. Uznał więc, że najprawdopodobniej przy montażu użył już uszkodzonego przewodu i po prostu tego nie zauważył. Defekt musiał nie być zbyt poważny skoro dał znać o sobie dopiero teraz. Położył więc kabel na podłodze i miał już ruszyć po zestaw naprawczy, gdy monitor wydał z siebie kilka pisknięć. Mężczyzna szybko się podniósł, aby w jednej chwili oniemieć. Jego ciało zadrżało, a nogi ugięły się. Monitor stał się przezroczysty. Znów pełnił funkcję najzwyklejszego okna. Kevin nie spoglądał przez nie od ponad piętnastu lat. To co ujrzał teraz, zszokowało go.

Niegdyś ciemne niebo było zupełnie błękitne. Jakieś białe rzeczy zdawały się po nim pływać, a coś, jakby ogromna lampa, ślepiło go w oczy. Co to mogło być? Dopiero, gdy pierwsza fala strachu minęła, przypomniał sobie o czymś, co nazywano słońcem. To z całą pewnością musiało być to. Przyłożył rękę do czoła, aby móc rozejrzeć się dokładniej. Zieleń, wszędzie zieleń. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Czy to te rośliny, o których mówili ekolodzy? Fakt, niektóre przypominały paprotki, ale reszta? A gdzie miasto? Gdzie budynki? Musiały gdzieś być, przecież je pamiętał. Opuszczone i zdewastowane podczas wojny, ale były tam. A teraz? Nic, wszędzie ta cholerna zieleń.

Upadł na kolana.

– Co ci przeklęci ekolodzy zrobili z tą planetą?! – wykrzyczał.

Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Co prawda z ostatnich wiadomości, które były jeszcze emitowane, dowiedział się, że ekolodzy zdołali rozpylić jakiś środek w atmosferze. Czy to właśnie jego efekt? Zaszlochał.

Nagle dostrzegł ruch. Coś brązowego przeleciało między kablami. Znów ogarnął go strach, ale po chwili ciekawość wzięła górę. Przybliżył twarz do otworu. Z między kabli wyskoczyło coś małego.

– Cóż to za maszyna?

Przyjrzał się jej uważnie. Mały korpus pokryty włosiem. Dwa czarne punkty, zapewne kamery wizyjne. Nieco wyżej dwa przypominające talerze urządzenia, które bez wątpienia musiały służyć do echolokacji. A z tyłu coś długiego, jakby antena do odbierania fal radiowych. Wyciągnął rękę, aby chwycić to coś. Kiedy jednak zbliżył dłoń, malec otworzył szczękę odsłaniając długie siekacze, którymi ugryzł kciuk Kevina. Ten aż podskoczył z wrzaskiem. Z palca pociekł strumień krwi. Maszyna nie powinna zaatakować człowieka, pomyślał, to sprzeczne z prawami robotyki! Nie rozumiejąc, co tak właściwie się stało szybko popędził do terminalu.

Podłączył się do sieci.

Dawniej znalezienie interesujących danych, nawet tych najdziwniejszych, zajęłoby mu kilka sekund dzięki skorzystaniu ze wszechświadomości. Teraz jednak nie było to już możliwe, a przynajmniej nie na razie. Kilka godzin więc zajęło mu przekopywanie się przez niezliczoną ilość, nieposegregowanych informacji. Dopiero, gdy dotarł do obszarów sieci, które na długo przed rozpoczęciem wojny były już niemalże całkowicie zapomniane i na ogół nikt się w nie nie zapuszczał, odnalazł to, czego szukał.

Mysz polna – głosił nagłówek nad zdjęciem. Kevin nie miał wątpliwości, że to właśnie ją spotkał. Serce waliło mu jak młot. Przeżył, nie bez szwanku, ale jednak, spotkanie z dziką bestią. Prawdziwym zwierzęciem, a nie jakąś maszyną.

Drżącymi rękoma odpiął wtyczkę, po czym ujął w dłoń przypadkowy przedmiot. Mężczyzna był w takim stresie, że nawet nie wiedział za co chwycił. W sumie nie miało to żadnego znaczenia. Ważne, że było ciężkie i poręczne.

– Sam będę musiał ukatrupić tego potwora. Ja albo ona.

Zdecydowanie zrobił dwa kroki i spojrzał w stronę okna. Po ciele przeszły mu dreszcze. Upuścił trzymany w ręku przedmiot, a ten ze szczękiem upadł na podłogę. Kevin zaczął się cofać do momentu, aż napotkał plecami ścianę. Szeroko otwartymi oczyma spoglądał na brązowy łeb zwierzęcia. Poczuł ucisk w sercu, a następnie ciepło w nogawkach. Czworonożne zwierzę, mierzące około osiemdziesięciu centymetrów wysokości oraz około stu dwudziestu długości, stało za oknem i obserwowało go przez szybę. Mężczyzna zaczął osuwać się na podłogę, coraz ciężej łapiąc oddech. Wyraźnie widział to monstrum. Długie nogi, mały ogonek, sterczące uszy oraz coś jakby kości wyrastające z łba. To przeraziło go najbardziej. To właśnie nimi stworzenie kilkakrotnie stuknęło w szybę, przez co Kevin wydał przeraźliwy krzyk. Dostał straszliwych drgawek. W myślach wciąż przeklinał tych cholernych ekologów za zarazę, którą zesłali na jego ukochany świat.

Piana potoczyła mu się z ust. Nim stracił przytomność, poczuł jeszcze silne uderzenie w tył głowy. Gdy drgawki ustały, Kevin był już martwy.

Koniec

Komentarze

Nie do końca pojąłem, co zabiło Kevina. Czy było to jego wyobrażenie, czy wręcz fobia przed myszą?

Opowiadanie nużyło do momentu spotkania z gryzoniem – ot, oglądałem dzień z życia hakera, specjalisty od sieci, do tego wypełniającego rolę Pana Infodumpa. Dopiero napotkanie stworzenia coś ruszyło do przodu i dało nawet ciekawą końcówkę :)

Warsztatowo jest średnio. Trochę powtórzeń, opisy raczej suche, przez co nie przykuwają.

Podsumowując: jest tutaj fajny pomysł, ale średnie wykonanie nie dają mu rozwinąć skrzydeł.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Pułki zasypane były różnorodnymi saszetkami.

Półki.

Podoba mi się pomysł: szok spowodowany nadmiarem  roślin i zwierząt. Ciekawe.

 

Przynoszę radość :)

Warto zróżnicować formę. W tekście za dużo zdań prostych niezłożonych, a jeśli już złożone, to krótkie.

Najprościej efekt różnorodności formy uzyskać poprzez przemienność zdań. Czyli ze dwa długie, naprawdę długie i złożone, po czym jakieś krótkie i dobitne. Później odwrotnie. Zwykle długie pasują do opisu, krótkie do dziania się. Jeśli przy tym pojawi się zaskakująca, nietypowa obserwacja, przyciągniesz uwagę odbiorcy.

 

Mysz opisujesz, mieszając dwie odmienne perspektywy, czyli jako:

– mechanizm, antena i kamery wizyjne,

– równocześnie: włosie, szczęka i siekacze.

Skoro bohaterowi bliższy świat mechanizmów, zostaw go w nim, niech konsekwentnie za pomocą jakiegoś żargonu technicznego próbuje opisać żywe stworzenie. W tym wypadku wychodzi kontrast – sztuczne do żywego. Taki kontrast bawi, więc czemu by z niego nie skorzystać?

 

Ten aż pod­sko­czył z wrza­skiem.

Upu­ścił trzy­ma­ny w ręku przed­miot, a ten ze szczę­kiem upadł na pod­ło­gę.

Lepiej uważać z zaimkami wskazującymi, zwykle w wypowiedzi brzmią niezręcznie.

 

pisknięć? – Czemu nie pisków?

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Początek nie zaciekawił, opisy jakich wiele, później było odrobinę lepiej, choć też bez szczególnych fajerwerków. Do tego warsztat miejscami kuleje, zdarzają ci się powtórzenia, literówki i pewne stylistyczne niezgrabności.

A mnie się nawet spodobało. Końcówka, bo początek szału nie robił, ze względu na wykonanie – powtórzenia, kulejąca interpunkcja, literówki…

Ale w końcówce nadrobiłeś straty. Walka z potworami niezła. Co ci ekolodzy zrobili bohaterowi… To dopiero sadyści. ;-)

Babska logika rządzi!

Początek standardowy, klimat wykreowany dobrze. Fajnie zaczęło się robić później kiedy wszedł motyw z ekologami, za to plus.

Końcowka odrobinę zagadkowa. Nie mogę się domyślić, co to za zwierze stukało w szybę, te rogi wystające z głowy są mylące. To jakiś mutant? No i ciekawi mnie, kto zabił Kevina.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Oj, Wicked – jelonek albo podobna, równie straszliwa, bestia. :-)

Babska logika rządzi!

Hehehe :D

Ja oczyma wyobraźni widziałem wielkiego, rogatego psa, nie wiem czemu.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Im dalej w las, tym więcej drzew, rzec można o Szoku rzeczywistości. Początek nużący, potem rzecz nabiera rumieńców, aż do efektownego szoku wywołanego widokiem, jak przypuszczam, koziołka. Szok ów, niestety, okazał się być ostatnim w życiu Kevina. ;)

 

mó­wi­li coś o jakiś zwie­rzę­tach, lecz były one na tyle rzad­ki… – …mó­wi­li coś o jakichś zwie­rzę­tach, lecz były one na tyle rzad­kie

 

Nie mniej jed­nak mu­siał po­go­dzić się z rze­czy­wi­sto­ścią… – Niemniej jed­nak mu­siał po­go­dzić się z rze­czy­wi­sto­ścią

 

Wy­raź­nie wi­dział te mon­strum.Wy­raź­nie wi­dział to mon­strum.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za komentarze i poprawki:)

Bardzo sympatyczna rzecz, ktorej urok tkwi częściowo w rozrywkowo-refleksyjnym potencjale pomysłu odwrócenia współczesnych lęków do góry nogami, a częściowo w bezpretensjonalności jego przedstawienia.

Podoba mi się lekkość, z jaką przedstawiłeś uzależnienie człowieka od technologii i wyobcowanie względem natury i doceniam, że nie wpadłeś przy tym zupełnie kpiarski ton, kreśląc także plusy korzystania z komputerowych nowinek. Zakończenie jest wprawdzie przewidywalne, ale ładnie zamyka całość, więc nie wypada się go czepiać.

Lekko zgrzytało, kiedy bez ostrzeżenia (i bez sensu) opowieść przeskakiwała z perpektywy Kevina na perspektywę wszechwiedzącego narratora.

Podsumowując: porządnie napisana, lekka satyra na dość oklepany temat, ale przedstawiona w odświeżający sposób.

na emeryturze

Początek lekko drętwy, ale szybko robi się naprawdę ciekawie. Spotkanie bohatera z naturą bardzo interesująco przedstawione. W sumie jeden z fajniejszych Twoich tekstów.

Cyberpunk à rebours. Podobało mi się. Dałem głos na bibliotekę.

Dzięki za głos Marcinie Robercie:)

Nowa Fantastyka